sobota, 3 września 2016

Bad Girl 68

Gdy, tylko otworzyłam oczy zobaczyłam Michaela. Złapałam się za głowę. Okropnie mnie bolała i nie wiedziałam co się stało.
- Co .. co się stało? - próbowałam się podnieść lecz nie dałam rady.
- Straciłaś przytomność. Nie wstawaj – pogłaskał mnie po policzku – Tak się bałem .. - był smutny – Jutro jedziemy do lekarza, żeby odebrać wyniki.
- Sama pojadę. Masz dużo pracy.
- Praca nigdy nie będzie ważniejsza od Ciebie. Zmieniły mi się priorytety – słabo się uśmiechnął.
- Właśnie widzę pracoholiku.
- Jak już to były.
- No dobrze. Ale do lekarza pojadę sama.
- Ale dlaczego? Chce wiedzieć, czy wszystko w porządku.
- Przecież Ci powiem.
- Właśnie nie jestem pewien. Za dobrze Cie znam – westchnęłam. Miał rację. Najchętniej to bym w ogóle mu nie powiedziała, jeżeli to by było coś złego – No właśnie.
- Ale tym razem Ci obiecuje, że powiem wszystko – spojrzał na mnie uważnie.
- Obiecujesz?
- Tak – chwilę milczał. Pewnie się zastanawiał.
- Niech Ci będzie, ale niech lepiej ojciec Cie zawiezie. Nie chce, żebyś prowadziła – wywróciłam oczami – Bo ja z Tobą pojadę.
- Dobra, więc mnie zawiezie – nie miałam wyjścia.

*****

Czekałam już na korytarzu aż mnie lekarz zawoła do gabinetu. Strasznie się stresowałam i przez to bolał mnie brzuch. Ręce mi się pociły i nie mogłam wysiedzieć na miejscu. Chodziłam w tą i z powrotem. Nagle wyszedł lekarz. Weszłam za nim.
- Proszę niech pani siada – usiadłam przy jego biurku – Jak się pani czuła przez ten czas?
- Nie za dobrze. Wczoraj na chwilę straciłam przytomność – przeglądał jakieś papiery – To są moje wyniki? - spojrzał na mnie.
- Tak. Właśnie je odebrałem.
- Może mi pan już powiedzieć? Strasznie się denerwuje, a chce mieć to już z głowy.
- Niepotrzebnie się pani denerwuje – uśmiechnął się – Wyniki ma pani jak najbardziej dobre.
- Hm? W takim razie, dlaczego tak fatalnie się czuje?
- Miała pani ostatnio miesiączkę?
- To znaczy czasami mam nieregularne, więc nie zwracam na to za bardzo uwagi.
- Teraz w ogóle nie będzie pani musiała się tym przejmować – nadal nie rozumiałam – No dobrze. Już nie trzymam pani w niepewności. Jest pani w ciąży.
- Co?? - w pierwszym momencie, gdy to usłyszałam .. zamurowało mnie, ale po chwili .. radość oblała me serce – Ale to jest pewne?
- Hehe tak. Jest pani w czwartym tygodniu. Gdyby zrobiła pani test ciążowy, to już dawno by się wyjaśniło.
- O matko ... - zakryłam dłonią usta, a w oczach zakręciły się łzy – Nie mogę w to uwierzyć … robiłam test, ale dużo wcześniej …
- Przepiszę Pani witaminki. Proszę je brać regularnie.
- Dobrze … - nadal byłam w szoku i nie dotarło to do mnie do końca. Lekarz zrobił mi jeszcze USG, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, dał zdjęcie i mogłam już wyjść.
Wyszłam z gabinetu cała w skowronkach. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Chciałam tego od bardzo dawna. W zasadzie odkąd jestem z Michaelem. Wcześniej nie czułam instynktu macierzyńskiego. Jak jedna osoba potrafi zmienić nasz świat. Właśnie. Muszę mu powiedzieć. Musi dowiedzieć się pierwszy. W końcu zostanie tatusiem. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w aucie.
- I co powiedział lekarz? Jak wyniki? - ojciec zaczął zadawać setki pytań.
- Dobrze – nadal się uśmiechałam.
- Ale? - spojrzałam na niego.
- Nie ma żadnego ''ale''. Naprawdę wyniki wyszły dobrze … nawet bardzo. Możemy podjechać do apteki?
- Tak, ale po co? - odpalił silnik i ruszył.
- Lekarz kazał mi przyjmować witaminy dla wzmocnienia.
- No dobrze – resztę drogi się nie odzywaliśmy. Zastanawiałam się jak powiem o tym Michaelowi. Nie był na to przygotowany, ale wiem, że się ucieszy. Dlatego nie mam żadnych obaw. Ojciec podjechał do apteki jeszcze. Poszłam sama kupić wszystko co miałam na recepcie i wróciłam – Widzę, że po wizycie u lekarza polepszył Ci się nastrój.
- Nie da się ukryć. W końcu usłyszałam, że jestem zdrowa. Czego chcieć więcej?
- Masz rację – nagle zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
- Halo?'
- To ja kotku. Byłaś już po wyniki?
- Tak. Właśnie wracam z tatą do domu.
- Nie trzymaj mnie w niepewności … - zaśmiałam się.
- Nic mi nie jest. Jestem w pełni zdrowa.
- Na pewno? Proszę Cie powiedź mi prawdę – wywróciłam oczami.
- Misiu naprawdę nic mi nie jest. Pokaże Ci nawet wyniki jeżeli chcesz – oj pokaże.
- Znasz odpowiedź. No dobrze. Chciałem się dowiedzieć, że wszystko w porządku. Muszę kończyć. Zobaczymy się wieczorem. Kocham Cie.
- Ja Ciebie też – rozłączyłam się. Kątem oka zauważyłam, że ojciec się na mnie patrzy dłuższą chwilę. Spojrzałam na niego – No co?
- Nic – powrócił na patrzenie na ulicę.
- Dzwonił mój narzeczony … coś Ci nie pasuje znowu?
- On mi nie pasuje.
- Trudno. Niedługo będzie należał do naszej rodziny i musisz Go zaakceptować.
- Nic nie muszę.
- Cholera jasna! Ja Go kocham, rozumiesz?! To nie jego wina, że ma powalonego ojca. Mike tego nie chciał i jak widzisz nie zrobił, bo nie jest taki.
- Ale chciał i to mi wystarczy.
- Właśnie usiłuje Ci to wytłumaczyć, że nie chciał. Był pod wpływem Josepha. Ja mu wybaczyłam … dlaczego Ty nie możesz?
- Ponieważ jesteś moją jedyną córką i abyś była szczęśliwa.
- Nie zauważyłeś, że jestem? Jestem jak nigdy. Ile razy będziemy jeszcze o tym mówić, żebyś w końcu przestał mieć do niego pretensje? Proszę Cie … - spojrzał na mnie.
- Ehh … mogę spróbować … ale niczego nie obiecuje.
- Ważne, że spróbujesz – pocałowałam Go w policzek – Dziękuje.
Od razu poszłam do pokoju, żeby się przypadkiem nie wygadać. Schowałam wyniki do szafki, żeby nie wpadły w niczyje ręce. Podeszłam do lustra, podwinęłam bluzkę do gór, żeby odsłonić brzuszek. Wiadomo, że nic nie było widać, ale sam fakt, że wewnątrz mnie rozwijał się nowy człowiek sprawiał mi szczęście. Pogładziłam się po brzuchu i nagle usłyszałam kroki za drzwiami. Szybko zakryłam brzuch.
- Mogę? - mama lekko otworzył drzwi.
- T-tak .. wejdź.
- Przeszkodziłam Ci?
- Hm? Heh nie .. nie masz w czym. Coś chciałaś?
- Właściwie się zapytać, czy naprawdę wszystko jest w porządku.
- Jak najbardziej, mamo.
- Wiesz, że się o Ciebie bardzo martwię.
- Mamo .. gdyby coś było nie tak to bym przecież powiedziała. Zachowujesz się jak Michael z tą przesadną troską.
- Bo Cie kochamy. Dobrze idę obiad robić. Mike przyjedzie? - zapytała wychodząc.
- Tak, ale dopiero wieczorem.
- Czyli zostanie do rana – stwierdziła z tym swoim uśmieszkiem.
- Mamo! - zaśmiałam się i rzuciłam w nią poduszką. Niestety zdążyła szybko wyjść. Coraz bardziej przypominała ojca z tym poczuciem humoru i docinkami. Ale było zabawnie. Teraz pozostało mi tylko czekać na Michaela.

*****

Coś nie szło mi dzisiaj w studiu. Próbowałem się skupić, ale to nie było to. Co godzinę robiłem przerwę, myśląc, że coś to pomoże. Może dlatego, że martwiłem się o Rose. Nie wiem co bym zrobił, gdybym coś jej było. Siedziałem sobie na parapecie, gdy nagle wszedł Frank.
- A co to? Nie powinieneś pracować?
- Wena mnie opuściła – patrzyłem przez szybę.
- Nie zapominaj kim jesteś.
- Nawet jak bym chciał to co chwilę mi o tym przypominacie. Są ważniejsze rzeczy niż praca.
- Ważniejsze? Chyba sam w to nie wierzysz. Ale słucham … co jest ważniejsze? - wywrócił oczami.
- Wyobraź sobie, że założenie rodziny … ustatkowanie się.
- Dobrze wiesz, że to Ciebie nie dotyczy. Nie możesz sobie na to pozwolić. Masz karierę i pniesz się coraz wyżej – spojrzałem na niego.
- Nie zgadzam się na to, rozumiesz? Jeszcze udowodnię wszystkim, że można pogodzić karierę z życiem osobistym.
- Nadal wierzysz w bajki, a tymczasem musimy omówić szczegóły trasy.
- Jakiej trasy?
- Co się z Tobą dzieje? Halo tu ziemia do Michaela – pomachał mi dłonią przed oczami - Trasy koncertowej, w którą wyruszysz ze swoimi braćmi.
- Nic z tego …
- To nie było pytanie. Wyruszacie za trzy tygodnie.
- Nie pojadę! Już wcześniej to mówiłem, że nie chce mieć już wspólnego z The Jacksons. Rozpocząłem własną karierę.
- Ta trasa Ci nie zaszkodzi, a wręcz pomoże. To już postanowione – zostawił papiery i wyszedł – spojrzałem za nim. Wstałem z parapetu i podszedłem, żeby sprawdzić te papiery.
- Trasa rozpocznie się za trzy tygodnie i ma trwać pięć miesięcy?! - przeczytałem na głos. Czy Oni zwariowali? Dopiero co się oświadczyłem, a Oni każą mi wyjechać na pięć miesięcy? Jak ja mam o tym powiedzieć Rose? I to jeszcze teraz, gdy ten gnój jest na wolności, a Rose nie czuje się najlepiej. No zajebisty czas! Rzuciłem te papiery i zacząłem chodzić po pomieszczeniu. Nie miałem wyjścia i nie podobało mi się to. Całkiem nie potrafiłem się skupić na tworzeniu. Spojrzałem na zegarek. Była 22:00. Chciałem się z nią zobaczyć, ale nie wiedziałem, czy to dobry pomysł o tej porze. Wykręciłem do niej numer.
- Halo?
- To ja kochanie. Zasiedziałem się w studiu. Chyba jutro się zobaczymy ..
- Co? Nie. Przyjedź dzisiaj. Proszę.
- Ale o tej godzinie? Twoi rodzice nie będą zadowoleni.
- Mam to gdzieś. Czekam na Ciebie – rozłączyła się. Muszę przyznać, że nie straciła charakterku. Zabrałem swoją bluzę i wyszedłem ze studia i z budynku. Wsiadłem do samochodu. Po drodze zauważyłem kwiaciarnie. Zatrzymałem się i kupiłem piękny bukiet kwiatów. Pół godziny później byłem pod drzwiami.
- O jednak przyjechałeś – otworzyła mi mama Rose.
- Wiem, że jest późno …
- Nie musisz mi się tłumaczyć – uśmiechnęła się i mnie wpuściła – Czeka na Ciebie u siebie.
- Dziękuje – poszedłem na górę i wszedłem do jej pokoju – Witaj piękna – podszedłem do niej od tyłu, ponieważ grzebała w szafce i wyciągnąłem dłoń z kwiatami – Dla Ciebie.
- O jacie .. ależ mnie wystraszył – odwróciła się do mnie – Są piękne. Dziękuje – dała mi buziaka – Cieszę się, że przyjechałeś.
- Nie miałem wyboru. Posłuchaj … musimy porozmawiać …
- Tak .. musimy …
- To …
- Może ja pierwsza? - patrzyła proszącą. Pokiwałem głową na tak – Więc .. chodzi o moje wyniki …
- Przecież mówiłaś, że wszystko w porządku …. kłamałaś?
- Nie! Oczywiście, że nie … ale … jest coś o czym musisz wiedzieć .. - widziałem, że się stresowała. Stałem cały czas przed nią i złapałem za łapki.
- Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.
- Nawet muszę .. poczekaj … - podeszła do tej szafki i wyciągnęła jakieś papiery – To są moje wyniki – wręczyła mi – Widzisz? Są dobre – przejrzałem je i mówiła prawdę – A to … to jest moje USG – też mi wręczyła, ale nic na nim nie widziałem.
- Ale nic tutaj nie ma – spojrzałem na nią.
- Bo .. dopiero za jakiś czas będzie widać .. - jeszcze raz spojrzałem na to zdjęcie i na nią.
- Nie … - czekałem na jej potwierdzenie, że się nie mylę. Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Tak .. jestem w ciąży ..
- O Boże! - podniosłem ją i mocno przytuliłem – Nie masz pojęcia jak się cieszę i jak bardzo Cie kocham – aż się popłakałem ze szczęścia.
- Ja też się cholernie cieszę i czekałam z tym cały dzień – słyszałem po jej głosie, że także się wzruszyła – Będziemy mieli dzidziusia – postawiłem ją. Płakaliśmy i śmialiśmy się równocześnie. Wzięła moją dłoń i położyła na swoim brzuchu.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć. Ale … kiedy?
- To 4 tydzień więc sam wiesz.
- No tak … wieczór, gdy zgodziłaś się zostać moją żoną. Boże … nie wiem co powiedzieć – pocałowałem ją czule – Mówiłaś komuś?
- Chciałam, żebyś dowiedział się pierwszy.
- Hmm .. to zaraz wracam – zbiegłem po schodach na dół i odnalazłem Panią Baker. Od razu ją przytuliłem.
- O .. no nie przeczę, że to miłe, ale mogę się dowiedzieć co się stało? Hehe – spojrzałem po chwili na nią.
- Zostanę tatą – szczerzyłem się jak głupi.
- Co? Ale .. jak to .. ?
- To prawda mamo – Rose zeszła na dół – A Ty zostaniesz babcią.
- No w końcu. Ileż można było czekać – przytuliły się – Gratuluje wam. Naprawdę się cieszę razem z wami.
- Chodź Misiu – złapała mnie za łapkę – Mamo my pójdziemy już do mnie. Musimy jeszcze porozmawiać.
- Porozmawiać .. rozumiem – puściła nam oczko – Więc was już nie przytrzymuje – poszliśmy na górę.
- Przebieramy się w piżamki i porozmawiamy o tym o czym chciałeś – podeszła do szafy, wyciągnęła piżamę i zaczęła się rozbierać. Gdy została w samej bieliźnie, nie wytrzymałem i podszedłem do niej – Hmm? - położyłem dłonie na jej biodrach i wpiłem się w jej usta. Zarzuciła mi ręce na szyję i odwzajemniała moje namiętne pocałunki. Po chwili poczułem, że odpina guziki mojej koszuli, która opadła na podłogę. Szedłem dłońmi coraz wyżej i już miałem odpinać zapięcie stanika, gdy nagle drzwi się otworzyły.
- Co Ty robisz z moją córką?!! - ojciec Rose podszedł szybkim krokiem i nas rozdzielił, po czym odepchnął mnie z całej siły na ścianę – Nie masz prawa jej dotykać swoimi łapskami!! - rzucił się na mnie z łapami. Nie chciałem Go bić, więc robiłem uniki.
- Zostaw Go! - Rose podeszła i chciała Go odciągnąć, ale odepchnął ją, tak że upadła. Ogarnęła mnie złość, gdy to zobaczyłem. Odepchnąłem Go i podbiegłem do niej.
- Kochanie .. nic Ci nie jest?
- Nie .. chyba nie … - położyła odruchowo dłoń na brzuchu. Pomogłem jej wstać i usiąść na łóżku.
- Zabije Go! - tym razem to ja rzuciłem się na niego i uderzyłem kilka razy po twarzy.
- Michael! Nie! - mama Rose podeszła i mnie powstrzymała – On jest wypity. Właśnie wrócił. Nie wie co robi – patrzyłem się na niego i ciężko oddychałem. Nadal byłem wściekły – Zabiorą Go stąd – faktycznie udało jej się Go zabrać. Usiadłem koło Rose i też położyłem dłoń na jej brzuchu.
- Na pewno wszystko w porządku? Może pojedziemy do szpitala ..
- Naprawdę nie trzeba. Nic mnie nie boli. Pierwszy raz widziałam Go w takim stanie .. po alkoholu nie był agresywny nigdy – przytuliła się – Nie zrobił Ci nic?
- Nie .. to ja Go trochę uszkodziłem. Pewnie rano nie będzie niczego pamiętał. Wiesz .. może chodźmy się położyć.
- To jest dobry pomysł – położyła się w bieliźnie samej. Ściągnąłem spodnie i również się położyłem. Wtuliła się we mnie, a ja ją objąłem.
- Mam na oku dom na sprzedaż – spojrzała na mnie – Kupie Go dla nas i już nikt nam nie będzie mówił co mamy robić.
- Kiedy? - trochę się zdziwiłem.
- Czyli jednak chcesz?
- Zaręczyliśmy się i będziemy mieli dziecko, a co najważniejsze kochamy się. Tak jestem zdecydowana. Nawet jutro możemy się przeprowadzić.
- Hehe kotku wiesz, że bardzo chętnie, ale najpierw muszę Go kupić.
- Więc poczekam skarbie – dała mi buziaka – A właśnie .. chciałeś coś mi powiedzieć – no tak. Nie zapomniała. Postanowiłem powiedzieć jej od razu.
- Ehh .. bo .. jak mam Ci to powiedzieć …
- Coś się stało? - podniosła się.
- Można tak powiedzieć … dobra nie będę owijał w bawełnę. Jestem zmuszony jechać w trasę koncertową z braćmi za 3 tygodnie.
- Co?! Teraz?! Gdy wszystko zaczęło się w końcu układać?!
- Proszę nie denerwuj się. Wiesz, że nie chce.
- Na ile? - zauważyłem łzy w jej oczach, gdy zapytała.
- Pięć miesięcy … - opuściłem głowę.
- Super .. - rozpłakała się – Czyli nie będzie Cie, gdy najbardziej będę Cie potrzebowała, tak? Nie będziesz na badaniach USG? Nie będziesz razem ze mną widział jak nasze maleństwo rośnie i się rozwija? Zostanę z tym sama. Nawet nie będziesz świadkiem, gdy pierwszy raz kopnie.
- Proszę .. nie płacz .. naprawdę chce z wami zostać. Wiesz o tym.
- Ale i tak jedziesz – odwróciła się do mnie plecami i płakała – Wiem, że to Twoja praca ale .. inaczej to sobie wyobrażałam …
- Wiem .. ja tak samo – zaryzykowałem i przytuliłem ją od tyłu – Wiesz co? Będę co miesiąc przyjeżdżał i będę na badaniach. Wiem, że to niewiele, ale tylko tyle mogę.
- Ehh .. chodźmy spać. Dobranoc.
- Dobranoc kochanie – czułem się z tym źle. Paskudnie.  

*****

Witajcie kochani.
Wiedziałam, że mam domyślne czytelniczki, dlatego pisze to na końcu, żebyście się nie dowiedzieli o ciąży przed przeczytaniem. Wiedziałam, że będziecie podejrzewać ciąże, wiec aby potrzymać was troszkę w niepewności dodałam wątek o zasłabnięciu Rose. Teraz już wszystko jasne.
Muszę was przeprosić za tak długą nieobecność. Ale najpierw miałam najlepsze, dwutygodniowe wakacje, a potem ... miałam zły czas .. nadal Go mam. No mam doła i tyle. Nie będę zanudzała was szczegółami. Ale musicie wiedzieć, że co tydzień nie dam rady wstawiać notek. Może, gdy kiedyś z tego wyjdę, notki będą jak kiedyś. Wiec wybaczcie jeżeli notki wyjdą mi słabe.
Jeszcze tylko jedno. Doszły mnie słuchy, że jedna z moich czytelniczek, a dokładnie mówiąc Basia, mnie pozdrawia oraz nie może się doczekać nowej notki. Szczerze to się tego wgl nie spodziewałam. Droga Basiu naprawdę się cieszę i jednocześnie dziękuje, że podoba Ci się to co robię i że nadal czytasz. To dla mnie bardzo ważne. Również Cie pozdrawiam ciepło.
Dziękuje wszystkim, którzy wytrwali w tym wyczekiwaniu na nową notkę.
Pozdrawiam.

sobota, 25 czerwca 2016

Bad Girl 67

Witajcie!
W końcu udało mi się wstawić nową notkę. Pisałam w poprzedniej, dlaczego nie mogłam pisać, wiec już nie będę się powtarzała.

Chyba każdy wie jaki dziś dzień. Nie muszę przypominać. Smutny dzień, ale my się nie smucimy, bo nasz idol, by tego nie chciał. Cóż mogę więcej napisać .. chyba nic nowego czego byście nie wiedzieli albo czuli. Pamiętajcie tygrysek obserwuje :P :D


Aha i dla osób, które nie wiedzą. Dzisiaj od 13 do 15 na Stars.Tv będą dwie godzinki z Michaelem.


******

Dwa tygodnia zleciały jak dwa dni. Aż żal było wracać, ale musieliśmy. Mike musiał wracać do studia. Nie wiem skąd Janet wiedziała o naszym powrocie. No tak Sally jej powiedziała. Po chwili i Ona przyszła do nas. Jak na złość Michael zostawił mnie z tymi dwiema wariatkami i pojechał do studia. Omal mnie nie udusiły, gdy zobaczył pierścionek na moim palcu.
- No jednak mój braciszek nie jest ostatnią fajtłapą.
- Janet. Oczywiście, że nie jest – spojrzałam na pierścionek.
- Już myślałam, że nigdy Cie nie poprosi o rękę i pierścionek się zmarnuje – spojrzałam na nią zdziwiona.
- Jak to zmarnuje?
- Ups .. chyba się wygadałam.
- Dokończ co miałaś na myśli.
- Oj no bo On już dawno Go kupił, tylko nie miał odwagi – wywróciła oczami – Cały On. Ale to już nie ważne – wyszczerzyła się – Jesteś już nasza.
- Nawet nie masz pojęcia jak Ci współczuje, Rose. Codziennie widzieć tą zakazaną gębę – Janet aż spojrzała na Sally.
- To było do mnie?
- Hmm .. - rozejrzała się – Innej szczurzej mordy nie widzę – wytknęła jej język.
- Rose będziesz świadkiem na rozprawie w sprawie o morderstwo tej szkapy – Janet rzuciła się na Sally.
- Jak dzieci – śmiałam się z tego. Jednak muszę to przyznać. Tęskniłam za tymi dwiema i ich wygłupami.
- Haha! Rose ja się boję szczurów! Weź ją zabierz!
- A co mnie to obchodzi. Jak się pozabijacie, to najwyżej będę musiała poszukać innej świadkowej – powiedziałam najpoważniej jak umiałam i przeglądałam jakieś czasopismo. Od razu się uspokoiły.
- No weź. Przecież to oczywiste, że ja będę – powiedziała pewna siebie Janet.
- A niby dlaczego. To ja jestem jej przyjaciółką od wielu lat.
- A ja to niby kim, co?
- Szczurem. I raczej zwierząt, a zwłaszcza gryzoni nie będzie na ślubie – parsknęłam śmiechem.
- Dobra spokój dzieci. Muszę się rozpakować – wstałam i podeszłam do swojej torby.
- Pozwolisz jej tak na mnie gadać?
- Oczywiście, że tak. Już powiedziałam, że się nie wtrącam.
- Jeszcze się policzymy – powiedziała groźnie Janet do Sally. I tak wiedziałam, że sobie żartują.
- Więc ja stąd nie wychodzę – szczerzyła się Sally.
Wolno się rozpakowywałam, bo miałam nadzieje, że sobie pójdą. Chciałam odpocząć po podróży i wziąć kąpiel, ale postanowiły zostać. Aż się sama sobie dziwiłam, że nie kazałam im sobie pójść. Czyżbym się wyciszała pod wpływem Michaela? Poszłyśmy do ogrodu. Może w ten sposób prędzej się im pozbędę.
- No to teraz czas na kolejny krok – spojrzałam na Janet.
- Hm? Jaki?
- Czas na małego Jacksona.
- Janet ..
- A nie chcesz? - spojrzałam na Sally, żeby się nie wygadała.
- No chce .. wiadomo … ale mamy jeszcze mnóstwo czasu.
- Może i macie, ale znając was to możemy się spodziewać małego członka w rodzinie już niebawem – patrzyłam na nią rozbawiona i kręciłam głową.
- Ty Ona jest bardziej zgorszona ode mnie – powiedziała Sally.
- Bardziej od Ciebie to jest mój braciszek i Ta tutaj – wskazała na mnie.
Po godzinie jakże tej ciekawej rozmowy, w końcu sobie poszły. Wróciłam do domu i wzięłam długą kąpiel. Przymknęłam oczy i relaksowałam się. Usłyszałam mój telefon. Na szczęście miała Go przy sobie.
- Halo?
- Z tej strony pani narzeczony – uśmiechnęłam się.
- Miło pana słyszeć.
- Poszły w końcu?
- Tak i powiem Ci, że masz stukniętą siostrę – zaśmiał się.
- Akurat tego to nie musisz mi mówić. Co robisz?
- Teraz? Leże sobie w wannie.
- Mmm szkoda, że nie mogę się wyrwać – zagryzłam wargę.
- Też żałuje. Ale będę na pana czekała wieczorem – powiedziałam zmysłowo.
- Może przyjadę. Hm a warto?
- Powinien pan znać odpowiedz – chwilkę porozmawialiśmy na bardzo ciekawy temat. Stęskniłam się za nim jak nie wiem, chociaż minęło kilka godzin.

*******

Mike prawie codziennie zostawał u mnie na noc. Ojciec nie był tym zachwycony, ale nas to nie obchodziło. Uwielbiałam budzić się i zasypiać w jego ramionach. Czułam się bezpiecznie, ale ojciec pewnie by temu zaprzeczył, żeby tylko mu dogryźć. Leżałam wtulona w jego nagi tors.
- Kiedy zamieszkamy razem? - nagle zapytał. Spojrzałam na niego.
- Aż tak Ci się spieszy?
- A Tobie nie? Myślałem, że tego chcesz ..
- Chce .. już Ci o tym mówiłam.
- Więc o co chodzi, kotku? Chce, żebyś zawsze przy mnie była. Nie chce tak jak teraz jest. Wiem, że też Ci to nie za bardzo odpowiada.
- Ehh .. masz rację .. ale … nie wiem jak o tym powiedzieć rodzicom. Wiesz jak zareagują, gdy powiem, że chce się wyprowadzić. Ojciec to się pewnie mnie wyrzeknie.
- Ale masz prawo ułożyć sobie życie. Nie możesz ciągle na nich patrzeć.
- Wiem … najpierw mamie o tym powiem. Z nią się łatwiej rozmawia.
- Chcesz, żebym był przy tej rozmowie?
- Kochany jesteś, wiesz? Spróbuje sama ją przekonać.
- Dobrze. Bo wiesz .. ja już się rozglądam za domem, tylko nie wiem jak Ty byś chciała.
- Hmm .. sama nie wiem … jak przyjdzie czas to będziemy wybierać razem – dałam mu buziaka.
- Ty wiesz jak mnie przekonać.
- Hehe i bardzo dobrze. Kobieca natura. Jedziesz dzisiaj do studia?
- Tak – spojrzał na zegarek na stoliku nocnym – I właśnie muszę się zbierać. A tak mi się nie chce – wtulił się we mnie – Tak mi dobrze – uśmiechnęłam się. Lubiłam kiedy to robił. Pocałowałam Go we włosy. Kreśliłam na jego plecach niewidzialne esy floresy.
- Więc zostań … zrób sobie wagary dzisiaj. Jeszcze poleniuchujemy, weźmiemy wspólną kąpiel i spędzimy cały dzień we dwoje.
- Hmm .. brzmi bardzo kuszącą – wiedziałam, że to Go przekona – Ale zmieniłbym jeden punkt, a w zasadzie coś dodał – spojrzał na mnie tymi swoimi oczami i już wiedziałam.
- A co takiego?
- Przed tą kąpielą spędzić miło czas – zawisnął nade mnie.
- Jestem jak najbardziej za – zarzuciłam ręce na jego szyję - Chodź no to napaleńcu – przyciągnęłam Go do siebie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.

*******

Jakieś dwa tygodnie od naszego powrotu z wakacji nie czułam się najlepiej. Nie miałam za bardzo apetytu, miałam mdłości czasami i zawroty głowy. Były dni kiedy nie mogłam wstać z łóżka. Mike oczywiście się martwił, że czymś mogłam się zatruć i chciał abym koniecznie poszła do lekarza. Miałam nadzieje, że mi samo przejdzie, ale taki stan utrzymywał się ponad tydzień. Rodzice też zaczęli się martwić i pewnego dnia ojciec zadecydował, że zawiezie mnie do lekarza.
- Dobrze panno Baker. Wszystkie możliwe badania zostały wykonane. Teraz trzeba czekać na wyniki.
- Jak długo?
- W poniedziałek może pani już odebrać.
- Ale .. czy … to może być coś poważnego? - zaczęłam się stresować.
- Spokojnie. Dostaniemy wyniki i wszystko się okaże. Może faktycznie czymś się pani zatruła na wakacjach i dopiero teraz pani odczuwa. Proszę się nie martwić na zapas.
- Eh postaram się.
- A czy miała pani wymioty?
- Nie .. miałam tylko mdłości bez wymiotów.
- No dobrze. Póki co nic nie będę pani przepisywał.
- Więc przyjdę w poniedziałek – wstałam – Do widzenia – wyszłam. Oparłam się plecami o ścianę. Już od dawna tak się nie przejmowałam swoim zdrowiem aż do teraz. Ojciec czekał na mnie w aucie, bo nie chciałam, żeby ze mną poszedł. Usiadłam na krzesełku i nie wiem ile tak siedziałam z opuszczoną głową, gdy nagle poczułam dotyk na kolanach. Spojrzałam i przede mną kucał Michael – Co tutaj robisz?
- Nie mogłem się na niczym skupić, więc przyjechałem. Powiedź mi … to coś złego? Zniosę wszystko, tylko mi powiedź .. proszę .. - widziałam ogromny smutek w jego oczach.
- Jeszcze nie wiadomo. Wyniki będą dopiero w poniedziałek.
- A lekarz coś podejrzewa? - pokręciłam przecząco głową.
- Boję się .. - przytulił mnie do siebie.
- Nie masz czego kochanie. Jestem cały czas przy tobie – dopiero teraz zorientowałam się, że jest bez przebrania.
- Mike .. musimy stąd iść. Zaraz wszyscy się dowiedzą, że tutaj jesteś.
- Mam to gdzieś, ale i tak musimy wracać do domu.
- Ok – wstałam. Złapał mnie za łapkę i szliśmy długim korytarzem.
- A może chcesz gdzieś pojechać, hm?
- Eh .. chyba nie chce. Jedźmy prosto do domu.
- Dobrze skarbie.
Po powrocie do domu, poszłam prosto na górę do siebie i się położyłam. Mike chyba rozmawiał z moją mamą, bo dopiero po chwili przyszedł. Położył się za mną i przytulił.
- Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Za dużo się nacierpieliśmy, więc teraz musi być tylko lepiej.
- Chciałabym byś miał rację.
- I mam … sama zobaczysz. Będziemy szczęśliwi – odwróciłam się do niego.
- Kocham Cie – wtuliłam się w niego.
- Ja Ciebie jeszcze bardziej.

********

Była niedziela. Nie opuszczałem jej ani na chwilę. Starałem się ją wspierać i nie pokazywać, że też się martwię. Miałem nadzieje, że to zwykłe zatrucie i niedługo jej przejdzie, ale nawet przez chwilę nie było lepiej. Pani Baker zawołała mnie na dół. Zszedłem i wziąłem dwa talerze z obiadem. Wróciłem na górę i od razu wypuściłem je z rąk, a raczej mi wypadły, gdy zobaczyłem leżącą Rose przy łazience.
- Rose!! - podbiegłem do niej – Kochanie słyszysz mnie? - wziąłem jej twarz w dłonie, a łzy same zaczęły lecieć. Po chwili przybiegła jej mama i zaczęła panikować. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka – Otwórz oczy .. proszę Cie ..
- Boże! Co jej się stało?
- Straciła przytomność. Niunia … nie rób mi tego .. wiesz jak Cie kocham – oparłem swoje czoło o jej. Pani Baker przyniosła mokry ręcznik. Wziąłem Go od niej i przyłożyłem do czoła Rose. Była taka blada, ale oddychała na szczęście. Obudzi się. Wiem, że nie zrobi mi tego i znowu spojrzy mi w oczy.





niedziela, 5 czerwca 2016

Informacja ..

Od razu Was przepraszam, jeżeli oczywiście ktoś tutaj jeszcze został, ale myślałam, że Was poinformowałam o tym, że w najbliższym czasie nie będzie notek z powodu remontu jaki mam w mieszkaniu i nie mam czasu na pisanie. Nie obiecuje, ale postaram się dodać w najbliższą sobotę. Dodaje tutaj informacje ponieważ teraz miała być notka na BG.
Jeszcze raz przepraszam i do zobaczenia mam nadzieje niedługo :)

sobota, 9 kwietnia 2016

Bad Girl 66

Dzisiaj nieco krócej, bo nie miałam za bardzo kiedy pisać. No, ale najważniejsze, że udaje się wstawiać regularnie notki na oba blogi. Hm to chyba tyle. Zapraszam do czytania oraz komentowania ;)


******


Obudziłam się, ale nie otworzyłam od razu oczu. Przeciągnęłam się jak kotka i na wspomnienia z dzisiejszej nocy uśmiechnęłam się. To było cudowne i magiczne. Poszliśmy spać dopiero nad ranem. Ale wyspałam się. Otworzyłam w końcu oczy i spojrzałam na mojego narzeczonego. Nie spał już. Przyglądał mi się z uśmiechem.
- Dzień dobry – powiedział.
- Nawet bardzo dobry, ale co tak oficjalnie? - skradłam mu kilka pocałunków – Od razu lepiej.
- Mmm … taka słodycz od rana?
- Od rana? - spojrzałam na zegarek – Jest 11:30. Dawno się obudziłeś?
- Hm jakieś pół godzinki, ale nie nudziłem się. Wiesz dlaczego? Bo miałem najpiękniejszy widok po przebudzeniu, jaki facet może sobie wymarzyć. Moją przyszłą żonę – tym razem to On mnie pocałował. Odwzajemniłam. Obejmowałam Go w pół – Wstajemy? - muskał opuszkami palców moje przedramię.
- Wstawać? Żartujesz? Po takiej nocy?
- Hehe no właśnie po takiej. Na pewno jesteś wykończona.
- Sprawdźmy, czy jestem – musnęłam ustami jego brzuszek, a potem szyję.
- Oj coś czuje, że z Pani jest niezła kocica. A jak ktoś .. - nie dałam mu dokończyć, bo zamknęłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Po chwili wgramoliłam się na niego nie przerywając pocałunku.
- Mam na Pana ogromną ochotę – spojrzał na mnie zdziwiony.
- Znowu?
- Mhm – usiadłam na jego brzuszku. Zagryzłam zmysłowo wargę – W nocy był Pan świetny, wie Pan?
- Teraz już wiem – trzymał dłonie na moich biodrach.
- Ale teraz to ja trochę porządzę, jeżeli Pan pozwoli – powiedziałam bardzo zmysłowo.
- Hm no nie wiem, czy się na to zgodzę.
- Ach tak? - podejrzewałam, że znowu będzie chciał rządzić, ale nie miałam zamiaru mu na to pozwolić. Nie tym razem. Sięgnęłam po jego pasek od spodni i przywiązałam jego ręce do oparcia łóżka. Spojrzał na swoje ręce, a potem na mnie.
- Co Ty …
- Ćśśś … inaczej znowu będziesz chciał być na górze.
- Ale ja chce Cię dotykać.
- Niech się Pan zrelaksuje – postanowiłam się trochę z nim podrażnić i muskała ustami jego szyję, a po chwili tors – Dobrze Panu? - spojrzałam na niego z dołu.
- Ooo tak .. ale te tortury są okropne – zaśmiałam się zmysłowo. Wpiłam się w jego usta. Po chwili poczułam, że obudziłam jego ''przyjaciela'' co mnie ucieszyło.
- Ktoś tutaj się obudził i nie ukrywam, że czekałam na to.
- Więc proszę się nim odpowiednio zająć, ale najpierw proszę mnie odwiązać, bo muszę Panią przygotować
- Ale ja jestem gotowa .. jak nigdy – powiedziałam mu na ucho. W końcu usiadłam na jego biodrach. Poczułam Go w sobie i zmysłowo się poruszałam. Widziałam jak się męczył z tymi związanymi rękami, dlatego pod koniec odwiązałam pasek. Przybliżył się do mnie, objął w pasie i pocałował.
- Jednak nie była Pani zmęczona – zaśmialiśmy się po wszystkim.
- Nie mogłam się powstrzymać – położył się z powrotem.
- Wykończysz mnie – leżałam sobie na nim z opartymi dłońmi na jego torsie i patrzyłam.
- Uuu .. czyżby starość już Cie dopadła?
- No wiesz?
- Wiesz .. jak coś to mów .. teraz są różne tabletki – chciało mi się śmiać, ale się powstrzymałam – Nie ma czego się wstydzić.
- Za chwilę pożałujesz tych słów – pogroził mi palcem.
- Ale się boję – wytknęłam mu język i się zaśmiałam. Nagle znalazłam się na pościeli.
- Ostrzegałem – zaczął mnie łaskotać.
- Nie! Hahaha! Pro .. proszę …. haha .. - nie miałam z nim szans – Wariacie! Haha już będę grzeczna! - przestał i spojrzał mi w oczy.
- Lepiej, żebyś była … kocico .. - dział mi dzioba. Usłyszeliśmy pukanie i po chwili zobaczyłam głowę mamy między drzwiami.
- Nie chce przeszkadzać, ale zejdziecie na śniadanie?
- Tak mamo. Niedługo przyjdziemy.
- Tylko się ubierzcie – uśmiechnęła się i wyszła.
- Haha .. ciekawe skąd Ona wie, że jesteśmy nadzy.
- Hmm może dlatego, że nie można się kochać w ubraniu albo dlatego, że znowu widziała Twój tyłek.
- Co?! - obejrzał się, żeby sprawdzić. Wybuchłam śmiechem – I co mnie straszysz? Chcesz, żeby Twój ojciec urwał mi głowę, gdyby się dowiedział?
- Nie zrobił by tego – pogłaskałam Go po włosach i patrzyłam mu w oczy – Wie, że nie wybaczyłabym mu tego.
- Jednak jestem szczęściarzem – nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Mylisz się. Bo to ja jestem szczęściarą, że zwrócił na mnie uwagę sam król.
- Chcesz się teraz ze mą sprzeczać, hm? Nie radzę, bo i tak przegrasz.
- Hehe no dobrze. Kotek idę wziąć prysznic. Bądź grzeczny – dałam mu buziaka i wstałam kompletnie naga i skierowałam się do łazienki. Szłam wolnym i zmysłowym krokiem. Otworzyłam drzwi łazienki i spojrzałam na niego przez ramię. Po chwili znikłam w łazience.

******

Patrzyłem za nią jak szła. Wiedziałem, że mnie kusiła. I dużo mi nie było trzeba, żeby tam do niej pójść. Jeszcze chwilę poleżałem i gapiłem się w sufit. A niech to. Wstałem i poszedł do łazienki. Brała już prysznic. Otworzyłem drzwi kabiny i wszedłem. Objąłem ją od tyłu.
- A co ty tutaj robisz?
- Dobrze wiesz co. Sama mnie zaprosiłaś.
- Ja? Nic takiego sobie nie przypominam.
- Masz krótką pamięć kotku – nalałem trochę żelu na dłonie i zacząłem myć jej brzuszek. Oparła się plecami o mnie i odchyliła głowę do tyłu. Musnąłem jej szyję ustami.
- Mmm .. przyjemnie – przymknęła oczy. Było jak zawsze cudownie. Aż dziwiłem się skąd ta jej ciągła ochota. Gdyby była w ciąży, ale nie jest. No nic. Nie będę się nad tym zastanawiał. Mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Po wszystkim wróciliśmy do pokoju, żeby się ubrać.
- Zachowujemy się jak jacyś napaleńcy.
- Przeszkadza ci to? - zapytała.
- Wręcz przeciwnie. No i w końcu, to nie tylko ja jestem postrzegany jako ten niewyżyty.
- No wiesz co. Zdarzyło mi się pierwszy raz, a Ty już, że niewyżyta.
- I pewnie nie po raz ostatni – wyszczerzyłem się.
- Uważaj, bo zedrę Ci ten uśmieszek z mordki.
- Ale się boję. Chodźmy już. Jest 14:00 – złapaliśmy się za łapki i zeszliśmy na dół.
- No nareszcie jesteście. Ale teraz to już raczej zjemy obiad – mama Rose mrugnęła w naszą stronę.
- To nie moja wina od razu mówię – broniłem się. Spojrzała na mnie ostrzegająco.
- Kabel.
- Też Cie kocham. Nie bój się. Rodzice Cie nie ukarzą – powiedziałem jej na ucho. Usiedliśmy przy blacie i czekaliśmy na obiad. Spojrzeliśmy w stronę drzwi. Pan Baker usiadł naprzeciwko.
- Zabezpieczacie się? - mało się nie udławiłem sokiem.
- A co Cie to obchodzi? To nasza prywatna sprawa.
- Więc? - nie dawał za wygraną.
- Więc przygotuj się na to, że w każdej chwili możesz zostać dziadkiem – spojrzałem na nią, a Ona na mnie.
- Jesteś za młoda na dzieci.
- Richard daj już spokój. Ja się cieszę z tego i tylko czekam aż zostanę babcią – uśmiechnęła się w naszą stronę.
- Sama nie wiesz co mówisz. Już zapomniałaś te wszystkie nieprzespane noce?
- Chwila … o czym Ty mówisz, tato? To będzie nasze dziecko.
- Owszem wasze, ale też będziemy je słyszeć.
- Yyy jakim cudem?
- Przecież z nami mieszkasz.
- No tak, ale niedługo to się zmieni.
- Słucham?
- Mam zamiar kupić dla nas jakiś dom – wtrąciłem się.
- Ona się nie wyprowadzi.
- Wybacz tato, ale Ty o tym nie decydujesz. Możliwe, że jeszcze przed ślubem się wyprowadzę.
- Jeszcze zobaczymy.
- Richard – upomniała Go Pani Baker. Po chwili postawiła przed nami talerze z obiadem – Smacznego.
- Dziękuje – powiedzieliśmy jednocześnie i się zaśmialiśmy.
- Jacy zgodni.
- Jak zawsze – pocałowałem ją – Smacznego Pani Jackson – po tych słowach Pan Baker przerwał posiłek i na mnie spojrzał.
- Pani Jackson?
- Tak. Przecież zostanie moją żoną.
- I co z tego? To od razu ma zmieniać nazwisko?
- Żartuje Pan, prawda? - też przestałem jeść.
- Równie dobrze może zostać przy swoim.
- Ale ja przyjmę nazwisko Michaela. Mojego narzeczonego. Słyszysz? Narzeczonego.
- Ja się na to nie zgadzam. Jesteś naszą jedyną córką i będziesz miała nasze nazwisko.
- Całkiem się Panu pojebało w głowie! - zdenerwowałem się i wyszedłem z kuchni.
- Coś powiedział?! - wyszedł za mną.
- Nie. Tato! - stanęła między nami – Co to wyprawiasz?!
- Słyszałaś co powiedział?!
- Tak, ale też słyszałam co Ty powiedziałeś. Pogódź się z tym, że nie jestem już małą dziewczynką. Zresztą już dawno temu chciałeś mnie wyswatać, ale się nie dałam – popatrzył na nas i zły poszedł gdzieś.
- Zajebiste wakacje nie ma co – powiedziałem nadal wkurzony.
- Chodź do salonu – złapała mnie za rękę i zaprowadziła do salonu. Usiedliśmy – Uspokój się już. Niech sobie gada. Ja to mam gdzieś i Ty też powinieneś. Pooglądamy Tv, ok? - zanim odpowiedziałem włączyła telewizor. Próbowałem się uspokoić, ale to nie było łatwe. Czego On ciągle chce? Nagle zobaczyłem, że zaczynają się wiadomości. Przypomniałem sobie co widziałem wczoraj wieczorem. Natychmiast zabrałem jej pilota i wyłączyłem.
- Wiesz co? Chodźmy się lepiej przejść. Co będziemy tracić czas na oglądanie Tv.
- Ok. Masz rację. Ale już bez nerwów?
- Tak kochanie. Bez nerwów – wyszliśmy z domu. Mama Rose za nami krzyknęła.
- A obiad?
- Nie jesteśmy głodni – odpowiedziała Rose i ruszyliśmy na nasz spacer. Na szczęście udało mi się odciągnąć ją od wiadomości. Ma tutaj wypocząć od wszystkiego, a nie zamartwiać się tym draniem – Mike?
- Hmm? Wybacz .. zamyśliłem się.
- Chodź tutaj usiądziemy – usiedliśmy na piasku pod wielkim parasolem – Mówiłeś poważnie o tym wspólnym mieszkaniu?
- Jak najbardziej – pocałowałem ją w policzek siedząc za nią i obejmując. Resztę czasu spędziliśmy rozmawiając o nowym domu. Widziałem, że już nie mogła się tego doczekać. Ja tak samo. Znowu się zamyśliłem. Tym razem o ochronie Rose przed tym psycholem.

sobota, 26 marca 2016

Bad Girl 65 Part 2

Witajcie ;)

No w końcu jestem. Nie dałam rady tydzień temu. Mam nadzieje, że rozumiecie. Dzisiaj trochę krócej, bo to jest dokończenie poprzedniej części. Zobaczymy, czy Wam się spodoba ;)

Oraz z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych ...
Zajączka pięknego, Dyngusa mokrego, Miłości wiecznej, Drogi tylko mlecznej.
Świat w szczęście owocnych, życzy kurczaczek Wielkanocny :)



********


Klęczałem na tym kolanie z uśmiechem na twarzy i czekałem na jej odpowiedź. Jeszcze nigdy tak się nie stresowałem, ale to był odpowiedni moment na oświadczyny. Byłem pewny naszej miłości i już nikt nas nie rozdzieli. Widziałem swoją przyszłość u jej boku, ale równie dobrze mogła mi odmówić. Tego bałem się najbardziej. Patrzyła na mnie i ten pierścionek. Zasłoniła usta dłonią i kilka łez wydostało jej się w oczu.
- Rose? Chcesz spędzić ze mną resztę życia? - zapytałem jeszcze raz. W końcu odsłoniła usta, uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Tak .. TAK! - prawie krzyknęła śmiejąc się. Poczułem ogromną ulgę i szczęście. Założyłem pierścionek na jej palec i wstałem. Rzuciła mi się na szyję. Mocno ją do siebie przytuliłem – Kocham Cie .. najbardziej na świecie.
- Właśnie to udowodniłaś kochanie, ale już nie płacz – odsunąłem ją troszkę od siebie aby móc na nią spojrzeć.
- To ze szczęścia. Boże … nie spodziewałam się .. jesteś wariatem hehe.
- Ale Twoim .. na zawsze – wziąłem jej twarz w swoje dłonie i czule pocałowałem. Całkowicie zapomniałem o obecności Państwa Baker.
- Eghm – oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na nich.
- Nie dacie nawet sobie pogratulować? - podeszła do nas mama Rose z uśmiechem – Gratuluje kochani – najpierw przytuliła swoją córkę, a potem mnie – Wiem, że będziecie szczęśliwi. Teraz to pozostało mi tylko czekać na wnuka lub wnuczkę.
- Mamo .. - moja narzeczona, jak to pięknie brzmi, lekko się speszyła.
- Najpierw to niech ślub dojdzie do skutku – wtrącił się Pan Baker. Spojrzałem na niego poważnie.
- Pan sobie żartuje? - już nie wytrzymałem – Kocham Pańską córkę ponad życie .. rozumie Pan? Poprosiłem ją o rękę nie dla żartów, tylko dlatego, że chce by została moją żoną.
- Mike spokojnie.
- Nie. Mam tego dość. Nie lubi mnie Pan w porządku, ale ani Pan ani mój ojciec nas nie rozdzielicie. Już na to nie pozwolę. Jesteśmy szczęśliwi i tylko to się liczy. I mam nadzieje, że zaprowadzi Pan Rose do ołtarza.
- Jest moją córką i to oczywiste. O ile nie zmienisz zdania.
- Może być Pan spokojny, a teraz proszę wybaczyć, ale idziemy na spacer, a potem do sypialni – spojrzałem się na nią – Chodź koteczku – wziąłem ją za łapkę i zeszliśmy na plaże. Objąłem ją ramieniem.
- Nadal nie mogę uwierzyć – oglądała swój pierścionek – Musiał być drogi.
- Dla Ciebie nie ma drogich rzeczy. I lepiej to zapamiętaj.
- Hehe chyba muszę się przyzwyczaić. Ale tak naprawdę .. ile kosztował? - spojrzałem na nią.
- Nieważne – dałem jej buziaka – Nie pytaj znowu bo i tak się nie dowiesz – zatrzymaliśmy się na chwilę. Zarzuciła mi ręce na szyję, a ja objąłem ją w pasie.
- Okropny jesteś, ale i tak Cie kocham.
- Bo nie masz wyjścia.
- Hmm .. w sumie masz rację.
- Osz Ty. Oj poczekaj jeszcze trochę, a kara Cie nie ominie.
- I tak się nie boję – wytknęła mi język.
- Uważaj, bo Ci Go odgryzę.
- Misiu nie przesadzaj, bo leje po nogach.
- Moja wiedźma – pocałowałem ją namiętnie.
- Szkoda, że miotłę zostawiłam.
- I całe szczęście, bo byś mi uciekła.
- Jesteś paskudą, wiesz?
- Więc pasujemy do siebie.
- Jak szambo z .. - nie pozwoliłem jej dokończyć, bo dałem jej buziaka.
- Kotku nie wyrażaj się tak. Nie pasuje do Ciebie. Chodź usiądziemy na chwilę – usiedliśmy na piasku. Oparła się plecami o mój tors.
- Najchętniej to bym stąd nie wyjeżdżała.
- Mamy spędzić tutaj całe dwa wspaniałe tygodnie.
- Mam nadzieje, że będą wspaniałe … Mike?
- Tak?
- Bo … ale odpowiedź mi szczerze … oświadczyłeś mi się, bo chciałeś, czy z powodu mojego ojca? Żeby zrobić na nim dobre wrażenie? - myślałem, że się przesłyszałem. Spojrzałem na nią z boku.
- Żartujesz teraz, prawda?
- Pytam poważnie – patrzyła mi w oczy.
- Myślałem, że to oczywiste, ale skoro nie, to wyjaśnię. Poprosiłem Cię o rękę ponieważ Cię kocham i chcę z Tobą być na zawsze. I szczerze mówiąc, to pierścionek kupiłem już jakiś czas temu, ale nie miałem odwagi … nawet nie wiesz jak się stresowałem heh .. będziesz ze mną szczęśliwa … postaram się o to – wciąż patrzyła mi głęboko w oczy i pocałowała.
- Wiem .. ufam Ci jak nikomu wcześniej .. no prócz Sally.
- A właśnie musisz jej powiedzieć, bo znowu się obrazi.
- Jutro do niej zadzwonię.
Siedzieliśmy sobie na tym piasku wsłuchując się w szum fal. Mimo późnej godziny było ciepło. Jedynie chłodny wiaterek, który był ukojeniem dla panującej temperatury. Nagle usłyszeliśmy jakieś odgłosy. Odwróciłem się i zobaczyłem bandę pijanych osiłków.
- Powinniśmy już wracać – powiedziała i wstaliśmy.
- Nie mają prawa tutaj być. Powiem im to. Poczekaj tutaj.
- Mike .. nie .. - podszedłem do nich.
- Zabłądziliście?
- A Ty? - odpowiedział jeden z nich.
- To prywatna plaża. Idźcie stąd, a objedzie się bez kłopotów.
- Haha a to dobre – popchnął mnie. Już miałem zamiar zrobić to samo, ale podbiegła Rose i złapała mnie za rękę.
- Proszę chodźmy stąd. Daj już spokój. Oni są pijani.
- Cześć laleczko – zmierzył ją wzrokiem.
- Nie mów tak do niej – zignorował mnie i moje słowa.
- Chcesz się zabawić? Nie będziesz żałowała.
- Ale Ty owszem! - już nie wytrzymałem i dałem mu w ryja. Przewrócił się.
- Wystarczy! - odciągnęła mnie od nich – Wracamy! - jeszcze obejrzałem się na nich i skierowaliśmy się do domu – Musiałeś, prawda?
- Nikt nie będzie tak mówił do Ciebie.
- No dobrze. Mnie też się to nie spodobało, ale ich było więcej i mogli coś Ci zrobić.
- Ale nie zrobili. Jak ja nienawidzę takich typków.
- Już się nie denerwuj – dała mi buziaka.
- No nie wiem.
- Osz Ty – znowu mnie pocałowała. Tym razem przedłużyłem pocałunek – Już wystarczy. A teraz chodźmy już – weszliśmy do domu. Kierowaliśmy się do naszej sypialni, gdy światło w salonie się zapaliło i zobaczyliśmy ojca Rose.
- Możemy na słówko? - spojrzałem na Rose.
- Idź. Zaraz przyjdę.
- No dobrze – spojrzała jeszcze na ojca i poszła do pokoju.
- O co chodzi?
- Siadaj – usiadłem na kanapie. Podał mi szklankę z whisky. Swoją trzymał w dłoni. Wziąłem od niego i wziąłem łyka – Zaskoczyłeś mnie tymi oświadczynami. Ale czy były szczere?
- Inaczej bym tego nie zrobił. Dlaczego mi Pan nie wierzy? Zawsze chciałem dla Rose jak najlepiej.
- Wiem .. ale nie zawsze Ci wychodziło.
- Znowu Pan do tego wraca? To nie są miłe wspomnienia. Nie było Pana przy tym jak cierpiała.
- O właśnie .. niestety mnie nie było. Na pewno ten drań by ją tak nie skrzywdził – nie chciało mi się tego już słuchać.
- Tak Pan uważa? A co by Pan zrobił, gdyby miał Pan przyłożony do szyi nóż? Mogła uciec dwa razy, ale nie wykorzystała tego. Kazałem jej uciekać, ale nie zrobiła tego. Wiedziała, że już po mnie, gdyby to zrobiła. Ale wie Pan co? Nie dbałem o to. Mogli mnie zabić aby tylko zostawili ją w spokoju.
- Kochałeś ją już wtedy? - cały czas na mnie patrzył.
- Do szaleństwa. Dlatego serce mi pękało, gdy widziałem jak cierpi. Proszę mi wierzyć, że zrobiłbym wszystko aby ją przed tym uchronić.
- Rose jest moją jedynym dzieckiem, dlatego chcę ją chronić.
- Rozumiem, ale ze mną nic jej nie grozi.
- Mam nadzieje. Nie każ jej długo na siebie czekać – dopił do końca trunek i poszedł. Spojrzałem na swoją szklankę. Szkoda było zostawiać, więc powoli piłem. Włączyłem po cichu TV do czasu aż nie wypije. Akurat leciała powtórka wiadomości. Nagle zobaczyłem nagłówek ,,Groźny przestępca uciekł z więzienia''. Jakoś dziwnie mnie to zaniepokoiło i jak się okazało moje przeczucia się sprawdziły: ,,Jak podaje policja. Podczas przewożenia więźniów do więzienia o zaostrzonym rygorze, uciekł groźny przestępca. Dwa miesiące temu sąd skazał Go na karę dożywotniego pozbawienia wolności za wielokrotne morderstwa oraz gwałty. Policja podaje rysopis sprawcy''. Pokazali jego zdjęcie, a mi mało co szklanka nie wypadła z dłoni. To był On. Ten drań. Boże .. to niemożliwe. Wyłączyłem TV i wypiłem duszkiem zawartość szklanki. Przecież nie mogę jej o tym powiedzieć. A przynajmniej teraz, bo znowu zamknie się w sobie. Przyjechaliśmy tutaj, żeby zapomnieć o przeszłości, ale Ona chciała powrócić. Nie mogłem na to pozwolić. Odstawiłem szklankę, ogarnąłem się i wszedł do pokoju.
- Co tak długo, hmm? - spojrzałem na nią. Leżała w łóżku pod kołdrą – Nie chciałam zasnąć sama.
- Zasnąć? Dzisiaj nie będziesz spała.
- Nie? Mmm .. brzmi interesująco – kierowałem się w stronę łóżka i rozpinałem koszule.
- A Tobie nie za gorąco?
- Może – przyglądała mi się. Gdy byłem już obok łóżka i bez koszuli, odkryła się. Miała na sobie cholernie seksowną bieliznę.
- Mrrr .. to mi się podoba – zaśmiała się i zagryzła wargę. Nachyliłem się nad nią i pocałowałem – Tęskniłem za Tobą jak nie wiem.
- Pokaż mi To – spojrzałem jej w oczy. Zacząłem czule całować ją po szyi – Mmm .. - odchyliła głowę. Zjechałem z pocałunkami na jej dekolt. Stanik zaczął mi przeszkadzać i chciałem się Go pozbyć – Nie tak szybko – powstrzymała mnie i popchnęła mnie tak, że poleciałem na plecy.
- Jest Pani bardzo niegrzeczna.
- Nie bardziej niż Pan – usiadła okrakiem na moich udach i zaczęła odpinać mój pasek przy spodniach. Wyciągnęła pasek ze spodni i gdzieś rzuciła. Odpięła guzik, a po chwili i zamek. Niby niechcący przejechała dłońmi po mojej męskości, gdy ściągała mi spodnie. Spojrzałem na nią. Po chwili siedziała już na moich biodrach, nachyliła się i pocałowała mnie kilka razy po brzuchu. Spojrzała aby zobaczyć moją reakcję – Podoba się?
- Jak najbardziej – czułem coraz większe podniecenie – I nie tylko mnie – uśmiechnęła się.
- Właśnie czuje – znowu czule pocałowała mnie po brzuchu, a potem i tors. Tym razem to ja przekręciłem ją na plecy. Nachyliłem się i złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. W tym samym czasie odpiąłem jej stanik. Dobrałem się do jej piersi – O Boże … - westchnęła – Nie przestawaj – włożyła dłoń w moje włosy. Nie miałem zamiaru przestać. Lecz po chwili przeniosłem pocałunki na brzuch i podbrzusze. Chciałem sprawić jej jak najwięcej przyjemności i udawało mi się to. Złapałem w zęby gumkę jej majtek i zamruczałem. Pozbyłem się ich – Och Ty tygrysie … - ściągnąłem też swoje bokserki. Oplotła nogami moje biodra i przyciągnęła do siebie. Nie chciała dłużej czekać ani ja. Delikatnym lecz zdecydowanym ruchem wszedłem w nią. Nasze ciała znowu stały się jednością. Poruszałem się powoli aby ta noc trwała jak najdłużej. Przez mowę jej ciała zrozumiałem, że mogę trochę przyspieszyć. Wbiła paznokcie w moje plecy. Jej odgłosy doprowadzały mnie do coraz to większego podniecenia. Tej nocy kilka razy sprawiłem jej i sobie przyjemność, za którą oboje tęskniliśmy. Wtuliła się w mój tors. A ja zasnąłem trzymając w objęciach przyszłą Panią Jackson.

sobota, 12 marca 2016

Bad Girl 65 Part 1

No i w końcu pojawiła się kolejna notka po długiej przerwie. Mam nadzieje, że się spodoba o ile ktoś tutaj w ogóle został i czekał. Od razu przepraszam za jakiekolwiek błędy i wgl, ale się spieszyłam, żeby dzisiaj ją dodać. Zapraszam, wiec do czytania oraz wyrażania swojej opinii ;)


                                                           *****


Tak smacznie mi się spało, gdy poczułam, że ktoś mnie budzi. Przekręciłam się na brzuch, zakryłam głowę poduszką i dalej chciałam spać. Tym razem usłyszałam głos Michaela. Budził mnie.
- Niee … jeszcze pół godzinki .. - mruczałam pod tą poduszką.
- Nie mamy czasu. W samolocie odeśpisz – zabrał mi poduszkę.
- Ej! - spojrzałam na niego zaspanymi oczami – Oddawaj.
- Nic z tego. Wstawaj i się ubieraj – zauważyłam, że już był ubrany – I tak dałem Ci pospać dwadzieścia minut dłużej.
- Jakiś Ty łaskawy. W ogóle to, która godzina?
- Po szóstej.
- Pogięło Cie?! - rzuciłam w niego poduszką – Przecież to jest środek nocy – z powrotem położyłam głowę i zamknęłam oczy.
- A Ty jesteś jak zawsze miła, kochanie.
- Nie słucham Cie, bo śpię – nagle poczułam, że się unoszę. Otworzyłam oczy – Zwariowałeś?!
- Pomagam Ci się obudzić – niósł mnie w stronę łazienki. Wiedziałam co chciał zrobić.
- O nie nie nie. Puść mnie. Już się obudziłam.
- Na pewno?
- Tak – chwilę na mnie popatrzył i postawił.
- Dzień dobry, kotku – dał mi buziaka – Idź się ładnie ubrać. Naprawdę nie mamy czasu.
- No już dobrze, ale jeszcze się zemszczę. Zobaczysz – pogroziłam mu palcem. Zabrałam swoje czyste ubrania i skierowałam się do łazienki.
- Już się nie mogę doczekać – poczułam, że klepnął mnie lekko w tyłek. Zaskoczyło mnie to i odwróciłam się do niego. On tylko się szczerzył.
- Ach tak? No to zobaczymy samcze – poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i wyszłam – Już jestem. I o co tyle hałasu.
- Ależ Ty jesteś marudna – wywrócił oczami – Jak byś była w ciąży – spojrzałam na niego i po chwili posmutniałam – Rose? Powiedziałem coś nie tak?
- Nie – słabo się uśmiechnęłam – Pomóc Ci z torbami? - zmieniłam temat.
- Dam radę, ale na pewno wszystko w porządku? Tak nagle posmutniałaś – dotknął mojego policzka i spojrzał w oczy.
- A tak jakoś. Przejdzie mi. Naprawdę.
- No dobrze – słyszałam troskę w jego głosie – Kierowca pewnie już czeka. Zaniosę torby – pocałował mnie i wyszedł z bagażami. Usiadłam na łóżku. Zrobiło mi się tak nagle smutno. Ale nie mogłam mu przecież powiedzieć, że odzywa się we mnie instynkt macierzyński. Wiem, że by się ucieszył, ale to nie był odpowiedni czas. Mike miał dużo pracy i nie miałam zamiaru mu mieszać. Nagle znalazł się przy mnie – Gotowa?
- Tak. Możemy już jechać.
Na szczęście o tej porze nie było korków i na lotnisku byliśmy już po piętnastu minutach. Ochroniarz Michaela zaniósł nasze bagaże do samolotu. Mike przywitał się z pilotem. Widać było, że dobrze się znają. Po chwili siedzieliśmy już w samolocie. Zanim wystartowaliśmy zasnęłam.
- Kochanieee – usłyszałam. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Michaela.
- Hmm?
- Jesteśmy na miejscu.
- Już? - przeciągnęłam się.
- Tak. Przespałaś cały lot.
- Wybacz. Tak jakoś mi się zasnęło.
- Nie szkodzi. Przecież Ci obiecałem – pocałował mnie – Chodź. Wychodzimy – wstałam i za ręce wyszliśmy z samolotu. Nie wiem jak udało się Michaelowi zachować w tajemnicy, że będzie na Hawajach, bo nie było nikogo prócz ochroniarzy przy samochodzie – Na szczęście się udało. Boję się jak to będzie na plaży – powiedział, gdy siedzieliśmy już w aucie.
- Niepotrzebnie – spojrzał na mnie.
- Jak to?
- Ojciec wynajął część plaży, więc będziemy ją mieli tylko dla siebie.
- Dlaczego ja na to nie wpadłem.
- Bo loczki przysłaniają Ci myśli.
- Hmm możliwe – udał, że myśli – Ale jednego mi nie przysłaniają.
- A co takiego?
- Planów wobec Pani – pocałował mnie czule. Zawiesiłam łapki na jego szyi.
- Brzmi ciekawie. Ale skąd pewność, że pójdę na te plany, hm?
- Bo nie oprze mi się Pani.
- Pff jak by był Pan kimś wyjątkowym.
- Osz Ty. Odwołaj to.
- Hmm .. nie – wytknęłam mu język. Wiedziałam, że igram z ogniem.
- Więc zostaje Pani ukarana – zaczął mnie łaskotać.
- Hahaha nieee! Mike … haha … proszę – próbowałam blokować jego dłonie.
- Czy żałujesz za swoje grzechy?
- Jak najbardziej – przestał – Uff .. - złapałam oddech – Wariat jesteś – zaśmiałam się, ale On patrzył na mnie poważnie. Nawet bardzo. Szukałam jakiejś odpowiedzi w jego oczach i chyba się domyślałam co chodziło mu po głowie. Zresztą po chwili moje przypuszczenia się potwierdziły, bo dobrał się do mojej szyi. Przymknęłam oczy. Podobało mi się, ale musiałam Go przystopować – Misiu ..
- Hmm? - wciąż całował.
- Jesteśmy w aucie – jednak przerwał. Jego twarz była tak blisko mojej. Przybliżyłam się do jego ucha, żeby kierowca nie usłyszał.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale nadal masz celibat.
- Tylko nie to. Nie karz mnie tak dotkliwie – złapał się teatralnie za serce. Zaśmiałam się.
- Kary się nie wybiera. Karę się odbywa, kochanie – musnęłam jego usta.
- A ja Ci powiem, że i tak zmienisz zdanie.
- Czyżby?
- Yhym .. niedługo się przekonasz – zmrużyłam oczy i patrzyłam się na niego – O nic z tego. Nic Ci nie powiem.
- Porszęęęę – dałam mu buziaka.
- Zapomnij. To na mnie nie działa – po chwili znowu Go pocałowałam tym razem czule – Nawet nie próbuj. Dobrze wiem, że robisz to celowo.
- Może – pocałowałam Go namiętnie i nie przerwałam od razu. Wiedziałam, że to na niego działa, mimo, że mówił co innego – A teraz mi powiesz?
- Jesteś okropna, ale nie, nie powiem Ci. To jest niespodzianka.
- Oj no dobra. Niech Ci już będzie. Chyba jesteśmy na miejscu – wysiedliśmy – Ale tu pięknie – rozejrzałam się.
- Oj tak – wziął głęboki wdech i wydech. W naszą stronę szli moi rodzice.
- Nareszcie jesteście – mama mnie przytuliła, a ojciec przywitał się z Michaelem.
- Masz szczęście, że tym razem nie spadł jej włos z głowy – powiedział do niego.
- Już zaczynasz? - zapytałam – Dobrze wiesz, że to nie była wina Michaela.
- Właśnie Richard. Pamiętaj, że Mike też wtedy ucierpiał i nie uciekł.
- Możemy już do tego nie wracać? Chce zapomnieć – mocniej ścisnęłam dłoń Michaela. Spojrzał na mnie – Pokażcie lepiej dom – tata pomógł Michaelowi z bagażami i weszliśmy do domu od strony plaży. Znajdował się tuż przy plaży, tak jak było pokazane w katalogu.
- Z sypialni macie wyjście na duży taras – od razu na niego wyszłam i spojrzałam w morze. Oparłam się dłońmi o barierkę. Boże, ale tu było pięknie. Słońce grzało tak mocno, że od razu chciało się wskoczyć do wody. Mike do mnie podszedł i objął od tyłu.
- Mnie też się podoba. Spędzimy tu miłe chwile – oparł brodę o mój bark. Nagle coś mi się przypomniało.
- Ale Mike .. - odwróciłam się do niego przodem.
- Tak? O co chodzi?
- Przecież … przecież Ty nie możesz przebywać na słońcu.
- To prawda, ale rozmawiałem z lekarzem i choroba tak szybko się nie rozwija, więc nie powinno mi zaszkodzić. A kto wie .. może to są moje ostatnie chwile, gdy mogę cieszyć się słońcem.
- Nie mów tak … zabrzmiało jak byś .. - przytuliłam się do jego torsu.
- Przepraszam, ale bez obaw. Jeszcze będziesz musiała się ze mną trochę pomęczyć – pogłaskał mnie po policzku.
- Mogę i całe życie – spojrzałam mu w oczy. Mówiłam szczerze i dla jego pewności pocałowałam Go. Uśmiechnął się.
- Mi to odpowiada.
- Chodźcie na obiad – zawołała nas mama. Poszliśmy do salonu trzymając się za łapki.
- Mamo? A możemy potem zjeść?
- A czemu?
- Bo chce już iść popływać – wywróciła oczami.
- No dobrze.
- Dziękuje – pocałowałam ją w policzek i pobiegłam do naszej sypialni się przebrać – Misiek gdzie są moje stroje? - szukałam w torbie.
- Chyba na samym dnie – zauważyłam, że swoje kąpielówki szybko znalazł. Zaczął się rozbierać. Gdy miał już ściągać bokserki drzwi się otworzyły i weszła mama.
- Yyy … przepraszam – natychmiast się wycofała i zamknęła drzwi. Wybuchłam śmiechem, bo mina mamy i Michaela była bezcenna.
- Dobrze, że weszła teraz, a nie dziesięć sekund później – wciąż się śmiałam.
- Dobrze Ci się śmiać. Matko .. mało brakowało.
- Ale by miała miłą niespodziankę – nie mogłam się uspokoić. Zabrałam swój strój kąpielowy i poszłam do łazienki. Przebrałam się i wyszłam. Mike był już gotowy – Udało Ci się przebrać?
- Ale sobie grabisz. Poczekaj do wieczora.
- Chcesz mnie ukarać? - nie odpowiedział, tylko puścił mi oczko – Nie doczekanie Jackson – wyszłam pierwsza na plażę i pobiegłam do wody. Zanurzyłam się cała. Przepłynęłam kawałek. Zauważyłam, że Mike do mnie płynie.
- Nie oddalaj się tak.
- Dobrze tato – przyciągnął mnie do siebie. Założyłam ręce na jego szyję – Nasze pierwsze wspólne wakacje.
- I nie ostatnie – dałam mu buziaka.
- Mam nadzieje – nagle wpadłam na diabelski plan. Położyłam dłonie na jego głowie i zanurzyłam Go pod wodę śmiejąc się przy tym. Zdążyłam wziąć wdech, bo pociągnął mnie za nogi pod wodę. Chciał mnie pocałować, ale w ostatniej chwili wypłynęłam i zaczęłam mu uciekać – I tak Cie złapie! - płynęłam tak szybko jak tylko mogłam, ale i tak mnie złapał – I co teraz? - trzymał mnie w pasie.
- A co byś chciał? - celowo powiedziałam zmysłowo.
- Na razie tylko to – pocałował mnie namiętnie – Hm … widziałem tutaj basen.
- I co w związku z tym?
- A gdyby tak pójść tam, gdy wszyscy będą spać, hm?
- Oj Jackson .. Ty to jednak masz brudne myśli jak słowo daje – pokręciłam głową.
- Dziwisz mi się? To jak będzie?
- Zobaczymy … jeżeli będziesz grzeczny – tym razem to ja puściłam mu oczko – Wychodzimy? Czas coś zjeść.
- Ja tam mogę przejść od razu do deseru – przekręciłam oczami i zaczęłam płynąć do brzegu.
Widziałam, że mama obserwowała nas z tarasu, gdy wyszliśmy z wody i kierowaliśmy się w stronę domu. Przebraliśmy się i poszliśmy do kuchni, żeby zjeść obiad. Po posiłku poszliśmy na taras, gdzie byli rodzice. Przysiadliśmy się do nich.
- I jak woda? - zapytała mama.
- Świetna. Najchętniej to bym z niej nie wychodziła.
- Byś była pomarszczona jak babcia.
- Przynajmniej Michael by się do Ciebie nie dobierał – razem z mamą spojrzałyśmy na ojca – Przecież widziałem co robiliście w wodzie.
- Richard znowu zaczynasz? Co Cie ugryzło do licha? Michael nie zwracaj na niego uwagi. Egzotyczny komar chyba Go ugryzł – zaśmiałam się po cichu.
- Będę wyrażał swoją opinię i nikt mi nie zabroni.
- Ale nikt nie chce tego słuchać – powiedziała mama.
- Nie obchodzi mnie to. Ja wynająłem ten dom i będę mówił co mi się podoba – spojrzałam na Michaela.
- Nie robi mi Pan łaski. Stać mnie na hotel albo taki dom – wstał i poszedł do naszej sypialni. Patrzyłam za nim.
- Jesteś z siebie dumny?! - krzyknęłam i poszłam za nim. Zamknęłam drzwi. Stał na środku pokoju plecami do drzwi. Podeszłam i przytuliłam się do jego pleców – Mike …. nie bierz do siebie jego słów. Nie wiem o co mu chodzi. Miało być miło.
- A ja wiem o co … że Cie nie obroniłem – zacisnął zęby – Też nie potrafię sobie tego wybaczyć i chyba będzie lepiej jak wrócę do domu.
- Nie! Jeżeli tak postąpisz to wrócę z Tobą – odwrócił się do mnie – Tak .. przyjechałam z Tobą i z Tobą wrócę. To jak będzie?
- Eh .. nie wiem – chwilę na niego patrzyłam i wyszłam z pokoju.
- Wracamy – zakomunikowałam rodzicom.
- Co? Przecież dopiero co przyjechaliście.
- Podziękuj ojcu – spojrzał na mnie – Tak. To Twoja wina. Nie będziesz Go obwiniał, bo to nie jego wina. Równie dobrze bym mogła powiedzieć, że to Twoja wina, bo pojechałeś razem z mamą
- Ale On miał Cie pilnować.
- I pilnował. Poszedł za mną do piwnicy. Drugi raz nas nie rozdzielisz. Przecież Go lubiłeś. Co Ci się stało?
- Zawiódł mnie – pokręciłam tylko głową i wróciłam. Usiadłam na łóżku i złapałam się za głowę.
- A może … nie wyjedziemy, tylko przeniesiemy się do hotelu .. co myślisz? - spojrzałam na niego.
- Dobrze wiesz, że nie możemy. Od razu Cie rozpoznają.
- Masz racje – zaczął chodzić po pokoju. Drzwi się otworzyły i weszła mama.
- Nie przeszkadzam?
- A widzisz, żebyśmy coś robili?
- Rose .. wiem, że jesteś zła.
- I to jak cholera! Co On sobie wyobraża?! Nie ma prawa tak traktować Michaela!
- Kochanie spokojnie – podszedł i objął mnie.
- Jedno jest pewne. Nie możecie wrócić do domu. Zostajecie i tyle. Ojcu przejdzie jak zawsze.
- Może … jakoś Go przekonam do siebie.
- Jak chcesz to zrobić?
- Planuje to od dawna i dzisiaj mam zamiar zrobić. Dowiecie się wieczorem.
- No dobrze. Możesz spróbować – po chwili zostawiła nas samych. Byłam ciekawa co kombinował, ale wiedziałam, że i tak mi nie powie.
Około 19:00 wybraliśmy się z Michaelem na spacer po plaży przy brzegu wody. Trzymaliśmy się za ręce i rozmawialiśmy. Zupełnie zapomnieliśmy o tym co się stało. Liczyła się tylko ta chwila. Niestety na zachód słońca musieliśmy jeszcze poczekać.
- Zjemy z nimi kolacje? - zapytałam.
- Jeżeli chcesz.
- Też musisz chcieć.
- Kotku .. zrobię dla Ciebie wszystko. Nawet strawie Twojego ojca – zaśmiałam się.
- Nie wiem, czy nawet byś Go przełknął – uśmiechnął się.
- Zawsze mogę spróbować. Najwyżej zwrócę.
- Tylko umyj potem zęby.
- Nie ma sprawy – staliśmy przy brzegu. Obejmował mnie od tyłu i patrzeliśmy w taflę morza. Wydawało się, że nie ma końca. Mogłam bym tutaj zostać i już nie wracać. Tam zostawiliśmy przeszłość. Przeszłość, która nie była wcale taka kolorowa. Miałam nadzieje, że już nigdy nie wróci. Jedyną dobrą rzeczą, za którą dziękuje Bogu jest Michael. Postawił Go na mojej drodze i połączył. Wiedziałam, że los potrafi być nieprzewidywalny, ale miałam nadzieje, że Go nie stracę. Otworzyłam się przed nim. Wiedział o mnie wszystko. On i Sally. Nikt więcej. Tylko im w pełni ufałam.
- Kochanie? - usłyszałam po chwili i się ocknęłam.
- Hm?
- Zamyśliłaś się. Wracamy?
- Tak możemy – akurat natrafiliśmy na kolacje, którą mama przygotowała. Wolała sama przygotowywać posiłki niż korzystać z kucharki. Widocznie nie męczyło ją to.
- O już jesteście. Siadajcie i ma być spokój – spojrzała znacząco na ojca. Nie odpowiedział. Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść. Na szczęście był spokój. Po kolacji poszliśmy wszyscy do salonu, żeby wspólnie pooglądać telewizję. Mike był jakiś nie swój i chyba czymś się denerwował.
- Wszystko ok? - zapytałam Go po cichu.
- Tak – uśmiechnął się – Przepraszam na chwilę, ale mam jedną sprawę do załatwienia. Czy możecie na mnie poczekać i nie wychodzić z domu? - wszyscy na niego spojrzeliśmy ze zdziwieniem – Proszę .. to dla mnie ważne … tylko pół godzinki.
- No dobrze – odpowiedziała mama – Ale wróć do nas.
- Dziękuje. Postaram się jak najszybciej – dał mi buziaka, wstał i wyszedł. Nic z tego nie rozumiałam. Ale skoro mówił, że to ważne, to pewnie tak było. Powróciliśmy do oglądania tv. Faktycznie po pół godzinie wrócił – Możemy przejść na górny taras? - ja wstałam od razu i do niego podeszłam. Potem mama, która musiała upomnieć tatę. Wszyscy poszliśmy na taras, na którego wyjście było w naszej sypialni. Akurat był zachód słońca. Podeszliśmy do barierki – Rose .. wiesz jak bardzo Cie kocham i nie umiem żyć bez Ciebie. Pokochałem Cie od razu. Kochałem Cie nawet, gdy traktowałaś mnie jak insekta – zaśmiałam się – Ale z czasem i Ty mnie pokochałaś. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu – nie rozumiałam, dlaczego mi to wszystko mówi i to przy rodzicach.
- Mike .. ale … ja to wszystko wiem – uśmiechałam się do niego. Położyłam łapki na jego policzkach i patrzyłam mu w oczy.

- Ponieważ .. - widziałam, że się czymś stresował. Odwrócił mnie w stronę plaży. Na piasku zobaczyłam wyrzeźbione serce, a w środku niego … ''Marry Me, Rose''. Kompletnie mnie zatkało. Odwróciłam się do niego, ale musiałam spojrzeć w dół. Klęczał na jednym kolanie i w wyciągniętej w moją stronę ręce trzymał aksamitne, czerwone małe pudełeczko. Otworzył je i moim ukazał się piękny pierścionek – Zostaniesz moją żoną …?