wtorek, 4 czerwca 2013

Bad Girl 10

Nie wiem, która była godzina, gdy się obudziłam i tak naprawdę nie obchodziło mnie to. Michaela już nie było. Drzwi się otworzyły.
- Nie śpisz już? - to był Michael.
- Nie .. dopiero się przebudziłam …. myślałam, że Cię nie ma – usiadł na łóżku po mojej stronie.
- Nie myśl sobie, że zostawię Cię w takim stanie. Jak się czujesz?
- A jak się mogę czuć po takim czymś … dziękuje, że jesteś.
- Zawsze możesz na mnie liczyć … pamiętaj o tym – przez chwilę panowała między nami cisza – Pójdę po śniadanie, a ty się ubierz w tym czasie.
- Ok – wyszedł. Niechętnie wstałam, wzięłam jakieś ubrania i poszłam do łazienki. Ubrana wyszłam i podeszłam do okna. Usiadłam na parapecie i podkuliłam nogi do klatki piersiowej. Usłyszałam pukanie. Niepewnie odpowiedziałam – Proszę.
- Nie przeszkadzam? - zapytała młoda dziewczyna. Była strasznie podobna do Michaela, więc domyśliłam się, że jest jego siostrą.
- Nie, a ty jesteś … - nie wiedziałam jak się nazywa.
- Janet – przedstawiła się – Michael wczoraj wszystkich Ci przedstawił.
- Faktycznie … zapomniałam … przepraszam – coś mi tam świtało. Michael podczas kolacji coś do mnie mówił, ale nic do mnie nie docierało.
- Nic się nie stało, rozumiem.
- Michael poszedł do kuchni – powiedziałam bo myślałam, że przyszła do niego.
- Przyszłam do Ciebie. Nie wiem, czy masz ochotę iść na zakupy do centrum. Bo idę z LaToy i pomyśleliśmy o tobie. Trochę byś się rozerwała.
- Dzięki, ale może innym razem.
- Na pewno nie?
- Nie jestem w nastroju.
- No dobrze już Cię nie namawiam to … do zobaczenia – wyszła. Miałam w głowie różne czarne myśli i nie byłam pewna, czy nie zrealizuje ich. Drzwi się ponownie otworzyły. Spojrzałam w ich stronę.
- Co robisz w moim domu? - to był Joseph. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Podszedł do mnie bliżej. Zeszłam z parapetu – Zadałem Ci pytanie! - nie byłam pewna, ale nic nie mógł już zrobić Michaelowi.
- Michael mnie zaprosił.
- Znowu się gnojowi upiecze, a ty i twoja rodzinka mi za to zapłacicie, że siedziałem w areszcie! Możesz być pewna! Masz się natychmiast wynosić z mojego domu!
- Dosyć tego! - powiedział ostro Michael – Rose nigdzie nie pójdzie, ale ty owszem – podszedł do mnie.
- Będziesz mi rozkazywał? W moim własnym domu?!
- A z czyich pieniędzy opłacasz rachunki?! - ich krzyki było słychać w całym domu. W pewnym momencie przyszła mama Michaela.
- Co tu się znowu dzieje?
- Nie wtrącaj się!
- Nie mów tak do niej!
- W tym areszcie nie było nawet tak źle. Zresztą i tak tego nie zgłosisz. Jesteś mięczakiem – naprawdę się bałam, że Go uderzy.
- No śmiało! Uderz mnie … przecież chcesz!
- Przestańcie natychmiast! - krzyknęła Pani Jackson – Joseph! Wychodzimy – spojrzał się na swoją żonę potem na nas i wyszli.
- Nic Ci nie zrobił? - zapytał z troską.
- Nie, ale myślałam, że mnie zaraz uderzy.
- Niech, by tylko spróbował.
- Bałam się też, że … Ciebie uderzy – zrobiło mi się głupio, gdy to powiedziałam.
- Nie odważył by się. On tylko udaje, że wszystko mu jedno. Usiądźmy – usiedliśmy na kanapie – Dzwoniłem do twojego ojca.
- Powiedziałeś mu?
- Tak, ale nie wszystko. Mam złą wiadomość … nie mają jak wrócić. Najwcześniej mogą być za 8 dni.
- Dopiero?
- Tak, ale mam też dobrą wiadomość. Dzwoniłem już do swojego pilota i jutro po nich poleci.
- Naprawdę? Dziękuje – rzuciłam się mu na szyję.
- Nie ma za co. Muszę jakoś odkupić swoje winy.
- Nie mów tak. Już Ci mówiłam … to nie twoja wina.
- I tak wiem swoje – wstałem i podszedłem do okna – Gdybym nas nie zamknął w piwnicy …
- Przestań już! - podeszłam – Bo się na Ciebie obrażę, chcesz tego?
- Nie – spojrzał się na mnie – Zjedz śniadanie to już nie będę.
- Szantaż? - uniosłam jedną brew.
- Można tak powiedzieć .. podziałał?
- Czy ja wiem ….. słaby, ale i tak zjem bo jestem głodna.
- Cieszę się … muszę na chwilę jechać do studia – nie podobał mi się ten pomysł. Miałam zostać pod jednym dachem z tym gburem?
- Musisz? A co mam zrobić jak twój ojciec znowu się do mnie przyczepi?
- To wykluczone. Mama Go zabrała na zakupy. Nie chciał, ale Go zmusiła. Także nie masz się czego bać. Masz cały dom dla siebie, tylko nie zrób imprezy.
- Przejrzałeś mnie. Już miałam zaplanowaną listę gości i wszystko popsułeś.
- Oh wybacz mi.
- Idź już bo zaraz dostaniesz.
- Idę, idę, tylko nie płacz za mną – zrobiłam groźną minę – Czy ja coś mówię? Niedługo będę – wyszedł. Zaczęłam jeść śniadanie. Po śniadaniu nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Minęła godzina, a Michaela nadal nie było.


Nie chciałem zostawiać Rose samej, ale nie miałem wyjścia. Poza tym nie czułem się najlepiej i najchętniej, bym został w domu. Dojechałem do studia.
- Witaj Quincy. Co to za ważna sprawa? - siedział i coś zapisywał.
- Cześ … a co się Ci stało? - zaniemówił, gdy mnie zobaczył.
- Długo, by gadać … więc?
- Nie tak szybko. Masz mi natychmiast powiedzieć, kto Cię tak urządził – westchnąłem i usiadłem naprzeciwko niego.
- Miałem zawieźć znajomą na lotnisko, ale zatrzasnęliśmy się w piwnicy i …
- W piwnicy powiadasz – podrapał się po brodzie.
- Nie zdarzyło się nic o czym zdążyłeś już pomyśleć.
- Ona Cię tak urządziła?
- Bardzo śmieszne … spędziliśmy tam półtora dnia, aż w końcu, ktoś nas wydostał. Okazało się, że to włamywacze … reszty możesz się domyślić.
- Nie wiem co powiedzieć.
- Możesz powiedzieć po co mnie tutaj wezwałeś.
- Spieszysz się?
- Tak. Rose została u mnie, a nie chcę jej zostawiać samej.
- To coś poważnego?
- Jesteśmy przyjaciółmi, ok? - już zaczynały mnie wkurzać te pytania.
- Nie denerwuj się, widzę, że to drażliwy temat.
- Quincy … powiedz w końcu. Nie jestem w nastroju.
- Zadzwoniłem, żebyś przyjechał bo jest problem z jedną piosenką.
- Jaką?
- Song Grove, nie możesz jej wydać.
- Co? Dlaczego?
- Śpiewasz o aborcji i są sprzeciwy.
- Przecież nikogo w niej nie obrażam.
- Wiem, ale nie możemy jej wydać.
- Cudownie! Teraz chcą ingerować w moją twórczość – wstałem i nerwowo zacząłem chodzić.
- Musimy zastąpić jakąś inną. Chyba, że zostawisz tak jak jest.
- Coś wymyślę – znowu poczułem ten dziwny ból w okolicach żołądka – Masz może jakąś tabletkę przeciwbólową?
- Raczej nie. Coś Cię boli?
- Tak, żołądek. Nieźle mi przywalił.
- Byłeś u lekarza?
- Tak, nic mi nie jest.
- Jeżeli poczekasz to pójdę coś kupić.
- Dobrze i dzięki – usiadłem na kanapie. Już wiedziałem jaką wstawię piosenkę na miejsce tamtej. Będę musiał jeszcze trochę ją dopracować.


