niedziela, 4 sierpnia 2019

Bad Girl 74


Znowu zamknęłam się w sobie chociaż próbowałam z tym walczyć. Wszystko przez Eryka. Przypomniał mi o tym wszystkim. Mike to widział, ale udawał, że nic się nie dzieje. Naprawdę próbowałam żyć normalnie.
- Kochanie? Może jak wrócę z pracy to pojedziemy na kolacje?
- A możemy to przełożyć? Nie czuje się dziś najlepiej – podszedł do mnie i wziął w łapki moją twarz.
- Chcesz, żebym został w domu?
- Nie .. nie musisz. Jedź już.
- No dobrze. Dzwoń jak coś – ubrał się do wyjścia.
- Ok – przytuliłam się jeszcze do niego – Co chcesz na obiad?
- Ciebie – uśmiechnęłam się tylko – A tak serio to co zrobisz będzie dobrze – dał mi buziaka – Dam znać gdybym musiał zostać dłużej – pożegnaliśmy się i wyszedł.
I zostałam sama. Nawet dobrze, bo nie musiałam udawać, że jest w porządku. Poszłam zająć się domowymi obowiązkami aby nie myśleć. Gdy robiłam pranie, usłyszałam telefon. To była Janet. Ma przyjechać niedługo z Sally. No tak. One jeszcze nic nie wiedzą o wizycie Eryka, która miała miejsce dwa tygodnie temu. Myślą, że jest już dobrze. I było na chwilę. Wyciągnęłam pierwszą partię prania i władowałam drugą. Rozwiesiłam pranie i poszłam do salonu. Miałam wilgotne dłonie i nie pomyślałam o tym, podłączyłam odkurzać do kontaktu. To była chwila jak upadłam i straciłam przytomność.
- Może wyszła?
- Jak mogła wyjść jak wiedziała, że przyjedziemy. Idę zobaczyć wejście z tyłu.
- A ja zajrzę przez okna.
Tak też zrobiły jak powiedziały. Niestety tylne wejście też było zamknięte. Jednak Janet takiego widoku się nie spodziewała po zajrzeniu przez jedno z okien w salonie.
- Sally!!! Szybko!!!
- Co się tak wydzierasz? - przyszła.
- Sama zobacz!!!
- O cholera! Musimy tam jakoś wejść! - pobiegła do auta, żeby czymś wybić szybę i wróciła – Odsuń się Janet – po chwili zbiła szybę – Dobra Janet właź tam i otwórz mi drzwi.
- Czemu ja?
- Bo jesteś mała i się zmieścisz.
- No wielkie dzięki.
- Nie ma teraz czasu na przekomarzanie się.
Po chwili obie już były w środku.
- Nie Janet. Nie dotykaj jej.
- Czemu?
- Zobacz – wskazała na kabel – Idę wyłączyć korki w razie czego – poszła i wyłączyła. Wróciła – Rose? - sprawdziła puls.
- Żyje?
- Tak. Dzwoń po pogotowie – przewróciła ją na bezpieczną pozycje.
- Już jadą – schowała telefon – Boże … co się jej mogło stać?
- Eh nie wiem, ale mam nadzieje, że nic jej nie będzie.
Po paru minutach przyjechało pogotowie. Dziewczyny powiedziały co podejrzewają. Zabrali Rose na sygnale. Pojechały za karetką.


                                                     *****

Jakoś nie mogłem się skupić na pracy i wszyscy zwracali mi uwagę, żebym bardziej się skupił. Łatwo im mówić. Martwiłem się o Rose. Chyba jednak powinienem zostać dziś w domu mimo wszystko. Usłyszałem, że dzwoni mój telefon. Spojrzałem i zobaczyłem, że to Janet. Nie odebrałem, bo nie miałem czasu za bardzo. Jednak po chwili zobaczyłem, że dzwoni Sally.
- Hmm … - jednak odebrałem – Halo?
- No czemu nie odbierasz?! - była zdenerwowana.
- Nie mogłem. Coś się stało?
- Rose jest w szpitalu ..
- Co?!
- Prawdopodobnie prąd ją poraził.
- Ale .. co się stało?
- Musiałyśmy z Janet wejść oknem bo leżała nieprzytomna. Wzięli ją na badania właśnie. Przyjedziesz?
- Tak już się zbieram właśnie – rozłączyłem się. Powiedziałem, że muszę koniecznie jechać i nie czekając na ich zdanie wyszedłem. Cholera jasna. Jednak miałem rację, że niepotrzebnie pojechałem do pracy. Wsiadłem do auta i odjechałem. Całą drogę myślałem co się mogło stać, lecz musiałem się skupić też na drodze, żebym i ja nie wylądował w szpitalu. Chyba los uważa, że za mało przeszliśmy i dokłada nam coraz to nowych ''atrakcji''. Dojechałem i wysiadłem. Na korytarzu zobaczyłem, że już wszyscy są – Gdzie jest?
- Na badaniach jeszcze – Janet się do mnie przytuliła.
Oczekiwania na lekarza dłużyły się niemiłosiernie. Zacząłem coraz bardziej myśleć, że nad Nami wisi jakaś klątwa, tylko dlaczego.
Chyba po godzinie wyszedł lekarz z sali. W tym czasie zdążyli przyjechać rodzice Rose.
- I co z nią? - zapytałem.
- A Pan kim jest?
- Narzeczonym.
- A my rodzicami. Niech Pan w końcu mówi.
- Więc na całe szczęście porażenie nie wpłynęło na serce. Jedynie co to ma poparzoną lekko dłoń. Nawet się już obudziła.
- Chce ją zobaczyć.
- Za chwilę będzie Pan mógł.


                                                    *****


Po paru dniach wypuścili mnie do domu. Chciałam wcześniej, ale wiadomo. Nie pozwolili.
Mike przyjeżdżał codziennie. Tego się po nim spodziewałam. Zawsze się troszczył. Nawet gdy nie byliśmy jeszcze razem.
Właśnie wracałam z nim do domu. Siedziałam w milczeniu, bo nie miałam zbytnio humoru przez to wszystko. Od razu po przyjeździe poszłam do sypialni. Czułam jego wzrok na sobie, gdy szłam po schodach. Wzięłam prysznic i się położyłam mimo wczesnej godziny.
Przez parę dni po powrocie myślałam nad czymś. Nawet nie wiedziałam jak o tym powiedzieć Michaelowi, ale musiałam w końcu się przełamać. Sama nie wiedziałam, czy to dobry pomysł, ale już postanowiłam.
- Mike? Możemy porozmawiać?
- Zawsze skarbie. O co chodzi? - usiadł przy mnie.
- Bo … sporo ostatnio rozmyślałam o tym wszystkim ..
- No rozumiem ..
- Chyba nie do końca .. - wstałam i podeszłam do okna.
- Więc mów dalej – nie było sensu kręcić.
- Muszę się wyprowadzić .. przynajmniej na jakiś czas ..
- Co?! Możesz powtórzyć? - aż wstał.
- Eh .. proszę Cie .. musisz mnie zrozumieć ..
- Mam zrozumieć, że już nie chcesz ze mną być? Od tak po prostu?
- Nie powiedziałam, że chce się z Tobą rozstać.
- To jednoznaczne – widziałam, że był zły.
- Posłuchaj mnie. Dobrze? - podeszłam do niego – Kocham Cie i chce być z Tobą. To nie uległo zmianie, rozumiesz? Chce na jakiś czas wynieść się do rodziców. Potrzebuję odetchnąć od Tego miejsca ..
- I ode mnie, nie?
- Przestań!
- Myślałem, że jestem dla Ciebie wsparciem, ale widać .. myliłem się.
- Przecież wiesz, że jesteś. Ile razy mam Ci to tłumaczyć.
- Więc zostań.
- Eh .. nie mogę ..
- Więc co? Już nie mam nic do powiedzenia, tak? Postanowiłaś za nas oboje.
- Przecież możemy się spotykać …
- Heh .. zabawne .. chyba zapomniałaś, że jesteśmy zaręczeni i oboje postanowiliśmy o wspólnym mieszkaniu. Znudziło Ci się?
- Nie .. to nie tak … dlaczego nie możesz mnie zrozumieć? Przez to wszystko co mnie spotkało ..
- A mnie nie?! To było też moje dziecko! Myślisz, że skoro chodzę do pracy i staram się żyć normalnie, to o nim nie myślę?! Codziennie myślę! - patrzyłam na niego i bałam się odezwać. Dawno nie był taki zły.
- Nie ma sensu się kłócić – wyciągnęłam walizkę i zaczęłam się pakować. Czułam, że patrzy na to co robię.
- Proszę bardzo! Wyprowadzaj się! Mam to gdzieś, tylko potem się nie zdziw, że mieszka tutaj inna! - przerwałam pakowanie i odwróciłam się do niego.
- Słucham?! Już myślisz o innej?! - zrobiło mi się przykro i dałam mu w pysk – Będziesz tego żałował!
- To nie ja się wyprowadzam!
- Widzę, że i tak nie zrozumiesz mnie! Jednak słusznie postanowiłam! - dokończyłam pakowanie i zamknęłam walizkę. Zniosłam ją na dół i ubrałam się do wyjścia. Miałam już wychodzić, ale poczułam, że złapał mnie za nadgarstek. Nie chciałam się odwrócić.
- Przepraszam – usłyszałam. Odwrócił mnie w swoją stronę – Proszę Cię … - zauważyłam, że ma łzy w oczach – Zostań .. Tak bardzo Cię kocham i nie wyobrażam sobie, że będę tutaj sam … bez Ciebie .. jeżeli chcesz to wyniosę się do pokoju dla gości .. tylko zostań ..
- Mike .. to nie chodzi o sypialnie .. już Ci mówiłam … potrzebuję chwilę aby wszystko sobie poukładać w głowie … próbowałam, ale nie wyszło .. może zmiana miejsca mi pomoże. Naprawdę to nie ma nic wspólnego z Tobą … jesteś wspaniały i wiem, że mogę na Ciebie liczyć, ale tym razem muszę sama sobie z tym poradzić.
- Wrócisz? - popatrzyłam mu w oczy.
- Wrócę .. obiecuję – pocałował mnie i poczułam jego łzę na moim poliku – Nie płacz, bo i ja zacznę … muszę iść … - nie chciał puścić mojej dłoni – Kochanie … widzisz to? - pokazałam drugą dłoń, na której miałam pierścionek – On nie zniknie z mojego palca .. nigdy.
- Chociaż tyle. Wiesz, że i tak z Ciebie nie zrezygnuje. Jeżeli chcesz to sprzedam ten dom i kupimy nowy ..
- Nie. Szkoda by było. Przywiązałam się do niego.
- Więc pamiętaj, że będziemy czekać aż wrócisz – pogłaskałam Go po policzku.
- Muszę iść – wyszeptałam bo robiło mi się coraz bardziej smutno. Puścił moją dłoń. Wyszłam i wsiadłam do samochodu. Dopiero gdy odjechałam, rozpłakałam się – Wrócę do Ciebie skarbie. Za bardzo Cie kocham.
Dojechałam do domu rodziców. Mamę uprzedziłam telefonicznie, więc się nie zdziwiła, że przyjechałam. Ojca jeszcze nie było. Po prostu poszłam do swojego pokoju. Nawet nie miałam siły się rozpakować .. albo nie chciałam. Popatrzyłam na swój pokój. Tak dziwnie było tutaj wrócić. Tyle wspomnień. Tych dobrych jak i tych … złych. Przez to drugie zdałam sobie sprawy, że tutaj też mi się nie poprawi. Zadzwoniłam do Sally, czy bym mogła u niej trochę pomieszkać. Zdziwiła się, ale oczywiście zgodziła się. Wyjaśniłam mamie i pojechałem do domu Sally.
- Mam nadzieje, że wiesz co robisz.
- Nie praw mi kazań. Nie po to tutaj przyjechałem.
- Nie myśl sobie, że będę popierała Twój chory pomysł.
- Sally .. daj mi spokój albo idę sobie stąd – chciałam już iść do wyjścia.
- Dobra zostań. Już się zamykam, ale szybko zobaczysz, że Ci Go brakuje – poszła do siebie.


                                                         *****


Minęło dopiero kilka dni, a ja tęskniłem za nią jak nie wiem. Nawet nie miałem ochoty jeździć do studia. Wymyśliłem, że źle się czuje i na razie mnie nie będzie. Snułem się bez sensu po domu i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Rodzinie też nic o tym nie powiedziałem. Chociaż czułem, że Janet prędzej czy później się dowie. Akurat było już późno i ciemno. Wyszedłem z domu aby się trochę przejść. Nogi zaprowadziły mnie do miejsc, w których oboje byliśmy. Eh te wspomnienia. Czułem lęk, że jednak to już koniec mimo, że się kochamy. Miałem nadzieje, że się mylę.
Następnego dnia postanowiłem, że pojadę do niej. Dzięki Sally wiedziałem, że jest u niej. Sama przecież by mi nie powiedziała. Po drodze kupiłem kwiaty. Całą drogę myślałem, czy to dobry pomysł, ale co mi tam. Dojechałem i wysiadłem. Zapukałem do drzwi. Po chwili otworzyła.
- Cześć – uśmiechnąłem się.
- Co Ty tu … a no tak. Sally Ci powiedziała?
- Czy to ważne? Mogę wejść? - wpuściła mnie – To dla Ciebie – wręczyłem jej kwiaty.
- Dziękuje, ale nie musiałeś – już miałem odpowiedź – Tak wiem, chciałeś – wyszczerzyłem się.
- Znasz mnie na wylot. Jak nikt inny – patrzyłem jej w oczy – Tęsknisz? Bo ja bardzo.
- Mike …
- Po prostu pytam. Nadal jesteś moją narzeczoną .. prawda?
- Tak .. jestem. Nie chce abyś naciskał.
- Nie mam zamiaru. Chciałem Cie zobaczyć. Nic więcej.
- Chcesz coś do picia? - poszła do kuchni. Czułem, że chce mnie unikać. Poszedłem za nią.
- Wiesz .. spacerowałem wczoraj po naszych miejscach .. - oparłem się o futrynę.
- Chcesz soku, kawy, herbaty, wody?
- Słyszałaś co mówiłem? - podszedłem do niej – Skarbie?
- Przestań!
- Mam przestać Cie kochać? Przykro mi, ale to niemożliwe.
- Czemu to robisz? - odwróciłem ją do siebie.
- Spójrz mi w oczy ..
- Nie ...
- Czego się boisz? Że nie będziesz w stanie się oprzeć? Że odżyją uczucia? - wziąłem w łapki jej twarz – Te uczucia nigdy nie wygasły. Nie wmówisz tego sobie, a ja już na pewno nie mnie – nie mogłem się już dłużej powstrzymać i pocałowałem ją czule. Na początku się broniła przed tym, lecz szybko się poddała. Nie miałem zamiaru przerywać. Nie chciałem. Poczułem jak zarzuciła ręce na moją szyję. Objąłem ją w pasie łapkami i uniosłem sadowiąc na blat. Przeniosłem pocałunki na szyję.
- Mike … Boże … nie wiem czy powinniśmy …
- Ćśś … ale chcemy … czuję to … - wziąłem ją na ręce i poszedłem do jej pokoju. Położyłem ją na łóżku. Później było tylko przyjemniej.
Patrzyłem na nią i całowałem po dłoni, gdy leżała wtulona we mnie. Tak bardzo chciałbym ją zabrać do domu.
- Jesteś okropny ..
- No wiesz? Myślałem, że niezły.
- Hehe akurat ja nie o tym. Jesteś okropny, bo nie można Ci się oprzeć.
- Hm tak naprawdę to gdybyś nie chciała ..
- Oh zamknij się – pocałowała mnie – To Twoja wina i tyle.
- Niech Ci już będzie. Moja. Ale jakoś wcale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia – wyszczerzyłem się.
- Właśnie widzę – uderzyła mnie lekko w ramię. Usłyszeliśmy szczęk otwieranego zamka – Sally wróciła.
- Jestem! - krzyknęła od progu – Rose jesteś u siebie? - nie zdążyła odpowiedzieć, bo weszła – Ooo .. no cześć Michael – uśmiechała się – Kto by się spodziewał.
- Spadaj cholero! - rzuciła w nią poduszką.
- Uważaj, bo zaraz się odsłonisz, golasie – Sally nabijała się z niej. Rose się zawstydziła i przykryła kołdrą po sam czubek głowy – Oj no dobra. Już wychodzę – tak też zrobiła.
- Poszła sobie?
- Yhym – odkryła się i spojrzała w stronę drzwi. Po czym spojrzała na mnie.
- A Ty z czego się śmiejesz?
- Bo mam ochotę.
- Ach tak?
- Tak – dałem jej buziaka i pogłaskałem ją po twarzy – Brakowało mi Ciebie.
- Eh .. Mike?
- Oj źle się zaczyna.
- Tylko nie zrozum mnie źle .. - nie musiała kończyć.
- Czyli zostajesz tutaj – bardziej stwierdziłem.
- Na razie tak ..
- Powiedz .. co mam zrobić abyś zmieniła zdanie?
- Nic. Bądź cierpliwy … proszę …
- Masz szczęście, że tak Cie kocham, ale i tak wydaje mi się, że powinienem zabrać Cie siłą do domu i tyle.
- I może jeszcze przywiązać do kaloryfera?
- Żebyś wiedziała – przytuliłem się do niej.


                                                          *****


Mike przyjeżdżał co kilka dni i chcąc nie chcąc każdego dnia coraz bardziej tęskniłam. Lecz to nie był jeszcze odpowiedni czas abym wróciła. Jeszcze trochę. Muszę poukładać sobie wszystko w głowie do końca.
Dziś Sally zaproponowała abyśmy wyszły do klubu. Jakoś nie byłam do tego przekonana, ale oczywiście nie chciała słyszeć odmowy. Wróciła z pracy i zaczęłyśmy się szykować.
- Tylko załóż jakąś niezłą kieckę.
- Przecież nie idę na podryw – przebierałam sukienki w szafie.
- Wiem wiem. Już masz swojego księcia – szturchnęła mnie łokciem.
- Żebyś wiedziała i nie zamierzam Go zamienić na innego.
- Oj rozumiem Cie bardzo dobrze – rozmarzyła się.
- Sally .. uważaj lepiej, dobra? To mój facet.
- Tylko się droczę.
Już gotowe pojechałyśmy taksówką do klubu. Miałam nadzieje, że to będzie spokojny wieczór i nikt nie będzie nas zaczepiał.
- Tylko mi się nie upij – ostrzegłam ją.
- Ja? No skąd.
- Taa jak bym Cie nie znała – wyszczerzyła się.
- Oj no będę grzeczna. Przekonasz się.
Usiadłyśmy przy barze. Rozejrzałam się czy nie ma kogoś znajomego. Nawet nie było takiego tłoku jak zwykle bywało. Zamówiłyśmy drinki i rozmawiałyśmy w tym czasie. Już miałyśmy wziąć po łyku, gdy nagle zadzwonił telefon Sally.
- O nie .. nie odbieraj lepiej – spojrzała na wyświetlacz.
- Ehh … z pracy ..
- Wiedziałam. Super – widziałam, że nie chciała, ale musiała odebrać. Sama wzięłam łyka i słuchałam co mówi.
- Muszę ..
- Jechać – dokończyłam.
- Przepraszam. Muszę zastąpić koleżankę, bo dziecko jej zachorowało.
- No trudno.
- Nie bądź zła. Nadrobimy jeszcze to. Obiecuje.
- Ok.
- Jedziesz też z powrotem?
- Zostanę z godzinę. Dokończę drinka i wrócę.
- Tylko uważaj na siebie – po chwili wyszła. Popatrzyłam za nią. Wymarzony wieczór. Nie ma co. Nie uśmiechało mi się samej tutaj siedzieć, ale chciałam dokończyć drinka. Bawiłam się słomką, gdy zobaczyłam kątem oka, że ktoś się przysiadł. Spojrzałam i tej osoby się nie spodziewałam.
- Eric?!
- Cześć kochanie.
- Nie mów tak do mnie! – wzięłam drinka i poszłam się przesiąść. Jeszcze jego tutaj brakowało. Zobaczyłam, że znowu się dosiadł – Nie dociera do Ciebie?!
- Po co się denerwujesz? Sama przyszłaś? - nie miałam zamiaru mu odpowiadać – Czyżby książę się nie sprawdził i Go rzuciłaś? - spojrzałam na niego wściekle.
- Takiego faceta jak On się nie rzuca! Weź się odwal!
- To czemu przyszłaś sama? - miałam Go dość i nic nie docierało do niego.
- Dasz mi spokój?! Mike pracuje w przeciwieństwie do Ciebie! - nie miałam zamiaru mówić mu prawdy.
- To po co Ci taki facet, który nawet wieczorem nie ma czasu. Daj sobie z nim spokój.
- A Ty nadal jesteś zwykłym palantem widzę – wstałam i poszłam do łazienki. Spojrzałam w swoje odbicie. Jeżeli wyjdę to dam mu tą satysfakcje. Nic z tego. Dokończę drinka i dopiero. Wyszłam i wróciłam na miejsce. Niestety jeszcze tam siedział. Usiadłam i traktowałam Go jak powietrze. Czułam na sobie jego spojrzenie.
- Ładnie wyglądasz, wiesz?
- Mam lustro, więc się zamknij z takimi tekstami. W ogóle się zamknij najlepiej – napiłam się. Prawie kończyłam na szczęście.
- Zamówić Ci jeszcze? - udałam, że tego nie słyszałam. Dopiłam i wstałam aby wyjść, ale od razu z powrotem usiadłam, bo zakręciło mi się w głowie – Wszystko w porządku?
- Tak. Daruj sobie. Po prostu za szybko wypiłam.
- Więc dobrze, że tutaj jestem.
- Przeciwnie. Sama sobie poradzę – niestety z każdą chwilą czułam się gorzej. W pewnej chwili zobaczyłam tylko jego twarz i odleciałam.