Jeździłem bez celu po mieście. Nie
chciałem jechać do domu, bo nie chciałem spotkać Josepha.
Pojechałem na plaże. O tej godzinie nikogo nie ma, a poza tym była
zimna. Myślałem o tej całej sytuacji z Rose. Wiedziałem, że
próbuje mnie skutecznie odciąć od siebie ale i tak nie zamierzałem
się poddać i nie dlatego, że jestem sławny i muszę mieć
wszystko czego zapragnę ale dlatego, że ta dziewczyna jest
niezwykła. Nie umiem tego opisać ale pomimo tego jak mnie traktuje,
coś mnie do niej ciągnie. O 23 postanowiłem wrócić do domu.
Wszedłem po cichu z nadzieją, że rodzice już śpią, a zwłaszcza
Joseph. Myliłem się.
- Myślałem, że zostaniesz u niej na
noc – usłyszałem, gruby głos, dochodzący z salonu.
- Chciała ale odmówiłem – wszedłem
do salonu. Musiałem skłamać. Próbowałem zakryć czerwony polik.
- Co ty powiesz – wstał. Podchodził
do mnie, a ja jak zawsze zacząłem się cofać. Może to głupie, bo
miałem prawie 25 lat, a bałem się własnego ojca tak samo jak
miałem 10 lat.
- Za krótko się znamy – próbowałem
wydostać się z niewygodnej sytuacji. Zaczął oglądać moją
twarz. Złapał mnie za brodę i odwrócił w swoja stronę mój
policzek.
- No proszę, ktoś tu kłamie –
popchnął mnie na ścianę – Ty fajtułapo, wystawiłem Ci
dziewczynę na talerzu i nawet to potrafisz spieprzyć! Ostrzegałem
Cię co się stanie jak to zawalisz! - był strasznie wściekły.
Przełknąłem ślinę i stało się. Poczułem silny ból na
brzuchu, a po chwili i na twarzy. Osunąłem się po ścianie, a On
stał nade mną i się śmiał.
- Co tu się dzieje? - to była mama.
Stała w drzwiach w szlafroku. Gdy mnie zobaczyła od razu podeszła
– Boże! Zwariowałeś? - zwróciła się do Josepha – Synku nic
Ci nie jest?
- Nie … p .. pójdę do siebie –
dopiero jak wstałem, zobaczyłem, że z nosa leci mi krew.
- Tknij Go jeszcze raz, a … - mama
była wściekła.
- A co? - kpił z niej – Lepiej nie
podskakuj. Pamiętaj kto was żywi, a Ty masz ostatnią szansę i
lepiej tego nie spieprz. Jej tatuś ma kupę forsy, którą na pewno
podzieli się ze swoim przyszłym zięciem – pogroził mi palcem
jak małemu dziecku i poszedł na górę.
- Nienawidzę Go! - powiedziałem przez
zęby – Mamo ja już pójdę do siebie. Nie martw się, wszystko
będzie dobrze – przytuliłem ją.
- Przepraszam, to moja wina. Mogłam od
niego odejść jak byliście mali ale bałam się, że nie dam sobie
sama rady – płakała, a ja nie chciałem, żeby płakała.
- Nie płacz. Zobaczysz, jeszcze się
od niego uwolnimy. Obiecuję – przysiągłem sobie, że dotrzymam
słowa. Za wszelką cenę. Poszedłem do siebie, a mama została
jeszcze w salonie. W lustrze zobaczyłem krew. Zmyłem, miałem
nadzieję, że jutro nie będzie nic widać, bo miałem dużo pracy w
studio, a nie chciałem się tłumaczyć co się stało. Wziąłem
szybki prysznic i się położyłem. Znowu nie mogłem zasnąć.
Leżąc, zastanawiałem się dlaczego On mnie tak nienawidzi? Co ja
mu zrobiłem? Zawsze byłem grzecznym i posłusznym dzieckiem. Nawet
teraz robię to co mi każe. Pomimo tych wszystkich podłości jakie
mi zrobił, poniżał, upokarzał, bił to nie potrafię podnieść
na niego ręki. To nas różni. Czasem czuję się jak byśmy wcale
nie byli spokrewnieni. Ze mną niech robi co chcę już się
przyzwyczaiłem ale nie pozwolę krzywdzić mamy i Janet. Muszę coś
z tym zrobić zanim w tym domu dojdzie do tragedii. Za oknem już
świtało, a ja nie spałem. Wiedziałem, że już nie usnę więc
chciałem wstać. Podnosząc się czułem tak jak by przed chwilą
potrąciła mnie ciężarówka. Bolały mnie mięśnie. Jakoś się
wygramoliłem i podszedłem do okna. Na ulicy zaczęły już się
zbierać ludzie. Jechali do pracy, właśnie ja też muszę.
Otworzyłem szafę, żeby wziąć jakieś ciuchy i w odbiciu lustra
zobaczyłem siniaka pod okiem. No to pięknie. Nie pojadę przecież
w takim stanie od razu będą wiedzieli co się stało. Zrezygnowany
usiadłem na łóżko. Schowałem twarz w dłoniach ale nie płakałem.
Nie dam mu tej satysfakcji. Musiałem zadzwonić, że nie przyjadę.
- Quincy dzisiaj mnie nie będzie.
- Stało się coś?
- Nie, źle się czuję. Będę za parę
dni.
- No dobra. To trzymaj się mały.
- Dzięki – rozłączyłem się.
Obudziłam się za sprawą koszmaru,
który mi się śnił. Gdybym nie dostała miesiączki to bym wzięła
ten sen na poważnie. Śniło mi się, że jestem w ciąży, a Eric
nie chciał tego dziecka. Kazał mi je usunąć. Zaczęłam strasznie
płakać i się obudziłam. Jestem ciekawa jak, by zareagował
naprawdę. Zdaje się, że miałam coś załatwić, hmm, a już wiem.
Mamo przygotuj się. W łazience wykonałam wszystkie rutynowe
czynności, ubrałam się w tempie expresowym i zeszłam na dół.
Jak zawsze mogłam ją znaleźć w kuchni.
- O wstałaś już. Siadaj podam
śniadanie.
- Najpierw porozmawiamy – byłam
strasznie poważna.
- Na pewno jesteś głodna –
próbowała zmienić temat, bo chyba domyślała się o czym chcę
mówić – Zrobiłam naleśniki …
- Siadaj! - rozkazałam. Wykonała
rozkaz – Czy możesz przestać mieszać się w moje życie?
- O czym mówisz?
- Skąd Michael wiedział o tym
wszystkim. O Ericu, o moim typie chłopaka?! Słucham! - skrzyżowałam
ręce na piersiach.
- Bo … no bo … ja tylko chciałam …
- Doskonale wiem czego chciałaś,
zeswatać mnie z Michaelem ale to tak nie działa! Teraz mnie
posłuchaj. Nie życzę sobie, żebyś rozmawiała na mój temat i
temat Erica z Michaelem, jasne?! Jestem dorosła i sama potrafię
zadecydować o tym z kim chcę być.
- W tym jest problem, że nie wiesz.
- Słucham? Wiesz mamo, myślałam, że
jesteś inna od ojca ale się myliłam. Jesteście dokładnie tacy
sami, a za śniadanie dziękuje. Nie jestem głodna – poszłam do
siebie. Byłam cholernie zła na mamę. Musiałam się komuś
wygadać. Zadzwoniłam do Sally i poprosiłam, żeby przyszła. Po 30
minutach usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę – to była Sally.
- Co się stało, że tak wcześnie do
mnie zadzwoniłaś? - usiadła obok mnie.
- A jak myślisz?
- Ojciec?
- Tym razem matka.
- Żartujesz? To mów co zrobiła.
- Ehh wczoraj był tu Michael i … -
przerwała mi.
- Chwila jaki znowu Michael? -
zapomniałam, że Sally jeszcze nic nie wie.
- Zacznę od początku. Parę dni temu
ojciec przyprowadził kolejnego kandydata na męża ale tym razem to
nie był zwyczajny facet tylko …
- Tylko?
- Michael Jackson – Sally
wyszczerzyła na mnie oczy.
- Żartujesz, prawda? - spojrzałam na
nią z poważną miną – O jaa, żeby tak mój ojciec
przyprowadziła Go do mnie … - rozmarzyła się.
- Czy możesz przestać? - wkurzyłam
się, ocknęła się. Zaczęłam jej wszystko po kolei opowiadać jak
to było. Nie mogła uwierzyć, że tak Go potraktowałam i była na
mnie zła z tego powodu – Co ja mam zrobić?
- A czego tak naprawdę chcesz?
- Mówisz jak moja matka.
- Bo ona ma rację – nie mogłam
uwierzyć, że to powiedziała – Co tak patrzysz? Myślałaś, że
pogratuluje Ci świetnego pomysłu?
- Jakoś wcześniej tak robiłaś i
zawsze mogłam na Ciebie liczyć.
- Robiłam bo tamci byli zwykłymi
dupkami z kasą i doskonale Cię rozumiałam ale co Ci się nie
podoba w Michaelu? Jest idealny pod każdym względem i z tego co
mówisz to mu zależy na tobie. Powiedź mi ale szczerzę, gdyby nie
było Erica to byś dała szanse Michaelowi?
- Przestań – wstałam i zaczęłam
nerwowo chodzić po pokoju.
- Nie przestanę. Tu nie chodzi o to,
prawda? - podeszła do mnie – Jestem twoją przyjaciółką i wiem,
że Michael Ci się podoba ale wcale nie chodzi, że masz Erica –
zatrzymała mnie i spojrzała w oczy – Wszystko przez tamtą noc,
prawda? To wszystko się wtedy zaczęło – nie odpowiedziałam
tylko zaczęłam płakać. Sally mnie przytuliła i usiadła ze mną
na łóżku – Cicho wszystko się ułoży zobaczysz. Nie pozwól,
żeby tamte wydarzenia wpłynęły na twoje życie.
- To nie jest takie proste. Ja już się
nigdy nie zakocham, słyszysz? - spojrzałam się na nią z
zapłakanymi oczami.
- Nie mów tak. Znajdziesz porządnego
faceta i zapomnisz o tym wszystkim, a może już znalazłaś –
wiedziałam o co jej chodzi – Eric jest po prostu zamiennikiem.
- Nie wiem co mam robić. Mam jeden
wielki mętlik w głowie. Może masz rację, może powinnam wziąć
pod uwagę Michaela ale sama nie wiem, a co jeśli On też okaże się
tylko przygodą?
- Nie dowiesz się jeżeli nie
spróbujesz. Nie będę Ci mówiła co masz zrobić ale pamiętaj, że
zawsze możesz na mnie liczyć, nawet jeżeli nie popieram twoich
decyzji.
- Dziękuje – przytuliłam się do
niej. Rozmawialiśmy jeszcze z godzinę i musiała już iść.
- A z tego Michaela to niezłe ciacho,
pamiętaj i nieźle się rusza, a wiesz co to oznacza – mrugnęła
do mnie, a ja się uśmiechnęłam. Wyszła, a ja zostałam znowu
sama. I co mam teraz robić? Żadnych perspektyw na dalsze życie,
nic. Myśląc nad swoim beznadziejnym życiem doszłam do pewnego
wniosku. Chcę zostać mamą i wiedzieć, że komuś jestem potrzebna
na tym świecie ale bądźmy szczerzy Eric nie jest najlepszym
kandydatem na ojca, co ja gadam, On w ogóle nie nadaje się na tak
odpowiedzialną rolę. Może ja też się nie nadaje? Co będzie z
dzieckiem, gdy mnie np. coś się stanie? Wpadnę pod samochód?
Będzie napad na bank, a mnie postrzelą? Boże co ja mówię? Nie
mogę być wiecznie taka pesymistką. Zdecydowanie za dużo oglądam
filmów akcji, a za mało komedii romantycznych. I znowu dzień minął
mi na rozmyśleniach. Przed 18 zeszłam na dół. Poszłam do salonu
i włączyłam telewizję po chwili wszedł ojciec i się zaczęło.
- Widziałaś się dzisiaj z Michaelem?
- Nie – przeskakiwałam po kanałach.
Nagle zdałam sobie sprawę, że Michael dzisiaj nie zadzwonił, ani
nie przyszedł.
- Dziwne, bo w studio też się nie
pojawił – wyglądał jak by nad czymś myślał.
- To może do niego zadzwoń, co?
- Już to zrobiłem. Jego mama
powiedziała, że jest chory i przez parę dni Go nie będzie.
- To po co mnie się pytasz skoro
wiesz, że jest chory? - nie czekałam na odpowiedź tylko poszłam
do siebie. Byłam zmęczona tym wszystkim. Walnęłam się na łóżko
i wzięłam telefon do ręki – Hmmm do kogo by tu zadzwonić? -
mówiłam do siebie i przebierałam numery. Trafiłam na numer
Michaela, na chwilę zawiesiłam wzrok. Jednak szybko przełączyła
na inny numer. Zrezygnowana odłożyłam telefon na szafkę nocną.
Leżałam i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, bo cholernie mi
się nudziło. Spojrzałam na zegarek było przed 22. Co?? Ale ten
czas szybko leci. Poszłam do łazienki, nalałam wody do wanny,
wlałam płynu do kąpieli o zapachu lilii i zabrałam z szafy
piżamę. Chyba dobrą godzinę spędziłam w wannie, aż woda
całkiem ostygła. Wyszłam, wytarłam się i ubrałam piżamę.
Wchodząc z powrotem do pokoju, włączyłam radio ale nie za głośno
tylko tak, żeby coś brzęczało. Susząc włosy usłyszałam głos,
którego nie chciałam słyszeć to była Baby Be Mine, a niech Cię
szlak Jackson! Skoro nie chciałam tego słuchać to dlaczego nie
wyłączyłam? Uświadomiłam sobie po chwili, że to tylko piosenka,
która nic nie znaczy. Wyłączyłam radio i poszłam po cichu do
kuchni, bo pić mi się zachciało. Przechodząc obok drzwi rodziców,
usłyszałam kłótnie.
- Miałeś jej powiedzieć! - krzyczała
mama.
- Powiem ale jeszcze nie teraz.
- Czekasz, aż będzie za późno?!
Powiedź albo ja to zrobię!
- To moja sprawa i się nie wtrącaj! -
szybko schowałam się do pokoju obok, bo usłyszałam, że ojciec
podchodzi do drzwi – Wychodzę – powiedział do mamy i wyszedł z
pokoju, a potem z domu. Przez uchylone drzwi widziałam jak mama
siedzi na łóżku i płacze. Zrobiło mi się jej szkoda i chciałam
nawet do niej iść ale przypomniało mi się, że jesteśmy
skłócone. Podeszła do drzwi i je zamknęła. Wyszłam z ukrycia i
poszłam do kuchni. Nalałam sobie soku do szklanki i wróciłam do
swojego pokoju. Położyłam się i zasnęłam. Około 8 obudziłam
się znowu z powodu koszmaru. Nie wiedziałam czym jest to
spowodowane. Spojrzałam w stronę okna i zobaczyłam coś białego.
Wstałam i podeszłam. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Padał
śnieg, a to było naprawdę rzadkością. Poszłam szybko do
łazienki wykonałam wszystkie rutynowe czynności i się ubrałam.
Cieszyłam się jak dziecko. Zbiegłam na dół, ubrałam kurtkę i
wyleciałam na dwór. Pobiegłam do Sally, była zdziwiona co tak
wcześnie u niej robię, gdy powiedziałam, że śnieg pada i dlatego
się cieszę, uznała mnie za wariatkę ale ja się tym nie
przejęłam, wyciągnęłam ją na dwór. Wróciłam do domu, bo
żołądek zaczął dopominać się o śniadanie. Ojca jak zwykle już
nie było. Za to mama jak zwykle była w kuchni, stała plecami do
mnie. Usiadłam przy blacie.
- Mamo? - nie odwróciła się.
- Tak?
- Możesz na mnie spojrzeć?
- Jestem zajęta ale zaraz podam Ci
śniadanie chyba, że nie chcesz.
- Chcę – podeszłam do niej,
położyłam dłonie na jej ramionach – Ja wiem – odwróciła
się.
- Co? Co wiesz? - spojrzała się na
mnie ze strachem. Miała czerwone oczy od płaczu.
- Słyszałam waszą wczorajszą
kłótnię. Możesz mi powiedzieć o co chodziło? Bo to ma związek
ze mną, prawda? - spuściła głowę.
- Ojciec Ci powie. Mam nadzieje, że
już niedługo. Już się na mnie nie gniewasz?
- Właśnie … chciałam Cię
przeprosić nie potrzebnie się uniosłam. Przepraszam –
przytuliłam ją
- To ja Cie przepraszam. Nie powinnam
się mieszać do twojego życia. Jesteś dorosła i musisz popełnić
błędy, żeby w końcu odnaleźć szczęście i już nie będę Ci
więcej mówiła jak masz żyć chyba, że sama będziesz chciała
porozmawiać. Wiesz jakie jest moje zdanie i już nie będę się
powtarzać.
- Dziękuje ale teraz muszę już iść
coś załatwić – miałam już wychodzić.
- A śniadanie?
- Bym zapomniała – zjadałam i
wyszłam z domu. Szłam do Erica, bo musiałam się coś dowiedzieć.
Stałam przed drzwiami i zanim zapukałam wzięłam trzy oddechy.
Otworzyła mi jego mama. Jak zwykle pijana ale chwila jak może być
pijana skoro nie czuć od niej alkoholem? Odpowiedź była tylko
jedna, strzeliła sobie działkę ale jak ona bierze i jego ojciec na
pewno też to On też może brać. Nie chciałam w to wierzyć.
Poszłam do jego pokoju i bez pukania weszłam, bo i tak by nie
usłyszał przez muzykę, którą słucha.
- Czego chcesz? - zapytał się oschle.
- Chciałam pogadać.
- Co twój chłopak Ci pozwolił?
- On nie jest moim chłopakiem!
Pojechaliśmy tylko na kolację, a ty nie musiałeś odstawiać
takiego cyrku!
- Jasne, dobra tylko to chciałaś mi
powiedzieć?
- Nie, chcę się Ciebie o coś
zapytać.
- No to mów.
- Co byś zrobił jak …. - w domu to
wydawało się łatwiejsze ale muszę to wiedzieć – Jak bym była
w ciąży? - spojrzał się na mnie z otwartą buzią i szeroko
otwartymi oczami.
- Co? Nie to nie możliwe. Ale jak …
kiedy? - co za idiota.
- Mam Ci mówić skąd się biorą
dzieci?
- Nie ale … powiedź, że to nie
prawda – już wiedziałam co o tym sądzi.
- Zadałam Ci pytanie – ciągnęłam
dalej.
- Co mam Ci odpowiedzieć? Chyba wiesz
co trzeba zrobić. Ja nie chcę być ojcem. Nie chcę wstawać co
godzinę, żeby zmienić pieluchę i nakarmić i tak nie ma żadnych
korzyści z takich małych bachorów tylko srają, śpią, beczą i
jedzą. Rozumiesz?
- Aż za dobrze – poczułam jak łzy
zbierają mi się do oczów – Więc nie będziesz mi pomagał w
wychowaniu?
- Nadal nie rozumiesz? Ja nie chcę
mieć w OGÓLE dzieci. Masz je usunąć – to był cios w samo
serce. Chciałam jak najszybciej wybiec stamtąd ale miałam mu coś
jeszcze do powiedzenia.
- Właśnie widzę jak bardzo Cię
obchodzę skoro nie przyszło Ci do głowy, że nie mogę być w
ciąży skoro dostałam okres. Każdy inny facet, by się domyślił
ale nie ty, ty jesteś zwykłym zerem i nigdy nie będziesz kimś
lepszym.
- To co tu jeszcze robisz? Skoro było
Ci tak źle ze mną to dlaczego byłaś ze mną tak długo?
- Sama się sobie dziwię ale byłeś
najgorszym błędem w moim życiu.
- A ty myślisz, że byłaś idealna?
Pakując się w ten związek o ile można tak to nazwać, nie
myślałem, że będę miał w łóżku zimną sukę, która próbuje
się buntować przeciwko swojemu tatusiowi. To było żałosne ale
nic nie mówiłem.
- Ty pieprzony ćpunie! Nic o mnie nie
wiesz , nie wiesz dlaczego taka jestem. Nigdy nie chciałeś się
dowiedzieć - miałam już wychodzić ale się cofnęłam –
Jeszcze jedno. Nigdy Cię nie kochałam, byłeś tylko mi potrzebny
do łóżka ale do tego też się nie nadajesz – wkurzony podszedł
do mnie złapał mnie za ramiona – Co uderzysz mnie? Śmiało ale
oddam Ci dwa razy mocniej – puścił mnie i podszedł do okna.
- Wynoś się stąd! - powiedział, a
raczej krzyknął – Idź do Jacksona, może On Cię zaspokoi.
- To już nie jest twoja sprawa –
wyszłam z domu, a łzy mimowolnie zaczęły spływać po polikach.
Szłam w jednym kierunku, wiedziałam do kogo może się zwierzyć,
tą osobą była Sally. Musiałam się pospieszyć, bo zaraz będzie
wychodzić do pracy. Doszłam szybciej niż zwykle.
- Boże, Rose co Ci się stało? -
wpuściła mnie do środka.
- Byłam u Erica.
- Zrobił Ci coś? - usiedliśmy na
kanapie w salonie.
- Nie, nie fizycznie … ale ty się
pewnie spieszysz do pracy. Pójdę już – wstałam ale Sally
złapała mnie za rękę.
- Chyba żartujesz. Nie puszczę Cię w
takim stanie, zaczekaj zadzwonię i powiem, że dzisiaj nie przyjdę.
- Ale będziesz miała problemy.
- Przecież to ja jestem ich szefową i
jeden dzień poradzą sobie beze mnie – puściła mi oczko i poszła
zadzwonić. Sally miała swój własny salon urody – Już jestem to
opowiadaj co się stało – zaczęłam jej wszystko mówić ze
szczegółami co się dzisiaj wydarzyło. Nie mogła w to uwierzyć –
A to palant! Pójdę do niego i …
- Daj spokój to nic nie zmieni.
- Ale mam przez to rozumieć, że
zerwałaś z nim?
- Na to wygląda – uścisnęła mnie.
- W końcu. No to teraz wiesz co masz
zrobić.
- Yyy niby co? - przewróciła oczami.
- Zadzwonić do Michaela i się z nim
umówić.
- O na pewno nie. Co to to nie. A poza
tym jest chory i od dwóch dni się nie odzywał.
- Chyba Ci włos z głowy nie spadnie
jak ty zrobisz pierwszy krok. Jak chcesz to ja do niego zadzwonię,
daj mi telefon.
- Nie ma mowy.
- Jak ty Go nie chcesz to ja sobie
wezmę. Daj mi do niego numer – teraz to mnie zatkało.
- Yyyy jasne jutro Ci dam.
- A czemu nie dzisiaj?
- Bo .. bo telefon mi się rozładował
– kolejne kłamstwo. Zaczęła chichotać – Co w tym śmiesznego?
- Jesteś zazdrosna – dalej się
śmiała.
- Pff chyba sobie żartujesz. Niby o
co? - miałam focha.
- Dobra, dobra nie udawaj przecież
widzę, że jesteś o niego zazdrosna. Ni bój się, bym Ci tego nie
zrobiła. Jest twój ale pamiętaj inne nie będą czekały –
chciałam zakończyć ten niewygodny temat.
- Możesz mnie odwieźć, bo jest już
późno – zgodziła się. Po 10 minutach byliśmy pod moim domem –
Wejdziesz?
- Nie, jest za późno – pożegnaliśmy
się. Weszłam do domu.
- Boże święty gdzieś ty była?
Mieliśmy z tata dzwonić już na policję – uspokoiłam ją i
powiedziałam, że zasiedziałam się u Sally. Zjadałam kolację i
poszłam do siebie. Wydarzenia z dzisiejszego dnia tak mnie
wykończyły, że nie miałam siły wziąć nawet prysznicu.
Przebrałam się, położyłam i zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz