sobota, 18 stycznia 2014

Bad Girl 39

Witajcie!
Znowu nic tutaj nie napisze ciekawego. Tym razem powodem jest: choroba. Grypa i mnie dopadła. Z tego powodu nie obiecuję, że notka pojawi się za tydzień. Postaram się napisać, ale wątpię, żeby mi się to udało. Grypa nigdy mi szybko nie odpuszcza. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Zapraszam na kolejną i oczywiście do komentowania ;) Spadam do łóżka. Trzymajcie kciuki, żebym dała radę napisać kolejną.

************************************************************

Tym razem ja obudziłem się pierwszy i patrzyłem się na Rose. Cieszyłem się, że dzisiaj jest sobota i mogę spędzić czas z Rose. Nie mogłem sobie darować, że dopuściłem do takiej sytuacji, jaka wczoraj miała miejsce. Rose, by powiedziała, że to nie moja wina. Wczoraj byłem tak wściekły, że chyba bym Go zabił. Niech mi lepiej nie wchodzi w drogę bo nie ręczę za siebie. Nie pozwolę, żeby odebrał mi Rose. Jeżeli sama podejmie decyzję, że nie chcę być już więcej ze mną … nie wiem co zrobię. Załamie się. Poruszyła się i spojrzała na mnie.
- Ciągle zły?
- Nie.
- Kłamiesz – wstałem i poszedłem do łazienki za potrzebą. Przemyłem twarz i wróciłem do pokoju – Nie ignoruj mnie – usłyszałem. Stanąłem przy oknie.
- Nie ignoruje.
- Akurat … znowu mnie obwiniasz?
- Oczywiście, że nie … po prostu .. - wypuściłem powietrze – Mógł coś Ci zrobić.
- Wymyśl coś lepszego – wstała, ale zaraz usiadła z powrotem – Ał!
- Boli? - ukucnąłem przed nią i dotknąłem jej stopy.
- Nie dotykaj mnie.
- Chce Ci pomóc.
- Nie potrzebuje litości.
- Rose .. do cholery …. to nie tak .. musisz mi uwierzyć .. kocham Cię i się boję. Nie mogę Cię stracić.
- O czym Ty do cholery mówisz?
- Tak bardzo się boję, że odejdziesz … czuję, że stanie się coś złego, a ja nie zdążę na czas – przytuliłem ją i schowałem twarz w jej włosach. Poczułem, że mnie objęła.
- Ale co się może stać?
- Nie wiem … coś złego …. nie kłóćmy się .. nie marnujmy na to czasu – trzymałem ją nadal w objęciach.
- Znowu miałeś zły sen?
- Nie, ale mam jakieś przeczucie.
- Musimy porozmawiać – powiedziała. Spojrzałem się na nią, pełen obaw co za chwilę usłyszę – Bo …. postanowiłam, że wrócę już do domu.
- Dlaczego? Co się stało?
- Ni .. nic …. za długo przebywamy razem … musimy się za sobą stęsknić.
- Proszę Cię .. nie kłam. Wolę usłyszeć najgorszą prawdę.
- Mówię prawdę. Nie chcę od Ciebie odejść, głuptasie …. przecież i tak będziesz codziennie przyjeżdżał – uśmiechnęła się, ale ja i tak wiedziałem, że coś się stało.
- Przez niego wszystko się pieprzy! - zacisnąłem żeby – Powiedź mi prawdę … zrobił Ci coś?
- Nie … naprawdę.
- Nie jestem głupcem. Wiem, że coś się stało. Wcześniej nie mówiłaś takich rzeczy. Chcę usłyszeć prawdę, słyszysz? - opuściła głowę – Wiedziałem … - dotknąłem jej policzka – Dotykał Cię?
- Nie, ale …. chciał mnie pocałować.
- Co?! - czułem jak zdenerwowanie znowu bierze nade mną górę.
- Nie pozwoliłam mu i dostał za to w pysk.
- Bardzo dobrze zrobiłaś.
- Możemy już o tym nie rozmawiać?
- Nie odpowiedziałaś jeszcze na jedno pytanie. Dlaczego chcesz wrócić do domu?
- Bo się Go boję … nie mogę znieść takiego spojrzenia innego faceta, a co mówić, gdyby mnie dotknął.
- Boże, skarbie – przytuliłem ją – Nie pozwolę, żeby ktokolwiek Cię skrzywdził.
- Wiem o tym, ale jednak wolę wrócić do domu – usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Proszę – odpowiedziałem i do pokoju weszła moja mama.
- Nie przeszkadzam?
- Nie. Co się stało?
- Miałam telefon od .. Josepha. Powiedział, że jutro wraca bo ma takie prawo.
- Rozumiem.
- To nadal jego dom. Nic nie mogę nic z tym zrobić.
- Wiem, mamo – podszedłem i ją przytuliłem – Nie martw się. Jakoś to będzie.
- O ile się nie pozabijacie.
- Jakoś się powstrzymam – zaśmiałem się.
- Mam nadzieję. Idę zrobić śniadanie. Zejdźcie za chwilę.
- Jermaine będzie?
- Tak.
- Mamo – zatrzymałem ją – Przepraszam za to jak Go potraktowałem, ale nie mogłem się powstrzymać.
- Wszyscy jesteście moimi dziećmi i nic tego nie zmieni. Nie ukrywam, że postępowanie Jermaina mi się nie podoba, ale jest dorosły. Wczoraj z nim rozmawiałam, ale sam widzisz, że nic nie wskórałam. Najlepiej nie zwracajcie na niego uwagi – wyszła.
- Chyba nie dam rady wziąć prysznic – powiedziała.
- Kąpiel może być? - uśmiechnąłem się i podszedłem do niej.
- Tak, ale razem z tobą – jeszcze szerzej się uśmiechnąłem.
- Z wielką przyjemnością – cmoknąłem ją i poszedłem przygotować kąpiel. Wróciłem po Rose i wziąłem ją na ręce. Rozebraliśmy się i weszliśmy do wody, to znaczy ja wszedłem z Rose na rękach. Oparła się plecami o mój tors.
- Jest mi tak dobrze w twoich ramionach – powiedziała.
- Mnie też – pocałowałem ją w szyję. Wziąłem gąbkę i zacząłem myć jej plecy, potem ręce i brzuch. Zaczęła chichotać – Co?
- Mam łaskotki.
- Ach tak?
- Nawet nie próbuj – przejrzała mnie. Odpuściłem, a to było do mnie nie podobne. Oplotłem ją ramionami – Mike?
- Hym?
- Co … - zawahała się.
- O co chodzi, kochanie? - wypuściła powietrze i kontynuowała.
- Co myślisz o ….. dzieciach? - zaskoczyła mnie tym pytaniem.
- Ale w jakim znaczeniu?
- Mówię o posiadaniu dzieci – zaniemówiłem i milczałem przez jakiś czas.
- Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć? - spojrzałem się na nią.
- Nie jestem w ciąży jeżeli to masz na myśli.
- Na pewno?
- Tak … poczułeś ulgę? - jeszcze bardziej się wychyliłem przez jej ramię, żeby na nią spojrzeć.
- Dlaczego tak mówisz? Nie .. nie poczułem żadnej ulgi. Prawdę mówiąc .. poczułem rozczarowanie.
- Naprawdę?
- Czemu tak się dziwisz? Jesteś moją miłością i to chyba jasne, że chcę mieć z tobą dzieci.
- Ciesze się, że to mówisz. Ja też chcę z tobą mieć – pocałowałem ją.
- Chcesz poznać moje zamiary co do Ciebie? - kiwnęła głową – Więc …. najpierw kupię jakiś dom. Zamieszkamy razem. Poproszę Cię o rękę i się pobierzemy. Potem .. urodzisz mi mnóstwo dzieci.
- Czyli ile? - zapytała się z przerażeniem.
- Hmm .. myślę, że 11 wystarczy – wybałuszyła oczy. Rozbawiło mnie to – Żartuje … nie ważne ile będziemy mieli. Wychowamy je najlepiej jak umiemy, a jako staruszkowie będziemy siedzieli przy kominku i opowiadali wnukom o naszej pięknej miłości.
- Kocham Cię – pocałowała mnie.
- Ja Ciebie bardziej.
- Ale mówisz o tym jak by życie było takie proste. Na pewno nie będzie tak łatwo. Będzie mnóstwo przeszkód.
- Oczywiście, że będzie, bo takie jest życie. Ale razem przetrwamy przez to wszystko i będziemy szczęśliwi. Zobaczysz.
- Tylko Ty mi wystarczysz do szczęścia – posiedzieliśmy jeszcze trochę w wannie. Ubrani zeszliśmy na śniadanie. Rose nie mogła jeszcze za bardzo chodzić, więc kazałem jej wskoczyć na moje plecy i tak zeszliśmy do jadalni. Wszyscy się na nas gapili, a mama uśmiechnęła się. Posadziłem ją na krześle i usiadłem obok. Byli wszyscy prócz Jerma. Miałem nadzieję, że Go dzisiaj nie zobaczę, ale nie można mieć wszystkiego.
- Czekaliście na mnie? Jak miło – dosiadł się z głupim uśmieszkiem. Nie patrzyłem na niego, ale kątem oka zauważyłem, że gapi się na Rose. Wzbierała we mnie złość, ale nic nie mówiłem. Miał podbite oko, rozciętą wargę i łuk brwiowy. Podczas posiłku, odezwał się – Dzisiaj wrócę późno. Informuje, żebyście się nie martwili.
- Nikt nie będzie – powiedziałem ciszej, ale i tak usłyszeli. Spojrzeli się na mnie.
- No dobrze, a dokąd idziesz? - zapytała mama.
- Do klubu. Muszę wyrwać jakąś laskę – mama nie chciała tego słuchać i wyszła do kuchni – Wczoraj byłem tak rozpalony, że myślałem, że nie wytrzymam – a ja ledwo wytrzymałem, żeby mu nie przywalić. Prowokował mnie. Wiedziałem o tym – Gdybym ja miał taką gorąco dziewczynę to chyba nie wypuszczałbym jej z łóżka i nie mógł normalnie funkcjonować. Myślał bym tylko o jednym … ale to ja. Niektórzy wolą żyć w celibacie – nagle wstałem aż krzesło się przewróciło. Rose dotknęła mojej dłoni. Nie wykonałem żadnego ruchu. Stałem i patrzyłem się na niego ze wściekłością.
- Już wystarczy tego – powiedziała Toya.
- O co wam chodzi?
- Dobrze wiesz! - wydarłem się – Za mało wczoraj dostałeś?!
- Wolisz jakąś laskę od własnego brata?
- To nie jest jakaś laska, tylko moja dziewczyna, a Ty to robisz specjalnie! Myślisz, że nie wiem o co Ci tak naprawdę chodzi?!
- No to słucham – skrzyżował ręce na piersi.
- Na wszelką cenę chcesz zwrócić na siebie uwagę. Nie możesz znieść, że byłem gwiazda zespołu, że Joseph poświęcaj mi całą uwagę. Zawsze chciałeś być na moim miejscu i mieć to co ja. Ale Rose nie zdobędziesz.
- Zobaczymy.
- Możesz sobie gadać, ale my się kochamy. Pewnie nie wiesz co to za uczucie i nie umiesz tego zrozumieć. I jeszcze jedno … powinieneś być szczęśliwy, że to nie na Tobie się skupiał. Chciałbym być na twoim miejscu, a Ty, żebyś był na moim. Zobaczyłbyś jakie to uczucie. On nie była dla nas jak ojciec, tylko menager. Wszyscy o tym wiecie. Chodź, kochanie – pomogłem Rose wstać i chcieliśmy już iść na górę.
- Bez nas byłbyś nikim!
- To Wy bez niego bylibyście nikim – odpowiedziała Rose – Dobrze o tym wiesz – zdziwiłem się. Nie mogłem patrzeć jak ledwo idzie, więc wziąłem ją na ręce. Położyłem Rose na łóżku – To mój ostatni dzień tutaj, więc może spędzimy Go miło.
- Miło mówisz? - podrapałem się po brodzie.
- Nie mówię o tym, napaleńcu – rzuciła we mnie poduszką i się roześmiała.
- A skąd wiesz o czym pomyślałem? - nachyliłem się nad nią.
- Bo tobie tylko jedno w głowie.
- Jerm uważa inaczej.
- Bo nie wie co się dzieje za zamkniętymi drzwiami – pociągnęła mnie i pocałowała – A tak poważnie to co porobimy? - myślałem przez chwilę.
- Wiem – uśmiechnąłem się – Pamiętasz gdzie Cię zabrałem, żeby poprawić Ci humor po … tym wszystkim co się wydarzyło?
- Hmmm …. przypomnij mi.
- Do kina w parku – uderzyła się lekko w czoło.
- No tak … chcesz znowu tam iść?
- Czemu nie?
- W sumie … ok.
- Świetnie. Zadzwonię do znajomego, żeby zostawił nam dwa bilety – poprosiłem znajomego, żeby zostawił mi dwa bilety i podziękowałem. Podczas rozmowy stałem przy oknie i widziałem jak Jerm wsiada do samochodu i odjeżdża. Potem poszedłem do łazienki, ale nie za potrzebą, tylko, żeby napisać do Q z prośbą, żeby do mnie zadzwonił. Wróciłem do pokoju.
- No dobrze, a co teraz będziemy robić? Jest jeszcze wcześnie – nie zdążyłem odpowiedzieć bo mój telefon zaczął dzwonić.
- Tak?
- Cześć. Napisałeś, żebym zadzwonił.
- Cześć Q. Co tam?
- Yyy .. Michael? Dobrze się czujesz? - nie rozumiał.
- Ja? Świetnie … koniecznie dzisiaj?
- O czym mówisz?
- Dobra. Będę za 15 minut w studiu – rozłączyłem się. Wiedziałem, że zrozumiał.
- Musisz jechać? - zapytała się Rose.
- Niestety. Postaram się w godzinkę uwinąć. Jerm gdzieś pojechał, więc nie musisz się bać.
- To dobrze.
- Jeżeli chcesz to zaniosę Cię do Janet, żebyś sama nie siedziała.
- Ok, ale jeżeli to coś ważnego, to się nie spiesz. Wiem, że masz pracę.
- Na pewno znowu jakieś poprawki. Poza tym nie zmarnuje całego dnia w studio. Wolę spędzić Go z tobą.
- Kochany jesteś, ale ja się nie obrażę – uśmiechnęła się.
- Wiem, ale chcę być przy tobie. To co? Zanieść Cię do Janet? Bo chcę jak najszybciej to załatwić i wracać.
- Ok – wziąłem ją na ręce i zaniosłem do pokoju Janet.
- Przyniosłem Ci towarzystwo.
- Super.
- To ja uciekam. Wrócę najszybciej jak się da – pocałowałem ją i wyszedłem. W samochodzie zadzwoniłem do pewnego znajomego jubilera i poprosiłem, żeby zamknął na pół godziny sklep. Zgodził się. Pojechałem tam. Zanim wysiadłem, założyłem przebranie, żeby nikt mnie nie rozpoznał i wszedłem do środka – Dziękuje, że Pan się zgodził.
- Nie ma problemu. Dzisiaj i tak nie ma dużego ruchu. Więc czym jest Pan zainteresowany?
- Proszę mi pokazać najpiękniejsze pierścionki jakie Pan ma. Cena nie gra roli.
- Oczywiście – wrócił z kilkoma pierścionkami – Na jakąś szczególną okazję?
- Tak … zaręczynowy … sam nie wiem. Wszystkie są niesamowite.
- To prawda. Zostawię Pana na chwilę samego. Proszę na spokojnie się zastanowić.
- Dziękuje – wyszedł do pomieszczenia obok. Nie mogłem się zdecydować, ale musiałam w końcu podjąć decyzję. Wybrałem jeden z nich i zawołałem właściciela – Wybieram ten.
- Doskonały wybór. Czy rozmiar może być? - wsadziłem na swojego palca. Daleko nie wszedł.
- Tak … moja dziewczyna ma znacznie chudsze palce od moich – pamiętałem dokładnie jaka jest różnica naszych dłoni.
- Rozumiem, że wybierze Pan odpowiednie pudełeczko do niego, tak?
- Tak – zapakował mi do wskazanego przeze mnie pudełeczka. Wypisałem czek, schowałem pierścionek do kieszeni i wyszedłem. W samochodzie ściągnąłem przebranie i jeszcze raz obejrzałem pierścionek. Był tak samo piękny jak Rose. Nic nie mogło zepsuć mojego dobrego humoru. Pojechałem do wytwórni. Q już na mnie czekał w studiu.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego kazałeś mi przyjechać tak nagle?
- Za chwile. Nie denerwuj się tak bo Ci ciśnienie skoczy.
- Małyyy – spojrzał się na mnie surowo.
- To miał być żart – usiadłem naprzeciwko niego.
- Wiem wiem. To powiesz wreszcie?
- Ale musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz. Nikt się nie może dowiedzieć.
- Znasz mnie tyle lat i wiesz, że nigdy nie zdradziłem twojej żadnej tajemnicy.
- Wiem, ale to naprawdę bardzo ważne.
- Zaczynam się bać – wyciągnąłem pudełeczko z pierścionkiem i Go pokazałem – Och … nie byłem przygotowany na oświadczyny.
- Q!
- Przecież żartuje – wziął Go ode mnie – Musiał kosztować majątek.
- To jest nieistotne.
- Chcesz się jej oświadczyć?
- Tak, ale jeszcze nie teraz. Sam nie wiem. Może za wcześnie Go kupiłem.
- Boisz się odrzucenia?
- Tak … najbardziej właśnie tego się boję. Ja wiem …. czuję, że Rose jest tą jedyną. Wiem, że Ona też chcę ze mną być, ale boję się, że wybiorę nieodpowiedni moment … że za wcześnie poproszę ją o rękę.
- Oczekujesz mojej rady, jak sądzę – kiwnąłem głowa – Jeżeli Cię naprawdę kocha, to nie będzie miało znaczenia kiedy to zrobisz. Sam powiedziałeś, że jeszcze nie teraz, więc do tej pory wasz związek jeszcze bardziej się rozwinie. Nie martw się na zapas.
- Może masz rację.
- Mam – poklepał mnie po plecach – Ale jeżeli masz zamiar jej Go dać to najpierw zerwij cenę – założył na nos okulary – Chyba źle widzę.
- Dlaczego?
- Bo tutaj pisze … - zmarszczył brwi – 16 mln?? - spojrzał się na mnie.
- No co? Wiesz, że dla mnie pieniądze nie są tak ważne. Zarabiam i wydaje.
- Ale 16 mln?
- To tylko pieniądze. W końcu mam na kogo wydawać.
- Dobrze Go schowaj – oddał mi pierścionek.
- Wiem … nie uważasz, że mi odbija?
- Niby czemu? Jesteś zakochany .. to normalne.
- Dzięki – spojrzałem na zegarek – Ja się będę już zbierał – wstałem.
- Zaczekaj.
- Tak?
- Dobra okazja, żeby o czymś porozmawiać. Usiądziesz? - zdziwiłem się, ale usiadłem z powrotem – Niedługo odbędzie się Motown 25.
- Wiem i?
- Chcę, żebyś wystąpił razem z braćmi.
- Nie.
- Wiem, że nie chcesz być więcej kojarzony z The Jacksons, ale …
- Tak! Nie chcę mieć już z nimi nic wspólnego. Zacząłem solową karierę. Chcę się skupić jedynie na tym. Jeżeli chcą to niech sobie wystąpią.
- Zastanów się nad plusami tego wydarzenia zanim odmówisz. Występ będzie nadawany w najlepszej telewizyjnej godzinie i na żywo. Przyniesie Ci same korzyści.
- Thriller odniósł sukces o jakim nie śniłem, więc nie zależy mi na tym.
- Nie podejmuj pochopnie decyzji, dobrze? Przemyśl to i wtedy dasz mi odpowiedź.
- Raczej nie zmienię decyzji.
- Masz dużo czasu – pożegnałem się i wróciłem do domu. Najpierw poszedłem do swojego pokoju i schowałem pierścionek, a potem po Rose – Jestem.
- Co tak szybko? - zdziwiła się.
- Nie cieszysz się?
- Cieszę, ale myślałam, że dłużej Ci zejdzie.
- Q chciał, tylko o czymś porozmawiać. Idziemy do pokoju?
- Tak – wziąłem ją na ręce – Nie dasz mi w ogóle chodzić?
- Uwielbiam Cię nosić, a to jest dobra okazja. Nie podoba Ci się to?
- Bardzo – mocniej objęła mnie za szyję. Posadziłem ją na łóżku – Coś się stało?
- Czemu tak myślisz?
- Bo widzę, że coś jest nie tak – westchnąłem.
- Niedługo jest Motown 25 i Q chcę, żebym wystąpił z The Jacksons.
- A nie chcesz?
- Nie … czy Oni nie mogą tego zrozumieć? Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.
- Nikt Cię nie zmusi do występu.
- Chociaż Ty nie próbujesz mnie przekonać – przytuliłem się do niej.
- Jestem po twojej stronie, skarbie – pogłaskała mnie po włosach.
- Wczoraj dzwonił Frank. Telewizja ET chcę zrobić ze mną wywiad.
- Zgodziłeś się?
- Tak … wiesz .. wyjaśnię te kłamstwa.
- Na pewno nikt jej nie uwierzył.
- Wiem, że próbujesz mnie pocieszyć, ale pisały o tym wszystkie gazety i trąbili o tym w wiadomościach. Nawet twoja mama miała wątpliwości – nie wiedziała co odpowiedzieć – Muszę w końcu coś z tym zrobić. Obejrzymy jakiś film?
- Pewnie, ale nie horror. Nie mam ochoty się bać.
- Nooo ok – oglądaliśmy filmy do wieczora. Potem pojechaliśmy do kina w parku. Założyłem brodę i wąsy. Tak jak poprzednio i usiedliśmy na końcu w samym rogu. Tym razem puścili filmy z Elizabeth Taylor. Obejrzeliśmy tylko dwa bo zobaczyłem, że Rose jest śpiąca. Oczywiście się nie przyznała, ale ja wiedziałem swoje. Pod domem Rose byliśmy po 22.
- Wejdziesz? - zapytała.
- Już późno.
- Myślałam, że mnie utulisz do snu – uśmiechnąłem się i zgodziłem. Rodzice Rose byli trochę zaskoczenie, gdy nas zobaczyli, ale widziałem, że się cieszyli. Rose poszła wziąć prysznic i przebrana w piżamę, wyszła z łazienki. Położyła się do łóżka – Poczekasz aż usnę?
- Tak – położyłem się obok niej. Położyła głowę na moim torsie.
- Zobaczymy się jutro?
- Nie może być inaczej. Śpij już – zamknęła oczy. Równo o 23 delikatnie wyślizgnąłem się z łóżka. Pocałowałem ją lekko w czoło i wyszedłem. Zanim wróciłem do domu, pojeździłem trochę po mieście. Musiałem się psychicznie przygotować na jutrzejsze spotkanie z Josephem. Zaparkowałem samochód i zobaczyłem na podjeździe samochód Josepha. Przez chwilę nawet się zawahałem, czy wejść do domu. Przecież miał wrócić dopiero jutro. Przełknąłem ślinę i nacisnąłem klamkę. W salonie paliło się światło i słyszałem ich rozmowy. Nie mogłem być tchórzem. Musiałem się w końcu zebrać w sobie. Wszedłem do salonu. Spojrzeli się w moją stronę. Jerma nie było. Pewnie był w klubie tak jak mówił rano.
- No proszę .. kto do nas dołączył.
- W zasadzie to nie chce tutaj być – chciałem wyjść.
- Musimy porozmawiać – usłyszałem jego gruby głos i się zatrzymałem.
- O czym?
- Nie tutaj – wstał i kierował się w moją stronę – Do mojego gabinetu – rozkazał. Poszedłem za nim. Zamknął drzwi – Wiesz o co mi chodzi.
- Nie – udawałem.
- Pamiętasz naszą umowę. Za tydzień masz spotkanie z tą dziewczyną … jak jej na imię – myślał prze chwilę – Nieistotne – nawet nie obchodziło Go imię tej dziewczyny – Za parę dni dam Ci jej adres, ale już wstępnie mówię, że macie się spotkać o 19.
- Nie.
- Co powiedziałeś?
- Nie zdradzę Rose. Nie jestem tobą.
- Traktuj to jako sprawy biznesowe, ale bardziej przyjemne – zaśmiał się obleśnie.
- Nie każ mi tego robić. Zapłacę Ci tyle samo ile jej ojciec – pokręcił głową.
- Zrobisz to – zbliżył się do mnie – Chyba nie chcesz, żeby coś się jej stało – pokazał mi zdjęcie Rose, które wyciągnął z kieszeni. To nie było zdjęcie pozowane. Ktoś je zrobił z ukrycia.
- Skąd je masz?!
- Nie twoja sprawa.
- Moja! Rose jest moją dziewczyną, więc to moja sprawa! - zaśmiał się.
- Jeżeli tego nie zrobisz .. - nie dokończył, tylko podarł zdjęcie Rose na pół – Pamiętaj, że każdemu może się przytrafić wypadek.
- Ty draniu! Zabiję Cię jeżeli coś jej zrobisz!
- Bądź posłuszny, to nic jej się nie stanie.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego nie mogę być szczęśliwy?
- Ależ możesz być .. masz po prostu wykonywać moje rozkazy, a wszystko będzie dobrze.
- To samo miałem zrobić z Rose.
- Z nią nie wyszło. Pomyliłem się.
- Nie wyszło bo Ci odmówiłem. Teraz też mogę to zrobić.
- Nie możesz. No chyba, że chcesz być na jej pogrzebie.
- Jaką mam pewność, że nic jej nie zrobisz?
- Masz moje słowo.
- Jest gówno warte! Gdy miałem 18 lat też to zrobiłem, a i tak Molly się o wszystkim dowiedziała. Nie wierzę Ci.
- Tym razem będzie inaczej, ale nadal masz wykonywać moje rozkazy. Czy to jasne?! Nawet dobrze, że z nią jesteś. Przynajmniej mogę Cię kontrolować i mówić co masz robić. Nie chcesz jej narażać, prawda?
- Nie mieszaj jej do tego!

- Gdybyś z nią nie był, to bym ją nie mieszał, ale tak … sam widzisz. Znam twój słaby punkt – wyszedł. Zostałem jeszcze chwilę w tym gabinecie. Miałem jeden wielki mętlik w głowie. Przecież jej nie zdradzę. Wystarczy, że raz to zrobiłem i straciłem bliską mi osobę. Już drugi raz nie popełnię tego błędu. Ale co mam zrobić? Joseph nigdy nie rzuca słów na wiatr. Jeżeli powiedział, że skrzywdzi Rose … zrobi to. Nawet nie będę wiedział kiedy i nie będę mógł jej ochronić. Z drugiej strony, jeżeli to zrobię … stracę ją, ale będzie żyła. W obu sytuacjach ją stracę. Wiedziałem, że nie pozbieram się jeżeli z nią nie będę, ale jej życie było dla mnie ważniejsze. W końcu poszedłem do mojego pokoju. Wziąłem letni prysznic. Gdy wyszedłem z kabiny, spojrzałem na wannę. Przypomniał mi się dzisiejszy ranek. Mówiłem jej o moich planach na życie, w których Ona była. Za równy tydzień, to wszystko miał strzelić szlag. Położyłem się do łóżka. Poduszka nadal nią pachniała. Wtuliłem się w nią. Wiedziałem, że nie zasnę. Przez cały czas myślałem jak się z tego wyplatać i nic mi nie przychodziło do głowy.

sobota, 11 stycznia 2014

Bad Girl 38

Witajcie!
I znowu powinnam tutaj coś napisać jak zawsze, ale nie mam trochę humoru i czasu. Ledwo wyrobiłam się z tą notką. Od razu chcę Was przeprosić dziewczyny, że nie komentuje waszych notek, ale możecie być pewne, że czytam każdą i postaram się szybko nadrobić zaległości. Przepraszam od razu za błędy jakie się pojawią w tej notce. Wiem, że na pewno są, ale tak się spieszyłam z napisaniem, że nie zwracałam na to większej uwagi. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza.

***************************************************************************

Otworzyłam leniwie oczy. Mike jeszcze spał. Miał jeszcze pół godzinki spania bo zawsze wstajemy o 8. Tak, wstajemy bo oczywiście ja też musiałam jeździć z nim na plan. Ale podobało mi się to. Uwielbiałam na niego patrzeć, gdy robił to co kochał i ile radości mu to sprawia. Zastanawiały mnie słowa Brooke. Wyznała mu miłość przy wszystkich. Może On też coś do niej czuje? Co ja wygaduje. Dlaczego zawsze musiałam mieć jakieś obawy? Kochaliśmy się i tylko to się liczy. Opierałam brodę na jego torsie i patrzyłam jak śpi. Tak bardzo kochałam tego zazdrośnika. Powoli otworzył oczy.
- Dzień dobry, misiu – powiedziałam.
- Dzień dobry, skarbie. Dawno nie śpisz?
- Nie … jakieś 5 minut temu – nie zmieniłam pozycji – Wyspałeś się?
- O tak – pocałował mnie w dłoń.
- Mogę Cię o coś zapytać?
- Oczywiście.
- Co poczułeś, gdy …. gdy Brooke wyznała Ci miłość? - zmarszczył brwi.
- Dlaczego o to pytasz?
- Jestem ciekawa.
- Naprawdę chcesz to wiedzieć? - kiwnęłam głową – Złość … jedyne co poczułem, to złość. Nie rozumiem jak można kogoś najpierw oczernić, a potem mówić, że się kogoś kocha. To jest chore.
- A gdybyś .. mnie nie poznał i nie było by tego całego zamieszania .. co byś odpowiedział? Tylko powiedź szczerze.
- Powiedziałbym, że nic z tego nie będzie bo traktuje ją jedynie jak przyjaciółkę … Rose, posłuchaj – wziął moje obie dłonie w swoje – Nigdy nie robiłem jej żadnych nadziei … byłem szczery od początku, że chcę wyłącznie przyjaźni. Mówiła, że Ona też, ale jak widać .. kłamała. Nie mogę być zły z tego powodu bo nigdy nie wiadomo kiedy strzeli nas strzała amora. Ale ja do niej nic nie czuje. Zobacz jak było z nami. Ja się od razu w tobie zakochałem, a ty mnie nienawidziłaś, ale po jakimś czasie to się zmieniło i jesteśmy razem.
- Już Ci mówiłam, że Cię nie nienawidziłam … po prostu bałam się zakochać.
- Tylko, że ja to odbierałem inaczej – uśmiechnął się – Ale teraz jest już dobrze i nie masz powodów do zamartwiania się bo nigdy z Ciebie nie zrezygnuje – pocałowałam Go – Mmm … jeszcze raz – zaśmiałam się i jeszcze raz Go pocałowałam.
- Czyli .. już się na mnie nie gniewasz? Odkupiłam swoje winy?
- Hmmm … trudne pytanie – podrapał się po brodzie – Można powiedzieć, że to ja się wczoraj starałem, a nie ty.
- Osz ty! - rzuciłam się na niego z poduszką – Odwołaj to! - zagroziłam z zamiarem ponownego bicia poduszką. Tylko się śmiał.
- Nie! To ja odwaliłem całą robotę.
- Jesteś wredną małpą! - złapał poduszkę i nie pozwolił mi na dalsze bicie – Puszczaj! Jeszcze z tobą nie skończyłam! - po chwili przestałam się szarpać bo się zmęczyłam – Dobra .. masz szczęście, ale następnym razem tak łatwo Ci nie odpuszczę.
- Zawsze tak mówisz – dalej się śmiał.
- Żebyś się nie zdziwił – położyłam się zmęczona – Wczorajsza noc bardzo mi się podobała.
- Mnie też, ale dlaczego to zawsze ja odwalam czarną robotę, co? - podniosłam się na łokciach i na niego spojrzałam.
- Zawsze?
- Zawsze – spojrzałam na budzik. Dochodziła 8. Usiadłam na jego brzuchu okrakiem. Patrzył się na mnie ze zdziwieniem.
- Spieszy Ci się?
- W zasadzie to nic się nie stanie jak przyjadę później, prawda?
- Też tak myślę – nachyliłam się i Go pocałowałam – Możesz się jeszcze wycofać.
- Nie mam takiego zamiaru – zbliżył się do mnie. Dłonie położył na moich biodrach i zaczął całować. I wtedy … drzwi się otworzyły. Odruchowo zasłoniłam się bardziej kołdrą i zeszłam z Michaela.
- Proszę, proszę, a co się tutaj wyrabia? - to był Jermaine. Mike jeszcze bardziej mnie okrył.
- Nie umiesz pukać?! - wydarł się na niego.
- No wybaczcie, ale nie spodziewałem się takiego widoku – jak gdyby nigdy nic, wszedł do pokoju.
- Wyjdź!
- Coś taki nerwowy? Rose nie musisz się wstydzić swojego ciała … jestem ekspertem jeżeli chodzi o kobiece ciała i już przez ubranie widzę, że niczego Ci nie brakuje.
- Coś ty powiedział?!
- Ooo .. a co to jest? - zignorował Michaela i podniósł mój biustonosz.
- Zostaw to!
- Wezmę sobie na pamiątkę.
- Spróbuj! - Mike był strasznie wkurzony – Masz szczęście, że jestem nie ubrany!
- Uuu … boję się. Dobra .. idę, a wy bawcie się dobrze – puścił oczko i wyszedł.
- No co za … - cały chodził ze zdenerwowania.
- Uspokój się – chciało mi się śmiać – Idę wziąć prysznic – chciałam wstać, ale mi nie pozwolił.
- Ubierz coś na siebie.
- No proszę co za zmiana. Od kiedy to nie chcesz, żebym przeszła nago?
- Od teraz! Nie pozwolę Ci paradować nago, gdy On tutaj się kręci! - zdziwił mnie jego ostry ton – No chyba, że Ci się to podoba!
- Sam nie wiesz co mówisz – ubrałam szlafrok i poszłam do łazienki. Jego zazdrość, czasami mnie wkurzała. Przeginał. Weszłam do kabiny i przemyłam swoje ciało. Gdy wyszłam, On stał z miną szczeniaka, który zrobił coś złego.
- Przepraszam …. znowu mnie poniosło – właśnie teraz przypomniał mi się Eryk. Odwróciłam się do niego tyłem – Nie gniewaj się na mnie – objął mnie od tyłu. Nie odzywałam się – Powiedź coś – wyrwałam się z jego uścisku i spojrzałam na niego.
- Słuchaj … będąc z Erykem .. zbyt często słyszałam ''Przepraszam'' czy ''Obiecuje'' …. nigdy nic z tego nie wychodziło. Zawsze robił to samo. Jeżeli masz się na mnie najpierw wydzierać, a potem przepraszać i tak w kółko .. to … ja nie wiem, czy tak chcę. Pomimo że Cię kocham.
- Rose …. chyba nie chcesz odejść – podszedł do mnie.
- Nie chcę …
- Nawet o tym nie myśl. Wiem, że czasami zachowuje się jak dupek, ale to nie zmienia moich uczuć do Ciebie – wyszłam z łazienki, a On za mną.
- Myślisz, że mogłabym Cię zdradzić?
- Oczywiście, że nie.
- To czemu łapiesz mnie za słowa? To ja podrywam Jerma? Nie! Myślisz, że chcę, żeby oglądali mnie inni mężczyźni? Ja rozumiem, że jesteś zazdrosny, ale do cholery jasnej czemu ja za to obrywam? Nie reaguje na jego słowa, czy zaczepki. Ignoruje Go, a ty nadal myślisz, że wskoczę mu do łóżka!
- Nie myślę tak … ja … ja się po prostu boję.
- Czego?
- Że mnie zostawisz …. że zobaczysz, że z innym może być Ci lepiej …. Jerm jest strasznym podrywaczem … nawet nie zliczę ile miał już dziewczyn.
- Jestem z tobą bo Cię kocham .. po co mam szukać innego? To Ciebie pokochałam – wzięłam jego twarz w swoje dłonie – Musisz mi ufać.
- Ufam … wiem, że mnie nie zdradzisz, ale nie ufam jemu. Dobrze wiem jaki jest, gdy jakaś dziewczyna mu się spodoba.
- Ale dobrze wiesz, że ja nie jestem jak inne i nie lecę na jego gadkę. Ty musiałeś się nieźle za mną nabiegać.
- To prawda – w końcu się uśmiechnął – Ja bez Ciebie nie chcę żyć … jesteś moim całym światem i przysięgam, że postaram się zmienić.
- Nie chcę, żebyś się zmieniał, ale nie myśl o mnie w ten sposób, dobrze?
- Dobrze, ale strasznie się wkurzyłem i mu nie daruję – zacisnął zęby. Miałam nadzieję, że się nie pozabijają. Ubrani, zeszliśmy na dół. W salonie było jakoś wesoło. Weszliśmy tam. Byli wszyscy bracia i mieli bardzo dobry humor – Co wam tak wesoło? - zapytał się Mike, na co Oni wybuchli śmiechem.
- Opowiadam właśnie jaką masz seksowną dziewczynę – odpowiedział Jerm.
- Zamknij mordę!
- Mike się wkurza bo im przeszkodziłem.
- Powiedziałem stul dziób!
- Widzicie … nasz mały Mickey stał się mężczyznom … powiedz mi coś Rose … zadowala Cię?
- Żebyś wiedział!
- Jasne …
- Co się dzieje? - do salonu weszła Pani Jackson. Nikt jej nie odpowiedział.
- Gdy wszedłem do pokoju … widziałem kawałek ciała Rose. Wiecie, którą część?
- Zabije Cię! - no i się stało. Mike rzucił się na Jerma, powalając przy tym na podłogę. Chłopaki Go odciągnęli, ale i tak się wyrywał.
- Czy ja powiedziałem coś nie tak? Przecież to sama prawda – śmiał się głupio. Mnie też już zaczął wkurzać.
- Mówisz o mojej kobiecie! I masz o niej mówić z szacunkiem, a nie jak o pierwszej lepszej, która Ci się nawinie!
- A przepraszam bardzo, czy ja ją obraziłem?
- Muszę Pani powiedzieć, że chyba tylko Mike był pilnym uczniem na Pani lekcjach wychowania – powiedziałam.
- Też mi się tak zdaje – odpowiedziała – Jak Ci nie wstyd? - zwróciła się do Jerma – Nie tak was wychowałam – spuścili głowy.
- Czy nawet we własnym pokoju nie mogę mieć odrobinę prywatności?!
- Oczywiście, że możesz, Michael – powiedziała – A ja zaraz będę musiała z Panami znowu pomówić, że należy pukać przed wejściem.
- Mamo .. my jedziemy.
- A śniadanie?
- Zjemy coś po drodze … a Ty! - wskazał na Jerma – Jeżeli znowu będziesz wygadywał o Rose takie rzeczy albo się do niej zbliżysz … - nie dokończył, tylko ścisnął dłoń w pięść.
- Chodźmy już – złapałam Go pod ramię i wyszliśmy z domu. Wiedziałam, że był zły i lepiej się nie odzywać. Dość szybko byliśmy na miejscu. Pomimo złości, złapał mnie za rękę i poszliśmy do jego garderoby.
- Mogę? - to był Bob.
- Tak .. wejdź. Zaraz będę gotowy.
- Ok – miał już wychodzić, ale się cofnął – Stało się coś?
- Nie.
- Na pewno? Wyglądasz na zdenerwowanego.
- Wydaje Ci się, ok?!
- No w porządku – wyszedł.
- Misiu? - podeszłam do niego – Nie denerwuj się już – powiedziałam delikatnie.
- Masz mi powiedzieć jeżeli będzie się do Ciebie zalecał.
- Nie żartuj. Przecież nie będzie próbował … - nie dokończyłam bo widziałam jego poważną minę.
- Molly też chciał mi odebrać – odszedł kawałek dalej i podparł dłonie na biodrach.
- Żartujesz?
- Nie.
- Ale mu się nie udało i ze mną będzie tak samo.
- Akurat tego jestem pewien, ale nie znoszę jego gierek.
- To może ja wrócę do siebie – bardziej stwierdziłam.
- Jeżeli chcesz .. - posmutniał.
- Nie chcę, ale tak będzie chyba lepiej.
- Dla kogo? Na pewno nie dla mnie. Nie chce się z tobą rozstawać nawet na minutę – przytulił mnie – Zostaniesz jeszcze?
- Tak, ale pod warunkiem, że się nie pozabijacie.
- Jeżeli nie będzie mnie prowokował, to zgoda.
- Mam nadzieję – gdy Mike był już przebrany, poszliśmy na plan. Nie wiem ile minęło czasu, ale chyba parę ładnych godzin bo Bob krzyknął, że przywieźli pizze, czyli czas na obiad. Każdy dostał po jednej wielkiej. Ja z Michaelem wzięliśmy jedną bo i tak więcej byśmy nie zjedli. Potem Mike poszedł do reszty i omawiał szczegóły. Zawołałam Go na chwilę.
- Tak?
- Pójdę się przejść, dobrze?
- Ok, tylko się nie zgub – pocałował mnie krótko i wrócił do swoich obowiązków. Plan był naprawdę duży. Wchodziłam chyba do każdego pomieszczenia jakie było otwarte. W jednym z nich było pełno różnego sprzętu. Rozglądałam się po wszystkim. Nagle usłyszałam, że drzwi się zamknęły. Pobiegłam w ich stronę i złapałam za klamkę. Niestety były zamknięte na klucz. Nie wiedziałam co zrobić. Krzyczałam, ale ściany były bardzo grube. Byłam pewna, że i tak nikt mnie nie usłyszy, ale się nie poddawałam. Waliłam w te drzwi. Wszystko na nic. Usiadłam przy ścianie i czekałam na cud.


Byłem strasznie zmęczony dzisiejszym dniem. Musiałem odpocząć. Wróciłem na miejsce gdzie zawsze czekała na mnie Rose. Nie było jej. No tak poszła się przejść …. ale zaraz. Spojrzałem na zegarek. Nie ma jej od trzech godzin. Co? I ja dopiero teraz, to zauważyłem?! Byłem tak pochłonięty pracą, że nie zwróciłem uwagi, że jej nadal nie ma. Pytałem się ludzi, którzy akurat przechodzili, czy jej nie widzieli, ale nikt nic nie wiedział.
- Co się stało, Mike? - zapytał się Bob.
- Rose gdzieś zniknęła.
- Co?
- Mówiła, że idzie się przejść, ale to było trzy godziny temu!
- Spokojnie .. na pewno gdzieś tutaj jest. Rozdzielamy się. Zadzwonię, gdy ją znajdę – poszedł w lewo, a w ja w prawo. Przebiegłem cały plan i nigdzie jej nie było. A co jeśli coś się stało? Odgoniłem te myśli od siebie i zacząłem przeszukiwać pomieszczenia. Z każdym kolejnym krokiem czułem coraz większy strach. Jedne z drzwi były zamknięte na klucz.
- Jest tam ktoś? - nie dostałem odpowiedzi. Musiałem jak najszybciej znaleźć Boba. Nie był to trudne. Akurat szedł w moją stronę – Masz klucze od tych pomieszczeń?
- Tak.
- Chodź szybko – pobiegł za mną i otworzył te drzwi. Rose siedziała skulona pod ścianą – Rose – podniosła głowę. Poczułem niewyobrażalną ulgę, że nic jej nie jest.
- Mike – wstała i się we mnie wtuliła – Myślałam, że już nigdy stąd nie wyjdę.
- Cii – cała się trzęsła. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do swojej garderoby. Usiadłem razem z nią na kanapie – Co się stało? - zapytałem.
- Chciałam zobaczyć co tam się znajduje i w pewnym momencie usłyszałam, że drzwi się zamknęły. Ktoś musiał tam być i nie wiedział, że ja też jestem.
- Przepraszam, że tak późno zobaczyłem, że Cię w ciąż nie ma.
- Nie musisz przepraszać … wiem, że byłeś zajęty.
- Najważniejsze, że nic Ci nie jest. Tak się bałem – mocniej ją przytuliłem. Chciałem ją zanieść do samochodu, ale powiedziała, że da radę iść.
- Na pewno już skończyłeś na dzisiaj? - zapytała, gdy jechaliśmy do domu.
- Tak – trochę skłamałem bo miałem tylko odpocząć i wracać na plan. W domu byliśmy o godzinie 17. Poszedłem wziąć prysznic bo nie pachniałem zbyt ładnie, a Rose poszła do dziewczyn. Cieszyłem się, że ma z nimi tak dobry kontakt. Z Janet aż za bardzo. Na całe szczęście sprawa z Brooke zakończyła się na ugodzie, na którą dziewczyny, a zwłaszcza Rose nie były dobrze nastawione. Miałem ogromną nadzieję, że już nigdy więcej Brooke nie będzie sprawiała żadnych problemów. Wyszedłem z łazienki jedynie w samym ręczniku bo telefon zaczął dzwonić – Słucham?
- Cześć Michael.
- Witaj Frank – to był mój menager – Dawno się nie widzieliśmy.
- To prawda. Nie chciałem Ci przeszkadzać.
- Niby w czym?
- Masz teraz dziewczynę i całą uwagę skupiasz na niej zamiast na muzyce, niestety.
- Proszę Cię .. nie mów jak Joseph.
- Taka jest prawda. Gdy jej nie znałeś, byłeś zupełnie inny.
- Tylko po to dzwonisz? Żeby mi powiedzieć co sądzisz o Rose?
- Nie chciałbyś usłyszeć co o niej sądzę, ale do rzeczy. Dzwonię bo ET chcę przeprowadzić z tobą krótki wywiad.
- Czy ja wiem – podrapałem się po głowie.
- Jeszcze się zastanawiasz? Od dłuższego czasu nie miałeś żadnego wywiadu ani nic. Wykorzystaj to. Po wystąpieniu Brooke, ludzie chcą usłyszeć prawdę.
- Kiedy?
- Jeszcze nie wiem, ale muszę wiedzieć, czy się zgadzasz, żeby ustalić termin.
- Dobra .. niech będzie.
- No nareszcie mówisz do rzeczy. Zadzwonię, gdy będę wiedział więcej – rozłączył się. Może ma rację? Zdementuje te wszystkie plotki i tyle. Ubrałem się w luźniejsze ciuchy. Chciałem spróbować potańczyć. Może już nie będę czuł tego bólu. Najpierw jednak poszedłem do pokoju Janet.
- Kochanie – podszedłem do Rose, która siedziała na łóżko Janet.
- Tak?
- Idę trochę poćwiczyć.
- Na pewno dasz radę? - dotknęła mojego policzka.
- Spróbuje.
- O świetnie! - Toya wyszła z łazienki – A my pojedziemy do galerii handlowej – klasnęła w dłonie.
- Błagam Cię – Rose opadła bezwładnie na łóżko.
- Oj nie bądź taka. Będzie fajnie – namawiała i było jasne, że się z tego nie wykręci. Zaśmiałem się.
- Przepraszam skarbie, że Cię w to wkręciłem – powiedziałem cicho, ale tak, żeby Toya też usłyszała.
- Bardzo śmieszne, braciszku.
- Nic już nie mówię – nachyliłem się nad Rose – Może znowu kupisz coś dla mnie jak ostatnio – pocałowałem ją.
- Yyy .. zapomnieliście, że nie jesteście tutaj sami?
- To nie słuchajcie – odpowiedziałem.
- I nie patrzcie – dopowiedziała Janet.
- Wystarczy tych czułości. Jedźmy już – denerwowała się Toya.
- Może być w końcu znalazła sobie kogoś, co? - powiedziałem.
- Nie potrzebuje.
- Taa … dobra. Bawcie się dobrze i pamiętaj co Ci mówiłem – mrugnąłem do Rose. Zarumieniła się. Wyglądała słodko z rumieńcami. Poszedłem do sali z lustrami, żeby potańczyć.

Nie miałam ochoty za żadne zakupy, ale Toyi nie da się przekonać. Mówi, że ją zakupy odprężają. Ja nie widzę nic odprężającego w przebieraniu się ze sto razy i łażenie po ogromnej galerii handlowej.
- Może zadzwonię po Sally, co?
- Świetny pomysł. Im nas więcej tym lepiej – poszłam do pokoju Michaela bo tam zostawiłam swój telefon i wykręciłam numer do Sally.
- Tak? - odebrała.
- Cześć to ja. Wybieram się z Toya i Janet na zakupy. Może masz ochotę się do nas przyłączyć?
- Pewnie.
- Czekamy – rozłączyłam się i poszłam powiedzieć dziewczynom. Po około 20 minutach, przyjechała Sally i pojechałyśmy do tej galerii. Gdy Toya i Janet oddaliły się nieco od nas, żeby zobaczyć wystawę, Sally zaczęła ze mną rozmowę.
- Jak się czujesz?
- Dużo lepiej. Już nie myślę o śmierci .. naprawdę.
- Cieszy mnie to. Martwiłam się o Ciebie.
- Już nie musisz. Mike jest wspaniały.
- Szczęściara – szturchnęła mnie łokciem. Zobaczyliśmy, że Janet ciągnie Toye za rękę, a tamta nie ma zamiaru wyjść ze sklepu.
- Pomożecie? - z rozbawionymi twarzami, podeszliśmy do nich – Kompletnie zwariowała.
- Toya .. zróbmy sobie przerwę, co? - zapytałam.
- No dobra – wywróciła oczami.
- Chodźmy na ciacho.
- Ok – poszliśmy do tej samej ciastkarni co wcześniej byłam z Janet. Każda z nas zamówiła coś słodkiego i herbatę. Trochę pogadaliśmy, ale chwile później zaczęli temat Michaela. Chciałam jakoś tego uniknąć bo wiedziałam, że wszystkie są bardzo wścibskie. Próbowałam zmienić temat, ale na marne.
- Jaki On jest? - zapytała pierwsza Sally.
- Normalny.
- Oj .. pytam jaki jest, gdy jesteście sami.
- Na pewno nie taki nieśmiały – zaśmiała się Toya.
- Tego jestem pewna, ale chciałabym usłyszeć jakieś szczegóły.
- Sally! - udałam oburzenie i się roześmiałam. Jedynie Janet siedziała cicho – Dobra … co chcecie wiedzieć? - poddałam się.
- Chyba wiesz.
- Nie, nie wiem.
- Och … no wiesz … jaki jest w łóżku? - zapytała prosto z mostu. Toya prawie wypluła herbatę, którą właśnie piła.
- Ja o to nie zapytałam – broniła się Toya.
- Nie będę mówiła o takich rzeczach – zawstydziłam się.
- Aż taki dobry? - ciągnęła dalej.
- Koniec tego tematu – powiedziałam, ale czułam jak poliki mnie palą. Spojrzały się na mnie podejrzliwie – No co?
- Tylko jedno słowo – Sally zrobiła oczy jak kot ze Shreka. Zawahałam się.
- Jest …. cudowny … wystarczy? - pokiwała z zadowoleniem głową. Siedzieliśmy jeszcze jakąś chwilą i zobaczyliśmy czterech mężczyzn. Usiedli parę stolików dalej i nas obserwowali.
- Toya .. ciacha nas obserwują – powiedziała Sally.
- Pfff – prychnęła, nie zwracając na nich uwagi. Zobaczyłam jak dwóch z nich się do nas zbliża.
- Witamy miłe Panie. Może byście się do nas przyłączyli, hm?
- Akurat jest nas czwórka tak jak i was – chciało mi się śmiać, gdy wyobraziłam sobie Michaela, który ma ochotę ich pozabijać z zazdrości.
- Ja jestem Tom, a to Scott … a ty jak się nazywasz? - zwrócił się do mnie.
- Nazywam się Zajęta.
- Uuu .. co za szkoda, a wy dziewczyny?
- Posłuchajcie … dwie z nas są singielkami – powiedziała Sally.
- Szkoda, że tylko dwie, ale to nic … tamte barany nie skorzystają – wskazał na swoich kumpli – Zostawimy swoje numery. Mam nadzieję, że zadzwonicie – jeden dał numer Sally, a drugi Toyi. Jeden z nich jeszcze się cofnął – Na pewno nic z tego? - zapytał się mnie.
- Lepiej uważaj. Jej facet jest okropnie zazdrosny – powiedziała Toya.
- Serio?
- Ooo tak – potwierdziłam.
- Więc nie chcę mieć problemów – uśmiechnął się i poszedł na swoje miejsce.
- Roseeee – powiedziały wszystkie jednocześnie – Ale masz powodzenie. Normalnie ogłupiał na twoim punkcie.
- Dajcie spokój – znowu spaliłam buraka – Tylko nie mówcie nic Michaelowi.
- Spoko .. nie chcę Go odwiedzać w więzieniu – powiedziała Toya – Idziemy już?
- Tak – połaziliśmy jeszcze trochę i dziewczyny wepchały mnie do sklepu z bielizną.
- Przestańcie – śmiałam się.
- Nic z tego! Padnie Ci do stóp, gdy Cię w tym zobaczy – wcisnęły mi kilka kompletów bielizny i kazały przymierzyć. Pod ich presją wybrałam trzy z nich. Mogą się przydać. Zapłaciłam i wyszłyśmy ze sklepu.
- Nam się bardzo dobrze układa, jeżeli chodzi o te sprawy.
- Ale bielizna na pewno nie zaszkodzi – szturchnęła mnie Sally – O zobacz! Sklep z męską bielizną.
- Chyba zwariowałaś!
- Przecież znasz jego rozmiar.
- Nie o to chodzi! Jak to będzie wyglądało, gdy kupie mu bieliznę?
- Jak kobieta, która kupuje majtki dla swojego faceta? - uniosła obie brwi.
- Dlaczego ja się z nią zadaje? - powiedziałam do siebie, a dziewczyny zachichotały.
- My tutaj zaczekamy – powiedziała Janet i razem z Toya usiadły na ławce przed sklepem.
- O jacie. Zobacz jaki wybór – skrzyżowałam ręce na piersiach – No co tak stoisz?
- Ty tu chciałaś wejść, więc sama oglądaj – przewróciła oczami.
- O zobacz … te są super.
- Nom, ale ..
- Ale?
- Za małe – zaczęła szukać większych i mi pokazała – Też za małe.
- Co ty mówisz? Przecież jest chudy.
- Ale ja nie mówię o rozmiarze talii.
- A .. o czym? - dobrze wiedziała, ale znowu chciała ode mnie wyciągnąć szczegóły.
- Pomóc w czymś? - podeszła do nas sklepowa.
- Tak … ma Pani może większy rozmiar? - zapytała Sally.
- Zaraz poszukam, a jaki dokładnie? - spojrzały się na mnie.
- Nie znam, ale wiem na oko.
- Yhym – zaczęła przeszukiwać – Znalazłam ostatni – pokazała mi – pokręciłam przecząco głową.
- Widzi Pani … nie chodzi o talie, ale o …. że tak powiem .. wyposażenie – powiedziała Sally. Myślałam, że spalę się tam ze wstydu. Już chciałam wychodzić, ale Sally mnie powstrzymałam.
- Och rozumiem, ale z tego modeli nie mam większych. Proszę zaczekać – poszła chyba na zaplecze.
- Ostatni raz poszłam z tobą na zakupy – powiedziałam do niej cicho.
- Daj spokój. Dla niej jest to normalne. W końcu pracuje w sklepie z męską bielizną, nie? Poza tym nie wie dla kogo to kupujesz – mrugnęła do mnie – Wiedziałam – uśmiechała się.
- Niby co?
- Już jestem. To są największe rozmiary jakie są dostępne. Nie zamawiamy więcej ponieważ bardzo mało osób je kupuje.
- Dlaczego? - zapytała Sally.
- No cóż … większe zapotrzebowanie jest na mniejsze rozmiary – i ekspedientka też przeciwko mnie? Najchętniej bym się zapadła pod ziemię.
- Dobra. Biorę tę i tyle – wzięłam pierwsze lepsze, zapłaciłam i wyszłam. Nawet nie czekałam na resztę. Podeszłam do dziewczyn.
- Co jesteś taka czerwona? - zapytała się Janet.
- I zła? - tym razem Toya.
- Już nigdy, przenigdy nie idę z nią na zakupy. Takiego wstydu jeszcze nigdy się nie najadłam.
- Ale musisz przyznać, że jej mina była bezcenna – zaczęła się śmiać. Chciałam być poważna, ale nie wyszło mi i też zachichotałam.
- Jestem już zmęczona. Wracajmy – poszłyśmy do samochodu i wróciłyśmy do domu. Sally też weszła. Wszystkie rzeczy jakie kupiłam zaniosłam do pokoju Janet, żeby Mike nie zaglądał. Wiedziałam, że po kryjomu to zrobi. Wszystkie zostałyśmy w pokoju Janet. Poszła zrobić nam coś do picia. Zegar wskazywał 20:30, a Mike nadal ćwiczył. Chciałam już tam iść i powiedzieć, żeby tak się nie męczył. Ale zobaczyłam, że wszedł do pokoju.
- Tęskniłem – przytulił mnie.
- No bardzo długo się nie widzieliśmy.
- Dla mnie długo.
- Chyba nie idziesz jeszcze ćwiczyć?
- Nie .. już skończyłem i jestem padnięty.
- Nie przemęczaj się tak.
- Jestem przyzwyczajony do takiego wysiłku. Nie martw się.
- Mike? - zagadała Sally.
- Tak?
- Musisz nosić taki rozmiar?
- Yyy … nie rozumiem – wyciągnęła z mojej torby bokserki, które ''dzięki'' niej kupiłam.
- Nie mogłyśmy znaleźć twojego rozmiaru. Nawet sklepowa zgupiała.
- Sally! - upomniałam ją. Spojrzałam na Michaela. Jego twarz płonęła ze wstydu.
- To .. to ja pójdę wziąć prysznic i się kładę. Przyjdziesz?
- Jeszcze trochę z nimi porozmawiam. Zwłaszcza z jedną osobą.
- Ok.
- Nie czekaj na mnie – pocałował mnie w policzek i wyszedł – Dlaczego to robisz? - zapytałam się jej.
- Ale co?
- Dobrze wiesz, że jest nieśmiały. Po co stale o tym mówisz? Tylko jedno Ci w głowie?
- To już żartować nie można?
- Innych żartów nie znasz?
- Znam i nie mów, że jest taki nieśmiały. Chciałabym widzieć co się dzieje za zamkniętymi drzwiami.
- Ale to są nasze prywatne sprawy! Nie rozpowiadamy o tym na lewo i prawo!
- Dobra już dobra. Nie piekl się tak.
- To przestań o to pytać! - posiedziałyśmy do 22:30. Sally pojechała do domu, a poszłyśmy, oprócz Janet, do swoich pokoi. Wzięłam Sisi na ręce i zamknęłam za sobą drzwi. Mike już spał – Widzisz mała … Pan zasnął – powiedziałam do niej i położyłam ją do legowiska. Przebrałam się w piżamę i po cichu się położyłam, żeby Go nie obudzić. Zamknęłam oczy i po paru minutach, poczułam, że mnie obejmuje. Uśmiechnęłam się do siebie i bardziej się w niego wtuliłam. Szybko zasnęłam. Około 3 nad ranem obudziła mnie suchość w gardle. Musiałam się czegoś napić. Delikatnie chciałam się wydostać z jego objęć.
- Gdzie idziesz? - zapytał przez sen.
- Napić się. Śpij. Zaraz wracam – poszłam do kuchni. Do szklanki nalałam sobie wody mineralnej i wzięłam łyka. Wyczułam czyjąś obecność w kuchni. Odwróciłam się i zobaczyłam Jerma – Przestraszyłeś mnie – przyznałam.
- Przepraszam – podszedł bliżej. Nie odpowiadało mi to, ale na razie nic nie mówiłam.
- Co tutaj robisz? - zapytałam, żeby przerwać ciszę.
- Przyszedłem się czegoś napić, a ty?
- Ja też, ale już wracam do łóżka – chciałam Go wyminąć, ale mi nie pozwolił – Przepuść mnie – serce zaczęło mi szybciej bić.
- Po co się tak spieszysz? Michael śpi. Nikt nam nie będzie przerywał.
- Co? O czym ty mówisz?
- Dobrze wiesz. Ty też to czujesz … jestem pewien – dotknął mojego policzka. Odepchnęłam jego dłoń.
- Nie dotykaj mnie.
- Przestań grać niedostępną – jeszcze bardziej się do mnie zbliżył. Szklanka wypadł mi z dłoni i roztrzaskała – Michael się nie dowie. Nie bój się – chciał mnie pocałować, ale zamiast dostać buzi, dostał po gębie.
- Za kogo ty mnie uważasz?!
- Za niezłą laskę, która udaje niedostępną.
- Co się tutaj dzieje? - w drzwiach stał Mike.
- Mike … to nie t .. - chciałam już zaczął się tłumaczyć.
- Odejdź od niej!
- Sama chciała ….
- Chodź do mnie – wyciągnął dłoń w moją stronę. Chciałam się znaleźć jak najszybciej w jego ramionach, ale po drodze stanęłam na rozbite szkło bosą stopą.
- Ałł! - upadłam na jego klatkę piersiową. Wziął mnie na ręce, a ja oplotłam rękami jego szyję. Patrzył się wściekłe na Jerma.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem – powiedział i zaniósł mnie do łazienki. Posadził mnie na rogu wanny i obejrzał moją stopę – Pójdę po Toye – wyszedł i po chwili wrócił z Toya.
- Co się stało? - zapytała i ukucnęła, by zobaczyć moją nogę.
- Szklanki wypadła mi z dłoni i nie zauważyłam szkła – Mike stał przy futrynie. Jego mina wskazywała, że za chwilę wydarzy się coś złego.
- Boli?
- Tak – podszedł do mnie i posadził mnie sobie na kolanach. Dobrze wiedział czego teraz chciałam. Przytulił mnie.
- Muszę wyciągnąć szkło … może zaboleć – kiwnęłam głową, żeby robiła co trzeba i mocniej się w niego wtuliłam. Nie odzywał się co było kolejnym dowodem, że za chwilę zrobi się naprawdę nieprzyjemnie. Zaciskałam oczy, gdy mi przemywała ranę. Okropnie szczypało – Założę bandaż i gotowe – gdy Toya robiła ostatnie okrążenie bandażem wokół mojej stopy, Mike się odezwał.
- Muszę coś załatwić – posadził mnie na kant wanny i wyszedł. Wiedziałam dokąd idzie.
- Nie, Mike! - nie posłuchał – Mike!! - Toya patrzyła się na mnie i nie wiedziała co się dzieje – Leć szybko po chłopaków!
- Co? Dlaczego?
- Poszedł do Jerma! - zapięła mi bandaż i wybiegła z pokoju. Nie mogłam siedzieć i czekać. Skacząc na jednej nodze, złapałam się poręczy schodów. Widziałam co się na dole działo i byłam przerażona. Michael okładał Jerma pięściami aż w końcu powalił Go na podłogę. Najdziwniejsze było to, że wcale się nie bronił. Jedynie zasłaniał się rękami przed kolejnymi ciosami.
- Zabiję Cię! - krzyczał Michael. Nie wiem czemu, ale zaczęłam płakać. Chyba z bezsilności. Chłopaki zbiegli po schodach i zaczęli odciągać Michaela od Jerma. Wyrywał im się, ale dali radę – Wiedziałem, że nie odpuścisz! Zabiję Cię jeżeli ją jeszcze raz tkniesz albo chociaż na nią spojrzysz! - puścili Go dopiero na schodach. Zobaczył mnie, że płakałam. Był nadal wściekły, ale przytulił mnie.
- Daj już z tym spokój … proszę – wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka – Nie idź już nigdzie.
- Nie pójdę, ale należało mu się! Zrobił Ci coś?
- Nie – nie powiedziałam, że próbował mnie pocałować bo zaczęło by się od nowa. Jednak trochę się zmienił. Nie był na mnie zły, czy coś takiego. Wiedział, że to nie była moja wina. Muszę powiedzieć, że zaczęłam się bać Jerma. Mike chyba widział moje obawy. Zamknął drzwi na klucz. Położył się o objął mnie ramieniem. Długo nie mógł się uspokoić.
- Wiedziałem – powtarzał – Jeszcze raz to zrobi, a Go zabiję … naprawdę – mówił to bardzo poważnie aż ciarki mnie przeszły.
- Nie myśl już o tym.
- To nie takie łatwe … jak noga?
- Trochę boli, ale da się wytrzymać ….. chodźmy spać – musiałam z nim rano porozmawiać. Teraz nie był to odpowiedni moment na psucie i tak popsutego humoru.
- Dobrze, ale gdybyś czegoś potrzebowała albo coś .. obudź mnie, dobrze? - pogłaskał mnie po policzku.

- Obiecuję – pocałował mnie delikatnie w usta i się położyliśmy. Targały nami emocję i usnęliśmy bardzo późno.