Dzisiaj mam jechać do Michaela. Nie
chciałam, ale nie mogłam mu odmówić. Czyżby nie rozumiał,
dlaczego Go nie odwiedzam? A może wie, dlatego chciał, żebym
przyjechała i raz na zawsze to zakończyli? Powinnam się cieszyć z
tego powodu, ale tak nie jest. W głębi duszy chcę, żeby nie
pozwolił mi na to. Sally od rana chodziła zła i nie odzywała się
do mnie. Wiadomo dlaczego.
- Ubierz się. Zaraz jedziemy –
powiedziała nie patrząc na mnie.
- Ok – odpowiedziałam beznamiętnie.
Poszłam na górę. Wygrzebałam z torby jakieś ciuchy i poszłam
się w nie ubrać. Tak dobrze myślicie, nie rozpakowałam się.
Kusiło mnie, żeby odsłonić te lustro, ale bo dłuższym
zastanowieniu tego nie zrobiłam. W samochodzie też się do mnie nie
odzywała. I tak nie miałam ochoty na rozmowę, ale byłam bardzo
zdziwiona jej zachowaniem. Pomyślałam nawet przez chwilę, że ma
mnie już dość, tylko nie wie jak to powiedzieć.
- Znowu? - powiedziała, gdy zobaczyła
pod szpitalem pełno ludzi.
- Uroki sławy – powiedziałam.
- Nie ma szans, żebyśmy się
przedostali.
- To wracajmy – spojrzała się na
mnie z miną, że nie mam co na to liczyć. Zastanowiła się przez
chwilę.
- Wiem – uniosła palec w górę.
Jak, by ja olśniło – Poszkodowaną przecież muszą przepuścić.
- Co ty kombinujesz? - nie
odpowiedziała. Wyciągnęła z torebki czerwona szminkę i zbliżyła
się do mnie – Chyba żartujesz?
- Inaczej tam nie wejdziemy.
- I dobrze – przewróciła oczami i
zaczęła ''mazać'' moją twarz.
- Chcesz zobaczyć moje dzieło?
- Nie, dzięki.
- Ok to chodźmy, tylko udawaj ofiarę.
- Nie muszę udawać – odbąknęłam
i wyszłam z samochodu. Sally do mnie podeszła i udawała, że mnie
prowadzi.
- Z drogi! Mam tutaj poszkodowaną i
potrzebujemy lekarza! - byliśmy już prawie na miejscu, ale na
drodze stanął nam fotograf – Ruszaj się facet! - nie posłuchał
– Lepiej zejdź mi z drogi jeżeli nie chcesz być przez miesiąc
na chorobowym! - chyba trochę się przestraszył bo wybałuszył
oczy i zrobił nam miejsce. Sally jeszcze krzyczała, że potrzebny
lekarz i takie tam. Przestała dopiero, gdy przekroczyliśmy progi
szpitala.
- Niezła z Ciebie aktorka –
powiedziałam i zaczęłam się wycierać. Bez lusterka nie było to
łatwe, ale jakoś sobie poradziłam.
- Ma się ten talent – na krzesełku
przed salą Michaela siedziała Janet. Pomyślałam, że coś się
stało.
- Janet? - wstała.
- Cześć dobrze, że jesteś.
- Stało się coś?
- Nie, niby co? - zdziwiła się.
- Bo pomyślałam …. zresztą
nieważne. Jest, ktoś u Michaela?
- Nie. Czeka na Ciebie, a ja robię
jako bodyguard – uśmiechnęła się – Nie mieliśmy okazji się
lepiej poznać, ale jestem po twojej stronie – o co jej chodziło?
- Idź już do niego – weszłam bez pukania. Wyglądał lepiej niż
ostatnio.
- Cześć – powiedziałam.
- Cześć … nareszcie jesteś –
usiadłam tam gdzie ostatnio.
- Nie wiem, dlaczego chciałeś, żebym
przyszła.
- Powiem Ci jak ty mi powiesz, dlaczego
sama nie przychodziłaś.
- Myślałam, że wiesz – opuściłam
głowę.
- Wiem i jestem z tego powodu wściekły
– spojrzałam się nie niego – Wiem co Ci powiedziała Brooke i
nie mogę w to uwierzyć, ale dlaczego się jej posłuchałaś? -
czekał na odpowiedź. Co miałam mu powiedzieć? Że to nie przez
nią? Obiecałam sobie, że zakończę już to, ale teraz, gdy na
mnie patrzył, nie mogłam. Po prostu nie mogłam.
- Skąd o tym wiesz?
- Od Janet. Podobno Ci groziła, to
prawda?
- Tak, ale i tak się jej nie boję. To
tylko puste słowa.
- Skoro się jej nie boisz to czemu nie
przychodziłaś? - wzięłam głęboki oddech i zaczęłam. Nie
mogłam już udawać.
- To nie chodzi o Brooke …
postanowiłam, że … - nie przypuszczałam, że to będzie takie
trudne – Musimy zerwać ze sobą kontakt.
- Co? Dlaczego?
- Tak będzie lepiej – wstałam z
krzesła.
- Dla kogo lepiej? Rose co się stało?
To przeze mnie?
- Czy ty tego nie widzisz?
Wszystkie przykrości jakie Cie spotykają są przeze mnie.
- To nie prawda!
- Czy chociaż raz możesz się ze mną
nie spierać?
- Nie, nie mogę bo wygadujesz głupoty.
- Głupoty? O mało nie umarłeś i to
są twoim zdaniem głupoty?
- Głupotą jest to, że się
obwiniasz.
- Mam ku temu powody.
- Tylko ty tak uważasz, a może masz
mnie już dość, dlatego chcesz zerwać kontakt. Powiedz prawdę.
- Dobrze wiesz, że tak nie jest.
- Więc daj już z tym spokój.
- Nie mogę – uniósł się do
pozycji siedzącej, złapał mnie za rękę i przyciągnął mnie
bliżej.
- Nie rozumiesz? Nie widzisz tego, że
ja chcę, żebyś uczestniczyła w moim życiu? Nieważne jako kto –
patrzył mi prosto w oczy.
- Nie chcesz … uwierz mi.
- Chcę i nic tego nie zmieni …
jeżeli teraz wyjdziesz .. pójdę za tobą – był poważny kiedy
to mówił – Nie żartuje.
- Nie mam pojęcia dlaczego tak Ci
zależy, ale … zgoda.
- I już nigdy o tym nie mówmy,
dobrze? - pokiwałam głową, że się zgadzam – Która godzina? -
spojrzałam na zegarek.
- 11:29, a co?
- Nie nic … siadaj – wykonałam
jego prośbę – Cokolwiek się teraz zdarzy, nie wychodź – o
czym On mówił? Po niecałej minucie weszła … Brooke? Jeszcze jej
teraz brakowało. Zatrzymała się w połowie drogi i spojrzała się
na mnie.
- Co Ona tutaj robi? - zapytała
Michaela.
- Rose przyszła mnie odwiedzić, a co?
Jakiś problem?
- Żaden, ale ja przyjdę kiedy indziej
– odwróciła się i chciała już wyjść.
- Nie tak szybko … musimy porozmawiać
– powiedział. Stanęła i się odwróciła.
- Dobrze, ale każ jej wyjść –
podeszła bliżej Michaela.
- Nic z tego. Odpowiedz mi na pytanie –
poprawił się na łóżku – Czy to prawda, że zabroniłaś Rose
do mnie przychodzić?
- Co? Nie! Skąd Ci to mogło przyjść
do głowy?
- Po co kłamiesz? - milczała, a po
chwili spojrzała się na mnie.
- Tak! I jak widzę nie posłuchała!
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Dlaczego? To przez nią zostałeś
pobity! To przez nią miałeś operację!
- Dosyć! - warknął – Nie wiesz jak
było i nie masz prawa jej osądzać – był naprawdę wkurzony –
A tak w ogóle to skąd o tym wszystkim wiedziałaś?
- Od twojego ojca.
- Co? Przecież wiesz jakie są nasze
relacje i jeszcze z nim rozmawiałaś? Zawiodłem się na tobie.
Widzę, że nie mam innego wyboru …
- Co masz na myśli?
- Przykro mi z tego powodu, ale muszę
wybrać pomiędzy wami. Nie mam innego wyboru.
- Zgadzam się. To zastanów się i ..
- Nie muszę. Już wczoraj wszystko
przemyślałem ..
- To nawet lepiej. Im szybciej jej
powiesz, żeby spadała tym lepiej – była zbyt pewna siebie.
- Przykro mi Brooke, ale to ty musisz
wyjść.
- Słucham?!
- Nie przychodź, nie dzwoń po prostu
zachowuj się jakbyśmy się nie znali.
- Chcesz zniszczyć wieloletnią
przyjaźń dla tej wywłoki?! - tego było za wiele. Przegięła.
- Coś ty powiedziała?! - wstałam i
podeszłam do niej – Powtórz to! - prychnęła śmiechem.
- Musiałaś się mu
poskarżyć, co.
- Rose mi nic nie powiedziała.
- Jasne.
- Zaraz Ci zedrę z mordy tą tapetę.
Pieprzona damulka – chciałam ją sprowokować.
- Zaraz pożałujesz tych słów.
- A może tak dwie na jedną, co? -
weszła Janet i stanęła po mojej stronie.
- Co już nie masz nic do powiedzenia?
- położyłam dłonie na biodrach. Spojrzała się na Michaela.
- A tak poza tym to ja powiedziałam
Michaelowi i naprawdę bardzo się cieszę, że przejrzał na oczy.
- Nic nie powiesz? - zwróciła się do
Michaela.
- Owszem … dziewczyny przepuście
Brooke .. na pewno się spieszy.
- Nie daruje Ci tego – pisnęła.
- Sama do tego doprowadziłaś.
- Wam też nie daruje – zagroziła
nam.
- Czekamy – odpowiedziała Janet.
- W każdej chwili – dołączyłam
się. Już nic więcej nie powiedziała, tylko wyszła.
- To było niezłe – powiedziała
zadowolona Janet.
- Zacznę się was bać – powiedział
Michael i teatralnie zakrył się kołdrą po sam czubek nosa.
- Dopóki jesteś po naszej stronie to
nie masz czego.
- Zapamiętam, ale przecież byście
jej nie pobiły.
- Jesteś pewny? - zapytałam.
- Dobra już nic nie chcę wiedzieć.
- Niezły z nas duet – powiedziała
Janet.
- Więc to miałaś na myśli, gdy tu
wchodziłam.
- Tak. Chciałabym jeszcze zostać, ale
muszę już iść.
- Przyjdziesz później? - zapytał.
- Tak jak wczoraj. Pa – wyszła.
- Jesteś pewny?
- Czego?
- Że wolisz przyjaźnić się ze mną
niż Brooke?
- Tak … gdyby Cię nie obrażała i
zaakceptowała to bym nie musiał.
- Mam nadzieję, że nie będziesz
żałował swojej decyzji.
- Nie będę … jestem tego pewien –
uśmiechnął się – Czas wstawać – powiedział i się uniósł.
- Chyba żartujesz.
- Nie … lekarz mi pozwolił.
- Pomóc Ci?
- Jak byś mogła – najpierw pomogłam
mu usiąść na łóżku – Łatwo poszło.
- Gdzie chcesz iść?
- Do łazienki – miał własną, więc
nie musiał wychodzić na korytarz. Powoli wstaliśmy. Nie mógł się
wyprostować, więc szedł pogarbiony. Szłam obok w razie czego.
Trochę zajęło zanim doszliśmy do łazienki. Podtrzymał się
dłońmi o umywalkę i spojrzał w lustro. Ja się odwróciłam – O
jacie, ale zarost. Zapomniałem powiedzieć Janet, żeby przywiozła
mi przyrządy do golenia – muszę przyznać, że z tym zarostem
wyglądał męsko.
- Wracaj już do łóżka.
- Masz rację – przeszedł obok mnie.
Zakręciło mi się w głowie i odruchowo złapałam się ramienia
Michaela. Spojrzał się na mnie i stanął – Rose? Wszystko w
porządku?
- Trochę zakręciło mi się w głowie,
ale już lepiej.
- Kiedy ostatnio spałaś?
- Dawno … chyba jak Ty byłeś.
- Musisz spać.
- Wiem, ale nie mogę … nic nie
poradzę. Gdy tylko zamknę oczy to Go widzę, dlatego wole nie spać,
ale nie mówmy już o mnie. Kładź się – nie odpowiedział, tylko
się położył. Nagle coś we mnie pękło i się rozryczałam.
- Co się dzieje? - zmienił pozycję
na siedzącą. Zakryłam dłońmi twarz – Spójrz na mnie – nie
chciałam, ale nie miałam wyjścia. Odsłonił moją twarz i czekał,
aż coś powiem.
- Bo … ja się tak strasznie bałam,
że możesz tego nie przeżyć.
- Oh Rose … chodź tu do mnie –
przytulił mnie – Nie miałem pojęcia, że tak to przeżyłaś ….
No już nie płacz – nie mogłam przestać płakać.
- Nie wiem co bym zrobiła … nie wiem
– czułam się zmęczona.
- Ja się nigdzie nie wybieram. Masz
moje słowo. Jesteś śpiąca … połóż się.
- Nie mogę.
- Możesz … sama boisz się spać, a
przy mnie Ci się udawało, więc bez dyskusji – zrobił mi miejsce
obok siebie. Nie byłam pewna, ale się zgodziłam – Nie bój się
… jestem przy tobie – pocałował mnie we włosy. Wtuliłam się
w jego ramię i dosłownie po chwili zasnęłam.
Strasznie się o nią martwiłem.
Najchętniej bym stąd wyszedł i się nią zaopiekował, ale lekarz
nigdy, by się na to nie zgodził. Gdy chciała to zakończyć nie
wiedziałem co robić. Na całe szczęście udało mi się ją
przekonać. Byłem już gotowy powiedzieć jej o swoich uczuciach,
gdyby była taka potrzeba. Spała wtulona we mnie. Tak słodko
wyglądała. Nie ruszałem się, żeby jej nie obudzić.
- Nie przeszkadzam? - weszła Sally.
- Nie, ale mów ciszej – wskazałem
na Rose. Sally podeszła bliżej.
- Niesamowite. Od trzech dni nie spała,
a przy tobie zasnęła od razu.
- Przekonałem ją.
- Nie chcę nic jeść … nie wiem jak
mam jej pomóc.
- Coś wymyślę … nie martw się.
- A jak Ty się czujesz?
- Dziękuje. Coraz lepiej, tylko za
bardzo nie mogę chodzić, ale da się wytrzymać.
- To dobrze. Muszę jechać na zakupy,
dlatego chciałam jej powiedzieć.
- Na pewno do wieczora będzie spała,
więc możesz się nie spieszyć. Sally mam prośbę.
- Tak?
- Jak już będziesz na tych zakupach
to byś mogła mi kupić parę rzeczy?
- Jasne, a co?
- Maszynkę i piankę do golenia i może
jeszcze jakaś wodę po goleniu.
- Oczywiście firmowe?
- Nie koniecznie – uśmiechnąłem
się.
- Nie ma problemu. Przyjadę wieczorem
po Rose to od razu Ci dam.
- Dzięki.
- Chcę Cię jeszcze za coś
przeprosić.
- Za co?
- Za moje zachowanie, gdy mnie wtedy
odwiozłeś do domu … głupio mi.
- Już o tym zapomniałem, ale spoko,
nie było sprawy.
- Ok to na razie – wyszła. Rose
spała już dwie godziny co oznaczało, że już podają obiad. Do
sali weszła pielęgniarka. Na korytarzu zostały dwie kucharki.
- Witam Panie Jackson – była w
średnim wieku, ale zawsze pogodna i radosna.
- Dzień dobry – odpowiedziałem
- Co my tu dzisiaj mamy – wzięła
moją kartę pacjenta, która była przyczepiona do łóżka i
zaczęła przeglądać. Chciała coś powiedzieć i spojrzała na
mnie. Dopiero się zorientowała, że nie jestem sam – O widzę, że
dziewczyna zatęskniła.
- Nie to nie tak. Jesteśmy
przyjaciółmi.
- Zawsze się tak zaczyna – puściła
mi oczko. Rose nadal twardo spała.
- Ma teraz ciężki czas i kłopoty ze
snem. Nie ma Pani nic przeciwko?
- Spokojnie, nie mam, a nawet jak bym
miała, to i tak nic bym nie mogła zrobić. Bo po pierwsze jest Pan
dorosły, a po drugie jest Pan na prywatnym oddziale, więc może Pan
robić co chcę .. no prawie wszystko – wiedziałem o co jej
chodziło. Poczułem jak się czerwienie – Niestety znowu papka.
- Przez ile muszę się tak męczyć?
- Lekarz decyduje – przez operację
przez jakiś czas podawali mi do jedzenia jakieś okropne papki. Nie
mogłem jeść nic innego. Przyniosła mi ''obiad'' i położyła na
szafce obok. Z ledwością to przełykałem, ale musiałem, żeby nie
opaść z sił.
- Siostro – zatrzymałem ją.
- Tak?
- O której kończy siostra pracę?
- O 17, a dlaczego Pan pyta?
- Bo mam nietypową prośbę. Mogłaby
siostra pójść do KFC i kupić kubełek? Oczywiście nie dla mnie –
szybko dodałem.
- Przyznaje dziwna prośba, ale niech
będzie – dałem jej pieniądze i podziękowałem. Nie miałem co
robić, więc też zasnąłem. Obudziłem się za sprawą czyjegoś
dotyku. Otworzyłem oczy i zobaczyłem pielęgniarkę – Kupiłam to
co Pan prosił.
- Już? Która godzina?
- 17:20.
- Dziękuje. Reszta dla siostry za
fatygę – początkowo nie chciała przyjąć, ale po dłuższej
rozmowie dała się przekonać. Patrzyłem na śpiąca Rose. Nie było
do końca prawdą, że chcę, żeby uczestniczyła w moim życiu
nieważne jako kto. Chciałem, żeby była moja. Chciałem ją
przytulać, całować i mówić, że ją kocham. Nie chciałem, żeby
widziała we mnie jedynie przyjaciela. Gdyby nie tamto zdarzenie,
walczył bym o jej serce i za wszelką cenę przekonywał ją do
siebie, ale teraz nie mogę. Nie jest gotowa. Poza tym chyba do mnie
nic nie czuje. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Rose.
- Długo spałam?
- Dobrych sześć godzin. Wyspałaś
się?
- Tak … dzięki.
- Nie ma za co, ale to jeszcze nie
wszystko – podałem jej kubełek ze skrzydełkami – Proszę.
- Co to ma znaczyć? I skąd to masz?
- Odpowiem najpierw na pytanie nr dwa:
Poprosiłem pielęgniarkę, żeby kupiła. Pytanie nr jeden: Masz to
zjeść bo Sally mi się poskarżyła, że nic nie jesz.
- Świetnie!
- Nie bądź taka. Sally się o Ciebie
martwi .. ja też – opuściła głowę – Proszę Cię, żebyś
chociaż trochę zjadła. Nie pozwolę Ci się zagłodzić. Gdy stąd
wyjdę i dojdę do siebie to wezmę się za Ciebie .. zobaczysz.
- Nie mam ochoty.
- Zrób to dla mnie – wziąłem
kawałek – Mmmm jak pięknie pachnie. Gdybym mógł to już dawno
bym to zjadł – przejechałem jej przed nosem.
- Daj spokój.
- Leci samolocik, ale zaraz coś jest
nie tak. Pas startowy jest zamknięty i co teraz? Będzie katastrofa!
- w ostatniej chwili otworzyła buzie – Uff jesteśmy uratowani.
- Jesteś wariatem!
- Wiem – gdy połknęła już kawałek
kurczaka, wybuchła śmiechem – Co ja widzę, uśmiech? - też
zacząłem się śmiać.
- Daj mi to! - wyrwała mi jedzenie.
- I to mi się podoba – nareszcie
zaczęła jeść.
- Dlaczego zawsze Ci ulegam?
- To już musisz sama odpowiedzieć na
to pytanie. Rose? - spojrzała się na mnie – Wszystko wróci do
normy … pomogę Ci .. obiecuje – pogłaskałem ją po policzku.
- Chciałabym, żeby tak było.
- I będzie .. zobaczysz. Zawsze
dotrzymuje słowa, ale mam prośbę … nie rozpamiętuj tego co się
stało … nie myśl o tym.
- To nie takie proste.
- Wiem, ale postaraj się. Niedługo
stąd wyjdę i pomogę Ci.
- Znowu.
- A nie chcesz?
- Nie o to chodzi … tylko … stale
mi pomagasz, a przecież nie musisz … masz swoje życie.
- Ale ty jesteś jego częścią i chcę
Ci pomóc jak tylko mogę – nie wiedziała co odpowiedzieć – Już
Cię nie zagaduje bo nigdy tego nie zjesz – tak wiele chciałem jej
powiedzieć, ale nie mogłem. Odmieniła moje życie, gdy już
myślałem, że się nigdy nie zakocham. Nie mogłem uwierzyć jak te
kilka dni ją zmieniły. Wyglądała strasznie.
- Dobra starczy. Już więcej nie mogę.
- No bravo. Jak na pierwszy raz od paru
dni to naprawdę nieźle – zjadła 1/3 kubełka – Sally się
ucieszy.
- Boże … zapomniałam o Sally.
- Spokojnie. Rozmawiałem z nią, gdy
spałaś. Ma niedługo przyjechać.
- To dobrze.
- Zapomniałem zapytać. Jak się tutaj
dostaliście? Przecież przed szpitalem jest tłum.
- Sally ma mnóstwo pomysłów i jakoś
się udało. Jak ty to wytrzymujesz?
- Już się przyzwyczaiłem. Od małego
wokół mnie i braci kręcili się dziennikarze i fani, ale czasami
bywało i nadal jest niebezpiecznie. Gdy byłem mały byłem tym
przerażony i zawsze biegłem do mamy, ale z czasem zrozumiałem, że
tak musi być … taka jest cena sławy.
- Nie za wysoka? - spojrzałem się na
nią zaskoczony.
- Czasami, ale nic na to nie poradzę …
wiesz .. jeszcze nikt mi tego nie powiedział .. dziękuje.
- Mi? Za co?
- Za to, że mnie rozumiesz. To
naprawdę dużo dla mnie znaczy.
- Nie przesadzaj. Ty robisz dla mnie
dużo więcej – w tym momencie weszła Sally.
- Już jestem … mam nadzieję, że
nie przeszkadzam.
- Nie – odpowiedziałem – Mam
niespodziankę – pokazałem jej kubełek – Rose zjadła trochę.
- Naprawdę?
- Nie miałam innego wyjścia.
- Bardzo się cieszę.
- Zabierzesz resztę do domu to później
zje. A masz to o co Cię prosiłem?
- Tak – dała mi rzeczy, o które ją
prosiłem.
- Dzięki.
- To co Rose? Jedziemy do domu? -
zapytała Sally.
- Tak – odpowiedziała bez
najmniejszego wahania.
- Szybko odpowiedziałaś –
wypaliłem. Rose się na mnie spojrzała.
- Po prostu nie chcę Cię już męczyć.
- A przyjdziesz jutro?
- Tak.
- Na pewno?
- Tak, na pewno – uśmiechnęła się
– Pa.
- Pa – wyszły. Zostałem sam.
Najchętniej to jutro bym stąd wyszedł. Zapytam się lekarza. Może
się zgodzi. Podczas obchodu lekarz powiedział, że jeszcze za
wcześnie na wypis i muszę być cierpliwy. Zastanawiałam się co
robi teraz Rose. Chciałem do niej zadzwonić, ale po dłuższym
namyśle tego nie zrobiłem. Rozbolała mnie głowa. Poprosiłem o
jakaś tabletkę i poszedłem spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz