Przebudziłam się, spojrzałam na
zegarek, była 7. Za oknem było jeszcze ciemno i chciałam sobie
jeszcze trochę pospać. Niestety nie było mi to dane. Telefon
zaczął dzwonić. Kto normalny dzwoni o tej godzinie?
- Halo? - zapytałam zaspanym głosem z
twarzą w poduszce.
- O nie śpisz już to dobrze –
znienawidzę ten głos.
- Śpię, dobranoc! - odłożyłam z
hukiem telefon na szafkę. Zamorduje Go! Ale najpierw sobie pośpię.
Minęło jakieś 5 minut, gdy usłyszałam pukanie do drzwi – Co
się wszyscy na mnie uwzięliście! Jest 7 rano i chcę spać do
cholery! - wydarłam się i zakryłam głowę kołdrą. Ktoś wszedł
i zamknął drzwi. Nie miałam zamiaru sprawdzać kto to. Po chwili
poczułam, że ten ktoś ściąga ze mnie kołdrę – Ej!! -
odwróciłam się – Znowu ty?!
- Mówiłaś, że mi pomożesz.
- Ale na litość boską nie o 7 rano!
- No wstawaj śpiochu. Zrób mi tylko
ten przeklęty makijaż i możesz dalej spać. Proszę spieszę się,
dlatego tak rano przyjechałem.
- Za godzinę – położyłam się
dalej na brzuchu ale bez kołdry, bo Michael ją zabrał. Była cisza
i myślałam, że poczeka ale się myliłam.
- Nie każ mi użyć siły.
- Nie boje się – wytknęłam mu
język i powróciłam do poprzedniej pozycji. Zrobiło mi się zimno
– Zwariowałeś?! - drzwi od balkonu były otwarte – I tak mnie
nie wyciągniesz z łóżka – okryłam się prześcieradłem. Po
chwili poczułam, że się unoszę. Otworzyłam oczy. Nic nie
widziałam oprócz pleców tego natręta. W pierwszej chwili
pomyślałam, że niesie mnie pod prysznic ale się myliłam, bo
ominęliśmy łazienkę. W końcu mnie postawił. Poczułam świeżę
powietrze i straszny chłód. Stałam na balkonie w samej piżamie –
Zabije Cię!
- Przebudziłaś się? - zapytał jak
gdyby nigdy nic.
- Na twoje nieszczęście tak! Lepiej
mi nie wchodzić w drogę jak jestem nie wyspana, a ty to właśnie
zrobiłeś.
- Później będziesz mogła się
odegrać.
- Nie omieszkam – przeszłam obok
niego. Wściekła jak osa – Siadaj i czekaj. Idę coś na siebie
włożyć.
- Jak dla mnie możesz zostać w tym –
obejrzałam się na niego – Tak, wiem miałem tego nie robić –
miałam wchodzić do łazienki – Ale Ci nie obiecywałem –
wróciłam się. Zauważył moją minę – Dobra, już nic nie mówię
– założyłam szlafrok i weszłam do pokoju. Siedział już na
swoim miejscu.
- Jaja sobie robisz?
- Yyy z czym?
- Przecież prawie nic nie widać.
- Oj tam, widać. Przyjrzyj się.
- Że ja wcześniej na to nie wpadłam.
Przecież masz dwie siostry, by mogły Ci zrobić makijaż.
- Jasne ,, Hej, Janet możesz zrobić
mi makijaż? Bo nie wyjdę taki nie umalowany'' Jak myślisz, jak by
zareagowała? I tak krążą plotki na mój temat, dlatego lepiej,
żeby nikt o tym nie wiedział.
- Jakie plotki? - wzięłam się do
roboty. Otworzył oczy.
- Nie czytasz gazet?
- Może Cię to zdziwi ale nie. To co
piszą? - zamknął oczy.
- Że … że jestem gejem –
westchnął. Na chwilę przestałam Go malować. Spojrzał się na
mnie – Co?
- A jesteś? - zapytałam.
- Nawet ty w to wierzysz? Nie, nie
jestem! - uniósł głos – Dlaczego myślą, że jestem? Przez mój
głos? Mam już tego dość do jasnej cholery! - oparł łokcie na
kolanach i schował twarz w dłoniach.
- Uspokój się. Tylko zapytałam.
- Przepraszam …. przecież to nie
twoja wina. Zdenerwowałem się – oparł się o krzesełko i
zamknął oczy. Chciałam Go trochę rozbawić, a jednocześnie
wkurzyć i się odegrać. Wiedziałam już co zrobię.
- Gotowe – chciał spojrzeć w
lusterko – Nie! - spojrzał się na mnie zaskoczony – To znaczy,
nie musisz zrobiłam tak jak wczoraj. Idź już, mówiłeś, że się
spieszysz – patrzył się na mnie podejrzliwie.
- Knujesz coś?
- Niby co?
- No dobra – skierował się w stronę
drzwi – Wpadnę później i weź kogoś ze sobą. Jakąś koleżankę
i tego jak mu tam …. - udawał, że myśli – Edmunda? -
specjalnie się pomylił.
- Erica!
- No właśnie. Będę koło 15. Do
zobaczenia – wyszedł. Opadłam na łóżko. Cholerny Jackson!
Myśli, że wszystko mu wolno. Ciekawa czy spodoba mu się mała
niespodzianka. Nie minęła minuta jak wparował do pokoju – Co to
ma być? - wskazał na twarz.
- Makijaż – uniosłam się na
łokciach. Próbowałam powstrzymać śmiech.
- Śmieszy Cię co?
- Żebyś wiedział. Dobierzemy jeszcze
kolczyki i … - nie mogłam się powstrzymać. Zapomniałam
wspomnieć, że pomalowałam mu usta na czerwono – Przecież sam
powiedziałaś, że będę mogła się odegrać za pobudkę –
patrzył na mnie wściekłym wzrokiem.
- Ale później, żeby nie twoja mama,
bym tak pojechał do studia – nie mogłam wyrobić. Leżałam na
tym łóżku i trzymałam się za brzuch od śmiechu.
- Zm .. zmyj to, masz … hehe … -
cały czas patrzył się na mnie z poważną miną – Dobra już się
ogarniam. Na stoliku masz waciki i chyba coś do zmycia – nie
ruszył się z miejsca. Na jego twarzy pojawił się dziwny uśmieszek
– Na co czekasz?
- Tak łatwo Ci nie odpuszczę –
podszedł bliżej i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić nachylił się
nade mną, podtrzymując się rękami po bokach. Nasze twarze były
bardzo blisko siebie.
- Nie gustuje w dziewczynach –
powiedziałam. Patrzył mi prosto w oczy. Wiedziałam, że powinnam
coś zrobić ale nie mogłam. Leżałam jak sparaliżowana. Jeszcze
nigdy tak się nie czułam. Sama nie wiem dlaczego ale zamknęłam
oczy.
- Nie będziesz się musiała malować
– powiedział i zrobił to. Pocałował mnie. Nie był to namiętny
pocałunek, zwykłe cmoknięcie ale za to cholernie długie. Ani na
sekundę nie otworzyłam oczu. Czego się bałam? Wróciłam do
świata żywych dopiero jak usłyszałam dźwięk sms-a. Otworzyłam
oczy i rozejrzałam się po pokoju. Byłam w nim sama. Cholera i co
On teraz sobie pomyśli? Zamiast Go odepchnąć to się temu
poddałam. Idiotka ze mnie. Przypomniało mi się, że dostałam
jakąś wiadomość. Przeczytałam: ,, Teraz jesteśmy kwita'' o nie
tak szybko Panie Jackson. Podeszłam do lusterka i zmazałam z ust
szminkę. Ubrana w szlafrok, zbiegłam na dół, żeby złapać
jeszcze tatę zanim pojedzie.
- O jesteś jeszcze - ubierał właśnie
płaszcz.
- Co się stało?
- Przemyślałam twoją propozycję i
masz racje. Zróbmy sobie wakacje – tak naprawdę to była
spontaniczna decyzja.
- I to mi się podoba, a gdzie byś
chciała pojechać? To jeszcze przed pracą załatwię wszystko.
- Niech będą Hawaje – powiedział,
że od razu to załatwi i, żebym jeszcze powiedziała o wszystkim
mamie. Zgodziłam się i poszłam do kuchni, nalać sobie soku.
Zobaczyłam mamę, stała przy oknie, nie widziała mnie. Otworzyłam
po cichu lodówkę i wzięłam z niej sok, nalałam do wysokiej
szklanki. Coś było nie tak, ani razu się nie odwróciła.
Usłyszałam ciche szlochanie. Podeszłam do niej – Mamo co się
stało? - położyłam rękę na jej ramieniu – Płaczesz? -
odwróciła się do mnie z wymuszonym uśmiechem.
- Nie, wpadło mi coś do oka.
- Było by mi łatwiej jak byś nie
kłamała i powiedziała co się stało.
- To nic takiego. Nie zaprzątaj tym
sobie głowy – poszła do salonu. Ja za nią.
- Jak sobie chcesz – byłam na
schodach, gdy mi się przypomniało – Jedziemy na wakacje na
Hawaje. Tata dzisiaj wszystko pozałatwia – poszłam do siebie. Mam
już dość tych tajemnic. Chciałam z kimś pogadać ale o tej
godzinie, normalni ludzie i na dodatek w niedzielę śpią, a nie
przecież znam takich dwóch co stale są w pracy. Oczywiście mówię
tu o moim ojcu i Michaelu. Oh jak ja ja nienawidzę tego imienia.
Położyłam się z powrotem do łóżka. Może jeszcze uda mi się
trochę pospać. Leżałam na plecach i zamknęłam oczy. Jednak
szybko je otworzyłam, bo gdy miałam zamknięte, czułam jego usta
na swoich. Zwariować idzie. Poszłam do łazienki i przemyłam
twarz. Znowu się położyłam. Zmieniałam pozycję chyba z 20 razy
niestety to nie pomogło. W końcu wstałam, wzięłam prysznic i się
ubrałam. Po śniadaniu, zadzwoniłam do Sally. Powiedziałam, żeby
przyszła do mnie o 14. Zgodziła się. Zadzwoniłam też do Erica,
żeby czekał o 15 w parku. Niechętnie ale się zgodził. W końcu
14.
- No nareszcie – weszła do środka.
- Co się takiego stało, że aż mnie
wezwałaś?
- A czy zawsze musi o coś chodzić,
nie można porozmawiać z przyjaciółką?
- Można, można ale znam Cię, aż za
dobrze ale zanim do tego przejdziemy to może zrobisz mi jakąś
herbatę, bo zmarzłam trochę.
- Jasne ale jak to zmarzłaś … w
samochodzie?
- Zapomniałam Ci powiedzieć. Dałam
do mechanika, coś z silnikiem czy coś takiego. Nie znam się na
tym.
- Aha to idź do mojego pokoju, a ja za
chwilę przyjdę.
- Ok – poszłam zrobić herbaty. Mamy
nie było w kuchni co mnie bardzo zdziwiło.
- Już jestem – weszłam do pokoju z
dwoma kubkami herbaty – Trzymaj.
- Dzięki. To opowiadaj co tam nowego
słychać no i co z Michaelem? - usiadłam naprzeciwko niej. Zaczęłam
wszystko po kolei opowiadać.
- Nie gadaj. Pomalowałaś mu usta? Ale
jaja. I co On na to? Tylko tak stał i się patrzył?
- Nie On … - zamilkłam na chwilę –
Pocałował mnie.
- Znowu? Szczęściara ale mam
nadzieje, że tym razem nie uderzyłaś Go.
- Nie, zanim się ocknęłam to już Go
nie było.
- Aż tak dobrze całuje? - zapytała z
błyskiem w oku.
- To było tylko cmoknięcie … długie
cmoknięcie. Tak naprawdę to zadzwoniłam do Ciebie, bo Michael
powiedział, żebym wzięła koleżankę. Chyba chcę gdzieś jechać.
- Co?! Chcesz powiedzieć, że poznam
Michaela Jacksona? - pokiwałam głową – Ale zajebiście ale zaraz
czegoś tu nie rozumiem. Po co masz brać ze sobą bagaż w postaci
koleżanki? Nie woli być z tobą sam na sam?
- Nie powiedział ale to nie wszystko
…. powiedział, żebym wzięła też Erica.
- Co? O nie to ja nigdzie się nie
wybieram.
- Sally proszę. Wiem, że Go nie
lubisz ale zrób to dla mnie.
- Niech Ci będzie ale ostrzegam, że
nie będę udawała, że Go lubię.
- Ok, dzięki. Jest jeszcze coś. Nie
mów Michaelowi, że nie jesteśmy już razem.
- Dlaczego?
- Powiedział, że postara się nie
zalecać do mnie, a jak by wiedział to całkiem zaczął, by się
kręcić koło mnie.
- Chyba sama nie wierzysz w to co
mówisz. Jak, by się starał nie zalecać to, by Cię raczej nie
pocałował. Nie widzisz tego? Leci na Ciebie.
- Daj spokój – miała coś
powiedzieć ale ją wyprzedziłam – O zbliża się 15. Trzeba
pomału się zbierać – zaniosłam puste kubki do kuchni, Sally już
na mnie czekała na dole. Przed 15 usłyszeliśmy pukanie. Otworzyłam
i wpuściłam Go do środka – Poznajcie się. Michael to jest Sally
moja przyjaciółka.
- Miło mi Cię poznać – powiedział.
Uścisnęli sobie dłonie.
- Mi również – pierwszy raz
widziałam Sally taką niewinną. Zawsze była w stosunku do mężczyzn
śmiała, a tu nagle taka zmiana. Była wpatrzona w niego jak w
obrazek.
- Więc dokąd nasz zabierasz? -
zapytałam
- Niespodzianka, a gdzie jest Edward? -
zazdrość, aż z niego kipiała.
- Eric! Ma czekać w parku –
wyprzedziłam jego pytanie – Rodzice za nim nie przepadają.
- Mało powiedziane – zamruczała pod
nosem Sally. Szturchnęłam ją.
- Rozumiem. To jedzmy, bo chłopak tam
zamarznie – otworzył mi pierwszej drzwi. Miałam wsiadać ale
poczułam, że coś mi to uniemożliwia. To była Sally. Odciągnęła
mnie na bok.
- Mogę usiąść z przodu? - zrobiła
słodkie oczka.
- Dobra – zdziwił się, że to nie
ja siadam do przodu. Wzruszyłam tylko ramionami w jego stronę ale
zanim zdążyłam wsiąść, otworzył mi drzwi. I jak tu na niego
być złym. Stop! Co ja właściwie gadam? Z zamyślenia wyrwał mnie
głos Sally.
- Dobrze wiedzieć, że dżentelmeni
jeszcze nie wyginęli – Michael spojrzał się w jej stronę i się
uśmiechnął. Cofam to co powiedziałam o Sally. Jednak żaden facet
jej nie onieśmieli.
- Tak zostałem wychowany –
odpowiedział. Staliśmy na czerwonym świetle. Obejrzał się do
mnie – Jak się czujesz?
- Dobrze – ups. Zapomniałam, że
Sally nic nie wie o wypadku. To teraz się zacznie.
- A co się stało? - też się
obejrzała do mnie.
- Oj nic takiego – samochód ruszył
– Wczoraj wracałam do domu autobusem i mieliśmy wypadek.
- I ja nic o tym nie wiem?! - przerwała
mi.
- Już mówiłam … nic takiego się
nie stało oprócz zwichniętej ręki.
- Zamorduje Cię! Dlaczego mi nic nie
powiedziałaś? Bym przyjechała.
- Nie było takiej potrzeby – Michael
się nie odzywał tylko co jakiś czas zerkał w lusterko, żeby
spojrzeć na mnie. Modliłam się, żeby się nie wygadał, że
wczoraj mną się zajął.
- Jesteśmy … o której miał być?
- 15.
- Hmm jest już 15:20 – spojrzał na
zegarek.
- Pff 20 minut spóźnienia to dla
niego pestka – powiedziała Sally.
- Czy możesz chociaż raz nie jechać
po nim?! - tak naprawdę mi to nie przeszkadzało ale musiałam coś
powiedzieć, żeby Michael się nie kapnął, że nie jesteśmy już
razem.
- Przepraszam bardzo za to, że Go nie
trawie.
- Zaraz wracam – wysiadłam, bo
zobaczyłam, że przyszedł. Szłam szybkim krokiem – W końcu
jesteś.
- Jestem ale nie wiem po co –
pocałowałam Go w usta – Co to miało być?
- Zamknij się na chwilę. Zadzwoniłam
po Ciebie, bo Michael coś planuje i kazał mi wziąć Ciebie i
koleżankę.
- Ale co ja mam z tym wspólnego?
- On myśli, że nadal jesteśmy razem
i masz się tak zachowywać jak to, by była prawda, zrozumiałeś?
- Przykro mi ale nie bawię się w
takie gierki.
- Jesteś mi to winny – prychnął –
Pamiętasz jak okradłeś tego faceta? Obiecałam, że będę milczeć
ale przez przypadek mogę się komuś wygadać …
- Dobra, dobra. Niech Ci będzie –
wsiedliśmy do samochodu. Jechaliśmy jakiś czas i Eric zapytał –
Musiał sporo kosztować, co?
- Czy ja wiem …. tylko 120 tyś
dolarów. Chyba to nie jest dużo.
- Dla niektórych jest – burknęła
Sally i spojrzała kątem oka na Erica.
- No wybacz ale ja nie mam nadzianych
starych – odpowiedział.
- Jak byś nie zauważył to ja też
nie mam i doszłam do wszystkiego sama.
- Miałaś lepszy start ….
- Chyba sobie żartujesz! Jak ktoś
chcę i dąży do tego to może osiągnąć wszystko ale niektórzy
wolą staczać się.
- Przestańcie! Nie da się tego
słuchać – wrzasnęłam
- On/a zaczął/a – powiedzieli
jednocześnie. Jak małe dzieci. Widziałam, że Michaela to
rozbawiło.
- Dobra dojechaliśmy - powiedział.
Wysiedliśmy. Michael jak zawsze otworzył mi i Sally drzwi. Dziwnie
spojrzał na Erica. Staliśmy przed jakąś wielką halą. Nie miałam
pojęcia co jest w środku.
- Co to ma być? - zapytałam.
- Rzeźnia – odpowiedział.
- Słucham? Chcesz powiedzieć, że
jechaliśmy taki kawał do rzeźni?! Pogięło Cię?!!
- Oj nie wkurzaj się tak. Pomożemy
trochę właścicielom. Posprzątamy i takie tam.
- To chyba sam im pomożesz, bo ja nie
odczuwam takiej potrzeby, żeby pomagać innym – założyłam ręce
na piersi.
- Ja też nie chcę tam iść –
odezwał się Eric.
- No to mamy już dwa głosy przeciw …
Sally? - zapytałam. Spojrzała na mnie potem na Michaela.
- Zostaje – powiedziałam tylko
bezgłośne – Co?
- Wygląda na to, że wracacie pieszo –
powiedział Michael.
- Rose, daj spokój. Chodź, może być
fajnie – nie miałam zamiaru wracać w taka pogodę pieszo.
- Dobra, niech wam będzie ale nie mam
zamiaru brać do rąk …
- Nie będziesz musiała – przerwał
mi Michael.
- Idziesz? - zapytał Eric.
- Nie widać? Chcesz to sobie wracaj –
powiedziałam po cichu – Chodźmy.
- Zaczekaj – powiedział pospiesznie
Michael, gdy chciałam wchodzić.
- Co znowu? - odwróciłam się.
- Nie tak szybko – podszedł –
Zamknij oczy – spojrzałam się na Sally ale tylko wzruszyła
ramionami. Niepewnie ale zamknęłam oczy. Poczułam czyjeś dłonie
na ramionach i zadrżałam – Spokojnie to tylko ja – odezwał się
Michael. Wprowadził mnie ale kazał mieć nadal zamknięte oczy –
Ok, możesz otworzyć – otworzyłam – Niespodzianka.
- Czy to …
- Tak, paintball – nie mogłam
uwierzyć. Poszliśmy do szatni po odpowiedni strój, ochraniacze i
sprzęt. Musieliśmy trochę poczekać na szatniarza – Na pewno
dasz radę z tą ręką?
- Inaczej bym się tak nie cieszyła z
tego, że Ci dokopie.
- Mówiłem, że będziesz mogła się
odegrać za pobudkę – wyszczerzył się. Eric w tym czasie
wybierał ochraniacze wiadomo na jaką część ciała – Nie znasz
swojego rozmiaru? Słuchaj trochę głupio wyszło. Zrozumiałem, że
Rose Cię kocha i chcę tylko Ciebie. Obiecuję, że dam jej już
spokój, dlatego pomyślałem … sztama? - wyciągnął rękę.
Przyznaje, że mnie to zdziwiło. Razem z Sally czekaliśmy na rozwój
wydarzeń. Eric się zastanawiał.
- Nareszcie da mi spokój –
powiedziałam cicho do Sally.
- Chyba śnisz – odpowiedziała.
- Nie słyszałaś co powiedział?
- Hehe jak ty mało znasz się na
mężczyznach. Bez urazy ale chodzi o to, że to dopiero początek
wojny.
- A ty niby jesteś taką ekspertką w
relacjach damsko-męskich.
- Muszę przypominać, że o mały włos
była bym teraz mężatką? Zresztą sama zobaczysz.
- Co ty tam wiesz.
- Wiem to, że jeżeli teraz powie: Ale
mam nadzieje, że nie będzie Ci przeszkadzać jeżeli Rose będzie
moją przyjaciółką? To z tłumaczeniem brzmi: Przygotuj się, bo
tak łatwo nie odpuszczę i ją zdobędę.
- Jasne – prychnęłam.
- Zakład?
- Pewnie, a o co?
- Jeżeli teraz tak powie to zabieram
Go dzisiaj do siebie – zabolało mnie to ale nie mogłam dać po
sobie tego poznać.
- Zgoda – uścisnęliśmy sobie
dłonie i czekaliśmy na dalszą część.
- Pewnie, czemu nie – i też
uścisnęli dłonie. Spojrzałam na Sally, bo byłam pewna, że
wygrałam.
- Ale mam nadzieje, że nie będzie Ci
przeszkadzać jeżeli Rose zostanie moją przyjaciółką?
- Spoko.
- To dobrze, a teraz chodźmy po
sprzęt. Dziewczyny idziecie?
- Za chwilę – odpowiedziałam i gdy
byli już daleko zapytałam – Skąd wiedziałaś?
- Cóż … pogadamy jak będziesz mieć
takie doświadczenie jak ja. Chodź, zobaczymy co Michael wymyśli.
Już się nie mogę doczekać wieczora – nagle się zatrzymała i
spojrzała się na mnie – Mam nadzieję, że to nie zmieni relacji
między nami. Nie chcę przez faceta stracić przyjaciółki.
- No co ty. Luz – udawałam
wyluzowaną ale w środku coś mnie ściskało na myśl, że Sally i
Michael … Podeszliśmy ale nadal Eric nie wybrał ochraniaczu.
- Wiesz, że dłonie dużo nam mówią?
Między innymi to jak nas natura obdarzyła – powiedział Michael.
- Nie rozumiem – odpowiedział Eric.
- A ja tak – odezwała się Sally.
- Hmm z tego co widzę, a widzę
niewiele to dla Ciebie wystarczy rozmiar M – podał Ericowi.
- Co to ma znaczyć? - Eric się
wkurzył.
- Stary … spokojnie …
- Eric, odpuść – powiedziałam.
- Zamknij się! - spojrzał się na
mnie – Zrobiłeś to specjalnie?!
- Nie wiem o co Ci chodzi i jeszcze
jedno. Odzywaj się z szacunkiem do kobiet, bo inaczej będę musiał
Cię nauczyć jak traktować kobiety – po tych słowach Eric się
zamknął – To co dziewczyny zaczynamy zabawę?
- Tak – odpowiedziała z entuzjazmem
Sally na co Michael się roześmiał – A ty jaki masz rozmiar?
- Yyy … ja? No chyba … yyy – był
zakłopotany – No wiesz … normalny – schował dłonie do
kieszeń spodni – Musimy jeszcze wybrać kulki do pistoletów –
zmienił temat i podszedł do stołu.
- Sama sprawdzę – powiedziała po
cichu Sally i puściła do mnie oczko. Najchętniej to bym teraz
stamtąd wybiegła ale nie mogłam tego zrobić. Podeszłam do tego
stołu. Były akurat cztery kolory. Sięgałam właśnie po czerwony,
gdy Michael zrobił to samo.
- Przepraszam, myślałam, że wolisz
inny kolor ale możesz je wziąć – nie miałam siły się kłócić.
- Panie mają pierwszeństwo –
uśmiechnął się i podał mi te kulki.
- Na pewno?
- Tak, wezmę inny kolor.
- Dzięki – Sally wzięła żółty.
Został tylko niebieski i różowy. Wiadomo, że musiało dojść do
kłótni o kolor pomiędzy chłopakami.
- Wezmę niebieski, a ty różowy,
zgoda? - powiedział Michael.
- Dlaczego ty masz wziąć niebieski?
- Hmm może dlatego, że prawdziwi
mężczyźni wolą niebieski od różowego?
- Dlatego ja wezmę niebieski.
- Powiedziałam, że PRAWDZIWI
mężczyźni.
- Wiem, patrzę na niego co ranek w
lustrze.
- To te lustro musi być naprawdę
brudne.
- Jeszcze słowo ..
- Dobra, już wystarczy. Ja wezmę
różowy, a Eric żółty, zgoda? - zasugerowała Sally.
- Niech będzie.
- Czy możemy w końcu zacząć grę? -
już mnie to wszystko irytowało. Zaczęła się zabawa. Ja byłam z
Ericem, a Sally z Michaelem. Jako pierwsza dostała Sally. Potem
Eric. Zostałam tylko ja i Michael – Już po tobie – krzyknęłam.
- Nie licz na to. Zawsze wygrywam.
- Dzisiaj to się zmieni – pobiegłam
do następnego punktu. Przykucnęłam i czekałam, aż wyjdzie z
nory. Po chwili poczułam się dziwnie, zakręciło mi się w głowie
i nie wiadomo skąd pojawił się Michael i strzelił.
- Wygrałem! Mówiłem, że zawsze
wygrywam – nie chciałam dać po sobie poznać, że coś jest nie
tak.
- To nie sprawiedliwe.
- Jasne, a teraz nagroda.
- Jaka nagroda?
- Wymyśl coś.
- Ja? - pokiwał głową – Niby co?
Ok kupie Ci czekoladę.
- Miałem na myśli bardziej coś
takiego – przyciągnął mnie zdecydowanym ruchem do siebie i
chciał pocałować. Nie udało mu się, bo Eric podszedł i
odciągnął mnie na bok, trzymając mocno za rękę. Za tą
skręconą.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Najpierw
mnie tu ciągniesz, każesz udawać, że jesteśmy razem, a teraz
robisz ze mnie głupca?!!
- Puść mnie … to boli – bolała
mnie ręka jak cholera. Wyrwałam mu się i usiadłam na ławce.
Trzymałam się za rękę.
- Nic Ci nie jest? - zapytał Michael,
kucając przy mnie.
- Nie – obejrzał się na Erica.
- Zaraz wracam – wstał i chciał
iść. Wiedziałam jak, by się to skończyło.
- Nie!! Masz się nie wtrącać! -
patrzył na mnie przez chwilę.
- Jak sobie chcesz – wyszedł,
trzaskając drzwiami.
- Co tu się stało? - zapytała Sally.
- Gdzie byłaś?
- W toalecie, więc?
- Nic takiego. Idziemy się przebrać?
- pokiwała głową i wyszliśmy. Michael już był prawie przebrany.
Po nas wszedł Eric. Michael trzymał ciągle bron w ręku. Eric
właśnie ściągnął ochraniacz z krocza, gdy Michael strzelił.
Eric się skrzywił i złapał.
- Ups … niechcący – powiedział
Michael, najwidoczniej dumny z siebie – Będę czekał w
samochodzie – wyszedł. Przebrani poszliśmy do samochodu.
- Mogę włączyć radio?- zapytała
Sally.
- Yhy – w głośnikach rozbrzmiało
Beat It – No, nie.
- Nie lubisz swoich piosenek? -
zapytała.
- Nagrywam dla fanów, nie dla siebie.
Słucham podczas nagrywania, żeby poprawić ewentualne poprawki …
kiedyś was zabiorę do studia.
- Naprawdę?
- Jeżeli Rose będzie chciała.
- Już ja ją przekonam – jechaliśmy
chwile w ciszy – Michael?
- Tak?
- Czy byś mógł mnie odwieźć do
domu? Samochód mam w naprawie.
- Jasne – wiedziałam już, że Sally
zrealizuje swój plan. Nie chciałam o tym myśleć. Nie zauważyłam,
że już dojechaliśmy. Michael jak zawsze otworzył mi drzwi.
Pożegnałam się z Sally, Eric do mnie podszedł, a Michael bez
słowa wsiadł z powrotem do samochodu. Pożegnałam się z Ericem i
poszedł w swoją stronę. Szłam powoli do domu ale coś wydało mi
się podejrzane. Dlaczego Michael jeszcze nie odjechał? Miałam
wchodzić do domu ale się zatrzymałam, bo samochód ruszył z
piskiem opon i kawałek dalej się również głośno zatrzymał.
Postanowiłam sprawdzić co się dzieje ale tego się nie
spodziewałam. Michael trzymał Erica za kurtkę i chyba coś mówił.
Natychmiast tam podbiegłam.
- Co tu się dzieje? - nawet nie
zwrócili na mnie uwagi.
- Posłuchaj mnie! Nie podoba mi się
jak traktujesz Rose i jeżeli jeszcze raz to się powtórzy to …..
zabije Cię! Nie rozumiem dlaczego nadal jest z tobą ale dopóki nie
przejrzy na oczy, będę miał na Ciebie oko, zrozumiałeś?!
- Tak.
- Puść już Go!
- Jeszcze Go bronisz? - spojrzał się
na mnie z wyrzutem – Masz szczęście, że Rose przybiegła Ci na
pomoc, a teraz zjeżdżaj stąd zanim zmienię zdanie! - uciekł jak
tchórz.
- Przestań mnie bronić. Doskonale
sobie radzę sama i nie potrzebuje bohatera. Znajdź sobie inną
bezbronną dziewczynę, bo ja taka nie jestem.
- Oboje wiemy, że to nie prawda, więc
po co się upierasz?
- Mam już Ciebie dosyć! Przestań się
wtrącać w moje życie! - poszłam do domu. Pobiegłam do swojego
pokoju, zatrzasnęłam drzwi i się po nich osunęłam. Miałam już
wszystkiego dość. Dlaczego moje życie jest tak popaprane? Dlaczego
nie mogę ułożyć sobie życia z normalnym facetem? Usiadłam na
łóżku i ktoś zapukał do drzwi – Kimkolwiek jesteś, odejdź –
nie miałam ochoty z nikim rozmawiać i tłumaczyć mojego
zachowania. Ta osoba mnie nie posłuchała i weszła. To był tata.
- Nie chcę Ci przeszkadzać ale
przyszedłem tylko powiedzieć, że za 5 dni mamy samolot. Jest tylko
mały problem. Ja z mamą lecimy tym po południu, a ty tym
wieczorem. Nie mieli wolnych miejsc na ten popołudniowy na wieczorny
także nie.
- Ok, może być – było mi wszystko
jedno.
- Coś się stało?
- Nie, tylko … meczący dzień –
zmusiłam się na uśmiech.
- W takim razie Ci już nie
przeszkadzam – wyszedł. Poszłam do łazienki wziąć prysznic.
Potem położyłam się do łóżka i przy nocnej lampce leżałam.
- Który to dom? - zapytałem Sally.
- Ten żółty, po prawej –
zatrzymałem samochód i otworzyłem Sally drzwi.
- Dziękuje za podwiezienie.
- Nie ma sprawy – chciałem już
wrócić do samochodu ale Sally mnie zatrzymała.
- Może wejdziesz? - nie spodziewałem
się tego.
- Yyy już późno i nie chcę
przeszkadzać.
- Mieszkam sama. Tylko na chwilę.
Zrobię herbatę, pogadamy.
- Eh … dobrze – weszliśmy do domu.
- Możesz powiesić płaszcz o tam –
wskazała palcem na szafę – Rozgość się, a ja zaraz wracam –
usiadłem na kanapie. Nie wiedziałam co ja tu robię i nie
wiedziałem jak się zachować – Już jestem – wyglądała
inaczej. Miała rozpuszczone włosy i była w samym szlafroku.
Domyśliłem się o co jej chodzi i nie bardzo wiedziałem jak się z
tego wyplątać – Czy byś mógł mi pomóc rozpalić w kominku?
- Jasne – wstałem i podszedłem do
kominka. Schyliła się, żeby podać mi drewno ale nie tylko po to.
Gdy już udało mi się rozpalić, skierowałem się, żeby usiąść.
Sally mi zastawiła drogę.
- Jestem pewna, że nie tylko kominek
potrafisz rozpalić – zarzuciła mi ręce na szyję.
- Co robisz?
- Jak byś nie wiedział –
powiedziała zmysłowym głosem i przygryzła mój płatek ucha –
Nie udawaj, że tego nie chcesz – pchnęła mnie na tą kanapę.
Położyła się na mnie i zaczęła całować.
- Sally …. przestań …
- Przecież oboje wiemy dlaczego tu
przyszedłeś – ściągnęła szlafrok.
- Mówię poważnie ….. przestań –
postanowiłem być stanowczy i zepchnąłem Sally z siebie.
- Myślałam ….
- Posłuchaj – usiadłem naprzeciwko
– Jesteś piękną kobietą ale … nie mogę ….wybacz –
wstałem i szedłem po płaszcz.
- Chodzi o Rose, przyznaj – stanąłem,
nie odpowiedziałem. Podeszła i zmusiła mnie, żebym na nią
spojrzał – O mój Boże – zakryła dłonią usta – Ty ją
kochasz – zaprzeczyłem ale nie dała się nabrać. Obiecała, że
nie powie nic Rose. Powiedziała, że rozmawiała z Rose na ten temat
i ona nie ma nic przeciwko. Nie mogłem w to uwierzyć. Wyszedłem.
Pojechałem pod dom Rose, w jej pokoju paliła się mała lampka.
Miałem mętlik w głowie. Zakochałem się bez wzajemności . Rose
pewnie teraz myśli, że jestem u Sally. Nie chciałem, żeby tak
myślała ale jak to, by wyglądało jak bym teraz wparował do jej
pokoju i oświadczył, że się nie przespałem z Sally. Pewnie nawet
jej to nie obchodzi. Jechałem powoli z powrotem do domu. Rano
jeszcze nie było Josepha. Miałem nadzieje, że jeszcze Go nie
wypuścili. Wszedłem najciszej jak umiałem, rozglądałem się
nerwowo po domu ale wszędzie było ciemno. Poszedłem do swojego
pokoju, wziąłem prysznic, coś mnie za szczypało. Zapomniałem, że
mam szwy. Położyłem się i rozmyślałem. Może powinienem
powiedzieć Rose o moich uczuciach? A co jeżeli mnie wyśmieje? Nie,
nie mogę. Ona mnie nienawidzi. Zasnąłem o 1 w nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz