sobota, 27 września 2014

Bad Girl 58

Witajcie!
Bardzo, ale to bardzo Was przepraszam, że nie dodałam nic ostatnio. Niestety dopadło mnie przeziębienie i trzyma do tej pory. Prawie dwa tygodnie już. Nie miałam siły na pisanie, ale już powróciłam. Z góry przepraszam za błędy jeżeli są. Za tydzień zapraszam na TLISU ;)
Zapraszam do czytania.

*******************************************************

Gdy otworzyłam oczy, mój misiu jeszcze słodko spał, wtulony w moje włosy. Nie chciałam Go budzić. Delikatnie wydostałam się z jego objęć i poszłam do toalety. Nie ubierałam nic na siebie, bo Mike spał i nie podglądał mnie. Nie przewidziałam tylko jednego, że jak wyjdę, to już nie będzie spał. Wyszłam z łazienki. Leżał z rękami pod głową i uśmiechał się od ucha do ucha. Spaliłam buraka.
- Pięknie wyglądasz.
- Przecież nic na sobie nie mam.
- Dlatego pięknie. Wracaj już do mnie – ruszyłam w stronę łóżka – Ale tylko mnie możesz tak się pokazywać.
- Pomyślę nad tym jeszcze – wskoczyłam do łóżka i położyłam głowę na jego torsie.
- Kochanie .. nie drażnij mnie. Już się przekonałaś, że tygryski potrafią być niebezpieczne.
- Zwłaszcza mój tygrysek – cmoknęłam Go – Nie wstajemy jeszcze?
- Mam inne plany i Pani odgrywa w nich główną rolę – zaczął ''molestować'' moją szyję.
- Kotek .. daj spokój.
- Należy mi się coś po tak długiej przerwie. I pamiętaj .. już nigdy więcej takie przerwy. Nie zgadzam się – zaśmiałam się.
- Zobaczę co da się zrobić. A teraz możesz już przestać?
- Nie bardzo – odnalazł moje usta i wpił się w nie. Nagle … drzwi się otworzyły i do pokoju weszły dziewczyny, czyli Sally i Janet. Były w dobrym humorze. Mike się ode mnie odsunął i okrył się bardziej kołdrą – Co Wy tutaj robicie?
- Ohoh Janet .. chyba przyszłyśmy w nie najlepszym momencie.
- Właśnie widzę. Ale nie przejmuj się. Mój braciszek już taki jest, że nigdy nie ma wyczucia czasu – lekko parsknęłam. Spojrzał się na mnie, a potem znowu na nie.
- Ja nie mam? - odezwał się – To Ty zawsze wchodzisz w nie odpowiednim momencie – powiedział do Janet.
- No przepraszam bardzo. Od teraz będę rezerwowała wolne terminy, gdy będę chciała gdzieś wyjść z Rose.
- W ogóle .. co się tak zakrywasz? - Sally nie pozostała dłużna.
- Bo … yy … nie wasza sprawa. Muszę się ubrać.
- To idź do łazienki – usiadły na kanapie – W czym problem?
- Janet! Możecie wyjść?
- Żebyś rzucił się na Rose? Nic z tego – opadł na poduszki.
- Moje biedactwo – pogłaskałam Go po policzku i starałam się, żeby się nie roześmiać.
- Jeżeli myślicie, że Wasza koleżanka jest taka grzeczna, to się mylicie.
- Mike! Chcesz dostać?
- To powiedź, żeby stąd wyszły i będziesz mogła mnie ukarać.
- Lepiej zostaniemy – Janet nie dawała za wygraną.
- Nie wiem jak Ty, ale ja już jednak wstanę – zaczęłam okrywać się szczelnie kołdrą.
- Ej … a ja?
- Zostaje Ci jeszcze prześcieradło – ależ miał przerażoną minę.
- No nie rób mi tego.
- Jesteś dużym chłopcem i sobie poradzisz – pocałowałam Go w czoło.
- Proszę Cie .. nie zostawiaj mnie z nimi.
- Nic Ci nie zrobią – postaram się szybko wrócić – zdążył się w ostatniej chwili owinąć prześcieradłem, bo właśnie zabrałam kołdrę. Wzięłam czyste ubrania i już miałam wchodzić do łazienki, ale usłyszałam, że mama wchodzi do pokoju. Spojrzała najpierw na Michaela, potem na dziewczyny i zaniemówiła. Mike spalił się ze wstydu.
- Nie za dużo ludzi tutaj?
- Nie mamo. Dziewczyny dotrzymują Michaelowi towarzystwa, gdy ja będę brała prysznic.
- Yhym …. to ja idę robić śniadanie – wyszła.
- Biedni Ci Twoi rodzice Rose – westchnęła Sally.
- Niby dlaczego?
- Bo pewnie nie mogą przez Was spać.
- Przepraszam, że się wtrącę, ale Wy się zmówiłyście?
- Nie … nie wiedziałam, że zastaniemy taki widok.
- A chwilę później mogłyście zastać inny – puściłam oczko do niego.
- O nie. Od dzisiaj zamykam drzwi na klucz. Zero prywatności. Co to ma być.
- Wy już w nocy mieliście dużo prywatności – dogryzła Sally.
- Sally .. lepiej zajmij się Randym, co?
- Widzę, że świetnie się dogadujecie, więc zostawiam Was samych – zamknęłam się w łazience. Strasznie chciało mi się śmiać z tej sytuacji. Na dodatek wyobrażałam sobie Mike'a jak tam teraz leży i nie wie co zrobić. Dziewczyny potrafiły być okropne. Byłam ciekawa dlaczego przyszły tak wcześnie. Na kolejne zakupy nie miałam ochoty. Wykąpana i ubrana wyszłam z łazienki. Mike chyba w ogóle nie zmienił pozycji, a dziewczyny uparcie siedziały na kanapie. Podeszłam do nich – Możecie zaczekać w salonie?
- Ok .. tylko masz za pięć minut przyjść – zagroziła mi palcem Janet. Wyszły.
- Nareszcie – powiedział i wstał – Skarbie co to miało być?
- Nie mam pojęcia. Sama byłam w szoku, gdy tutaj weszły. Nie umawiałam się z nimi.
- Mówię Ci. Teraz będę zamykał drzwi.
- Hehe .. dobrze, że jednak nic więcej nie robiliśmy – cmoknęłam Go w usta.
- Mało brakowało – przytrzymał mnie ręką.
- Misiu muszę iść do dziewczyn. Ogarnij się i przyjdź do nas na dół.
- Nie wiem czy mam ochotę.
- Oj nie dąsaj się.
- Nie dąsam się .. idę wziąć prysznic. Nie mam co liczyć, że przyjdziesz do mnie? - zrobił smutną minkę.
- Oj kochanie – pocałowałam Go – Innym razem, ok? Mamy gości.
- No dooobra – zaśmiałam się i wyszłam z pokoju. Dziewczyny rozmawiały sobie w salonie z moją mamą.
- Jestem – spojrzały się na mnie.
- No masz szczęście, że tak szybko.
- Janet .. - położyłam dłonie na biodrach – Nie wiem zresztą o czym mówisz – dosiadłam się do nich.
- Oczywiście, że nie wiesz. Sam Cie wypuścił, czy musiałaś iść na ugodę?
- Po co przyszłyście? - zmieniłam temat.
- Widziałyśmy wczorajszą konferencję. No Rose nie sądziłam, że odważysz się wyjść i bronić swojego faceta przed tymi hienami – szturchnęła mnie łokciem Sally.
- Hehe no, a Ty byś nie broniła swojego?
- Ja to nie Ty.
- Dobra dobra. Poczekamy zobaczymy – mrugnęłam do niej. Janet patrzyła się na nas.
- Yyy .. o co chodzi?
- A o nic – Sally chciała się wymigać.
- Wiesz … Sally kręci z Randym i wszystko wskazuje na to, że szykuje nam się kolejna para.
- Serio? W takim razie bardzo mnie to cieszy – byłam zajęta rozmową z dziewczynami i nie zauważyłam kiedy mój facet zszedł na dół. Za to poczułam jego pocałunek na szyi. Odwróciłam się.
- Ładnie to tak zachodzić od tyłu, hmm?
- Byłaś tak zajęta, że nie zwróciłaś nawet na mnie uwagi.
- Oj wybacz misiu.
- Brat .. dobrze Cie w końcu widzieć w spodniach – zaśmiała się Janet.
- Ha-ha-ha bardzo śmieszne. Kotku jadę do studia. Będę gdzieś wieczorkiem, dobrze?
- A mam coś do powiedzenia, że mnie pytasz?
- Hmm … gdybyś bardzo, ale to bardzo chciała abym został, to by się coś wymyśliło – zaczął zbliżać do mnie swoją twarz. Zatrzymałam Go dłonią.
- Nic z tego. Jedź do pracy. I tak masz zaległości. Poza tym ja mam gości.
- Ładne mi goście.
- Ej! - Janet uderzyła Go pięścią w ramię.
- Ała! Pozwolisz, żeby mnie biła? Twojego misiaczka? - zrobił słodką minkę.
- Mój misiaczek jest już dużym chłopcem i sam sobie doskonale poradzi ze swoją siostrą – pogłaskałam Go po policzku – Leć już.
- No ok, ale daj jeszcze dzioba na drogę – namiętnie mnie pocałował. Czułam się niezręcznie przy dziewczynach.
- Fiu fiu – usłyszałam Sally.
- Eghm .. – odchrząknęła Janet – My tutaj jesteśmy.
- To nie patrz – odpowiedział z uśmiechem – Ok ja już naprawdę jadę – pocałował mnie jeszcze krótko – Kocham Cie.
- Ja Ciebie też – wyszedł z domu. Jakiś czas pogadałyśmy i dziewczyny musiały już iść. Janet była umówiona z tym swoim, a Sally poszła do pracy. Ja jako jedyna nie miałam co robić. Postanowiłam wziąć Sisi i iść na spacer. I tak nie miałam nic lepszego do roboty – Chodź malutka. Idziemy na spacerek – rozejrzałam się po pokoju – No ładnie. Czeka mnie niezłe sprzątanie, bo Twój Pan nie wie, gdzie powinny leżeć ciuchy. Dobra .. później się tym zajmę – wzięłam Sisi na ręce i wyszłam z domu. Była ładna pogoda. Poszłam z nią do parku. Czułam, że jestem obserwowana. Ludzie dziwnie mi się przyglądali i czułam się niekomfortowo. Obok mnie przeszły młode dziewczyny. Gdzieś w moim wieku. Spojrzały się na mnie i zaczęły pomiędzy sobą gadać. Zauważyłam, że te dziewczyny idą za mną. Przyspieszyłam. One też.
- Mówiłam, że to Ona – usłyszałam jedną z nich – Zaczekaj! - krzyknęła za mną. Nie miałam takiego zamiaru. Musiałam uciekać, bo mnie goniły. Na drodze stanęły mi inne dziewczyny.
- Stój! - zatrzymały mnie – Po co uciekasz?
- Czego chcecie? - wzięłam Sisi na ręce.
- To Ty jesteś dziewczyną Michaela!
- Nie wiem o czym mówicie – postanowiłam udawać.
- Widziałyśmy Cie w telewizji, więc nie udawaj! On jest mój! Jasne?!
- Wcale, że nie, bo mój! - zaczęły pomiędzy sobą się kłócić. Chciałam wydostać się z tego okręgu – A Ty dokąd?! Jeszcze nie skończyłyśmy!
- Dajcie mi spokój. Nic do Was nie mam.
- Ale my do Ciebie mamy! - doszło do popychanki. Bałam się o małą. Jakoś udało mi się wydostać i dobiegłam do domu. Zamknęłam drzwi z hukiem i na zamek. Mama wyszła z pokoju.
- Co się …. co Ci się stało? - zapytała wystraszona – Dlaczego jesteś taka poobijana i podrapana?
- Powiem, krótko … fanki Michaela.
- Ehh … chodź opatrzę Cie – puściłam Sisi i poszłam z mamą do salonu – Na szczęście nic Ci poważnego nie zrobiły, tylko zadrapania – opatrzyła mnie.
- Dziękuje .. pójdę do siebie. Trochę jestem zdenerwowana.
- Nie dziwie Ci się. Idź, ale przyjdź na obiad.
Mike wrócił wieczorem. Tak jak mówił. Nie przyszedł od razu do pokoju. Chyba mama Go zatrzymała. Leżałam sobie w łóżku i czekałam na niego. Drzwi się otworzyły.
- Już jestem kochanie. Źle się czujesz? - podszedł do łóżka i usiadł na skraju obok mnie.
- Nie – odsłonił moje włosy z twarzy.
- Boże .. co Ci się stało? Ktoś Cie pobił?
- Byłam na spacerze z Sisi i …
- Kto jest za To odpowiedzialny? - wyczułam w jego głosie złość.
- Spotkałam w parku Twoje fanki.
- Boże – przytulił mnie – Moje biedactwo. Przykro mi. Nie powinnaś sama wychodzić .. zwłaszcza po konferencji. Teraz niestety jesteś rozpoznawalna – spojrzał mi w oczy – Przepraszam Cie .. nie chciałem, żebyś miała takie życie.
- Misiu .. - dotknęłam jego policzka – Już o tym rozmawialiśmy, tak? Powtórzę po raz kolejny. Kocham Cie i już się z tym pogodziłam. Chce być z Tobą i nikt tego nie zmieni.
- Ja Cie kocham bardziej – dał mi całusa.
                                                                           
                                                                        ************

Parę dni później.
- Mike .. na litość boską weź się skup – Q już nie miał na mnie siły, ale nic nie mogłem poradzić, że nie mogłem się skupić.
- Przepraszam .. - wyszedłem z pomieszczenia dźwiękoszczelnego.
- Co się z Tobą dzieje? - usiadłem naprzeciwko Q – Masz problemy w związku?
- Nie … właśnie bardzo dobrze nam się układa. Nie wiem co jest.
- Weź może wolne.
- To nie jest dobry pomysł. Mam zaległości .. wiesz o tym.
- Ale masz czas na nagrywanie. Mówiłeś, że chcecie gdzieś wyjechać, tak?
- Tak …. chcemy razem z jej rodzicami, ale Pan Baker musi najpierw załatwić sobie wolne.
- Słuchaj Mike .. dzisiaj chyba nic z tego nie będzie. Jedź do domu. Odpoczniesz i wrócisz jutro. Pozałatwiaj co tam Cie dręczy. Może to coś zmieni.
- No ok. Jeszcze raz Cie przepraszam.
- Nie masz za co – pożegnałem się z nim i wyszedłem na korytarz. Wystukiwałem właśnie numer telefonu do Rose, gdy na kogoś wpadłem. Podniosłem wzrok. Myślałem, że widzę ducha.
- Witaj synu.
- Joseph? Co .. Co Ty tutaj robisz do cholery?! Miałeś być w więzieniu.
- Miałem, ale wyszedłem jak widzisz. Jak tam ta Twoja lalunia? Zdrowa?
- Nie waż się mówić o niej! - przycisnąłem Go do ściany – Jeszcze słowo ..
- A co mi zrobisz? - zaśmiał się.
- Jeszcze się zdziwisz. Wynoś się stąd!
- Wiesz, że to nie koniec. Jeszcze ją dopadnę. Ja zawsze mam to co chcę.
- Tym razem nie dostaniesz tego. Zbliż się chociaż do niej, a Cie zabije .. przysięgam – zacisnąłem zęby. Chciałem już iść, ale mnie zatrzymał.
- Pamiętaj, że mam znam wielu ludzi. To nie muszę być ja.
- Czego ode mnie chcesz?!
- Rozstań się z nią … publicznie.
- Co??? Chyba zwariowałeś. Nigdy tego nie zrobię.
- To się możesz z nią pożegnać. Nie upilnujesz jej.
- Czekaj … - zrozumiałem, że nie wygram z nim – Rozstanę się z nią, ale normalnie .. prywatnie.
- Niech będzie. Ale tym razem to ma być prawdziwe zerwanie. Chyba nie chcesz mnie wkurzyć? - grubiańsko się zaśmiał i odszedł. Boże … muszę to zakończyć. Ale ja nie dam rady. Ona się załamie. Pojechałem do domu Rose. Wiedziałem, że muszę to zrobić od razu, ale jak? Siedziałem jeszcze chwilę w aucie i w końcu wysiadłem. Z bijącym sercem wszedłem do pokoju. Ucieszyła się, gdy mnie zobaczyła.
- Nareszcie. Nie udaje, że się ciesze, że dzisiaj szybciej skończyłeś – przytuliła się do mnie i dała buziaka – Ale co to za mina?
- Posłuchaj … musimy porozmawiać .. bardzo poważnie – usiedliśmy na łóżku – Musimy ….. musimy się rozstać.
- Co?? Żartujesz prawda?
- Niestety nie …. musimy się raz na zawsze rozstać.
- Masz inną tak?! O to chodzi! Już mnie nie kochasz!
- Nie! Kocham Cie do szaleństwa, ale muszę. Nie mogę Ci powiedzieć dlaczego, ale uwierz mi, że robię to dla Ciebie.
- Chyba dla siebie! Jeżeli tego właśnie chcesz, to proszę bardzo! Pakuj się i wynocha! - podszedłem do szafy i zacząłem się pakować. Spojrzałem na nią w drzwiach.

- Przepraszam … nie chciałem tego, ale tak się musi stać – nie odpowiedziała tylko płakała. Pojechałem do hotelu. Napisałem sms'a do tego dziada i się położyłem. Płakałem jak małe dziecko. Miałam tyle planów, a ten sukinsyn wszystko zniszczył. Teraz już nic nie będzie takie samo. Nie bez niej.

sobota, 13 września 2014

Niestety ..

Witajcie!
Przykro mi, ale w tą sobotę nie będzie notki na Bad Girl. Nie wyrobiłam się. Zapraszam w zamian na The Life Is Sometimes Unfair ponieważ notkę na tego bloga miałam zaczętą i wystarczyło ją skończyć. Za tydzień dodam już tutaj. Przepraszam.