wtorek, 4 czerwca 2013

Bad Girl 7

Przebudziłam się, spojrzałam na zegarek, była 7. Za oknem było jeszcze ciemno i chciałam sobie jeszcze trochę pospać. Niestety nie było mi to dane. Telefon zaczął dzwonić. Kto normalny dzwoni o tej godzinie?
- Halo? - zapytałam zaspanym głosem z twarzą w poduszce.
- O nie śpisz już to dobrze – znienawidzę ten głos.
- Śpię, dobranoc! - odłożyłam z hukiem telefon na szafkę. Zamorduje Go! Ale najpierw sobie pośpię. Minęło jakieś 5 minut, gdy usłyszałam pukanie do drzwi – Co się wszyscy na mnie uwzięliście! Jest 7 rano i chcę spać do cholery! - wydarłam się i zakryłam głowę kołdrą. Ktoś wszedł i zamknął drzwi. Nie miałam zamiaru sprawdzać kto to. Po chwili poczułam, że ten ktoś ściąga ze mnie kołdrę – Ej!! - odwróciłam się – Znowu ty?!
- Mówiłaś, że mi pomożesz.
- Ale na litość boską nie o 7 rano!
- No wstawaj śpiochu. Zrób mi tylko ten przeklęty makijaż i możesz dalej spać. Proszę spieszę się, dlatego tak rano przyjechałem.
- Za godzinę – położyłam się dalej na brzuchu ale bez kołdry, bo Michael ją zabrał. Była cisza i myślałam, że poczeka ale się myliłam.
- Nie każ mi użyć siły.
- Nie boje się – wytknęłam mu język i powróciłam do poprzedniej pozycji. Zrobiło mi się zimno – Zwariowałeś?! - drzwi od balkonu były otwarte – I tak mnie nie wyciągniesz z łóżka – okryłam się prześcieradłem. Po chwili poczułam, że się unoszę. Otworzyłam oczy. Nic nie widziałam oprócz pleców tego natręta. W pierwszej chwili pomyślałam, że niesie mnie pod prysznic ale się myliłam, bo ominęliśmy łazienkę. W końcu mnie postawił. Poczułam świeżę powietrze i straszny chłód. Stałam na balkonie w samej piżamie – Zabije Cię!
- Przebudziłaś się? - zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Na twoje nieszczęście tak! Lepiej mi nie wchodzić w drogę jak jestem nie wyspana, a ty to właśnie zrobiłeś.
- Później będziesz mogła się odegrać.
- Nie omieszkam – przeszłam obok niego. Wściekła jak osa – Siadaj i czekaj. Idę coś na siebie włożyć.
- Jak dla mnie możesz zostać w tym – obejrzałam się na niego – Tak, wiem miałem tego nie robić – miałam wchodzić do łazienki – Ale Ci nie obiecywałem – wróciłam się. Zauważył moją minę – Dobra, już nic nie mówię – założyłam szlafrok i weszłam do pokoju. Siedział już na swoim miejscu.
- Jaja sobie robisz?
- Yyy z czym?
- Przecież prawie nic nie widać.
- Oj tam, widać. Przyjrzyj się.
- Że ja wcześniej na to nie wpadłam. Przecież masz dwie siostry, by mogły Ci zrobić makijaż.
- Jasne ,, Hej, Janet możesz zrobić mi makijaż? Bo nie wyjdę taki nie umalowany'' Jak myślisz, jak by zareagowała? I tak krążą plotki na mój temat, dlatego lepiej, żeby nikt o tym nie wiedział.
- Jakie plotki? - wzięłam się do roboty. Otworzył oczy.
- Nie czytasz gazet?
- Może Cię to zdziwi ale nie. To co piszą? - zamknął oczy.
- Że … że jestem gejem – westchnął. Na chwilę przestałam Go malować. Spojrzał się na mnie – Co?
- A jesteś? - zapytałam.
- Nawet ty w to wierzysz? Nie, nie jestem! - uniósł głos – Dlaczego myślą, że jestem? Przez mój głos? Mam już tego dość do jasnej cholery! - oparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach.
- Uspokój się. Tylko zapytałam.
- Przepraszam …. przecież to nie twoja wina. Zdenerwowałem się – oparł się o krzesełko i zamknął oczy. Chciałam Go trochę rozbawić, a jednocześnie wkurzyć i się odegrać. Wiedziałam już co zrobię.
- Gotowe – chciał spojrzeć w lusterko – Nie! - spojrzał się na mnie zaskoczony – To znaczy, nie musisz zrobiłam tak jak wczoraj. Idź już, mówiłeś, że się spieszysz – patrzył się na mnie podejrzliwie.
- Knujesz coś?
- Niby co?
- No dobra – skierował się w stronę drzwi – Wpadnę później i weź kogoś ze sobą. Jakąś koleżankę i tego jak mu tam …. - udawał, że myśli – Edmunda? - specjalnie się pomylił.
- Erica!
- No właśnie. Będę koło 15. Do zobaczenia – wyszedł. Opadłam na łóżko. Cholerny Jackson! Myśli, że wszystko mu wolno. Ciekawa czy spodoba mu się mała niespodzianka. Nie minęła minuta jak wparował do pokoju – Co to ma być? - wskazał na twarz.
- Makijaż – uniosłam się na łokciach. Próbowałam powstrzymać śmiech.
- Śmieszy Cię co?
- Żebyś wiedział. Dobierzemy jeszcze kolczyki i … - nie mogłam się powstrzymać. Zapomniałam wspomnieć, że pomalowałam mu usta na czerwono – Przecież sam powiedziałaś, że będę mogła się odegrać za pobudkę – patrzył na mnie wściekłym wzrokiem.
- Ale później, żeby nie twoja mama, bym tak pojechał do studia – nie mogłam wyrobić. Leżałam na tym łóżku i trzymałam się za brzuch od śmiechu.
- Zm .. zmyj to, masz … hehe … - cały czas patrzył się na mnie z poważną miną – Dobra już się ogarniam. Na stoliku masz waciki i chyba coś do zmycia – nie ruszył się z miejsca. Na jego twarzy pojawił się dziwny uśmieszek – Na co czekasz?
- Tak łatwo Ci nie odpuszczę – podszedł bliżej i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić nachylił się nade mną, podtrzymując się rękami po bokach. Nasze twarze były bardzo blisko siebie.
- Nie gustuje w dziewczynach – powiedziałam. Patrzył mi prosto w oczy. Wiedziałam, że powinnam coś zrobić ale nie mogłam. Leżałam jak sparaliżowana. Jeszcze nigdy tak się nie czułam. Sama nie wiem dlaczego ale zamknęłam oczy.
- Nie będziesz się musiała malować – powiedział i zrobił to. Pocałował mnie. Nie był to namiętny pocałunek, zwykłe cmoknięcie ale za to cholernie długie. Ani na sekundę nie otworzyłam oczu. Czego się bałam? Wróciłam do świata żywych dopiero jak usłyszałam dźwięk sms-a. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Byłam w nim sama. Cholera i co On teraz sobie pomyśli? Zamiast Go odepchnąć to się temu poddałam. Idiotka ze mnie. Przypomniało mi się, że dostałam jakąś wiadomość. Przeczytałam: ,, Teraz jesteśmy kwita'' o nie tak szybko Panie Jackson. Podeszłam do lusterka i zmazałam z ust szminkę. Ubrana w szlafrok, zbiegłam na dół, żeby złapać jeszcze tatę zanim pojedzie.
- O jesteś jeszcze - ubierał właśnie płaszcz.
- Co się stało?
- Przemyślałam twoją propozycję i masz racje. Zróbmy sobie wakacje – tak naprawdę to była spontaniczna decyzja.
- I to mi się podoba, a gdzie byś chciała pojechać? To jeszcze przed pracą załatwię wszystko.
- Niech będą Hawaje – powiedział, że od razu to załatwi i, żebym jeszcze powiedziała o wszystkim mamie. Zgodziłam się i poszłam do kuchni, nalać sobie soku. Zobaczyłam mamę, stała przy oknie, nie widziała mnie. Otworzyłam po cichu lodówkę i wzięłam z niej sok, nalałam do wysokiej szklanki. Coś było nie tak, ani razu się nie odwróciła. Usłyszałam ciche szlochanie. Podeszłam do niej – Mamo co się stało? - położyłam rękę na jej ramieniu – Płaczesz? - odwróciła się do mnie z wymuszonym uśmiechem.
- Nie, wpadło mi coś do oka.
- Było by mi łatwiej jak byś nie kłamała i powiedziała co się stało.
- To nic takiego. Nie zaprzątaj tym sobie głowy – poszła do salonu. Ja za nią.
- Jak sobie chcesz – byłam na schodach, gdy mi się przypomniało – Jedziemy na wakacje na Hawaje. Tata dzisiaj wszystko pozałatwia – poszłam do siebie. Mam już dość tych tajemnic. Chciałam z kimś pogadać ale o tej godzinie, normalni ludzie i na dodatek w niedzielę śpią, a nie przecież znam takich dwóch co stale są w pracy. Oczywiście mówię tu o moim ojcu i Michaelu. Oh jak ja ja nienawidzę tego imienia. Położyłam się z powrotem do łóżka. Może jeszcze uda mi się trochę pospać. Leżałam na plecach i zamknęłam oczy. Jednak szybko je otworzyłam, bo gdy miałam zamknięte, czułam jego usta na swoich. Zwariować idzie. Poszłam do łazienki i przemyłam twarz. Znowu się położyłam. Zmieniałam pozycję chyba z 20 razy niestety to nie pomogło. W końcu wstałam, wzięłam prysznic i się ubrałam. Po śniadaniu, zadzwoniłam do Sally. Powiedziałam, żeby przyszła do mnie o 14. Zgodziła się. Zadzwoniłam też do Erica, żeby czekał o 15 w parku. Niechętnie ale się zgodził. W końcu 14.
- No nareszcie – weszła do środka.
- Co się takiego stało, że aż mnie wezwałaś?
- A czy zawsze musi o coś chodzić, nie można porozmawiać z przyjaciółką?
- Można, można ale znam Cię, aż za dobrze ale zanim do tego przejdziemy to może zrobisz mi jakąś herbatę, bo zmarzłam trochę.
- Jasne ale jak to zmarzłaś … w samochodzie?
- Zapomniałam Ci powiedzieć. Dałam do mechanika, coś z silnikiem czy coś takiego. Nie znam się na tym.
- Aha to idź do mojego pokoju, a ja za chwilę przyjdę.
- Ok – poszłam zrobić herbaty. Mamy nie było w kuchni co mnie bardzo zdziwiło.
- Już jestem – weszłam do pokoju z dwoma kubkami herbaty – Trzymaj.
- Dzięki. To opowiadaj co tam nowego słychać no i co z Michaelem? - usiadłam naprzeciwko niej. Zaczęłam wszystko po kolei opowiadać.
- Nie gadaj. Pomalowałaś mu usta? Ale jaja. I co On na to? Tylko tak stał i się patrzył?
- Nie On … - zamilkłam na chwilę – Pocałował mnie.
- Znowu? Szczęściara ale mam nadzieje, że tym razem nie uderzyłaś Go.
- Nie, zanim się ocknęłam to już Go nie było.
- Aż tak dobrze całuje? - zapytała z błyskiem w oku.
- To było tylko cmoknięcie … długie cmoknięcie. Tak naprawdę to zadzwoniłam do Ciebie, bo Michael powiedział, żebym wzięła koleżankę. Chyba chcę gdzieś jechać.
- Co?! Chcesz powiedzieć, że poznam Michaela Jacksona? - pokiwałam głową – Ale zajebiście ale zaraz czegoś tu nie rozumiem. Po co masz brać ze sobą bagaż w postaci koleżanki? Nie woli być z tobą sam na sam?
- Nie powiedział ale to nie wszystko …. powiedział, żebym wzięła też Erica.
- Co? O nie to ja nigdzie się nie wybieram.
- Sally proszę. Wiem, że Go nie lubisz ale zrób to dla mnie.
- Niech Ci będzie ale ostrzegam, że nie będę udawała, że Go lubię.
- Ok, dzięki. Jest jeszcze coś. Nie mów Michaelowi, że nie jesteśmy już razem.
- Dlaczego?
- Powiedział, że postara się nie zalecać do mnie, a jak by wiedział to całkiem zaczął, by się kręcić koło mnie.
- Chyba sama nie wierzysz w to co mówisz. Jak, by się starał nie zalecać to, by Cię raczej nie pocałował. Nie widzisz tego? Leci na Ciebie.
- Daj spokój – miała coś powiedzieć ale ją wyprzedziłam – O zbliża się 15. Trzeba pomału się zbierać – zaniosłam puste kubki do kuchni, Sally już na mnie czekała na dole. Przed 15 usłyszeliśmy pukanie. Otworzyłam i wpuściłam Go do środka – Poznajcie się. Michael to jest Sally moja przyjaciółka.
- Miło mi Cię poznać – powiedział. Uścisnęli sobie dłonie.
- Mi również – pierwszy raz widziałam Sally taką niewinną. Zawsze była w stosunku do mężczyzn śmiała, a tu nagle taka zmiana. Była wpatrzona w niego jak w obrazek.
- Więc dokąd nasz zabierasz? - zapytałam
- Niespodzianka, a gdzie jest Edward? - zazdrość, aż z niego kipiała.
- Eric! Ma czekać w parku – wyprzedziłam jego pytanie – Rodzice za nim nie przepadają.
- Mało powiedziane – zamruczała pod nosem Sally. Szturchnęłam ją.
- Rozumiem. To jedzmy, bo chłopak tam zamarznie – otworzył mi pierwszej drzwi. Miałam wsiadać ale poczułam, że coś mi to uniemożliwia. To była Sally. Odciągnęła mnie na bok.
- Mogę usiąść z przodu? - zrobiła słodkie oczka.
- Dobra – zdziwił się, że to nie ja siadam do przodu. Wzruszyłam tylko ramionami w jego stronę ale zanim zdążyłam wsiąść, otworzył mi drzwi. I jak tu na niego być złym. Stop! Co ja właściwie gadam? Z zamyślenia wyrwał mnie głos Sally.
- Dobrze wiedzieć, że dżentelmeni jeszcze nie wyginęli – Michael spojrzał się w jej stronę i się uśmiechnął. Cofam to co powiedziałam o Sally. Jednak żaden facet jej nie onieśmieli.
- Tak zostałem wychowany – odpowiedział. Staliśmy na czerwonym świetle. Obejrzał się do mnie – Jak się czujesz?
- Dobrze – ups. Zapomniałam, że Sally nic nie wie o wypadku. To teraz się zacznie.
- A co się stało? - też się obejrzała do mnie.
- Oj nic takiego – samochód ruszył – Wczoraj wracałam do domu autobusem i mieliśmy wypadek.
- I ja nic o tym nie wiem?! - przerwała mi.
- Już mówiłam … nic takiego się nie stało oprócz zwichniętej ręki.
- Zamorduje Cię! Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? Bym przyjechała.
- Nie było takiej potrzeby – Michael się nie odzywał tylko co jakiś czas zerkał w lusterko, żeby spojrzeć na mnie. Modliłam się, żeby się nie wygadał, że wczoraj mną się zajął.
- Jesteśmy … o której miał być?
- 15.
- Hmm jest już 15:20 – spojrzał na zegarek.
- Pff 20 minut spóźnienia to dla niego pestka – powiedziała Sally.
- Czy możesz chociaż raz nie jechać po nim?! - tak naprawdę mi to nie przeszkadzało ale musiałam coś powiedzieć, żeby Michael się nie kapnął, że nie jesteśmy już razem.
- Przepraszam bardzo za to, że Go nie trawie.
- Zaraz wracam – wysiadłam, bo zobaczyłam, że przyszedł. Szłam szybkim krokiem – W końcu jesteś.
- Jestem ale nie wiem po co – pocałowałam Go w usta – Co to miało być?
- Zamknij się na chwilę. Zadzwoniłam po Ciebie, bo Michael coś planuje i kazał mi wziąć Ciebie i koleżankę.
- Ale co ja mam z tym wspólnego?
- On myśli, że nadal jesteśmy razem i masz się tak zachowywać jak to, by była prawda, zrozumiałeś?
- Przykro mi ale nie bawię się w takie gierki.
- Jesteś mi to winny – prychnął – Pamiętasz jak okradłeś tego faceta? Obiecałam, że będę milczeć ale przez przypadek mogę się komuś wygadać …
- Dobra, dobra. Niech Ci będzie – wsiedliśmy do samochodu. Jechaliśmy jakiś czas i Eric zapytał – Musiał sporo kosztować, co?
- Czy ja wiem …. tylko 120 tyś dolarów. Chyba to nie jest dużo.
- Dla niektórych jest – burknęła Sally i spojrzała kątem oka na Erica.
- No wybacz ale ja nie mam nadzianych starych – odpowiedział.
- Jak byś nie zauważył to ja też nie mam i doszłam do wszystkiego sama.
- Miałaś lepszy start ….
- Chyba sobie żartujesz! Jak ktoś chcę i dąży do tego to może osiągnąć wszystko ale niektórzy wolą staczać się.
- Przestańcie! Nie da się tego słuchać – wrzasnęłam
- On/a zaczął/a – powiedzieli jednocześnie. Jak małe dzieci. Widziałam, że Michaela to rozbawiło.
- Dobra dojechaliśmy - powiedział. Wysiedliśmy. Michael jak zawsze otworzył mi i Sally drzwi. Dziwnie spojrzał na Erica. Staliśmy przed jakąś wielką halą. Nie miałam pojęcia co jest w środku.
- Co to ma być? - zapytałam.
- Rzeźnia – odpowiedział.
- Słucham? Chcesz powiedzieć, że jechaliśmy taki kawał do rzeźni?! Pogięło Cię?!!
- Oj nie wkurzaj się tak. Pomożemy trochę właścicielom. Posprzątamy i takie tam.
- To chyba sam im pomożesz, bo ja nie odczuwam takiej potrzeby, żeby pomagać innym – założyłam ręce na piersi.
- Ja też nie chcę tam iść – odezwał się Eric.
- No to mamy już dwa głosy przeciw … Sally? - zapytałam. Spojrzała na mnie potem na Michaela.
- Zostaje – powiedziałam tylko bezgłośne – Co?
- Wygląda na to, że wracacie pieszo – powiedział Michael.
- Rose, daj spokój. Chodź, może być fajnie – nie miałam zamiaru wracać w taka pogodę pieszo.
- Dobra, niech wam będzie ale nie mam zamiaru brać do rąk …
- Nie będziesz musiała – przerwał mi Michael.
- Idziesz? - zapytał Eric.
- Nie widać? Chcesz to sobie wracaj – powiedziałam po cichu – Chodźmy.
- Zaczekaj – powiedział pospiesznie Michael, gdy chciałam wchodzić.
- Co znowu? - odwróciłam się.
- Nie tak szybko – podszedł – Zamknij oczy – spojrzałam się na Sally ale tylko wzruszyła ramionami. Niepewnie ale zamknęłam oczy. Poczułam czyjeś dłonie na ramionach i zadrżałam – Spokojnie to tylko ja – odezwał się Michael. Wprowadził mnie ale kazał mieć nadal zamknięte oczy – Ok, możesz otworzyć – otworzyłam – Niespodzianka.
- Czy to …
- Tak, paintball – nie mogłam uwierzyć. Poszliśmy do szatni po odpowiedni strój, ochraniacze i sprzęt. Musieliśmy trochę poczekać na szatniarza – Na pewno dasz radę z tą ręką?
- Inaczej bym się tak nie cieszyła z tego, że Ci dokopie.
- Mówiłem, że będziesz mogła się odegrać za pobudkę – wyszczerzył się. Eric w tym czasie wybierał ochraniacze wiadomo na jaką część ciała – Nie znasz swojego rozmiaru? Słuchaj trochę głupio wyszło. Zrozumiałem, że Rose Cię kocha i chcę tylko Ciebie. Obiecuję, że dam jej już spokój, dlatego pomyślałem … sztama? - wyciągnął rękę. Przyznaje, że mnie to zdziwiło. Razem z Sally czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Eric się zastanawiał.
- Nareszcie da mi spokój – powiedziałam cicho do Sally.
- Chyba śnisz – odpowiedziała.
- Nie słyszałaś co powiedział?
- Hehe jak ty mało znasz się na mężczyznach. Bez urazy ale chodzi o to, że to dopiero początek wojny.
- A ty niby jesteś taką ekspertką w relacjach damsko-męskich.
- Muszę przypominać, że o mały włos była bym teraz mężatką? Zresztą sama zobaczysz.
- Co ty tam wiesz.
- Wiem to, że jeżeli teraz powie: Ale mam nadzieje, że nie będzie Ci przeszkadzać jeżeli Rose będzie moją przyjaciółką? To z tłumaczeniem brzmi: Przygotuj się, bo tak łatwo nie odpuszczę i ją zdobędę.
- Jasne – prychnęłam.
- Zakład?
- Pewnie, a o co?
- Jeżeli teraz tak powie to zabieram Go dzisiaj do siebie – zabolało mnie to ale nie mogłam dać po sobie tego poznać.
- Zgoda – uścisnęliśmy sobie dłonie i czekaliśmy na dalszą część.
- Pewnie, czemu nie – i też uścisnęli dłonie. Spojrzałam na Sally, bo byłam pewna, że wygrałam.
- Ale mam nadzieje, że nie będzie Ci przeszkadzać jeżeli Rose zostanie moją przyjaciółką?
- Spoko.
- To dobrze, a teraz chodźmy po sprzęt. Dziewczyny idziecie?
- Za chwilę – odpowiedziałam i gdy byli już daleko zapytałam – Skąd wiedziałaś?
- Cóż … pogadamy jak będziesz mieć takie doświadczenie jak ja. Chodź, zobaczymy co Michael wymyśli. Już się nie mogę doczekać wieczora – nagle się zatrzymała i spojrzała się na mnie – Mam nadzieję, że to nie zmieni relacji między nami. Nie chcę przez faceta stracić przyjaciółki.
- No co ty. Luz – udawałam wyluzowaną ale w środku coś mnie ściskało na myśl, że Sally i Michael … Podeszliśmy ale nadal Eric nie wybrał ochraniaczu.
- Wiesz, że dłonie dużo nam mówią? Między innymi to jak nas natura obdarzyła – powiedział Michael.
- Nie rozumiem – odpowiedział Eric.
- A ja tak – odezwała się Sally.
- Hmm z tego co widzę, a widzę niewiele to dla Ciebie wystarczy rozmiar M – podał Ericowi.
- Co to ma znaczyć? - Eric się wkurzył.
- Stary … spokojnie …
- Eric, odpuść – powiedziałam.
- Zamknij się! - spojrzał się na mnie – Zrobiłeś to specjalnie?!
- Nie wiem o co Ci chodzi i jeszcze jedno. Odzywaj się z szacunkiem do kobiet, bo inaczej będę musiał Cię nauczyć jak traktować kobiety – po tych słowach Eric się zamknął – To co dziewczyny zaczynamy zabawę?
- Tak – odpowiedziała z entuzjazmem Sally na co Michael się roześmiał – A ty jaki masz rozmiar?
- Yyy … ja? No chyba … yyy – był zakłopotany – No wiesz … normalny – schował dłonie do kieszeń spodni – Musimy jeszcze wybrać kulki do pistoletów – zmienił temat i podszedł do stołu.
- Sama sprawdzę – powiedziała po cichu Sally i puściła do mnie oczko. Najchętniej to bym teraz stamtąd wybiegła ale nie mogłam tego zrobić. Podeszłam do tego stołu. Były akurat cztery kolory. Sięgałam właśnie po czerwony, gdy Michael zrobił to samo.
- Przepraszam, myślałam, że wolisz inny kolor ale możesz je wziąć – nie miałam siły się kłócić.
- Panie mają pierwszeństwo – uśmiechnął się i podał mi te kulki.
- Na pewno?
- Tak, wezmę inny kolor.
- Dzięki – Sally wzięła żółty. Został tylko niebieski i różowy. Wiadomo, że musiało dojść do kłótni o kolor pomiędzy chłopakami.
- Wezmę niebieski, a ty różowy, zgoda? - powiedział Michael.
- Dlaczego ty masz wziąć niebieski?
- Hmm może dlatego, że prawdziwi mężczyźni wolą niebieski od różowego?
- Dlatego ja wezmę niebieski.
- Powiedziałam, że PRAWDZIWI mężczyźni.
- Wiem, patrzę na niego co ranek w lustrze.
- To te lustro musi być naprawdę brudne.
- Jeszcze słowo ..
- Dobra, już wystarczy. Ja wezmę różowy, a Eric żółty, zgoda? - zasugerowała Sally.
- Niech będzie.
- Czy możemy w końcu zacząć grę? - już mnie to wszystko irytowało. Zaczęła się zabawa. Ja byłam z Ericem, a Sally z Michaelem. Jako pierwsza dostała Sally. Potem Eric. Zostałam tylko ja i Michael – Już po tobie – krzyknęłam.
- Nie licz na to. Zawsze wygrywam.
- Dzisiaj to się zmieni – pobiegłam do następnego punktu. Przykucnęłam i czekałam, aż wyjdzie z nory. Po chwili poczułam się dziwnie, zakręciło mi się w głowie i nie wiadomo skąd pojawił się Michael i strzelił.
- Wygrałem! Mówiłem, że zawsze wygrywam – nie chciałam dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.
- To nie sprawiedliwe.
- Jasne, a teraz nagroda.
- Jaka nagroda?
- Wymyśl coś.
- Ja? - pokiwał głową – Niby co? Ok kupie Ci czekoladę.
- Miałem na myśli bardziej coś takiego – przyciągnął mnie zdecydowanym ruchem do siebie i chciał pocałować. Nie udało mu się, bo Eric podszedł i odciągnął mnie na bok, trzymając mocno za rękę. Za tą skręconą.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Najpierw mnie tu ciągniesz, każesz udawać, że jesteśmy razem, a teraz robisz ze mnie głupca?!!
- Puść mnie … to boli – bolała mnie ręka jak cholera. Wyrwałam mu się i usiadłam na ławce. Trzymałam się za rękę.
- Nic Ci nie jest? - zapytał Michael, kucając przy mnie.
- Nie – obejrzał się na Erica.
- Zaraz wracam – wstał i chciał iść. Wiedziałam jak, by się to skończyło.
- Nie!! Masz się nie wtrącać! - patrzył na mnie przez chwilę.
- Jak sobie chcesz – wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Co tu się stało? - zapytała Sally.
- Gdzie byłaś?
- W toalecie, więc?
- Nic takiego. Idziemy się przebrać? - pokiwała głową i wyszliśmy. Michael już był prawie przebrany. Po nas wszedł Eric. Michael trzymał ciągle bron w ręku. Eric właśnie ściągnął ochraniacz z krocza, gdy Michael strzelił. Eric się skrzywił i złapał.
- Ups … niechcący – powiedział Michael, najwidoczniej dumny z siebie – Będę czekał w samochodzie – wyszedł. Przebrani poszliśmy do samochodu.
- Mogę włączyć radio?- zapytała Sally.
- Yhy – w głośnikach rozbrzmiało Beat It – No, nie.
- Nie lubisz swoich piosenek? - zapytała.
- Nagrywam dla fanów, nie dla siebie. Słucham podczas nagrywania, żeby poprawić ewentualne poprawki … kiedyś was zabiorę do studia.
- Naprawdę?
- Jeżeli Rose będzie chciała.
- Już ja ją przekonam – jechaliśmy chwile w ciszy – Michael?
- Tak?
- Czy byś mógł mnie odwieźć do domu? Samochód mam w naprawie.
- Jasne – wiedziałam już, że Sally zrealizuje swój plan. Nie chciałam o tym myśleć. Nie zauważyłam, że już dojechaliśmy. Michael jak zawsze otworzył mi drzwi. Pożegnałam się z Sally, Eric do mnie podszedł, a Michael bez słowa wsiadł z powrotem do samochodu. Pożegnałam się z Ericem i poszedł w swoją stronę. Szłam powoli do domu ale coś wydało mi się podejrzane. Dlaczego Michael jeszcze nie odjechał? Miałam wchodzić do domu ale się zatrzymałam, bo samochód ruszył z piskiem opon i kawałek dalej się również głośno zatrzymał. Postanowiłam sprawdzić co się dzieje ale tego się nie spodziewałam. Michael trzymał Erica za kurtkę i chyba coś mówił. Natychmiast tam podbiegłam.
- Co tu się dzieje? - nawet nie zwrócili na mnie uwagi.
- Posłuchaj mnie! Nie podoba mi się jak traktujesz Rose i jeżeli jeszcze raz to się powtórzy to ….. zabije Cię! Nie rozumiem dlaczego nadal jest z tobą ale dopóki nie przejrzy na oczy, będę miał na Ciebie oko, zrozumiałeś?!
- Tak.
- Puść już Go!
- Jeszcze Go bronisz? - spojrzał się na mnie z wyrzutem – Masz szczęście, że Rose przybiegła Ci na pomoc, a teraz zjeżdżaj stąd zanim zmienię zdanie! - uciekł jak tchórz.
- Przestań mnie bronić. Doskonale sobie radzę sama i nie potrzebuje bohatera. Znajdź sobie inną bezbronną dziewczynę, bo ja taka nie jestem.
- Oboje wiemy, że to nie prawda, więc po co się upierasz?
- Mam już Ciebie dosyć! Przestań się wtrącać w moje życie! - poszłam do domu. Pobiegłam do swojego pokoju, zatrzasnęłam drzwi i się po nich osunęłam. Miałam już wszystkiego dość. Dlaczego moje życie jest tak popaprane? Dlaczego nie mogę ułożyć sobie życia z normalnym facetem? Usiadłam na łóżku i ktoś zapukał do drzwi – Kimkolwiek jesteś, odejdź – nie miałam ochoty z nikim rozmawiać i tłumaczyć mojego zachowania. Ta osoba mnie nie posłuchała i weszła. To był tata.
- Nie chcę Ci przeszkadzać ale przyszedłem tylko powiedzieć, że za 5 dni mamy samolot. Jest tylko mały problem. Ja z mamą lecimy tym po południu, a ty tym wieczorem. Nie mieli wolnych miejsc na ten popołudniowy na wieczorny także nie.
- Ok, może być – było mi wszystko jedno.
- Coś się stało?
- Nie, tylko … meczący dzień – zmusiłam się na uśmiech.
- W takim razie Ci już nie przeszkadzam – wyszedł. Poszłam do łazienki wziąć prysznic. Potem położyłam się do łóżka i przy nocnej lampce leżałam.
- Który to dom? - zapytałem Sally.
- Ten żółty, po prawej – zatrzymałem samochód i otworzyłem Sally drzwi.
- Dziękuje za podwiezienie.
- Nie ma sprawy – chciałem już wrócić do samochodu ale Sally mnie zatrzymała.
- Może wejdziesz? - nie spodziewałem się tego.
- Yyy już późno i nie chcę przeszkadzać.
- Mieszkam sama. Tylko na chwilę. Zrobię herbatę, pogadamy.
- Eh … dobrze – weszliśmy do domu.
- Możesz powiesić płaszcz o tam – wskazała palcem na szafę – Rozgość się, a ja zaraz wracam – usiadłem na kanapie. Nie wiedziałam co ja tu robię i nie wiedziałem jak się zachować – Już jestem – wyglądała inaczej. Miała rozpuszczone włosy i była w samym szlafroku. Domyśliłem się o co jej chodzi i nie bardzo wiedziałem jak się z tego wyplątać – Czy byś mógł mi pomóc rozpalić w kominku?
- Jasne – wstałem i podszedłem do kominka. Schyliła się, żeby podać mi drewno ale nie tylko po to. Gdy już udało mi się rozpalić, skierowałem się, żeby usiąść. Sally mi zastawiła drogę.
- Jestem pewna, że nie tylko kominek potrafisz rozpalić – zarzuciła mi ręce na szyję.
- Co robisz?
- Jak byś nie wiedział – powiedziała zmysłowym głosem i przygryzła mój płatek ucha – Nie udawaj, że tego nie chcesz – pchnęła mnie na tą kanapę. Położyła się na mnie i zaczęła całować.
- Sally …. przestań …
- Przecież oboje wiemy dlaczego tu przyszedłeś – ściągnęła szlafrok.
- Mówię poważnie ….. przestań – postanowiłem być stanowczy i zepchnąłem Sally z siebie.
- Myślałam ….
- Posłuchaj – usiadłem naprzeciwko – Jesteś piękną kobietą ale … nie mogę ….wybacz – wstałem i szedłem po płaszcz.

- Chodzi o Rose, przyznaj – stanąłem, nie odpowiedziałem. Podeszła i zmusiła mnie, żebym na nią spojrzał – O mój Boże – zakryła dłonią usta – Ty ją kochasz – zaprzeczyłem ale nie dała się nabrać. Obiecała, że nie powie nic Rose. Powiedziała, że rozmawiała z Rose na ten temat i ona nie ma nic przeciwko. Nie mogłem w to uwierzyć. Wyszedłem. Pojechałem pod dom Rose, w jej pokoju paliła się mała lampka. Miałem mętlik w głowie. Zakochałem się bez wzajemności . Rose pewnie teraz myśli, że jestem u Sally. Nie chciałem, żeby tak myślała ale jak to, by wyglądało jak bym teraz wparował do jej pokoju i oświadczył, że się nie przespałem z Sally. Pewnie nawet jej to nie obchodzi. Jechałem powoli z powrotem do domu. Rano jeszcze nie było Josepha. Miałem nadzieje, że jeszcze Go nie wypuścili. Wszedłem najciszej jak umiałem, rozglądałem się nerwowo po domu ale wszędzie było ciemno. Poszedłem do swojego pokoju, wziąłem prysznic, coś mnie za szczypało. Zapomniałem, że mam szwy. Położyłem się i rozmyślałem. Może powinienem powiedzieć Rose o moich uczuciach? A co jeżeli mnie wyśmieje? Nie, nie mogę. Ona mnie nienawidzi. Zasnąłem o 1 w nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz