sobota, 25 czerwca 2016

Bad Girl 67

Witajcie!
W końcu udało mi się wstawić nową notkę. Pisałam w poprzedniej, dlaczego nie mogłam pisać, wiec już nie będę się powtarzała.

Chyba każdy wie jaki dziś dzień. Nie muszę przypominać. Smutny dzień, ale my się nie smucimy, bo nasz idol, by tego nie chciał. Cóż mogę więcej napisać .. chyba nic nowego czego byście nie wiedzieli albo czuli. Pamiętajcie tygrysek obserwuje :P :D


Aha i dla osób, które nie wiedzą. Dzisiaj od 13 do 15 na Stars.Tv będą dwie godzinki z Michaelem.


******

Dwa tygodnia zleciały jak dwa dni. Aż żal było wracać, ale musieliśmy. Mike musiał wracać do studia. Nie wiem skąd Janet wiedziała o naszym powrocie. No tak Sally jej powiedziała. Po chwili i Ona przyszła do nas. Jak na złość Michael zostawił mnie z tymi dwiema wariatkami i pojechał do studia. Omal mnie nie udusiły, gdy zobaczył pierścionek na moim palcu.
- No jednak mój braciszek nie jest ostatnią fajtłapą.
- Janet. Oczywiście, że nie jest – spojrzałam na pierścionek.
- Już myślałam, że nigdy Cie nie poprosi o rękę i pierścionek się zmarnuje – spojrzałam na nią zdziwiona.
- Jak to zmarnuje?
- Ups .. chyba się wygadałam.
- Dokończ co miałaś na myśli.
- Oj no bo On już dawno Go kupił, tylko nie miał odwagi – wywróciła oczami – Cały On. Ale to już nie ważne – wyszczerzyła się – Jesteś już nasza.
- Nawet nie masz pojęcia jak Ci współczuje, Rose. Codziennie widzieć tą zakazaną gębę – Janet aż spojrzała na Sally.
- To było do mnie?
- Hmm .. - rozejrzała się – Innej szczurzej mordy nie widzę – wytknęła jej język.
- Rose będziesz świadkiem na rozprawie w sprawie o morderstwo tej szkapy – Janet rzuciła się na Sally.
- Jak dzieci – śmiałam się z tego. Jednak muszę to przyznać. Tęskniłam za tymi dwiema i ich wygłupami.
- Haha! Rose ja się boję szczurów! Weź ją zabierz!
- A co mnie to obchodzi. Jak się pozabijacie, to najwyżej będę musiała poszukać innej świadkowej – powiedziałam najpoważniej jak umiałam i przeglądałam jakieś czasopismo. Od razu się uspokoiły.
- No weź. Przecież to oczywiste, że ja będę – powiedziała pewna siebie Janet.
- A niby dlaczego. To ja jestem jej przyjaciółką od wielu lat.
- A ja to niby kim, co?
- Szczurem. I raczej zwierząt, a zwłaszcza gryzoni nie będzie na ślubie – parsknęłam śmiechem.
- Dobra spokój dzieci. Muszę się rozpakować – wstałam i podeszłam do swojej torby.
- Pozwolisz jej tak na mnie gadać?
- Oczywiście, że tak. Już powiedziałam, że się nie wtrącam.
- Jeszcze się policzymy – powiedziała groźnie Janet do Sally. I tak wiedziałam, że sobie żartują.
- Więc ja stąd nie wychodzę – szczerzyła się Sally.
Wolno się rozpakowywałam, bo miałam nadzieje, że sobie pójdą. Chciałam odpocząć po podróży i wziąć kąpiel, ale postanowiły zostać. Aż się sama sobie dziwiłam, że nie kazałam im sobie pójść. Czyżbym się wyciszała pod wpływem Michaela? Poszłyśmy do ogrodu. Może w ten sposób prędzej się im pozbędę.
- No to teraz czas na kolejny krok – spojrzałam na Janet.
- Hm? Jaki?
- Czas na małego Jacksona.
- Janet ..
- A nie chcesz? - spojrzałam na Sally, żeby się nie wygadała.
- No chce .. wiadomo … ale mamy jeszcze mnóstwo czasu.
- Może i macie, ale znając was to możemy się spodziewać małego członka w rodzinie już niebawem – patrzyłam na nią rozbawiona i kręciłam głową.
- Ty Ona jest bardziej zgorszona ode mnie – powiedziała Sally.
- Bardziej od Ciebie to jest mój braciszek i Ta tutaj – wskazała na mnie.
Po godzinie jakże tej ciekawej rozmowy, w końcu sobie poszły. Wróciłam do domu i wzięłam długą kąpiel. Przymknęłam oczy i relaksowałam się. Usłyszałam mój telefon. Na szczęście miała Go przy sobie.
- Halo?
- Z tej strony pani narzeczony – uśmiechnęłam się.
- Miło pana słyszeć.
- Poszły w końcu?
- Tak i powiem Ci, że masz stukniętą siostrę – zaśmiał się.
- Akurat tego to nie musisz mi mówić. Co robisz?
- Teraz? Leże sobie w wannie.
- Mmm szkoda, że nie mogę się wyrwać – zagryzłam wargę.
- Też żałuje. Ale będę na pana czekała wieczorem – powiedziałam zmysłowo.
- Może przyjadę. Hm a warto?
- Powinien pan znać odpowiedz – chwilkę porozmawialiśmy na bardzo ciekawy temat. Stęskniłam się za nim jak nie wiem, chociaż minęło kilka godzin.

*******

Mike prawie codziennie zostawał u mnie na noc. Ojciec nie był tym zachwycony, ale nas to nie obchodziło. Uwielbiałam budzić się i zasypiać w jego ramionach. Czułam się bezpiecznie, ale ojciec pewnie by temu zaprzeczył, żeby tylko mu dogryźć. Leżałam wtulona w jego nagi tors.
- Kiedy zamieszkamy razem? - nagle zapytał. Spojrzałam na niego.
- Aż tak Ci się spieszy?
- A Tobie nie? Myślałem, że tego chcesz ..
- Chce .. już Ci o tym mówiłam.
- Więc o co chodzi, kotku? Chce, żebyś zawsze przy mnie była. Nie chce tak jak teraz jest. Wiem, że też Ci to nie za bardzo odpowiada.
- Ehh .. masz rację .. ale … nie wiem jak o tym powiedzieć rodzicom. Wiesz jak zareagują, gdy powiem, że chce się wyprowadzić. Ojciec to się pewnie mnie wyrzeknie.
- Ale masz prawo ułożyć sobie życie. Nie możesz ciągle na nich patrzeć.
- Wiem … najpierw mamie o tym powiem. Z nią się łatwiej rozmawia.
- Chcesz, żebym był przy tej rozmowie?
- Kochany jesteś, wiesz? Spróbuje sama ją przekonać.
- Dobrze. Bo wiesz .. ja już się rozglądam za domem, tylko nie wiem jak Ty byś chciała.
- Hmm .. sama nie wiem … jak przyjdzie czas to będziemy wybierać razem – dałam mu buziaka.
- Ty wiesz jak mnie przekonać.
- Hehe i bardzo dobrze. Kobieca natura. Jedziesz dzisiaj do studia?
- Tak – spojrzał na zegarek na stoliku nocnym – I właśnie muszę się zbierać. A tak mi się nie chce – wtulił się we mnie – Tak mi dobrze – uśmiechnęłam się. Lubiłam kiedy to robił. Pocałowałam Go we włosy. Kreśliłam na jego plecach niewidzialne esy floresy.
- Więc zostań … zrób sobie wagary dzisiaj. Jeszcze poleniuchujemy, weźmiemy wspólną kąpiel i spędzimy cały dzień we dwoje.
- Hmm .. brzmi bardzo kuszącą – wiedziałam, że to Go przekona – Ale zmieniłbym jeden punkt, a w zasadzie coś dodał – spojrzał na mnie tymi swoimi oczami i już wiedziałam.
- A co takiego?
- Przed tą kąpielą spędzić miło czas – zawisnął nade mnie.
- Jestem jak najbardziej za – zarzuciłam ręce na jego szyję - Chodź no to napaleńcu – przyciągnęłam Go do siebie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.

*******

Jakieś dwa tygodnie od naszego powrotu z wakacji nie czułam się najlepiej. Nie miałam za bardzo apetytu, miałam mdłości czasami i zawroty głowy. Były dni kiedy nie mogłam wstać z łóżka. Mike oczywiście się martwił, że czymś mogłam się zatruć i chciał abym koniecznie poszła do lekarza. Miałam nadzieje, że mi samo przejdzie, ale taki stan utrzymywał się ponad tydzień. Rodzice też zaczęli się martwić i pewnego dnia ojciec zadecydował, że zawiezie mnie do lekarza.
- Dobrze panno Baker. Wszystkie możliwe badania zostały wykonane. Teraz trzeba czekać na wyniki.
- Jak długo?
- W poniedziałek może pani już odebrać.
- Ale .. czy … to może być coś poważnego? - zaczęłam się stresować.
- Spokojnie. Dostaniemy wyniki i wszystko się okaże. Może faktycznie czymś się pani zatruła na wakacjach i dopiero teraz pani odczuwa. Proszę się nie martwić na zapas.
- Eh postaram się.
- A czy miała pani wymioty?
- Nie .. miałam tylko mdłości bez wymiotów.
- No dobrze. Póki co nic nie będę pani przepisywał.
- Więc przyjdę w poniedziałek – wstałam – Do widzenia – wyszłam. Oparłam się plecami o ścianę. Już od dawna tak się nie przejmowałam swoim zdrowiem aż do teraz. Ojciec czekał na mnie w aucie, bo nie chciałam, żeby ze mną poszedł. Usiadłam na krzesełku i nie wiem ile tak siedziałam z opuszczoną głową, gdy nagle poczułam dotyk na kolanach. Spojrzałam i przede mną kucał Michael – Co tutaj robisz?
- Nie mogłem się na niczym skupić, więc przyjechałem. Powiedź mi … to coś złego? Zniosę wszystko, tylko mi powiedź .. proszę .. - widziałam ogromny smutek w jego oczach.
- Jeszcze nie wiadomo. Wyniki będą dopiero w poniedziałek.
- A lekarz coś podejrzewa? - pokręciłam przecząco głową.
- Boję się .. - przytulił mnie do siebie.
- Nie masz czego kochanie. Jestem cały czas przy tobie – dopiero teraz zorientowałam się, że jest bez przebrania.
- Mike .. musimy stąd iść. Zaraz wszyscy się dowiedzą, że tutaj jesteś.
- Mam to gdzieś, ale i tak musimy wracać do domu.
- Ok – wstałam. Złapał mnie za łapkę i szliśmy długim korytarzem.
- A może chcesz gdzieś pojechać, hm?
- Eh .. chyba nie chce. Jedźmy prosto do domu.
- Dobrze skarbie.
Po powrocie do domu, poszłam prosto na górę do siebie i się położyłam. Mike chyba rozmawiał z moją mamą, bo dopiero po chwili przyszedł. Położył się za mną i przytulił.
- Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Za dużo się nacierpieliśmy, więc teraz musi być tylko lepiej.
- Chciałabym byś miał rację.
- I mam … sama zobaczysz. Będziemy szczęśliwi – odwróciłam się do niego.
- Kocham Cie – wtuliłam się w niego.
- Ja Ciebie jeszcze bardziej.

********

Była niedziela. Nie opuszczałem jej ani na chwilę. Starałem się ją wspierać i nie pokazywać, że też się martwię. Miałem nadzieje, że to zwykłe zatrucie i niedługo jej przejdzie, ale nawet przez chwilę nie było lepiej. Pani Baker zawołała mnie na dół. Zszedłem i wziąłem dwa talerze z obiadem. Wróciłem na górę i od razu wypuściłem je z rąk, a raczej mi wypadły, gdy zobaczyłem leżącą Rose przy łazience.
- Rose!! - podbiegłem do niej – Kochanie słyszysz mnie? - wziąłem jej twarz w dłonie, a łzy same zaczęły lecieć. Po chwili przybiegła jej mama i zaczęła panikować. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka – Otwórz oczy .. proszę Cie ..
- Boże! Co jej się stało?
- Straciła przytomność. Niunia … nie rób mi tego .. wiesz jak Cie kocham – oparłem swoje czoło o jej. Pani Baker przyniosła mokry ręcznik. Wziąłem Go od niej i przyłożyłem do czoła Rose. Była taka blada, ale oddychała na szczęście. Obudzi się. Wiem, że nie zrobi mi tego i znowu spojrzy mi w oczy.





niedziela, 5 czerwca 2016

Informacja ..

Od razu Was przepraszam, jeżeli oczywiście ktoś tutaj jeszcze został, ale myślałam, że Was poinformowałam o tym, że w najbliższym czasie nie będzie notek z powodu remontu jaki mam w mieszkaniu i nie mam czasu na pisanie. Nie obiecuje, ale postaram się dodać w najbliższą sobotę. Dodaje tutaj informacje ponieważ teraz miała być notka na BG.
Jeszcze raz przepraszam i do zobaczenia mam nadzieje niedługo :)