Otworzyłam oczy. Bolała mnie głowa i
lewa ręka. Zaczęłam się rozglądać. W całym autobusie leżeli
ludzie. Niektórzy przytomni inni nie. Leżałam na kimś, na mnie
też ktoś leżał. Powoli wstałam, trzymając się za głowie. Na
dworze były już karetki. Było ich zdecydowanie za mało, dlatego
postanowiłam, że nie skorzystam z pomocy ratowników. Kręciło mi
się w głowie ale jakoś doszłam do postoju taksówek. Dałam
taksówkarzowi 50 dolarów i podałam adres. Chyba coś do mnie
mówił. Za bardzo nie kontaktowałam ale zaprzeczyłam.
Tymczasem w domu Rose.
- Może coś się stało? - powiedziała
zdenerwowana Pani Baker.
- Nie, na pewno wszystko w porządku.
Proszę się nie denerwować. Jest dopiero 13. Może gdzieś po
drodze poszła? - powiedziałem, bo byłem pewny, że za chwile
wejdzie.
- Oby – usłyszeliśmy pukanie do
drzwi – Pójdę otworzyć.
- Przepraszam, że przeszkadzam ale czy
mieszka tutaj niejaka Rose? - zapytał taksówkarz.
- Tak, to moja córka. Kim Pan jest i o
co chodzi?
- Pani córka siedzi u mnie w taksówce.
Chyba miała jakiś wypadek. Podała mi ten adres.
- O boże. Michael! - usłyszałem
wołanie i szybko się zerwałem. Zobaczyłem jak Pani Baker biegnie
w stronę taksówki. Nie wiedziałem o co chodzi ale zrobiłem to
samo. Otworzyła drzwi – Jezu, Rose. Co się stało? - z czoła
leciała jej krew. Majaczyła coś o wypadku. Wziąłem Rose na ręce
i zaniosłem do domu. Położyłem ją na kanapie w salonie. Jej mama
była przerażona.
- Rose … spójrz na mnie –
trzymałem w rękach jej twarz – Powiedź co się stało. Napadł
Cię ktoś?
- Nie …. autobus.
- Autobus? Nie rozumiem. Nie zamykaj
oczu. Niech Pani przyniesie apteczkę – zwróciłem się do mamy
Rose. Zanim wróciła, Rose straciła przytomność – Musimy jechać
do szpitala – powiedziałam, gdy zobaczyłem, że wchodzi.
- Dobrze ale najpierw muszę opatrzyć
ranę. Strasznie krwawi – kiwnąłem głową i usiadłem na końcu
kanapy, żeby nie przeszkadzać. Spojrzałem na reklamówkę, która
leżała na stoliku. Wziąłem ją do ręki i zacząłem sprawdzać
co w niej jest. Może dowiem się gdzie była i pomoże ustalić co
się stało. W środku były kosmetyki. Zastanawiałem się po co jej
tyle tego wszystkiego skoro jest zima i większość czasu siedzi w
domu? Spojrzałem na Rose. Budziła się.
- Ałć – poruszyła ręką.
- Skarbie nie ruszaj się. Jedziemy
zaraz do szpitala – powiedziała Pani Baker.
- Al … ale nie trzeba … wszystko w
porządku – chciała się trochę podnieść – Ałaaa! Tylko boli
mnie ręka ale to przejdzie – spojrzała w moim kierunku –
Michael? Co tutaj robisz?
- Przyjechałem tak jak się
umawialiśmy.
- Pamiętam ale miałeś być za
godzinę.
- Minęły już 2 godziny.
- Zaraz wracam – zabrała apteczkę i
brudne waciki. Przysiadłem się bliżej.
- Mogę? - zapytałem.
- Tak …. nie miałam pojęcia, że
tyle czekasz.
- Nic się nie stało – mama Rose
przyszła z powrotem. Chciałem ustąpić jej miejsca ale
powiedziała, żebym został na swoim miejscu – Powiesz co się
stało?
- Wracałam autobusem i za bardzo nie
pamiętam co się stało ale mieliśmy wypadek.
- A mówiłem, żebyś zaczekała na
mnie i bym razem wrócili – lekko podniosłem głos.
- Dokończycie później. Teraz musimy
jechać do szpitala.
- Już mówiłam, że nie trzeba.
- Nie chcę tego słyszeć. Możesz
mieć wstrząs mózgu i złamaną rękę. Michael pojedziemy twoim
samochodem, dobrze? Bo Richard zabrał mi kluczyki. Uważa, że
kobiety nie powinny jeździć zimą.
- Oczywiście i zgadzam się z Pani
mężem. Bez urazy.
- Ehh ta męska solidarność. Jedzmy
już.
- Dasz radę iść? - zapytałem Rose.
- Tak – ledwo wstała i bęc. Upadła
na mnie – Przepraszam – uśmiechnąłem się i wziąłem ją na
ręce – Co ty wyprawiasz? Puść mnie!
- Daj spokój. Pomagam Ci. Czy to źle?
- stanąłem.
- Wręcz przeciwnie – mama była za
nami i puściła mi oczko – Też bym chciała, żeby ktoś mnie
nosił.
- No właśnie to weź lepiej mamę.
- Przestań tyle gadać, bo Cię
jeszcze upuszczę … niechcący – spojrzał się na mnie z chytrym
uśmieszkiem.
- Nie zrobisz tego – wyszeptałam,
żeby mama nie usłyszała.
- Chcesz się przekonać? - nie
odpowiedziałam – Tak myślałem ….możesz mnie objąć … ja
nie gryzę no może czasami ale w innych okolicznościach – chwila
czy On coś sugerował?
- Posłuchaj … - już mu miałam
powiedzieć parę nieprzyjemnych rzeczy ale dziwnie się poczułam.
Złapałam się za głowę.
- Co jest? - zapytał.
- Nie wiem … słabo mi i wszystko
mnie boli.
- Proszę Pani, musimy już jechać –
przyspieszył i zanim się obejrzałam siedziałam już na tylnym
siedzeniu razem z mamą – Niech to … zaczyna się godzina
szczytu. Wytrzymasz? - odwrócił się w moją stronę, gdy staliśmy
w korku.
- Tak i tak nic nie można zrobić.
- Można – zdziwiłam się – Jak by
była taka potrzeba to zaniosę Cię do szpitala.
- Nie żartuj – nie odpowiedział. Po
pół godzinie w końcu korek się ruszył. Podjechał pod główne
wejście do szpitala.
- Dasz radę iść?
- Tak.
- Dobrze. Zaparkuje w parkingu
podziemnym. Spotkamy się na miejscu – razem z mamą wysiadłam i
skierowaliśmy się do recepcji.
- Dzień dobry. Moja córka miała
wypadek i potrzebuje pomocy.
- Oczywiście. Proszę jechać windą
na 2 piętro. W pokoju 245 przyjmuje dr. Robertson – gdy mama
rozmawiała ja siedziałam na krześle. Nie miałam siły stać.
- Rose, chodź – złapała mnie za
ramię i pojechaliśmy windą. Byliśmy pod wskazanym pokojem.
Dziwne, że o tej godzinie było sporo ludzi. Usiadłam na jedynym
wolnym miejscu i czekałam. Właśnie tego nie lubiłam: czekać.
Najchętniej bym stąd poszła – Na śmierć zapomniałam. Przecież
Michael nie wie gdzie jesteśmy. Zaczekaj zadzwonię do niego –
odeszła na bok. Ukradkiem patrzyłam na ludzi czekających na swoją
kolej. Zastanawiałam się po co tu przyszli. Przecież nic po nich
nie było widać, żeby potrzebowali lekarza. Ehh nigdy nie zrozumiem
ludzi. Na byle co chodzą do lekarza. Podeszła mama – Już idzie –
pokiwałam głową. Po chwili coś mi się przypomniało.
- Ale jak to idzie? - zabrzmiało to
głupio jeżeli ktoś nie wie o co mi chodziło. Mama spojrzała się
na mnie dziwnie, a ja na ludzi.
- Normalnie. Na dwóch nogach. Co się
z tobą dzieje? Może masz wstrząs mózgu? - ukucnęła przy mnie.
- Nie mam żadnego wstrząsu! On chce
tu tak po prostu sobie przyjść?
- T …. a no tak. Zapomniałam, zaraz
Go uprzedzę – niestety było za późno. Winda się otworzyła, a
w niej stał Michael. Zaczął iść pewnym krokiem ale nagle
zwolnił. Rozglądnął się po korytarzu. Pewnie nie wiedział, że
ktokolwiek tutaj będzie oprócz nas. Myślałam, że się jak
najszybciej cofnie ale nie zrobił tego. Podszedł do nas. Ludzie
gapili się na nas z otwartymi buziami.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Przeżyje – lekko się uśmiechnął.
Czekaliśmy już naprawdę długo. Michael chodzi zdenerwowany, a ja
się dziwiłam dlaczego nikt jeszcze nie poprosił Go o autograf.
Właśnie miał wchodzić jakiś facet ale zanim zdążył wejść do
pokoju, Michael Go wyprzedził.
- Ej, co to ma znaczyć. Teraz jest
moja kolej.
- Z całym szacunkiem ale moja znajoma
miała wypadek i potrzebuje jak najszybciej pomocy. Z tego co widzę
to nic Panu takiego nie jest, mam rację? Dlatego proszę się
przesunąć. Rose chodź – wstałam i podeszłam. Ten facet już
odpuścił i zajął swoje miejsce – Idź ja zaczekam – weszłam.
Za biurkiem siedział lekarz. Miał gdzieś 50 lat może więcej. Gdy
mnie zobaczył wstał i wskazał miejsce, żebym usiadła.
- Więc co Pani dolega?
- Uczestniczyłam w wypadku.
- Rozumiem … proszę się rozebrać i
zaczekać na mnie – coś mi tu nie pasowało.
- Słucham? Ja mam uraz głowy i ręki.
Proszę dać mi jakieś skierowanie na badania.
- Pozwoli Pani, że to ja będę
lekarzem, a nie na odwrót. Przyszła Pani po pomoc lekarską czy
nie? Bo sama Pani widzi, że mnóstwo ludzi czeka – cholera,
instynkt mówił mi, żebym stamtąd spadała.
- Dobrze ale może Pan poczekać
chwilkę, bo miał tu być mój chłopak i bym chciała zobaczyć czy
już jest. Pewnie się martwi – zgodził się. Wyszłam i machnęłam
do Michaela, żeby podszedł – Słuchaj albo tam ze mną wejdziesz
albo idę do domu.
- Ale o co chodzi?
- Później Ci powiem teraz chodź –
pociągnęłam Go za rękę. Opierał się – Widzę, że chcesz,
żebym załatwiła Ci rozdawanie autografów.
- Nie odważysz się.
- Chcesz się przekonać? - w końcu
dał się namówić – Panie doktorze jesteśmy. Miałam racje, że
już czeka – siedział na swoim miejscem. Akurat coś pił w kubku
i o mało na widok Michaela nie wypluł. Michael podał rękę.
- Ale w gabinecie może przebywać
tylko pacjent i lekarz – spojrzałam na Michaela.
- Wiem ale ja zostanę, bo martwię się
o Rose – uff. Gdzieś kiedyś przeczytałam, że był strasznie
uparty i teraz bardzo się to przydało. Lekarz nie miał wyjścia i
się zgodził. Kazał mi iść za parawan i się rozebrać. Zrobiłam
to. Michael musiał poczekać przy biurku i mnie nie widział.
Lekarz przyszedł i zmierzył mnie wzrokiem, bo byłam jedynie w
bieliźnie. Wydawało mi się to podejrzane. Kazał usiąść na
łóżku dla pacjentów. Na początku wszystko było normalnie. Do
czasu. On normalnie zaczął mnie macać. Najpierw niby sprawdzał
czy mam całe żebra i chciał już wyżej.
- Co Pan … - spojrzał się na mnie,
nie rozumiejąc. Dyskretnie się spojrzałam przed siebie i
zobaczyłam stojącego Michaela. Na razie nic nie mówił tylko
obserwował. Lekarz nie wiedział i teraz zaczął badać moje nogi.
Bezczelnie dotykał moich łyd.
- Jest Pan ginekologiem? - zapytał
Michael. Lekarz nerwowo przełknął ślinę i się obejrzał.
- Proszę wrócić na swoje miejsce.
Badam pacjentkę – chyba nie wiedział co powiedzieć.
- Chyba już bardzo dokładnie Pan ją
zbadał – lekarz wstał i zaczął swoje.
- Wszystko w porządku. Żebra nie są
złamane. Dam Pani skierowanie na prześwietlenie głowy i ręki –
zaczęłam się ubierać. Usiadł z powrotem za biurkiem i wypisywał
skierowanie.
- Wie Pan jak to się nazywa?
Molestowanie i może być Pan pewien, że spotkamy się w sądzie! -
zaczął Michael.
- Nie rozumiem. Badałem pacjentkę …
- Od kiedy do badania trzeba się
rozebrać w całości?
- Pacjentów, którzy mieli wypadek
bada się w całości …
- Takie kity to może Pan wciskać ….
- zaczęło się robić nerwowo. Złapałam to skierowanie i
próbowałam wyjść z Michaelem. Chciał jeszcze powiedzieć parę
rzeczy ale byliśmy już za drzwiami.
- Uspokój się.
- Co? Przecież On Cię macał!
- Wiem ale mama nie musi wiedzieć.
- Trzeba to zgłosić …
- Słuchasz mnie? - spojrzał się na
mnie – Wiem co robił ale nie chcę, żeby mama się dowiedziała –
chciał coś powiedzieć – Dokończymy w domu. Teraz chodź idziemy
poszukać pokoju 268 – gdy znaleźliśmy właściwy pokój. Michael
powiedział, że wejdzie pierwszy.
- Droga wolna to kobieta – weszłam.
Powtórzyłam to samo co powiedziałam tamtemu. Zrobiła mi
prześwietlenie głowy. Okazało się, że wszystko w porządku.
Potem ręki. Na szczęście nie była złamana tylko zwichnięta.
Zrobiła mi opatrunek i powiedziała, że za tydzień, będę mogła
już ściągnąć. Podziękowałam i wyszłam. Michaela nie było.
Skierowałam się na miejsce gdzie była mama.
- Mamo gdzie jest Michael?
- Poszedł do samochodu. Nie chciał tu
dłużej być – wiedziałam dlaczego. Nawet jak już Go nie było z
nami to i tak się na nas gapili. Dotarliśmy do samochodu. Michael
już siedział za kierownicą.
- I co? - zapytał. Gdy byliśmy już w
środku.
- Tylko zwichnięta ręka. Mówiłam,
że nic mi nie jest – spojrzałam z wyrzutem na mamę. Jechaliśmy
do domu. Żadne z nas się nie odezwało. Spoglądałam na Michaela,
był zdenerwowany. Dało się to wyczuć.
- Jesteśmy – oznajmił. Mama mu
podziękowała i wysiadła ja też miałam wysiadać ale zobaczyłam,
że On najwyraźniej nigdzie się nie wybiera.
- Idziesz?
- Nie, odpocznij. Przyjadę jutro.
- Obiecałam, że Ci pomogę ….
- Ale …
- Ja też potrafię być uparta –
uniosłam jedną brew.
- Nie chcę Cię przemęczać –
uparty jak osioł.
- Oh słabo mi – szybko wysiadł i
podbiegł do mnie. Spojrzałam się na niego z cwanym uśmiechem –
Mam Cię. Wynocha do domu, bo jak nie to dostaniesz kopniaka w tyłek
– popchnęłam Go w stronę domu. Już nic nie powiedział tylko
posłusznie szedł w stronę domu – Mamo .. zawołasz nas na obiad?
- krzyknęłam ściągając kurtkę.
- Tak – rozkazałam mu, żeby poszedł
pierwszy na górę. Jeszcze by zwiał. Byliśmy w pokoju – Siadaj
na tamte krzesełko – wskazałam. Usiadł, a ja poszłam do
łazienki – Zaraz Cię doprowadzę do porządku – powiedziałam,
wychodząc z łazienki.
- Mam się bać? - zapytał.
- To zależy jak jesteś cierpliwy to
nie ale jeżeli będziesz się wiercił to dostaniesz w łeb, bo ja
nie jestem cierpliwa. Niezła śliwa. Mogę zapytać za co?
- Chyba za to, że dostałem od Ciebie
albo po prostu za to, że żyję.
- I tak tego nie rozumiem. Dobra nie
traćmy czasu – zaczęłam nakładać lekki puder. Chciałam się
Go zapytać o co chodziło Josephowi z tym, że ma na coś tydzień
ale nie chciałam wyjść na wścibską i taką co podsłuchuje –
Mogę Cię o coś zapytać?
- Jasne.
- Usłyszałam przez przypadek, żeby
była jasność – tak, jasne kłam dalej – Na co masz tydzień? -
zmrużył oczy, nie rozumiał – Twój ojciec powiedział, że masz
tydzień zanim weszłam.
- A to … nie chcę o tym mówić.
- Rozumiem.
- Nie teraz, nie chcę o tym myśleć –
kiwnęłam głową. Nie chciałam tego drążyć. Po chwili się
zorientowałam, że gapi się na moje piersi.
- Jeżeli nie przestaniesz to jutro
pójdę do pierwszej lepszej redakcji i powiem, że Michael Jackson
wcale nie jest taki za jakiego się podaje. Powiem, że chciał pobić
lekarza i nie jest wcale nieśmiały.
- Nie wiem o czym mówisz, a co do
lekarza to dodaj, że lekarza, który molestuje swoje pacjentki –
zamknął oczy. Nie miałam na niego siły.
- Skończyłam jest dopiero 15 także
możesz jeszcze jechać do studia – podszedł do lustra i dokładnie
obejrzał twarz.
- Proszę, proszę profesjonalna
robota. Nic nie widać. Dzięki.
- Podziękujesz jak nikt się nie
kapnie, że masz makijaż – chciałam jeszcze coś z nim wyjaśnić
ale nie wiedziałam ile mam czasu – Mamo za ile obiad? -
krzyknęłam.
- 15 minut. - zdążę. Usiadłam na
łóżku.
- Możesz tu podejść? Chcę
porozmawiać.
- Nareszcie. Więc według mnie
powinnaś to zgłosić. Na pewno znajdą się jeszcze inne kobiety –
usiadł naprzeciw mnie.
- Nie o tym chcę rozmawiać.
- To o czym?
- O tym co dzisiaj zrobiłam u Ciebie w
domu – zastanawiał się o co może chodzić – O pocałunek.
Musisz wiedzieć, że zrobiłam to tylko po to, żebyś znowu nie
dostał od ojca. Nie zrobiłam tego, bo chciałam. Nie chcę, żebyś
sobie pomyślał, że może coś z tego być, bo nic więcej między
nami oprócz znajomości nie będzie, rozumiesz?
- Tak … doskonale wiem – spojrzał
na zegarek – Muszę już jechać – wstał. Zeszłam razem z nim
na dół. Michael ubierał właśnie kurtkę, gdy mama wyszła z
kuchni.
- Akurat trafiliście na obiad –
spojrzała się na Michaela – Wybierasz się gdzieś?
- Tak, do studia.
- Bez obiadu Cię nie wypuszczę -
chciał zaprzeczyć – Bez gadania. Usiądzie już do stołu, ja
zaraz przyniosę obiad – poszła z powrotem do kuchni.
- Zawsze taka jest? - zapytał,
przepuszczając mnie w drzwiach od salonu.
- Przeważnie – usiadłam przy stole.
Michael naprzeciw mnie. Nie rozmawialiśmy. Wyglądał jak by nad
czymś myślał. W końcu mama przyniosła obiad. Powiedziała, że
na razie tylko zupa, bo drugie danie jeszcze nie gotowe ale Michael
podziękował i powiedział, że zje tylko zupę, bo spieszy się i
musi trzymać dietę. Mama na te słowa, powiedziała, że jest zbyt
chudy i parę kilo, by mu nie zaszkodziło. Szybko zjadł,
podziękował za pyszny obiad. Zanim wyszedł, powiedział, że musi
ze mną porozmawiać ale nie teraz, bo się spieszy. Odpowiedziałam,
że może wpaść kiedy chcę. Myślałam, że to koniec atrakcji jak
na jeden dzień ale się myliłam . Poszłam z powrotem do salonu.
Mama chciała mi wcisnąć drugie danie ale odmówiłam. Włączyłam
telewizję, bo nie miałam co robić. Do Sally też nie mogę iść,
bo jest w pracy. Nawet nie wiem kiedy, a zasnęłam. Poczułam
szarpnięcia, otworzyłam oczy, a nade mną stała mama – Która
godzina? - przetarłam oczy.
- Po 20, ktoś do Ciebie przyszedł.
- Co? O tej godzinie? - leniwie wstałam
i jeszcze zaspana skierowałam się w stronę przedpokoju –
Michael? Co tutaj robisz o tej porze?
- Przepraszam, że Cie obudziłem ale
muszę z tobą porozmawiać.
- A nie może to zaczekać do jutra?.
- Wolałbym dzisiaj.
- Trudno to chodź – weszliśmy do
mojego pokoju – Mów co to za sprawa, która nie może czekać.
- Od czego, by tu zacząć – chodził
po pokoju.
- Najlepiej od początku.
- Znowu jesteś złośliwa –
uśmiechnął się.
- Taka już jestem.
- Nie prawda – spojrzałam na niego
surowo – Ale o tym kiedy indziej. Przemyślałem sobie to wszystko
i chcę Ci powiedzieć o co chodziło Josephowi nawet jeżeli mnie
znienawidzisz – robiło się ciekawie – Chodziło mu o to …. o
to, żebym Cię w sobie rozkochał.
- Nie rozumiem.
- Jeżeli byś się we mnie zakochała
to potem był by ślub, a wtedy On, by zgarnął forsę od twojego
ojca, którą byśmy dostali jako małżeństwo. Mi nie zależy ale
taka jest tradycja, że młoda para dostaje pieniądze od rodziców,
z tą różnicą, że Joseph, by nie wyłożył ani złotówki.
- Co ty do mnie mówisz? Wiedziałeś o
tym?!
- Nie, dopiero się dowiedziałam tego
wieczora po naszej kolacji. Powiedziałem mu, że nie chcę i dlatego
mnie pobił. Przepraszam Cię i zrozumiem jeżeli nie chcesz mnie
więcej znać – spuścił głowę. Byłam wściekła, to fakt ale
to nie była wina Michaela. Nic nie wiedział – On teraz myśli, że
jesteśmy razem. Wiesz, że On już wyznaczył datę ślubu? Do Niego
nic nie dociera – milczałam – Wiem, że jesteś zła ale
naprawdę ja nic o tym nie wiedziałem.
- Wiem ale nie mogę tego zrozumieć.
Trzeba mu powiedzieć prawdę.
- Już do Niego zadzwoniłem. Ma tu być
za pół godziny – nie mogliśmy udawać, ze jesteśmy razem ale z
drugiej strony wiedziałam, że Michael prawdopodobnie znowu
dostanie.
- Tata ma zaraz być – spojrzał się
na mnie ze zdziwioną miną – Przynajmniej Cie nie uderzy w
obecności taty.
- Nie był bym tego pewien. On jest
zdolny do wszystkiego – ustał przy oknie i skrzyżował ręce na
piersi. Spojrzał się w moją stronę – Czy to znaczy, że mnie
nie obwiniasz?
- Niby za co? Inaczej byśmy rozmawiali
jak byś od początku o tym wiedział.
- Na pewno. Do dzisiaj czuje –
dotknął swojego policzka. Domyśliłam się o co mu chodziło.
- Słyszysz? Chyba tata przyjechał.
- I nie tylko.
- Co? - podeszłam do okna i zobaczyłam
dwa wozy. Jeden należał do ojca, a drugi do Josepha – No to czas
na show – powiedziałam i razem zeszliśmy na dół. Ojciec ściągał
płaszcz, a ten drugi stał i czekał – Tato możesz zostać? -
kiwnął głową. Mamy nie widziałam.
- Więc po co mnie tu ściągnąłeś?
- zapytał. Michael stał nadal na schodach, a ja przed Nim –
Chcecie zmienić datę ślubu?
- Jakiego ślubu? - zapytał się
zdezorientowany tata.
- Nie i nie będzie żadnego ślubu.
Tak naprawdę to nie jesteśmy razem.
- Co ty pieprzysz? Przecież dzisiaj
wyraźnie widziałem co innego.
- Zrobiła to specjalnie. Wszystko jej
powiedziałem. O twoim planie – tata stał i się patrzył, bo nie
rozumiał. Byłam pewna, że nic mu nie zrobi.
- Podejdź no tu – powiedział.
Michael niepewnie ale podszedł. Złapał Michaela za kark –
Posłucha mnie gnojku. Nie obchodzi mnie co ty chcesz. Masz robić to
co Ci każe, zrozumiano?
- Niech Pan Go zostawi –
powiedziałam.
- Młoda damo radzę Ci się nie
wtrącać.
- Grozisz mojej córce? - odezwał się
tata.
- Ostrzegam, a ty masz odwołać te
słowa – powiedział do Michaela.
- Nie, nie będziesz mi więcej mówił
co mam robić i jak żyć.
- No i po co to powiedziałeś? -
pchnął Michaela z całą siłą na ścianę. Wydawało się, że
nic takiego się nie stało ale Michael wykrzywił usta i złapał
się za tył głowy.
- Ty sukinsynu! - wrzasnął tata i
złapał Josepha za koszulę. Mama weszła i gdy to zobaczyła od
razu podbiegła w ich stronę, a ja do Michaela.
- Richard przestań natychmiast. Wiesz,
że nie możesz się denerwować, a tak w ogóle to co tutaj się
stało? - udało się jej odciągnąć ojca. Nikt jej nie
odpowiedział.
- Nic Ci nie jest? - zapytałam się
Michaela. Dotknął tył swojej głowy. Gdy pokazał dłoń
zobaczyliśmy krew – Mamo dzwoń po pogotowie! - nie zaprzeczył
tylko się osunął po ścianie.
- I na policję – powiedział tata.
Joseph chciał zwiać ale ojciec Go zatrzymał – A ty gdzie się
wybierasz? Tym razem zapłacisz za to wszystko!
- I co powiesz policji? Że wychowuje
syna? - śmiał się podle – Przecież to tchórz i nie wniesie
oskarżenia, bo wie co by Go czekało.
- Zamknij się!
- Pójdę po jakiś ręcznik –
pobiegłam szybko do najbliższej łazienki i zabrałam ręcznik,
który był pod ręką. Wróciłam i przyłożyłam mu do głowy.
- Zobacz nawet teraz zachowuje się jak
baba.
- Rozwaliłeś mu głowę! - nie
wytrzymałam i się wydarłam. Michael złapał mnie za rękę.
- Daj spokój. Nie ma sensu –
powiedział. Usłyszeliśmy pukanie. Mama poszła otworzyć. Weszli
sanitariusze. Podeszli do nas i zapytali się co się stało –
Wpadłem na ścianę – pokręciłam głową z niedowierzaniem ale
Oni chyba się domyślili co się stało, bo spojrzeli na ojca
trzymającego Josepha.
- Nie wygląda to najlepiej. Musimy
Pana zbadać. W karetce mamy potrzebne rzeczy. Dam Pan radę dojść?
- Tak – wstał i razem poszliśmy za
sanitariuszami. Gdy byliśmy już na miejscu, zobaczyliśmy radiowóz.
Policja weszła do domu. Michael siedział w karetce z przechyloną
głową.
- Wydaje się, że wszystko jest w
porządku. Na wszelki wypadek założę szwy. Gdyby miał Pan jutro
zawroty głowy lub inne dolegliwości to proszę się zgłosić do
lekarza – po chwili zobaczyliśmy Josepha w kajdankach. Ustał
razem z policjantem przed karetką.
- Czy wnosi Pan oskarżenie przeciwko
Panu Jacksonowi? - zapytał jeden z nich. Michael milczał. Joseph
śmiał się głupkowato. Po minie Michaela mogłam się domyślać,
że się wycofa. Podszedł tata.
- Ja wnoszę – powiedział – Za
groźby skierowane w moja córkę – policjant skinął głową i Go
zabrali. Odjechali. Spojrzałam się na Michaela. Zawiodłam się na
nim, chyba to wyczuł, by odwrócił głowę.
- Proszę się nie ruszać –
powiedział lekarz.
- Bez znieczulenia? - zapytałam, gdy
zobaczyłam igłę z nicią, aż przełknęłam.
- To zależy od Pana Jacksona. Możemy
dać zastrzyk ale będzie trzeba poczekać, aż zacznie działać.
- W porządku nie trzeba. Jakoś
wytrzymam – zaskoczyło mnie to. Michael zacisnął zęby. Nie
mogłam na to patrzeć i zamknęłam oczy. Ja bym darła się na całe
gardło ale Michaela w ogóle nie słyszałam.
- Gotowe – oznajmił lekarz.
Otworzyłam oczy – Jeszcze tylko zalepię małym opatrunkiem, żeby
nie rzucało się w oczy. O i proszę bardzo. Po krzyku –
wysiedliśmy z karetki – Miał Pan dużo szczęścia. Zwykle kończy
się wstrząsem mózgu. Za 5 dni proszę się głosić na zdjęcie
szwów.
- Dobrze i dziękuje.
- Gratuluje dziewczyny – powiedział
jeszcze i zamknął drzwi od karetki.
- Nie my … - za późno. Spojrzał
się na mnie. Dałam znak głową, żebym weszli do domu. Od progu
mama zapytała.
- Michael zadzwonić po twoją mamę,
żeby przyjechała?
- Nie, nie trzeba sam dojadę ale
dziękuje – mama uśmiechnęła się i znikła jak zwykle w kuchni
– Dziękuje Ci – powiedział.
- Za co? Że znowu przeze mnie
dostałeś?
- Za to co zrobiłaś dzisiaj u mnie i
za makijaż, bo z tego co pamiętam to nie podziękowałem. Chciałaś
dobrze ale musieliśmy powiedzieć mu prawdę.
- Powinnam Ci nakopać do tego chudego
tyłka.
- Za co?
- Jeszcze się pytasz? Myślałam, że
się odważysz i w obecności policji powiesz wszystko co Ci robi ale
nie ty jesteś zwykłym tchórzem i wolisz całe życie być bitym i
poniżanym.
- Łatwo Ci mówić. To nie ty
zostaniesz skopana za dzisiejszą akcje tylko ja. On jutro wyjdzie i
będzie po staremu. Może i masz rację jestem tchórzem ale jestem
ciekaw co ty byś zrobiła na moim miejscu. Przynajmniej przestał
bić mamę.
- Wyprowadź się.
- To nie takie proste.
- Mylisz się to jest bardzo proste.
- To niczego nie zmieni. Jestem od
niego zależny. To On mnie stworzył … zespół. Gdyby nie On nie
był bym tym kim teraz jestem ale przez Niego nie miałem
dzieciństwa. Ty od dziecka masz wszystko co zapragniesz. Nigdy nie
musiałaś na nic pracować. Ja musiałem sam dojść do tego kim
teraz jestem. Gdy ty się bawiłaś z koleżankami ja miałem próby
i za każdym razem modliłem się, żeby nie pomylić kroków. Gdy
byłem starszy już nie zawracał sobie mną głową tak bardzo.
Skupił się na Marlonie. Powiedział, że ma dość tego wszystkiego
i nie chcę już więcej występować. Tak Go stłukł, że wylądował
w szpitalu. Żaden z nas po tamtym zdarzeniu nie sprzeciwił się.
Nie zrozumiesz tego, nikt tego nie zrozumie.
- Czy chcesz mi powiedzieć, że jesteś
mu wdzięczny?
- W pewnym sensie … tak. Za dwie
rzeczy.
- Jakie?
- Za to, że stworzył zespół. Scena
jest moim życiem. Nie wyobrażam sobie nie występować.
- A ta druga rzecz? - cały czas, gdy
mówił te wszystkie rzeczy stał tyłem i patrzył przez okno ale
teraz się odwrócił.
- Że poznał mnie z tobą – chciałam
już powiedzieć, że nie będziemy razem – Wiem, że nie chcesz
być ze mną ale to niczego nie zmienia i tak cieszę się, że Cię
poznałem. Tylko mam prośbę. Uważaj na siebie – nie wiedziałam
o co mu chodzi – Mówię o Ericu. Nie będę Ci prawił kazań ale
uważaj – spojrzał na zegarek – Późno się zrobiło. Pójdę
już – wyszedł za drzwi. Odwrócił się – Dziękuje i
przepraszam, że byłaś tego świadkiem. Mam nadzieje, że się
jeszcze zobaczymy.
- Jeżeli nie będziesz mnie podrywał
to nie ma sprawy – uśmiechnął się.
- Nic na to nie poradzę, że jesteś
…. - dotknął mojego policzka i spojrzał w oczy – Piękna –
dokończył i poszedł do samochodu. Gdy odjechał ja jeszcze stałam.
Nadal czułam jego dotyk. Wróciłam do domu. Poszłam do siebie.
Wzięłam prysznic i się położyłam. Chyba znowu zaczynałam być
miękka i nie podobało mi się to. Od jutra będę znowu zimną
suką. Jestem wdzięczna Michaelowi, że się o mnie martwi ale boje
się, że znowu dojdzie do tego co kiedyś. Nie mogę do tego
dopuścić. Usłyszałam pukanie.
- Proszę – to był tata.
- Nie obudziłem Cię?
- Nie, o co chodzi?
- Jak się czujesz? Mama mi powiedziała
co się dzisiaj stało – usiadł na łóżku.
- Dobrze to tylko zwichnięcie –
pokazałam rękę – Mama jak zwykle panikowała – przewróciłam
oczami.
- Na szczęście był Michael.
- Co masz na myśli?
- Zajął się tobą.
- Sama też bym sobie poradziła.
- Nie wątpię ale miło z jego strony.
To dobry chłopak.
- Wiem do czego zmierzasz i nie chce
tego słuchać. Jeżeli to wszystko …
- Tak, chciałam tylko zobaczyć jak
się czujesz – miał już wychodzić – Wiesz tak sobie
pomyślałem, że może zrobimy sobie wcześniejsze wakacje. Mam dużo
zaległego urlopu. Za tydzień i ty możesz wybrać gdzie pojedziemy.
Co ty na to?
- Zastanowię się, a teraz możesz już
wyjść, bo chcę spać.
- Już idę. Dobranoc – wyszedł.
Nareszcie. Skłamałam z tym, że chcę spać i tak szybko nie zasnę.
Podeszłam do okna. Śnieg przestał już padać. Szkoda, lubiłam
patrzeć na opadające płatki. Usłyszałam dźwięk sms-a. Wzięłam
telefon do ręki: ,, Mam nadzieje, że Cię nie obudziłem.
Dojechałem już do domu. Zadzwonię rano. Dobranoc''. Nie odpisałam.
Położyłam się i zasnęłam.
Co mam ci dużo mówić, to jest naprawdę genialne, mam nadzieję, że kiedyś będę pisać na Twoim poziomie....
OdpowiedzUsuń