wtorek, 4 czerwca 2013

Bad Girl 9 Part 1

Dzień wyjazdu.
- Tylko, żebyś niczego nie zapomniała – powtarzał po raz setny tata.
- Tak, tak wiem – stałam oparta o futrynę.
- I pamiętaj, żebyś była na lotnisku przynajmniej dwie godziny przed lotem.
- Tato! Przypominam Ci, że nie pierwszy raz lecę samolotem.
- Coś ty taka nerwowa?
- Bo tłumaczysz mi jak bym była dzieckiem.
- Richard zanieś te walizki do samochodu bo nie zdążymy – powiedziała moja mama.
- Zdążymy – wziął jedną – Boże, kobieto. Nasypałaś tam kamieni czy co? - prawie upuścił ale udało mu się bezpiecznie donieść.
- No córeczko uważaj na siebie.
- Mamo, przecież za parę godzin się spotkamy.
- Oj no wiem ale zawsze będę się o Ciebie martwić. Zrozumiesz, gdy sama będziesz miała dzieci.
- Nie spieszy mi się – skłamałam – Dobra, idź już – pożegnaliśmy się i wyszła – Nareszcie trochę spokoju – powiedziałam do siebie. Poszłam do salonu. Była dopiero 10 więc miałam dużo czasu. Od godziny krzątam się po domu, żeby niczego nie zapomnieć. Zmęczyłam się. Usiadłam na kanapie, żeby odpocząć. Usłyszałam pukanie – Nawet przez chwilę nie można sobie odpocząć – otworzyłam drzwi – To żart? - jak myślicie, kto stał przede mną? Oczywiście Michael.
- Też się ciesze, że Cię widzę – jak zwykle się uśmiechał. Wpuściłam Go do środka.
- To co tym razem wymyślił mój kochany tatuś?
- Poprosił mnie, żebym Cię bezpiecznie przetransportował na lotnisko – ściągnął płaszcz i powiesił.
- A ty musiałeś się zgodzić.
- Z wielką przyjemnością – wyszczerzył się.
- Nie powinieneś teraz być w studiu czy coś takiego?
- Quincy bardzo się ucieszył, że mnie nie będzie. Ostatnio dużo czasu spędzałem nagrywając, więc kilka dni wolnego mi się przyda.
- No dobra. Skoro już tu jesteś …. - myślałam jakie by mu tu dać zajęcie.
- Jestem do twoich usług.
- Na razie nie mam dla Ciebie żadnego zajęcia, więc sam sobie coś wymyśl, ok?
- Ok.
- Idę wziąć prysznic, a ty tutaj zaczekaj.
- Może umyć Ci plecy? - posłałam mu piorunujące spojrzenie – Żartowałem …. gdybyś jednak zmieniła zdanie, krzycz – nie miałam już na niego sił, więc poszłam do pokoju. Zabrałam ubrania i poszłam pod prysznic. Wszyscy mówią, że jest taki nieśmiały i na pierwszy rzut oka może się taki wydawać, a tu proszę taka niespodzianka. Nikt by mi nie uwierzył, dlatego postanowiłam zostawić to dla siebie.

Zaczynało mi się już nudzić. Nie lubiłem siedzieć bezczynnie. Poszedłem na górę. Nie byłem pewien czy Rose jest jeszcze pod prysznicem. Zapukałem ale nie odpowiedziała, więc wszedłem. Podszedłem do półki ze zdjęciami. Pamiętam, że stało tu zdjęcie Erica, a teraz Go nie było. Zajrzałem do półki obok. Leżały tam jego zdjęcia. Zdziwiło mnie to. Chciałem jeszcze poszperać ale usłyszałem, że Rose wychodzi z łazienki.
- Jezu ale mnie wystraszyłeś. Miałeś czekać na dole, a co jeśli bym wyszła naga? - była w szlafroku.
- Bym się nie obraził – uśmiechnąłem się. Sam się sobie dziwiłem jak bardzo byłem śmiały. Ona ma coś w sobie, że się przestaję krępować i mówię takie rzeczy, których bym normalnie nie powiedział.
- Możesz wyjść? Chcę się ubrać.
- Tak .. jasne – wyszedłem. Oparłem się o ścianę i czekałem. Nie wiem ile minęło czasu ale usłyszałem, że mogę już wejść. Krzątała się po pokoju. W końcu wyciągnęła walizkę – Dopiero się pakujesz? - usiadłem na łóżku.
- Tak – zaczęła wyciągać ciuchy.
- Tak w ogóle to, o której masz samolot?
- 19, a co?
- Nic, tylko twój tata zapomniał mi powiedzieć.
- Aha – pakowała się już chyba 2 godziny, a ja myślałem, że zaraz usnę z nudów. I mało brakowało, żebym nie zasnął ale usłyszałem jakieś skakanie. Próbowała coś ściągnąć z szafy.
- Pomóc Ci? - nie czekałem na odpowiedz bo wiedziałam co by odpowiedziała. Wstałem i sięgnąłem ręką te pudełko z szafy – Proszę – podałem jej.
- Dzięki – poszła do łazienki. Wróciłem na wcześniejsze miejsce. Była w łazience już od pół godziny. Wstałem i podszedłem do drzwi łazienki – Rose … jest już 13:30, a przypominam, że najpóźniej musimy wyjechać o 17.
- Co? Już ta godzina? - wychyliła głowę zza drzwi – Mam mały problem.
- Z czym?
- Bo … widzisz nie wiem, które mam zabrać stroje kąpielowe … mo … może byś mi pomógł?
- Jasne - wszedłem do łazienki – Zobaczmy co tam masz – zacząłem przebierać – Sam nie wiem …. wiesz co? Będzie mi łatwiej jak bym Cię w nich zobaczył.
- Upadłeś na głowę?
- No co? Chcesz, żebym Ci pomógł czy nie?
- No dobra. Zaraz wyjdę – wypchała mnie z łazienki i zamknęła drzwi. Po paru minutach wyszła w fioletowym, dwuczęściowym stroju, bardzo skąpym – I jak?
- Obróć się – popatrzyłem przez chwile. Jak dla mnie mogło być – Nie – odpowiedziałem.
- Dlaczego?
- Za dużo odsłania.
- Słucham? Jadę na Hawaje, a nie w góry. Tam jest gorąco jak cholera.
- Znasz moje zdanie ale zrobisz jak uważasz.
- Oj nie obrażaj się.
- Nie obrażam. Dobra pokaż inne – wyszła w kolejnym. Też mi się nie podobał. Pokręciłem przecząco głową.
- A teraz dlaczego? - oparła dłonie na biodrach.
- Ten sam powód – przekręciła oczami i wróciła do łazienki. Wyszła w kolejnym. Ten był najgorszy – Chyba żartujesz?
- Niech zgadnę, nie.
- Wyjęłaś mi to z ust.
- Ale mi się podoba.
- Równie dobrze byś mogła paradować nago i by nie było różnicy.
- Ale …
- Jeżeli chcesz, żeby każdy facet patrząc na Ciebie się ślinił i miał nieprzyzwoite myśli to proszę bardzo – byłem zazdrosny, dlatego tak się denerwowałem.
- Dlaczego się tak denerwujesz? - nie odpowiedziałem – Dobra, poddaje się. Sam wybierz – wstałem i zacząłem szukać odpowiedniego. Znalazłem kilka, jednak najpierw pokazałem taki, na który na pewno by się nie zgodziła – Nie mam mowy. Ja się chce opalić. Ma być dwuczęściowy.
- Teraz to żartowałem. Masz tu kilka – wzięła je ode mnie i poszła do łazienki. Pokazała mi się w każdym. Nie mogłem powiedzieć nie bo wolałem, żeby wybrała te niż wcześniejsze. Nie podobało mi się, że będzie sama paradować w bikini po plaży i najchętniej bym jej nie puścił ale co ja mogłem. Przebrała się w normalne ciuchy i zapakowała stroje.
- To już chyba wszystko.
- Masz jeszcze dwie godziny.
- Tylko?
- To mało?
- Bardzo mało.
- Zaniosę już walizki na dół.
- Ok – zaniosłem dwie walizki na dół i postawiłem przy drzwiach. Poszedłem z powrotem na górę.
- Mam wrażenie jak bym o czymś zapomniała – chodziła po pokoju i myślała – Już wiem!
- Dokąd idziesz? - wyminęła mnie w drzwiach.
- Ojciec mi kazał, żebym zakręciła wodę i gaz, a zawory są w piwnicy.
- Iść z tobą? - zapytałem, bo kobiety przeważnie boją się schodzić do piwnicy.
- Nie, poradzę sobie. Za chwile wrócę – poszła, a ja podszedłem do okna. Zanosiło się na niezłą zamieć śnieżną. Miałem nadzieje, że odwołają loty w taką pogodę. Usiadłem na łóżku. Nagle zgasło światło – Kobiety – pomyślałem sobie, bo myślałem, że pomyliła się i wyłączyła prąd. Po omacku zszedłem na dół i doszedłem do szafki przy drzwiach, bo zazwyczaj można znaleźć tam latarki w razie czego. Nie myliłem się. Wziąłem latarkę do ręki i zacząłem szukać drzwi od piwnicy. Długo nie musiałem szukać, bo były otwarte.
- Rose, jesteś tam? - krzyknąłem stojąc na górze.
- Tak – usłyszałem – Masz latarkę, bo nic nie widzę.
- Tak, znalazłem. Już schodzę – dałem krok ale o coś się potknąłem. Spojrzałem w dół i przy drzwiach leżała jakaś ciężka figurka, podniosłem ją i odstawiłem na półkę. Drzwi się za mną zamknęły – Gdzie jesteś?
- Przy zaworach.
- Dużo mi to mówi – jakoś ją znalazłem – Wyłączyłaś prąd?
- Jeszcze taka głupia to nie jestem, żeby pomylić zawór z korkiem od prądu.
- Czy ja coś takiego powiedziałem? - zacząłem sprawdzać korki ale były włączone – A tak w ogóle to co robiła figurka na podłodze?
- Co? Jak to robiła? - wybałuszyła na mnie oczy.
- Położyłem ją z powrotem na komodzie.
- Co?! - ruszyła w stronę schodów – Nie, nie wierzę!
- Co się stało? - podeszła do mnie.
- Jeszcze się pytasz! Po jaką cholerę ją ruszałeś?!
- Myślałem … - przerwała mi.
- Nie, ty nie myślałeś! Skoro leżała przy drzwiach to znaczy, że leżała tam w jakimś celu!
- Ale dowiem się w jakim celu? - ze wściekłością spojrzała się na mnie.
- Klamka jest zepsuta, a ojciec nigdy nie ma czasu, żeby ją naprawić, dlatego musimy coś podstawiać, żeby się nie zamknęły!
- Chcesz mi p …
- Brawo geniuszu! Teraz stąd nie wyjdziemy! - odeszła ode mnie.
- To może …. wyłamię drzwi – zaśmiała się ironicznie.
- Myślisz, że jeżeli było by to możliwe to bym teraz się wkurzała?! - nie rozumiałem – Drzwi są metalowe – miałem zapytać po co wstawiać metalowe drzwi do piwnicy – Mnie nie pytaj.
- To … zadzwońmy po kogoś.
- Powodzenia. Tu nie ma zasięgu – musiałem się sam przekonać. Wyjąłem telefon z kieszeni. Miała rację. Usiadłem na krzesełku i myślałem co zrobić. Spojrzała się na mnie z założonymi rękoma na piersiach – Zrób coś do jasnej cholery! Jesteś w końcu facetem!
- Myślę.
- To myśl szybciej.
- Dasz mi pomyśleć? - usiadła na innym krzesełku, podparła łokcie na kolanach i schowała twarz w dłoniach. Nie mieliśmy innego wyjścia niż czekać, aż komuś się o nas przypomni. Tylko jak długo? - Przepraszam …. nie wiedziałem – spuściłem głowę – To moja wina – latarka, którą trzymałem w dłoni, zaczęła przerywać – Cholera. Macie tu jakieś świece czy coś?
- Nie wiem. Poszukaj – tak też zrobiłem. Na szczęście znalazłem kilka świec i latarkę. Postawiłem na stolik i zapaliłem. Wróciłem na swoje miejsce. Rose nadal się do mnie odzywała.

Byłam wściekła na niego. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać ale mieliśmy tutaj spędzić kilka godzin, a może dni? Przerażało mnie to. Wiedziałam, że wyjazd mam już z głowy ale nawet za bardzo mnie to nie zmartwiło.
- Teraz nie będziesz się do mnie odzywać? - zapytał.
- Jeszcze nie wiem – przysiadł się bliżej mnie.
- Widzę, że z ręką już lepiej.
- Tak, wczoraj byłam w szpitalu. Powiedzieli, że już nie muszę nosić bandażu – nie mogłam się na niego gniewać i tak to nic by nie zmieniło.
- To dobrze.
- A jak z głową?
- Tez mi już ściągnęli szwy.
- Yhy …. nie wiem czy powinnam pytać …. to nie moja sprawa … ale …
- Śmiało – widział moje wahanie.
- Czy … czy … no wiesz o co chce zapytać.
- O mojego ojca – pokiwałam głową – Gdy wróciłem do domu miałem w głowie najczarniejsze myśli. Byłem pewien, że już po mnie ale tak się nie stało. Nawet się do mnie nie odezwał. Nie wyzywaj, nie poniżał, nic. Nie mogłem w to uwierzyć. Zapytałem się nawet mamy. Powiedziała, że dostał od policji ostrzeżenie, że jeżeli jeszcze raz mnie uderzy albo kogoś z rodziny to pójdzie siedzieć.
- W końcu da Ci spokój.
- Boje się, że to jest dopiero cisza przed burzą.
- Myślisz, że by ryzykował?
- On jest wściekły i nie wiadomo co może teraz zrobić. Mnie nie może uderzyć, więc będzie próbował inaczej mnie zranić … nie tylko słowami.
- Co masz na myśli? - nagle wstał i odszedł kilka kroków.
- Musimy o tym rozmawiać?
- Sam zacząłeś.
- Będzie chciał trafić w mój słaby punkt i boję się, że może mu się to udać – spojrzał się na mnie.
- Masz na myśli muzykę? - byłam pewna, że o to właśnie mu chodziło.
- Do niedawna tak było …. ale teraz mam inny słaby punkt … ważniejszy od muzyki – spojrzał mi głęboko w oczy. Uciekłam wzrokiem w drugą stronę. Odwrócił głowę. Milczał. Sama nie wiedziałam czy chcę to usłyszeć. Nie wiedziałam czy jestem gotowa. Widziałam, że nie chciał naciskać, dlatego milczał. Ja już sama nie wiedziałam czego chcę. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. Zdziwił się.
- To powiesz mi jaki jest twój słaby punkt? Bo nie dokończyłeś – wypuścił powietrze. Chwile na mnie popatrzył.
- Ty nim jesteś …. wiem … miałem dać Ci czas na przemyślenia i nadal czekam. Nie popędzam Cię – z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej chciałam, żeby tego nie powiedział – On wie, że mi na tobie zależy i zrobi wszystko, żebym cierpiał. Nie mogę na to pozwolić, żeby Cie skrzywdził. Nie wybaczył bym sobie gdyby coś Ci się stało. Gdyby Cię nachodził, wydzwaniał albo jeszcze coś innego, powiedz mi, dobrze?
- Dobrze – zdębniałam do reszty. Wcześniej myślałam, że Michael jest jak inni chłopacy w tym wieku, którzy myślą tylko o zabawie i są niedojrzali. Ale On jest wyjątkiem. Mówił tak dojrzale, że zabrakło mi słów. Wcześniej nie brałam Go na poważnie ale teraz …. teraz wszystko się zmieniło …. wszystko poza moją przeszłością.
- Z jednej strony się cieszyłem, że wyjeżdżasz bo bym mógł się zastanowić przez ten czas jak nie dopuścić, żeby Cię nachodził.
- Niestety, ojciec kupił ostatnie bilety. Przez najbliższy tydzień nie ma wolnych miejsc, więc jestem zmuszona zostać.
- A wcale, że nie musisz. Jeżeli ktoś nas stąd wyciągnie to polecimy moim samolotem.
- Ale …
- Bez dyskusji. Przeze mnie tutaj siedzimy i nie poleciałaś. Ja niestety będę musiał wrócić.
Siedzieliśmy już tutaj dobre pięć godzin. Nie rozmawialiśmy ze sobą, nie było o czym. Byłam głodna i chciało mi się pić. Traciłam powoli nadzieje, że ktoś nas stąd wydostanie. Rodzice zaczną się martwić i wydzwaniać, gdy zobaczą, że nie przyleciałam. Ale minie trochę czasu zanim wrócą. Może zadzwonią do Sally, żeby sprawdziła i do mamy Michaela, ale co z tego? Jak tu wejdą? Drzwi są przecież zam …. o cholera!
- Zamykałam drzwi na klucz? - zwróciłam się do Michaela. Spojrzał się na mnie.
- Nie mam pojęcia.
- No to pięknie. W każdej chwili, ktoś obcy może wejść.
- Przynajmniej się stąd wydostaniemy – przyglądał mi się uważnie – Dobrze się czujesz?
- Tak … tylko chce mi się pić – dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że opadłam z sił. Nigdy nie byłam w podobnej sytuacji, a przez zdenerwowanie jeszcze bardziej popadałam w panikę. Nie wiedziałam jak długo jeszcze wytrzymam. Chyba to zauważył.
- Wszystko będzie dobrze – ukucnął przede mną – Boże, jesteś blada – wstał i zaczął czegoś szukać. Nie wiem ile minęło czasu ale dla mnie to była wieczność. Podszedł do mnie i wyciągnął dłoń w moim kierunku – Chodź.
- Dokąd?
- Zobaczysz – podparłam się na jego dłoni i wstałam. Byłam ciekawa gdzie mnie prowadzi – Znalazłem kilka koców, więc pomyślałem, że zrobię dla Ciebie posłanie … jeże … - nie dałam mu skończyć.
- Dziękuje, ale nie musiałeś.
- Ale chciałem – patrzył się na mnie i zaczynało mnie to krępować. Chyba to wyczuł bo się odwrócił. Nastała krępująca cisza. Postanowiłam ją przerwać.
- Skoro już zrobiłeś to wypróbuje.
- Szkoda, że nie znalazłem poduszki, ale mogę Ci podłożyć pod głowę mój sweter – chciał już ściągać.
- Nie, nie trzeba.
- Na pewno? Bo …
- Michael! Naprawdę, nie trzeba.
- No dobrze, ale …
- Tak, tak … w razie czego Ci powiem – uśmiechnął się. Położyłam się, a Michael przykrył mnie kocem. Usiadł obok – Myślisz, że ktoś nas wydostanie?
- Mam nadzieję.
- A jak nie?
- Trzeba myśleć pozytywnie.
- A jeżeli, ktoś jest ciągłą pesymistką, to co?
- To nic na to nie poradzę – chyba się wkurzył – Przepraszam.
- Nie, to ja przepraszam. Jestem beznadziejna, wiem.
- Nie mów tak … to normalne, że się boisz.
- Nie boje się … po prostu chcę stąd wyjść.
- Wyjdziemy … prześpij się, ja poczuwam, gdyby ktoś przyszedł … zgaszę świeczki – wstał i zrobiło się zupełnie ciemno. Przerażało mnie to miejsce. Nie wiedziałam gdzie jest.
- Michael?
- Tak?
- Możesz usiąść przy mnie?
- Już idę – poczułam, że usiadł obok mnie. Zasnęłam. Gdy się obudziłam myślałam, że to był sen ale się myliłam. Wszędzie było ciemno. Nie wiedziałam czy jest już rano. Zaczęłam macać, czy obok jest Michael ale miejsce było puste. Przestraszyłam się i podniosłam się do pozycji siedzącej. Czy to możliwe, że udało mu się wyjść i mnie zostawił? - O nie śpisz już? - nagle usłyszałam.
- Co? N … nie …. która jest właściwie godzina? - nie dałam po sobie poznać, że miałam takie myśli.
- Po 11.
- Rano?
- No tak. Przespałaś całą noc – podszedł do mnie – Ale mogłaś uprzedzić, że chrapiesz.
- Nie chrapie.
- Jak parowóz. W ogóle się nie wyspałem.
- Ile razy mam powtarzać, że ja nie chrapie.
- Skąd możesz wiedzieć …. przecież zawsze śpisz sama.
- Eric, by mi powiedział.
- Nie sądzę.
- Co to miało znaczyć?
- Założę się, że kończyło się na szybkim numerku i spadałaś do domu … chociaż wątpię, żeby był szybki – myślałam, że się przesłyszałam.
- Nie wiesz jak było!
- I nie muszę, żeby wiedzieć, że te 6 cm nie zdziała cuda.
- Wcale nie 6, tylko 8.
- To w takim razie zwracam honor – wybuchnął śmiechem – A co byś powiedziała na 3x8?
- Od kiedy jesteś bezczelny i chamski? - nie miałam pojęcia, dlaczego zaczął ten temat.
- Mówię tylko jak jest.
- Wcale nie wiesz jak jest i się zamknij bo nie podoba mi się ten ton! Co się z tobą dzieje?
- To nie wiesz, że każdy ma kilka osobowości? Ty też masz i zdążyłem już je poznać.
- O czym ty do cholery mówisz?!
- Dobrze wiesz o czym.
- Jeżeli masz taki być to nie chcę z tobą gadać – wstałam i odeszłam od niego jak najdalej. Nie widziałam gdzie idę ale chciałam być jak najdalej od tego … - Ała – walnęłam o coś nogą.
- Nic Ci nie jest? - w trybie expresowym znalazł się przy mnie Michael.
- Nie, zostaw mnie w spokoju!
- Ro ..
- Powiedziałam coś! Nie chcę z tobą gadać! Daj mi spokój! - odszedł. A myślałam, że jest inny. Jak mogłam tak się pomylić? Chciałam już mu dać szansę ale wszystko zepsuł. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak się zmienił w jedną chwilę. Ja też byłam trudna, wiem ale miałam powód, a On? Czyżby przez ojca i tego jak Go traktował? Boże co ja robię, próbuje Go usprawiedliwiać?

Jak mogłem tak się zachować? Nie poznawałem siebie. Bałem się, że straciłem już szansę. Musiałem coś zrobić.
- Przepraszam – nie odpowiedziała. Nie miałem jej tego za złe. Minęły trzy godziny i nadal się do mnie nie odzywała. Miałem już tego dość. Podszedłem do niej i złapałem obiema rękami za ramiona – Przepraszam Cię. Nie wiem co mnie napadło. Chyba przez tą bezsilność zaczyna mi odbijać – nawet na mnie nie spojrzała – Powiedź coś – lekko nią potrząsłem.
- Nie masz pojęcia jak się poczułam – spojrzała na mnie i zacząłem tego żałować. Jej oczy były puste, nie wyrażały żadnych emocji.
- Boże … wiem i przepraszam. Obiecuję, że już nigdy tak się nie zachowam, tylko wybacz mi.
- Nie wiem – nagle usłyszeliśmy jakieś odgłosy w domu. Rose się wyrwała i pobiegła na górę. Zaczęła krzyczeć ale mi wydawało się to podejrzane. Szybko do niej podbiegłem, złapałem w pasie i zasłoniłem usta ręką. Zszedłem na dół.
- Puszczę Cie jeżeli nie będziesz krzyczeć – pokiwała głową.
- Co ty wyprawiasz?
- Czy nie wydaje Ci się dziwne, że ktoś jest w domu? Twoi rodzice nie wrócili by tak szybko.
- Może Sally …
- Zaczekaj tu. Pójdę posłuchać – po cichu wszedłem po schodach i nadsłuchiwałem. Rozpoznałem dwa męskie głosy i jeden damski. Już wiedziałem do kogo należą. Zszedłem do Rose.
- I co?
- W domu jest, ktoś obcy – wiedziałem, że będzie przerażona, gdy powiem jej prawdę.
- Co?
- Ciszej … musimy się gdzieś schować.
- Nie mam takiego zamiaru … chcę stąd wyjść – nie miałem wyjścia musiałem jej powiedzieć teraz.
- To Oni.
- Jacy znowu Oni?
- Już zapomniałaś co się wydarzyło w parku? - wybałuszyła na mnie oczy.
- Nie … tylko nie to …. ale skąd …
- Myślę, że znaleźli się tutaj przypadkiem …. chodź … schowamy się – wyciągnąłem dłoń w stronę Rose.
- Jestem jeszcze zła.
- Wiem, ale teraz nie ma czasu na wyjaśnienia.
- Prowadź – powiedziała i czekała na mój ruch. Dała jasno do zrozumienia, że nie potrzebuje mojej dłoni. Wziąłem koc, żebyśmy mogli się schować. Znalazłem miejsce pod schodami. Ja schowałem się pierwszy, Rose przyszła zaraz za mną. Usiadła przede mną plecami. Zarzuciłem koc od strony Rose – I co teraz?
- Teraz czekamy.
- Na co?
- Aż sobie pójdą.

Siedzieliśmy nie odzywając się do siebie słowem. Nadal przetwarzałam jego słowa i nie mogłam uwierzyć, że padły z jego ust. Jak On mógł? Już sama nie wiedziałam kim jest.
- Myślisz nad tym czy mi wybaczyć? - szepnął mi do ucha. Gdy poczułam jego oddech na swojej skórze, a właściwie szyi, poczułam jak dreszcz przechodzi przez całe moje ciało.
- Między innymi.
- Cieszę się – znowu to poczułam i jeszcze na dodatek te upierdliwe motylki w brzuchu. Już kiedyś coś takiego czułam. Nie chciałam znowu popełnić tego samego błędu co kiedyś – Ja naprawdę nie miałem nic złego na myśli.
- Jasne.
- Mówię prawdę … nie wiem sam dlaczego w ogóle zacząłem ten temat … nie mam nic na swoje usprawiedliwienie …
- Zachowałeś się jak dupek i jeżeli jeszcze raz tak się zachowasz to koniec znajomości, jasne?
- Czyli, wybaczasz mi?
- Tak, ale nie zapomnę.
- Dziękuje i obiecuję, że już nigdy – pocałował mnie w policzek – Cii … ktoś idzie – zakrył nas kocem po samą głowę. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe.
- Nikogo nie ma – usłyszeliśmy damski głos.
- To chodź na górę – tym razem to był mężczyzna. Kobieta posłusznie poszła na górę. Najwidoczniej miała sprawdzić czy nikogo nie ma. Powoli się odkryliśmy.
- Zostawiła otwarte drzwi – powiedział Michael.
- I co z tego? - spojrzałam się na Niego – Chyba nie chcesz ….
- To nasza jedyna szansa.
- Żartujesz? Oni nas zabiją.
- Zaryzykuje.
- Jak to Ty? A ja?
- Ty tutaj zostaniesz. Spróbuje ich odciągnąć i zostawię otwarte drzwi. Gdy już ich nie będzie będziesz mogła wyjść.
- Nie zgadzam się, słyszysz? - złapałam Go za sweter – Nie pozwolę Ci się tak narażać – miałam łzy w oczach. Przerażała mnie ta wizja. Przecież Oni Go zabiją, gdy tylko się pokażę.
- Już postanowiłem – po cichu wyszedł z naszego ukrycia – I jeszcze jedno … żartowałem z tym chrapaniem – uśmiechnął się, a mi chcąc nie chcąc spłynęła łza – Nie płacz … wszystko będzie dobrze – kciukiem wytarł spływającą po moim policzku łzę. Spojrzał mi ostatni raz w oczy i odwrócił się, żeby pójść.
- Zaczekaj – odwrócił się w moją stronę i cofnął się. Gdy był już blisko mnie, przyciągnęłam Go do siebie i pocałowałam. Długo się od siebie nie odrywaliśmy, a gdy już to zrobiliśmy, wziął moją twarz w swoje duże dłonie i się uśmiechnął. Dotknęłam jego dłoni, które spoczywały na moich policzkach – Nie idź … proszę – czułam jak kolejne łzy zbierają mi się w oczach.
- Wiesz, że muszę … inaczej stąd nie wyjdziemy …. chciałem Ci coś powiedzieć, gdy wrócisz z Hawajów.
- Powiedz teraz – opuścił głowę.
- Nie mogę … nie mogę Ci tego zrobić.
- Czego? - nie rozumiałam.
- Nie chce, żebyś cierpiała, gdybym nie wrócił, dlatego nie mogę Ci powiedzieć …. chociaż myślę, że wiesz.
- Wróć – nie odpowiedział. Pocałował mnie krótko w usta i poszedł. Wciągnął powietrze i poszedł po schodach na górę – Wróć do mnie – powiedziałam już do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz