sobota, 31 maja 2014

Przepraszam po raz kolejny ;(

Wiem, że znowu Was zawiodłam. Nie robię tego celowo. Może i głupie wytłumaczenie, ale po tym powrocie z Sopotu z koncertu Sylwii Grzeszczak jakoś nie mogłam się zebrać w sobie do pisania notki, dlatego dzisiaj nie dodałam. Miałam Was powiadomić o braku notki, ale uniemożliwił mi wyjazd do Malborka. Miałam być tam tylko wczoraj, ale z pewnych przyczyn musiałam tam nocować, dlatego nie miałam jak Was powiadomić. Chciałam także dodać kolejną notkę na moim nowym blogu, ale jak już wcześniej napisałam, nie miałam takiej możliwości, więc teraz ją dodałam na nowym. Zapraszam i mam nadzieje, że mi wybaczycie, że po raz kolejny nie dodałam notki.

sobota, 24 maja 2014

Bad Girl 51 Part 2

Witajcie!
W końcu mogę dodać normalnie notkę, bo odzyskałam net. Wasze notki nadrobię i skomentuje. Mam do Was prośbę. Jeżeli informujecie mnie o nowych notkach na waszych blogach, to proszę to robić w zakładce Wasze Blogi, a nie pod notką. Jak wszyscy wiedzą za miesiąc jest piąta rocznica śmierci Michaela. Nie ukrywam, że jest mi smutno im bardziej zbliża się ta data. Ja i jedna z blogerek pomyślałyśmy, że może w ten dzień wszyscy, którzy nie mają z kim powspominać i są osamotnione (tak jak my) byśmy się ''spotkali'' na GG na konferencji. Oczywiście kto chcę. Wiem, że to będzie ciężkie przeżycie, bo każdy tą datę przeżywa na swój sposób. Zawsze przechodziłam przez nią sama, ale może to jest dobry pomysł? Co o tym sądzicie? A teraz zapraszam na notkę.
P.S. Do poprzedniej miałam dodać filmik z występu Motown 25, ale jak wiecie nie mogłam. Myślę, że każdy wie jak ten występ wyglądał i nic się nie stało ;)

*************************************************

Mary Baker jechała właśnie do domu. Myślała, że córka będzie już na nią czekała, jednak tak nie było. Wysiadła, więc z pojazdu i poprosiła taksówkarza aby zatrąbił. Wykonał jej prośbę. Niestety nic to nie dało. Z domu nikt nie wyszedł.
- Jak zawsze można liczyć, tylko na siebie – marudziła pod nosem. Ledwo udało jej się otworzyć drzwi. Jednak takiego widoku się nie spodziewała. Torby wypadły jej z rąk.

Dzisiaj znowu późno skończyłem prace w studiu. Chciałem spędzić z Rose trochę więcej czasu. Pan Baker zabrał się ze mną. Przez całą drogę mieliśmy dobry humor. Już się nie mogłem doczekać aż zobaczę moją ukochaną i ją przytulę. Z wesołymi minami przekroczyliśmy próg domu. Na chwilę zastygłem w bezruchu. Pani Baker nachylała się nad Rose, która leżała nieprzytomna na podłodze. Od razu do niej podbiegłem.
- Co się stało? Dlaczego jest pobita? - zacząłem pytać.
- Nie wiem … dopiero wróciłam do domu – płakała.
- Boże! Kochanie? Rose .. słyszysz mnie? Otwórz oczy … błagam Cię – wziąłem jej twarz w obie dłonie. Na szczęście wyczułem puls – Dzwońcie na pogotowie! - krzyknąłem – Nie rób mi tego .. słyszysz? Zostań ze mną – nie mogłem się rozkleić, ale mało brakowało. Twarz i głowę miała we krwi. Co za bydle mogło to zrobić? Wiedziałem, że dorwę tego kogoś i zabiję własnymi rękami. Pożałuję, że śmiał podnieść rękę na moją kobietę. Zobaczyłem, że lekko otworzyła oczy – Skarbie? Słyszysz mnie? Nie zasypiaj … zaraz będzie pogotowie.
- Mike .. - ledwo dosłyszałem.
- Cii … leż spokojnie – dosyć szybko przyjechali.
- Została Pani pobita? - zapytał lekarz. Pokiwała głową – Coś Panią boli?
- T-tak – wskazała ręką żebra. Dotknął w tym miejscu. Syknęła z bólu.
- Boli przy oddychaniu? - znowu pokiwała głową – Podejrzewam złamane żebra. Zabieramy Panią do szpitala.
- Mogę jechać z Wami? - zapytałem.
- Kim Pan jest?
- Chłopakiem .. proszę – wahał się, ale w końcu kiwnął głową. Wzięli Rose na nosze i zanieśli do karetki. Usiadłem przy lekarzu i trzymałem ją za rękę – Jestem przy Tobie – jechaliśmy na sygnale. W szpitalu zabrali ją na badania, a ja zostałem na korytarzu. Rodzice Rose też się od razu pojawili.
- Gdzie jest?
- Na badaniach … kto jej to zrobił?! - byłem wściekły. Chodziłem nerwowo po korytarzu. Nagle mnie olśniło. Gdzie był Miko?! Miał ją do cholery pilnować! Zadzwoniłem do niego. Od razu odebrał – Gdzie Ty jesteś?!
- No przecież w studiu. Tak jak kazałeś, żebym przyjechał.
- Co takiego?! Przecież nic takiego Ci nie kazałem!
- Ale …
- Rose jest w szpitalu! Masz natychmiast przyjechać! - rozłączyłem się – Niech to szlag! - wrzasnąłem.
- Uspokój się – powiedział ojciec Rose. Dwadzieścia minut później przyszedł lekarz.
- Jesteście Państwo rodzicami? - zapytał.
- Tak … co z Rose?
- Ma wstrząs mózg i złamane dwa żebra. Proszę się nie martwić. Wszystko będzie dobrze – uśmiechnął się i odszedł. Wieźli ją na łóżku do sali. Poczekaliśmy aż wszyscy wyszli i poszliśmy do niej. Była przytomna.
- Córeczko – podeszła do Rose. Nie chciałem przeszkadzać, więc stałem z boku. Spojrzała się na mnie. Nie mogłem już dłużej wytrzymać i podszedłem.
- Wiesz kto Ci to zrobił? - musiałem wiedzieć. Milczała – Powiedź … zapłaci mi za to – zacisnąłem zęby. Do sali wszedł Miko – Dlaczego ją zostawiłeś?! - szybko się przy nim znalazłem.
- Dostałem od Ciebie wiadomość, że mam przyjechać do studia. Rose jest świadkiem.
- Nie mieszaj jej do tego! Miałeś ją cały czas pilnować!
- Ale … nie rozumiem … sam zobacz – pokazał mi telefon z wiadomością. Mówił prawdę – Zostało wysłane z Twojego telefonu .. na dodatek się podpisałeś.
- Zgubiłem gdzieś telefon – przyznałem – Wszędzie Go szukałem – złapałem się za głowę - Ten ktoś chciał Cię wywabić z domu i mu się udało! - Miko spojrzał na Rose.
- Powiedź mu.
- O czym? Co to za tajemnice?
- Zostawimy Was samych – powiedział Miko.
- Oddaj mi kluczyki od samochodu – wyciągnąłem po nie rękę. Nie pewnie mi je dał. Zostaliśmy, tylko my. Usiadłem na krzesełku przy łóżku Rose – Powiesz mi?
- Wiem, że będziesz na mnie zły i będziesz miał prawo, ale nie mogłam Ci powiedzieć.
- Obiecuję, że nie będę .. tylko mi powiedź – dotknąłem jej dłoni.
- Jakiś czas temu dostawałam … pogróżki … nie było nadawcy, ale myślę, że to …
- Joseph – dokończyłem.
- Tak … nie chciałam Cię tym denerwować. Potem przestał przesyłać te pogróżki … myślałam, że to już się skończyło. Ale ….. On … przeszedł do czynów – moja ręka zacisnęła się w pięść. Już nic więcej nie musiała mówić. Wszystko było jasne. Wybiegłem z tej sali. Usłyszałem, tylko jak Rose krzyczy – Nie! Mike! - ale wiedziałem, że nic mnie już nie powstrzyma. Biegłem przez ten korytarz i wsiadłem do samochodu. Ruszyłem z piskiem opon. Emocje strasznie mną targały. Zobaczyłem jego samochód pod domem. Wtargnąłem do środka. W salonie Go nie było. Usłyszałem dobiegające głosy z kuchni. Był tam, razem z mamą.
- Ty sukinsynu! - rzuciłem się na niego – Zabiję Cię! - nie zastawiałem się nad ciosami. Biłem gdzie popadnie. Mama krzyczała, żebym przestał. Powaliłem Go na podłogę. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiem kiedy złapałem za nóż i przyłożyłem mu do gardła.
- Boże! Nie rób tego, synku! - mama strasznie płakała.
- Musi za to zapłacić! Chciał zabić Rose! Już nie jesteś taki twardy, co?! - po raz pierwszy widziałem w jego oczach strach. Nie odzywał się. Wystarczył jeden ruch ostrzem. Nagle ktoś mnie pociągnął do tyłu i mocno trzymał. Nóż wypadł mi z dłoni.
- Coś Ty chciał zrobić?! - to był Miko.
- Puszczaj mnie! Muszę to raz na zawsze skończyć!
- Nie w taki sposób! Wychodzimy! - wyprowadził mnie siłą z domu – Zwariowałeś?! - potrząsnął mną – Jesteś potrzebny Rose tutaj, a nie za kratkami! - zaprowadził mnie do samochodu i odjechaliśmy. Ciężko oddychałem. Nie mogłem się uspokoić.
- Gdyby Rose tego … nie przeżyła …. nikt, by mnie nie powstrzymał – spojrzał na mnie.
- Ale żyje i trzeba za to dziękować Bogu.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
- Po tym jak wybiegłeś od Rose, wiedziałem, że coś jest nie tak. Kazała mi za Tobą jechać, więc wziąłem samochód Pana Bakera i domyśliłem się gdzie pojechałeś.
- Naprawdę chciałem to zrobić … jeszcze nigdy nie czułem takiego gniewu i chęci zabicia jak teraz.
- Powiem Ci, że wcale się nie dziwie, ale to by była nierozsądna decyzja – chwile nic nie mówiłem.
- Dlaczego nie powiedzieliście mi o tych listach z groźbami?
- Chciałem …
- Więc dlaczego?
- Rose mnie prosiła, żebym milczał.
- Ale tu chodziło o jej życie!
- Nie krzycz …. nie chciała Cię denerwować, bo wiedziała jak zareagujesz.
- Jak mam nie krzyczeć?! Widzisz do czego doprowadziły te tajemnice! Jesteś doświadczonym ochroniarzem i wiesz, że nie należy bagatelizować gróźb.
- Popełniłem błąd, ok? To już się nie powtórzy – dojechaliśmy do szpitala. Nie czekałem na Miko. Szybko przemierzałem korytarze aż znalazłem się w sali Rose.
- Mike … co zrobiłeś? - była wystraszona. Usiadłem przy niej na łóżku.
- Niestety nie to co chciałem. Jak się czujesz? - dotknąłem jej policzka.
- Tak sobie …. nie rób nic głupiego … proszę Cię.
- Dotykał Cię?
- Nie.
- Powiedziałabyś mi, gdyby było inaczej?
- Tak - pielęgniarka weszła i zmieniła kroplówkę. Poczekałem aż wyjdzie i zapytałem.
- Powiesz mi jak to było?
- Jeżeli mi obiecasz, że nie pojedziesz tam .. chcę, żebyś został przy mnie.
- Obiecuję .. nigdzie się nie wybieram – miała zacząć mówić, ale ciężko złapała powietrze i się skrzywiła – Co się dzieje? Boli Cię? - pokiwała głową – Idę po lekarza – na korytarzu byli rodzice Rose.
- Co z nią? - zapytała Pani Baker.
- Bolą ją żebra, dlatego szukam lekarza.
- Widziałam Go przed chwilą. Ja po niego pójdę, a Ty wracaj do Rose.
- Dobrze … Twoja mama poszła po lekarza – zjawił się szybciej niż myślałem.
- Co się stało? - zapytał.
- Bolą mnie żebra – powiedziała.
- Za chwilę podam Pani zastrzyk przeciwbólowy. Jakieś inne objawy?
- Nie – zbadał ją.
- Dobrze .. za chwilę przyjdzie pielęgniarka. Proszę mnie zawołać, gdyby coś się działo i proszę się nie ruszać. Ma Pani złamane żebra i ruch jest niewskazany.
- Rozumiem … jak długo tutaj zostanę?
- Na chwilę obecną mogę Pani powiedzieć, że jakieś dwa tygodnie.
- Co?!
- Możliwe, że krócej, ale jeszcze za wcześnie, żeby cokolwiek powiedzieć. Proszę odpoczywać – wyszedł, a po nim weszła pielęgniarka.
- Dam Pani zastrzyk. Uśmierzy ból – uśmiechnęła się. Zostaliśmy sami.
- Przepraszam .. nie powinienem Cię męczyć pytaniami. Powiesz mi kiedy indziej – ująłem jej dłoń. Pokiwała głową.
- Jestem zmęczona. Prześpię się trochę, dobrze?
- Dobrze skarbie. Będę cały czas przy Tobie – zamknęła oczy. Po chwili je jednak otworzyła.
- Mike?
- Tak?
- Strasznie się bałam trafić do szpitala, a i tak mnie nie ominęło – słabo się uśmiechnęła.
- Czasami nie ma wyjścia. Śpij już kochanie – pocałowałem ją w czoło. Szybko zasnęła. Tak bardzo chciałem ją przytulić, ale nie mogłem. Przemilczałem, dlaczego tutaj trafiła. Wiedziałem, że to moja wina. Gdyby nie ja, nie cierpiała by. Myślałem, że uda mi się ją obronić, ale On i tak znalazł sposób. Byłem na siebie wściekły. Po cichu wyszedłem na korytarz. Rodzice Rose jeszcze byli.
- Jak się czuje? - zapytała się Pani Baker.
- Teraz śpi. Możecie jechać do domu. Ja przy niej zostanę.
- Wolę zostać – spojrzała się na swojego męża i czekała co odpowie.
- Dobrze .. zostaniemy – mój telefon zaczął dzwonić.
- Tak? - odebrałem.
- Cześć .. to prawda?
- Sally?
- Tak.
- Ale o co pytasz?
- Rose jest w szpitalu?
- Tak .. skąd wiesz?
- W wiadomościach o tym mówili.
- Co? A Oni niby skąd wiedzą?
- Nie mam pojęcia. Za godzinę tam będę – rozłączyła się.
- Sally zaraz będzie – powiedziałem – Wracam do Rose – czuwałem przy niej cały czas. Chciało mi się spać, ale musiałem ją pilnować. Obudziła się po niecałej godzinie z dziwnym kaszlem – Wszystko w porządku? - zapytałem.
- Nie … ciężko mi się oddycha.
- Idę po lekarza – nie słuchałem o co pyta mnie mama Rose. Wparowałem do gabinetu lekarza i wszystko wyjaśniłem. Szybko pobiegliśmy do jej sali.
- Słyszy mnie Pani? - zapytał, bo miała zamknięte oczy.
- Tak.
- Niech Pan wyjdzie. Musimy zrobić ponownie prześwietlenie – nie robiłem problemów. Wyszedłem. Potem przyszedł drugi lekarz. Siedziałem na krzesełku ze spuszczoną głową. Usłyszałem otwierane drzwi i od razu wstałem.
- Mam dobrą i złą wiadomość. Tym razem zacznę od złej. Złamane żebro naciska na płuco. W każdej chwili może dojść do przebicia. Konieczna jest natychmiastowa operacja. Dobra wiadomość jest właśnie taka, że płuco nie zostało przebite. Za chwilę zabieramy Pannę Baker na salę operacyjną.
- O Boże – Pani Baker rozpłakała się i wtuliła w męża.
- Spokojnie … nie mogę Państwu obiecać, że operacja się uda, ale zrobię wszystko co w mojej mocy aby tak się stało.
- Jak to może się nie udać?! - nie wytrzymałem i podniosłem głos – Jest Pan do cholery lekarzem!
- Ale nie jestem cudotwórcą .. Panie Jackson.
- Chce mi Pan powiedzieć, że może nie przeżyć operacji?!
- Istnieje takie ryzyko – zobaczyłem, że wywożą Rose na jej łóżku. Najpierw podeszli do niej rodzice, a potem ja.
- Mike … boje się – zaczęła płakać.
- Nie masz czego. Ja też byłem operowany i widzisz wszystko się udało – dotknąłem obiema rękami jej twarz – Wszystko będzie dobrze. Będziemy na Ciebie czekać.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie bardziej, myszko – delikatnie ją pocałowałem. Byłem na granicy, żeby się nie rozpłakać.
- Musimy już jechać – powiedział lekarz.
- Będę przy Tobie, gdy się obudzisz .. obiecuje – spojrzałem jej ostatni raz w oczy i ją zabrali. Nie dopuszczałem do siebie w ogóle myśli, że coś może się stać podczas operacji. Mama Rose była roztrzęsiona.
- Moje jedyne dziecko – płakała.
- Cii … wszystko będzie dobrze – uspokajał ją Pan Baker. Chodziłem w tą i z powrotem. Nie mogłem sobie darować, że do tego dopuściłem. Miko podszedł do mnie.
- Czemu masz taką minę? - zapytał.
- Gdzieś Ty był?
- Na dole …
- Nie pytam o to! Gdzie byłeś, gdy ten sukinsyn jej to zrobił?! Liczyłem na Ciebie! Dobrze wiesz, że masz nie opuszczać swojego stanowiska, gdy ja Ci nie każe! - przeszedłem obok niego.
- Wszystko w porządku? - zatrzymał mnie.
- Nie! Rose jest na operacji! Może jej nie przeżyć! Rozumiesz?! Jeżeli … jeżeli coś się stanie …. przysięgam, że Go zabije! Nikt mnie nie powstrzyma! - nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, więc odszedłem. Łzy zaczęły mi lecieć. Już nie mogłem ich powstrzymać. Szedłem ze spuszczoną głową i na kogoś wpadłem. To była Sally.
- Mike? Dlaczego płaczesz?
- Daj mi spokój – chciałem odejść, ale mi nie pozwoliła.
- O nie mój drogi! Gadaj natychmiast co się stało.
- Ona … - trudno było mi mówić przez łzy – Rose jest operowana.
- Co?! Dlaczego?
- Joseph do niej przyszedł, gdy nikogo nie było w domu i .. pobił. Okazało się, że ma wstrząs mózgu i złamane dwa żebra. Przed chwilą zabrali ją na blok operacyjny, bo żebra naciskają na płuco i może dojść do przebicia.
- O Boże .. nie zdążyłam się z nią pożegnać – nie mogłem się opanować.
- Nie mogę jej stracić.
- Nie mów tak … wyjdzie z tego. Już nie raz nam pokazała, że jest silna. Teraz też tak będzie.
- Oby – przytuliła mnie, żeby dodać trochę otuchy. Usiedliśmy na krzesełkach. Nie rozmawialiśmy. Żadne z nas nie miało na to ochoty. Mijała druga godzina i nadal nic nie wiedzieliśmy. Przez chwilę chciałem tam wejść i zobaczyć co się dzieje, ale wiedziałem, że nie mogę. Te czekanie było straszne. Nie mam pojęcia skąd Janet się tutaj wzięła.
- Co z Rose? - zapytała i usiadła obok. Nie miałem siły mówić o tym jeszcze raz. Sally mnie wyręczyła.
- Operują ją.
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobił.
- Przecież wiesz, że jest zdolny do wszystkiego! - prawie krzyknąłem.
- Wiem, ale do takiego pobicia? Jak On mógł.
- Przestań Go bronić! - wstałem z miejsca.
- Co? Nie bronię … co się z Tobą dzieje?
- Prawie ją zabił! Ne daruje mu tego!
- Tylko tym razem od razu to zrób, a nie czekałeś aż Cię ktoś odciągnie! - też uniosła głos. Sally nic nie rozumiała.
- Chciałeś Go zabić?
- Tak – odpowiedziała Janet – Przystawił mu nóż do gardła, ale Miko Go odciągnął.
- Chce zostać sam – odszedłem od nich do okna. Oparłem się dłońmi o parapet. Minęły kolejny dwie godziny. Zobaczyłem idącego w naszą stronę lekarza. Czekałem jak na wyrok.
- Operacja dobiegła końca – oznajmił.
- Co z Rose? - zapytałem drżącym głosem.
- Wszystko w porządku. Operacja została przeprowadzona bez żadnych komplikacji – ogromny ciężar spadł mi z serca – Panna Baker będzie spała do jutra. Proszę mi wybaczyć, ale jest już późno, a ja muszę jeszcze odwiedzić innych pacjentów. Gdyby coś się działo proszę po mnie przyjść do gabinetu.
- Doktorze? - powiedziałem.
- Tak?
- Mogę przy niej zostać? - nie był pewny odpowiedzi.
- No dobrze, ale tylko Pan.

- Dziękuje – odszedł. Przywieźli Rose na sale. Pielęgniarka powiedziała, że mamy wchodzić pojedynczo. Powiedziałem, że wejdę ostatni, bo i tak zostaje na noc. Pożegnałem się ze wszystkimi i wszedłem do sali. Miała zamknięte oczy. Usiadłem przy łóżku – Jestem kochanie i nigdzie nie pójdę. Nie masz pojęcia jak się bałem, ale na szczęście wszystko się udało. Odpoczywaj .. będę na Ciebie cały czas czekał. Wiem, że z tego wyjdziesz. Tym razem ja Cię będę pilnował .. cały czas. Nikt Cię już nie skrzywdzi. Kocham Cię – pocałowałem ją w czoło. Położyłem swoją dłoń na jej. Patrzałem się przez jakiś czas na nią i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

sobota, 17 maja 2014

Bad Girl 51 Part 1

Dziękuje, że jesteście tak wyrozumiali, ale nie każe Wam czekać znowu nie wiadomo ile na notke, zwłaszcza, że tydzień temu nie było. Nadal nie mam neta, ale przepisałam to notką na tableta i dodaje. Od razu przepraszam za błędy jeżeli są. Wiecie to nie to samo co na kompie. 
Chciałam Wam także powiedzieć, że w Twiście jest plakat Michaela ;)
P.S. Założyłam drugiego bloga ponieważ chciałam się z Wami podzielić moją twórczością, to chyba jasne. Nowy blog nie miał być publikowany już teraz, ale zrobiłam to bo nie dodałam nowej tutaj.

*************************************************************************************


Zaczął się prawdziwy horror, gdy wyszliśmy z limyzyny. Ja z Michaelem pierwsi, a za nami Sally z Randym i moi rodzice. Trzymałam się bardzo mocno ręki Michaela. Tysiące fleszy błyskających w naszą stronę. Już wiem dlaczego Mike nosi okulary przeciwsłoneczne w takich sytuacjach. Uspokoiło się, gdy przekroczyliśmy ogromne drzwi. Przywitaliśmy się z Quincym, który do nas podszedł. W oddali zauważyłam braci Michaela.
- Szkoda, że nie ma z Wami Marlona - powiedział Q.
- Tak, ale nie mógł przyjechać. Ożenił się i sam wiesz jak to jest.
- Wiem, wiem ... jestem ciekaw kiedy Ty zobaczysz co to za uczucie - mrugnął do mnie okiem.
- Yyy ... no .. ja też ... wybacz, ale muszę iść do chłopaków - zmienił temat.
- Ok - poszłam razem z nim. Zresztą nie miałam wyjścia, bo trzymał mnie za rękę.
- Dawno przyjechaliście?
- Nie .. przed chwilą - odpowiedział Jerm - ładnie wyglądasz. Rose.
- Dzięki - mruknęłam. Nastąpiła krępująca cisza. Mike nie był zadowolony z jego słów.
- Pójdę pokazać Rose miejsce na widowni - powiedział Mike i ruszyliśmy w stronę miejsc.
- Chciał być miły - odezwałam się.
- Taa ... jasne.
- Przypominam Ci, że za chwilę macie razem wystąpić. Nie możesz dać się ponieść złości.
- Wiem .... tutaj są Wasze miejsca - wskazał mi - Ja lecę się przebrać.
- Zaczekaj ... nie znam tutaj nikogo. Poczekasz ze mną do czasu aż rodzice przyjdą albo dziewczyny?
- Wiesz, że Tobie nie umiem odmówić.
- Bardzo mnie to cieszy. Joseph też będzie?
- Nie wiem ... pewnie mama Go zmusi.
- Co za wspaniała wiadomość - powiedziałam z emtuzjazmem. Zaśmial się.
- Nie bój się. Jesteś tutaj bezpieczna. Będę miał na Ciebie oko.
- Nie rozpraszaj się.
- To trzeba było nie zakładać takiej sukienki.
- Hmm ... więc może lepiej usiąde gdzieś z tyłu?
- Ani mi się waż - przyciągnął mnie do siebie.
- Mike .. ludzie się na Nas gapią.
- I co z tego? - zobaczyłam, że zbliża się do Nas jakaś czarnoskóra, elegancka kobieta.
- Jednak to prawda ... zdradzasz mnie - położyła dłonie na biodrach i była bardzo poważna. Mike się natychmiast obejrzał i po chwili uśmiechnął. Nie miałam pojęcia co w tym jest śmiesznego.
- Diana! - zaczęli się przytulać. Dziwnie się poczułam - Dawno się nie widzieliśmy - w końcu przestali się miziać - Rose poznaj Dianę Ross, Diana to jest moja dziewczyna Rose.
- Miło mi Cię w końcu poznać - wyciągnęła dłoń w moją stronę. Miałam opory, ale w końcu iścisnęłam jej dłoń z wymuszonym uśmiechem - Wybacz za to co powiedziałam na początku .. oczywiście żartowałam.
- Widzę kochanie, że mogę Cię już zostawić.
- Idź już. Jest w dobrych rękach - objęła mnie ramieniem jak byśmy się znały od lat. Mike krótko mnie pocałował i się oddalił - Usiądźmy - usiadłyśmy w pierwszym rzędzie. Ludzie powoli się zbierali - Długo jesteście razem?
- Nie ... poznaliśmy się jakieś 2,5 miesiąca temu, ale razem jesteśmy od niedawna.
- Cieszę się, że w końcu kogoś ma. On traktuje ten związek bardzo poważnie. Nie jest typem faceta, który rzuca dziewczynę, gdy mu się znudzi.
- Doskonale o tym wiem - zdziwiła mnie tym - Ja też nie szukam przelotnego romansu.
- Wybacz moje sugestie, ale naprawdę nie miałam nic złego na mysli.
- W porządku. Może być Pani pewna, że Go nie zostawię jak jakąś zabawkę.
- Bardzo mnie to cieszy, ale mów mi po imieniu ... inaczej czuje się staro - zaśmiałyśmy się.
- Dobrze. Długo zna Pa ... to znaczy .. długo się znacie z Michaelem?
- Oo tak. Mieszkał u mnie, gdy był dzieckiem. Przyjechał wtedy z braćmi i Josephem do Los Angeles. Zaopiekowałam się nim i jego braćmi .. od początku wiedziałam, że ma ogromny talent i zrobi karierę - patrzyła się przed siebie. Wyglądała jak by powróciła na chwilę do tamtych lat. Uśmiechała się przy tym.
- To Ty Go namówiłaś, żeby zaczął solową karierę?
- Można tak powiedzieć. Jackson 5 było bardzo sławne, ale wiedziałam, że Michael się nie rozwinie w pełni przy braciach. Wyszło mu to na dobre.
- To prawda ... nie był zadowolony z dzisiejszego występu.
- Domyślam się. Nie chce wracać do przeszłości, ale Oni viągle chcą Go zatrzymać przy sobie. Wiedzą, że bez niego ten zespół praktycznie nie istnieję.
- Też tak powiedziałam, gdy sie kłócił z Jermem.
- Naprawdę? O co? - i po co ja zaczęłam ten temat?
- O ... o mnie.
- Podrywał Cię, prawda? - pokiwałam głową - Zawsze taki i jak widzę nic się nie zmienił.
- Niedawno Nas przeprosił.
- Coś takiego - zamyśliła się na chwilę jak by wiedziała o czymś czego my nie wiedzieliśmy.
- Może zmądrzał - nie odpowiedziała. Nagle pojawili się moi rodzice, Sally, Janet i Toya. Przywitałam się z nimi, a Oni potem z Dianą. Każdy usiadł na swoim miejscu. Przed samym rozpoczęciem występu przyszła Pani Jackson i ... jej mąż. Spojrzał się na mnie triumfalnie. Siedziałam pomiędzy Janet, a mamą Michaela. Nie czułam się zbyt pewnie, pomimo, że siedział za swoją żoną. Nie bardzo wiem co mówiła osoba, która zapowiadała ich występ, bo byłam skupiona jak się jeszcze bardziej od niego oddalić. Dziewczyny zgodziły się abym przesiadła się pomiędzy Sally, a Dianą. Spojrzała się na mnie zaskoczona. Może to dziwne, że nie usiadłam przy rodzicach, ale przy Dianie czułam się naprawdę pewniej. Nie wiem dlaczego. Spojrzałam się na scenę. Na wielkim ekranie puścili małego Michaela jak występował z braćmi. Był taki słodki, że się mimowolnie uśmiechnęłam. Gdy film się skończył, na scenę wbiegł Mike i za nim pozostali. Wyglądał olśniewająco i to dosłownie. Jego strój błyszczał w świetle reflektorów. Widziałam jego uśmiech na twarzy, gdy śpiewał. Był w swoim żywiole. Chwilę potem nastąpiła bardzo wzruszająca chwila. Pojednanie braci podczas I'll Be There. Jerma mikrofon nie działał. Mike podsunął mu swój i złapali się za ręce, a potem objęli. Bardzo się cieszyłam, że między nimi jest już wszystko dobrze. Gdy piosenka dobiegła końca, pożegnał się z braćmi i pozostał na scenie. Powiedział parę słów i zaczęło lecieć Billie Jean. Ludzie od razu wstali i zaczęli klaskać w rytm. Tego się po nim nie spodziewałam. A gdy zaczął się posuwać do tyłu. to już w ogóle ludzie zwariowali, a mnie zamurowało. Muzyka ucichła, a On stał jeszcze chwilę na scenie. Wszyscy łącznie z nami wstali i bili mu brawo. Ależ miałam uzdolnionego faceta. Po tym jak zszedł ze sceny za kulisy wszystko się uspokoiło.
- Przepraszam Cię kochana, ale muszę iśc się przygotować do występu - powiedziała Diana.
- Ty też będziesz?
- A co myślałaś, że zmarnuje taką okazję? Nigdy w życiu - uśmiechnęła się i poszła.
- Widziałaś Go? - zachwycała się Sally.
- Tak - odpowiedziałam dumnie.
- Jest niesamowity.
- Ej! Nie zapominaj, że jest mój, a Ty masz Randiego.
- Hehe pamiętam o tym, ale Randy nie jest mój.
- Na razie.
- Tęskiniłaś? - usłyszałam znajomy głos i się odwróciłam.
- A co Ty tutaj robisz?
- Cóż za entuzjazm z zobaczenia ukochanego.
- Dobrze wiesz, że się ciesze, ale myślałam, że nie będzie Cię do końca - usiadł na miejscu Diany.
- Chcę zobaczyć występy innych i być przy Tobie - wychylił się, żeby spojrzeć na Josepha.
- Byłeś niesamowity i co to było?
- Masz na myśli ten krok?
- Tak ... nigdy czegoś takiego nie widziałam.
- To się nazywa ''Księżycowy Chód'' Podobało Ci się?
- żartujesz? To było coś niesamowitego.
- Nic trudnego.
- Może dla Ciebie.
- Nauczę Cię, ale lekcje kosztują.
- Hmm ... więc chyba mnie nie stać.
- Dam Pani 50% zniżki.
- Nawet w takim miejscu nie umiesz się opanować?
- Zwłaszcza w takim, gdy jesteś tak ubrana.
- Jak byś nie zauważył, to wszystkie kobiety są tak ubrane.
- Ale ja nie patrze na inne, bo mam Ciebie i żadna inna nie dorównuje Ci do pięt.
- Ty już się nie podlizuj - zaśmiał się.
- Nie muszę się podlizywać.
- Jesteś za bardzo pewny siebie - przestaliśmy gadać, bo zaczął się kolejny występ. To wszystko trwało jakieś dwie godziny. Potem miał być jeszcze bankiet. Najchętniej bym już poszła do domu, ale nic nie mówiłam ze względu na Michaela. Różni ludezie podchodzili do Nas i gratulowali Michaelowi - Pójdę usiąść - powiedziałam.
- Dobrze .. za chwilę do Ciebie dołączę - był zmęczony, ale dobrze się trzymał. Usiadłam na bardzo wygodnej kanapie. Chciałam na chwilę ściągnąć te szpilki, bo już mnie nogi bolały, ale nie wypadało. Musiałam jeszcze trochę pocierpieć. Długo nie musiałam czekać na towarzystwo. Janet, Toya i Sally przsiadły się obok.
- Co się chowasz? - zapytała Toya.
- Chciałam trochę odpocząć. Was też tak bolą nogi?
Mnie okropnie - Janet złapała się za stopę.
- Mogę się dosiąść? - to była Diana.
- Pewnie - odpowiedziałam. Chwilę wszystkie gawędziliśmy. Mike i Randy postanowili nam przerwać babską rozmowę. Randy usiadł przy Sally, a Mike przy mnie.
- Jesteście parą? - zapytała się ich.
- Yyy ... nie ... - Sally się plątała w słowach.
- Dopiero się poznają - odpowiedziałam za nią.
- Aha - wszyscy znaleźli wspólny język i świetnie się dogadywaliśmy. Diana była bardzo sympatyczna. Niestety dwie osoby postanowiły to przerwać. Najpierw podeszła do Nas Brooke. A tak w ogóle to skąd się Ona tutaj wzięła? Wcześniej jej nie widziałam.
- Witaj Diano - przywitała się.
- Jak śmiesz w ogóle tutaj przychodzić? - odpowiedziała. Wszyscy byliśmy w szoku, bo się tego nie spodziewaliśmy.
- Nie rozumiem.
- Myślisz, że zapomniałam jak potraktowałaś Michaela? Szanowałam Cię i lubiłam. Myślałam, że jesteś prawdziwą przyjaciółką Michaela, ale się myliłam. Zejdź mi z oczu.
- Ale ..
- Powiedziała coś! - teraz ja się odezwałam, bo zaczęła mnie już drażnić.
- Znowu zaczynasz? - postawiła się. No proszę bardzo.
- Sam widzisz, że mnie prowokuje - zwróciłam się do Michaela.
- Spokojnie - głaskał mnie po dłoni. Ta wierzba jeszcze stała i się gapiła. Dziewczyny też były wkurzone, a zwłaszcza Janet.
- Na co czekasz? Wracaj do swojego towarzystwa - powiedziała Diana. Popatrzyła się i odeszła - Ma tupet.
- Ona jest bardziej tępa niż myślałam - powiedziałam. Zoabczyłam, że w naszą stronę idzie ... Madonna?! - Kolejne kłopoty - wskazałam głową.
- Cześć Michael - powiedziała. Nie odpowiedział. Nawet na nią nie patrzył - Dlaczego się do mnie nie odzywasz?
- Nie rób scen - powiedział, nie patrząc na nią.
- Dlaczego nie? Niech wszyscy się dowiedzą, że wyrzekasz się własnego dziecka! - spojrzał na nią wściekłym wzrokiem.
- Daruj sobie ... nikt Ci nie wierzy.
- Nie bądź taki pewien.
- Już Ci mówiłem, żebyś skończyła z tym cyrkiem.
- Masz szczęście, że jesteś w ciąży - powiedziałam przez zęby.
- Z Twoim facetem, ale już niedługo to się zmieni.
- Dobrze pomarzyć, co?
- Daj mi święty spokój.
- Jak długo zamierzasz tak kłamać? - zapytała się Michaela.
- Słucham?! Jedyną osobą, która kłamie jesteś Ty! - nic więcej nie powiedziała, tylko odeszła - Mam tego dość!
- Proszę o uwagę - Madonna weszła na podest i powiedziała do mikrofonu - Halo! Tutaj jestem! Może byście byli łaskawi na mnie spojrzeć! - powiedziała do publiczności. Wiedziałam, że jest ograniczona i bezczelna, ale nie wiedziałam, że do tego stopnia. Wszyscy odwrócili się w jej stronę - Wielkie dzięki.
- Co Ona robi? - zapytał Mike.
- Nie mam pojęcia.
- Mam pytanie do Panów - kontynuowała - Jak byście zareagowali, że zostaniecie wkrótce tatusiami? - nikt nie rozumiał o co jej chodzi - Pytam poważnie. Byli yście szczęśliwi? - facecie pokiwali głowami, przynajmniej większość - Niestety nie wszyscy tacy są ... wyobraźcie sobie, że niektórzy nawet nie chcą się przyznać do dziecka. Jak wiecie .. jestem w ciąży, ale wychowam je sama, bo ... - zaczęła sztucznie płakać - Jego ojciec się Go wyrzekł - ludzie zaczęli coś do siebie gadać - a ojcem jest .... Michael Jackson - wszyscy spojrzeli się w naszą stronę - Myślałam, że jest porządnym facetem, ale się myliłam. Nie wiem dlaczego to robi ... mi naprawdę na nim zależy, ale On ma mnie gdzieś - poczułam jak Mike zaciska ręce w pięści. Był wściekły, ja też.
- Braciszku ... - zaczęła Janet - Wiem, że Ci obiecałam, że już nigdy nie zrobię niczego głupiego, ale chyba nie uda mi się dotrzymać obietnicy - wstała z miejsca i przeszła obok Nas. Szybko ruszyłam i ją zatrzymałam.
- Janet .. nie warto.
- Jak Ona może tak kłamać?!
- Posłuchaj mnie ... ja też jestem wściekła, ale nie możemy z nią zrobić, to o czym myślimy. Wracajmy na miejsce - objęłam ją ramieniem w obawie, że zaraz tam poleci i ją zabije.
Zeszła już z podestu. Mike był zamyślony. Dotknęłam jego policzka - Kochanie? Spójrz na mnie - nie zrobił tego, więc sama odwróciłam jego głowę w moją stronę - Wszystko w porządku?
- Nie ... nic nie jest w porządku. Muszę tam iść - zanim zdążyłam zareagować, On już stał na tym podeście - Chciałbym coś powiedzieć - zaczął - To co mówi ta Pani jest nieprawdą. Nie wiem dlaczego to robi, ale nic mnie z nią nie łączyło ... nie spałem z nią. Nigdy nie porzucił bym własnego dziecka, ale Ono nie jest moje. To tyle z mojej strony. Dziękuje - zszedł i wrócił na swoje miejsce. Na sali zrobiła się straszna cisza. Bankiet trwał już od ponad godziny. Goście jak by zapomnieli o tym incydencie i zaczęli się dobrze bawić - Mogę Panią prosić do tańca? - uśmiechnął się i wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Z przyjemnością - poszliśmy na środek sali. Zarzuciłam ręce na jego kark, a On mnie złapał w pasie.
- Tym razem bez uniku? - zapytał z uśmiechem.
- Jeszcze pamiętasz?
- Trudno zapomnieć .... ależ Ty seksownie wyglądasz - zamruczał mi do ucha.
- Tylko nie zaczynaj.
- Nic na to nie poradzę ... nie mogę się doczekać aż pojedziemy do domu.
- Dlaczego? Czyżby miał Pan jakieś nieprzyzwoite plany wobec mojej osoby?
- żeby Pani wiedziała i to bardzo nieprzyzwoite.
- Zaczynam się bać.
- Jeżeli będzie Pani posłuszna, to nie ma się czego Pani obawiać.
- Postaram się - krótko mnie pocałował. Po skończonym tańcu, usiadłam na swoje miejsce, a Mike poszedł do gości ponieważ Go wołali. Nie chciało mi się już tutaj siedzieć. POza tym chciałam spędzić z nim trochę czasu na osobności. Postanowiłam przyspieszyć nasz powrót.
- Nudzisz się? - zapytał i usiadł przy mnie.
- Glowa mnie boli. Możemy już wracać?
- Oczywiście ... tylko uprzedzę innych - zaczekałam na niego i już po chwili siedzieliśmy w limuzynie - Mocno Cię boli? - zapytał z troską. Uśmiechnęłam się.
- Nie bardzo - usiadłam na nim okrakiem.
- Co Ty robisz? - zaśmiał się - Udawałaś?
- Powiedzmy, ale chyba wolisz spędzić czas ze mną niż z nimi?
- Jak najbardziej - zaczął mnie całować po szyi - Trzeba było od razu mi powiedzieć - wsadził dłoń pod sukienkę.
- Wolniej ... musisz wytrzymać do domu.
- Trzeba było nie zaczynać - miał rację. Z nim to najgorzej było zacząć. Przez resztę drogi się całowaliśmy - Co tak długo? - nacisnął guzik dzięki któremu miał kontakt z kierowcą.
- Już prawie jesteśmy - odpowiedział. Dosyć szybko znaleźliśmy się w domu. Ledwo zdążyłam zamknąć za nami drzwi, a Mike już się wpił w moje usta.
- Opanuj się tygrysie.
- Nie mam zamiaru - przywarł mnie do ściany, ale delikatnie i zaczął podwijać moją sukienkę. Nagle usłyszeliśmy coś z góry. Oboje się spojrzeliśmy w stronę schodów.
- Słyszałeś?
- Tak ... pójdę sprawdzić.
- I chcesz mnie zostawić samą? Nigdy w życiu - wzięłam Go pod rękę. Nie miał wyboru i musiał iśc ze mną. ściągnęłam szpilki i szłam za nim. Weszliśmy na górę. Było słychać jakieś pukanie. Podążaliśmy za tym odgłosem. Bałam się jak nie wiem.
- Zaczekaj tutaj - powiedział. Staliśmy przed drzwiami do sypialni dla gości. Wszedł tam. Usłyszałam, że kazał mi wejść i tak zrobiłam - To tylko okno - podeszłam do niego i się wtuliłam.
- Bałam się.
- Już nie masz czego - głaskał mnie po włosach.
- Idziemy do mnie?
- Czytasz mi w myślach - uśmiechnął się i wziął mnie na ręce.
- Wariat - zaśmiałam się.

Minęło kilka dni od Motown 25. Mike był przez cały czas zajęty i wracał wieczorami. Najpierw narzekałam, że za mało poświęca się pracy, a teraz, że za dużo. Tak nie było. Cieszyłam się, że w końcu zaczął normalnie pracować. Listów z pogróżkami nie było od tamtego czasu. Może zrozumiał, że nic nie wskóra i przestał? Miałam taką nadzieję. Mama miała dzisiaj wizytę u fryzjera, a tata musiał jechać do studia. Miko siedział właśnie ze mną w domu. Zrobiłam obiad, tylko dla nas obojga, bo inni wrócą pewnie wieczorem. Nudziło mi się, więc obejrzeliśmy z Miko jakiś film, a potem zagraliśmy w karty. Było przy tym dużo śmiechu. Bo ciągle mówił, że oszukuje. Nagle dostał sms'a.
- To Mike.
- Co pisze?
- że mam przyjechać do studia ... dziwne.
- Dlaczego? W końcu to Twój szef. Jedź.
- Coś mi tu nie gra.
- Oj nie przesadzaj. Jeżeli Ci każe, to znaczy, że to coś ważnego.
- Przecież kazał mi Cię pilnować ... On nie zmienia zdania ta po prostu.
- Ale najwidoczniej jest jakiś powód. Jedź już. Nic mi nie będzie.
- W sumie .. Michael wie co robi.
- No właśnie - zabrał kluczyki i wyszedł z domu. Pięć minut później dostałam wiadomość od Michaela, że niedługo będzie. Kompletnie nic nie rozumiałam. Przecież Miko nie dojechał by w pięć minut. Co tu jest grane? Potem zadzwoniła mama, że już jedzie taksówką i mam wyjść pomóc jej z zakupami. W tym czasie poszłam zrobić kolacje. Nie było mi to dane, bo ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć i tego się nie spodziewałam. To był ... Joseph.
- Miło Cię widzieć - powiedział.
- Czego Pan chce? Michaela nie ma.
- Wiem ... jesteś zupełnie sama w domu - powiedział dziwnym głosem.
- Proszę stąd iść albo zadzwonię na policje! - chciałam zamknąć drzwi, ale wsunął stopę między drzwi.
- Nie ładnie tak się odzywać - wepchnął się do środka i zatrzasnął drzwi. Modliłam się aby ktoś wrócił - Mówiłem mu, że to Ty zapłacisz za jego błędy. Nie wierzył i to był błąd - złapał mnie za ramiona.
- Puszczaj! - szarpałam się z nim - Zaraz wróci Miko! - myślałam, że uwierzy.
- Chciałabyś ... ten dupek pojechał do studia i prędko nie wróci.
- To Pana sprawka, tak?! To Pan wysłał mu wiadomość, a nie Mike!
- Bystra jesteś.
- Michael zaraz wróci!
- Zamknij się suko! - rzucił mnie na komodę. Upadłam całym ciałem na podłogę - Załatwimy to szybko - podszedł i uderzył mnie w pięści w twarz, potem drugi raz. Podniósł mnie za swoją wysokość i uderzył w brzuch. Wiedziałam, że to już koniec. Jego ciosy były bardzo mocne.
- Mi .. Mike Cię ... zabiję - udało mi się powiedzieć. Zaśmiał się głupkowato.
- Nie wydaje mi się - tym razem poleciałam na ścianę, uderzając w nią głową. Nie wiem jakim cudem pozostałam nadal przytomna. Kopnął mnie kila razy w żebra. Nachylił się nade mną - Gdybym miał więcej czasu, to bym Cię przeleciał - nie miałam siły odpowiedzieć. Uderzył mnie czymś w głowę i zobaczyłam ciemność. Ostatnia myśl jaka pojawiła się w mojej głowie to ''Kocham Cię, Mike''






















































Niestety ...

Przepraszam po raz kolejny, że nie ma notki, ale tym razem to nie z mojej winy. Od wczoraj nie mam netu. Nie wiem co się stało. Tego posta pisze z tabka, a mój telefon służy jako modem dla niego hehe. Jak tylko odzyskam net, to od razu wstawiam notkę, a jeżeli nie, to może wstawie z tabka, ale będę musiała to wszystko przepisać. No nic mam nadzieję, że jednak nie będę musiała. Przypominam i zapraszam osoby, które jeszcze nie były na moim drugim blogu, na którego adres znajdziecie w zakładce ''Moje Blogi''

sobota, 10 maja 2014

Wybaczcie

Bardzo Was przepraszam, ale się nie wyrobiłam z notką (znowu) Liczę, że ten tydzień będzie trochę lżejszy i będę mogła więcej czasu poświęcić pisaniu. Mam dla Was niespodziankę. W związku iż nie dodałam dzisiaj notki .... zapraszam Was na mojego nowego bloga. Oczywiście też z opowiadaniem o Michaelu. Miałam zacząć Go publikować za jakiś czas, ale postanowiłam, że taka mała rekompensata się przyda. Zajrzyjcie do zakładki Moje Blogi. Tam znajdziecie adres bloga.
Chciałam także o czymś wspomnieć. Jak już pisałam jakiś czas temu. Do naszego grona dołączyła kolejna blogowiczka. Nie wiem, czy czytacie, czy też nie, ale jeżeli ktoś już czytał, to chciałam powiadomić, że jest już kolejna notka na jej blogu. Zostawiam adres, gdyby ktoś zapomniał http://fankamj.blogspot.com/

sobota, 3 maja 2014

Bad Girl 50

Witajcie!
No i dotrwaliśmy do 50 notki. Mam dla Was złą wiadomość .... niestety będziecie (oczywiście jeżeli chcecie) na mnie zmuszeni jeszcze trochę. Tak naprawdę nie mam zaplanowanej liczby notek, ale pomysłów jak na razie mi nie brakuje na dalszą akcję. Więc z tego może wyjść naprawdę dłuuugie opowiadanie.
Teraz z innej beczki. Zauważyłam w komentarzach, że niektórym wydaje się dziwne zachowanie Jermaina i słusznie, bo to fikcja. Mogę napisać tutaj co tylko ze chcę. Nie znam Jermaina (mam książkę, ale jakoś nie mogę się do niej zabrać) ale wiem, że był babiarzem, ale jeżeli nie jest to prawdą, to i tak w moim opowiadaniu tak Go przedstawię, bo taką mam wizję. Dlatego proszę nie dziwcie się zachowaniem poszczególnych osób. Koniec tego ględzenia. Zapraszam na notkę ;)
P.S. Ta notka miała skończyć się inaczej, ale niestety się nie wyrobiłam.

**********************************************************

Od tygodnia jestem pod stałym nadzorem Miko. Jest to trochę męczące, zwłaszcza, gdy człowiek wie, że jedna osoba czyha na cudze życie. Ta cała paranoja dała o sobie znać. Bałam się już wychodzić z domu, a jak już musiałam, to panikowałam. Oczywiście dusiłam to wszystko w sobie. Nie chciałam nikogo martwić, ale Miko chyba to wyczuł. Zamieszanie z ciążą Madonny ucichło. Tak jak by Go w ogóle nie było. Cieszyłam się z takiego obrotu sprawy. Leżałam sobie na kanapie w salonie i czytałam jakiś magazyn. Usłyszałam dzwonek od drzwi. Kiedyś bym od razu pobiegła otworzyć, ale tym razem instynkt kazał mi tego nie robić. W domu byłam tylko ja i Miko.
- Ja otworze – powiedział. Po dosłownie minucie wrócił z jakąś kopertą w dłoni – To był listonosz. Do Ciebie – podał mi kopertę. Trzymałam ją z ręku. Znowu nie było nadawcy. Podobnie jak z tymi zdjęciami. Trzęsącymi się dłońmi otworzyłam i wyciągnęłam, jak się okazało, kartkę. Miko gdzieś sobie poszedł. Pewnie nie chciał przeszkadzać. Wyprostowałam kartkę, bo była zgięta w pół. Tego się nie spodziewałam ''Korzystaj z życia póki możesz. Szkoda marnować ostatnich chwil na siedzeniu w domu''
Tekst był wydrukowany, ale wiadomo kim był nadawca. Przestraszyłam się nie na żarty. Odłożyłam list i kopertę na stolik. Skuliłam się na kanapie. Do salonu wszedł Miko. Usiadł w fotelu – Rose? Coś się stało? - nie odpowiedziałam – Źle się czujesz? - zaprzeczyłam głową – Na pewno? Pobladłaś – wskazałam na list – Mam Go przeczytać? - kiwnęłam głową. Zaczął czytać na głos – To jest groźba! Muszę ..
- Nie! Nie mów Michaelowi. Przynajmniej na razie … do czasu występu. Nie chce Go dekoncentrować.
- Jestem za Ciebie odpowiedzialny, rozumiesz?
- Tak, ale proszę Cię. Sama mu powiem, ale jeszcze nie teraz – westchnął.
- Ok, ale nie popieram tego.
- Dzięki.

Codziennie dostawałam takie pogróżki. Każdy się od siebie trochę różnił. Tak jak by każdy kolejny przybliżał do mojego starcia z tym psychopatą. Miko był na mnie zły, że nic nie mówię Michaelowi. Ale ja wiedziałam swoje. Schowałam wszystkie listy najgłębiej jak się dało. Dzisiaj dostałam kolejny ''Jestem coraz bliżej'' Ja już dłużej tego nie wytrzymam. Niech w końcu coś zrobi, a nie tylko przysyła te listy. Czekałam na Michaela z utęsknieniem. Chciałam się do niego przytulić i tak też zrobiłam, gdy tylko przyszedł.
- Myszko .. co się dzieje? - zapytał, trzymając mnie w objęciach.
- Ja też mam prawo się stęsknić – zaśmiał się.
- Oczywiście …. co robiłaś przez cały dzień?
- Nudziłam się.
- Moje biedactwo.
- Żebyś wiedział – znowu się zaśmiał.
- Czemu Miko jest taki zły?
- Nie mam pojęcia. Może ma problemy w rodzinie.
- Może … przepraszam, że przeze mnie musisz siedzieć w domu.
- To nie Twoja wina, że masz takiego ojca.
- Najchętniej bym sam Ciebie pilnował, ale na razie nie mogę.
- Nie martw się. Miko mnie pilnuje. Chociaż mam nadzieję, że nie potrwa to długo – skłamałam, ale musiałam.
- Ja też, ale nie martw się. Jesteś bezpieczna. Jest Miko .. no i teraz jeszcze ja.
- Ty mi wystarczysz.
- Mylisz się. Nie jestem w stanie Cię obronić.
- Co Ty pleciesz? - po chwili do mnie dotarło, dlaczego tak powiedział – Ciągle rozpamiętujesz tamte wydarzenia? Zrozum w końcu, że nic nie mogłeś zrobić. I tak, gdyby nie Ty to już, by mnie nie było.
- Ale pozwoliłem aby …. nigdy sobie tego nie wybaczę.
- Przestań już! - myślałam, że już o tym zapomniał, a On ciągle się obwiniał. Nic nie dawały moje słowa – W odróżnieniu od innych facetów zachowałeś się jak bohater … nie zostawiłeś mnie. Byłeś ze mną do końca …. chciałeś się dla mnie poświęcić … mam wymieniać dalej? - słabo się uśmiechnął. Wzięłam jego twarz w swoje dłonie – Dzięki Tobie żyje.
- Gdyby nie ja i moja spostrzegawczość, to by to tego nie doszło. Byś poleciała na Hawaje.
- Takie było nasze przeznaczenie … wierzę w to. Jesteś moim bohaterem i nie tylko. Moi rodzice też tak uważają.
- Wiedź, że jeżeli znowu by doszło do podobnej sytuacji, to …. tym razem postąpię inaczej.
- Co masz na myśli?
- Będę Cię bronił do końca … nawet jeżeli miałbym zginąć. Nie pozwolę, żeby ktoś Cię skrzywdził, a jeżeli do tego dojdzie … zabije sukinsyna …. nic mnie nie powstrzyma – wiedziałam, że mówił serio. Tym bardziej nie mogłam mu powiedzieć o tych groźbach.
- Nie mów tak.
- Kocham Cię najmocniej na świecie.
- Ja Ciebie też, skarbie – po chwili zatopiliśmy się w gorącym pocałunku. Usłyszałam za plecami odchrząknięcie. Oderwaliśmy się od siebie i się odwróciłam.
- Przepraszam, że przeszkadzam – to był Miko – Rose mogę Cię prosić na słówko?
- A co to za tajemnice, co? - Mike się uśmiechnął.
- Takie babskie sprawy – odpowiedział. Zaśmiałam się.
- Za chwilkę wrócę – cmoknęłam Go w usta i udałam się za Miko do jego pokoju – O co chodzi?
- Dzisiaj przyszedł kolejny – podał mi kopertę – Tym razem leżał na wycieraczce.
- Co? Dwa w tym samym dniu? - otworzyłam i przeczytałam na głos – ''Boisz się?''
- Tego już za wiele! Muszę mu powiedzieć.
- Nie rozumiesz, że On Go zabiję, gdy się dowie? Chcesz Go odwiedzać w więzieniu? - usiadł bezradnie na łóżku.
- Możesz być pewna, że nic Ci nie zrobi dopóki ja tutaj jestem. Dostałem rozkaz, żeby Cię pilnować i mogę Go nawet zabić w samoobronie. Nic mi nie zrobią tak samo jak i innym ochroniarzom. Takie mamy prawa. Miałem broń, ale Mike zabronił mi jej nosić. Powiedział, że nie chcę, żeby jakiś fan ucierpiał. Teraz by się przydała jak nigdy.
- Może nie będzie to konieczne. Wracam bo zacznie coś podejrzewać – gdy wróciłam do pokoju, Mike bawił się z Sisi – Jestem, ale nie przeszkadzajcie sobie – powiedziałam ze śmiechem.
- Zaraz muszę jechać – posmutniał.
- Musisz? - nie byłam zadowolona.
- Niestety.
- A jak z Jermainem? Nie kłócicie się już?
- Zaczęliśmy się dogadywać. Nie ma żadnych spięć. Liczy się z moim zdaniem, co jest naprawdę dziwne.
- Może zmądrzał.
- Chciałbym. On był zawsze pupilkiem Josepha. Robił co mu kazał, a ja byłem ten zły. Starałem się być dobrym dzieckiem, ale On i tak tego nie doceniał. Wolał jego.
- Musiało być Ci ciężko – usiadłam mu na kolanach i głaskałam po włosach.
- Tak …. ale teraz nie ma to już znaczenia.
- Wiem, że chciałbyś mieć oparcie w ojcu. Każde dziecko tego chce.
- Nawet nie wiem co to znaczy …. teraz mam Ciebie i nikogo nie potrzebuje – pocałował mnie. Spojrzał na zegarek – Czas już na mnie.
- Szkoda – zrobiłam smutną minkę.
- Jeszcze Ci się znudzę.
- To jest niemożliwe. Kiedy się spotkamy?
- Jutro przyjadę po próbie. A jak będzie już po występie .. będę cały Twój.
- Już się nie mogę doczekać. Kiedy będzie występ?
- Za tydzień. Oczywiście Ty i Twoi rodzice jesteście zaproszeni. Miejsca przy samej scenie. Przygotowuje swój solowy występ. Mam nadzieje, że mi wyjdzie.
- Na pewno. Jesteś wspaniały w tym co robisz.
- Tylko w tym?
- Nie tylko – krótko Go pocałowałam. Zaśmiał się.
- Zawsze mam problem z wyjściem od Ciebie.
- To prawda, ale nie przeszkadza mi to.
- Mam nadzieję – wstaliśmy – Do jutra, myszko – pocałował mnie i wyszedł. Przypomniało mi się, że muszę iść z Sisi na dwór. W ostatniej chwili zatrzymałam Michaela – Tak, skarbie?
- Muszę iść z małą na dwór.
- Pójdę z Tobą – na dworze było już ciemno i nie musiał się obawiać, że ktoś Go rozpozna. Tak się złożyło, że pojechaliśmy na plaże. Spletliśmy swoje palce i szliśmy wzdłuż plaży. W tej chwili słowa były zbędne. Mike co jakiś czas rozglądał się nerwowo. Ale ja się nie bałam. Nie przy nim – Chcesz już wracać?
- Możemy wracać – odwiózł mnie do domu i zaprowadził pod same drzwi. Pocałowaliśmy się na pożegnanie i weszłam do domu – Wezmę kąpiel i się położę – powiedziałam do mamy.
- Dobrze, kochanie – poszłam do siebie. Nalałam wody do wanny i płyn do kąpieli. Wcześniej zasłoniłam okno. Po kąpieli, położyłam się. Sisi chciała spać ze mną i nie mogłam jej odmówić. Sen w ogóle nie przychodził. Przekręciłam się na drugi bok i usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę – to była mama.
- Zejdź na dół, dobrze?
- Coś się stało?
- Dowiesz się – wyszła. Nic z tego nie rozumiałam. Ubrałam bawełniany szlafrok i zeszłam na dół. Zobaczyłam Michaela w salonie i walizkę.
- Mike? - spojrzał się na mnie. Rodzice nie mieli za wesołe miny – O co chodzi? - usiadłam przy nim.
- Joseph się dowiedział, że mam wystąpić solowo i się wściekł. Zrobił straszną awanturę. Nie mogłem tego wytrzymać, więc spakowałem parę rzeczy i wyszedłem.
- Uderzył Cię?
- Nie …. mogę zostać parę dni? - zwrócił się do moich rodziców.
- Możesz zostać tyle ile chcesz. Czuj się jak u siebie – odpowiedział tata.
- Dziękuje.
- Chodź … wybierzesz sobie pokój – po chwili się uśmiechnął – Żartowałem. Możecie już iść na górę – zrobiłam Michaelowi miejsce w szafce.
- Wystarczy Ci tyle? - zapytałam.
- Tak .. nie mam dużo rzeczy – zaczął je układać.
- Zrobię to za Ciebie, a Ty weź prysznic, ok?
- Na pewno?
- Tak .. idź już – popchnęłam Go w stronę łazienki. Zaśmiał się i poszedł. Dosyć szybko poukładałam jego rzeczy i zanim wrócił, ja już leżałam w łóżku. Oczywiście Sisi miała gdzieś, że przyszedł Mike i położyła się koło mnie. Mike wyszedł z łazienki i położył dłonie na biodrach, gdy zobaczył, co już się szykuje.
- Nawet na to nie licz, mała. Wyskakuj z łóżka – wskazał jej podłogę, na której miała swoje posłanko. W ogóle nie zareagowała – Słyszałaś co powiedziałem? - zbliżył się. Chciało mi się śmiać – Weź coś jej powiedź. Chcę się położyć.
- Ja się nie wtrącam.
- Pięknie – chciał wziąć ją na ręce, ale za to ugryzła Go w palca – Ałć! Co to miało znaczyć? Widziałaś? Dziabnęła mnie.
- Nie trzeba było jej denerwować – zaśmiałam się – Igła z nitką nie będzie potrzebna?
- Haha bardzo śmieszne. Ja mogę dostać jakiegoś zakażenia albo wścieklizny i umrzeć, ale pewnie … nie ma czym się przejmować – zaczął zrzędzić. Wywróciłam oczami.
- Chodź do mnie Sisi. Pan się starzeje i robi się coraz bardziej marudny.
- Co proszę? - przełożyłam Sisi po drugiej stronie – Nie ma co się dziwić, że jest taka skoro właścicielka nie uczy jej manier – marudził pod nosem i się położył. Najwidoczniej był zły, bo odwrócił się do mnie tyłem – Dobranoc! - zamierzałam Go jeszcze trochę podenerwować i zaczęłam bawić się z Sisi – Możesz przestać?!
- Nie …. jak się nie podoba to masz do wyboru inne pokoje – starałam się, żeby brzmiało to poważnie.
- I teraz żałuje, że tak nie postąpiłem od razu.
- Zawsze możesz zmienić zdanie – ciągnęłam dalej.
- Masz rację – wstał. Zabrał szlafrok i wyszedł. Potraktował to poważnie? Nie wierzę. Poczekałam może z pięć minut. Myślałam, że żartował i zaraz wróci. Poczekałam kolejne pięć minut. Położyłam Sisi do legowiska i wyszłam z pokoju. Rozejrzałam się w lewo i prawo, ale nikogo nie było. Postanowiłam przeszukać wolne pokoje. Zaczęłam od pierwszego. Nie było Go. I w pozostałych też nie. Został mi ostatni.
- Mike? Jesteś tutaj? - cisza. Chciałam już wychodzić, ale coś mnie złapało w pasie – Przestraszyłeś mnie! – było ciemno, ale my się widzieliśmy – Żartowałam.
- Ja też.
- Osz Ty! - uderzyłam Go w pierś. Zaśmiał się i mnie pocałował – Powinnam się na Ciebie obrazić.
- Nie umiesz się na mnie gniewać, kotku.
- Nie bądź taki pewien. Możesz iść już spać?
- Za chwilę – przybliżył się do mnie i pocałował, bardzo namiętnie – Teraz już możemy – wróciliśmy do mojego pokoju. Bardzo się cieszyłam, że jest obok mnie.

Chciałam, żeby Mike załatwił zaproszenie też dla Sally, ale powiedział, że lepiej będzie jeżeli Randy to zrobi. Ubierałam właśnie bluzkę, gdy mój telefon zaczął dzwonić.
- Tak?
- Hej! To ja! - to była Sally.
- No słyszę, ale dlaczego tak krzyczysz?
- Bo muszę Ci o czymś powiedzieć!
- To ma związek z Randym, prawda?
- Tak! Zaraz u Ciebie będę.
- J .. jak to zaraz?
- Już podjeżdżam – rozłączyła się. Szybko dokończyłam się ubierać. Cholera! Mike bierze prysznic. A niech to! Jak powiedziała tak zrobiła. Chciałam ją zatrzymać w salonie, żeby mógł się ubrać, ale od razu poleciała na górę, a ja za nią. Rozwaliła się na łóżku. Spojrzała się na mnie – A co Ty taka jakaś dziwna? - spojrzałam w stronę łazienki i potem na nią.
- To co to za wiadomość? - zmieniłam temat.
- Dał mi zaproszenie na Motown 25!
- Ooo … czyli będę miała towarzystwo. Masz pod sceną?
- Tak! - modliłam się, żeby tylko nie wyszedł nagi, a zdarzało mu się – Widzę, że coś jest nie tak.
- Wydaje Ci się – drzwi od łazienki się otworzyły i …. wyszedł w ręczniku. Sally piła właśnie sok i mało Go nie wypluła. Mike się zarumienił i podrapał po głowie.
- Yyyy … cześć Sally … ja tylko …. wezmę ubranie – zabrał je i zniknął w łazience.
- W czymś Wam przeszkodziłam?
- Nie … od paru dni mieszka tutaj. Pokłócił się z Josephem.
- Ahaaa … czuje się niezręcznie.
- Ty? - zdziwiłam się i zaśmiałam. Uderzyła mnie za to poduszką.
- Musimy jechać na zakupy!
- O nie! Znowu mam łazić godzinami po sklepach?
- Przecież musimy kupić kiecki na ten występ.
- O matko! - Mike już wyszedł w kompletnym ubraniu.
- Co się tak krzywisz, skarbie?
- Ty byś był nie lepszy jak byś musiał chodzić godzinami po centrum – zaśmiał się, ale po chwili spoważniał.
- Chcecie jechać do centrum?
- Mała poprawka .. to Ona chce – wskazałam na Sally.
- Ale weźcie ze sobą Miko, dobrze?
- Naprawdę chcesz mu to zrobić?
- Najwyżej pokryje koszty terapii, ale wolę, żeby był blisko – Sally patrzyła się na nas na zmianę i nie wiedziała o co chodzi.
- No dobrze – uśmiechnął się. Wyciągnął portfel, a z niego kartę. Podał mi ją – Co to jest?
- Moja karta kredytowa.
- Mam swoją.
- Ale chcę, żebyś wzięła moją – upierał się.
- Przecież mam swoje pieniądze. Dobrze wiesz, że nie jestem z Tobą dla kasy.
- Oczywiście, że to wiem, ale jesteś moją dziewczyną i to normalne, że chce Ci coś kupić.
- Więc możesz kupować, ale nie wezmę Twojej karty i koniec dyskusji – przewrócił oczami – Muszę iść do łazienki – po chwili byłam już z powrotem. Był już gotowy do wyjścia.
- Tylko uważaj na siebie i trzymaj się blisko Miko.
- Nie martw się – pocałowaliśmy się.
- Będę jak zawsze. Na razie, Sally – wyszedł.
- Z tego co usłyszałam wnioskuje, że nie jestem na bieżąco. Możesz mnie doinformować?
- Miko jest szefem ochrony Michaela.
- Ale po co Ci ochrona?
- Ojciec Michaela …. chce mnie zabić.
- Co?! Żartujesz?
- Niestety nie – opowiedziałam jej o wszystkim. Była przerażona. Najciekawsze zostawiłam na koniec – Zaczął przysyłać mi listy z pogróżkami – wyciągnęłam je i pokazałam – Mike o nich nie wie i nie chce, żeby się dowiedział – spojrzałam się wymownie na Sally.
- Ok … ode mnie się na pewno nie dowie, ale trzeba to zgłosić na policję.
- Nie chcę … Miko mnie pilnuje i na razie nic się nie stało.
- Właśnie! Na razie! Na co czekasz? Aż coś Ci zrobi jak będziesz sama?
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Zawsze musisz być taka uparta. Nawet, gdy chodzi o Twoje życie – zabraliśmy Miko i pojechaliśmy samochodem Sally do centrum. O tej porze nie było zbyt dużo ludzi. Szliśmy właśnie do czwartego sklepu, ale też nic nie było. Znudzone usiedliśmy na ławce. Miko oczywiście rozglądał się za ewentualnym niebezpieczeństwem. Odebrałam telefon.
- Tak?
- Cześć. To ja Toya.
- O cześć – ucieszyłam się bo dawno z nią i Janet nie rozmawiałyśmy.
- Jedziemy z Janet do centrum. Pomyślałam, że się z nami zabierzesz i kupisz coś na tą galę.
- Prawdę mówiąc to jestem właśnie z Sally w centrum. Zaczekamy na Was w tej ciastkarni co zawsze.
- Ok .. niedługo będziemy – poszłyśmy z Sally do tej ciastkarni, a Miko stanął przy drzwiach. Mówiłam, żeby usiadł, ale wolał pilnować. Zamówiliśmy po soku i czekałyśmy na dziewczyny. Chciałam wyciągnąć z portfela pieniądze, żeby zapłacić, ale coś mi tutaj nie pasowało. Czy to możliwe, żeby karta zmieniła kolor? Wyciągnęłam ją i doznałam szoku.
- Podmienił ją – pokazałam Sally, ale nie było jakoś bardzo zdziwiona – Wiedziałaś o tym?
- No podmienił ją przy mnie. Nie bądź na niego zła. On chcę się poczuć, że ma na kogo wydawać pieniądze – dziewczyny przyjechały po dwudziestu minutach.
- Jesteśmy – przywitały się – A Sally też coś sobie kupujesz? - zapytała Toya.
- No wiesz .. nie wypada iść na gale w jeansach – odpowiedziała.
- Też tam będziesz?
- Tak … Randy mnie zaprosił.
- Fiu fiu … szykuje nam się kolejna para – skomentowała Janet. Sally się zarumieniła.
- To co dziewczyny? Ruszamy na łowy? - zmieniła temat.
- Tak! - przemierzałyśmy prawie całe centrum, a Toya nadal nic sobie nie kupiła. Ciągle narzekała, że ta jej nie pasuje itp. W końcu po naszych namowach zdecydowała się. Poszłyśmy do sklepu z butami. Ku zdziwieniu, wszystkie wybrałyśmy odpowiednie szpilki. Szliśmy przez centrum na parking. Nagle zrobił się jakiś tłum wokół nas. Ktoś krzyknął ''To dziewczyna Michaela Jacksona!'' Wszystko działo się tak szybko, że nie wiem skąd zgromadziło się jeszcze więcej osób. Miko zareagował błyskawicznie. Znalazł się przy mnie i kazał szybko biec do samochodu. Zdążyłam się odwrócić i zobaczyć, że dziewczyny też biegną. Tłum Nas gonił i nie miałam pojęcia co Oni chcą. Wsiadłam do samochodu, a Miko poszedł po dziewczyny. Gdy już wszyscy siedzieli bezpiecznie w samochodach, odjechaliśmy.
- Czego Oni chcieli? - zapytałam łapiąc powietrze – Przecież niczego nie zrobiłam.
- Wystarczy, że jesteś dziewczyną Michaela. Właśnie od tego chciał Cię uchronić.
- Czyli .. już tak będzie zawsze?
- Niestety – dojechaliśmy do mojego domu. Toya i Janet też weszły. Dobrze wiedziały, dlaczego Miko tak mnie pilnuje i nie zadawały zbędnych pytań. Posiedziały do wieczora i poszły. Sally jeszcze chwilę została i też poszła. Powiesiłam sukienkę na drzwiach szafy i obok postawiłam buty. Zeszłam na obiad. Nie miałam dobrego humoru, co mama od razu zauważyła.
- Co się stało? - dłubałam widelcem w jedzeniu.
- W centrum zaatakował Nas tłum ludzi. Poznali mnie.
- Można było przypuszczać, że tak będzie. Zrobili Ci coś?
- Nie … dobrze, że był Miko ….. jak Mike to wszystko wytrzymuje? Ja miałam dopiero jedno takie spotkanie, a już mam dość.
- Wiesz .. od dziecka był w świetle fleszy – zjadłam tylko trochę i odstawiłam talerz.
- Nie mam za bardzo apetytu. Pójdę obejrzeć telewizję – mama westchnęła. Oglądałam jakieś głupie teleturnieje. Właśnie, gdy miały się zaczynać wiadomości, wrócił Mike.
- Już jestem – usiadł przy mnie i się przytulił – Tęskniłaś?
- Bardzo – widziałam jaki był zmęczony. Humor nadal mi się nie poprawił.
- Dlaczego jesteś smutna? - zapytał delikatnym głosem i pogłaskał mnie po policzku. Miałam już odpowiedzieć, ale zobaczyłam, że w wiadomościach już o tym mówią. Wstałam z kanapy i podeszłam do okna. W połowie tej bardzo ważnej wiadomości, telewizor został wyłączony. Po chwili poczułam na plecach ciepło bijące od Michaela. Objął mnie od tyłu – Przykro mi.
- Teraz i ja jestem sławna – nerwowo się uśmiechnęłam.
- Bardzo żałuje, że nie udało mi się uchronić Cie przed tym.
- Nie martw się … z czasem się przyzwyczaję. Idź zjedź obiad, a ja pójdę na górę – czułam, że mnie obserwował mnie, gdy szłam po schodach. Martwił się. Wieczorem, gdy leżeliśmy już w łóżku, zaczęłam rozmowę na temat karty – Nie podoba mi się, że to zrobiłeś. Mówiłam Ci, że sama za siebie zapłacę.
- Dlaczego taka jesteś? Nareszcie na moim rachunku bankowym będzie inny zakup niż moich rzeczy – wyszczerzył się.
- Żeby było mi to ostatni raz – nie odpowiedział – Mike? Mówię poważnie.
- Oj .. no dobrze.
- Mam nadzieję.
- Ale mogę Ci robić prezenty? - westchnęłam z bezsilności.
- Ok … ale masz nie przesadzać – pogroziłam mu palcem. Zaśmiał się.
- Postaram się – wywróciłam oczami. Nie miałam na niego siły.

Dzień występu. Mike już od rana chodziło po pokoju i się stresował, czy wszystko się uda, tak jak zaplanował. Uspokajam Go. Zaraz miała przyjechać Sally i miałyśmy się przyszykować na wieczór. Limuzyna już na Nas czekała. Gdy Sally przyjechała, Mike poszedł do drugiego pokoju, żeby nam nie przeszkadzać. Najpierw zajęłyśmy się fryzurami. Sally była w tym niezastąpiona. Ja zostawiłam rozpuszczone włosy z podkręconymi końcówkami. Sally zrobiła sobie koka. Chodziłyśmy nadal w szlafrokach, gdy drzwi się otworzyły i stanął w nich Mike.
- Muszę na chwilę gdzieś pojechać. Niedługo będę.
- Jak Ona się nazywa? - zrobiłam poważną minę. Mike był zdezorientowany, ale szybko zapał. Uśmiechnął się i podszedł do mnie.
- Niezwykle i jak mój ulubiony kwiat.
- Taa i jeszcze powiedź, że w rozkwicie – wtrąciła swoje trzy grosze Sally.
- A żebyś wiedziała – odpowiedział. Nachylił się nade mną i pocałował – Później się dowiesz, gdzie byłem.
- A co? Przy mnie nie chcesz powiedzieć?
- Nie chcę powiedzieć, bo pewna Panna mi zabroni – puścił oczko i wyszedł.
- Coś kombinuje – powiedziałam. Wrócił po pół godzinie. Po kolejnej godzinie był już elegancko ubrany. Za dwie godziny miała odbyć się impreza, a ja i Sally byłyśmy jeszcze do rosołu.
- Będziemy na Was czekać na dole! - krzyknął przez drzwi. Musiał być szybciej niż goście, bo musiał się jeszcze przygotować do występu. Popędziłam Sally, gdy mi się to przypomniało i już po 30 minutach byłyśmy gotowe. Zeszłyśmy na dół. Moi rodzice i Mike siedzieli na kanapie. W rogu salonu stał Randy. Szturchnęłam Sally łokciem i spojrzała w tą samą stronę co ja.
- Możemy jechać – powiedziałam. Wszystkie twarze odwróciły się w naszą stronę. Mike do mnie podszedł.
- Pięknie wyglądasz, kochanie.
- Dziękuje .. Ty też nie najgorzej – uśmiechnęłam się.
- Mam coś dla Ciebie. Będzie pasować idealnie do Twojej kreacji – wyciągnął z kieszeni aksamitne, czarne pudełeczko i je otworzył. Moim oczom ukazała się piękna bransoletka. Była złota z chyba milionami diamencików, które niesamowicie błyszczały w świetle. Założył mi ją.
- Mike …
- Wiem, ale musiałem ją kupić.
- Dziękuje .. jest piękna – przyjrzałam się jej.
- Więc dobrze się składa, bo Ty też jesteś.
- Jezuuu … ludzie .. ileż można sobie słodzić – Sally wywróciła oczami.
- Niedługo i ja będę tak do Ciebie mówiła – puściłam jej oczko. Randy się zarumienił – A teraz kto nie może, to niech lepiej nie patrzy – zarzuciłam ręce na kark Michaela, a On objął mnie w pasie. Pocałowaliśmy się.
- Makijaż! - pisnęła Sally, a Mike się zaśmiał.
- Czasami makijaż schodzi na drugi plan.
- Jedźmy już, bo za chwilę wszystko będzie trzeba robić od nowa – zaśmiałam się razem z Michaelem. Wszyscy zmieściliśmy się do limuzyny. Randy chciał wsiąść pierwszy, ale Mike Go zatrzymał.
- Ej! Panie przodem.
- No tak .. racja – zmieszał się. Przez całą drogę trzymaliśmy się za ręce. Samochód zatrzymał się na wyznaczonym miejscu. Było pełno dziennikarzy i przez cały czas robili zdjęcia. Siedzieliśmy jeszcze w limuzynie.
- Widzisz .. - zwróciłam się do Michaela – I tak by dowiedzieli się jak wyglądam. No chyba, że miałeś zamiar przyjść z kimś innym.
- Oczywiście, że nie, ale całkiem o tym zapomniałem – spojrzał się na Sally – Na pewno jesteś na to gotowa? Wiesz co będzie potem.
- Tak .. wiem, ale skoro już tu jestem, to nie ma odwrotu, a przynajmniej ja nie mam zamiaru wracać do domu.

- Ok … Randy pilnuj Sally. Jest mnóstwo ludzi, a zwłaszcza dziennikarzy – kiwnął głową. Jeszcze trzy głębokie oddechy i nastąpiła chwila prawdy ….