sobota, 2 maja 2015

Bad Girl 60

Witajcie kochani!
Jak widzicie żyję, ale bardzo Was przepraszam za to, że nic nie dodawałam. Nie miałam wgl czasu na pisanie, ale w końcu Go znalazłam.
Nie macie pojęcia jak się cieszę, że wciąż jesteście i czytacie ;) Bo pisze to dla Was. Dziękuje, że nie zapomnieliście o tym blogu, bo historia cały czas się rozwija tak naprawdę. Nie chce obiecywać, ale za tydzień powinna być notka na Betty i mam nadzieje, że uda mi się dotrzymać terminu.
Już nie przynudzam, tylko zapraszam do czytania i komentowania :)


*******************************************************************************


Kiedyś, gdy byłam mała, mówiono mi, że jeżeli spotkam tego jedynego będę o tym wiedziała, że będę bardzo szczęśliwa .. na zawsze. Szkoda, że to okazało się zwykłą bajką bez happy endu. Co z tego, że takiego spotkałam jak nie mogłam z nim być. Czyli już nigdy nie mam być szczęśliwa? Wmawiałam sobie, że nie załamie się, że będę silna i któregoś dnia jeszcze się zakocham. Niestety z każdym dniem coraz mniej w to wierzyłam. Próbowałam jeść chociaż trochę, ale nie zawsze mi się udawało. Dziewczyny były bardzo zmartwione moim stanem, ale zapewniałam je, że nic mi nie będzie. Sally znała to zachowanie. Janet dopiero się uczyła i tak naprawdę nie chciałam, żeby mnie taką widziała. Nawet przestała spotykać się ze swoim chłopakiem, tylko po to aby być przy mnie. Nie chciałam, żeby tak się poświęcała i nie chodziła na randki, ale była tak samo uparta jak … Mike. Ehh .. wciąż ciężko jest mi wypowiedzieć jego imię. Czasami, gdy patrzyłam się pustym wzrokiem w okno, przypominały mi się te wszystkie chwile z nim spędzone. To był najpiękniejszy czas w moim życiu. Szkoda, że się skończył. Wszystko prysnęło jak bańka mydlana.
- Rose? - to była mama.
- Hm?
- Jak długo tak zamierzasz? To do niczego nie prowadzi.
- Wiem … ale nie umiem inaczej. Nawet jeśli On próbuje żyć jak dawniej, to ja tak nie potrafię, rozumiesz?
- Tak .. rozumiem skarbie i jestem pewna, że jemu jest tak samo ciężko.
- Jasne.
- Eh .. masz prawo czuć złość .. - odwróciłam się do niej.
- Jedyne co czuje to smutek i pustkę, której nikt nie wypełni. Ufałam mu bezgranicznie. Wiedział o mnie wszystko .. więcej niż Wy .. - czułam jak łzy napływają mi do oczu.
- Chciałabym Ci jakoś pomóc ..
- Nie możesz … nikt nie może.
- Tylko On – na te słowa, ponownie odwróciłam się do okna.
- To już nie ma znaczenia. Niech będzie szczęśliwy.
- Nie mów tak. Wiem, że tak nie myślisz.
- Proszę .. zostaw mnie samą.
- Janet i Sally zaraz przyjdą.
- Czyli na ten czas Ty mnie pilnujesz.
- Bo się martwimy o Ciebie.
- Ale nie jestem już dzieckiem, a wy mnie tak traktujecie.
- Wcale nie .. zostawię Cie samą.
- W końcu – czułam jej wzrok na sobie, a po chwili usłyszałam, że wyszła. Czy ja nie mogę sama o sobie decydować? Nie miałam myśli samobójczych, po prostu było mi źle. Nie wierzyli mi. Tak jak mama mówiła, dziewczyny przyszły parę minut później
- Rose? - usłyszałam ponownie.
- Co? - nie odwróciłam się.
- Zejdziesz za chwilę do salonu?
- Po co?
- Po prostu przyjdź, dobrze? - kiwnęłam tylko głową, że przyjdę. Na moje szczęście znowu zostałam sama w pokoju. Poszłam do łazienki i spojrzałam w swoje odbicie. Wyglądałam koszmarnie.
- Michael by się Ciebie przestraszył – usłyszałam za sobą i zobaczyłam w odbiciu Sally.
- Proszę .. nie chce o nim mówić … zaraz przyjdę, ok?
- Dobrze – wyszła. I po co Ona mi o nim przypomina, gdy próbuje zapomnieć. W ten sposób nigdy nie wymarzę Go z pamięci. Przemyłam twarz zimną wodą i zeszłam na dół do salonu. Zobaczyłam rodziców i dziewczyny.
- Siadaj – powiedział łagodnie tata. Usiadłam.
- To o co wam chodzi, hm?
- Martwimy się o Ciebie.
- To już wiem. Coś jeszcze? Bo jak nie to wracam do siebie.
- Przemyśleliśmy to z mamą i uważamy, że … powinnaś się zgodzić na terapię ..
- Słucham?! Znowu zaczynacie?! Znowu chcecie się pozbyć problemu?!
- To nie tak ..
- A jak?! Do cholery jasnej! Zajmijcie się może sobą, co?! Dajcie mi spokój! - ubrałam kurtkę i buty i wyszłam od razu z domu. Poszłam do tego parku, gdzie Mike wtedy przyszedł i zaczęła się nasza przygoda z problemami. Usiadłam na tej samej ławce i powróciłam wspomnieniami – Mike nie pozwolił by mnie znowu zamknąć u czubków .. zaopiekował by się mną jak wtedy .. boże .. - rozpłakałam się na dobre. W głębi duszy chciałam, żeby tutaj przyszedł, objął i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Wróciłam do domu dopiero po kilku godzinach. Nadal wszyscy siedzieli w salonie.
- Gdzie się podziewałaś? - zapytała mama – Martwiliśmy się o Ciebie.
- Serio? To nie wasza sprawa i nie wybieram się na żadną terapię – poszłam do siebie i się położyłam. Zasnęłam zmęczona tym wszystkim.
Usłyszałam, że ktoś wymawia moje imię. Otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam … Michaela? Siedział na skraju łóżka i patrzył się na mnie.
- Co ..
- Ćśśś .. - przerwał mi – Wiem, że popełniłem błąd … największy błąd w moim życiu, ale zrozumiałem i uświadomiłem sobie, że kocham Cie najbardziej na świecie, dlatego nie potrafię żyć bez Ciebie. Przysięgam, że już nigdy nie zachowam się jak palant i nie będziesz przeze mnie płakała. Wybaczysz mi? Ten ostatni raz? - patrzyłam na niego uważnie i się rozpłakałam – Skarbie .. ?
- Tak … wybaczę Ci .. ja Ciebie też kocham i tylko z Tobą chce spędzić resztę życia – przytulił mnie z całych sił, a ja się w niego wtuliłam – Nawet nie wiesz jak czekałam aż to zrobisz.
- Powiedziałaś, że chcesz spędzić ze mną resztę życia, tak?
- Tak i jestem tego pewna – odsunął się ode mnie. Wstał i uklęknął przed łóżkiem. Wyciągnął niewielkie pudełeczko z kieszeni, nie spuszczając ze mnie wzroku. Zasłoniłam usta dłonią, bo domyślałam się co się święci. Otworzył je, a moim oczom ukazał się pięknie pierścionek – O Boże …
- Kochanie .. zostaniesz moją żoną? - zebrały mi się łzy, ale tym razem były to łzy szczęście. Uśmiechnęłam się.
- Tak! - i wtedy … poczułam, że ktoś mnie szarpię za ramię. Otworzyłam oczy. Nade mną stała Sally i Janet. Aż podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam się za nim rozglądać. Nie było Go. Przyglądały mi się uważnie i nic nie rozumiały.
- Miałaś zły sen? Mówiłaś coś, dlatego Cie obudziłam – wytłumaczyła się Janet.
- Nie … to nie był koszmar – objęłam swoje nogi i oparłam brodę o kolana. To był tylko sen. Najpiękniejszy sen, tylko dlaczego akurat taki? Dlaczego teraz? Było mi strasznie smutno, ale nie płakałam. Nie pytały co mi się śniło i dziękowałam im za to. Nie umiałabym im to opowiedzieć bez łez – Długo spałam?
- Ze trzy godziny. Lepiej się czujesz?
- Wyśmienicie.
- Głupie pytanie, ale musisz wziąć się w garść, tylko nie krzycz – zasłoniła się rękami jak przed atakiem. Trochę mnie to rozbawiło – Chwila .. Ty się uśmiechasz? Sally widzisz to samo co ja?
- Tak i też jestem w szoku.
- Oj przestańcie. Wiesz … jesteś do niego podobna nie tylko z wyglądu.
- No chyba żartujesz. Jestem ładniejsza – zadarła zabawnie nos ku górze – Poza tym w głowie mam mózg zamiast siana.
- Coś takiego – dogryzła jej Sally – Kto by pomyślał, że coś tam w ogóle masz.
- No przepraszam bardzo, ale mam więcej rozumu niż On.
- Taa ..
- Sally! Nie chcesz, żebym do Ciebie podeszła.
- Czekam.
- Masz szczęście, że mi się nie chce – Sally się tylko zaśmiała.
Wiedziałam, że robią to specjalnie, żeby mnie rozśmieszyć, ale w dużej części był to wymuszony uśmiech. Sally pewnie to wyczuła. W końcu zna mnie tyle lat i wie o mnie wszystko. Do wieczora tak się sprzeczały. Myślały, że dzięki temu nie myślę o nim. To nie prawda. Cały czas myślałam. W pewnym momencie Janet wyszła i miała niedługo wrócić.

                                                                          ******

Ciągle siedziałem w tym pokoju. Tak w ogóle to był ten sam pokój, w którym byłem z Rose, gdy ten sukinsyn podał jej narkotyki. Ciągle miałem ochotę Go za to zabić. Mimo wszystko, to były piękne chwile, bo byłem tutaj z nią. Mogłem się nią zaopiekować i pokazać, że naprawdę mi zależy. Co z tego. Przecież teraz zachowałem się jak najgorsza świnia. Była dla mnie najważniejsza. Leżałem na łóżku, gapiąc się w sufit, gdy usłyszałem dźwięk wiadomości. Niechętnie wziąłem telefon do ręki i odczytałem ''Z tej strony Twoja marnotrawna siostra. Będę Cie dręczyła tak długo aż w końcu pójdziesz po rozum do głowy, jasne? Inaczej się Ciebie wyrzeknę i nie żartuje.'' Czego Ona ode mnie oczekiwała? Jasne, że za nią tęsknie, ale nie mogę tam pojechać. Nie po tym co zrobiłem. Nie zmieniłem pozycji do późnego wieczora. Wiedziałem jedno. Janet nigdy nie rzuca słów na wiatr. Usiadłem i wziąłem do ręki zdjęcie, na którym jestem razem z Rose. Wyglądała tak pięknie. Zresztą zawsze tak wyglądała. Odłożyłem zdjęcie i złapałem się za głowę. Co mam robić? On jej zrobi krzywdę jeżeli wrócę. Po chwili namysłu, zdecydowałem. Ubrałem się do wyjścia i wyszedłem z hotelu. Wsiadłem do auta i ruszyłem. Nie pozwolę jej skrzywdzić. Moi ochroniarze będą jej pilnować. O ile mi wybaczy. Zatrzymałem się pod jej domem. Trochę minęło zanim odważyłem się wysiąść i zapukać. Otworzył mi Pan Baker.
- Dobry wieczór – powiedziałem nie pewnie.
- No witaj. Co Cie tutaj sprowadza?
- Przyjechałem bo … chce to naprawić.
- Nie uważasz, że na to jest już za późno? Zraniłeś ją.
- Wiem .. zdaje sobie z tego sprawę, ale naprawdę ją kocham .. proszę dać mi szanse.
- Mnie nie proś o szansę, tylko moją córkę.
- Więc .. wpuści mnie Pan? - chwilę na mnie popatrzył i przepuścił w drzwiach. Wszedłem do środka. Do holu weszła mama Rose.
- Co tutaj robisz? Za mało wyrządziłeś krzywdy?
- Przepraszam za wszystko .. chce to naprawić .. proszę tylko o jedną szansę .. - patrzyła na mnie.
- Eh … dobrze, ale Rose chyba już śpi.
- Nie będę jej budził. Chce ją po prostu zobaczyć i potem porozmawiać, a raczej prosić o wybaczenie.
- To jej decyzja, ale mnie zawiodłeś Michael.
- Nie chciałem .. naprawdę.

- Wierzę Ci, ale słowa nie cofną czasu – odeszła. Po chwili byłem już u Rose w pokoju. Cichutko wszedłem, żeby jej nie obudzić, bo faktycznie już spała. Chciałem ją przytulić i już nigdy nie wypuszczać z objęć. Stałem w progu drzwi i po prostu się na nią patrzyłem …