wtorek, 4 czerwca 2013

Bad Girl 4

Jeździłem bez celu po mieście. Nie chciałem jechać do domu, bo nie chciałem spotkać Josepha. Pojechałem na plaże. O tej godzinie nikogo nie ma, a poza tym była zimna. Myślałem o tej całej sytuacji z Rose. Wiedziałem, że próbuje mnie skutecznie odciąć od siebie ale i tak nie zamierzałem się poddać i nie dlatego, że jestem sławny i muszę mieć wszystko czego zapragnę ale dlatego, że ta dziewczyna jest niezwykła. Nie umiem tego opisać ale pomimo tego jak mnie traktuje, coś mnie do niej ciągnie. O 23 postanowiłem wrócić do domu. Wszedłem po cichu z nadzieją, że rodzice już śpią, a zwłaszcza Joseph. Myliłem się.
- Myślałem, że zostaniesz u niej na noc – usłyszałem, gruby głos, dochodzący z salonu.
- Chciała ale odmówiłem – wszedłem do salonu. Musiałem skłamać. Próbowałem zakryć czerwony polik.
- Co ty powiesz – wstał. Podchodził do mnie, a ja jak zawsze zacząłem się cofać. Może to głupie, bo miałem prawie 25 lat, a bałem się własnego ojca tak samo jak miałem 10 lat.
- Za krótko się znamy – próbowałem wydostać się z niewygodnej sytuacji. Zaczął oglądać moją twarz. Złapał mnie za brodę i odwrócił w swoja stronę mój policzek.
- No proszę, ktoś tu kłamie – popchnął mnie na ścianę – Ty fajtułapo, wystawiłem Ci dziewczynę na talerzu i nawet to potrafisz spieprzyć! Ostrzegałem Cię co się stanie jak to zawalisz! - był strasznie wściekły. Przełknąłem ślinę i stało się. Poczułem silny ból na brzuchu, a po chwili i na twarzy. Osunąłem się po ścianie, a On stał nade mną i się śmiał.
- Co tu się dzieje? - to była mama. Stała w drzwiach w szlafroku. Gdy mnie zobaczyła od razu podeszła – Boże! Zwariowałeś? - zwróciła się do Josepha – Synku nic Ci nie jest?
- Nie … p .. pójdę do siebie – dopiero jak wstałem, zobaczyłem, że z nosa leci mi krew.
- Tknij Go jeszcze raz, a … - mama była wściekła.
- A co? - kpił z niej – Lepiej nie podskakuj. Pamiętaj kto was żywi, a Ty masz ostatnią szansę i lepiej tego nie spieprz. Jej tatuś ma kupę forsy, którą na pewno podzieli się ze swoim przyszłym zięciem – pogroził mi palcem jak małemu dziecku i poszedł na górę.
- Nienawidzę Go! - powiedziałem przez zęby – Mamo ja już pójdę do siebie. Nie martw się, wszystko będzie dobrze – przytuliłem ją.
- Przepraszam, to moja wina. Mogłam od niego odejść jak byliście mali ale bałam się, że nie dam sobie sama rady – płakała, a ja nie chciałem, żeby płakała.
- Nie płacz. Zobaczysz, jeszcze się od niego uwolnimy. Obiecuję – przysiągłem sobie, że dotrzymam słowa. Za wszelką cenę. Poszedłem do siebie, a mama została jeszcze w salonie. W lustrze zobaczyłem krew. Zmyłem, miałem nadzieję, że jutro nie będzie nic widać, bo miałem dużo pracy w studio, a nie chciałem się tłumaczyć co się stało. Wziąłem szybki prysznic i się położyłem. Znowu nie mogłem zasnąć. Leżąc, zastanawiałem się dlaczego On mnie tak nienawidzi? Co ja mu zrobiłem? Zawsze byłem grzecznym i posłusznym dzieckiem. Nawet teraz robię to co mi każe. Pomimo tych wszystkich podłości jakie mi zrobił, poniżał, upokarzał, bił to nie potrafię podnieść na niego ręki. To nas różni. Czasem czuję się jak byśmy wcale nie byli spokrewnieni. Ze mną niech robi co chcę już się przyzwyczaiłem ale nie pozwolę krzywdzić mamy i Janet. Muszę coś z tym zrobić zanim w tym domu dojdzie do tragedii. Za oknem już świtało, a ja nie spałem. Wiedziałem, że już nie usnę więc chciałem wstać. Podnosząc się czułem tak jak by przed chwilą potrąciła mnie ciężarówka. Bolały mnie mięśnie. Jakoś się wygramoliłem i podszedłem do okna. Na ulicy zaczęły już się zbierać ludzie. Jechali do pracy, właśnie ja też muszę. Otworzyłem szafę, żeby wziąć jakieś ciuchy i w odbiciu lustra zobaczyłem siniaka pod okiem. No to pięknie. Nie pojadę przecież w takim stanie od razu będą wiedzieli co się stało. Zrezygnowany usiadłem na łóżko. Schowałem twarz w dłoniach ale nie płakałem. Nie dam mu tej satysfakcji. Musiałem zadzwonić, że nie przyjadę.
- Quincy dzisiaj mnie nie będzie.
- Stało się coś?
- Nie, źle się czuję. Będę za parę dni.
- No dobra. To trzymaj się mały.
- Dzięki – rozłączyłem się.

Obudziłam się za sprawą koszmaru, który mi się śnił. Gdybym nie dostała miesiączki to bym wzięła ten sen na poważnie. Śniło mi się, że jestem w ciąży, a Eric nie chciał tego dziecka. Kazał mi je usunąć. Zaczęłam strasznie płakać i się obudziłam. Jestem ciekawa jak, by zareagował naprawdę. Zdaje się, że miałam coś załatwić, hmm, a już wiem. Mamo przygotuj się. W łazience wykonałam wszystkie rutynowe czynności, ubrałam się w tempie expresowym i zeszłam na dół. Jak zawsze mogłam ją znaleźć w kuchni.
- O wstałaś już. Siadaj podam śniadanie.
- Najpierw porozmawiamy – byłam strasznie poważna.
- Na pewno jesteś głodna – próbowała zmienić temat, bo chyba domyślała się o czym chcę mówić – Zrobiłam naleśniki …
- Siadaj! - rozkazałam. Wykonała rozkaz – Czy możesz przestać mieszać się w moje życie?
- O czym mówisz?
- Skąd Michael wiedział o tym wszystkim. O Ericu, o moim typie chłopaka?! Słucham! - skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Bo … no bo … ja tylko chciałam …
- Doskonale wiem czego chciałaś, zeswatać mnie z Michaelem ale to tak nie działa! Teraz mnie posłuchaj. Nie życzę sobie, żebyś rozmawiała na mój temat i temat Erica z Michaelem, jasne?! Jestem dorosła i sama potrafię zadecydować o tym z kim chcę być.
- W tym jest problem, że nie wiesz.
- Słucham? Wiesz mamo, myślałam, że jesteś inna od ojca ale się myliłam. Jesteście dokładnie tacy sami, a za śniadanie dziękuje. Nie jestem głodna – poszłam do siebie. Byłam cholernie zła na mamę. Musiałam się komuś wygadać. Zadzwoniłam do Sally i poprosiłam, żeby przyszła. Po 30 minutach usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę – to była Sally.
- Co się stało, że tak wcześnie do mnie zadzwoniłaś? - usiadła obok mnie.
- A jak myślisz?
- Ojciec?
- Tym razem matka.
- Żartujesz? To mów co zrobiła.
- Ehh wczoraj był tu Michael i … - przerwała mi.
- Chwila jaki znowu Michael? - zapomniałam, że Sally jeszcze nic nie wie.
- Zacznę od początku. Parę dni temu ojciec przyprowadził kolejnego kandydata na męża ale tym razem to nie był zwyczajny facet tylko …
- Tylko?
- Michael Jackson – Sally wyszczerzyła na mnie oczy.
- Żartujesz, prawda? - spojrzałam na nią z poważną miną – O jaa, żeby tak mój ojciec przyprowadziła Go do mnie … - rozmarzyła się.
- Czy możesz przestać? - wkurzyłam się, ocknęła się. Zaczęłam jej wszystko po kolei opowiadać jak to było. Nie mogła uwierzyć, że tak Go potraktowałam i była na mnie zła z tego powodu – Co ja mam zrobić?
- A czego tak naprawdę chcesz?
- Mówisz jak moja matka.
- Bo ona ma rację – nie mogłam uwierzyć, że to powiedziała – Co tak patrzysz? Myślałaś, że pogratuluje Ci świetnego pomysłu?
- Jakoś wcześniej tak robiłaś i zawsze mogłam na Ciebie liczyć.
- Robiłam bo tamci byli zwykłymi dupkami z kasą i doskonale Cię rozumiałam ale co Ci się nie podoba w Michaelu? Jest idealny pod każdym względem i z tego co mówisz to mu zależy na tobie. Powiedź mi ale szczerzę, gdyby nie było Erica to byś dała szanse Michaelowi?
- Przestań – wstałam i zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju.
- Nie przestanę. Tu nie chodzi o to, prawda? - podeszła do mnie – Jestem twoją przyjaciółką i wiem, że Michael Ci się podoba ale wcale nie chodzi, że masz Erica – zatrzymała mnie i spojrzała w oczy – Wszystko przez tamtą noc, prawda? To wszystko się wtedy zaczęło – nie odpowiedziałam tylko zaczęłam płakać. Sally mnie przytuliła i usiadła ze mną na łóżku – Cicho wszystko się ułoży zobaczysz. Nie pozwól, żeby tamte wydarzenia wpłynęły na twoje życie.
- To nie jest takie proste. Ja już się nigdy nie zakocham, słyszysz? - spojrzałam się na nią z zapłakanymi oczami.
- Nie mów tak. Znajdziesz porządnego faceta i zapomnisz o tym wszystkim, a może już znalazłaś – wiedziałam o co jej chodzi – Eric jest po prostu zamiennikiem.
- Nie wiem co mam robić. Mam jeden wielki mętlik w głowie. Może masz rację, może powinnam wziąć pod uwagę Michaela ale sama nie wiem, a co jeśli On też okaże się tylko przygodą?
- Nie dowiesz się jeżeli nie spróbujesz. Nie będę Ci mówiła co masz zrobić ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, nawet jeżeli nie popieram twoich decyzji.
- Dziękuje – przytuliłam się do niej. Rozmawialiśmy jeszcze z godzinę i musiała już iść.
- A z tego Michaela to niezłe ciacho, pamiętaj i nieźle się rusza, a wiesz co to oznacza – mrugnęła do mnie, a ja się uśmiechnęłam. Wyszła, a ja zostałam znowu sama. I co mam teraz robić? Żadnych perspektyw na dalsze życie, nic. Myśląc nad swoim beznadziejnym życiem doszłam do pewnego wniosku. Chcę zostać mamą i wiedzieć, że komuś jestem potrzebna na tym świecie ale bądźmy szczerzy Eric nie jest najlepszym kandydatem na ojca, co ja gadam, On w ogóle nie nadaje się na tak odpowiedzialną rolę. Może ja też się nie nadaje? Co będzie z dzieckiem, gdy mnie np. coś się stanie? Wpadnę pod samochód? Będzie napad na bank, a mnie postrzelą? Boże co ja mówię? Nie mogę być wiecznie taka pesymistką. Zdecydowanie za dużo oglądam filmów akcji, a za mało komedii romantycznych. I znowu dzień minął mi na rozmyśleniach. Przed 18 zeszłam na dół. Poszłam do salonu i włączyłam telewizję po chwili wszedł ojciec i się zaczęło.
- Widziałaś się dzisiaj z Michaelem?
- Nie – przeskakiwałam po kanałach. Nagle zdałam sobie sprawę, że Michael dzisiaj nie zadzwonił, ani nie przyszedł.
- Dziwne, bo w studio też się nie pojawił – wyglądał jak by nad czymś myślał.
- To może do niego zadzwoń, co?
- Już to zrobiłem. Jego mama powiedziała, że jest chory i przez parę dni Go nie będzie.
- To po co mnie się pytasz skoro wiesz, że jest chory? - nie czekałam na odpowiedź tylko poszłam do siebie. Byłam zmęczona tym wszystkim. Walnęłam się na łóżko i wzięłam telefon do ręki – Hmmm do kogo by tu zadzwonić? - mówiłam do siebie i przebierałam numery. Trafiłam na numer Michaela, na chwilę zawiesiłam wzrok. Jednak szybko przełączyła na inny numer. Zrezygnowana odłożyłam telefon na szafkę nocną. Leżałam i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, bo cholernie mi się nudziło. Spojrzałam na zegarek było przed 22. Co?? Ale ten czas szybko leci. Poszłam do łazienki, nalałam wody do wanny, wlałam płynu do kąpieli o zapachu lilii i zabrałam z szafy piżamę. Chyba dobrą godzinę spędziłam w wannie, aż woda całkiem ostygła. Wyszłam, wytarłam się i ubrałam piżamę. Wchodząc z powrotem do pokoju, włączyłam radio ale nie za głośno tylko tak, żeby coś brzęczało. Susząc włosy usłyszałam głos, którego nie chciałam słyszeć to była Baby Be Mine, a niech Cię szlak Jackson! Skoro nie chciałam tego słuchać to dlaczego nie wyłączyłam? Uświadomiłam sobie po chwili, że to tylko piosenka, która nic nie znaczy. Wyłączyłam radio i poszłam po cichu do kuchni, bo pić mi się zachciało. Przechodząc obok drzwi rodziców, usłyszałam kłótnie.
- Miałeś jej powiedzieć! - krzyczała mama.
- Powiem ale jeszcze nie teraz.
- Czekasz, aż będzie za późno?! Powiedź albo ja to zrobię!
- To moja sprawa i się nie wtrącaj! - szybko schowałam się do pokoju obok, bo usłyszałam, że ojciec podchodzi do drzwi – Wychodzę – powiedział do mamy i wyszedł z pokoju, a potem z domu. Przez uchylone drzwi widziałam jak mama siedzi na łóżku i płacze. Zrobiło mi się jej szkoda i chciałam nawet do niej iść ale przypomniało mi się, że jesteśmy skłócone. Podeszła do drzwi i je zamknęła. Wyszłam z ukrycia i poszłam do kuchni. Nalałam sobie soku do szklanki i wróciłam do swojego pokoju. Położyłam się i zasnęłam. Około 8 obudziłam się znowu z powodu koszmaru. Nie wiedziałam czym jest to spowodowane. Spojrzałam w stronę okna i zobaczyłam coś białego. Wstałam i podeszłam. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Padał śnieg, a to było naprawdę rzadkością. Poszłam szybko do łazienki wykonałam wszystkie rutynowe czynności i się ubrałam. Cieszyłam się jak dziecko. Zbiegłam na dół, ubrałam kurtkę i wyleciałam na dwór. Pobiegłam do Sally, była zdziwiona co tak wcześnie u niej robię, gdy powiedziałam, że śnieg pada i dlatego się cieszę, uznała mnie za wariatkę ale ja się tym nie przejęłam, wyciągnęłam ją na dwór. Wróciłam do domu, bo żołądek zaczął dopominać się o śniadanie. Ojca jak zwykle już nie było. Za to mama jak zwykle była w kuchni, stała plecami do mnie. Usiadłam przy blacie.
- Mamo? - nie odwróciła się.
- Tak?
- Możesz na mnie spojrzeć?
- Jestem zajęta ale zaraz podam Ci śniadanie chyba, że nie chcesz.
- Chcę – podeszłam do niej, położyłam dłonie na jej ramionach – Ja wiem – odwróciła się.
- Co? Co wiesz? - spojrzała się na mnie ze strachem. Miała czerwone oczy od płaczu.
- Słyszałam waszą wczorajszą kłótnię. Możesz mi powiedzieć o co chodziło? Bo to ma związek ze mną, prawda? - spuściła głowę.
- Ojciec Ci powie. Mam nadzieje, że już niedługo. Już się na mnie nie gniewasz?
- Właśnie … chciałam Cię przeprosić nie potrzebnie się uniosłam. Przepraszam – przytuliłam ją
- To ja Cie przepraszam. Nie powinnam się mieszać do twojego życia. Jesteś dorosła i musisz popełnić błędy, żeby w końcu odnaleźć szczęście i już nie będę Ci więcej mówiła jak masz żyć chyba, że sama będziesz chciała porozmawiać. Wiesz jakie jest moje zdanie i już nie będę się powtarzać.
- Dziękuje ale teraz muszę już iść coś załatwić – miałam już wychodzić.
- A śniadanie?
- Bym zapomniała – zjadałam i wyszłam z domu. Szłam do Erica, bo musiałam się coś dowiedzieć. Stałam przed drzwiami i zanim zapukałam wzięłam trzy oddechy. Otworzyła mi jego mama. Jak zwykle pijana ale chwila jak może być pijana skoro nie czuć od niej alkoholem? Odpowiedź była tylko jedna, strzeliła sobie działkę ale jak ona bierze i jego ojciec na pewno też to On też może brać. Nie chciałam w to wierzyć. Poszłam do jego pokoju i bez pukania weszłam, bo i tak by nie usłyszał przez muzykę, którą słucha.
- Czego chcesz? - zapytał się oschle.
- Chciałam pogadać.
- Co twój chłopak Ci pozwolił?
- On nie jest moim chłopakiem! Pojechaliśmy tylko na kolację, a ty nie musiałeś odstawiać takiego cyrku!
- Jasne, dobra tylko to chciałaś mi powiedzieć?
- Nie, chcę się Ciebie o coś zapytać.
- No to mów.
- Co byś zrobił jak …. - w domu to wydawało się łatwiejsze ale muszę to wiedzieć – Jak bym była w ciąży? - spojrzał się na mnie z otwartą buzią i szeroko otwartymi oczami.
- Co? Nie to nie możliwe. Ale jak … kiedy? - co za idiota.
- Mam Ci mówić skąd się biorą dzieci?
- Nie ale … powiedź, że to nie prawda – już wiedziałam co o tym sądzi.
- Zadałam Ci pytanie – ciągnęłam dalej.
- Co mam Ci odpowiedzieć? Chyba wiesz co trzeba zrobić. Ja nie chcę być ojcem. Nie chcę wstawać co godzinę, żeby zmienić pieluchę i nakarmić i tak nie ma żadnych korzyści z takich małych bachorów tylko srają, śpią, beczą i jedzą. Rozumiesz?
- Aż za dobrze – poczułam jak łzy zbierają mi się do oczów – Więc nie będziesz mi pomagał w wychowaniu?
- Nadal nie rozumiesz? Ja nie chcę mieć w OGÓLE dzieci. Masz je usunąć – to był cios w samo serce. Chciałam jak najszybciej wybiec stamtąd ale miałam mu coś jeszcze do powiedzenia.
- Właśnie widzę jak bardzo Cię obchodzę skoro nie przyszło Ci do głowy, że nie mogę być w ciąży skoro dostałam okres. Każdy inny facet, by się domyślił ale nie ty, ty jesteś zwykłym zerem i nigdy nie będziesz kimś lepszym.
- To co tu jeszcze robisz? Skoro było Ci tak źle ze mną to dlaczego byłaś ze mną tak długo?
- Sama się sobie dziwię ale byłeś najgorszym błędem w moim życiu.
- A ty myślisz, że byłaś idealna? Pakując się w ten związek o ile można tak to nazwać, nie myślałem, że będę miał w łóżku zimną sukę, która próbuje się buntować przeciwko swojemu tatusiowi. To było żałosne ale nic nie mówiłem.
- Ty pieprzony ćpunie! Nic o mnie nie wiesz , nie wiesz dlaczego taka jestem. Nigdy nie chciałeś się dowiedzieć - miałam już wychodzić ale się cofnęłam – Jeszcze jedno. Nigdy Cię nie kochałam, byłeś tylko mi potrzebny do łóżka ale do tego też się nie nadajesz – wkurzony podszedł do mnie złapał mnie za ramiona – Co uderzysz mnie? Śmiało ale oddam Ci dwa razy mocniej – puścił mnie i podszedł do okna.
- Wynoś się stąd! - powiedział, a raczej krzyknął – Idź do Jacksona, może On Cię zaspokoi.
- To już nie jest twoja sprawa – wyszłam z domu, a łzy mimowolnie zaczęły spływać po polikach. Szłam w jednym kierunku, wiedziałam do kogo może się zwierzyć, tą osobą była Sally. Musiałam się pospieszyć, bo zaraz będzie wychodzić do pracy. Doszłam szybciej niż zwykle.
- Boże, Rose co Ci się stało? - wpuściła mnie do środka.
- Byłam u Erica.
- Zrobił Ci coś? - usiedliśmy na kanapie w salonie.
- Nie, nie fizycznie … ale ty się pewnie spieszysz do pracy. Pójdę już – wstałam ale Sally złapała mnie za rękę.
- Chyba żartujesz. Nie puszczę Cię w takim stanie, zaczekaj zadzwonię i powiem, że dzisiaj nie przyjdę.
- Ale będziesz miała problemy.
- Przecież to ja jestem ich szefową i jeden dzień poradzą sobie beze mnie – puściła mi oczko i poszła zadzwonić. Sally miała swój własny salon urody – Już jestem to opowiadaj co się stało – zaczęłam jej wszystko mówić ze szczegółami co się dzisiaj wydarzyło. Nie mogła w to uwierzyć – A to palant! Pójdę do niego i …
- Daj spokój to nic nie zmieni.
- Ale mam przez to rozumieć, że zerwałaś z nim?
- Na to wygląda – uścisnęła mnie.
- W końcu. No to teraz wiesz co masz zrobić.
- Yyy niby co? - przewróciła oczami.
- Zadzwonić do Michaela i się z nim umówić.
- O na pewno nie. Co to to nie. A poza tym jest chory i od dwóch dni się nie odzywał.
- Chyba Ci włos z głowy nie spadnie jak ty zrobisz pierwszy krok. Jak chcesz to ja do niego zadzwonię, daj mi telefon.
- Nie ma mowy.
- Jak ty Go nie chcesz to ja sobie wezmę. Daj mi do niego numer – teraz to mnie zatkało.
- Yyyy jasne jutro Ci dam.
- A czemu nie dzisiaj?
- Bo .. bo telefon mi się rozładował – kolejne kłamstwo. Zaczęła chichotać – Co w tym śmiesznego?
- Jesteś zazdrosna – dalej się śmiała.
- Pff chyba sobie żartujesz. Niby o co? - miałam focha.
- Dobra, dobra nie udawaj przecież widzę, że jesteś o niego zazdrosna. Ni bój się, bym Ci tego nie zrobiła. Jest twój ale pamiętaj inne nie będą czekały – chciałam zakończyć ten niewygodny temat.
- Możesz mnie odwieźć, bo jest już późno – zgodziła się. Po 10 minutach byliśmy pod moim domem – Wejdziesz?
- Nie, jest za późno – pożegnaliśmy się. Weszłam do domu.

- Boże święty gdzieś ty była? Mieliśmy z tata dzwonić już na policję – uspokoiłam ją i powiedziałam, że zasiedziałam się u Sally. Zjadałam kolację i poszłam do siebie. Wydarzenia z dzisiejszego dnia tak mnie wykończyły, że nie miałam siły wziąć nawet prysznicu. Przebrałam się, położyłam i zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz