Dzień wyjazdu.
- Tylko, żebyś niczego nie zapomniała
– powtarzał po raz setny tata.
- Tak, tak wiem – stałam oparta o
futrynę.
- I pamiętaj, żebyś była na
lotnisku przynajmniej dwie godziny przed lotem.
- Tato! Przypominam Ci, że nie
pierwszy raz lecę samolotem.
- Coś ty taka nerwowa?
- Bo tłumaczysz mi jak bym była
dzieckiem.
- Richard zanieś te walizki do
samochodu bo nie zdążymy – powiedziała moja mama.
- Zdążymy – wziął jedną –
Boże, kobieto. Nasypałaś tam kamieni czy co? - prawie upuścił
ale udało mu się bezpiecznie donieść.
- No córeczko uważaj na siebie.
- Mamo, przecież za parę godzin się
spotkamy.
- Oj no wiem ale zawsze będę się o
Ciebie martwić. Zrozumiesz, gdy sama będziesz miała dzieci.
- Nie spieszy mi się – skłamałam –
Dobra, idź już – pożegnaliśmy się i wyszła – Nareszcie
trochę spokoju – powiedziałam do siebie. Poszłam do salonu. Była
dopiero 10 więc miałam dużo czasu. Od godziny krzątam się po
domu, żeby niczego nie zapomnieć. Zmęczyłam się. Usiadłam na
kanapie, żeby odpocząć. Usłyszałam pukanie – Nawet przez
chwilę nie można sobie odpocząć – otworzyłam drzwi – To
żart? - jak myślicie, kto stał przede mną? Oczywiście Michael.
- Też się ciesze, że Cię widzę –
jak zwykle się uśmiechał. Wpuściłam Go do środka.
- To co tym razem wymyślił mój
kochany tatuś?
- Poprosił mnie, żebym Cię
bezpiecznie przetransportował na lotnisko – ściągnął płaszcz
i powiesił.
- A ty musiałeś się zgodzić.
- Z wielką przyjemnością –
wyszczerzył się.
- Nie powinieneś teraz być w studiu
czy coś takiego?
- Quincy bardzo się ucieszył, że
mnie nie będzie. Ostatnio dużo czasu spędzałem nagrywając, więc
kilka dni wolnego mi się przyda.
- No dobra. Skoro już tu jesteś ….
- myślałam jakie by mu tu dać zajęcie.
- Jestem do twoich usług.
- Na razie nie mam dla Ciebie żadnego
zajęcia, więc sam sobie coś wymyśl, ok?
- Ok.
- Idę wziąć prysznic, a ty tutaj
zaczekaj.
- Może umyć Ci plecy? - posłałam mu
piorunujące spojrzenie – Żartowałem …. gdybyś jednak zmieniła
zdanie, krzycz – nie miałam już na niego sił, więc poszłam do
pokoju. Zabrałam ubrania i poszłam pod prysznic. Wszyscy mówią,
że jest taki nieśmiały i na pierwszy rzut oka może się taki
wydawać, a tu proszę taka niespodzianka. Nikt by mi nie uwierzył,
dlatego postanowiłam zostawić to dla siebie.
Zaczynało mi się już nudzić. Nie
lubiłem siedzieć bezczynnie. Poszedłem na górę. Nie byłem
pewien czy Rose jest jeszcze pod prysznicem. Zapukałem ale nie
odpowiedziała, więc wszedłem. Podszedłem do półki ze zdjęciami.
Pamiętam, że stało tu zdjęcie Erica, a teraz Go nie było.
Zajrzałem do półki obok. Leżały tam jego zdjęcia. Zdziwiło
mnie to. Chciałem jeszcze poszperać ale usłyszałem, że Rose
wychodzi z łazienki.
- Jezu ale mnie wystraszyłeś. Miałeś
czekać na dole, a co jeśli bym wyszła naga? - była w szlafroku.
- Bym się nie obraził –
uśmiechnąłem się. Sam się sobie dziwiłem jak bardzo byłem
śmiały. Ona ma coś w sobie, że się przestaję krępować i mówię
takie rzeczy, których bym normalnie nie powiedział.
- Możesz wyjść? Chcę się ubrać.
- Tak .. jasne – wyszedłem. Oparłem
się o ścianę i czekałem. Nie wiem ile minęło czasu ale
usłyszałem, że mogę już wejść. Krzątała się po pokoju. W
końcu wyciągnęła walizkę – Dopiero się pakujesz? - usiadłem
na łóżku.
- Tak – zaczęła wyciągać ciuchy.
- Tak w ogóle to, o której masz
samolot?
- 19, a co?
- Nic, tylko twój tata zapomniał mi
powiedzieć.
- Aha – pakowała się już chyba 2
godziny, a ja myślałem, że zaraz usnę z nudów. I mało
brakowało, żebym nie zasnął ale usłyszałem jakieś skakanie.
Próbowała coś ściągnąć z szafy.
- Pomóc Ci? - nie czekałem na
odpowiedz bo wiedziałam co by odpowiedziała. Wstałem i sięgnąłem
ręką te pudełko z szafy – Proszę – podałem jej.
- Dzięki – poszła do łazienki.
Wróciłem na wcześniejsze miejsce. Była w łazience już od pół
godziny. Wstałem i podszedłem do drzwi łazienki – Rose … jest
już 13:30, a przypominam, że najpóźniej musimy wyjechać o 17.
- Co? Już ta godzina? - wychyliła
głowę zza drzwi – Mam mały problem.
- Z czym?
- Bo … widzisz nie wiem,
które mam zabrać stroje kąpielowe … mo … może byś mi pomógł?
- Jasne - wszedłem do łazienki –
Zobaczmy co tam masz – zacząłem przebierać – Sam nie wiem ….
wiesz co? Będzie mi łatwiej jak bym Cię w nich zobaczył.
- Upadłeś na głowę?
- No co? Chcesz, żebym Ci pomógł czy
nie?
- No dobra. Zaraz wyjdę – wypchała
mnie z łazienki i zamknęła drzwi. Po paru minutach wyszła w
fioletowym, dwuczęściowym stroju, bardzo skąpym – I jak?
- Obróć się – popatrzyłem przez
chwile. Jak dla mnie mogło być – Nie – odpowiedziałem.
- Dlaczego?
- Za dużo odsłania.
- Słucham? Jadę na Hawaje, a nie w
góry. Tam jest gorąco jak cholera.
- Znasz moje zdanie ale zrobisz jak
uważasz.
- Oj nie obrażaj się.
- Nie obrażam. Dobra pokaż inne –
wyszła w kolejnym. Też mi się nie podobał. Pokręciłem przecząco
głową.
- A teraz dlaczego? - oparła dłonie
na biodrach.
- Ten sam powód – przekręciła
oczami i wróciła do łazienki. Wyszła w kolejnym. Ten był
najgorszy – Chyba żartujesz?
- Niech zgadnę, nie.
- Wyjęłaś mi to z ust.
- Ale mi się podoba.
- Równie dobrze byś mogła paradować
nago i by nie było różnicy.
- Ale …
- Jeżeli chcesz, żeby każdy facet
patrząc na Ciebie się ślinił i miał nieprzyzwoite myśli to
proszę bardzo – byłem zazdrosny, dlatego tak się denerwowałem.
- Dlaczego się tak denerwujesz? - nie
odpowiedziałem – Dobra, poddaje się. Sam wybierz – wstałem i
zacząłem szukać odpowiedniego. Znalazłem kilka, jednak najpierw
pokazałem taki, na który na pewno by się nie zgodziła – Nie mam
mowy. Ja się chce opalić. Ma być dwuczęściowy.
- Teraz to żartowałem. Masz tu kilka
– wzięła je ode mnie i poszła do łazienki. Pokazała mi się w
każdym. Nie mogłem powiedzieć nie bo wolałem, żeby wybrała te
niż wcześniejsze. Nie podobało mi się, że będzie sama paradować
w bikini po plaży i najchętniej bym jej nie puścił ale co ja
mogłem. Przebrała się w normalne ciuchy i zapakowała stroje.
- To już chyba wszystko.
- Masz jeszcze dwie godziny.
- Tylko?
- To mało?
- Bardzo mało.
- Zaniosę już walizki na dół.
- Ok – zaniosłem dwie walizki na dół
i postawiłem przy drzwiach. Poszedłem z powrotem na górę.
- Mam wrażenie jak bym o czymś
zapomniała – chodziła po pokoju i myślała – Już wiem!
- Dokąd idziesz? - wyminęła mnie w
drzwiach.
- Ojciec mi kazał, żebym zakręciła
wodę i gaz, a zawory są w piwnicy.
- Iść z tobą? - zapytałem, bo
kobiety przeważnie boją się schodzić do piwnicy.
- Nie, poradzę sobie. Za chwile wrócę
– poszła, a ja podszedłem do okna. Zanosiło się na niezłą
zamieć śnieżną. Miałem nadzieje, że odwołają loty w taką
pogodę. Usiadłem na łóżku. Nagle zgasło światło – Kobiety –
pomyślałem sobie, bo myślałem, że pomyliła się i wyłączyła
prąd. Po omacku zszedłem na dół i doszedłem do szafki przy
drzwiach, bo zazwyczaj można znaleźć tam latarki w razie czego.
Nie myliłem się. Wziąłem latarkę do ręki i zacząłem szukać
drzwi od piwnicy. Długo nie musiałem szukać, bo były otwarte.
- Rose, jesteś tam? - krzyknąłem
stojąc na górze.
- Tak – usłyszałem – Masz
latarkę, bo nic nie widzę.
- Tak, znalazłem. Już schodzę –
dałem krok ale o coś się potknąłem. Spojrzałem w dół i przy
drzwiach leżała jakaś ciężka figurka, podniosłem ją i
odstawiłem na półkę. Drzwi się za mną zamknęły – Gdzie
jesteś?
- Przy zaworach.
- Dużo mi to mówi – jakoś ją
znalazłem – Wyłączyłaś prąd?
- Jeszcze taka głupia to nie jestem,
żeby pomylić zawór z korkiem od prądu.
- Czy ja coś takiego powiedziałem? -
zacząłem sprawdzać korki ale były włączone – A tak w ogóle
to co robiła figurka na podłodze?
- Co? Jak to robiła? - wybałuszyła
na mnie oczy.
- Położyłem ją z powrotem na
komodzie.
- Co?! - ruszyła w stronę schodów –
Nie, nie wierzę!
- Co się stało? - podeszła do mnie.
- Jeszcze się pytasz! Po jaką cholerę
ją ruszałeś?!
- Myślałem … - przerwała mi.
- Nie, ty nie myślałeś! Skoro leżała
przy drzwiach to znaczy, że leżała tam w jakimś celu!
- Ale dowiem się w jakim celu? - ze
wściekłością spojrzała się na mnie.
- Klamka jest zepsuta, a ojciec nigdy
nie ma czasu, żeby ją naprawić, dlatego musimy coś podstawiać,
żeby się nie zamknęły!
- Chcesz mi p …
- Brawo geniuszu! Teraz stąd nie
wyjdziemy! - odeszła ode mnie.
- To może …. wyłamię drzwi –
zaśmiała się ironicznie.
- Myślisz, że jeżeli było by to
możliwe to bym teraz się wkurzała?! - nie rozumiałem – Drzwi są
metalowe – miałem zapytać po co wstawiać metalowe drzwi do
piwnicy – Mnie nie pytaj.
- To … zadzwońmy po kogoś.
- Powodzenia. Tu nie ma zasięgu –
musiałem się sam przekonać. Wyjąłem telefon z kieszeni. Miała
rację. Usiadłem na krzesełku i myślałem co zrobić. Spojrzała
się na mnie z założonymi rękoma na piersiach – Zrób coś do
jasnej cholery! Jesteś w końcu facetem!
- Myślę.
- To myśl szybciej.
- Dasz mi pomyśleć? - usiadła na
innym krzesełku, podparła łokcie na kolanach i schowała twarz w
dłoniach. Nie mieliśmy innego wyjścia niż czekać, aż komuś się
o nas przypomni. Tylko jak długo? - Przepraszam …. nie wiedziałem
– spuściłem głowę – To moja wina – latarka, którą
trzymałem w dłoni, zaczęła przerywać – Cholera. Macie tu
jakieś świece czy coś?
- Nie wiem. Poszukaj – tak też
zrobiłem. Na szczęście znalazłem kilka świec i latarkę.
Postawiłem na stolik i zapaliłem. Wróciłem na swoje miejsce. Rose
nadal się do mnie odzywała.
Byłam wściekła na niego. Nie miałam
ochoty z nim rozmawiać ale mieliśmy tutaj spędzić kilka godzin, a
może dni? Przerażało mnie to. Wiedziałam, że wyjazd mam już z
głowy ale nawet za bardzo mnie to nie zmartwiło.
- Teraz nie będziesz się do mnie
odzywać? - zapytał.
- Jeszcze nie wiem – przysiadł się
bliżej mnie.
- Widzę, że z ręką już lepiej.
- Tak, wczoraj byłam w szpitalu.
Powiedzieli, że już nie muszę nosić bandażu – nie mogłam się
na niego gniewać i tak to nic by nie zmieniło.
- To dobrze.
- A jak z głową?
- Tez mi już ściągnęli szwy.
- Yhy …. nie wiem czy powinnam pytać
…. to nie moja sprawa … ale …
- Śmiało – widział moje wahanie.
- Czy … czy … no wiesz o co chce
zapytać.
- O mojego ojca – pokiwałam głową
– Gdy wróciłem do domu miałem w głowie najczarniejsze myśli.
Byłem pewien, że już po mnie ale tak się nie stało. Nawet się
do mnie nie odezwał. Nie wyzywaj, nie poniżał, nic. Nie mogłem w
to uwierzyć. Zapytałem się nawet mamy. Powiedziała, że dostał
od policji ostrzeżenie, że jeżeli jeszcze raz mnie uderzy albo
kogoś z rodziny to pójdzie siedzieć.
- W końcu da Ci spokój.
- Boje się, że to jest dopiero cisza
przed burzą.
- Myślisz, że by ryzykował?
- On jest wściekły i nie wiadomo co
może teraz zrobić. Mnie nie może uderzyć, więc będzie próbował
inaczej mnie zranić … nie tylko słowami.
- Co masz na myśli? - nagle wstał i
odszedł kilka kroków.
- Musimy o tym rozmawiać?
- Sam zacząłeś.
- Będzie chciał trafić w mój słaby
punkt i boję się, że może mu się to udać – spojrzał się na
mnie.
- Masz na myśli muzykę? - byłam
pewna, że o to właśnie mu chodziło.
- Do niedawna tak było …. ale teraz
mam inny słaby punkt … ważniejszy od muzyki – spojrzał mi
głęboko w oczy. Uciekłam wzrokiem w drugą stronę. Odwrócił
głowę. Milczał. Sama nie wiedziałam czy chcę to usłyszeć. Nie
wiedziałam czy jestem gotowa. Widziałam, że nie chciał naciskać,
dlatego milczał. Ja już sama nie wiedziałam czego chcę. Podeszłam
do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. Zdziwił się.
- To powiesz mi jaki jest twój słaby
punkt? Bo nie dokończyłeś – wypuścił powietrze. Chwile na mnie
popatrzył.
- Ty nim jesteś …. wiem … miałem
dać Ci czas na przemyślenia i nadal czekam. Nie popędzam Cię –
z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej chciałam, żeby tego
nie powiedział – On wie, że mi na tobie zależy i zrobi wszystko,
żebym cierpiał. Nie mogę na to pozwolić, żeby Cie skrzywdził.
Nie wybaczył bym sobie gdyby coś Ci się stało. Gdyby Cię
nachodził, wydzwaniał albo jeszcze coś innego, powiedz mi, dobrze?
- Dobrze – zdębniałam do reszty.
Wcześniej myślałam, że Michael jest jak inni chłopacy w tym
wieku, którzy myślą tylko o zabawie i są niedojrzali. Ale On jest
wyjątkiem. Mówił tak dojrzale, że zabrakło mi słów. Wcześniej
nie brałam Go na poważnie ale teraz …. teraz wszystko się
zmieniło …. wszystko poza moją przeszłością.
- Z jednej strony się cieszyłem, że
wyjeżdżasz bo bym mógł się zastanowić przez ten czas jak nie
dopuścić, żeby Cię nachodził.
- Niestety, ojciec kupił ostatnie
bilety. Przez najbliższy tydzień nie ma wolnych miejsc, więc
jestem zmuszona zostać.
- A wcale, że nie musisz. Jeżeli ktoś
nas stąd wyciągnie to polecimy moim samolotem.
- Ale …
- Bez dyskusji. Przeze mnie tutaj
siedzimy i nie poleciałaś. Ja niestety będę musiał wrócić.
Siedzieliśmy już tutaj dobre pięć
godzin. Nie rozmawialiśmy ze sobą, nie było o czym. Byłam głodna
i chciało mi się pić. Traciłam powoli nadzieje, że ktoś nas
stąd wydostanie. Rodzice zaczną się martwić i wydzwaniać, gdy
zobaczą, że nie przyleciałam. Ale minie trochę czasu zanim wrócą.
Może zadzwonią do Sally, żeby sprawdziła i do mamy Michaela, ale
co z tego? Jak tu wejdą? Drzwi są przecież zam …. o cholera!
- Zamykałam drzwi na klucz? -
zwróciłam się do Michaela. Spojrzał się na mnie.
- Nie mam pojęcia.
- No to pięknie. W każdej chwili,
ktoś obcy może wejść.
- Przynajmniej się stąd wydostaniemy
– przyglądał mi się uważnie – Dobrze się czujesz?
- Tak … tylko chce mi się pić –
dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że opadłam z sił. Nigdy nie
byłam w podobnej sytuacji, a przez zdenerwowanie jeszcze bardziej
popadałam w panikę. Nie wiedziałam jak długo jeszcze wytrzymam.
Chyba to zauważył.
- Wszystko będzie dobrze – ukucnął
przede mną – Boże, jesteś blada – wstał i zaczął czegoś
szukać. Nie wiem ile minęło czasu ale dla mnie to była wieczność.
Podszedł do mnie i wyciągnął dłoń w moim kierunku – Chodź.
- Dokąd?
- Zobaczysz – podparłam się na jego
dłoni i wstałam. Byłam ciekawa gdzie mnie prowadzi – Znalazłem
kilka koców, więc pomyślałem, że zrobię dla Ciebie posłanie …
jeże … - nie dałam mu skończyć.
- Dziękuje, ale nie musiałeś.
- Ale chciałem – patrzył się na
mnie i zaczynało mnie to krępować. Chyba to wyczuł bo się
odwrócił. Nastała krępująca cisza. Postanowiłam ją przerwać.
- Skoro już zrobiłeś to wypróbuje.
- Szkoda, że nie znalazłem poduszki,
ale mogę Ci podłożyć pod głowę mój sweter – chciał już
ściągać.
- Nie, nie trzeba.
- Na pewno? Bo …
- Michael! Naprawdę, nie trzeba.
- No dobrze, ale …
- Tak, tak … w razie czego Ci powiem
– uśmiechnął się. Położyłam się, a Michael przykrył mnie
kocem. Usiadł obok – Myślisz, że ktoś nas wydostanie?
- Mam nadzieję.
- A jak nie?
- Trzeba myśleć pozytywnie.
- A jeżeli, ktoś jest ciągłą
pesymistką, to co?
- To nic na to nie poradzę – chyba
się wkurzył – Przepraszam.
- Nie, to ja przepraszam. Jestem
beznadziejna, wiem.
- Nie mów tak … to normalne, że się
boisz.
- Nie boje się … po prostu chcę
stąd wyjść.
- Wyjdziemy … prześpij się, ja
poczuwam, gdyby ktoś przyszedł … zgaszę świeczki – wstał i
zrobiło się zupełnie ciemno. Przerażało mnie to miejsce. Nie
wiedziałam gdzie jest.
- Michael?
- Tak?
- Możesz usiąść przy mnie?
- Już idę – poczułam, że usiadł
obok mnie. Zasnęłam. Gdy się obudziłam myślałam, że to był
sen ale się myliłam. Wszędzie było ciemno. Nie wiedziałam czy
jest już rano. Zaczęłam macać, czy obok jest Michael ale miejsce
było puste. Przestraszyłam się i podniosłam się do pozycji
siedzącej. Czy to możliwe, że udało mu się wyjść i mnie
zostawił? - O nie śpisz już? - nagle usłyszałam.
- Co? N … nie …. która jest
właściwie godzina? - nie dałam po sobie poznać, że miałam takie
myśli.
- Po 11.
- Rano?
- No tak. Przespałaś całą noc –
podszedł do mnie – Ale mogłaś uprzedzić, że chrapiesz.
- Nie chrapie.
- Jak parowóz. W ogóle się nie
wyspałem.
- Ile razy mam powtarzać, że ja nie
chrapie.
- Skąd możesz wiedzieć …. przecież
zawsze śpisz sama.
- Eric, by mi powiedział.
- Nie sądzę.
- Co to miało znaczyć?
- Założę się, że kończyło się
na szybkim numerku i spadałaś do domu … chociaż wątpię, żeby
był szybki – myślałam, że się przesłyszałam.
- Nie wiesz jak było!
- I nie muszę, żeby wiedzieć, że te
6 cm nie zdziała cuda.
- Wcale nie 6, tylko 8.
- To w takim razie zwracam honor –
wybuchnął śmiechem – A co byś powiedziała na 3x8?
- Od kiedy jesteś bezczelny i chamski?
- nie miałam pojęcia, dlaczego zaczął ten temat.
- Mówię tylko jak jest.
- Wcale nie wiesz jak jest i się
zamknij bo nie podoba mi się ten ton! Co się z tobą dzieje?
- To nie wiesz, że każdy ma kilka
osobowości? Ty też masz i zdążyłem już je poznać.
- O czym ty do cholery mówisz?!
- Dobrze wiesz o czym.
- Jeżeli masz taki być to nie chcę z
tobą gadać – wstałam i odeszłam od niego jak najdalej. Nie
widziałam gdzie idę ale chciałam być jak najdalej od tego … -
Ała – walnęłam o coś nogą.
- Nic Ci nie jest? - w trybie
expresowym znalazł się przy mnie Michael.
- Nie, zostaw mnie w spokoju!
- Ro ..
- Powiedziałam coś! Nie chcę z tobą
gadać! Daj mi spokój! - odszedł. A myślałam, że jest inny. Jak
mogłam tak się pomylić? Chciałam już mu dać szansę ale
wszystko zepsuł. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak się zmienił w
jedną chwilę. Ja też byłam trudna, wiem ale miałam powód, a On?
Czyżby przez ojca i tego jak Go traktował? Boże co ja robię,
próbuje Go usprawiedliwiać?
Jak mogłem tak się zachować? Nie
poznawałem siebie. Bałem się, że straciłem już szansę.
Musiałem coś zrobić.
- Przepraszam – nie odpowiedziała.
Nie miałem jej tego za złe. Minęły trzy godziny i nadal się do
mnie nie odzywała. Miałem już tego dość. Podszedłem do niej i
złapałem obiema rękami za ramiona – Przepraszam Cię. Nie wiem
co mnie napadło. Chyba przez tą bezsilność zaczyna mi odbijać –
nawet na mnie nie spojrzała – Powiedź coś – lekko nią
potrząsłem.
- Nie masz pojęcia jak się poczułam
– spojrzała na mnie i zacząłem tego żałować. Jej oczy były
puste, nie wyrażały żadnych emocji.
- Boże … wiem i przepraszam.
Obiecuję, że już nigdy tak się nie zachowam, tylko wybacz mi.
- Nie wiem – nagle usłyszeliśmy
jakieś odgłosy w domu. Rose się wyrwała i pobiegła na górę.
Zaczęła krzyczeć ale mi wydawało się to podejrzane. Szybko do
niej podbiegłem, złapałem w pasie i zasłoniłem usta ręką.
Zszedłem na dół.
- Puszczę Cie jeżeli nie będziesz
krzyczeć – pokiwała głową.
- Co ty wyprawiasz?
- Czy nie wydaje Ci się dziwne, że
ktoś jest w domu? Twoi rodzice nie wrócili by tak szybko.
- Może Sally …
- Zaczekaj tu. Pójdę posłuchać –
po cichu wszedłem po schodach i nadsłuchiwałem. Rozpoznałem dwa
męskie głosy i jeden damski. Już wiedziałem do kogo należą.
Zszedłem do Rose.
- I co?
- W domu jest, ktoś obcy –
wiedziałem, że będzie przerażona, gdy powiem jej prawdę.
- Co?
- Ciszej … musimy się gdzieś
schować.
- Nie mam takiego zamiaru … chcę
stąd wyjść – nie miałem wyjścia musiałem jej powiedzieć
teraz.
- To Oni.
- Jacy znowu Oni?
- Już zapomniałaś co się wydarzyło
w parku? - wybałuszyła na mnie oczy.
- Nie … tylko nie to …. ale skąd …
- Myślę, że znaleźli się tutaj
przypadkiem …. chodź … schowamy się – wyciągnąłem dłoń w
stronę Rose.
- Jestem jeszcze zła.
- Wiem, ale teraz nie ma czasu na
wyjaśnienia.
- Prowadź – powiedziała i czekała
na mój ruch. Dała jasno do zrozumienia, że nie potrzebuje mojej
dłoni. Wziąłem koc, żebyśmy mogli się schować. Znalazłem
miejsce pod schodami. Ja schowałem się pierwszy, Rose przyszła
zaraz za mną. Usiadła przede mną plecami. Zarzuciłem koc od
strony Rose – I co teraz?
- Teraz czekamy.
- Na co?
- Aż sobie pójdą.
Siedzieliśmy nie odzywając się do
siebie słowem. Nadal przetwarzałam jego słowa i nie mogłam
uwierzyć, że padły z jego ust. Jak On mógł? Już sama nie
wiedziałam kim jest.
- Myślisz nad tym czy mi wybaczyć? -
szepnął mi do ucha. Gdy poczułam jego oddech na swojej skórze, a
właściwie szyi, poczułam jak dreszcz przechodzi przez całe moje
ciało.
- Między innymi.
- Cieszę się – znowu to poczułam i
jeszcze na dodatek te upierdliwe motylki w brzuchu. Już kiedyś coś
takiego czułam. Nie chciałam znowu popełnić tego samego błędu
co kiedyś – Ja naprawdę nie miałem nic złego na myśli.
- Jasne.
- Mówię prawdę … nie wiem sam
dlaczego w ogóle zacząłem ten temat … nie mam nic na swoje
usprawiedliwienie …
- Zachowałeś się jak dupek i jeżeli
jeszcze raz tak się zachowasz to koniec znajomości, jasne?
- Czyli, wybaczasz mi?
- Tak, ale nie zapomnę.
- Dziękuje i obiecuję, że już nigdy
– pocałował mnie w policzek – Cii … ktoś idzie – zakrył
nas kocem po samą głowę. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe.
- Nikogo nie ma – usłyszeliśmy
damski głos.
- To chodź na górę – tym razem to
był mężczyzna. Kobieta posłusznie poszła na górę.
Najwidoczniej miała sprawdzić czy nikogo nie ma. Powoli się
odkryliśmy.
- Zostawiła otwarte drzwi –
powiedział Michael.
- I co z tego? - spojrzałam się na
Niego – Chyba nie chcesz ….
- To nasza jedyna szansa.
- Żartujesz? Oni nas zabiją.
- Zaryzykuje.
- Jak to Ty? A ja?
- Ty tutaj zostaniesz. Spróbuje ich
odciągnąć i zostawię otwarte drzwi. Gdy już ich nie będzie
będziesz mogła wyjść.
- Nie zgadzam się, słyszysz? -
złapałam Go za sweter – Nie pozwolę Ci się tak narażać –
miałam łzy w oczach. Przerażała mnie ta wizja. Przecież Oni Go
zabiją, gdy tylko się pokażę.
- Już postanowiłem – po cichu
wyszedł z naszego ukrycia – I jeszcze jedno … żartowałem z tym
chrapaniem – uśmiechnął się, a mi chcąc nie chcąc spłynęła
łza – Nie płacz … wszystko będzie dobrze – kciukiem wytarł
spływającą po moim policzku łzę. Spojrzał mi ostatni raz w oczy
i odwrócił się, żeby pójść.
- Zaczekaj – odwrócił się w moją
stronę i cofnął się. Gdy był już blisko mnie, przyciągnęłam
Go do siebie i pocałowałam. Długo się od siebie nie odrywaliśmy,
a gdy już to zrobiliśmy, wziął moją twarz w swoje duże dłonie
i się uśmiechnął. Dotknęłam jego dłoni, które spoczywały na
moich policzkach – Nie idź … proszę – czułam jak kolejne łzy
zbierają mi się w oczach.
- Wiesz, że muszę … inaczej stąd
nie wyjdziemy …. chciałem Ci coś powiedzieć, gdy wrócisz z
Hawajów.
- Powiedz teraz – opuścił głowę.
- Nie mogę … nie mogę Ci tego
zrobić.
- Czego? - nie rozumiałam.
- Nie chce, żebyś cierpiała, gdybym
nie wrócił, dlatego nie mogę Ci powiedzieć …. chociaż myślę,
że wiesz.
- Wróć – nie odpowiedział.
Pocałował mnie krótko w usta i poszedł. Wciągnął powietrze i
poszedł po schodach na górę – Wróć do mnie – powiedziałam
już do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz