- Nie przyjedzie –
powtarzałam od godziny. Michael jeszcze nie przyjechał, a była już
17. Nawet nie zadzwonił.
- Przyjedzie zobaczysz.
- Wcale mu się nie
dziwie.
- Możesz przestać?
Zawiódł Cię kiedyś?
- Nie, ale …
- Stop! Już nic więcej
nie chcę słyszeć. Poczekamy na niego w salonie – zaciągnęła
mnie siłą na dół – Siadaj, a ja zrobię nam herbatę - poszła
do kuchni. Bałam się, że naprawdę nie przyjedzie i zostanę z tym
wszystkim sama. Wiedziałam, że sobie nie poradzę. Miałam jeszcze
rodziców i Sally, ale to nie to samo. Gdy był blisko czułam się
bezpieczna. Sally wróciła z dwoma kubkami gorącej herbaty – Nad
czym tak myślisz?
- Zamyśliłam się –
wzięłam łyk, ale zaraz tego pożałowałam bo oparzyłam się w
język.
- Uważaj gorąca … mogę
Cie o coś zapytać?
- Yhy.
- Na jakim poziomie są
wasze relacje? Twoje i Michaela?
- Nie bardzo Cię
rozumiem.
- Wydajesz się bardzo do
niego przywiązana, dlatego pytam, czy coś się zmieniło między
wami?
- Oto Ci chodzi … był
przy mnie i bronił jak tylko mógł, dlatego wole jak jest przy mnie
… czuje się pewniej …. sama nie wiem do końca dlaczego tak
jest. Po tym wszystkim powinnam chcieć trzymać się jak najdalej o
facetów, ale tak nie jest. Chcę, żeby był.
- Ale między wami jest
tak samo jak przedtem?
- Tak … wiem o co Ci
chodzi, ale nie wiem czy kiedykolwiek to się zmieni. Nie wiem czy
zaufam kiedyś mężczyźnie.
- A Michaelowi?
- Jest facetem i nie
potrafię mu zaufać w pełni. Wiem, że by mnie nigdy nie
skrzywdził, ale nie potrafię … nie po tym wszystkim co się stało
– ktoś pukał do drzwi.
- O wilku mowa –
powiedziała i poszła otworzyć – Nareszcie je … ups …
przepraszam Pana … myślałam, że to Michael. Proszę wejść –
to był mój tata. Był jakiś nie swój. Powiedziałabym nawet
zdenerwowany.
- Nic nie wiecie?
- O czym?
- Michael jest w szpitalu.
Zemdlał w studiu i zabrało Go pogotowie.
- Co? - nie mogłam
uwierzyć w to co mówił – Ale co się stało?
- Jeszcze nie wiem.
Powiadomiłem już rodzinę.
- Mogę do niego jechać?
- Dlatego tutaj
przyjechałem.
- Poczekaj na mnie. Muszę
się przebrać – pobiegłam na górę. Ubrałam jakieś dresy i
zeszłam z powrotem – Możemy jechać – nie miałam ochoty
ubierać się ładnie. Sally pojechała z nami. Na miejscu była już
mama Michaela, Janet i jeden z braci. Chyba Randy. Pani Jackson
siedziała na krzesełku i płakała. Podeszliśmy bliżej – Pani
Jackson? - bałam się, że stało się najgorsze. Spojrzała się na
mnie – Wiadomo już coś?
- Nie … każą nam
czekać. Janet mi powiedziała, że pojechał do Ciebie w nocy. Może
coś zauważyłaś … zachowywał się inaczej? Mówił, że źle
się czuje?
- Nie, zachowywał się
normalnie. Rano pojechał do studia i już Go nie widziałam –
usiadłam na krzesełku obok.
- Boże … czekamy już
pół godziny, a co jeśli … coś się stało i nie wiedzą jak to
nam powiedzieć?
- Proszę tak nie mówić.
Robią mu badania i na pewno zaraz się dowiemy – miałam rację. Z
daleka zobaczyliśmy idącego w naszą stronę lekarza. Wszyscy
wstali i czekali jak na wyrok.
- Co z moim synem? -
zapytała roztrzęsiona.
- Zrobiliśmy wszystkie
badania i nie jest dobrze. Ma pęknięty żołądek co spowodowało
krwotok wewnętrzny. Stracił bardzo dużo krwi. Nie będę Państwa
oszukiwał. To cud, że jeszcze żyje.
- To co teraz będzie?
- Za chwilę rozpoczynamy
operację w celu zaszycia żołądka i oczyszczenia z krwi narządów
wewnętrznych.
- Ale będzie wszystko w
porządku po operacji?
- Pani Jackson … każda
operacja, nawet zwykłe usunięcie wyrostka wiąże się z ryzykiem.
- Co to znaczy?
- Pani syn będzie miał
poważną operację, która trwa kilka godzin i może wydarzyć się
wszystko, ale proszę być dobrej myśli. Państwo wybaczą, ale
każda sekunda ma tutaj znaczenie, więc muszę już iść na
operację – chciał już iść.
- Doktorze – zatrzymałam
Go.
- Tak?
- Czy … czy jest to
spowodowane pobiciem?
- To jest jedyny powód –
odpowiedział – Pielęgniarka będzie Państwa informować o
przebiegu operacji – powiedział i dosłownie pobiegł. Pani
Jackson rozpłakała się na dobre. Janet próbowała ją uspokoić.
Po chwili zobaczyliśmy, że z sali obok wiozą Michaela. Był
nieprzytomny. Jego mama od razu do niego podeszła.
- Synku .. wszystko będzie
dobrze. Czekamy tutaj na Ciebie … Rose też jest. Kocham Cię –
pocałowała Go w czoło i wróciła. Janet ją objęła. Michaela
już zabrali. Czułam się winna. Podeszłam do niej.
- To moja wina …
przepraszam – popatrzyła się na mnie. Przeszłam obok Sally.
- Rose … - powiedziała
bo widziała, że się obwiniam.
- Daj mi spokój – szłam
w nieznanym mi kierunku. Blisko wind była klatka schodowa. Poszłam
tam i usiadłam na nich. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam
płakać. Poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Podniosłam wzrok to
była Sally.
- Nie płacz … operacja
się uda … zobaczysz.
- Nie rozumiesz … płacze
bo to moja wina … to przeze mnie się tutaj znalazł i walczy o
życie.
- Nie mów głupstw. To ty
Go pobiłaś? Ty nasłałaś włamywaczy? Nie!
- Ale to nie zmienia
faktu, że jak by mnie nie poznał to do niczego takiego, by nie
doszło! Proszę Cię … zostaw mnie na chwilę samą – posłuchała
mnie i poszła. Ponownie schowałam twarz. Znowu poczułam dotyk na
ramieniu, ale nawet nie podniosłam głowy. Myślałam, że to znowu
Sally – Mówiłam, że chcę zostać sama!
- To nie twoja wina – to
nie była Sally. Podniosłam głowę i zobaczyłam Panią Jackson.
- Myślałam, że to
Sally.
-Dlaczego się obwiniasz?
- To się stało w moim
domu … na moich oczach … chciał mnie bronić. Odkąd pojawiłam
się w jego życiu, ciągle ma jakieś problemy. Dlatego postanowiłam
zniknąć z jego życia. Jedyne o co Panią proszę to, żeby Pani
mnie powiadomiła, gdy Michael wyjdzie ze szpitala.
- Nie wygłupiaj się ….
chodź – złapała mnie pod pachę – Może już coś wiadomo.
- Ale …
- Chcesz się kłócić ze
starą kobietą? - zażartowała.
- Nie.
- Więc … idziemy –
wyszliśmy z klatki schodowej i kierowaliśmy się do reszty. Pani
Jackson trzymała mnie pod pachę. Chyba bała się, że ucieknę –
Michael, by nie chciał, żebyś się obwiniała.
- Wiem, ale tak się
czuję.
- Niepotrzebnie –
dopiero teraz się przekonałam, że jest bardzo sympatyczną osobą,
dlatego nie mogłam zrozumieć jak mogła być z taką osobą jak
Joseph. Była dla niego zbyt dobra. Czekaliśmy już trzy godziny.
Janet, Randy i Sally już dawno padli zmęczeni na krzesłach. Tata
pojechał do wytwórni załatwiać sprawy związane z płytą
Michaela. Ja i Pani Jackson wytrwale czekaliśmy na jakieś wieści.
Kolejne dwie godziny – Może chcesz jechać do domu? - zapytała
się mnie.
- Nie, chcę wiedzieć,
czy wszystko się udało – pielęgniarka szła w naszą stronę.
Wstrzymałam na chwile oddech, gdy stała naprzeciw nas.
- Pani jest matką?
- Tak.
- Operacja się udała,
ale do jutro będzie nieprzytomny. Poza tym jest jeszcze pod wpływem
narkozy.
- Czyli … wszystko w
porządku.
- O przebiegu operacji
powie Pani lekarz – odeszła. Pani Jackson spojrzała się na mnie
i rzuciła na szyję.
- Dzięki Bogu wszystko
się udało. Tak strasznie się bałam.
- Ja też.
- Co się dzieje? - Janet
się obudziła. Teraz ją obejmowała. Powiedziała jej. Reszta też
już się obudziła. Wieźli już Michaela na salę pooperacyjną.
Podszedł lekarz.
- Mogę do niego iść? -
zapytała Pani Jackson.
- Za chwilkę. Muszą Go
podłączyć i muszę Pani powiedzieć jak wyglądała operacja.
- Słucham.
- Musieliśmy zatrzymać
krwawienie co nie było takie proste. Zaszyliśmy żołądek i
oczyściliśmy pozostałe narządy. Zastosowaliśmy rozpuszczalne
szwy, więc w odpowiednim czasie same się rozpuszczą nie
pozostawiając skutków ubocznych. Jutro powinien się obudzić, ale
będzie osłabiony, więc proszę Państwa, żeby wchodzić
pojedynczo i na krótko. Jeżeli wszystko będzie dobrze to powinien
wyjść za tydzień, ale od razu mówię, że będzie musiał
wypoczywać. Aha i niech wstrzyma się z bójkami przynajmniej na 2
miesiące – uśmiechnął się – Z mojej strony to wszystko.
Gdyby miała Pani jakieś pytanie jestem w swoim gabinecie.
- Dobrze i dziękuje –
poszedł tam gdzie zawieźli Michaela. Po około 10 minutach podeszła
pielęgniarka i powiedziała, że można wejść. Jako pierwsza
weszła mama Michaela. Nie byłam pewna, czy tam pójść. U
Michaela, byli już wszyscy oprócz mnie i Sally. Wahałam się, ale
Pani Jackson szybko wybiła mi to z głowy. Zamknęłam za sobą
drzwi. Leżał podłączony do tych wszystkich urządzeń i pomyśleć,
że to wszystko moja wina. Stanęłam obok jego łóżka.
- Hej … to ja. Przyszłam
tylko na chwilę. Wiem, że mnie nie słyszysz, dlatego to powiem …
czuję się winna, że tu trafiłeś. Będę musiała z tobą
poważnie porozmawiać jak poczujesz się lepiej. Pójdę już …
musisz mieć spokój. Przyjdę jutro – postałam jeszcze chwile i
wyszłam. Zaczekaliśmy jeszcze z Sally na tatę. Bo miał po nas
przyjechać.
- Jak z Michaelem? -
zapytał, gdy siedzieliśmy już w samochodzie.
- Lekarz powiedział, że
wszystko powinny być dobrze.
- Całe szczęście.
- O co chodzi z tą płytą?
Podobno są jakieś problemy.
- Wytwórnia za bardzo
naciska. Próbowałem ich przekonać, ale uparli się, że muszą
usłyszeć te piosenki. Michael zdążył zaśpiewać, tylko trzy i
pół piosenki zanim zemdlał.
- I co teraz?
- Jakoś im to wystarczyło
i powiedzieli, że poczekają te kilka lat na płytę.
- Powiem mu jutro.
- Przyjechać jutro po
Ciebie?
- Nie, Sally mnie
zawiezie.
- Tylko jedź ostrożnie –
pouczył Sally.
- Zawsze jestem ostrożna
– puściła do mnie oczko.
- Widziałem to. Dobra
jesteśmy na miejscu.
Sally próbowała wcisnąć
we mnie kanapki, ale ja byłam uparta i nic nie zjadłam. Nie mogłam
nic przełknąć. Spać też nie mogłam. Bez Michaela bałam się
zmrużyć choćby oczy. Bałam się tych obrazów, które mogę
zobaczyć i to co mogłam bym po tym zrobić. Przesiedziałam całą
noc, myśląc co będzie dalej. Modliłam się, żeby Michael jak
najszybciej wrócił do zdrowia. To było dziwne uczucie. Gdy był
przy mnie czułam, że może bym z tego wyszła, ale wiedziałam, że
nie mogę być samolubna. Muszę to zakończyć dla jego dobra. Ile
razy miał mnie jeszcze ratować? Teraz mało brakowała, a by
skończyło się tragedią. Już postanowiłam. Jeszcze jutro mu o
tym powiem. Jak się obudzi. Spojrzałam w okno. Zaczynało już
świtać. Sally zawsze wstawała z samego rana, więc mogłam jej się
niedługo spodziewać. Tak jak mówiłam. Weszła z jedzeniem na
tacy.
- Już Ci mówiłam, że
nic nie zjem.
- Co ja mam z tobą
zrobić?
- Jeżeli jestem dla
Ciebie ciężarem to po prostu powiedz! - zdenerwowałam się.
- Ja po prostu chcę,
żebyś zaczęła jeść … jesteśmy przyjaciółkami od 15 lat i
zawsze mogłaś na mnie liczyć. To się nie zmieniło.
- Przepraszam Cię …
naprawdę nic nie przełknę. Nie robię tego, żeby zwrócić na
siebie uwagę.
- Wiem … martwię się o
Ciebie. Nie chcę, żeby było tak jak wtedy – nie odpowiedziałam
– Rose?
- Co?
- Nie odpowiedziałaś.
- A co mam Ci
odpowiedzieć? Że wszystko będzie dobrze? Otóż nie będzie! Nie
chce już żyć! I nie pocieszaj mnie. To niczego nie zmieni. Masz
rację. Nie będzie tak jak wtedy, byłam gówniarą i nie wiedziałam
tego co wiem teraz.
- Przestań!
- Ty tego nie zrozumiesz …
osiągnęłaś coś w życiu, a nie tak jak ja.
- Ale nie doświadczyłam
tego co Ty. Ja po tamtym zdarzeniu nie wiem, czy bym się podniosła,
a tobie się to udało i uda znowu. Tylko uwierz w siebie … odnajdź
tą siłę, która zawsze w tobie była … pomogę Ci jak tylko będę
mogła, ale ty też musisz tego chcieć. Nie pozwól, żeby jakiś
dupek zniszczył Ci życie – złapała mnie za ramiona – Jesteśmy
jak siostry i nie mogę Cię stracić. Chcę bawić się do rana na
twoim ślubie i opiekować twoimi dziećmi, gdy będzie taka potrzeba
– zdziwiłam się jej słowami – Noo co tak patrzysz? Nie
pamiętasz jak opowiadaliśmy sobie o przyszłym życiu?
- Pamiętam.
- To wszystko jest przed
tobą. Wtedy Cię nie powstrzymałam, ale teraz to zrobię.
- Będziesz mnie pilnować
przez 24 godziny?
- Jeżeli będzie trzeba –
telefon Sally zaczął dzwonić. Mój został w domu – Tak?
Naprawdę? Świetna wiadomość … tak zaraz będziemy.
- Kto to był?
- Mama Michaela …
obudził się – wypuściłam powietrze – Nie cieszysz się?
- Oczywiście, że cieszę
… możemy do niego pojechać? - bardzo się cieszyłam, ale zdałam
sobie sprawę, że czeka mnie ciężka rozmowa.
- Tak … ubierz się.
Poczekam na dole – nie zajęło mi to dużo czasu. Pod szpitalem
zebrało się sporo ludzi i dziennikarzy. Już wiedzieli, że Michael
leży w szpitalu. Zaczęliśmy się przepychać między ludźmi. Gdy
nas zobaczyli, zaczęli obsypywać pytaniami. Kim jesteśmy? Co się
stało? Itp. Nie odpowiadaliśmy. Z trudem udało nam się dostać do
szpitala. Zaczekaliśmy na windę. Przed salą, w której leżał
Michael nie było nikogo. Uchyliłam drzwi. Przy Michaelu była jego
mama.
- Przepraszam przyjdę
później – już chciałam zamknąć drzwi.
- Nie przeszkadzasz –
powiedziała – Wejdź … czeka na Ciebie – nieśmiało weszłam
– Zostawię was samych – wyszła.
- Cześć –
powiedziałam.
- Cześć – ledwo
powiedział – Podejdź – podeszłam i usiadłam na krześle przy
łóżku.
- Jak się czujesz?
- Wszystko mnie boli …
cieszę się, że przyszłaś – złapał mnie za rękę. Zdziwiłam
się, ale nie wyrwałam się.
- Rozmawiałam z tatą –
zmieniłam temat – Wytwórnia zgodziła się zaczekać na twoja
płytę.
- To dobrze …..... źle
wyglądasz.
- Nie przesadzaj –
wiedziałam o tym. Blada twarz i sine oczy – Po prostu sprawdzam,
czy nadaje się na zombiaka, gdybyś kręcił drugą część
Thrillera – uśmiechnęłam się słabo.
- Raczej nie będę, więc
możesz przestać sprawdzać, a poza tym i tak, by Cię pomalowali.
- Michael … muszę z
tobą porozmawiać … - do sali weszła jakaś wysoka, elegancka
dziewczyna.
- Boże … Michael. Nic
Ci nie jest? - podeszła i zaczęła Go przytulać. Nawet mnie nie
zauważyła.
- Ostrożnie! - zwróciłam
jej uwagę – Chcesz, żeby pękły mu szwy?! - co za idiotka.
Michael jest świeżo po operacji, a ta rzuca mu się na szyję.
- Kim ty jesteś? -
spojrzała się na mnie z pogardą. Przy niej wyglądałam jak
bezdomna, ubrana w te powyciągane ubrania.
- Brooke to jest Rose,
Rose to Brooke – przedstawił nas. Czułam się nie komfortowo w
tej sytuacji. Wstałam.
- Pójdę już –
powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Już? - powiedział
Michael – Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać.
- Tak … chciałam …
przyjdę kiedy indziej … jak będzie mniejszy tłok –
powiedziałam złośliwie patrząc na tą pewną siebie lalunie.
Podeszłam do Michaela i złożyłam na jego policzku delikatny
pocałunek. Sama nie wiem dlaczego. Chyba chciałam, żeby była
zazdrosna – Odpoczywaj – wyszłam. Gdy winda się otworzyła
wysiadła z niej Janet.
- Rose? Już idziesz?
- Tak … nie chcę Go
przemęczać – ktoś złapał mnie za ramie i odwrócił.
- Za kogo ty się masz? -
to była ta cała Brooke.
- O co Ci chodzi?
- Wiem, że to z twojego
powodu tutaj jest.
- Brooke nie przeginaj –
powiedziała Janet.
- Ja przeginam? To Ona ma
czelność tu przychodzić i mnie obrażać!
- A niby kiedy Cie
obraziłam? Nie będę z tobą dyskutować.
- Masz tutaj więcej nie
przychodzić i dać spokój Michaelowi!
- Nie będzie mi mówiła
co mam robić.
- Chcesz się przekonać?
- podeszła bliżej.
- No to dawaj – zrobiłam
krok w jej stronę. I co z tego, że była dużo wyższa. To nie
miało znaczenia. Patrzyła się – Tak myślałam – zaśmiałam
się i ją wyminęłam. Sally szła za mną.
- Myślałam, że jej
przywalisz.
- Nie masz pojęcia jak
chciałam to zrobić.
Pojechaliśmy do domu. Jak
zawsze nie zjadłam kolacji. Sally się zdenerwowała i trzasnęła
drzwiami. Kolejna bezsenna noc. Przez tą sukę nie mogłam z nim
porozmawiać. Zastanawiałam się skąd mogła wiedzieć, że to
przeze mnie wylądował w szpitalu. Bo Michael, był nieprzytomny, a
Pani Jackson na pewno, by tak nie powiedziała. Nie znałam jej
długo, ale nie była takim typem człowieka. Od dwóch dni nie byłam
u Michaela. Właśnie w taki sposób chciałam to zakończyć. Miałam
nadzieję, że zrozumie aluzje. Zasłoniłam lustro w łazience, żeby
nie patrzeć jak okropnie wyglądam. Wystarczyło, że tak się
czułam. Sally nie dawała za wygraną i w każdy możliwy sposób
próbowała wcisnąć we mnie jedzenie, ale jej próby kończyło się
niepowodzeniem. Może to nie był najlepszy sposób, ale w ten sposób
powoli się wykańczałam. Sally to widziała, ale obiecała, że nic
nie powie rodzicom. Z dnia na dzień czułam się coraz bardziej
słabsza.
Rose już nie było drugi
dzień. Zaczynałem się już martwić. Może się na mnie obraziła.
Ale za co? Może Janet coś wie. Ma zaraz przyjść to się zapytam.
Wszedł lekarz.
- Dobry wieczór. Jak się
Pan czuje?
- Trochę lepiej. Kiedy
będę mógł stąd wyjść?
- Nie tak szybko. Po
operacji powiedziałem Pana matce, że tydzień. Jak widzę nie ma
żadnych komplikacji pooperacyjnych, więc nie zmieniam zdania i
zostają Panu jeszcze 5 dni. Jest Pan już trzeci dzień po operacji,
więc pomału może Pan wstawać, ale nie bez pomocy i proszę uważać
na szwy. Żadnych gwałtownych ruchów. Na początku będzie Pan
chodził trochę pogarbiony, ale jak już się wychodzi to będzie
coraz lepiej. To na razie wszystko. Muszę iść do pozostałych
pacjentów. Dobranoc – wyszedł. Zaraz po nim przyszła Janet.
- Nareszcie jesteś –
ucieszyłem się.
- Pierwszy raz jestem
punktualnie.
- To prawda – dogryzłem
jej.
- Widzę, że już Ci
lepiej bo jesteś jak zawsze miły.
- Tak, jest lepiej. Możesz
mi coś powiedzieć?
- Jeżeli będę wiedziała
to tak.
- Bo widzisz … Rose nie
była u mnie dwa dni i nie wiem dlaczego.
- Nie przyszła do Ciebie
od tamtego dnia?
- Nie.
- Pokłóciliście się?
- Nie … rozmawialiśmy
normalnie, ale jak przyszła Brooke to nagle powiedziała, że już
pójdzie.
- No to masz odpowiedź.
- O czym mówisz?
- O tej twojej Brooke.
- Ile razy mam Ci
powtarzać, że jesteśmy …
- Tylko przyjaciółmi,
tak tak wiem. Więc Brooke odstawiła niezłą szopkę. W dniu, w
którym się obudziłeś przyszła Brooke i Rose też wtedy u Ciebie
była i gdy miała wsiadać do windy, Brooke ją zatrzymała. Zaczęła
gadać, że to jej wina, że tutaj jesteś i niech się trzyma od
Ciebie z daleka. Tak mniej więcej było w skróconej wersji. Mało
brakowało, a by się pobiły.
- Nie wierzę … jak
mogła coś takiego zrobić?
- Cała Brooke. Poczuła
się zagrożona – zmarszczyłem brwi – Przecież wiem, że na
Ciebie leci.
- Już dawno jej
powiedziałem, że nigdy nic nas nie będzie łączyło i zdania nie
zmienię … tym bardziej po tym co zrobiła. Muszę z nią
porozmawiać z Rose też. Podasz mi telefon? - podała z szafki obok.
Wykręciłem najpierw do Sally – Sally? Cześć to ja Michael.
Możesz poprosić Rose? Dzięki. Rose możesz przyjechać do mnie
jutro?
- To nie jest dobry
pomysł.
- Chcę z tobą
porozmawiać … proszę – chwila ciszy.
- No dobrze. Będę o 11.
- Świetnie to do
zobaczenia – rozłączyła się pierwsza – Teraz do Brooke –
miałem już nacisnąć zielony przycisk, ale się rozmyśliłem. Nie
miałem ochoty z nią rozmawiać. Wysłałem jej wiadomość, żeby
przyszła o 12. Z Rose wystarczyła mi pół godzinowa rozmowa, żeby
wszystko wyjaśnić, ale wiedziałem, że Brooke przychodzi o pół
godziny za wcześnie.
- To co z tym zrobisz? -
zapytała mnie Janet.
- Jutro się dowiesz i
chcę, żebyś podczas tej rozmowy czekała na korytarzu w razie
czego.
- Jasne i możesz nawet
powiedzieć, że to ja Ci o wszystkim powiedziałam.
- Z co ty jej tak nie
lubisz?
- Mam swoje powody. Dobrze
braciszku ja już będę się zbierała. Przyjadę o 11. Chcę, żeby
Rose wiedziała, że jestem po jej stronie.
- A ją za co lubisz?
- Jest naturalna, nikogo
nie udaje i przede wszystkim nie wywyższa się, że ma kasę. Nie
nawiedzę damulek, które maja pusto w głowie.
- Zapomniałem Cię
zapytać skąd wiesz o ich kłótni.
- Bo akurat przyjechałam
windą, do której miała wsiadać Rose.
- Aha.
- Dobra idę już. Pa.
- Pa – wyszła. Zostałem
sam w białej sali. Za wszelką cenę nie chciałem tutaj trafić, a
i tak trafiłem. Miałem nadzieję, że przez Brooke nie straciłem
Rose bo tego, bym jej nie wybaczył i tak jestem na nią wściekły.
Wiedziałem co zrobię. Brooke nie będzie zadowolona, trudno. Dosyć
szybko zasnąłem.
Genialne! Co takiego jest w Brooke, że zawsze każda blogerka pokazuje ją w złym świetle?
OdpowiedzUsuń