Słyszałam ich głosy. Jak na razie
rozmawiali spokojnie i to tak, że prawie nic nie słyszałam. Po
chwili to się zmieniło.
- Jest, ktoś z tobą? - to był ten
sam głos co wtedy w parku.
- Nie, jestem sam …. dobrze, że się
zjawiliście bo od wczoraj siedzę w piwnicy – Michael udawał, że
ich nie zna i do tej pory całkiem dobrze mu szło.
- Ja na twoim miejscu bym się nie
cieszył.
- Nie rozumiem?
- Zobaczcie … niby taki bystrzak, a
nie rozumie prostych rzeczy … nie przyszliśmy tutaj na kawkę …
- Wolicie herbatkę?
- Słyszycie to? - usłyszałam kroki
ciężkich butów, chyba podszedł do Michaela. Głowę miałam
opartą o kolana. Nagle usłyszałam jęk Michaela. Od razu
podniosłam głowę i spojrzałam przed siebie. Widziałam ich cienie
na ścianie, jeden z nich był skulony. Domyśliłam się, że tamten
Go uderzył – Chcesz coś jeszcze powiedzieć? Tak myślałem.
- Czego chcecie? - ledwo powiedział.
- Hmm pomyślmy.
- Kasy? Ile?
- Czy ty mnie masz za idiotę?! -
wydarł się – Myślisz, że Cię nie poznaje?! Muszę jeszcze
znaleźć tamtą sukę i ty mi w tym pomożesz!
- Nie! - odpowiedział twardo. Znowu Go
uderzył, tym razem w twarz. Nie mogłam na to patrzeć.
- To nie było pytanie! Gdzie Ona
mieszka?!
- Nic Ci nie powiem! - kolejny cios.
- Więc jak będzie? Dogadamy się? -
nachylił się nad Michaelem.
- Już wystarczy – powiedział inny.
- Pytał Cię ktoś o zdanie?!
- Zrób ze mną co chcesz i tak Ci nic
nie powiem!
- Jak sobie życzysz – kopnął
Michaela w brzuch i jeszcze raz. Na chwilę przestał – Nie zabiję
Cię od razu. Najpierw znajdę tę sukę i zabawie się z nią na
twoich oczach!
- Tylko ja tknij, a zabije Cię!
- To ja Ciebie zabije, a potem ją …
spodoba się jej i nie zapomni tego do końca życia – zaczął Go
od nowa bić. Musiałam coś zrobić. Bałam się ale wiedziałam, że
to jedyne wyjście. Wyszłam z ukrycia.
- Zostaw Go? - krzyknęłam. Spojrzał
się na mnie i podszedł.
- Proszę, proszę … kogo my tu mamy
– dotknął mojego policzka swoją obleśną łapą. Odwróciłam
głowę na bok.
- Nie dotykaj jej! - Michael chciał
wstać ale zauważył to i Go kopnął . Upadł z powrotem na
podłogę. Podbiegłam do Michaela i ukucnęłam przy nim.
- Miałaś zostać na dole – mówił
szeptem.
- I miałam pozwolić na to, żeby Cię
zabił?
- Co to za pogaduszki? Wstawać! -
pomogłam Michaelowi wstać. Usiedliśmy na kanapie w salonie –
Pilnujcie ich. Pójdę się rozejrzeć – poszedł na górę.
- Połóż się – położył głowę
na moje kolana.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Nie jestem taka wredna jak myślisz.
- Nigdy się mnie nie słuchasz –
słabo się uśmiechnął. Bardzo źle wyglądał.
- Możesz mi przynieść apteczkę z
łazienki? - zwróciłam się do tej dziewczyny. Spojrzała na tego
drugiego czekając na pozwolenie. Kiwnął głową i poszła. Po
chwili przyszła – Dzięki.
- I nie jesteś wredna, tylko zagubiona
– nie odpowiedziałam. Zaczęłam Go opatrywać. Tamci w ogóle się
nie odzywali. Byli jacyś dziwni. Po chwili wyszli do przedpokoju.
Chyba się kłócili.
- Powstrzymaj Go!
- Jak? Chcesz, żeby i nas zabił?
- To wolisz siedzieć i patrzeć jak
ich zabija? Przecież Oni nic nie zrobili … są niewinni.
- Skarbie …
- Nie będę udawała, że nic nie
widzę. Zgadzałam się na wszystko, ale koniec z tym! Nie pozwolę
zabić niewinnych osób – wróciła do salonu. Udawałam, że nic
nie słyszałam. Zastanawiałam się o co tu może chodzić. Po
opatrzeniu Michaela odłożyłam apteczkę.
- Dlaczego jesteś taka uparta? -
powiedział Michael.
- Przypominam Ci, że to ty pierwszy
podjąłeś decyzję o wyjściu z piwnicy nie licząc się z moim
zdaniem.
- Dobrze wiesz, że zrobiłem to dla
Ciebie, żeby Cię ratować.
- Nie prosiłam Cię o to.
Znowu się zmieniła, a tak było miło
w piwnicy. Bałem się tylko jednego, że ten typ zrealizuje swoje
groźby i skrzywdzi Rose. Nigdy bym sobie tego nie darował.
Widziałem w jej oczach strach, ale za wszelką cenę chciała
pokazać, że jest twarda.
- Och Rose, Rose …. już Cię prawie
rozgryzłem .. - wrócił ten typ.
- A co to za użalanie się nad sobą?
- momentalnie usiadłem – Tak lepiej. Niezła chata, a jakie
wielkie łóżka. Chętnie bym wypróbował – podszedł do nas i
nachylił się nad Rose – Co ty na to?
- Po moim trupie – powiedziałem
przez zęby.
- Nie ma sprawy.
- Daj spokój – podszedł do niego
ten drugi – Tego nie było w planach – przez chwilę na nas
popatrzył i odszedł. Miałem nadzieje, że już odpuścił. Usiadł
na fotelu. Przytuliłem Rose do siebie bo widziałem jej wahanie, czy
może. Spojrzała się na mnie.
- Dziękuje – wyszeptała.
- To jak to jest z wami … jesteście
razem?
- Nie twoja sprawa – odpowiedziałem
nie patrząc na niego. Katem oka widziałem jak wstaje i zmierza w
moim kierunku. Jednak tamten Go powstrzymał.
- Nie prowokuj Go – szepnęła Rose.
Na dworze robiło się coraz ciemniej, a prądu nadal nie było.
Nagle, ktoś zapukał do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie.
- Twoja szansa – szepnąłem.
- Nie, nie zostawię Cię – co za
uparciuch.
- Jeżeli, ktoś piśnie choćby
słówko, rozwalę łeb – zagroził. Pukanie nie ustawało –
Chodź no tutaj – złapał Rose za ramię – Nie zrobisz nic
głupiego, prawda?
- Nie.
- Grzeczna dziewczynka. To teraz idź i
to załatw – pchnął ją w stronę drzwi. Miałem nadzieje, że
wykorzysta szansę i ucieknie – A, żeby Cię nie kusiło .. -
podszedł do mnie i kazał wstać. Odwrócił mnie do siebie tyłem i
przyłożył do gardła nóż – Nie zawaham się ani sekundy …
masz moje słowo, a teraz otwieraj – zrobiła to co jej kazał. Po
chwili zamknęła drzwi – Kto to był? - nadal mnie nie wypuścił.
- Z elektrowni … pozrywało linie i
przez 2 dni nie będzie prądu …. proszę, puść Go – widziałem
jak łzy zbierają jej się do oczu. Posłuchał i mnie puścił. Od
razu podszedłem do Rose i ją objąłem, wtuliła się we mnie.
- Jakie to wzruszające … idę do
kuchni, a wy ich pilnujcie – usiedliśmy na kanapie.
- Krwawisz.
- Co? Gdzie? - dotknąłem swojej szyi.
Faktycznie, zobaczyłem krew na dłoni. Pewnie nóż jest ostry jak
brzytwa – To nic takiego … dobrze się czujesz?
- Tak.
- Możecie dać nam coś do picia? Od
wczoraj nie mieliśmy nic w ustach – dziewczyna wstała i
skierowała się do kuchni. Wróciła z dwiema szklankami wody –
Dziękuje – podała mi szklanki – Masz … napij się. Poczujesz
się lepiej – napiliśmy się i odłożyłem szklanki na stół.
Wszystko mnie bolało, ale musiałem wytrzymać.
- Idź, poszukaj świec – od progu
dał rozkaz tej dziewczynie. Nie protestowała, posłusznie wstała i
zaczęła szukać. Wyglądała jak by się Go bała, ale dlaczego?
Przecież są wspólnikami. Nic nie rozumiałem.
- Już po nas, prawda? - zapytała się
mnie tak cicho, że ledwo usłyszałem. Spojrzałem się na nią
zaskoczony.
- Nie, nie mów tak. Zrobię wszystko,
żeby Cię stąd wyciągnąć, słyszysz? Wszystko – pogłaskałem
ją po policzku. Zrobiło się chłodniej. Na oparciu kanapy
zobaczyłem koc. Sięgnąłem po niego i okryłem Rose – Będzie
wszystko dobrze … obiecuje.
- Co tutaj jest tak zimno do cholery? -
powiedział ten typ. Jednak my nie odpowiedzieliśmy – Gdzie tu
macie ogrzewanie?
- Niby taki bystrzak, a nie wie, że
piec jest w piwnicy – moje zachowanie nie było mądre, ale
chciałem mu się odgryźć.
- Coś … - nie dokończył bo tamten
mu przerwał.
- Musimy iść napalić bo robi się
coraz zimniej – powiedział ten drugi.
- Tym razem Ci się upiekło –
pogroził mi palcem – Podnosić tyłki! Chyba nie myśleliście, że
was tutaj zostawię – wstaliśmy i kazał nam iść na przód. Z
każdym kolejnym krokiem czułem ból, ale nie mogłem tego pokazać.
Rose trzymała się mnie dwiema rękami. Ustaliśmy przed drzwiami do
piwnicy.
- To tutaj – powiedziałem i
odsunęliśmy się na bok. Otworzył drzwi.
- Myślicie, że jestem taki głupi?
Gdy tylko wejdę zamkniecie drzwi! - patrzył się to na mnie to na
Rose – Więc, muszę kogoś wziąć – złapał Rose za ramię i
przyciągnął do siebie – Chodź laleczko.
- Nie! Ja pójdę. Puść ją!
- To nam się bohater trafił. Wybacz,
ale nie jesteś w moim typie – zaczął się śmiać – Dobra ..
koniec tego pieprzenia, dawać latarkę – wyciągnął rękę.
- Mam pomysł. My z nimi zejdziemy, a
ty zostaniesz tutaj – powiedziała ta dziewczyna. Zastanawiał się
przez chwilę.
- Niech będzie, ale bez żadnych
numerów i sama z nimi zejdziesz – spojrzała na tego drugiego,
chyba był to jej chłopak.
- Dobrze – puścił Rose i poszedł
sobie z tym drugim do salonu. Nie podeszła, nie wiedziałem co się
dzieje.
- Rose? - podszedłem do niej – Co
się dzieje? Coś Cię boli? - zaprzeczyła głową. Wyglądała jak
by miała za chwile zemdleć – Chodź – złapałem ją za rękę.
- Pójdę pierwsza – powiedziała ta
kobieta. Zeszliśmy za nią – Gdzie ten piec?
- Tam .. w rogu – podeszliśmy tam.
- Bierz się do roboty – nie zajęło
mi dużo czasu rozpalenie ognia bo w domu mamy taki sam piec –
Długo będzie się nagrzewał?
- Jakieś pół godziny, ale tutaj
będzie najcieplej za kilka minut – wolałem, żebyśmy zostali
tutaj jak najdłużej się da. Rose w ogóle się nie odzywała.
Zaczynałem się już martwić.
- Co jej jest?
- Nie wiem – spojrzałem na nią.
Musiałem się na chwile odwrócić, żeby dołożyć drewna i wtedy
poczułem coś na plecach. Odwróciłem się i zobaczyłem przed sobą
Rose.
- Nic mi nie jest, ale nie zostawiaj
mnie – przytuliła się.
- Przecież nie zostawiłem, ale na
pewno wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku …. boje
się – w końcu to powiedziała.
- Wiem – przytuliłem ją mocno do
siebie i pogłaskałem po włosach – Możemy jeszcze chwile zostać?
- zapytałem.
- Tak – usiedliśmy na podłodze.
- Nie możesz z nim pogadać … nie
pójdziemy na policję.
- Przykro mi, jego nikt nie przekona.
- O co tu właściwie chodzi? On chcę
nas zabić, a wy stajecie w naszej obronie, co jest grane?
- To długa historia.
- Mamy czas.
- Poznaliśmy Go 8 miesięcy temu. Ja i
mój chłopak straciliśmy pracę i łapaliśmy się jakiegokolwiek
zajęcia, żeby mieć z czego żyć. Pewnego dnia żebrania w centrum
handlowym spotkaliśmy Go. Podszedł do nas i zapytał, czy nie
chcielibyśmy trochę zarobić, oczywiście się zgodziliśmy.
Umówiliśmy się z nim na następny dzień. Nie powiedział nam na
początku o co chodzi, tylko kazał wsiąść do samochodu i na
miejscy wszystko nam wyjaśni. Gdy już dojechaliśmy, powiedział,
że koleś wisi mu kasę i nie chcę oddać. My mieliśmy jedynie mu
pomóc odzyskać kasę. Weszliśmy do domu bez pukania, facet bardzo
się zdziwił kiedy nas zobaczył. On podszedł do niego i bez
wahania uderzył. Zawołał mojego chłopaka i kazał trzymać, żeby
On Go mógł bić. Mnie kazał przeszukać dom. Znalazłam pieniądze
i zeszłam na dół. Myślałam, że już po wszystkim ale się
myliłam. Gdy byliśmy już przy wyjściu On został i … -
słuchałem i nie mogłem uwierzyć. Rose cały czas była we mnie
wtulona – Zastrzelił Go. Chcieliśmy uciekać, ale nam nie
pozwolił i powiedział, żebyśmy zaczęli się przyzwyczajać. Po
wszystkim odwiózł nas i powiedział, że jeżeli pójdziemy na
policję to nas znajdzie i zrobi to samo co z tamtym. Zabił już
mnóstwo osób.
- A my jesteśmy kolejnymi ofiarami –
powiedziała Rose. Spojrzałem się na nią. Tamta nie odpowiedziała,
tylko wypuściła powietrze i spuściła głowę.
- Przykro mi … naprawdę. Myśleliśmy,
że dom jest pusty.
- Musi być jakiś sposób – głośno
myślałem. Nie chciałem o to pytać przy Rose, ale nie miałem
innego wyjścia – Czy On …. skrzywdził kiedykolwiek kobietę? -
chciałem, żeby zabrzmiało to łagodnie.
- Nie rozumiem – nie mogło mi to
przejść przez gardło.
- Chodzi mi o to … czy posunął się
dalej z kobietą?
- Masz na myśli …
- Tak.
- Raz, czy dwa. Dokładnie nie
pamiętam.
- Nie pozwolę na to.
- Nic nie poradzisz. Jeden też chciał
Go powstrzymać i skończył na wózku.
- Co tam robicie? Wyłazić –
usłyszeliśmy. Wstaliśmy i szliśmy powoli do schodów. Po drodze
zauważyłem jakiś pręt. Chciałem Go podnieść, ale ta dziewczyna
mi nie pozwoliła.
- Nie pogarszaj sytuacji. Zaczekaj …
spróbuje z nim pogadać, ale nic nie obiecuję.
- Niech wypuści chociaż Rose, tylko
na tym mi zależy.
- Już Ci powiedziałam, że bez Ciebie
nigdzie nie pójdę.
- Pójdziesz i bez dyskusji.
- Mam po was zejść?! - wydarł się.
- Już idziemy – tamta szła
pierwsza, a Rose za nią.
- I tak nie pójdę – powiedziała po
cichu. Była uparta, ja też, ale prawda była taka, że nie mogłem
jej do niczego zmusić.
- Już myślałem, że tam zasnęliście.
- Idźcie do salonu – powiedziała –
Możemy porozmawiać?
- Nie mamy o czym, ale niech Ci będzie
– usiedliśmy z powrotem na kanapie. Nie słyszałem ich rozmowy,
ale dość szybko On wyszedł z kuchni.
- Radzę Ci uspokoić tę swoją sukę
– powiedział łagodnie. Tamten pobiegł do kuchni i po chwili
wyszedł z nią. Dyskretnie pokręciła głową w moją stronę. Już
wiedziałem, że to nic nie dało. Minęło parę godzin i nic się
nie zmieniło. Na domiar złego, zaczęło mnie strasznie boleć w
okolicach żołądka i robiłem się coraz bardziej słabszy.
Próbowałem jakoś to opanować, ale udało mi się, tylko przez
chwilę. Głowa osunęła mi się na ramie Rose. Spojrzała na mnie.
- Co się dzieje?
- Nie, nic … jestem zmęczony to
wszystko – po jej minie widziałem, że nie uwierzyła. Musiałem
wytrzymać za wszelką cenę. Ten typ dziwnie się na nią patrzył.
- Kiedy stąd pójdziemy? - zapytała
tamta.
- Właśnie, jej rodzice mogą wrócić
– powiedział tamten.
- No to musimy się pospieszyć –
wstał i skierował się w naszą stronę – Pilnujcie Go – złapał
Rose za ramię i kazał wstać – Pójdziemy się zabawić, dawno
nie miałem kobiety.
- Nie! - wstałem pomimo bólu –
Zostaw ją!
- Chyba za mało dostałeś
po ryju.
- Stary .. nie wygłupiaj się. Tego
nie było w planie – podszedł tamten.
- Po pierwsze nie było żadnego planu,
po drugie nie będziesz mi mówił co mam robić! I trzeci punkt.
Jeżeli tak Ci zależy, żebym zostawił tę zdzirę to zabawie się
z twoją suką. Mi bez różnicy. Wybieraj – nie odpowiedział –
Czyli, wszystko już ustalone. Postaram się szybko uwinąć, a wy
macie Go pilnować.
- Nie! Puść mnie! - krzyczała i się
szarpała. Kierował się w stronę pokoju na parterze. Rzuciłem mu
się na plecy. Odwrócił się i mnie uderzył. Upadłem, ale nie
miałem zamiaru się poddać. Wstałem i już miałem się na niego
rzucić, gdy wyciągnął nóż i przyłożył Rose do szyi.
- No dalej … co?
Zmęczyłeś się? Bądź grzeczny to pozwolę i tobie się z nią
zabawić … ostatni raz, a teraz Państwo wybaczą, ale mam
coś do załatwienia.
- Lepiej od razu mnie zabij! -
powiedziała. Nie mogłem nic zrobić, gdybym podszedł, zabiłby ją.
Zamknął drzwi pokoju.
- Zróbcie coś co jasnej cholery!
- Jedyne co mogę zrobić to Cię
wypuścić – powiedział.
- Co? - myślałem, że się
przesłyszałem.
- Wystarczy, że mnie uderzysz i ..
- Nie chcę tego słuchać! Za kogo ty
mnie masz? Myślisz, że zostawię Rose, żeby ratować swój tyłek?!
Ty byś zostawił swoją kobietę?
- Gdyby chodziło o moje życie …. -
spojrzała się na niego z niedowierzaniem.
- Ty dupku! - powiedziała i się
oddaliła.
- Jeżeli tak myślisz to nie mamy o
czym gadać. Nie jestem pieprzonym tchórzem i jej nie zostawię! -
nagle wyszedł tamten bydlak.
- Masz gumkę? Bo nie wziąłem –
zwrócił się do tamtego.
- Zaraz sprawdzę – poszli do
przedpokoju.
- Idź do niej – powiedziała i bez
namysłu tak zrobiłem. Podstawiłem pod drzwi krzesło, żeby mieć
więcej czasu. Leżała na łóżku ze związanymi rękami i nogami
do ram łóżka.
- Zaraz Cię odwiąże – płakała.
- Zabierz mnie stąd – udało mi się
odwiązać tylko ręce. Wyważył drzwi bez najmniejszego problemu i
powalił mnie na podłogę. Wstałem i Go uderzyłem. Oddaj mi dwa
razy mocniej i nie przestawał. Poczułem na plecach przeszywający
prąd. Nie miałem pojęcia co to. Po chwili poczułem jeszcze raz i
straciłem przytomność. Ostatnie co słyszałem to krzyk Rose.
Otworzyłem oczy, wszystko mnie bolało. Leżałem na podłodze i
trochę się podniosłem.
- Przepraszam, ale musiałam to zrobić.
Inaczej by Cię zabił – pokazała paralizator.
- Gdz .. gdzie jest Rose? - złapałem
się za głowę. Kiwnęła głową w stronę drzwi – Długo?
- Pół godziny – opuściłem głowę.
Najgorsze było to, że nie było słychać kogokolwiek. Drzwi się
otworzyły i wybiegła zapłakana Rose. Była w samej bieliźnie.
Chciałem wstać, ale nie dałem rady.
- Rose – powiedziałem i się
odwróciła. Podbiegła do mnie i się wtuliła. Przytuliłem ją
najmocniej jak potrafiłem – Przepraszam Cię … przepraszam, że
Go nie powstrzymałem – zanosiła się płaczem. Powstrzymywałem
się, żeby nie płakać, ale i tak kilka łez wydostało się z oka.
- O jacie - wyszedł, najwyraźniej
zadowolony – Było … hmm … nieźle.
- Ty sukinsynu! - spojrzałem się na
niego wściekłym wzrokiem. Zaśmiał się i sobie poszedł – Podaj
koc – powiedziałem do tej dziewczyny. Okryłem nim Rose i nadal
nie wypuszczałem z ramion. Czułem się winny – Cii … jesteś
już bezpieczna – szeptałem. Minęła kolejna godzina. Coś mi się
przypomniało – Rose … w kieszeni mam telefon …. spróbuj Go
wyciągnąć, tylko powoli – powiedziałem jej na ucho. Ja nie
mogłem tego zrobić bo, by zauważył. Trochę się uspokoiła.
- Mam.
- Dobrze … znajdź numer do
porucznika i napisz do niego wiadomość i podaj adres.
- Nie wiem, czy dam radę.
- Dasz … wierzę w Ciebie – po paru
minutach powiedziała, że już napisała. Teraz pozostało nam tylko
czekać – Będzie dobrze – powiedziałem i pogłaskałem ją po
włosach. Porucznik Smith jest moim dobrym znajomym. Zawsze, gdy mam
jakiś problem dzwonie do niego. Miałem nadzieje, że i tym razem
mnie nie zawiedzie.
- Czas już na nas – powiedział –
Dam wam wybór ... nóż czy pistolet? - nie odpowiedzieliśmy –
Mam sam wybrać?
- Rób co chcesz – odpowiedziałem.
- Jak chcecie – wyciągnął broń i
podszedł do nas – Pójdzie gładko … Panie mają pierwszeństwo,
ale nie jestem dżentelmenem, więc … - przyłożył mi pistolet do
głowy – Mam inny pomysł. Przybliż głowę do jej … rusz się!
Załatwię was jedną kulą – zamknąłem oczy i czekałem. Całe
życie przeleciało mi przed oczami i te, którego nie zdążyłem
poznać. Nacisnął na spust, ale nic się nie stało – Co to ma
być?! Dałeś mi nienaładowany?!! - wściekł się na tamtego.
- Przepraszam, zapomniałem naładować
– w tym momencie usłyszeliśmy syreny policyjne – Cholera!
Spadamy! - powiedział tamten i razem z dziewczyną skierowali się
do tylnego wyjścia.
- To jeszcze nie koniec – powiedział
i też uciekł. Policjanci wyważyli drzwi i weszli do środka.
- Rose … już Go nie ma, słyszysz? -
odsunąłem się trochę od niej, żeby na nią spojrzeć – Już Ci
nic nie zrobi – spojrzała się na mnie.
- Nic wam nie jest? - był to porucznik
Smith.
- Rose musi obejrzeć lekarz.
- Zaraz będzie pogotowie i ty też nie
najlepiej wyglądasz. Co tu się właściwie stało?
- Wszystko Ci powiem, ale jutro,
dobrze?
- No dobrze. Nie będę was męczył
pytaniami. Wstańcie już z tej podłogi. Pomogę Ci – chciał
pomóc Rose wstać i dotknął jej ramienia.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęła.
Spojrzał się na mnie zaskoczony.
- Przepraszam … chciałem tylko ..
- W porządku. Ja ją wezmę –
wstałem i wziąłem Rose na ręce. Nie było to łatwe w moim
stanie. Usiedliśmy na kanapie – Rose … poczekasz tutaj ze
Stevenem, a ja zabiorę kilka twoich rzeczy.
- Nie!
- Jemu możesz zaufać – pokręciła
przecząco głową – Dobrze, wezmę Cię ze sobą – wziąłem ją
na ręce i poszedłem do jej pokoju – Położę Cię na łóżku,
dobrze? - pokiwała głowę. Zapakowałem kilka ubrań i piżamę
Rose. Wygrzebałem z szafy jakieś dresy i pomogłem jej się ubrać.
Zszedłem na dół z Rose na rękach.
- Zabieramy was do szpitala –
powiedział lekarz.
- Jeden z policjantów odprowadzi twój
samochód pod dom.
- Lepiej pod szpital … nie mam
zamiaru leżeć w szpitalu – dałem mu kluczyki od samochodu.
- Dobrze w takim razie radiowóz będzie
na was czekał pod szpitalem bo w takim stanie nie dasz rady
prowadzić.
- Ok i dziękuje – poklepał mnie po
ramieniu – Złapiecie ich, prawda?
- Możesz być spokojny – miałem
wątpliwości.
- Daj mi znać jak będziesz coś
wiedział.
- Nie ma sprawy … idź już bo pojadą
bez Ciebie – Rose już czekała w karetce. Odwróciłem się już w
stronę karetki.
- Michael? - spojrzałem na niego –
Zgwałcił ją, prawda? - na samo wspomnienie, aż się we mnie
zagotowało.
- Tak.
- Złapię drania … obiecuję –
poszedłem do karetki. Gdy dojechaliśmy do szpitala, sanitariusz
zaprowadził nas do lekarza. Powiedział lekarzowi co się stało i
wyszedł. Potem weszliśmy my. Ucieszyłem się, że lekarzem okazała
się kobieta.
- Witam Państwa. Sanitariusz mi
powiedział co się stało.
- Powiedział Pani wszystko? - chciałem
się upewnić.
- Co ma Pan na myśli?
- Rose została …. zgwałcona.
- Tego nie wiedziałam. Proszę tutaj
zaczekać – wyszła.
- Tylko mnie nie zostawiaj –
powiedziała Rose.
- Nie mam takiego zamiaru.
- Już jestem. Proszę się rozebrać,
muszę Panią zbadać. Muszę Pana prosić o wyjście. Zaraz
przyjdzie po Pana lekarz i weźmie na badania.
- Ale ja chcę, żeby został.
- Rozumiem, że się Pani boi, ale
naprawdę nic Pani nie grozi. Poza tym będzie szybciej jeżeli Pana
Jacksona zbada drugi lekarz.
- Ale nam się nie spieszy –
powiedziałem. Patrzyła przez chwilę na nas.
- No dobrze. Najpierw zbadam Pana.
Proszę iść za ten parawan, zaraz do Pana przyjdę – zrobiłem to
co mi kazała. Po chwili przyszła. Rozebrałem się do pasa – Nie
najlepiej to wygląda. Musimy zrobić Panu prześwietlenie i
najlepiej będzie, jeżeli zostanie Pan przynajmniej do jutra.
- Nie, nie zostanę tutaj.
- Panie Jackson … został Pan
naprawdę mocno pobity i lepiej, by było, gdyby Pan został na
obserwacji. Poza tym pracownia prześwietleń jest już nieczynna.
- Już powiedziałem. To moje zdrowie i
sam o sobie decyduje.
- Oczywiście. Nie mogę Pana do
niczego zmusić. W takim razie proszę podpisać zaświadczenie, że
odmówił Pan leczenia i wychodzi na swoją odpowiedzialność –
podpisałem bez wahania. Może i źle zrobiłem, ale nie lubiłem
leżeć w szpitalach. Poszliśmy do Rose – Teraz zapraszam Panią –
Rose wstała i zatrzymała się przy mnie.
- Zaczekam – powiedziałem.
Było mi już wszystko jedno. Nie
chciało mi się już żyć. Nie widziałam dalszego sensu. Michael
pewnie nie pozwolił, by mi tak myśleć, ale to nie On został …
Doktor kazała mi się położyć, żeby sprawdzić, czy wszystko w
porządku z moimi narządami. Nikt nie wie co przeżywałam podczas
tego badania. Bałam się jakiegokolwiek dotyku. Wyjątkiem był
Michael. Chciałam, żeby mnie teraz przytulił. Widziałam jak
siebie obwinia za to co się stało, ale to nie była jego wina.
Bronił mnie najlepiej jak mógł. To ja byłam winna temu jak teraz
wygląda.
- Na całe szczęście wszystko w
porządku – powiedziała doktor, ale prawda była taka, że nic nie
było w porządku. Całe moje życie legło w gruzach.
- Mogę się już ubrać?
- Tak jak najbardziej, ale bym chciała
zostawić Panią do jutra na obserwacji i zrobić dodatkowe badania –
jeszcze mi tego brakowało.
- Nie ma mowy – szybko się ubrałam
i chciałam jak najszybciej stąd wyjść.
- To dla Pani dobra – nalegała.
- Nie! Michael! - zawołałam Go, żeby
mnie stąd zabrał.
- Co się stało?
- Zabierz mnie do domu.
- Może Pan przekona Pannę Baker, żeby
zgodziła się na pobyt w szpitalu – lekarka wstała z krzesełka i
podeszła do biurka. Zostaliśmy sami.
- Może powinnaś zostać?
- Nie.
- Zostanę z tobą jeżeli chcesz.
- Proszę … zabierz mnie stąd –
popatrzył się na mnie przez chwilę.
- Zaczekaj – poszedł porozmawiać z
lekarką. Miałam nadzieję, że nie pozwoli mi tutaj zostać.
Szpital od zawsze źle mi się kojarzył – Zabieram Cię do siebie
– powiedział i wziął na ręce. Pod szpitalem czekał na nas
radiowóz. Policjant zawiózł nas do domu Michaela. Mama Michaela
już czekała. Była przerażona, gdy zobaczyła w jakim stanie jest
Michael.
- Boże co się stało? - złapała się
za głowę.
- Długa historia.
- Nie masz pojęcia jak się
wystraszyłam, gdy zadzwonił Steve i powiedział, że zostałeś
pobity, ale co się stało? I co robi z tobą Rose? - spojrzała się
na mnie.
- Zaraz wyjaśnię, tylko zaprowadzę
Rose do pokoju – pokiwała głową. Michael otworzył drzwi do
swojego pokoju. Zdziwiłam się tym co zobaczyłam i nie tylko ja.
Michael wyglądał jak by zobaczył ufo. Na łóżku leżała jakaś
półnaga dziewczyna – Kim jesteś i co robisz w moim pokoju? - był
wyraźnie zdenerwowany.
- Twój ojciec kazał mi na Ciebie
zaczekać. Więc .. pożegnaj się ze swoją znajomą – zmierzyła
mnie wzrokiem. Nie miałam zamiaru im przeszkadzać, więc odwróciłam
się na pięcie, żeby sobie pójść. Nie pozwolił mi.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał.
- Masz gościa …
- To gość mojego ojca … nie mój –
pociągnął mnie za rękę do środka pokoju – Ubieraj się i
wyjdź – powiedział stanowczym tonem.
- Słucham? - chyba się oburzyła.
- Nie znam Cię, nawet nie wiem jak
masz na imię – otworzyła usta, żeby powiedzieć – I nie chce
wiedzieć. Zaprosił Cię mój ojciec, rozumiesz? Ja nie potrzebuje
laski na jedną noc. Możesz iść do któregoś z moich braci bo ja
nie jestem zainteresowany.
- Ale twoi bracia mi się nie podobają.
- To nie mój problem. Proszę Cie po
dobroci, żebyś wyszła – patrzyłam z boku na tą całą
sytuację.
- Możesz być pewien, że twój ojciec
o wszystkim się dowie – zagroziła i już ubrana, wyszła.
- Proszę bardzo – krzyknął –
Nareszcie poszła – patrzyłam się na niego – Co?
- Jeżeli chciałeś z nią zostać …
- Przestań. Myślisz, że w takim
stanie mam ochotę na seks? Zresztą, gdybym był sprawny i tak bym
tego nie zrobił – usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Nie chcę przeszkadzać. Chciałam
tylko zapytać, czy zejdziecie na kolację? - była to mama Michaela.
- Tak mamo. Zaraz przyjdziemy –
wyszła – Przygotować Ci kąpiel?
- Nie, wolę prysznic – chciałam jak
najszybciej zmyć z siebie ten brud. Podał mi moje rzeczy i
zaprowadził do łazienki.
- Tam są czyste ręczniki i szlafrok –
uśmiechnęłam się słabo i zamknęłam za sobą drzwi. Ciepła
woda dotknęła moje ciało, aż zadrżałam. Wzięłam gąbkę i
zaczęłam dosłownie szorować swoje ciało. Chciałam przestać
czuć jego zapach i dotyk na swojej skórze. Wyszłam z kabiny i
owinęłam się ręcznikiem. Nie wiem ile czasu spędziłam w
łazience, ale najchętniej bym stąd nie wychodziła. Słone łzy
ponownie zaczęły spływać po moich polikach, a ja nie miałam siły
ich powstrzymać. Zastanawiałam się co ja takiego w życiu
zrobiłam, że ponownie zostałam skrzywdzona? Czy, tylko do takiego
traktowania się nadaje? Nie zasługuje na szczęście? Mnóstwo
pytań gromadziło się w mojej głowie i na żadne nie znałam
odpowiedzi – Rose, wszystko w porządku? - zapytał się Michael
przez drzwi. Nie miałam siły, żeby odpowiedzieć – Mogę wejść?
- od kluczyłam drzwi i dalej płakałam. Wszedł i mnie przytulił.
Nic nie mówił, o nic nie pytał. Po prostu mnie przytulił i
pozwolił się wypłakać. Powoli się uspokajałam – Już dobrze –
odsunął mnie trochę od siebie i spojrzał. Jego wzrok przeniósł
się na moje ręce, a potem na szyję – Coś ty zrobiła? - szyja i
ręce były czerwone. W jego głosie nie było złości, tylko
smutek.
- Chciałam zmyć z siebie ten brud –
znowu mnie przytulił.
- Nie myśl już o tym – głaskał
mnie po włosach – Pójdziemy zjeść kolację?
- Nie jestem głodna.
- Jesteś, tylko chcesz mi się
zagłodzić, a ja na to nie pozwolę – spojrzałam się na niego.
Dopiero teraz zrozumiałam, że się o mnie troszczył – Ubierz
piżamę i pójdziemy, dobrze? - spojrzał mi w oczy. Pokiwałam
głową na zgodę – Zaczekam w pokoju – wyszedł. Ubrałam
piżamę, przemyłam twarz, żeby nie było widać, że płakałam i
wyszłam. Siedział na łóżku, gdy weszłam, wstał – Zaczekasz
na mnie? Wezmę szybki prysznic.
- Dobrze – odpowiedziałam. Położyłam
się na łóżku i czekałam. Faktycznie szybko się uwinął. Wrócił
po 5 minutach. Osobiście nie wyobrażałam sobie, że tak szybko
można się wymyć. Wygląda na to, że to jest możliwe – Szybko.
- Mówiłem – uśmiechnął się.
- Wiesz, że będą pytać.
- Wiem.
- I co im powiesz?
- Bez obaw … nie powiem im o tym. To
będzie nasza tajemnica.
- Dziękuje.
- Chodźmy już. Mama się pewnie nie
cierpliwi – szłam na nim. Przy stole byli już wszyscy oprócz
jednej osoby, Josepha. Nawet się ucieszyłam. Było tak jak
przypuszczałam, gdy tylko usiedliśmy do stołu, zaczęły się
pytania. Michael wszystko im powiedział. No prawie wszystko. Zjadłam
tyle co nic.
- Nie smakuje Ci? - zapytała mnie Pani
Jackson.
- Nie, jest naprawdę pyszne, ale nie
jestem głodna – po tych słowach, Michael się na mnie spojrzał
spuściłam głowę – Pójdę już do pokoju – gdy weszłam już
po schodach, przysiadłam na ostatnim. Wiedziałam, że będę o mnie
pytać i chciałam się dowiedzieć co.
- Michael co tam się stało? -
zapytała mama Michaela.
- Już mówiłem.
- Nie kłam. Przecież widzę, że coś
jest nie tak. Przez zwykłe włamanie nie zachowywałaby się tak.
- Zwykłe włamanie? Oni chcieli nas
zabić i mało brakowało, a by im się udało – oparłam się o
ścianę i nagle poczułam straszne zmęczenie. Prawie zasnęłam,
ale usłyszałam kroki. Z wpół otwartych oczu ujrzałam jakąś
zbliżającą się postać – Co tutaj robisz? - to był Michael, a
któż by inny.
- Nie doszłam do pokoju – przecież
nie mogłam mu powiedzieć, że podsłuchiwałam.
- Zaniosę Cię – wziął mnie na
ręce. Objęłam rękami jego szyje. Nie widziałam jego twarzy, ale
jestem pewna, że się zdziwił. Położył mnie na łóżku i
przykrył – Śpij.
- A ty?
- Ja się prześpię na kanapie.
- Bym wolała …. żebyś spał ze
mną.
- Dobrze … jeżeli chcesz – położył
się obok. Widziałam, ze źle się czuje, chociaż nie chciał tego
pokazać. Co jakiś czas łapał się za brzuch.
- Powinieneś iść do lekarza.
- Nic mi nie jest ….. wiesz, że
chciała zostawić mnie w szpitalu, ale się nie zgodziłem.
- Dlaczego?
- Gdy byłem mały, ciągle trafiałem
do szpitala i mam już ich dość.
- Ja też nie lubię szpitali –
przypomniało mi się co wydarzyło się w piwnicy. O naszym
pocałunku. Musiałam to z nim wyjaśnić. Nie, że tego nie
chciałam, bo chciałam, ale na razie nie byłam gotowa na związek,
nie po tym co się stało – Michael?
- Tak?
- Muszę z tobą porozmawiać o tym co
zaszło między nami w piwnicy …. bo …
- Nie musisz nic mówić … wiem, że
w tej chwili nie jesteś gotowa, żeby komuś zaufać. Ten pocałunek
…. nie spodziewałem się tego – uśmiechnął się, ale po
chwili stał się poważny – Gdybym mógł coś zrobić … cofnąć
czas i powstrzymać Go – zacisnął zęby – Nigdy sobie tego nie
wybaczę.
- To nie twoja wina. Nie mogłeś Go
powstrzymać. Spójrz na mnie … nie chce, żebyś się obwiniał –
pokiwał głową, jednak mnie to nie przekonało.
- Spróbuje ….. śpij już –
zamknęłam oczy. Byłam odwrócona w jego stronę. Wiedziałam, że
mi się teraz przygląda. Trochę minęło zanim usnęłam. Ta noc
była koszmarna. Co chwila budziłam się zlana potem. Dopiero nad
ranem udało mi się zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz