wtorek, 4 czerwca 2013

Bad Girl 6

Otworzyłam oczy. Bolała mnie głowa i lewa ręka. Zaczęłam się rozglądać. W całym autobusie leżeli ludzie. Niektórzy przytomni inni nie. Leżałam na kimś, na mnie też ktoś leżał. Powoli wstałam, trzymając się za głowie. Na dworze były już karetki. Było ich zdecydowanie za mało, dlatego postanowiłam, że nie skorzystam z pomocy ratowników. Kręciło mi się w głowie ale jakoś doszłam do postoju taksówek. Dałam taksówkarzowi 50 dolarów i podałam adres. Chyba coś do mnie mówił. Za bardzo nie kontaktowałam ale zaprzeczyłam.
Tymczasem w domu Rose.
- Może coś się stało? - powiedziała zdenerwowana Pani Baker.
- Nie, na pewno wszystko w porządku. Proszę się nie denerwować. Jest dopiero 13. Może gdzieś po drodze poszła? - powiedziałem, bo byłem pewny, że za chwile wejdzie.
- Oby – usłyszeliśmy pukanie do drzwi – Pójdę otworzyć.
- Przepraszam, że przeszkadzam ale czy mieszka tutaj niejaka Rose? - zapytał taksówkarz.
- Tak, to moja córka. Kim Pan jest i o co chodzi?
- Pani córka siedzi u mnie w taksówce. Chyba miała jakiś wypadek. Podała mi ten adres.
- O boże. Michael! - usłyszałem wołanie i szybko się zerwałem. Zobaczyłem jak Pani Baker biegnie w stronę taksówki. Nie wiedziałem o co chodzi ale zrobiłem to samo. Otworzyła drzwi – Jezu, Rose. Co się stało? - z czoła leciała jej krew. Majaczyła coś o wypadku. Wziąłem Rose na ręce i zaniosłem do domu. Położyłem ją na kanapie w salonie. Jej mama była przerażona.
- Rose … spójrz na mnie – trzymałem w rękach jej twarz – Powiedź co się stało. Napadł Cię ktoś?
- Nie …. autobus.
- Autobus? Nie rozumiem. Nie zamykaj oczu. Niech Pani przyniesie apteczkę – zwróciłem się do mamy Rose. Zanim wróciła, Rose straciła przytomność – Musimy jechać do szpitala – powiedziałam, gdy zobaczyłem, że wchodzi.
- Dobrze ale najpierw muszę opatrzyć ranę. Strasznie krwawi – kiwnąłem głową i usiadłem na końcu kanapy, żeby nie przeszkadzać. Spojrzałem na reklamówkę, która leżała na stoliku. Wziąłem ją do ręki i zacząłem sprawdzać co w niej jest. Może dowiem się gdzie była i pomoże ustalić co się stało. W środku były kosmetyki. Zastanawiałem się po co jej tyle tego wszystkiego skoro jest zima i większość czasu siedzi w domu? Spojrzałem na Rose. Budziła się.
- Ałć – poruszyła ręką.
- Skarbie nie ruszaj się. Jedziemy zaraz do szpitala – powiedziała Pani Baker.
- Al … ale nie trzeba … wszystko w porządku – chciała się trochę podnieść – Ałaaa! Tylko boli mnie ręka ale to przejdzie – spojrzała w moim kierunku – Michael? Co tutaj robisz?
- Przyjechałem tak jak się umawialiśmy.
- Pamiętam ale miałeś być za godzinę.
- Minęły już 2 godziny.
- Zaraz wracam – zabrała apteczkę i brudne waciki. Przysiadłem się bliżej.
- Mogę? - zapytałem.
- Tak …. nie miałam pojęcia, że tyle czekasz.
- Nic się nie stało – mama Rose przyszła z powrotem. Chciałem ustąpić jej miejsca ale powiedziała, żebym został na swoim miejscu – Powiesz co się stało?
- Wracałam autobusem i za bardzo nie pamiętam co się stało ale mieliśmy wypadek.
- A mówiłem, żebyś zaczekała na mnie i bym razem wrócili – lekko podniosłem głos.
- Dokończycie później. Teraz musimy jechać do szpitala.
- Już mówiłam, że nie trzeba.
- Nie chcę tego słyszeć. Możesz mieć wstrząs mózgu i złamaną rękę. Michael pojedziemy twoim samochodem, dobrze? Bo Richard zabrał mi kluczyki. Uważa, że kobiety nie powinny jeździć zimą.
- Oczywiście i zgadzam się z Pani mężem. Bez urazy.
- Ehh ta męska solidarność. Jedzmy już.
- Dasz radę iść? - zapytałem Rose.
- Tak – ledwo wstała i bęc. Upadła na mnie – Przepraszam – uśmiechnąłem się i wziąłem ją na ręce – Co ty wyprawiasz? Puść mnie!
- Daj spokój. Pomagam Ci. Czy to źle? - stanąłem.
- Wręcz przeciwnie – mama była za nami i puściła mi oczko – Też bym chciała, żeby ktoś mnie nosił.
- No właśnie to weź lepiej mamę.
- Przestań tyle gadać, bo Cię jeszcze upuszczę … niechcący – spojrzał się na mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Nie zrobisz tego – wyszeptałam, żeby mama nie usłyszała.
- Chcesz się przekonać? - nie odpowiedziałam – Tak myślałem ….możesz mnie objąć … ja nie gryzę no może czasami ale w innych okolicznościach – chwila czy On coś sugerował?
- Posłuchaj … - już mu miałam powiedzieć parę nieprzyjemnych rzeczy ale dziwnie się poczułam. Złapałam się za głowę.
- Co jest? - zapytał.
- Nie wiem … słabo mi i wszystko mnie boli.
- Proszę Pani, musimy już jechać – przyspieszył i zanim się obejrzałam siedziałam już na tylnym siedzeniu razem z mamą – Niech to … zaczyna się godzina szczytu. Wytrzymasz? - odwrócił się w moją stronę, gdy staliśmy w korku.
- Tak i tak nic nie można zrobić.
- Można – zdziwiłam się – Jak by była taka potrzeba to zaniosę Cię do szpitala.
- Nie żartuj – nie odpowiedział. Po pół godzinie w końcu korek się ruszył. Podjechał pod główne wejście do szpitala.
- Dasz radę iść?
- Tak.
- Dobrze. Zaparkuje w parkingu podziemnym. Spotkamy się na miejscu – razem z mamą wysiadłam i skierowaliśmy się do recepcji.
- Dzień dobry. Moja córka miała wypadek i potrzebuje pomocy.
- Oczywiście. Proszę jechać windą na 2 piętro. W pokoju 245 przyjmuje dr. Robertson – gdy mama rozmawiała ja siedziałam na krześle. Nie miałam siły stać.
- Rose, chodź – złapała mnie za ramię i pojechaliśmy windą. Byliśmy pod wskazanym pokojem. Dziwne, że o tej godzinie było sporo ludzi. Usiadłam na jedynym wolnym miejscu i czekałam. Właśnie tego nie lubiłam: czekać. Najchętniej bym stąd poszła – Na śmierć zapomniałam. Przecież Michael nie wie gdzie jesteśmy. Zaczekaj zadzwonię do niego – odeszła na bok. Ukradkiem patrzyłam na ludzi czekających na swoją kolej. Zastanawiałam się po co tu przyszli. Przecież nic po nich nie było widać, żeby potrzebowali lekarza. Ehh nigdy nie zrozumiem ludzi. Na byle co chodzą do lekarza. Podeszła mama – Już idzie – pokiwałam głową. Po chwili coś mi się przypomniało.
- Ale jak to idzie? - zabrzmiało to głupio jeżeli ktoś nie wie o co mi chodziło. Mama spojrzała się na mnie dziwnie, a ja na ludzi.
- Normalnie. Na dwóch nogach. Co się z tobą dzieje? Może masz wstrząs mózgu? - ukucnęła przy mnie.
- Nie mam żadnego wstrząsu! On chce tu tak po prostu sobie przyjść?
- T …. a no tak. Zapomniałam, zaraz Go uprzedzę – niestety było za późno. Winda się otworzyła, a w niej stał Michael. Zaczął iść pewnym krokiem ale nagle zwolnił. Rozglądnął się po korytarzu. Pewnie nie wiedział, że ktokolwiek tutaj będzie oprócz nas. Myślałam, że się jak najszybciej cofnie ale nie zrobił tego. Podszedł do nas. Ludzie gapili się na nas z otwartymi buziami.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Przeżyje – lekko się uśmiechnął. Czekaliśmy już naprawdę długo. Michael chodzi zdenerwowany, a ja się dziwiłam dlaczego nikt jeszcze nie poprosił Go o autograf. Właśnie miał wchodzić jakiś facet ale zanim zdążył wejść do pokoju, Michael Go wyprzedził.
- Ej, co to ma znaczyć. Teraz jest moja kolej.
- Z całym szacunkiem ale moja znajoma miała wypadek i potrzebuje jak najszybciej pomocy. Z tego co widzę to nic Panu takiego nie jest, mam rację? Dlatego proszę się przesunąć. Rose chodź – wstałam i podeszłam. Ten facet już odpuścił i zajął swoje miejsce – Idź ja zaczekam – weszłam. Za biurkiem siedział lekarz. Miał gdzieś 50 lat może więcej. Gdy mnie zobaczył wstał i wskazał miejsce, żebym usiadła.
- Więc co Pani dolega?
- Uczestniczyłam w wypadku.
- Rozumiem … proszę się rozebrać i zaczekać na mnie – coś mi tu nie pasowało.
- Słucham? Ja mam uraz głowy i ręki. Proszę dać mi jakieś skierowanie na badania.
- Pozwoli Pani, że to ja będę lekarzem, a nie na odwrót. Przyszła Pani po pomoc lekarską czy nie? Bo sama Pani widzi, że mnóstwo ludzi czeka – cholera, instynkt mówił mi, żebym stamtąd spadała.
- Dobrze ale może Pan poczekać chwilkę, bo miał tu być mój chłopak i bym chciała zobaczyć czy już jest. Pewnie się martwi – zgodził się. Wyszłam i machnęłam do Michaela, żeby podszedł – Słuchaj albo tam ze mną wejdziesz albo idę do domu.
- Ale o co chodzi?
- Później Ci powiem teraz chodź – pociągnęłam Go za rękę. Opierał się – Widzę, że chcesz, żebym załatwiła Ci rozdawanie autografów.
- Nie odważysz się.
- Chcesz się przekonać? - w końcu dał się namówić – Panie doktorze jesteśmy. Miałam racje, że już czeka – siedział na swoim miejscem. Akurat coś pił w kubku i o mało na widok Michaela nie wypluł. Michael podał rękę.
- Ale w gabinecie może przebywać tylko pacjent i lekarz – spojrzałam na Michaela.
- Wiem ale ja zostanę, bo martwię się o Rose – uff. Gdzieś kiedyś przeczytałam, że był strasznie uparty i teraz bardzo się to przydało. Lekarz nie miał wyjścia i się zgodził. Kazał mi iść za parawan i się rozebrać. Zrobiłam to. Michael musiał poczekać przy biurku i mnie nie widział. Lekarz przyszedł i zmierzył mnie wzrokiem, bo byłam jedynie w bieliźnie. Wydawało mi się to podejrzane. Kazał usiąść na łóżku dla pacjentów. Na początku wszystko było normalnie. Do czasu. On normalnie zaczął mnie macać. Najpierw niby sprawdzał czy mam całe żebra i chciał już wyżej.
- Co Pan … - spojrzał się na mnie, nie rozumiejąc. Dyskretnie się spojrzałam przed siebie i zobaczyłam stojącego Michaela. Na razie nic nie mówił tylko obserwował. Lekarz nie wiedział i teraz zaczął badać moje nogi. Bezczelnie dotykał moich łyd.
- Jest Pan ginekologiem? - zapytał Michael. Lekarz nerwowo przełknął ślinę i się obejrzał.
- Proszę wrócić na swoje miejsce. Badam pacjentkę – chyba nie wiedział co powiedzieć.
- Chyba już bardzo dokładnie Pan ją zbadał – lekarz wstał i zaczął swoje.
- Wszystko w porządku. Żebra nie są złamane. Dam Pani skierowanie na prześwietlenie głowy i ręki – zaczęłam się ubierać. Usiadł z powrotem za biurkiem i wypisywał skierowanie.
- Wie Pan jak to się nazywa? Molestowanie i może być Pan pewien, że spotkamy się w sądzie! - zaczął Michael.
- Nie rozumiem. Badałem pacjentkę …
- Od kiedy do badania trzeba się rozebrać w całości?
- Pacjentów, którzy mieli wypadek bada się w całości …
- Takie kity to może Pan wciskać …. - zaczęło się robić nerwowo. Złapałam to skierowanie i próbowałam wyjść z Michaelem. Chciał jeszcze powiedzieć parę rzeczy ale byliśmy już za drzwiami.
- Uspokój się.
- Co? Przecież On Cię macał!
- Wiem ale mama nie musi wiedzieć.
- Trzeba to zgłosić …
- Słuchasz mnie? - spojrzał się na mnie – Wiem co robił ale nie chcę, żeby mama się dowiedziała – chciał coś powiedzieć – Dokończymy w domu. Teraz chodź idziemy poszukać pokoju 268 – gdy znaleźliśmy właściwy pokój. Michael powiedział, że wejdzie pierwszy.
- Droga wolna to kobieta – weszłam. Powtórzyłam to samo co powiedziałam tamtemu. Zrobiła mi prześwietlenie głowy. Okazało się, że wszystko w porządku. Potem ręki. Na szczęście nie była złamana tylko zwichnięta. Zrobiła mi opatrunek i powiedziała, że za tydzień, będę mogła już ściągnąć. Podziękowałam i wyszłam. Michaela nie było. Skierowałam się na miejsce gdzie była mama.
- Mamo gdzie jest Michael?
- Poszedł do samochodu. Nie chciał tu dłużej być – wiedziałam dlaczego. Nawet jak już Go nie było z nami to i tak się na nas gapili. Dotarliśmy do samochodu. Michael już siedział za kierownicą.
- I co? - zapytał. Gdy byliśmy już w środku.
- Tylko zwichnięta ręka. Mówiłam, że nic mi nie jest – spojrzałam z wyrzutem na mamę. Jechaliśmy do domu. Żadne z nas się nie odezwało. Spoglądałam na Michaela, był zdenerwowany. Dało się to wyczuć.
- Jesteśmy – oznajmił. Mama mu podziękowała i wysiadła ja też miałam wysiadać ale zobaczyłam, że On najwyraźniej nigdzie się nie wybiera.
- Idziesz?
- Nie, odpocznij. Przyjadę jutro.
- Obiecałam, że Ci pomogę ….
- Ale …
- Ja też potrafię być uparta – uniosłam jedną brew.
- Nie chcę Cię przemęczać – uparty jak osioł.
- Oh słabo mi – szybko wysiadł i podbiegł do mnie. Spojrzałam się na niego z cwanym uśmiechem – Mam Cię. Wynocha do domu, bo jak nie to dostaniesz kopniaka w tyłek – popchnęłam Go w stronę domu. Już nic nie powiedział tylko posłusznie szedł w stronę domu – Mamo .. zawołasz nas na obiad? - krzyknęłam ściągając kurtkę.
- Tak – rozkazałam mu, żeby poszedł pierwszy na górę. Jeszcze by zwiał. Byliśmy w pokoju – Siadaj na tamte krzesełko – wskazałam. Usiadł, a ja poszłam do łazienki – Zaraz Cię doprowadzę do porządku – powiedziałam, wychodząc z łazienki.
- Mam się bać? - zapytał.
- To zależy jak jesteś cierpliwy to nie ale jeżeli będziesz się wiercił to dostaniesz w łeb, bo ja nie jestem cierpliwa. Niezła śliwa. Mogę zapytać za co?
- Chyba za to, że dostałem od Ciebie albo po prostu za to, że żyję.
- I tak tego nie rozumiem. Dobra nie traćmy czasu – zaczęłam nakładać lekki puder. Chciałam się Go zapytać o co chodziło Josephowi z tym, że ma na coś tydzień ale nie chciałam wyjść na wścibską i taką co podsłuchuje – Mogę Cię o coś zapytać?
- Jasne.
- Usłyszałam przez przypadek, żeby była jasność – tak, jasne kłam dalej – Na co masz tydzień? - zmrużył oczy, nie rozumiał – Twój ojciec powiedział, że masz tydzień zanim weszłam.
- A to … nie chcę o tym mówić.
- Rozumiem.
- Nie teraz, nie chcę o tym myśleć – kiwnęłam głową. Nie chciałam tego drążyć. Po chwili się zorientowałam, że gapi się na moje piersi.
- Jeżeli nie przestaniesz to jutro pójdę do pierwszej lepszej redakcji i powiem, że Michael Jackson wcale nie jest taki za jakiego się podaje. Powiem, że chciał pobić lekarza i nie jest wcale nieśmiały.
- Nie wiem o czym mówisz, a co do lekarza to dodaj, że lekarza, który molestuje swoje pacjentki – zamknął oczy. Nie miałam na niego siły.
- Skończyłam jest dopiero 15 także możesz jeszcze jechać do studia – podszedł do lustra i dokładnie obejrzał twarz.
- Proszę, proszę profesjonalna robota. Nic nie widać. Dzięki.
- Podziękujesz jak nikt się nie kapnie, że masz makijaż – chciałam jeszcze coś z nim wyjaśnić ale nie wiedziałam ile mam czasu – Mamo za ile obiad? - krzyknęłam.
- 15 minut. - zdążę. Usiadłam na łóżku.
- Możesz tu podejść? Chcę porozmawiać.
- Nareszcie. Więc według mnie powinnaś to zgłosić. Na pewno znajdą się jeszcze inne kobiety – usiadł naprzeciw mnie.
- Nie o tym chcę rozmawiać.
- To o czym?
- O tym co dzisiaj zrobiłam u Ciebie w domu – zastanawiał się o co może chodzić – O pocałunek. Musisz wiedzieć, że zrobiłam to tylko po to, żebyś znowu nie dostał od ojca. Nie zrobiłam tego, bo chciałam. Nie chcę, żebyś sobie pomyślał, że może coś z tego być, bo nic więcej między nami oprócz znajomości nie będzie, rozumiesz?
- Tak … doskonale wiem – spojrzał na zegarek – Muszę już jechać – wstał. Zeszłam razem z nim na dół. Michael ubierał właśnie kurtkę, gdy mama wyszła z kuchni.
- Akurat trafiliście na obiad – spojrzała się na Michaela – Wybierasz się gdzieś?
- Tak, do studia.
- Bez obiadu Cię nie wypuszczę - chciał zaprzeczyć – Bez gadania. Usiądzie już do stołu, ja zaraz przyniosę obiad – poszła z powrotem do kuchni.
- Zawsze taka jest? - zapytał, przepuszczając mnie w drzwiach od salonu.
- Przeważnie – usiadłam przy stole. Michael naprzeciw mnie. Nie rozmawialiśmy. Wyglądał jak by nad czymś myślał. W końcu mama przyniosła obiad. Powiedziała, że na razie tylko zupa, bo drugie danie jeszcze nie gotowe ale Michael podziękował i powiedział, że zje tylko zupę, bo spieszy się i musi trzymać dietę. Mama na te słowa, powiedziała, że jest zbyt chudy i parę kilo, by mu nie zaszkodziło. Szybko zjadł, podziękował za pyszny obiad. Zanim wyszedł, powiedział, że musi ze mną porozmawiać ale nie teraz, bo się spieszy. Odpowiedziałam, że może wpaść kiedy chcę. Myślałam, że to koniec atrakcji jak na jeden dzień ale się myliłam . Poszłam z powrotem do salonu. Mama chciała mi wcisnąć drugie danie ale odmówiłam. Włączyłam telewizję, bo nie miałam co robić. Do Sally też nie mogę iść, bo jest w pracy. Nawet nie wiem kiedy, a zasnęłam. Poczułam szarpnięcia, otworzyłam oczy, a nade mną stała mama – Która godzina? - przetarłam oczy.
- Po 20, ktoś do Ciebie przyszedł.
- Co? O tej godzinie? - leniwie wstałam i jeszcze zaspana skierowałam się w stronę przedpokoju – Michael? Co tutaj robisz o tej porze?
- Przepraszam, że Cie obudziłem ale muszę z tobą porozmawiać.
- A nie może to zaczekać do jutra?.
- Wolałbym dzisiaj.
- Trudno to chodź – weszliśmy do mojego pokoju – Mów co to za sprawa, która nie może czekać.
- Od czego, by tu zacząć – chodził po pokoju.
- Najlepiej od początku.
- Znowu jesteś złośliwa – uśmiechnął się.
- Taka już jestem.
- Nie prawda – spojrzałam na niego surowo – Ale o tym kiedy indziej. Przemyślałem sobie to wszystko i chcę Ci powiedzieć o co chodziło Josephowi nawet jeżeli mnie znienawidzisz – robiło się ciekawie – Chodziło mu o to …. o to, żebym Cię w sobie rozkochał.
- Nie rozumiem.
- Jeżeli byś się we mnie zakochała to potem był by ślub, a wtedy On, by zgarnął forsę od twojego ojca, którą byśmy dostali jako małżeństwo. Mi nie zależy ale taka jest tradycja, że młoda para dostaje pieniądze od rodziców, z tą różnicą, że Joseph, by nie wyłożył ani złotówki.
- Co ty do mnie mówisz? Wiedziałeś o tym?!
- Nie, dopiero się dowiedziałam tego wieczora po naszej kolacji. Powiedziałem mu, że nie chcę i dlatego mnie pobił. Przepraszam Cię i zrozumiem jeżeli nie chcesz mnie więcej znać – spuścił głowę. Byłam wściekła, to fakt ale to nie była wina Michaela. Nic nie wiedział – On teraz myśli, że jesteśmy razem. Wiesz, że On już wyznaczył datę ślubu? Do Niego nic nie dociera – milczałam – Wiem, że jesteś zła ale naprawdę ja nic o tym nie wiedziałem.
- Wiem ale nie mogę tego zrozumieć. Trzeba mu powiedzieć prawdę.
- Już do Niego zadzwoniłem. Ma tu być za pół godziny – nie mogliśmy udawać, ze jesteśmy razem ale z drugiej strony wiedziałam, że Michael prawdopodobnie znowu dostanie.
- Tata ma zaraz być – spojrzał się na mnie ze zdziwioną miną – Przynajmniej Cie nie uderzy w obecności taty.
- Nie był bym tego pewien. On jest zdolny do wszystkiego – ustał przy oknie i skrzyżował ręce na piersi. Spojrzał się w moją stronę – Czy to znaczy, że mnie nie obwiniasz?
- Niby za co? Inaczej byśmy rozmawiali jak byś od początku o tym wiedział.
- Na pewno. Do dzisiaj czuje – dotknął swojego policzka. Domyśliłam się o co mu chodziło.
- Słyszysz? Chyba tata przyjechał.
- I nie tylko.
- Co? - podeszłam do okna i zobaczyłam dwa wozy. Jeden należał do ojca, a drugi do Josepha – No to czas na show – powiedziałam i razem zeszliśmy na dół. Ojciec ściągał płaszcz, a ten drugi stał i czekał – Tato możesz zostać? - kiwnął głową. Mamy nie widziałam.
- Więc po co mnie tu ściągnąłeś? - zapytał. Michael stał nadal na schodach, a ja przed Nim – Chcecie zmienić datę ślubu?
- Jakiego ślubu? - zapytał się zdezorientowany tata.
- Nie i nie będzie żadnego ślubu. Tak naprawdę to nie jesteśmy razem.
- Co ty pieprzysz? Przecież dzisiaj wyraźnie widziałem co innego.
- Zrobiła to specjalnie. Wszystko jej powiedziałem. O twoim planie – tata stał i się patrzył, bo nie rozumiał. Byłam pewna, że nic mu nie zrobi.
- Podejdź no tu – powiedział. Michael niepewnie ale podszedł. Złapał Michaela za kark – Posłucha mnie gnojku. Nie obchodzi mnie co ty chcesz. Masz robić to co Ci każe, zrozumiano?
- Niech Pan Go zostawi – powiedziałam.
- Młoda damo radzę Ci się nie wtrącać.
- Grozisz mojej córce? - odezwał się tata.
- Ostrzegam, a ty masz odwołać te słowa – powiedział do Michaela.
- Nie, nie będziesz mi więcej mówił co mam robić i jak żyć.
- No i po co to powiedziałeś? - pchnął Michaela z całą siłą na ścianę. Wydawało się, że nic takiego się nie stało ale Michael wykrzywił usta i złapał się za tył głowy.
- Ty sukinsynu! - wrzasnął tata i złapał Josepha za koszulę. Mama weszła i gdy to zobaczyła od razu podbiegła w ich stronę, a ja do Michaela.
- Richard przestań natychmiast. Wiesz, że nie możesz się denerwować, a tak w ogóle to co tutaj się stało? - udało się jej odciągnąć ojca. Nikt jej nie odpowiedział.
- Nic Ci nie jest? - zapytałam się Michaela. Dotknął tył swojej głowy. Gdy pokazał dłoń zobaczyliśmy krew – Mamo dzwoń po pogotowie! - nie zaprzeczył tylko się osunął po ścianie.
- I na policję – powiedział tata. Joseph chciał zwiać ale ojciec Go zatrzymał – A ty gdzie się wybierasz? Tym razem zapłacisz za to wszystko!
- I co powiesz policji? Że wychowuje syna? - śmiał się podle – Przecież to tchórz i nie wniesie oskarżenia, bo wie co by Go czekało.
- Zamknij się!
- Pójdę po jakiś ręcznik – pobiegłam szybko do najbliższej łazienki i zabrałam ręcznik, który był pod ręką. Wróciłam i przyłożyłam mu do głowy.
- Zobacz nawet teraz zachowuje się jak baba.
- Rozwaliłeś mu głowę! - nie wytrzymałam i się wydarłam. Michael złapał mnie za rękę.
- Daj spokój. Nie ma sensu – powiedział. Usłyszeliśmy pukanie. Mama poszła otworzyć. Weszli sanitariusze. Podeszli do nas i zapytali się co się stało – Wpadłem na ścianę – pokręciłam głową z niedowierzaniem ale Oni chyba się domyślili co się stało, bo spojrzeli na ojca trzymającego Josepha.
- Nie wygląda to najlepiej. Musimy Pana zbadać. W karetce mamy potrzebne rzeczy. Dam Pan radę dojść?
- Tak – wstał i razem poszliśmy za sanitariuszami. Gdy byliśmy już na miejscu, zobaczyliśmy radiowóz. Policja weszła do domu. Michael siedział w karetce z przechyloną głową.
- Wydaje się, że wszystko jest w porządku. Na wszelki wypadek założę szwy. Gdyby miał Pan jutro zawroty głowy lub inne dolegliwości to proszę się zgłosić do lekarza – po chwili zobaczyliśmy Josepha w kajdankach. Ustał razem z policjantem przed karetką.
- Czy wnosi Pan oskarżenie przeciwko Panu Jacksonowi? - zapytał jeden z nich. Michael milczał. Joseph śmiał się głupkowato. Po minie Michaela mogłam się domyślać, że się wycofa. Podszedł tata.
- Ja wnoszę – powiedział – Za groźby skierowane w moja córkę – policjant skinął głową i Go zabrali. Odjechali. Spojrzałam się na Michaela. Zawiodłam się na nim, chyba to wyczuł, by odwrócił głowę.
- Proszę się nie ruszać – powiedział lekarz.
- Bez znieczulenia? - zapytałam, gdy zobaczyłam igłę z nicią, aż przełknęłam.
- To zależy od Pana Jacksona. Możemy dać zastrzyk ale będzie trzeba poczekać, aż zacznie działać.
- W porządku nie trzeba. Jakoś wytrzymam – zaskoczyło mnie to. Michael zacisnął zęby. Nie mogłam na to patrzeć i zamknęłam oczy. Ja bym darła się na całe gardło ale Michaela w ogóle nie słyszałam.
- Gotowe – oznajmił lekarz. Otworzyłam oczy – Jeszcze tylko zalepię małym opatrunkiem, żeby nie rzucało się w oczy. O i proszę bardzo. Po krzyku – wysiedliśmy z karetki – Miał Pan dużo szczęścia. Zwykle kończy się wstrząsem mózgu. Za 5 dni proszę się głosić na zdjęcie szwów.
- Dobrze i dziękuje.
- Gratuluje dziewczyny – powiedział jeszcze i zamknął drzwi od karetki.
- Nie my … - za późno. Spojrzał się na mnie. Dałam znak głową, żebym weszli do domu. Od progu mama zapytała.
- Michael zadzwonić po twoją mamę, żeby przyjechała?
- Nie, nie trzeba sam dojadę ale dziękuje – mama uśmiechnęła się i znikła jak zwykle w kuchni – Dziękuje Ci – powiedział.
- Za co? Że znowu przeze mnie dostałeś?
- Za to co zrobiłaś dzisiaj u mnie i za makijaż, bo z tego co pamiętam to nie podziękowałem. Chciałaś dobrze ale musieliśmy powiedzieć mu prawdę.
- Powinnam Ci nakopać do tego chudego tyłka.
- Za co?
- Jeszcze się pytasz? Myślałam, że się odważysz i w obecności policji powiesz wszystko co Ci robi ale nie ty jesteś zwykłym tchórzem i wolisz całe życie być bitym i poniżanym.
- Łatwo Ci mówić. To nie ty zostaniesz skopana za dzisiejszą akcje tylko ja. On jutro wyjdzie i będzie po staremu. Może i masz rację jestem tchórzem ale jestem ciekaw co ty byś zrobiła na moim miejscu. Przynajmniej przestał bić mamę.
- Wyprowadź się.
- To nie takie proste.
- Mylisz się to jest bardzo proste.
- To niczego nie zmieni. Jestem od niego zależny. To On mnie stworzył … zespół. Gdyby nie On nie był bym tym kim teraz jestem ale przez Niego nie miałem dzieciństwa. Ty od dziecka masz wszystko co zapragniesz. Nigdy nie musiałaś na nic pracować. Ja musiałem sam dojść do tego kim teraz jestem. Gdy ty się bawiłaś z koleżankami ja miałem próby i za każdym razem modliłem się, żeby nie pomylić kroków. Gdy byłem starszy już nie zawracał sobie mną głową tak bardzo. Skupił się na Marlonie. Powiedział, że ma dość tego wszystkiego i nie chcę już więcej występować. Tak Go stłukł, że wylądował w szpitalu. Żaden z nas po tamtym zdarzeniu nie sprzeciwił się. Nie zrozumiesz tego, nikt tego nie zrozumie.
- Czy chcesz mi powiedzieć, że jesteś mu wdzięczny?
- W pewnym sensie … tak. Za dwie rzeczy.
- Jakie?
- Za to, że stworzył zespół. Scena jest moim życiem. Nie wyobrażam sobie nie występować.
- A ta druga rzecz? - cały czas, gdy mówił te wszystkie rzeczy stał tyłem i patrzył przez okno ale teraz się odwrócił.
- Że poznał mnie z tobą – chciałam już powiedzieć, że nie będziemy razem – Wiem, że nie chcesz być ze mną ale to niczego nie zmienia i tak cieszę się, że Cię poznałem. Tylko mam prośbę. Uważaj na siebie – nie wiedziałam o co mu chodzi – Mówię o Ericu. Nie będę Ci prawił kazań ale uważaj – spojrzał na zegarek – Późno się zrobiło. Pójdę już – wyszedł za drzwi. Odwrócił się – Dziękuje i przepraszam, że byłaś tego świadkiem. Mam nadzieje, że się jeszcze zobaczymy.
- Jeżeli nie będziesz mnie podrywał to nie ma sprawy – uśmiechnął się.
- Nic na to nie poradzę, że jesteś …. - dotknął mojego policzka i spojrzał w oczy – Piękna – dokończył i poszedł do samochodu. Gdy odjechał ja jeszcze stałam. Nadal czułam jego dotyk. Wróciłam do domu. Poszłam do siebie. Wzięłam prysznic i się położyłam. Chyba znowu zaczynałam być miękka i nie podobało mi się to. Od jutra będę znowu zimną suką. Jestem wdzięczna Michaelowi, że się o mnie martwi ale boje się, że znowu dojdzie do tego co kiedyś. Nie mogę do tego dopuścić. Usłyszałam pukanie.
- Proszę – to był tata.
- Nie obudziłem Cię?
- Nie, o co chodzi?
- Jak się czujesz? Mama mi powiedziała co się dzisiaj stało – usiadł na łóżku.
- Dobrze to tylko zwichnięcie – pokazałam rękę – Mama jak zwykle panikowała – przewróciłam oczami.
- Na szczęście był Michael.
- Co masz na myśli?
- Zajął się tobą.
- Sama też bym sobie poradziła.
- Nie wątpię ale miło z jego strony. To dobry chłopak.
- Wiem do czego zmierzasz i nie chce tego słuchać. Jeżeli to wszystko …
- Tak, chciałam tylko zobaczyć jak się czujesz – miał już wychodzić – Wiesz tak sobie pomyślałem, że może zrobimy sobie wcześniejsze wakacje. Mam dużo zaległego urlopu. Za tydzień i ty możesz wybrać gdzie pojedziemy. Co ty na to?
- Zastanowię się, a teraz możesz już wyjść, bo chcę spać.

- Już idę. Dobranoc – wyszedł. Nareszcie. Skłamałam z tym, że chcę spać i tak szybko nie zasnę. Podeszłam do okna. Śnieg przestał już padać. Szkoda, lubiłam patrzeć na opadające płatki. Usłyszałam dźwięk sms-a. Wzięłam telefon do ręki: ,, Mam nadzieje, że Cię nie obudziłem. Dojechałem już do domu. Zadzwonię rano. Dobranoc''. Nie odpisałam. Położyłam się i zasnęłam.

1 komentarz:

  1. Co mam ci dużo mówić, to jest naprawdę genialne, mam nadzieję, że kiedyś będę pisać na Twoim poziomie....

    OdpowiedzUsuń