sobota, 21 marca 2015

Bad Girl 59

Witajcie Kochani! Powróciłam!
Tak, tak wiem. Bardzo dawno nic tutaj nie dodawałam, ale nie zakończyłam tego opowiadania i nic ani nikt nie sprawi, że przestanę je pisać, bo mam mnóstwo pomysłów na nie. Nie wiem, czy ktoś tutaj w ogóle jest jeszcze, ale jeżeli tak to zostawcie po sobie komentarz. Postaram się dodawać notki na przemian. Czyli za tydzień zapraszam na Betty. Miłego czytania :)

                                                                          ********

Leżałam skulona na łóżku. Łzy nie miały zamiaru przestać wydobywać się z oczu. Jak On mógł mi to zrobić? Nam jak mógł? Wszystko miało być już dobrze. Nic z tego nie rozumiałam. Ale pomimo złości jaką do niego czułam, wiedziałam, że nie mógł mnie tak nagle przestać kochać. Może się zagubił? Boże! Co ja robię? Bronię Go! Porzucił mnie jak śmiecia w najmniej oczekiwanym momencie, a ja Go bronię. Kochałam tego drania i nie mogłam przestać. Nie chciałam z nikim rozmawiać, ale mama nie dawała za wygraną.
- Rose tak nie można. Powiedź co się stało?
- Chcesz wiedzieć?! - prawie krzyknęłam i podniosłam zapłakaną twarz – Rzucił mnie! Zadowolona jesteś?! A teraz możesz już wyjść!
- Ale ..
- Chce zostać sama! Poza tym to już bez znaczenia – wtuliłam się w poduszkę. Usłyszałam, że wyszła. Nie wiem kiedy zasnęłam. Śnił mi się. Obudziłam się zlana potem. Sisi to zauważyła i podeszła, ale kazałam jej odejść. Ona też mi Go przypominała. Odeszła i widziałam, że też była smutna. Chwile się w nią wpatrywałam bez żadnych emocji. Nie mogłam już spać i nie chciałam. Siedziałam na łóżku z podkulonymi nogami pod brodę. Gapiłam się w jeden punkt. Myślałam o nim. Nie potrafiłam inaczej. Drzwi się otworzyły, ale nie spojrzałam w ich stronę.
- Rose? - to była Sally. Usiadła obok mnie na łóżku – Co się dzieje? Nie odbierasz telefonów i sama też nie dzwonisz – milczałam – Słyszysz mnie? Rose! Do cholery!
- Chce być sama – odpowiedziałam bez emocji.
- Nic z tego. Nie wyjdę dopóki się nie dowiem o co chodzi. Przecież widzę w jakim jesteś stanie. Chodzi o Michaela? W ogóle gdzie On jest? - na to imię zareagowałam płaczem. Przytuliła mnie i czekała aż coś powiem.
- Zostawił mnie – powiedziałam przez łzy.
- Co? - trochę się oddaliła, żeby na mnie spojrzeć – Co Ty mówisz?
- Przyjechał i .. powiedział, że musimy się rozstać .. - kolejna fala nowych łez.
- Ciii … już dobrze ..
- Nie jest dobrze …. dlaczego On to zrobił? Przecież się kochaliśmy .. a może mi się tylko wydawało.
- Nic z tego nie rozumiem, ale musi być jakiś powód. Nic Ci nie powiedział?
- Nic .. kazałam mu się spakować i wyjść … i po prostu sobie wyszedł … dlaczego? - spojrzałam na nią – Dlaczego mi to zrobił?
- Dowiem się, dobrze? Tak nie może być. Żaden facet nie będzie w ten sposób traktował mojej przyjaciółki. Zostanę z tobą dzisiaj.
- Nie …
- To nie było pytanie. Martwię się, że możesz znowu zrobić coś głupiego – chciałam już coś powiedzieć – I tak Ci nie wierzę. Dlaczego mi nie powiedziałaś od razu?
- Nie mogłam … nie byłam w stanie.
- Janet wie?
- Też nie i nie mów jej.
- No dobrze – o wilku mowa. Janet weszła do mojego pokoju. Zobaczyła w jakim jestem stanie i uśmiech zamienił się w smutek.
- Boże .. dlaczego płaczesz? - usiadła po drugiej stronie. Nie potrafiłam znowu o tym opowiadać – Co On tym razem zrobił? - spojrzałam na nią z miną, która pytała skąd wie – Znam swojego brata i mam racje, tak? - pokiwałam tylko głową – Powiedź – pogłaskała mnie po ramieniu dla wsparcia. Spojrzałam na Sally, żeby mnie wyręczyła.
- Ehh … znowu się rozstali ..
- Co?! - Janet aż wstała – Czy On na głowę upadł?! A tym razem dlaczego?
- Nie powiedział.
- No tak .. cały mój braciszek. Ależ jestem wściekła na tego idiotę! Najpierw o Ciebie walczy, a potem mówi, że to koniec. I to On chce mi mówić z kim mam się spotykać – zaśmiała się – Już ja sobie z nim porozmawiam i to dobitnie.
- Janet, nie – powiedziałam.
- Nic z tego. Niech się w końcu zdecyduje. Już ja mu wygarnę, że z kapci wypadnie. Co On sobie wyobraża. Bożeee .. co za człowiek – zabrała swoje rzeczy i wyszła.
- No i po co Ona do Niego pojechała.
- Dobrze zrobiła. Sama chętnie bym mu wygarnęła co myślę – położyłam się plecami do Sally – Przynieść Ci coś do jedzenia albo picia?
- Nie chce nic.
- Znowu zaczynasz.
- Ja?! Co zaczynam?! Nikt nie każe Ci tutaj siedzieć! - wydarłam się.
- Możesz krzyczeć, ale i tak zostanę. Nigdy się nie przestraszyłam Twojego krzyku – niestety, pomyślałam – To tylko …
- Tylko mi nie mów, że to kolejny facet, bo nie ręczę za siebie – wycedziłam przez zęby – Dobrze wiesz, że tym razem było inaczej. To było prawdziwe i nie mam siły znowu tego tłumaczyć. Wiesz w co chcesz.
- Mam nadzieje, że Janet przemówi mu do rozsądku.
- A ja mam to gdzieś.

                                                                                *****

Siedziałem w hotelowym pokoju w fotelu. Życie straciło zupełnie sens. Wiem, że znowu się nad sobą użalam, a tak naprawdę sam do tego doprowadziłem. Najbardziej się nienawidziłem za to, że znowu Rose przeze mnie cierpi. Przysięgałem jej coś innego. Nie jestem jej wart, wiem o tym, ale nigdy nie przestanę jej kochać. Bałem się reakcji mojej mamy. Wiedziałem, że też to przeżyje, bo bardzo chciała aby nam się udało. Wstałem i podszedłem do okna. Była piękna pełnia i patrzyłem w księżyc, myśląc o niej. Mam nadzieje, że kiedyś mi wybaczysz i zrozumiesz, że zrobiłem to dla Ciebie. Chociaż moje serce było złamane, to tak musiało już pozostać. Usłyszałem pukanie do drzwi. Nikogo się nie spodziewałem. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, do pokoju wparowała niczym burza, wściekła Janet.
- Czyś Ty postradał zmysły?!
- Nic nie rozumiesz ..
- Więc mnie oświeć, bo jak dla mnie to robisz z tej dziewczyny ..
- Nie kończ, bo to nie prawda.
- Nie?! Ty ją w ogóle kochasz?
- Jak może o to pytać. Dobrze wiesz, że tak.
- Jakoś tego nie widać. Dziewczyna jest załamana, bo Tobie znowu coś odbiło!
- Nie wiesz o co chodzi i się nie wtrącaj.
- Właśnie będę się wtrącała, bo Ona przez Ciebie cierpi, cholera jasna! Wiesz kim Ty jesteś?! - odwróciłem się do niej – Tchórzem! Tak, dobrze słyszałeś. Tak nie zachowuje się osoba, która kocha.
- A osoba, która kocha naraża życie ukochanej?!
- O czym Ty gadasz?
- Powiedziałem to nie Twoja sprawa. Zrobiłem to dla niej.
- Czy Ty siebie słyszysz?! - podeszła do mnie, wzięła za fraki i spojrzała mi w oczy – Braciszku .. proszę .. weź się w garść i jedź do niej. Miałeś takie plany. Kupiłeś nawet pierścionek, a teraz co? Ona jest w bardzo kiepskim stanie. Chcesz tego?
- Wiesz, że nie … chce być przy niej, ale nie mogę … przy mnie grozi jej niebezpieczeństwo.
- A bez Ciebie? Myślisz, że sobie poradzi? Jeżeli mi nie chcesz powiedzieć, to chociaż jej powiedź o co chodzi. Zasługuje na to, nie uważasz?
- Eh .. masz racje, ale gdy ją zobaczę … - opuściłem głowę.
- To nie będziesz umiał odejść – dokończyła.
- Tak …
- I bardzo dobrze. Musicie być razem. To jest Wam pisane.
- Janet … kocham ją ponad życie. Jest dla mnie wszystkim.
- Więc jedź do niej. Teraz. Od razu. Powiedz jej to i nigdy więcej nie dawaj powodu do płaczu. Nie zaakceptuje innej, słyszysz? - uśmiechnęła się.
- Nie martw się. Nie będzie innej, ale z Rose też nie będę.
- Nie mam na Ciebie słów. Nie odpuszczę Ci i będziesz musiał do niej pojechać. Jak nie teraz to jutro. Chyba nie chcesz mieć ze mną do czynienia.
- No nie chce, ale ..
- Nie ma żadnego ''ale''. Nie kłóć się z kobietą.
- Jesteś moją siostrą.
- A siostra to facet? Dobra przyjechałem tylko, żeby Ci przemówić do rozumu i mam nadzieje, że chociaż trochę mi się udało. Jeżeli ją kochasz i kochałeś, to pojedziesz do niej. W przeciwnym razie …
- W przeciwnym razie co?
- Ty już wiesz co. Przemyśl to. Ja już muszę iść – poszła w stronę drzwi.
- Do niego?
- Znowu zaczynasz? Eh .. nie, nie do niego. Wracam do Rose. Jest u niej Sally. Potrzebuje wsparcia, a najbardziej potrzebuje Ciebie.
- Jedź już do niej – otworzyłem jej drzwi. Zanim wyszła, popatrzyła na mnie.
- Nawet w takiej chwili jesteś uparty. Mam nadzieje, że się opamiętasz zanim nie jest za późno – wyszła. Zamknąłem drzwi i oparłem się o nie plecami. Przymknąłem oczy. Wiedziałem, że Janet miała racje. Może wszystko się ułoży, może ktoś da jej szczęście na jakie zasługuje. Po godzinie lokaj przyniósł mi kolacje.
- Przepraszam, ale ja nie zamawiałem.
- Pan Jackson?
- Zgadza się.
- Więc dostaliśmy zamówienie na to nazwisko i do tego pokoju.
- To jakaś pomyłka. Proszę zabrać kolacje – zamknąłem drzwi. No tak. Już wiedziałem kto za tym stoi. Janet. Chciała, żebym jadł, ale po co? Jestem żałosny. Użalam się nad sobą jak małe dziecko.

                                                                            *****

Kiedyś pilnowała mnie tylko Sally, a teraz i Janet. Chciałam jakoś się ich pozbyć, ale nie dały się. Na przemian namawiały mnie do jedzenia. Jedynie co chciałam to spać. Minęły dopiero dwa dni od tamtego wydarzenia. Sisi opiekowały się dziewczyny. Ja nie byłam w stanie.
- Zobaczysz, że przemyśli wszystko i przyjedzie – powiedziała Janet.
- To nie ma znaczenia. Już podjął decyzje i skoro tak chce, to trudno.
- Rose …. nie udawaj, że jest Ci wszystko jedno.
- Przestań! Skoro jemu jest, to czemu ja mam zachowywać się inaczej?
- Kocha Cie.
- Żartujesz? Jakoś w dziwny sposób to okazuje. Nawet mi nie powiedział, dlaczego ze mną zerwał.
- Mi też nie powiedział, ale musiał mieć powód.
- Pewnie .. a tym powodem jest inna.
- W to nigdy nie uwierzę. Można powiedzieć o nim wszystko, ale nie to, że by Cie tak potraktował. Wierze, że Ci to wyjaśni wszystko.
- A nawet jeżeli? Co z tego?
- Nie chcesz już z nim być? - spojrzałam na nią tylko – Tak myślałam.
- Gdzie jest Sally?
- Poszła porozmawiać z Twoimi rodzicami.
- Po co? - trochę się przestraszyłam.
- Nie powiedziała. Wszyscy chcemy Ci pomóc.
- Sama sobie poradzę – Janet westchnęła.
- Eh .. jak Wy się dogadaliście, to ja nie wiem. Tak samo uparci.
- Jak widzisz nie udało nam się. Janet? Jak … jak On się trzyma?

- Tak samo jak Ty – zrobiło mi się smutno jeszcze bardziej. Możliwe, że gdyby przyjechał i wszystko wyjaśnił … wybaczyłabym mu, ale wiedziałam, że pewnie tego nie zrobi. Jego wybór. Bardzo cierpiałam, ale jakoś sobie poradzę.