wtorek, 4 czerwca 2013

Bad Girl 12

- Nie przyjedzie – powtarzałam od godziny. Michael jeszcze nie przyjechał, a była już 17. Nawet nie zadzwonił.
- Przyjedzie zobaczysz.
- Wcale mu się nie dziwie.
- Możesz przestać? Zawiódł Cię kiedyś?
- Nie, ale …
- Stop! Już nic więcej nie chcę słyszeć. Poczekamy na niego w salonie – zaciągnęła mnie siłą na dół – Siadaj, a ja zrobię nam herbatę - poszła do kuchni. Bałam się, że naprawdę nie przyjedzie i zostanę z tym wszystkim sama. Wiedziałam, że sobie nie poradzę. Miałam jeszcze rodziców i Sally, ale to nie to samo. Gdy był blisko czułam się bezpieczna. Sally wróciła z dwoma kubkami gorącej herbaty – Nad czym tak myślisz?
- Zamyśliłam się – wzięłam łyk, ale zaraz tego pożałowałam bo oparzyłam się w język.
- Uważaj gorąca … mogę Cie o coś zapytać?
- Yhy.
- Na jakim poziomie są wasze relacje? Twoje i Michaela?
- Nie bardzo Cię rozumiem.
- Wydajesz się bardzo do niego przywiązana, dlatego pytam, czy coś się zmieniło między wami?
- Oto Ci chodzi … był przy mnie i bronił jak tylko mógł, dlatego wole jak jest przy mnie … czuje się pewniej …. sama nie wiem do końca dlaczego tak jest. Po tym wszystkim powinnam chcieć trzymać się jak najdalej o facetów, ale tak nie jest. Chcę, żeby był.
- Ale między wami jest tak samo jak przedtem?
- Tak … wiem o co Ci chodzi, ale nie wiem czy kiedykolwiek to się zmieni. Nie wiem czy zaufam kiedyś mężczyźnie.
- A Michaelowi?
- Jest facetem i nie potrafię mu zaufać w pełni. Wiem, że by mnie nigdy nie skrzywdził, ale nie potrafię … nie po tym wszystkim co się stało – ktoś pukał do drzwi.
- O wilku mowa – powiedziała i poszła otworzyć – Nareszcie je … ups … przepraszam Pana … myślałam, że to Michael. Proszę wejść – to był mój tata. Był jakiś nie swój. Powiedziałabym nawet zdenerwowany.
- Nic nie wiecie?
- O czym?
- Michael jest w szpitalu. Zemdlał w studiu i zabrało Go pogotowie.
- Co? - nie mogłam uwierzyć w to co mówił – Ale co się stało?
- Jeszcze nie wiem. Powiadomiłem już rodzinę.
- Mogę do niego jechać?
- Dlatego tutaj przyjechałem.
- Poczekaj na mnie. Muszę się przebrać – pobiegłam na górę. Ubrałam jakieś dresy i zeszłam z powrotem – Możemy jechać – nie miałam ochoty ubierać się ładnie. Sally pojechała z nami. Na miejscu była już mama Michaela, Janet i jeden z braci. Chyba Randy. Pani Jackson siedziała na krzesełku i płakała. Podeszliśmy bliżej – Pani Jackson? - bałam się, że stało się najgorsze. Spojrzała się na mnie – Wiadomo już coś?
- Nie … każą nam czekać. Janet mi powiedziała, że pojechał do Ciebie w nocy. Może coś zauważyłaś … zachowywał się inaczej? Mówił, że źle się czuje?
- Nie, zachowywał się normalnie. Rano pojechał do studia i już Go nie widziałam – usiadłam na krzesełku obok.
- Boże … czekamy już pół godziny, a co jeśli … coś się stało i nie wiedzą jak to nam powiedzieć?
- Proszę tak nie mówić. Robią mu badania i na pewno zaraz się dowiemy – miałam rację. Z daleka zobaczyliśmy idącego w naszą stronę lekarza. Wszyscy wstali i czekali jak na wyrok.
- Co z moim synem? - zapytała roztrzęsiona.
- Zrobiliśmy wszystkie badania i nie jest dobrze. Ma pęknięty żołądek co spowodowało krwotok wewnętrzny. Stracił bardzo dużo krwi. Nie będę Państwa oszukiwał. To cud, że jeszcze żyje.
- To co teraz będzie?
- Za chwilę rozpoczynamy operację w celu zaszycia żołądka i oczyszczenia z krwi narządów wewnętrznych.
- Ale będzie wszystko w porządku po operacji?
- Pani Jackson … każda operacja, nawet zwykłe usunięcie wyrostka wiąże się z ryzykiem.
- Co to znaczy?
- Pani syn będzie miał poważną operację, która trwa kilka godzin i może wydarzyć się wszystko, ale proszę być dobrej myśli. Państwo wybaczą, ale każda sekunda ma tutaj znaczenie, więc muszę już iść na operację – chciał już iść.
- Doktorze – zatrzymałam Go.
- Tak?
- Czy … czy jest to spowodowane pobiciem?
- To jest jedyny powód – odpowiedział – Pielęgniarka będzie Państwa informować o przebiegu operacji – powiedział i dosłownie pobiegł. Pani Jackson rozpłakała się na dobre. Janet próbowała ją uspokoić. Po chwili zobaczyliśmy, że z sali obok wiozą Michaela. Był nieprzytomny. Jego mama od razu do niego podeszła.
- Synku .. wszystko będzie dobrze. Czekamy tutaj na Ciebie … Rose też jest. Kocham Cię – pocałowała Go w czoło i wróciła. Janet ją objęła. Michaela już zabrali. Czułam się winna. Podeszłam do niej.
- To moja wina … przepraszam – popatrzyła się na mnie. Przeszłam obok Sally.
- Rose … - powiedziała bo widziała, że się obwiniam.
- Daj mi spokój – szłam w nieznanym mi kierunku. Blisko wind była klatka schodowa. Poszłam tam i usiadłam na nich. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Podniosłam wzrok to była Sally.
- Nie płacz … operacja się uda … zobaczysz.
- Nie rozumiesz … płacze bo to moja wina … to przeze mnie się tutaj znalazł i walczy o życie.
- Nie mów głupstw. To ty Go pobiłaś? Ty nasłałaś włamywaczy? Nie!
- Ale to nie zmienia faktu, że jak by mnie nie poznał to do niczego takiego, by nie doszło! Proszę Cię … zostaw mnie na chwilę samą – posłuchała mnie i poszła. Ponownie schowałam twarz. Znowu poczułam dotyk na ramieniu, ale nawet nie podniosłam głowy. Myślałam, że to znowu Sally – Mówiłam, że chcę zostać sama!
- To nie twoja wina – to nie była Sally. Podniosłam głowę i zobaczyłam Panią Jackson.
- Myślałam, że to Sally.
-Dlaczego się obwiniasz?
- To się stało w moim domu … na moich oczach … chciał mnie bronić. Odkąd pojawiłam się w jego życiu, ciągle ma jakieś problemy. Dlatego postanowiłam zniknąć z jego życia. Jedyne o co Panią proszę to, żeby Pani mnie powiadomiła, gdy Michael wyjdzie ze szpitala.
- Nie wygłupiaj się …. chodź – złapała mnie pod pachę – Może już coś wiadomo.
- Ale …
- Chcesz się kłócić ze starą kobietą? - zażartowała.
- Nie.
- Więc … idziemy – wyszliśmy z klatki schodowej i kierowaliśmy się do reszty. Pani Jackson trzymała mnie pod pachę. Chyba bała się, że ucieknę – Michael, by nie chciał, żebyś się obwiniała.
- Wiem, ale tak się czuję.
- Niepotrzebnie – dopiero teraz się przekonałam, że jest bardzo sympatyczną osobą, dlatego nie mogłam zrozumieć jak mogła być z taką osobą jak Joseph. Była dla niego zbyt dobra. Czekaliśmy już trzy godziny. Janet, Randy i Sally już dawno padli zmęczeni na krzesłach. Tata pojechał do wytwórni załatwiać sprawy związane z płytą Michaela. Ja i Pani Jackson wytrwale czekaliśmy na jakieś wieści. Kolejne dwie godziny – Może chcesz jechać do domu? - zapytała się mnie.
- Nie, chcę wiedzieć, czy wszystko się udało – pielęgniarka szła w naszą stronę. Wstrzymałam na chwile oddech, gdy stała naprzeciw nas.
- Pani jest matką?
- Tak.
- Operacja się udała, ale do jutro będzie nieprzytomny. Poza tym jest jeszcze pod wpływem narkozy.
- Czyli … wszystko w porządku.
- O przebiegu operacji powie Pani lekarz – odeszła. Pani Jackson spojrzała się na mnie i rzuciła na szyję.
- Dzięki Bogu wszystko się udało. Tak strasznie się bałam.
- Ja też.
- Co się dzieje? - Janet się obudziła. Teraz ją obejmowała. Powiedziała jej. Reszta też już się obudziła. Wieźli już Michaela na salę pooperacyjną. Podszedł lekarz.
- Mogę do niego iść? - zapytała Pani Jackson.
- Za chwilkę. Muszą Go podłączyć i muszę Pani powiedzieć jak wyglądała operacja.
- Słucham.
- Musieliśmy zatrzymać krwawienie co nie było takie proste. Zaszyliśmy żołądek i oczyściliśmy pozostałe narządy. Zastosowaliśmy rozpuszczalne szwy, więc w odpowiednim czasie same się rozpuszczą nie pozostawiając skutków ubocznych. Jutro powinien się obudzić, ale będzie osłabiony, więc proszę Państwa, żeby wchodzić pojedynczo i na krótko. Jeżeli wszystko będzie dobrze to powinien wyjść za tydzień, ale od razu mówię, że będzie musiał wypoczywać. Aha i niech wstrzyma się z bójkami przynajmniej na 2 miesiące – uśmiechnął się – Z mojej strony to wszystko. Gdyby miała Pani jakieś pytanie jestem w swoim gabinecie.
- Dobrze i dziękuje – poszedł tam gdzie zawieźli Michaela. Po około 10 minutach podeszła pielęgniarka i powiedziała, że można wejść. Jako pierwsza weszła mama Michaela. Nie byłam pewna, czy tam pójść. U Michaela, byli już wszyscy oprócz mnie i Sally. Wahałam się, ale Pani Jackson szybko wybiła mi to z głowy. Zamknęłam za sobą drzwi. Leżał podłączony do tych wszystkich urządzeń i pomyśleć, że to wszystko moja wina. Stanęłam obok jego łóżka.
- Hej … to ja. Przyszłam tylko na chwilę. Wiem, że mnie nie słyszysz, dlatego to powiem … czuję się winna, że tu trafiłeś. Będę musiała z tobą poważnie porozmawiać jak poczujesz się lepiej. Pójdę już … musisz mieć spokój. Przyjdę jutro – postałam jeszcze chwile i wyszłam. Zaczekaliśmy jeszcze z Sally na tatę. Bo miał po nas przyjechać.
- Jak z Michaelem? - zapytał, gdy siedzieliśmy już w samochodzie.
- Lekarz powiedział, że wszystko powinny być dobrze.
- Całe szczęście.
- O co chodzi z tą płytą? Podobno są jakieś problemy.
- Wytwórnia za bardzo naciska. Próbowałem ich przekonać, ale uparli się, że muszą usłyszeć te piosenki. Michael zdążył zaśpiewać, tylko trzy i pół piosenki zanim zemdlał.
- I co teraz?
- Jakoś im to wystarczyło i powiedzieli, że poczekają te kilka lat na płytę.
- Powiem mu jutro.
- Przyjechać jutro po Ciebie?
- Nie, Sally mnie zawiezie.
- Tylko jedź ostrożnie – pouczył Sally.
- Zawsze jestem ostrożna – puściła do mnie oczko.
- Widziałem to. Dobra jesteśmy na miejscu.
Sally próbowała wcisnąć we mnie kanapki, ale ja byłam uparta i nic nie zjadłam. Nie mogłam nic przełknąć. Spać też nie mogłam. Bez Michaela bałam się zmrużyć choćby oczy. Bałam się tych obrazów, które mogę zobaczyć i to co mogłam bym po tym zrobić. Przesiedziałam całą noc, myśląc co będzie dalej. Modliłam się, żeby Michael jak najszybciej wrócił do zdrowia. To było dziwne uczucie. Gdy był przy mnie czułam, że może bym z tego wyszła, ale wiedziałam, że nie mogę być samolubna. Muszę to zakończyć dla jego dobra. Ile razy miał mnie jeszcze ratować? Teraz mało brakowała, a by skończyło się tragedią. Już postanowiłam. Jeszcze jutro mu o tym powiem. Jak się obudzi. Spojrzałam w okno. Zaczynało już świtać. Sally zawsze wstawała z samego rana, więc mogłam jej się niedługo spodziewać. Tak jak mówiłam. Weszła z jedzeniem na tacy.
- Już Ci mówiłam, że nic nie zjem.
- Co ja mam z tobą zrobić?
- Jeżeli jestem dla Ciebie ciężarem to po prostu powiedz! - zdenerwowałam się.
- Ja po prostu chcę, żebyś zaczęła jeść … jesteśmy przyjaciółkami od 15 lat i zawsze mogłaś na mnie liczyć. To się nie zmieniło.
- Przepraszam Cię … naprawdę nic nie przełknę. Nie robię tego, żeby zwrócić na siebie uwagę.
- Wiem … martwię się o Ciebie. Nie chcę, żeby było tak jak wtedy – nie odpowiedziałam – Rose?
- Co?
- Nie odpowiedziałaś.
- A co mam Ci odpowiedzieć? Że wszystko będzie dobrze? Otóż nie będzie! Nie chce już żyć! I nie pocieszaj mnie. To niczego nie zmieni. Masz rację. Nie będzie tak jak wtedy, byłam gówniarą i nie wiedziałam tego co wiem teraz.
- Przestań!
- Ty tego nie zrozumiesz … osiągnęłaś coś w życiu, a nie tak jak ja.
- Ale nie doświadczyłam tego co Ty. Ja po tamtym zdarzeniu nie wiem, czy bym się podniosła, a tobie się to udało i uda znowu. Tylko uwierz w siebie … odnajdź tą siłę, która zawsze w tobie była … pomogę Ci jak tylko będę mogła, ale ty też musisz tego chcieć. Nie pozwól, żeby jakiś dupek zniszczył Ci życie – złapała mnie za ramiona – Jesteśmy jak siostry i nie mogę Cię stracić. Chcę bawić się do rana na twoim ślubie i opiekować twoimi dziećmi, gdy będzie taka potrzeba – zdziwiłam się jej słowami – Noo co tak patrzysz? Nie pamiętasz jak opowiadaliśmy sobie o przyszłym życiu?
- Pamiętam.
- To wszystko jest przed tobą. Wtedy Cię nie powstrzymałam, ale teraz to zrobię.
- Będziesz mnie pilnować przez 24 godziny?
- Jeżeli będzie trzeba – telefon Sally zaczął dzwonić. Mój został w domu – Tak? Naprawdę? Świetna wiadomość … tak zaraz będziemy.
- Kto to był?
- Mama Michaela … obudził się – wypuściłam powietrze – Nie cieszysz się?
- Oczywiście, że cieszę … możemy do niego pojechać? - bardzo się cieszyłam, ale zdałam sobie sprawę, że czeka mnie ciężka rozmowa.
- Tak … ubierz się. Poczekam na dole – nie zajęło mi to dużo czasu. Pod szpitalem zebrało się sporo ludzi i dziennikarzy. Już wiedzieli, że Michael leży w szpitalu. Zaczęliśmy się przepychać między ludźmi. Gdy nas zobaczyli, zaczęli obsypywać pytaniami. Kim jesteśmy? Co się stało? Itp. Nie odpowiadaliśmy. Z trudem udało nam się dostać do szpitala. Zaczekaliśmy na windę. Przed salą, w której leżał Michael nie było nikogo. Uchyliłam drzwi. Przy Michaelu była jego mama.
- Przepraszam przyjdę później – już chciałam zamknąć drzwi.
- Nie przeszkadzasz – powiedziała – Wejdź … czeka na Ciebie – nieśmiało weszłam – Zostawię was samych – wyszła.
- Cześć – powiedziałam.
- Cześć – ledwo powiedział – Podejdź – podeszłam i usiadłam na krześle przy łóżku.
- Jak się czujesz?
- Wszystko mnie boli … cieszę się, że przyszłaś – złapał mnie za rękę. Zdziwiłam się, ale nie wyrwałam się.
- Rozmawiałam z tatą – zmieniłam temat – Wytwórnia zgodziła się zaczekać na twoja płytę.
- To dobrze …..... źle wyglądasz.
- Nie przesadzaj – wiedziałam o tym. Blada twarz i sine oczy – Po prostu sprawdzam, czy nadaje się na zombiaka, gdybyś kręcił drugą część Thrillera – uśmiechnęłam się słabo.
- Raczej nie będę, więc możesz przestać sprawdzać, a poza tym i tak, by Cię pomalowali.
- Michael … muszę z tobą porozmawiać … - do sali weszła jakaś wysoka, elegancka dziewczyna.
- Boże … Michael. Nic Ci nie jest? - podeszła i zaczęła Go przytulać. Nawet mnie nie zauważyła.
- Ostrożnie! - zwróciłam jej uwagę – Chcesz, żeby pękły mu szwy?! - co za idiotka. Michael jest świeżo po operacji, a ta rzuca mu się na szyję.
- Kim ty jesteś? - spojrzała się na mnie z pogardą. Przy niej wyglądałam jak bezdomna, ubrana w te powyciągane ubrania.
- Brooke to jest Rose, Rose to Brooke – przedstawił nas. Czułam się nie komfortowo w tej sytuacji. Wstałam.
- Pójdę już – powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Już? - powiedział Michael – Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać.
- Tak … chciałam … przyjdę kiedy indziej … jak będzie mniejszy tłok – powiedziałam złośliwie patrząc na tą pewną siebie lalunie. Podeszłam do Michaela i złożyłam na jego policzku delikatny pocałunek. Sama nie wiem dlaczego. Chyba chciałam, żeby była zazdrosna – Odpoczywaj – wyszłam. Gdy winda się otworzyła wysiadła z niej Janet.
- Rose? Już idziesz?
- Tak … nie chcę Go przemęczać – ktoś złapał mnie za ramie i odwrócił.
- Za kogo ty się masz? - to była ta cała Brooke.
- O co Ci chodzi?
- Wiem, że to z twojego powodu tutaj jest.
- Brooke nie przeginaj – powiedziała Janet.
- Ja przeginam? To Ona ma czelność tu przychodzić i mnie obrażać!
- A niby kiedy Cie obraziłam? Nie będę z tobą dyskutować.
- Masz tutaj więcej nie przychodzić i dać spokój Michaelowi!
- Nie będzie mi mówiła co mam robić.
- Chcesz się przekonać? - podeszła bliżej.
- No to dawaj – zrobiłam krok w jej stronę. I co z tego, że była dużo wyższa. To nie miało znaczenia. Patrzyła się – Tak myślałam – zaśmiałam się i ją wyminęłam. Sally szła za mną.
- Myślałam, że jej przywalisz.
- Nie masz pojęcia jak chciałam to zrobić.
Pojechaliśmy do domu. Jak zawsze nie zjadłam kolacji. Sally się zdenerwowała i trzasnęła drzwiami. Kolejna bezsenna noc. Przez tą sukę nie mogłam z nim porozmawiać. Zastanawiałam się skąd mogła wiedzieć, że to przeze mnie wylądował w szpitalu. Bo Michael, był nieprzytomny, a Pani Jackson na pewno, by tak nie powiedziała. Nie znałam jej długo, ale nie była takim typem człowieka. Od dwóch dni nie byłam u Michaela. Właśnie w taki sposób chciałam to zakończyć. Miałam nadzieję, że zrozumie aluzje. Zasłoniłam lustro w łazience, żeby nie patrzeć jak okropnie wyglądam. Wystarczyło, że tak się czułam. Sally nie dawała za wygraną i w każdy możliwy sposób próbowała wcisnąć we mnie jedzenie, ale jej próby kończyło się niepowodzeniem. Może to nie był najlepszy sposób, ale w ten sposób powoli się wykańczałam. Sally to widziała, ale obiecała, że nic nie powie rodzicom. Z dnia na dzień czułam się coraz bardziej słabsza.

Rose już nie było drugi dzień. Zaczynałem się już martwić. Może się na mnie obraziła. Ale za co? Może Janet coś wie. Ma zaraz przyjść to się zapytam. Wszedł lekarz.
- Dobry wieczór. Jak się Pan czuje?
- Trochę lepiej. Kiedy będę mógł stąd wyjść?
- Nie tak szybko. Po operacji powiedziałem Pana matce, że tydzień. Jak widzę nie ma żadnych komplikacji pooperacyjnych, więc nie zmieniam zdania i zostają Panu jeszcze 5 dni. Jest Pan już trzeci dzień po operacji, więc pomału może Pan wstawać, ale nie bez pomocy i proszę uważać na szwy. Żadnych gwałtownych ruchów. Na początku będzie Pan chodził trochę pogarbiony, ale jak już się wychodzi to będzie coraz lepiej. To na razie wszystko. Muszę iść do pozostałych pacjentów. Dobranoc – wyszedł. Zaraz po nim przyszła Janet.
- Nareszcie jesteś – ucieszyłem się.
- Pierwszy raz jestem punktualnie.
- To prawda – dogryzłem jej.
- Widzę, że już Ci lepiej bo jesteś jak zawsze miły.
- Tak, jest lepiej. Możesz mi coś powiedzieć?
- Jeżeli będę wiedziała to tak.
- Bo widzisz … Rose nie była u mnie dwa dni i nie wiem dlaczego.
- Nie przyszła do Ciebie od tamtego dnia?
- Nie.
- Pokłóciliście się?
- Nie … rozmawialiśmy normalnie, ale jak przyszła Brooke to nagle powiedziała, że już pójdzie.
- No to masz odpowiedź.
- O czym mówisz?
- O tej twojej Brooke.
- Ile razy mam Ci powtarzać, że jesteśmy …
- Tylko przyjaciółmi, tak tak wiem. Więc Brooke odstawiła niezłą szopkę. W dniu, w którym się obudziłeś przyszła Brooke i Rose też wtedy u Ciebie była i gdy miała wsiadać do windy, Brooke ją zatrzymała. Zaczęła gadać, że to jej wina, że tutaj jesteś i niech się trzyma od Ciebie z daleka. Tak mniej więcej było w skróconej wersji. Mało brakowało, a by się pobiły.
- Nie wierzę … jak mogła coś takiego zrobić?
- Cała Brooke. Poczuła się zagrożona – zmarszczyłem brwi – Przecież wiem, że na Ciebie leci.
- Już dawno jej powiedziałem, że nigdy nic nas nie będzie łączyło i zdania nie zmienię … tym bardziej po tym co zrobiła. Muszę z nią porozmawiać z Rose też. Podasz mi telefon? - podała z szafki obok. Wykręciłem najpierw do Sally – Sally? Cześć to ja Michael. Możesz poprosić Rose? Dzięki. Rose możesz przyjechać do mnie jutro?
- To nie jest dobry pomysł.
- Chcę z tobą porozmawiać … proszę – chwila ciszy.
- No dobrze. Będę o 11.
- Świetnie to do zobaczenia – rozłączyła się pierwsza – Teraz do Brooke – miałem już nacisnąć zielony przycisk, ale się rozmyśliłem. Nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Wysłałem jej wiadomość, żeby przyszła o 12. Z Rose wystarczyła mi pół godzinowa rozmowa, żeby wszystko wyjaśnić, ale wiedziałem, że Brooke przychodzi o pół godziny za wcześnie.
- To co z tym zrobisz? - zapytała mnie Janet.
- Jutro się dowiesz i chcę, żebyś podczas tej rozmowy czekała na korytarzu w razie czego.
- Jasne i możesz nawet powiedzieć, że to ja Ci o wszystkim powiedziałam.
- Z co ty jej tak nie lubisz?
- Mam swoje powody. Dobrze braciszku ja już będę się zbierała. Przyjadę o 11. Chcę, żeby Rose wiedziała, że jestem po jej stronie.
- A ją za co lubisz?
- Jest naturalna, nikogo nie udaje i przede wszystkim nie wywyższa się, że ma kasę. Nie nawiedzę damulek, które maja pusto w głowie.
- Zapomniałem Cię zapytać skąd wiesz o ich kłótni.
- Bo akurat przyjechałam windą, do której miała wsiadać Rose.
- Aha.
- Dobra idę już. Pa.

- Pa – wyszła. Zostałem sam w białej sali. Za wszelką cenę nie chciałem tutaj trafić, a i tak trafiłem. Miałem nadzieję, że przez Brooke nie straciłem Rose bo tego, bym jej nie wybaczył i tak jestem na nią wściekły. Wiedziałem co zrobię. Brooke nie będzie zadowolona, trudno. Dosyć szybko zasnąłem.

1 komentarz:

  1. Genialne! Co takiego jest w Brooke, że zawsze każda blogerka pokazuje ją w złym świetle?

    OdpowiedzUsuń