Michael miał wrócić niedługo, a minęły już dwie godziny. Sama się sobie dziwiłam, że chce, żeby był przy mnie. Nie byłam pewna, czy dojdę do siebie w stu procentach. Nikt nie był w stanie zrozumieć to jak się czułam. Nawet Michael. Musiałam przestać to roztrząsać bo znowu bym płakała. Usiadłam na łóżku przy nocnej szafce. Byłam ciekawa co On tam trzyma. Były tam jakieś zapisane kartki. Wzięłam je do ręki. Zapisane były na nich jakieś słowa. Gdzie nie gdzie słowa były skreślone i zapisane nowe. Po dłuższym zastanowieniu się, zrozumiałam, że trzymam w rękach jego dzieła. Całkiem nowe piosenki. By nie chciał, żeby, ktoś je zobaczył przed wydaniem, dlatego odłożyłam je z powrotem, ale ciekawość była silniejsza. Zaczęłam czytać taką, na której było najmniej poprawek.

Liberian girl . . .
You came and you changed my world
A love so brand new
Liberian girl . . .
You came and you changed me girl
A feeling so true

Liberian girl
You know that you came
And you changed my world,
Just like in the movies
With two lovers in a scene
And she says . . .
"Do you love me"
And he says so endlessly . . .
"I love you, Liberian girl"

Na chwile przestałam czytać bo musiałam się zastanowić nad słowami. Czy to możliwe, że ta piosenka jest o …. nie to nie możliwe. Przecież znamy się krótko, ale z drugiej strony na górze kartki widniała data. Data dnia, w którym pierwszy raz się spotkaliśmy. Nie dokończyłam bo, ktoś zapukał. Schowałam kartkę w powrotem. Zeszłam niepewnie na dół i zapytałam, kto to.
- Porucznik Smith.
- Michaela nie ma.
- Nie szkodzi. Przyjechałem spisać zeznania.
- Niech Pan przyjedzie później – rozmawiałam z nim przez zamknięte drzwi. Był policjantem, ale i tak bałam się być z nim sam na sam.
- Nie zajmę wiele czasu. Otwórz – powoli otworzyłam drzwi, nie chciałam. Wpuściłam Go. Usiadł na kanapie – Myślałem, że mi nie otworzysz – nie usiadłam. Wolałam się trzymać jak najdalej i stałam na końcu pokoju – Usiądziesz?
- Wolę postać – miałam nadzieję, że Michael zaraz wejdzie.
- Więc … opowiedz jak to było … od początku.
- Muszę? Zaczekamy może na Michaela.
- Mówił kiedy będzie?
- Niedługo powinien być. Zrobić Panu coś do picia? - tak naprawdę to chodziło mi, żeby nie być w jednym pomieszczeniu z mężczyzną.
- Nie, dziękuje …. długo się znacie z Michaelem?
- Czy to ma związek ze sprawą? - nie miałam zamiaru mu się spowiadać, jeżeli to nie miało związku.
- Nie, tylko pytam.
- Więc pozwoli Pan, że nie odpowiem – już dłużej, bym nie wytrzymała tego napięcia. Na całe szczęście wrócił Michael. Wydawał się zdenerwowany – Nareszcie jesteś. Stalo się coś?
- Później Ci powiem … o Steven. Nie zauważyłem Cię – podali sobie ręce.
- Nie szkodzi. Możemy już zacząć? Chciała zaczekać na Ciebie – Michael spojrzał się na mnie.
- Pytaj – dopiero, gdy Michael usiadł na fotelu, ja zrobiłam to samo.
- Zacznij od początku – wyciągnął notes – Jak weszli do domu?
- Tego nie wiemy, ale najprawdopodobniej drzwi zostawiliśmy otwarte. Bo widzisz my … zatrzasnęliśmy się w piwnicy i byliśmy tam całą noc. Na drugi dzień otworzyli piwnicę ….
- I nie chcieli was z niej wypuścić, tak?
- Nie, nie wiedzieli, że tam jesteśmy, ale musiałem wyjść bo inaczej nigdy byśmy z stamtąd nie wyszli. Rose kazałem zostać na dole, ale i tak wyszła …
- By Cię zabił, gdybym tego nie zrobiła – wtrąciłam się.
- Pewnie tak, ale wracając to …. sam widzisz jak to mogło wyglądać – wskazał na swoją twarz. Porucznik wszystko zapisywał.
- A co z tobą Rose? Zrobił Ci coś?
- A jak Pan myśli? Mam opowiedzieć ze szczegółami?! Jak mnie dotykał i mówił obrzydliwe rzeczy?! I w końcu jak na mnie wlazł?! To chcę Pan usłyszeć?! - nie wytrzymałam. Wybuchłam płaczem i wybiegłam do kuchni. Już nie mogłam. Ciągle widziałam jego twarz przy swojej, czułam jego oddech na swojej skórze. Boże … niech to się wreszcie skończy. Słyszałam podniesiony głos Michaela.
- Dlaczego o to ją zapytałeś?!! Przecież Ci powiedziałem co się stało!! Co chciałeś tym udowodnić?!! Widzisz w jakim jest stanie!! Idź już!!
- Jeszcze nie skończyliśmy.
- Skończyliśmy! - drzwi od kuchni się otworzyły. Poczułam dotyk na ramieniu. Odwróciłam się – Nie płacz – Powiedział Michael i mnie przytulił. Wtuliłam się w niego bez wahania.
- Ja sobie z tym nie poradzę … to za dużo – ciągle płakałam.
- Nie jesteś sama … jestem przy tobie.
- Ale nie będziesz zawsze.
- A chcesz, żebym był? - spojrzałam się na niego.
- Ja nie wiem, czego chce, ale wiem, że Cię potrzebuję ….. nie chcę Ci robić niepotrzebnych nadziei.
- Nie robisz … chcę Ci pomóc – byłam mu wdzięczna za wszystko – Dlatego nie pozwolę Ci się smucić i zabieram Cię dzisiaj w pewne miejsce.
- Nie mam ochoty.
- Nie obchodzi mnie to – uśmiechnął się – Masz być gotowa na 17:30.
- Zawsze musisz postawić na swoim?
- Zawsze – poszliśmy do pokoju – Zostawię Cię na chwilkę. Muszę gdzieś zadzwonić.
- Dobrze … nie musisz się mną tak przejmować - spojrzał się na mnie, ale nic nie powiedział. Wyszedł, ale paru minutach wrócił.

Musiałem zadzwonić do swojego znajomego i uprzedzić, że przyjadę. Chciałem, żeby Rose chociaż przez chwilę przestała o tym myśleć.
- Zmiana planów. Jedziemy za pół godziny – powiedziałem wchodząc do pokoju.
- A powiesz mi dokąd?
- Niespodzianka – mrugnąłem okiem – To ja Ci nie przeszkadzam w ubraniu się – wyszedłem. Zszedłem na dół i w tym czasie wróciły dziewczyny – O, a co tak szybko? Była dezynfekcja w centrum, czy co? - zapytałem bo ich normalnie nie da się wyciągnąć ze sklepów, a co dopiero jak, by miały same z siebie tak szybko wrócić.
- Bardzo śmieszne – odpowiedziała Toya – Nie dostali nowej dostawy.
- A co robiliście jak nas nie było? - zapytała Janet.
- Nic, a co mieliśmy?
- Tylko zapytałam, a wiesz, że chciałam ją wyciągnąć, ale się nie dała.
- Czyli, nie musiałem jej ostrzegać przed wami, sama się domyśliła – zaśmiałem się co spowodowało, że dostałem od Janet w ramię – Dobra, dobra już wystarczy – poszedłem sprawdzić, czy już jest gotowa – Mogę wejść?
- Tak – wszedłem, ale tego się nie spodziewałem. Rosa siedziała na łóżku z podkulonymi nogami i wyglądała tak jak wcześniej.
- Jeszcze nie gotowa?
- Naprawdę nie mam ochoty, gdziekolwiek wychodzić – udałem, że tego nie słyszę.
- Dać Ci jeszcze 10 minut?
- Słyszałeś co powiedziałam?
- Jeżeli za chwilę się nie ubierzesz to …
- To ty mnie ubierzesz?
- Nie …. Janet!! - krzyknąłem, żeby przyszła.
- Co jest? - zapytała.
- Mamy problem. Rose nie chcę się ubrać.
- Toya!! - tym razem krzyknęła Janet.
- Yy?
- Rose nie wie co ubrać i musimy jej pomóc – specjalnie przekręciła moje słowa.
- Już się robi, ale Panu już podziękujemy – wypchały mnie z pokoju. Przecież sam, bym wyszedł. Poszedłem do salonu i usiadłem na kanapie. Spojrzałem na zegarek. Już 5 minut temu powinniśmy być w drodze. Wstałem i zacząłem chodzić w tą i z powrotem. No ile można się ubierać. Usłyszałem ich głosy. No w końcu. Zeszły na dół.
- Gotowa, było trudno, ale jakoś nam się udało.
- Dzięki dziewczyny, ale my musimy już iść. Już i tak 5 minut temu mieliśmy wyjść.
- Wiecie może co On kombinuje?
- Po nim możesz spodziewać się wszystkiego – powiedziała Janet.
- Pogadacie jak wrócimy – pomogłem założyć Rose kurtkę, sam już dawno byłem gotowy. Byliśmy już w drodze.
- Powiesz …

- Zaraz sama zobaczysz. Mam nadzieje, że Ci się spodoba – wjechaliśmy na jakiś parking. Było mnóstwo samochodów – No to pięknie. Jak znajdę wolne miejsce to będzie cud – jeździł pomiędzy samochodami i nie mógł znaleźć wolnego miejsca. Ja też się rozglądałam.
- Tam jest chyba wolne – wskazałam palcem. Przyspieszył, żeby nikt Go nie zajął i po chwili zaparkował – Dlaczego jest tak dużo ludzi?
- Za chwilkę się dowiesz – zaczął czegoś szukać w schowku – Mam – wyciągnął okulary, kapelusz i …. wąsy?? Zauważył, że się na niego dziwnie patrze – No co? Przecież nie mogę tak normalnie sobie wyjść. Niestety – zauważyłam, że posmutniał. Nie byłam pewna, ale chyba ta cała sława Go trochę męczy. Nawet nie może pójść na spacer bo od razu zaatakowali, by Go fani albo paparazzi. Ja chyba, bym tego nie wytrzymała. Wysiadł i jak zawsze otworzył mi drzwi. Dopiero, gdy szliśmy powiedział, że miejsce do, którego idziemy jest trochę dalej.
- Daleko jeszcze?
- Prawie jesteśmy – szliśmy w stronę parku. Zatrzymał mnie – Zamknij oczy.
- Znowu?
- Wiesz, że możesz mi zaufać – spojrzał mi w oczy. Nie odpowiedziałam. Po prostu zamknęłam oczy. Poczułam jak kładzie mi dłonie na talii i prowadzi – Nie podglądasz?
- Nie – szliśmy jeszcze kawałek i kazał mi otworzyć oczy, ale tego nie zrobiłam.
- Słyszałaś? Możesz otworzyć.
- Słyszałam.
- Więc?
- Boję się co tym razem wymyśliłeś.
- Możesz być pewna, że nic strasznego – jednak miałam małe obawy, ale otworzyłam oczy. Ujrzałam wielki, czarny namiot pośrodku parku. Na samym początku pomyślałam, że to cyrk.
- Zabrałeś mnie do cyrku? - zaśmiał się.
- Nie … to kino – zdziwiłam się – Co tydzień grają stare filmy z Marilyn Monroe i Elizabeth Taylor. Latem puszczają pod gołym niebem, a zimą pod namiotem. Nigdy tutaj nie byłaś? - pokręciłam przecząco głową – Chodźmy po bilety. Mam tutaj znajomego i powiedział, że jeżeli chcę dzisiaj przyjechać to lepiej jak przyjadę wcześniej bo jest masa ludzi – to prawda. Było pełno ludzi. Staliśmy w kolejce po bilety – Co jakiś czas, gdy nie mam co robić, przyjeżdżam tutaj …
- Sam?
- Tak … sam – znowu zrobił się smutny – Rose to jest Sam mój znajomy i pracownik – przedstawił nas sobie. Był to starszy facet, ale bardzo miły. Dał Michaelowi bilety bez kolejki i powiedział, że możemy już wchodzić – A z kim dzisiaj?
- Marilyn, ale nie pytaj jaki film bo nawet ja tego nie wiem. Dobrze to ja muszę wracać do pracy. Miłej zabawy – podziękowaliśmy i weszliśmy do środka. Usiedliśmy na samym końcu.
- Skoro miał na Ciebie bilety to, dlaczego musieliśmy być wcześniej?
- Dzisiaj przyszło mnóstwo ludzi, a mają odliczone bilety, żeby dla każdego starczyło, więc gdyby się zorientowali, że brakuje dwóch biletów to miałby kłopoty.
- Rozumiem.
- Przynieść Ci popcorn albo coś do picia?
- Nie, dziękuje.
- Ok. Zaraz wracam – wrócił z wielkim popcornem.
- Zjesz to wszystko?
- Jasne …. o zaczyna się – światła zgasły. Michael ściągnął okulary i kapelusz. Na ekranie pokazał się napis ,, Pół żartem, pół serio'' – Komedia – powiedział i zaczął zajadać się popcornem – Na pewno nie chcesz?
- Na pewno – nigdy nie przepadałam za starymi filmami, na dodatek czarno-białymi, ale ten był całkiem fajny. Były momenty, na których ludzie wybuchali śmiechem. Chyba nie muszę mówić, że Michael był jednym z nim. Mnie nie było do śmiechu, ale nieraz trudno, było mi się powstrzymać. Gdy film się skończył, światłą się zapaliły. Myślałam, że już koniec i pojedziemy do domu, ale na ekranie zobaczyłam napis ,, 20-sto minutowa przerwa '' - Jeszcze nie koniec?
- Puszczają po 3 filmy … chyba, że chcesz już wracać.
- Zostańmy jeszcze – uśmiechnął się.
- Chodź no tu – zmarszczył czoło, ale przybliżył się – Wąsy Ci się odkleiły – poprawiłam mu.
- Dzięki … dobrze, że zauważyłaś …. tam są toalety jeżeli musisz …
- Nie muszę …. wiesz … następnym razem możesz przebrać się za kobietę – nawiązałam ten temat ponieważ we filmie faceci przebrali się za kobiety.
- Na pewno nie.
- Szkoda. Mogę Cię o coś zapytać?
- A jak myślisz?
- Dlaczego wróciłeś taki zły do domu?
- Problemy w studiu … muszę zrezygnować z jednej piosenki. Są sprzeciwy.
- Dlaczego?
- Śpiewam w niej o aborcji … o tym, że tego nie akceptuje i w ogóle, ale przecież to jest tylko i wyłącznie moje zdanie i nikogo nie próbuje zmieniać – był załamany.
- I nic nie możesz na to poradzić? Przecież to jest twoja płyta i chyba sam decydujesz co się na niej znajduje.
- Do tej pory tak myślałem. Powiem Ci szczerze, że czasami mam już tego dosyć. Odkąd pamiętam wszyscy mówili mi co mam śpiewać, a czego nie, ale byłem dzieckiem i musiałem się słuchać. Teraz jestem już dorosły, a nadal, by chcieli mną drygować. Najpierw zaczęli się wtrącać do mojego życia prywatnego. Miałem dziewczynę, ale …... straciłem ją – wyglądał jak, by się miał za chwile rozpłakać – Nigdy mu tego nie wybaczę – zacisnął zęby. Nie miałam pojęcia co powinnam teraz powiedzieć. Światła ponownie zgasły i film się zaczął, pt. ,, Proszę nie pukać ''. Wszyscy oglądali w skupieniu. To nie była komedia, raczej dramat. Film wydawał się normalny do czasu, gdy główna bohaterka pokazała swoje blizny na nadgarstkach po próbie samobójczej. Spuściłam głowę. Miałam dokładnie takie same blizny. Michael spojrzał się na mnie – Wszystko w porządku?
- Tak – uśmiechnęłam się słabo. Myślałam, że najgorsze już za mną. Myliłam się. Zaczęła opowiadać, dlaczego to zrobiła, że po tym zamknęli ją w szpitalu psychiatrycznym. Ze mną było tak samo. Z tą różnicą, że ja tego nie zrobiłam z powodu zaginionego narzeczonego. Chciałam z stamtąd wyjść, ale jakoś wytrwałam do końca. Miał lecieć jeszcze trzeci film, ale ja i Michael nie mieliśmy już ochoty. Szliśmy na parking.
- Gdybym wiedział o czym będzie ten film to bym Cie nie zabrał.
- Nic się nie stało – kłamałam. Wszystkie złe wspomnienia wróciły, ale nie dałam po sobie tego poznać. Jechaliśmy do domu w ciszy. Było po 22. Nagle Michael zatrzymał się na poboczu. Spojrzałam na niego. Trzymał się za brzuch – Co się stało?
- To nic takiego …. zaraz przejdzie – z kieszeni wyciągnął jakieś tabletki i połknął jedną.
- Od kiedy Cię boli?
- Po tym pobiciu.
- Powinieneś się przebadać … może coś Ci uszkodził.
- Naprawdę … nic mi nie jest – odpalił silnik. Nie powinien tego bagatelizować. Strasznie Go bił i się bałam, że Go zabije. Byłam zmęczona i gdy tylko dojechaliśmy chciałam się położyć. Niestety na drodze stanął nam Joseph. Jeszcze tego brakowało.
- Musimy sobie porozmawiać – powiedział do Michaela.
- Nie mamy o czym – wyminęliśmy Go, ale złapał Michaela za ramie.
- Powiedziałem coś.
- Byle szybko.
- Amanda powiedziała mi wszystko. To jak ją potraktowałeś.
- Kto?
- Dziewczyna, która była tu wczoraj.
- I co z tego?
- Słucham? Czy ty wiesz ile jej ojciec ma kasy?!
- Nie obchodzi mnie to. Jeżeli Ci tak bardzo zależało to sam się mogłeś z nią przespać.
- Nie myśl sobie, że będę to tolerował! Masz być posłuszny jak zawsze! - był wściekły.
- Nie zmusisz mnie.
- Chcesz się przekonać? - podszedł do Michael bliżej.
- Już nie będę tego robił!
- Posłuchaj mnie gówniarzu ….
- Nie! To ty mnie posłuchaj! - przywarł Josepha do ściany – Nie będziesz zarabiał na mnie i na tych dziewczynach! Skończyło się! Mam już tego dosyć! - zbiegło się rodzeństwo Michaela. Jeden z nich podbiegł do nich.
- Michael … puść Go.
- Zapamiętaj to sobie! - powiedział ostro i Go puścił. Podszedł do mnie i poszliśmy na górę. Chciałam się dowiedzieć co ta za układ, ale prawdę mówiąc, bałam się reakcji Michaela. Postanowiłam zaryzykować.
- O co tutaj chodzi? - spojrzał się na mnie.
- Nie rozumiem.
- Chodzi mi o te dziewczyny, o których mówiłeś – usiadł przy mnie.
- Wymyślił sobie, że On będzie mnie umawiał z dziewczynami, a ja miałem z nimi sypiać i rozkochiwać, a później rzucać – spuścił głowę. Wiedziałam, że jest mu wstyd – Tak samo miałem postąpić z tobą, ale to już Ci mówiłem.
- Więc … dlaczego tego nie zrobiłeś? - spojrzał na mnie.
- Zanim Cię poznałem to chciałem to zrobić jak zawsze, ale gdy Cię zobaczyłem … - zawiesił się – Nie mogłem tego zrobić. Zrozumiałem, że nie mogę Ci tego zrobić.
- Dziękuje i cieszę się, że mu się postawiłeś.
- Nigdy tego nie chciałem robić, ale prawda, była taka, że się Go bałem.
- A teraz?
- Już się nie boję … nie wiem jak to się stało – potrafił się przede mną otworzyć, a ja niestety nie byłam gotowa opowiedzieć mu co mi się kiedyś przydarzyło.
- Przepraszam Cie, ale jestem zmęczona ..
- Ok – poszłam pod prysznic, a potem się położyłam. Michael poszedł wziąć prysznic, ale zanim wrócił, usnęłam. Ta noc była koszmarna. Miałam jakieś koszmary. Najgorszy był jednak związany z moją przeszłością. Śniło mi się dokładnie to co kiedyś przeżyłam. Obudziłam się z krzykiem – Hej, hej już dobrze – powiedział Michael bo Go niechcący obudziłam. Przytulił mnie – To tylko sen. Nic Ci nie grozi – gdyby, tylko wiedział.
- Która godzina?

- Po trzeciej. Spróbuj zasnąć. Jestem cały czas przy tobie – głaskał mnie po włosach. Położyłam się. Trochę minęło zanim zasnęłam.

1 komentarz: