wtorek, 4 czerwca 2013

Bad Girl 9 Part 2

Słyszałam ich głosy. Jak na razie rozmawiali spokojnie i to tak, że prawie nic nie słyszałam. Po chwili to się zmieniło.
- Jest, ktoś z tobą? - to był ten sam głos co wtedy w parku.
- Nie, jestem sam …. dobrze, że się zjawiliście bo od wczoraj siedzę w piwnicy – Michael udawał, że ich nie zna i do tej pory całkiem dobrze mu szło.
- Ja na twoim miejscu bym się nie cieszył.
- Nie rozumiem?
- Zobaczcie … niby taki bystrzak, a nie rozumie prostych rzeczy … nie przyszliśmy tutaj na kawkę …
- Wolicie herbatkę?
- Słyszycie to? - usłyszałam kroki ciężkich butów, chyba podszedł do Michaela. Głowę miałam opartą o kolana. Nagle usłyszałam jęk Michaela. Od razu podniosłam głowę i spojrzałam przed siebie. Widziałam ich cienie na ścianie, jeden z nich był skulony. Domyśliłam się, że tamten Go uderzył – Chcesz coś jeszcze powiedzieć? Tak myślałem.
- Czego chcecie? - ledwo powiedział.
- Hmm pomyślmy.
- Kasy? Ile?
- Czy ty mnie masz za idiotę?! - wydarł się – Myślisz, że Cię nie poznaje?! Muszę jeszcze znaleźć tamtą sukę i ty mi w tym pomożesz!
- Nie! - odpowiedział twardo. Znowu Go uderzył, tym razem w twarz. Nie mogłam na to patrzeć.
- To nie było pytanie! Gdzie Ona mieszka?!
- Nic Ci nie powiem! - kolejny cios.
- Więc jak będzie? Dogadamy się? - nachylił się nad Michaelem.
- Już wystarczy – powiedział inny.
- Pytał Cię ktoś o zdanie?!
- Zrób ze mną co chcesz i tak Ci nic nie powiem!
- Jak sobie życzysz – kopnął Michaela w brzuch i jeszcze raz. Na chwilę przestał – Nie zabiję Cię od razu. Najpierw znajdę tę sukę i zabawie się z nią na twoich oczach!
- Tylko ja tknij, a zabije Cię!
- To ja Ciebie zabije, a potem ją … spodoba się jej i nie zapomni tego do końca życia – zaczął Go od nowa bić. Musiałam coś zrobić. Bałam się ale wiedziałam, że to jedyne wyjście. Wyszłam z ukrycia.
- Zostaw Go? - krzyknęłam. Spojrzał się na mnie i podszedł.
- Proszę, proszę … kogo my tu mamy – dotknął mojego policzka swoją obleśną łapą. Odwróciłam głowę na bok.
- Nie dotykaj jej! - Michael chciał wstać ale zauważył to i Go kopnął . Upadł z powrotem na podłogę. Podbiegłam do Michaela i ukucnęłam przy nim.
- Miałaś zostać na dole – mówił szeptem.
- I miałam pozwolić na to, żeby Cię zabił?
- Co to za pogaduszki? Wstawać! - pomogłam Michaelowi wstać. Usiedliśmy na kanapie w salonie – Pilnujcie ich. Pójdę się rozejrzeć – poszedł na górę.
- Połóż się – położył głowę na moje kolana.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Nie jestem taka wredna jak myślisz.
- Nigdy się mnie nie słuchasz – słabo się uśmiechnął. Bardzo źle wyglądał.
- Możesz mi przynieść apteczkę z łazienki? - zwróciłam się do tej dziewczyny. Spojrzała na tego drugiego czekając na pozwolenie. Kiwnął głową i poszła. Po chwili przyszła – Dzięki.
- I nie jesteś wredna, tylko zagubiona – nie odpowiedziałam. Zaczęłam Go opatrywać. Tamci w ogóle się nie odzywali. Byli jacyś dziwni. Po chwili wyszli do przedpokoju. Chyba się kłócili.
- Powstrzymaj Go!
- Jak? Chcesz, żeby i nas zabił?
- To wolisz siedzieć i patrzeć jak ich zabija? Przecież Oni nic nie zrobili … są niewinni.
- Skarbie …
- Nie będę udawała, że nic nie widzę. Zgadzałam się na wszystko, ale koniec z tym! Nie pozwolę zabić niewinnych osób – wróciła do salonu. Udawałam, że nic nie słyszałam. Zastanawiałam się o co tu może chodzić. Po opatrzeniu Michaela odłożyłam apteczkę.
- Dlaczego jesteś taka uparta? - powiedział Michael.
- Przypominam Ci, że to ty pierwszy podjąłeś decyzję o wyjściu z piwnicy nie licząc się z moim zdaniem.
- Dobrze wiesz, że zrobiłem to dla Ciebie, żeby Cię ratować.
- Nie prosiłam Cię o to.
Znowu się zmieniła, a tak było miło w piwnicy. Bałem się tylko jednego, że ten typ zrealizuje swoje groźby i skrzywdzi Rose. Nigdy bym sobie tego nie darował. Widziałem w jej oczach strach, ale za wszelką cenę chciała pokazać, że jest twarda.
- Och Rose, Rose …. już Cię prawie rozgryzłem .. - wrócił ten typ.
- A co to za użalanie się nad sobą? - momentalnie usiadłem – Tak lepiej. Niezła chata, a jakie wielkie łóżka. Chętnie bym wypróbował – podszedł do nas i nachylił się nad Rose – Co ty na to?
- Po moim trupie – powiedziałem przez zęby.
- Nie ma sprawy.
- Daj spokój – podszedł do niego ten drugi – Tego nie było w planach – przez chwilę na nas popatrzył i odszedł. Miałem nadzieje, że już odpuścił. Usiadł na fotelu. Przytuliłem Rose do siebie bo widziałem jej wahanie, czy może. Spojrzała się na mnie.
- Dziękuje – wyszeptała.
- To jak to jest z wami … jesteście razem?
- Nie twoja sprawa – odpowiedziałem nie patrząc na niego. Katem oka widziałem jak wstaje i zmierza w moim kierunku. Jednak tamten Go powstrzymał.
- Nie prowokuj Go – szepnęła Rose. Na dworze robiło się coraz ciemniej, a prądu nadal nie było. Nagle, ktoś zapukał do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie.
- Twoja szansa – szepnąłem.
- Nie, nie zostawię Cię – co za uparciuch.
- Jeżeli, ktoś piśnie choćby słówko, rozwalę łeb – zagroził. Pukanie nie ustawało – Chodź no tutaj – złapał Rose za ramię – Nie zrobisz nic głupiego, prawda?
- Nie.
- Grzeczna dziewczynka. To teraz idź i to załatw – pchnął ją w stronę drzwi. Miałem nadzieje, że wykorzysta szansę i ucieknie – A, żeby Cię nie kusiło .. - podszedł do mnie i kazał wstać. Odwrócił mnie do siebie tyłem i przyłożył do gardła nóż – Nie zawaham się ani sekundy … masz moje słowo, a teraz otwieraj – zrobiła to co jej kazał. Po chwili zamknęła drzwi – Kto to był? - nadal mnie nie wypuścił.
- Z elektrowni … pozrywało linie i przez 2 dni nie będzie prądu …. proszę, puść Go – widziałem jak łzy zbierają jej się do oczu. Posłuchał i mnie puścił. Od razu podszedłem do Rose i ją objąłem, wtuliła się we mnie.
- Jakie to wzruszające … idę do kuchni, a wy ich pilnujcie – usiedliśmy na kanapie.
- Krwawisz.
- Co? Gdzie? - dotknąłem swojej szyi. Faktycznie, zobaczyłem krew na dłoni. Pewnie nóż jest ostry jak brzytwa – To nic takiego … dobrze się czujesz?
- Tak.
- Możecie dać nam coś do picia? Od wczoraj nie mieliśmy nic w ustach – dziewczyna wstała i skierowała się do kuchni. Wróciła z dwiema szklankami wody – Dziękuje – podała mi szklanki – Masz … napij się. Poczujesz się lepiej – napiliśmy się i odłożyłem szklanki na stół. Wszystko mnie bolało, ale musiałem wytrzymać.
- Idź, poszukaj świec – od progu dał rozkaz tej dziewczynie. Nie protestowała, posłusznie wstała i zaczęła szukać. Wyglądała jak by się Go bała, ale dlaczego? Przecież są wspólnikami. Nic nie rozumiałem.
- Już po nas, prawda? - zapytała się mnie tak cicho, że ledwo usłyszałem. Spojrzałem się na nią zaskoczony.
- Nie, nie mów tak. Zrobię wszystko, żeby Cię stąd wyciągnąć, słyszysz? Wszystko – pogłaskałem ją po policzku. Zrobiło się chłodniej. Na oparciu kanapy zobaczyłem koc. Sięgnąłem po niego i okryłem Rose – Będzie wszystko dobrze … obiecuje.
- Co tutaj jest tak zimno do cholery? - powiedział ten typ. Jednak my nie odpowiedzieliśmy – Gdzie tu macie ogrzewanie?
- Niby taki bystrzak, a nie wie, że piec jest w piwnicy – moje zachowanie nie było mądre, ale chciałem mu się odgryźć.
- Coś … - nie dokończył bo tamten mu przerwał.
- Musimy iść napalić bo robi się coraz zimniej – powiedział ten drugi.
- Tym razem Ci się upiekło – pogroził mi palcem – Podnosić tyłki! Chyba nie myśleliście, że was tutaj zostawię – wstaliśmy i kazał nam iść na przód. Z każdym kolejnym krokiem czułem ból, ale nie mogłem tego pokazać. Rose trzymała się mnie dwiema rękami. Ustaliśmy przed drzwiami do piwnicy.
- To tutaj – powiedziałem i odsunęliśmy się na bok. Otworzył drzwi.
- Myślicie, że jestem taki głupi? Gdy tylko wejdę zamkniecie drzwi! - patrzył się to na mnie to na Rose – Więc, muszę kogoś wziąć – złapał Rose za ramię i przyciągnął do siebie – Chodź laleczko.
- Nie! Ja pójdę. Puść ją!
- To nam się bohater trafił. Wybacz, ale nie jesteś w moim typie – zaczął się śmiać – Dobra .. koniec tego pieprzenia, dawać latarkę – wyciągnął rękę.
- Mam pomysł. My z nimi zejdziemy, a ty zostaniesz tutaj – powiedziała ta dziewczyna. Zastanawiał się przez chwilę.
- Niech będzie, ale bez żadnych numerów i sama z nimi zejdziesz – spojrzała na tego drugiego, chyba był to jej chłopak.
- Dobrze – puścił Rose i poszedł sobie z tym drugim do salonu. Nie podeszła, nie wiedziałem co się dzieje.
- Rose? - podszedłem do niej – Co się dzieje? Coś Cię boli? - zaprzeczyła głową. Wyglądała jak by miała za chwile zemdleć – Chodź – złapałem ją za rękę.
- Pójdę pierwsza – powiedziała ta kobieta. Zeszliśmy za nią – Gdzie ten piec?
- Tam .. w rogu – podeszliśmy tam.
- Bierz się do roboty – nie zajęło mi dużo czasu rozpalenie ognia bo w domu mamy taki sam piec – Długo będzie się nagrzewał?
- Jakieś pół godziny, ale tutaj będzie najcieplej za kilka minut – wolałem, żebyśmy zostali tutaj jak najdłużej się da. Rose w ogóle się nie odzywała. Zaczynałem się już martwić.
- Co jej jest?
- Nie wiem – spojrzałem na nią. Musiałem się na chwile odwrócić, żeby dołożyć drewna i wtedy poczułem coś na plecach. Odwróciłem się i zobaczyłem przed sobą Rose.
- Nic mi nie jest, ale nie zostawiaj mnie – przytuliła się.
- Przecież nie zostawiłem, ale na pewno wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku …. boje się – w końcu to powiedziała.
- Wiem – przytuliłem ją mocno do siebie i pogłaskałem po włosach – Możemy jeszcze chwile zostać? - zapytałem.
- Tak – usiedliśmy na podłodze.
- Nie możesz z nim pogadać … nie pójdziemy na policję.
- Przykro mi, jego nikt nie przekona.
- O co tu właściwie chodzi? On chcę nas zabić, a wy stajecie w naszej obronie, co jest grane?
- To długa historia.
- Mamy czas.
- Poznaliśmy Go 8 miesięcy temu. Ja i mój chłopak straciliśmy pracę i łapaliśmy się jakiegokolwiek zajęcia, żeby mieć z czego żyć. Pewnego dnia żebrania w centrum handlowym spotkaliśmy Go. Podszedł do nas i zapytał, czy nie chcielibyśmy trochę zarobić, oczywiście się zgodziliśmy. Umówiliśmy się z nim na następny dzień. Nie powiedział nam na początku o co chodzi, tylko kazał wsiąść do samochodu i na miejscy wszystko nam wyjaśni. Gdy już dojechaliśmy, powiedział, że koleś wisi mu kasę i nie chcę oddać. My mieliśmy jedynie mu pomóc odzyskać kasę. Weszliśmy do domu bez pukania, facet bardzo się zdziwił kiedy nas zobaczył. On podszedł do niego i bez wahania uderzył. Zawołał mojego chłopaka i kazał trzymać, żeby On Go mógł bić. Mnie kazał przeszukać dom. Znalazłam pieniądze i zeszłam na dół. Myślałam, że już po wszystkim ale się myliłam. Gdy byliśmy już przy wyjściu On został i … - słuchałem i nie mogłem uwierzyć. Rose cały czas była we mnie wtulona – Zastrzelił Go. Chcieliśmy uciekać, ale nam nie pozwolił i powiedział, żebyśmy zaczęli się przyzwyczajać. Po wszystkim odwiózł nas i powiedział, że jeżeli pójdziemy na policję to nas znajdzie i zrobi to samo co z tamtym. Zabił już mnóstwo osób.
- A my jesteśmy kolejnymi ofiarami – powiedziała Rose. Spojrzałem się na nią. Tamta nie odpowiedziała, tylko wypuściła powietrze i spuściła głowę.
- Przykro mi … naprawdę. Myśleliśmy, że dom jest pusty.
- Musi być jakiś sposób – głośno myślałem. Nie chciałem o to pytać przy Rose, ale nie miałem innego wyjścia – Czy On …. skrzywdził kiedykolwiek kobietę? - chciałem, żeby zabrzmiało to łagodnie.
- Nie rozumiem – nie mogło mi to przejść przez gardło.
- Chodzi mi o to … czy posunął się dalej z kobietą?
- Masz na myśli …
- Tak.
- Raz, czy dwa. Dokładnie nie pamiętam.
- Nie pozwolę na to.
- Nic nie poradzisz. Jeden też chciał Go powstrzymać i skończył na wózku.
- Co tam robicie? Wyłazić – usłyszeliśmy. Wstaliśmy i szliśmy powoli do schodów. Po drodze zauważyłem jakiś pręt. Chciałem Go podnieść, ale ta dziewczyna mi nie pozwoliła.
- Nie pogarszaj sytuacji. Zaczekaj … spróbuje z nim pogadać, ale nic nie obiecuję.
- Niech wypuści chociaż Rose, tylko na tym mi zależy.
- Już Ci powiedziałam, że bez Ciebie nigdzie nie pójdę.
- Pójdziesz i bez dyskusji.
- Mam po was zejść?! - wydarł się.
- Już idziemy – tamta szła pierwsza, a Rose za nią.
- I tak nie pójdę – powiedziała po cichu. Była uparta, ja też, ale prawda była taka, że nie mogłem jej do niczego zmusić.
- Już myślałem, że tam zasnęliście.
- Idźcie do salonu – powiedziała – Możemy porozmawiać?
- Nie mamy o czym, ale niech Ci będzie – usiedliśmy z powrotem na kanapie. Nie słyszałem ich rozmowy, ale dość szybko On wyszedł z kuchni.
- Radzę Ci uspokoić tę swoją sukę – powiedział łagodnie. Tamten pobiegł do kuchni i po chwili wyszedł z nią. Dyskretnie pokręciła głową w moją stronę. Już wiedziałem, że to nic nie dało. Minęło parę godzin i nic się nie zmieniło. Na domiar złego, zaczęło mnie strasznie boleć w okolicach żołądka i robiłem się coraz bardziej słabszy. Próbowałem jakoś to opanować, ale udało mi się, tylko przez chwilę. Głowa osunęła mi się na ramie Rose. Spojrzała na mnie.
- Co się dzieje?
- Nie, nic … jestem zmęczony to wszystko – po jej minie widziałem, że nie uwierzyła. Musiałem wytrzymać za wszelką cenę. Ten typ dziwnie się na nią patrzył.
- Kiedy stąd pójdziemy? - zapytała tamta.
- Właśnie, jej rodzice mogą wrócić – powiedział tamten.
- No to musimy się pospieszyć – wstał i skierował się w naszą stronę – Pilnujcie Go – złapał Rose za ramię i kazał wstać – Pójdziemy się zabawić, dawno nie miałem kobiety.
- Nie! - wstałem pomimo bólu – Zostaw ją!
- Chyba za mało dostałeś po ryju.
- Stary .. nie wygłupiaj się. Tego nie było w planie – podszedł tamten.
- Po pierwsze nie było żadnego planu, po drugie nie będziesz mi mówił co mam robić! I trzeci punkt. Jeżeli tak Ci zależy, żebym zostawił tę zdzirę to zabawie się z twoją suką. Mi bez różnicy. Wybieraj – nie odpowiedział – Czyli, wszystko już ustalone. Postaram się szybko uwinąć, a wy macie Go pilnować.
- Nie! Puść mnie! - krzyczała i się szarpała. Kierował się w stronę pokoju na parterze. Rzuciłem mu się na plecy. Odwrócił się i mnie uderzył. Upadłem, ale nie miałem zamiaru się poddać. Wstałem i już miałem się na niego rzucić, gdy wyciągnął nóż i przyłożył Rose do szyi.
- No dalej … co? Zmęczyłeś się? Bądź grzeczny to pozwolę i tobie się z nią zabawić … ostatni raz, a teraz Państwo wybaczą, ale mam coś do załatwienia.
- Lepiej od razu mnie zabij! - powiedziała. Nie mogłem nic zrobić, gdybym podszedł, zabiłby ją. Zamknął drzwi pokoju.
- Zróbcie coś co jasnej cholery!
- Jedyne co mogę zrobić to Cię wypuścić – powiedział.
- Co? - myślałem, że się przesłyszałem.
- Wystarczy, że mnie uderzysz i ..
- Nie chcę tego słuchać! Za kogo ty mnie masz? Myślisz, że zostawię Rose, żeby ratować swój tyłek?! Ty byś zostawił swoją kobietę?
- Gdyby chodziło o moje życie …. - spojrzała się na niego z niedowierzaniem.
- Ty dupku! - powiedziała i się oddaliła.
- Jeżeli tak myślisz to nie mamy o czym gadać. Nie jestem pieprzonym tchórzem i jej nie zostawię! - nagle wyszedł tamten bydlak.
- Masz gumkę? Bo nie wziąłem – zwrócił się do tamtego.
- Zaraz sprawdzę – poszli do przedpokoju.
- Idź do niej – powiedziała i bez namysłu tak zrobiłem. Podstawiłem pod drzwi krzesło, żeby mieć więcej czasu. Leżała na łóżku ze związanymi rękami i nogami do ram łóżka.
- Zaraz Cię odwiąże – płakała.
- Zabierz mnie stąd – udało mi się odwiązać tylko ręce. Wyważył drzwi bez najmniejszego problemu i powalił mnie na podłogę. Wstałem i Go uderzyłem. Oddaj mi dwa razy mocniej i nie przestawał. Poczułem na plecach przeszywający prąd. Nie miałem pojęcia co to. Po chwili poczułem jeszcze raz i straciłem przytomność. Ostatnie co słyszałem to krzyk Rose. Otworzyłem oczy, wszystko mnie bolało. Leżałem na podłodze i trochę się podniosłem.
- Przepraszam, ale musiałam to zrobić. Inaczej by Cię zabił – pokazała paralizator.
- Gdz .. gdzie jest Rose? - złapałem się za głowę. Kiwnęła głową w stronę drzwi – Długo?
- Pół godziny – opuściłem głowę. Najgorsze było to, że nie było słychać kogokolwiek. Drzwi się otworzyły i wybiegła zapłakana Rose. Była w samej bieliźnie. Chciałem wstać, ale nie dałem rady.
- Rose – powiedziałem i się odwróciła. Podbiegła do mnie i się wtuliła. Przytuliłem ją najmocniej jak potrafiłem – Przepraszam Cię … przepraszam, że Go nie powstrzymałem – zanosiła się płaczem. Powstrzymywałem się, żeby nie płakać, ale i tak kilka łez wydostało się z oka.
- O jacie - wyszedł, najwyraźniej zadowolony – Było … hmm … nieźle.
- Ty sukinsynu! - spojrzałem się na niego wściekłym wzrokiem. Zaśmiał się i sobie poszedł – Podaj koc – powiedziałem do tej dziewczyny. Okryłem nim Rose i nadal nie wypuszczałem z ramion. Czułem się winny – Cii … jesteś już bezpieczna – szeptałem. Minęła kolejna godzina. Coś mi się przypomniało – Rose … w kieszeni mam telefon …. spróbuj Go wyciągnąć, tylko powoli – powiedziałem jej na ucho. Ja nie mogłem tego zrobić bo, by zauważył. Trochę się uspokoiła.
- Mam.
- Dobrze … znajdź numer do porucznika i napisz do niego wiadomość i podaj adres.
- Nie wiem, czy dam radę.
- Dasz … wierzę w Ciebie – po paru minutach powiedziała, że już napisała. Teraz pozostało nam tylko czekać – Będzie dobrze – powiedziałem i pogłaskałem ją po włosach. Porucznik Smith jest moim dobrym znajomym. Zawsze, gdy mam jakiś problem dzwonie do niego. Miałem nadzieje, że i tym razem mnie nie zawiedzie.
- Czas już na nas – powiedział – Dam wam wybór ... nóż czy pistolet? - nie odpowiedzieliśmy – Mam sam wybrać?
- Rób co chcesz – odpowiedziałem.
- Jak chcecie – wyciągnął broń i podszedł do nas – Pójdzie gładko … Panie mają pierwszeństwo, ale nie jestem dżentelmenem, więc … - przyłożył mi pistolet do głowy – Mam inny pomysł. Przybliż głowę do jej … rusz się! Załatwię was jedną kulą – zamknąłem oczy i czekałem. Całe życie przeleciało mi przed oczami i te, którego nie zdążyłem poznać. Nacisnął na spust, ale nic się nie stało – Co to ma być?! Dałeś mi nienaładowany?!! - wściekł się na tamtego.
- Przepraszam, zapomniałem naładować – w tym momencie usłyszeliśmy syreny policyjne – Cholera! Spadamy! - powiedział tamten i razem z dziewczyną skierowali się do tylnego wyjścia.
- To jeszcze nie koniec – powiedział i też uciekł. Policjanci wyważyli drzwi i weszli do środka.
- Rose … już Go nie ma, słyszysz? - odsunąłem się trochę od niej, żeby na nią spojrzeć – Już Ci nic nie zrobi – spojrzała się na mnie.
- Nic wam nie jest? - był to porucznik Smith.
- Rose musi obejrzeć lekarz.
- Zaraz będzie pogotowie i ty też nie najlepiej wyglądasz. Co tu się właściwie stało?
- Wszystko Ci powiem, ale jutro, dobrze?
- No dobrze. Nie będę was męczył pytaniami. Wstańcie już z tej podłogi. Pomogę Ci – chciał pomóc Rose wstać i dotknął jej ramienia.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęła. Spojrzał się na mnie zaskoczony.
- Przepraszam … chciałem tylko ..
- W porządku. Ja ją wezmę – wstałem i wziąłem Rose na ręce. Nie było to łatwe w moim stanie. Usiedliśmy na kanapie – Rose … poczekasz tutaj ze Stevenem, a ja zabiorę kilka twoich rzeczy.
- Nie!
- Jemu możesz zaufać – pokręciła przecząco głową – Dobrze, wezmę Cię ze sobą – wziąłem ją na ręce i poszedłem do jej pokoju – Położę Cię na łóżku, dobrze? - pokiwała głowę. Zapakowałem kilka ubrań i piżamę Rose. Wygrzebałem z szafy jakieś dresy i pomogłem jej się ubrać. Zszedłem na dół z Rose na rękach.
- Zabieramy was do szpitala – powiedział lekarz.
- Jeden z policjantów odprowadzi twój samochód pod dom.
- Lepiej pod szpital … nie mam zamiaru leżeć w szpitalu – dałem mu kluczyki od samochodu.
- Dobrze w takim razie radiowóz będzie na was czekał pod szpitalem bo w takim stanie nie dasz rady prowadzić.
- Ok i dziękuje – poklepał mnie po ramieniu – Złapiecie ich, prawda?
- Możesz być spokojny – miałem wątpliwości.
- Daj mi znać jak będziesz coś wiedział.
- Nie ma sprawy … idź już bo pojadą bez Ciebie – Rose już czekała w karetce. Odwróciłem się już w stronę karetki.
- Michael? - spojrzałem na niego – Zgwałcił ją, prawda? - na samo wspomnienie, aż się we mnie zagotowało.
- Tak.
- Złapię drania … obiecuję – poszedłem do karetki. Gdy dojechaliśmy do szpitala, sanitariusz zaprowadził nas do lekarza. Powiedział lekarzowi co się stało i wyszedł. Potem weszliśmy my. Ucieszyłem się, że lekarzem okazała się kobieta.
- Witam Państwa. Sanitariusz mi powiedział co się stało.
- Powiedział Pani wszystko? - chciałem się upewnić.
- Co ma Pan na myśli?
- Rose została …. zgwałcona.
- Tego nie wiedziałam. Proszę tutaj zaczekać – wyszła.
- Tylko mnie nie zostawiaj – powiedziała Rose.
- Nie mam takiego zamiaru.
- Już jestem. Proszę się rozebrać, muszę Panią zbadać. Muszę Pana prosić o wyjście. Zaraz przyjdzie po Pana lekarz i weźmie na badania.
- Ale ja chcę, żeby został.
- Rozumiem, że się Pani boi, ale naprawdę nic Pani nie grozi. Poza tym będzie szybciej jeżeli Pana Jacksona zbada drugi lekarz.
- Ale nam się nie spieszy – powiedziałem. Patrzyła przez chwilę na nas.
- No dobrze. Najpierw zbadam Pana. Proszę iść za ten parawan, zaraz do Pana przyjdę – zrobiłem to co mi kazała. Po chwili przyszła. Rozebrałem się do pasa – Nie najlepiej to wygląda. Musimy zrobić Panu prześwietlenie i najlepiej będzie, jeżeli zostanie Pan przynajmniej do jutra.
- Nie, nie zostanę tutaj.
- Panie Jackson … został Pan naprawdę mocno pobity i lepiej, by było, gdyby Pan został na obserwacji. Poza tym pracownia prześwietleń jest już nieczynna.
- Już powiedziałem. To moje zdrowie i sam o sobie decyduje.
- Oczywiście. Nie mogę Pana do niczego zmusić. W takim razie proszę podpisać zaświadczenie, że odmówił Pan leczenia i wychodzi na swoją odpowiedzialność – podpisałem bez wahania. Może i źle zrobiłem, ale nie lubiłem leżeć w szpitalach. Poszliśmy do Rose – Teraz zapraszam Panią – Rose wstała i zatrzymała się przy mnie.
- Zaczekam – powiedziałem.

Było mi już wszystko jedno. Nie chciało mi się już żyć. Nie widziałam dalszego sensu. Michael pewnie nie pozwolił, by mi tak myśleć, ale to nie On został … Doktor kazała mi się położyć, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku z moimi narządami. Nikt nie wie co przeżywałam podczas tego badania. Bałam się jakiegokolwiek dotyku. Wyjątkiem był Michael. Chciałam, żeby mnie teraz przytulił. Widziałam jak siebie obwinia za to co się stało, ale to nie była jego wina. Bronił mnie najlepiej jak mógł. To ja byłam winna temu jak teraz wygląda.
- Na całe szczęście wszystko w porządku – powiedziała doktor, ale prawda była taka, że nic nie było w porządku. Całe moje życie legło w gruzach.
- Mogę się już ubrać?
- Tak jak najbardziej, ale bym chciała zostawić Panią do jutra na obserwacji i zrobić dodatkowe badania – jeszcze mi tego brakowało.
- Nie ma mowy – szybko się ubrałam i chciałam jak najszybciej stąd wyjść.
- To dla Pani dobra – nalegała.
- Nie! Michael! - zawołałam Go, żeby mnie stąd zabrał.
- Co się stało?
- Zabierz mnie do domu.
- Może Pan przekona Pannę Baker, żeby zgodziła się na pobyt w szpitalu – lekarka wstała z krzesełka i podeszła do biurka. Zostaliśmy sami.
- Może powinnaś zostać?
- Nie.
- Zostanę z tobą jeżeli chcesz.
- Proszę … zabierz mnie stąd – popatrzył się na mnie przez chwilę.
- Zaczekaj – poszedł porozmawiać z lekarką. Miałam nadzieję, że nie pozwoli mi tutaj zostać. Szpital od zawsze źle mi się kojarzył – Zabieram Cię do siebie – powiedział i wziął na ręce. Pod szpitalem czekał na nas radiowóz. Policjant zawiózł nas do domu Michaela. Mama Michaela już czekała. Była przerażona, gdy zobaczyła w jakim stanie jest Michael.
- Boże co się stało? - złapała się za głowę.
- Długa historia.
- Nie masz pojęcia jak się wystraszyłam, gdy zadzwonił Steve i powiedział, że zostałeś pobity, ale co się stało? I co robi z tobą Rose? - spojrzała się na mnie.
- Zaraz wyjaśnię, tylko zaprowadzę Rose do pokoju – pokiwała głową. Michael otworzył drzwi do swojego pokoju. Zdziwiłam się tym co zobaczyłam i nie tylko ja. Michael wyglądał jak by zobaczył ufo. Na łóżku leżała jakaś półnaga dziewczyna – Kim jesteś i co robisz w moim pokoju? - był wyraźnie zdenerwowany.
- Twój ojciec kazał mi na Ciebie zaczekać. Więc .. pożegnaj się ze swoją znajomą – zmierzyła mnie wzrokiem. Nie miałam zamiaru im przeszkadzać, więc odwróciłam się na pięcie, żeby sobie pójść. Nie pozwolił mi.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał.
- Masz gościa …
- To gość mojego ojca … nie mój – pociągnął mnie za rękę do środka pokoju – Ubieraj się i wyjdź – powiedział stanowczym tonem.
- Słucham? - chyba się oburzyła.
- Nie znam Cię, nawet nie wiem jak masz na imię – otworzyła usta, żeby powiedzieć – I nie chce wiedzieć. Zaprosił Cię mój ojciec, rozumiesz? Ja nie potrzebuje laski na jedną noc. Możesz iść do któregoś z moich braci bo ja nie jestem zainteresowany.
- Ale twoi bracia mi się nie podobają.
- To nie mój problem. Proszę Cie po dobroci, żebyś wyszła – patrzyłam z boku na tą całą sytuację.
- Możesz być pewien, że twój ojciec o wszystkim się dowie – zagroziła i już ubrana, wyszła.
- Proszę bardzo – krzyknął – Nareszcie poszła – patrzyłam się na niego – Co?
- Jeżeli chciałeś z nią zostać …
- Przestań. Myślisz, że w takim stanie mam ochotę na seks? Zresztą, gdybym był sprawny i tak bym tego nie zrobił – usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Nie chcę przeszkadzać. Chciałam tylko zapytać, czy zejdziecie na kolację? - była to mama Michaela.
- Tak mamo. Zaraz przyjdziemy – wyszła – Przygotować Ci kąpiel?
- Nie, wolę prysznic – chciałam jak najszybciej zmyć z siebie ten brud. Podał mi moje rzeczy i zaprowadził do łazienki.
- Tam są czyste ręczniki i szlafrok – uśmiechnęłam się słabo i zamknęłam za sobą drzwi. Ciepła woda dotknęła moje ciało, aż zadrżałam. Wzięłam gąbkę i zaczęłam dosłownie szorować swoje ciało. Chciałam przestać czuć jego zapach i dotyk na swojej skórze. Wyszłam z kabiny i owinęłam się ręcznikiem. Nie wiem ile czasu spędziłam w łazience, ale najchętniej bym stąd nie wychodziła. Słone łzy ponownie zaczęły spływać po moich polikach, a ja nie miałam siły ich powstrzymać. Zastanawiałam się co ja takiego w życiu zrobiłam, że ponownie zostałam skrzywdzona? Czy, tylko do takiego traktowania się nadaje? Nie zasługuje na szczęście? Mnóstwo pytań gromadziło się w mojej głowie i na żadne nie znałam odpowiedzi – Rose, wszystko w porządku? - zapytał się Michael przez drzwi. Nie miałam siły, żeby odpowiedzieć – Mogę wejść? - od kluczyłam drzwi i dalej płakałam. Wszedł i mnie przytulił. Nic nie mówił, o nic nie pytał. Po prostu mnie przytulił i pozwolił się wypłakać. Powoli się uspokajałam – Już dobrze – odsunął mnie trochę od siebie i spojrzał. Jego wzrok przeniósł się na moje ręce, a potem na szyję – Coś ty zrobiła? - szyja i ręce były czerwone. W jego głosie nie było złości, tylko smutek.
- Chciałam zmyć z siebie ten brud – znowu mnie przytulił.
- Nie myśl już o tym – głaskał mnie po włosach – Pójdziemy zjeść kolację?
- Nie jestem głodna.
- Jesteś, tylko chcesz mi się zagłodzić, a ja na to nie pozwolę – spojrzałam się na niego. Dopiero teraz zrozumiałam, że się o mnie troszczył – Ubierz piżamę i pójdziemy, dobrze? - spojrzał mi w oczy. Pokiwałam głową na zgodę – Zaczekam w pokoju – wyszedł. Ubrałam piżamę, przemyłam twarz, żeby nie było widać, że płakałam i wyszłam. Siedział na łóżku, gdy weszłam, wstał – Zaczekasz na mnie? Wezmę szybki prysznic.
- Dobrze – odpowiedziałam. Położyłam się na łóżku i czekałam. Faktycznie szybko się uwinął. Wrócił po 5 minutach. Osobiście nie wyobrażałam sobie, że tak szybko można się wymyć. Wygląda na to, że to jest możliwe – Szybko.
- Mówiłem – uśmiechnął się.
- Wiesz, że będą pytać.
- Wiem.
- I co im powiesz?
- Bez obaw … nie powiem im o tym. To będzie nasza tajemnica.
- Dziękuje.
- Chodźmy już. Mama się pewnie nie cierpliwi – szłam na nim. Przy stole byli już wszyscy oprócz jednej osoby, Josepha. Nawet się ucieszyłam. Było tak jak przypuszczałam, gdy tylko usiedliśmy do stołu, zaczęły się pytania. Michael wszystko im powiedział. No prawie wszystko. Zjadłam tyle co nic.
- Nie smakuje Ci? - zapytała mnie Pani Jackson.
- Nie, jest naprawdę pyszne, ale nie jestem głodna – po tych słowach, Michael się na mnie spojrzał spuściłam głowę – Pójdę już do pokoju – gdy weszłam już po schodach, przysiadłam na ostatnim. Wiedziałam, że będę o mnie pytać i chciałam się dowiedzieć co.
- Michael co tam się stało? - zapytała mama Michaela.
- Już mówiłem.
- Nie kłam. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Przez zwykłe włamanie nie zachowywałaby się tak.
- Zwykłe włamanie? Oni chcieli nas zabić i mało brakowało, a by im się udało – oparłam się o ścianę i nagle poczułam straszne zmęczenie. Prawie zasnęłam, ale usłyszałam kroki. Z wpół otwartych oczu ujrzałam jakąś zbliżającą się postać – Co tutaj robisz? - to był Michael, a któż by inny.
- Nie doszłam do pokoju – przecież nie mogłam mu powiedzieć, że podsłuchiwałam.
- Zaniosę Cię – wziął mnie na ręce. Objęłam rękami jego szyje. Nie widziałam jego twarzy, ale jestem pewna, że się zdziwił. Położył mnie na łóżku i przykrył – Śpij.
- A ty?
- Ja się prześpię na kanapie.
- Bym wolała …. żebyś spał ze mną.
- Dobrze … jeżeli chcesz – położył się obok. Widziałam, ze źle się czuje, chociaż nie chciał tego pokazać. Co jakiś czas łapał się za brzuch.
- Powinieneś iść do lekarza.
- Nic mi nie jest ….. wiesz, że chciała zostawić mnie w szpitalu, ale się nie zgodziłem.
- Dlaczego?
- Gdy byłem mały, ciągle trafiałem do szpitala i mam już ich dość.
- Ja też nie lubię szpitali – przypomniało mi się co wydarzyło się w piwnicy. O naszym pocałunku. Musiałam to z nim wyjaśnić. Nie, że tego nie chciałam, bo chciałam, ale na razie nie byłam gotowa na związek, nie po tym co się stało – Michael?
- Tak?
- Muszę z tobą porozmawiać o tym co zaszło między nami w piwnicy …. bo …
- Nie musisz nic mówić … wiem, że w tej chwili nie jesteś gotowa, żeby komuś zaufać. Ten pocałunek …. nie spodziewałem się tego – uśmiechnął się, ale po chwili stał się poważny – Gdybym mógł coś zrobić … cofnąć czas i powstrzymać Go – zacisnął zęby – Nigdy sobie tego nie wybaczę.
- To nie twoja wina. Nie mogłeś Go powstrzymać. Spójrz na mnie … nie chce, żebyś się obwiniał – pokiwał głową, jednak mnie to nie przekonało.

- Spróbuje ….. śpij już – zamknęłam oczy. Byłam odwrócona w jego stronę. Wiedziałam, że mi się teraz przygląda. Trochę minęło zanim usnęłam. Ta noc była koszmarna. Co chwila budziłam się zlana potem. Dopiero nad ranem udało mi się zasnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz