niedziela, 24 grudnia 2017

Wesołych Świąt!

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkim zdrowych, pogodnych i pełnych radości świąt, a także wielu wspaniałych chwil spędzonych w gronie najbliższych.


Co do notki to miała pojawić się dziś, ale się nie wyrobiłam. Możliwe, że jakoś na dniach się pojawi.


P.S. Karolina jeżeli to czytasz. Dziękuje za życzenia i oczywiście wzajemnie. Niestety nie mogę wysyłać esów, ale nie będę tutaj pisała z jakiego powodu.

środa, 1 listopada 2017

Bad Girl 71 Part 1

Witajcie po długiej nieobecności.
W końcu dodaje nową notkę. Miałam trochę czasu i chęci do pisania, wiec oto powstała poniższa notka. Od razu przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale spieszyłam się z napisaniem i możliwe, że jakieś się pojawiły. Nie obiecuje kiedy pojawi się następna. Będę się starała napisać jak najszybciej, ale różnie to może być. Tak wiec zapraszam do czytania.


*****

To był jeden z gorszych momentów w moim życiu. Musiałam się z nim rozstać na pięć miesięcy. Po pożegnaniu przepłakałam całą noc. Dziewczyny z samego rana do mnie przyjechały, żeby mnie pocieszyć, ale słabo im to wychodziło. Pewnie dlatego, że nie dawałam sobie pomóc. To był dopiero początek, a ja już tęskniłam. Zadzwonił do mnie od razu po lądowaniu.
Rodzice chcieli abym się trochę rozerwała i zabrali mnie na wycieczkę chociaż nie chciałam. Nie wiedzieli co przeżywam.

*****

Minęły trzy miesiące od czasu jego wyjazdu, a ja byłam w czwartym miesiącu. Brzuszek już miałam ładnie widoczny i strasznie się cieszyłam. Ciążą mi służyła, każdy mi to mówił. Zrobiłam sobie zdjęcie z odsłoniętym brzuszkiem i wysłałam Michaelowi. Bardzo się ucieszył i napisał, że nie może się doczekać kiedy Go zobaczy na żywo i dotknie. Miałam cichą nadzieje, że niedługo Go zobaczę, ale nie robiłam sobie zbytnio nadziei, żeby się nie rozczarować.
Pewnego dnia szykowałam sobie jedzenie złożony ze słodkich i kwaśnych rzeczy. Ojciec nie mógł na to patrzyć, a mama tylko się śmiała, bo wiedziała jak to jest. Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi. Zdziwiłam się, bo wszyscy byli w domu. Podeszłam, żeby sprawdzić. Aż spadła mi łyżka z wrażenia. Podbiegłam i rzuciłam mu się w ramiona, uważając na brzuch.
- Boże … czemu nic nie mówiłeś, że przylatujesz?
- To miała być niespodzianka skarbie. Pokaż mi się – zmierzył mnie wzrokiem – Pięknie wyglądasz – pocałował mnie czule. Odwzajemniałam.
- Na długo zostaniesz?
- Wyrwałem się na trzy dni.
- Tylko? - posmutniałam.
- Ale za miesiąc znowu przylecę na trochę dłużej. I tak się cieszę, że jakoś mogłem przylecieć.
- Chodźmy więc na górę – złapałam Go za łapkę i prowadziłam. W przelocie zdążył się przywitać z rodzicami.
- Masz rację córeczko. Nie trać czasu – śmiała się. Miała rację i nawet nie zaprzeczyłam. Weszłam do swojego pokoju.
- Kochanie ..
- Ćśśś .. - popchnęłam Go na łóżko. Ściągnęłam bluzkę stojąc przed nim. Pocałował mój brzuszek.
- Marzyłem o tej chwili.
- Ja jeszcze bardziej.
Do wieczora nie wychodziliśmy z łóżka. Prawdę mówiąc wieczorem również nie wyszliśmy z niego. Chyba, żeby tylko coś zjeść albo się napić.
- Jesteśmy szaleni – powiedział.
- Nie. Po prostu tęskniliśmy za sobą – pocałowałam Go w tors – Kochanie?
- Hm?
- Byłeś tam grzeczny? - spojrzałam na niego.
- Hehe przecież wiesz, że tak. Tylko przy Tobie nie jestem.
- To masz szczęście.
- W ogóle to jak się czujesz? Maleństwo daje już może znać?
- Dobrze. I nie. Jeszcze nie kopie niestety. Za wcześnie chyba. Mam pomysł. Pojedziemy jutro na usg?
- Właśnie miałem to zaproponować. Oczywiście, że z chęcią pojadę, żeby zobaczyć naszego szkraba jak rośnie. Szkoda, że nie będzie jeszcze widać płci.
- Też żałuje, ale najważniejsze aby było zdrowe – położył łapkę na moim brzuchu.
- Bardzo Was kocham.
- A my Ciebie i zawsze będziemy. Tylko chcemy, żebyś już z nami został.
- Też tego chce, ale jeszcze trochę. Trzy miesiące szybko zlecą. Zobaczysz. A potem już zawsze będę z Wami.
- A my Cie nie wypuścimy chodź by nie wiem co.
- Nic tego nie zmieni – przypieczętowaliśmy to namiętnym pocałunkiem i poszliśmy spać. Wiedziałam, że był zmęczony podróżą.
Rano pojechaliśmy do lekarza jak planowaliśmy. Szybko nas przyjął ze względu na Michaela. Leżałam już i czekałam. Lekarz polał mi żel na brzuch i przyłożył głowicę.
- Zobaczmy jak się miewa dziecko – patrzył w monitor. Ja z Michaelem tak samo. Trzymał mnie za łapkę – A oto Wasze maleństwo – uśmiechnął się. Ja się jak zwykle wzruszyłam na ten widok.
- Nasze maleństwo – uśmiechał się i nie spuszczał wzroku z monitora. Po chwili lekarz włączył dźwięk i usłyszeliśmy bicie serduszka – Boże .. to jest niesamowite – patrzyłam na niego i widziałam szczerą radość. Już sobie wyobrażałam poród. Wiedziałam, że będzie przy mnie.
- Wygląda, że wszystko jest w porządku – zakończył badanie i wydrukował nam dwa zdjęcia. Mike od razu schował do portfela, żeby zawsze było przy nim.
Przy okazji pojechaliśmy do mamy Michaela. Ucieszyła się na nasz widok. Sama rzadko kiedy tam zaglądałam. Nie miałam miłych wspomnień z tego domu.
- Z dzieckiem wszystko w porządku? - siedzieliśmy przy herbacie i gadaliśmy.
- Tak na szczęście w porządku.
- A co ze ślubem? Macie już plany?
- Znaczy .. planujemy po porodzie.
- Nie lepiej wcześniej? Jak Michael już wróci?
- Mamo – zwrócił jej uwagę – Rose powiedziała, że po porodzie. Nie spieszy nam się. Najważniejsze, że się kochamy – spojrzałam na niego.
- Mike ma racje. To tylko formalność. I tak jesteśmy razem i będziemy.
- No dobrze. Nie będę się wtrącała. Tylko doradzam.
- Wiemy i doceniamy, ale wiem co robimy. Bez obaw.
No tak zawsze moja przyszła teściowa już by chciała nią być. Nie dziwiło mnie to. Nie mogła się doczekać i tyle.
Potem pojechaliśmy prosto do domu, żeby spędzić ten czas razem w spokoju. Znowu musieliśmy się rozstać co mnie dobijało.

*****

Miesiąc później znowu przyjechał jak obiecał. Tym razem maleństwo kopnęło, gdy tylko dotknął po raz pierwszy od przyjazdu, brzucha. Ucieszyliśmy się jak nie wiem na to wydarzenie. To było dla nas coś nowego i wyjątkowego. Tym razem mógł przyjechać na trochę dłużej co mnie bardzo cieszyło. A zwłaszcza to, że za niecały miesiąc już do mnie wróci na dobre.
Dzień kolejnego rozstania.
- Tylko proszę nie prowadź już auta.
- Oj no wiem przecież.
- Kochanie mówię serio. Nie chce, żebyś ryzykowała, a brzuszek rośnie coraz bardziej. Ojciec może Cie odwozić w razie czego.
- No dobrze nie będę.
-Bardzo Cie kocham – przytuliłam się do niego po raz ostatni.
- Ja Ciebie też, a raczej Was. Będę dzwonił.
Pożegnaliśmy się i patrzyłam jak wsiada do samolotu. Nie lubiłam tego widoku, ale mówiłam sobie, że to już ostatni raz. Pomachał mi i zniknął w samolocie. Wsiadłam do auta ojca.
- Jedziemy?
- Poczekaj jeszcze – chciałam poczekać aż do samego końca, gdy wbije się w niebo. Pozwoliłam popłynąć łzom.
- Przecież wróci.
- Nie rozumiesz? Tęsknię za nim coraz bardziej. Zwłaszcza teraz, gdy Go potrzebuje.
- Niedługo będzie przy Tobie. Wytrzymałaś cztery miesiące, to jeszcze jeden tym bardziej – samolotu już nie było widać.
- Możemy jechać – ruszył. Przez całą drogę patrzyłam w boczną szybę.
Pod wieczór, gdy chciałam się na chwilę położyć, dziwnie się poczułam. Złapałam się za brzuch.
- Co jest? - usiadłam. Przestraszyłam się nie na żarty. Ból się coraz bardziej nasilał – Tylko nie to .. - udało mi się zawołać mamę. Prawie od razu przyszła.
- Co się stało?
- Nie wiem … brzuch mnie boli coraz bardziej – popłakałam się – Boję się ..
- Richard! - zawołała tatę i mnie objęła – Zaraz pojedziemy do szpitala.
- Co tak krzyczysz? - wszedł ojciec.
- Nie zadawaj pytań, tylko pomóż mi ją zaprowadzić do auta. Musimy jechać do szpitala natychmiast – wziął mnie pod ramię i pomógł zejść po schodach i wejść do auta. Położyłam się na tylnym siedzeniu i zaczęłam płakać, bo nie wiedziałam co się dzieje.
- Spokojnie córeczko. Zaraz Ci pomogą. Richard jedź ostrożnie.
Nawet nie wiem kiedy, a znalazłam się już w szpitalu. Wzięli mnie na badania. Tak bardzo chciałam by był przy mnie Mike. Miałam nadzieje, że to nic takiego, bo bym sobie nie wybaczyła. Lekarz zadecydowała abym została na noc w szpitalu ponieważ wyniki i usg nic niewłaściwego nie wykazały. Na całe szczęście. Dostałam coś słabego na uspokojenie. Patrzyłam się w stronę okna leżąc na łóżku szpitalnym i trzymając dłoń na brzuchu. Usłyszałam, że ktoś wszedł do sali, ale nie obchodziło mnie kto to był.
- Rose? Śpisz? - usłyszałam głos Janet. Spojrzałam. Podeszła i usiadła przy mnie – Twoja mama dzwoniła i powiedziała co się stało. Jak się czujesz? Co z dzieckiem?
- Trochę przeszło i nie wiadomo skąd ten ból. Dziecku nic nie jest na szczęście, ale i tak się boję, Janet.
- Skoro lekarz powiedział, że wszystko dobrze, to na pewno tak jest. Nie musisz już się martwić – zadzwonił jej telefon. Odebrała – Tak już Ci ją daje – podała mi. Wzięłam i się zdziwiłam o co chodzi.
- Halo? - zapytałam nie pewnie.
- Boże skarbie tak się martwiłem.
- Mike? - popłakałam się – Nie chciałam Ci mówić, żebyś się nie martwił. Nic maleństwu nie jest. Tak bardzo bym chciała, żebyś był teraz przy mnie.
- Gdybym wiedział, to bym został. Gdyby nie Janet to bym nie wiedział co się stało. Najważniejsze, że maleństwu i Tobie nic nie jest. Musisz teraz odpoczywać dużo. Gdy wrócę dopilnuje tego.
- Jak zawsze troskliwy. Zajmij się pracą i wracaj do mnie .. do nas. Puściłam Cie ostatni raz na tak długo.
- Wiem. Będę odliczał dni do powrotu. Nie będę Cie już męczył. Zadzwonię jutro. Kocham Cie.
- Ja Ciebie też – niechętnie się rozłączyłam i oddałam telefon Janet. Przymknęłam oczy.
- Może chcesz zostać sama .. - chciała już wstać.
- Nie … nie chce. Zostań. Dziękuje.
- Heh do usług. Spróbuj zasnąć może. Dobrze Ci to zrobi.
- Ehh .. chyba tak zrobię – cały czas się martwiłam, ale zamknęłam oczy. Sen przyszedł szybko.
Rano zostałam już wypisana. Nic nowego nie znaleźli na szczęście. Lekarz powiedział, żebym się nie denerwowała, bo możliwe, że to przez stres. To prawda. Stresowałam i denerwowałam się zanim jeszcze nie wyjechał, że znowu zostanę bez niego. Łatwo im wszystkim powiedzieć. Ale musiałam się postarać, żeby znowu nie trafić do szpitala albo jeszcze coś gorszego.

*****

Nadszedł ten upragniony dzień. Powrót mojego narzeczonego i przyszłego tatusia. Miał lądować za pół godziny. Ojciec powiedział, że mnie odwiezie, ale miał jakieś problemy z autem od rana. Miałam nadzieje, że uda mu się to naprawić, ale coś wątpiłam. Zadzwoniłam do Michaela.
- Nie uwierzysz, ale ojcu auto się popsuło. Nie zdąży naprawić.
- Ale nic się kochanie nie stało. Sam przyjadę przecież.
- Ale ja Cie miałam odebrać.
- Wiem wiem, ale to nie problem kotku.
- No nie wiem. Ehh to nie tak miał wyglądać. Może ja swoim przyjadę.
- O nic z tego. Obiecałaś, że do czasu porodu nie będziesz prowadziła.
- Pamiętam, ale bym chciała Cie szybciej zobaczyć.
- Przecież to tylko 15 minut różnicy. Jeszcze będziesz mnie miała dość hehe.
- Chciałbyś. Hm jeszcze może coś uda mi się wymyślić albo ojcu uda się naprawić usterkę. Dam Ci znać.
- No dobrze. Do zobaczenia niedługo – rozłączyłam się i myślałam co zrobić. Fakt. Obiecałam mu, ale .. przecież nic się nie stanie. Z powrotem On by prowadził. Spojrzałam na zegarek. Kurde .. nie ma co myśleć. Poszłam do garażu i po chwili wyjechałam swoim autkiem.
- Rose co Ty robisz? - ojciec nie był zadowolony.
- Spokojnie. Umiem prowadzić i będę ostrożna – pomachałam mu i odjechałam. Będąc już w połowie drogi, zadzwoniłam do niego na głośnomówiącym. Odebrał – Kotku zgadnij. Jadę już po Ciebie.
- Jak to jedziesz? Boże Rose przecież Cie prosiłem, tak?
- Ale jestem ostrożna jak zawsze. Lądujesz już?
- Właśnie wysiadam. I czekam na Ciebie. Oj pogadamy sobie, zobaczysz.
- Już się nie mogę doczekać. Dobrze kotku, bo niedługo będę – rozłączyłam się. Pogłaskałam się po brzuchu – Jedziemy po tatę - byłam taka szczęśliwa, że nie zauważyłam auta jadącego wprost na mnie. Usłyszałam tylko dźwięk gniecionej blachy i nic więcej. Odleciałam.  

sobota, 7 października 2017

Wyjaśnienie nieobecności

Chyba należą Wam się pewne wyjaśnienia, prawda? Minęło już sporo czasu od ostatniej notki, zdaje sobie z tego sprawę. Za co przepraszam. Naprawdę. Otóż ... pewne Was to nawet nie obchodzi, ale chce być szczera z Wami mimo wszystko. Dwa miesiące temu miałam kolejny pogrzeb w rodzinie. Dokładnie mój dziadek odszedł do mojej babci, która również odeszła w tym roku w styczniu. Byłam z nimi bardzo zżyta ponieważ z nimi razem mieszkałam od urodzenia. Także przeżyłam dwie tragedie w krótkim odstępie czasu tak naprawdę. To na mnie bardzo wpłynęło, na moje zachowanie, życie ... na wszystko. Nie mogłam się po tym pozbierać i nadal nie mogą. Nie dociera to do mnie. I nie pisze tego aby wzbudzić w kimś litość, bo to nie jest mój cel. Pisze abyście wiedzieli, że nie przestałam pisać i dlaczego była mi ta przerwa potrzebna. Nie obiecuje kiedy pojawi się nowa notka, ale na pewno w tym roku heh. Nie powiem czy za tydzień, miesiąc, a może szybciej. Zaglądajcie, a pewnego dnia przywita Was kolejna notka pełna niespodzianek. W opowiadaniu jeszcze wiele się wydarzy. Czy dobrze? A może niekoniecznie? Sami się przekonacie. Do zobaczenia wkrótce. Pozdrawiam.

niedziela, 11 czerwca 2017

Bad Girl 70

Witajcie.
Znowu po długiej przerwie, która mi się nie podoba, ale uwierzcie, że trudno jest mi pisać jak kiedyś po tych ostatnich wydarzeniach w moim życiu. Nie, nie wypaliłam się, bo dobrze wiem jak ma się potoczyć to opowiadanie dalej. Naprawdę postaram się wrzucać częściej. Jeżeli oczywiście ktoś to nadal czyta. Spręże poślady i wezmę się za pisanie bardziej. Co do mojego drugiego opowiadania o Betty, to oczywiście będę też je dalej pisała, gdy zakończę pierwszą część tego. A tymczasem nie przedłużam i zapraszam do czytania oraz wyrażania swojej opinii.


*****

Straciłam całkiem poczucie czasu. Nie wiedziałam ile już minęło godzin albo dni. Byłam strasznie zmęczona, ale wytrwale byłam przy nim. Przez to wszystko zapomniałam, że nie powinnam pić kawy. Niestety Janet zauważyła pusty kubek po kawie. Nieźle mi się od niej usłyszało, ale słusznie. Miała rację, że nie powinnam zapominać o sobie, a co najważniejsze o dziecku. Musiałam jej obiecać, że już tak nie postąpię. Patrzyłam się na niego i prosiłam w duchu, żeby już się obudził. Po jakimś czasie zobaczyłam, że otwiera oczy. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Boże … Mike .. - aż Go chciałam przytulić, ale wolałam być ostrożna. Spojrzał na mnie słabo – Idę po lekarza – wybiegłam z sali do gabinetu lekarza. Wrócił razem ze mną.
- Nareszcie Panie Jackson – zaczął Go badać – Jak się Pan czuje?
- Tak sobie – cicho odpowiedział. Spojrzał na mnie i znałam to spojrzenie. Widział, że byłam przy nim cały czas.
- Zaraz podamy Panu leki przeciwbólowe. Teraz już wszystko powinno być dobrze – uśmiechnął się w moją stronę i po chwili wyszedł. Aż się popłakałam.
- Kotku .. nie płacz ..
- To ze szczęścia, głuptasie – jednak ostrożnie i delikatnie przytuliłam się do niego – Tak bardzo się bałam, że ..
- Ćśś .. nie zrobiłbym wam tego. Pokaż mi się – zmusił mnie, żebym na niego spojrzała – Wiedziałem … byłaś tutaj cały czas .. prawda? - opuściłam głowę.
- Nie mogłam Cie zostawić. Chyba bym zwariowała w domu – znowu mi łzy popłynęły.
- Wiem kochanie. To teraz jedź i odpocznij. Proszę. Już mi nic nie będzie.
- Ale ..
- Nie ma żadnego ''ale''. Musisz teraz dbać o siebie – nie spuszczałam z niego wzroku.
- Nie masz pojęcia jak mi brakowało tej stanowczości.
- Heh przynajmniej trochę odpoczęłaś.
- Nie mów tak – trzymałam Go za łapkę – Eh .. czy to zawsze przeze mnie musisz trafić do szpitala? Już raz prawie straciłeś życie.
- Ale dobrze wiesz, że to nie Twoja wina. Ale ale Ty nie zmieniaj tematu. Masz jechać do domu i to już.
- Ale stęskniłam się za Tobą – chwilę na mnie patrzył.
- Zbliż się – wykonałam prośbę. Dotknął mój policzek po czym poczułam jego ciepłe usta na moich.
- Strasznie mi tego brakowało. Ale nie przemęczaj się. Na pewno chcesz, żebym pojechała?
- Przecież wiem, że i tak wrócisz po paru godzinach.
- Hehe oj tam. Muszę powiadomić jeszcze Janet – wykręciłam do niej numer. Po paru sygnałach odebrała.
- Słucham?
- Dobrze, że słuchasz – słychać było radość w moim głosie.
- Nie .. nie mów, że się obudził.
- Hehe tak. Właśnie otworzył oczy – patrzyłam na niego.
- O Boże! Aaaa! Powiedź, że już jadę – nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo się rozłączyła.
- Jedzie mam rację?
- Jak byś zgadł. Myślałam, że ogłuchnę. Niedługo będziesz miał na głowie wariatkę.
- Oj tam jedna czy dwie to mi bez różnicy.
- No wiesz co? Powinnam się obrazi, ale widzę, że Ci lepiej, więc tym razem Ci odpuszczę.
- I tak byś nie zdołała się na mnie gniewać.
- A chcesz się założyć? Poczekaj aż stąd wyjdziesz.
- Tylko tak mówisz.
- Hmm a mówi coś Ci … celibat? - spojrzał na mnie w milczeniu.
- Nie mówisz poważnie … nie zrobisz mi tego znowu .. no kochanie – chciało mi się śmiać.
- Wiesz jeżeli będziesz grzeczny, to to przemyślę – musnęłam jego usta.
- Za bardzo mnie pragniesz.
- I kto to mówi – patrzyłam na niego i jego usta. Nie mogłam się powstrzymać i znowu Go pocałowałam czule.
- No proszę proszę. Zostawić dzieci samych na chwilę i już się będą miziać – już po głosie poznałam kim jest osoba, która weszła. Oderwałam się od Michaela i rozbawiona spojrzałam w jej stronę – Już Cie zaczęła molestować? - podeszła.
- Jak widzisz nie miałem nic przeciwko – wywróciła oczami.
- Niewyżyci jak słowo daje – przytuliła Go – Nareszcie do nas wróciłeś braciszku. Nie masz pojęcia jak mama się ucieszyła, gdy jej powiedziałam. Potem przyjedzie z chłopakami. Wiedziałam, że z tego wyjdziesz – normalnie buzia jej się nie zamykała jak zawsze.
- Janet – zwróciłam jej uwagę – Mike musi odpoczywać.
- No tak .. wybacz brat. Po prostu się cieszę.
- Nic się nie stało – no tak On nigdy nie widzi problemu. Cały Mike.

*****

Po tygodniu wypuścili Michaela ze szpitala. Nawet mi nie powiedział, że wychodzi. Zrobił mi tym niemałą niespodziankę. Od razu kazałam mu się położyć, żeby odpoczął po tym szpitalu. Jak zawsze chciał postawić na swoim, ale byłam nieugięta i nie miał wyjścia. W tym czasie zeszłam na dół do rodziców. Spojrzałam na miejsce w salonie, gdzie leżał mój narzeczony i zrobiło mi się smutno, gdy sobie przypomniałam.
- To Ty Rose? - usłyszałam mamę.
- Tak .. - poszłam do kuchni – Robisz obiad? Może Ci pomogę?
- Jeżeli masz ochotę. Mike śpi?
- Yhym .. nie chciał, ale widziałam, że szpital Go wymęczył.
- Wiadomo. Jest osłabiony, ale nie martw się. Będzie coraz lepiej.
- Mam nadzieje.
- Wszystko w porządku? - popatrzyła na mnie.
- Eh .. sama nie wiem. Cieszę się, że z tego wyszedł i już do mnie wrócił, ale .. i tak za chwilę Go nie będzie ..
- Co masz na myśli? Jak to nie będzie?
- Musi wyjechać w trasę .. na pięć miesięcy – robiło mi się coraz bardziej przykro.
- Żartujesz. Przecież jesteś w ciąży, a to prawie pół roku.
- Nie musisz mi mówić – usiadłam bezradnie – Przecież nie mogę mu zabronić jechać. To jego praca.
- Praca pracą, ale to kupa czasu. Może ja z nim pogadam i jakoś przekonam.
- Lepiej nie. On nie chce jechać, ale musi. To nie jego wybór.
Resztę czasu spędziłyśmy przygotowując obiad i rozmawiając o tej całej trasie. Mama ciągle myślała jak sprawić aby został. Szkoda, że to nie było takie proste. Nie wiedziałam jak sobie bez niego poradzę i w ogóle jak wytrzymam tyle czasu bez niego.
- O wstałeś już? - powiedziała mama i spojrzałam za siebie.
- Na chwilę. W gardle mi trochę zaschło – podeszłam do niego.
- Mogłaś zawołać. Bym Ci przyniosła przecież.
- No tak, ale nic mi takiego nie jest. Nie chce Cie tak wykorzystywać.
- Tak naprawdę, to możesz mnie wykorzystywać jak tylko chcesz – dałam mu buziaka.
- Eghm .. mam wyjść? - wyszczerzyła się mama. Zaśmiałam się.
- Nie nie musisz. Jak coś zawsze możemy iść na górę – spojrzałam na niego znacząco.
- Kochanie .. wiesz, że ja zawsze chce, ale problem w tym, że nadal mam szwy na brzuchu.
- No tak .. - nagle straciłam nadzieje.
- Przepraszam skarbie, ale nadrobimy.
- Nic się nie stało. Naprawdę Misiu – słabo się uśmiechnęłam i dałam mu buziaka – Wracaj na górę. Zaraz Ci przyniosę coś do picia.
- Dziękuje – poszedł na górę. Popatrzyłam za nim i wróciłam do kuchni. Mama wytarła ręce i usiadła przede mną.
- Co się stało hm?
- Sama nie wiem, ale … - wstydziłam się jej przyznać.
- Śmiało.
- Jakoś nagle … naszła mnie ochota na .. no wiesz … - poczułam, że się czerwienie – Nie wiem dlaczego tak nagle.
- Hehe to są właśnie uroki ciąży moja droga.
- Czyli … chcesz mi przez to powiedzieć, że teraz tak będę miała?
- Tak i to w najmniej odpowiednim momencie.
- Super. Wiesz .. Mike mi nie odmawia, ale chodzi o to, że Go niedługo nie będzie i będę miała przerąbane.
- Dlatego już Ci współczuje, ale będzie chyba przyjeżdżał.
- No będzie, ale co z tego. Eh dobra idę mu zanieść sok. Mam Ci jeszcze w czymś pomóc?
- Już i tak pomogłaś. Naciesz się nim póki możesz.
- Szkoda, że nie mogę tak jak bym chciała – wzięłam szklankę z sokiem i poszłam na górę. Weszłam do pokoju, ale nie zobaczyłam Michaela – Hm? - po chwili wyszedł z łazienki w samym ręczniku. Zmierzyłam Go wzrokiem.
- Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko. Musiałem wziąć prysznic.
- N-nie .. skąd … mogłeś na mnie poczekać – uśmiechnął się i dopiero zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos.
- Nie wiedziałem, że jesteś chętna – podszedł do mnie – Dziękuje za sok kotku – wziął szklankę i się napił – Skarbie wiem, że masz ochotę, bo ja też, ale za dwa dni ściągną mi szwy i już nie będę musiał uważać.
- Dwa dni … przecież to wieczność.
- Hmm .. - popatrzył na mnie uważnie – Od kiedy jesteś aż tak napalona?
- Możesz winić tylko i wyłącznie moją ciąże. Jak ja bez Ciebie wytrzymam .. - położyłam łapkę na jego nagim torsie. Spojrzał na to.
- Ale wiesz .. będę przyjeżdżał. Postaram się jak najczęściej.
- Tylko czy ja tyle wytrzymam.
- Co masz na myśli.
- A nic tak tylko sobie głośno myślę. Co jeśli na horyzoncie pojawi się jakiś przystojniak ..
- Nawet tak nie żartuj. Chyba bym Go zabił. Więc mam nadzieje, że tylko żartowałaś.
- No nie wiem nie wiem – dalej się z nim droczyłam – Nie wiem, czy wytrzymam.
- Dla Ciebie lepiej abyś wytrzymała – powiedział bardzo poważnie.
- Mmm .. nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale jesteś cholernie seksowny z taką stanowczością – nie mogłam się powstrzymać i Go pocałowałam – Wybacz .. wiem, że nie powinnam.
- Za tak przyjemną czynność nie musisz mnie przepraszać. Ale mówiłem serio co do tamtego.
- Wiem kochanie. Wiesz, że będę na Ciebie czekała. Nie będzie łatwo, ale dam radę.
- Prawidłowa odpowiedź – tym razem to On dał mi buziaka – Jesteśmy kwita. W ogóle to jak się czujecie? - położył łapkę na moim brzuchu. Spojrzałam na to.
- Hehe dobrze się czujemy .. bo jesteś z nami – pogłaskałam Go po policzku – Lubię gdy to robisz i będzie mi tego brakowało – przytuliłam się do niego.

*****


Dzień przed wyjazdem Michaela, pojechaliśmy jeszcze na USG. To nie był termin, ale chciał koniecznie zobaczyć nasze maleństwo na żywo. Chwilę czekaliśmy na lekarza. Jakoś się dziwnie stresowałam, gdy już leżałam i patrzyłam w ten monitorek. Widziałam radość na twarzy Michaela, ale to nie sprawiło, że poczułam się lepiej. Domyśliłam się, że to ma związek z jego wyjazdem, bo nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Postanowiłam maksymalnie wykorzystać ten dzień jak tylko się da i oczywiście noc. Będzie mi musiała wystarczyć na bardzo długo.

sobota, 18 marca 2017

Bad Girl 69 Part 2

Witajcie.
Trochę minęło od ostatniej notki. Miałam wcześniej, ale jak widzicie nie udało mi się. Następną postaram się dodać szybciej. Od razu przepraszam, jeżeli pojawiły się jakieś błędy. No więc nie przedłużając zapraszam do czytania.
Aha i jeszcze coś. Jeżeli jesteście zainteresowani t-shirtami, kubkami bądź poszewkami na poduszkę dotyczącym bloga, to zapraszam do zakładki Sklep. W razie pytań śmiało piszcie zostawiając komentarz w zakładce Sklep lub na maila. 


*****


Patrzyłam się na niego i nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Gdy pierwszy szok minął, padłam na kolana i przytuliłam jego głowę mocno do siebie płacząc. Z oddali słyszałam nadjeżdżającą karetkę i policję. Błagałam Go, żeby mnie nie zostawiał i walczył. Po chwili spojrzałam na tego sukinsyna. Stał i się śmiał. Już drugi raz Mike ucierpiał przez niego.
- Zabiję Cie! - już nawet przestałam odczuwać strach, tylko wściekłość.
- Mówiłem, że to nie koniec. Ciebie też dopadnę – szedł w moją stronę, ale nagle wtargnęli policjanci, powalili Go na podłogę i skuli.
- Gdzie jest to cholernie pogotowie?! - liczyła się każda minuta, a ich nie było – Kochanie wytrzymaj jeszcze … błagam Cie … - pocałowałam Go w czoło. Kilka łez spadło na jego policzek – Jesteś nam potrzebny .. wiesz o tym ..
- Proszę się odsunąć – w końcu przyjechali. Niechętnie się odsunęłam. Chciałam być cały czas przy nim – Brak pulsu .. - stwierdził lekarz, a mnie się nogi ugięły. Ktoś mnie przytrzymał abym nie upadła. Patrzyłam jak Go reanimowali i błagałam w duchu, żeby jego serce ponownie zaczęło bić.
- Będzie dobrze … - spojrzałam na tą osobę. To była mama. Lekarze nie poddali się ani na chwilę, a ja w tym czasie wypłakałam morze łez.
- Mamy Go! - usłyszałam po chwili – Dobra zabieramy Go szybko – wzięli Go na nosze i wynieśli z domu. Szłam za nimi.
- Jadę z wami. To mój narzeczony – chcieli coś odpowiedzieć, ale nagle urwał mi się film.
Otworzyłam powoli oczy. Głowa mnie bolała i spróbowałam się podnieść, ale to był zły pomysł. Ponownie się położyłam.
- Rose? Boże tak się bałam – usłyszałam mamę. Spojrzałam na nią.
- Gdzie ja jestem? - złapałam się za głowę.
- W domu. Straciłaś nagle przytomność.
- Nie masz pojęcia jaki miałam okropny sen … - rozejrzałam się i zobaczyłam krew na podłodze – Nie … powiedź mi, że to był, tylko sen .. - patrzyłam na nią. Westchnęła i opuściła głowę – Powiedź, że to nie prawda! - prawie krzyknęłam, ale po chwili zaczęłam płakać – To nie może być prawda …. muszę jechać do szpitala – wstałam.
- Nie możesz prowadzić w takim stanie. Lepiej, żebyś została w domu.
- Muszę być przy nim!
- Ja Cie zawiozę – przyszedł ojciec – Ja też zostałem ranny – pokazał zabandażowaną dłoń.
- Mój narzeczony walczy o życie, a Ty mi mówisz o zranionej dłoni?!
- Przestańcie się w końcu kłócić! - wydarła się mama – Richard zawieź Rose do szpitala i masz z nią zostać ..
- Nie musi.
- Rose. Nie będziesz tam sama czekała. Zawiadomię rodzinę Michaela i przyjedziemy.
- Dziękuje mamo.
- Zobaczysz, że z tego wyjdzie – przytuliła mnie. Już nie miałam siły płakać i też się powstrzymywałam aby dziecku nie zaszkodzić. Jechałem z ojcem w milczeniu. Nie miałam mu nic do powiedzenia. Zresztą całe moje myśli zajął Michael. Chciałam tam być jak najszybciej, ale z drugiej strony bałam się co usłyszę od lekarzy.
- Jesteśmy – usłyszałam wyrwana z zamyślenia. Wysiadłam i nawet na niego nie czekałam. Weszłam do szpitala i podeszłam do izby przyjęć.
- Przepraszam gdzie zabrali Michaela Jacksona? - patrzały się na mnie jak na jakąś wariatkę – Czy ja mówię nie wyraźnie?! - zirytowałam się.
- Niestety nie możemy udzielić Pani takiej informacji. Skąd w ogóle Pani …
- Jest moim narzeczonym i mam prawo wiedzieć!
- Wie Pani ile razy to już słyszałam? Proszę opuścić szpital.
- To są jakieś kpiny do cholery!
- Mówi prawdę. Jackson to mój przyszły zięć – spojrzałam na ojca, który właśnie podszedł. Też na mnie spojrzał – Więc gdzie jest?
- Korytarzem prosto i ostatnie drzwi po lewej. Jest właśnie operowany. I przepraszam, że Pani nie wierzyłam, ale sama Pani rozumie.
- Taa jasne – poszłam we wskazanym kierunku i usiadłam na krzesełku. Pozostało mi jedynie czekać.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Wyśmienicie.
- Pytam poważnie. Ostatnio nasze relacje nie są za dobre, ale …
- Teraz Cie to obchodzi?!
- Zawsze mnie obchodzisz. Jesteś moją jedyną córką i chce tylko Twojego dobra.
- Zabawne co mówisz. Powiedź mi lepiej dlaczego zmieniła zdanie, gdy Cie zobaczyła?
- Po prostu mnie tutaj znają. Wiedzą kim jestem, dlatego ją nie zdziwiło, że Go znam.
- On ma imię.
Po godzinie przyjechała prawie cała rodzina Michaela i moja mama. Janet i Pani Jackson najbardziej to przeżywały. Łącznie ze mną. Minęła kolejna godzina i nadal nic nie wiedzieliśmy. Janet podeszła do mnie i mnie przytuliła. Obie płakałyśmy.
- Wyjdzie z tego .. zobaczysz – powtarzała – Bo inaczej skopię mu tyłek i On o tym dobrze wie.
- Mam nadzieje Janet … mam nadzieje. Prosiłam Go, żeby tam nie szedł, ale nie posłuchał.
- Wiesz, że jest uparty. Nic byś nie zdołała zrobić.
- Nie wiem .. może powinnam się bardziej uprzeć i mu nie pozwolić.
- Hej .. nie obwiniaj się. Zrobiłaś co mogłaś – spojrzałam za Janet i zobaczyłam zbliżającego się lekarza. Serce zaczęły mi bić jak szalone ze strachu. To było jak czekanie na wyrok.
- Mam dobrą i złą wiadomość – zaczął.
- Proszę powiedzieć, czy żyję?
- Tak. Przeżył i na szczęście narządy wewnętrzne nie zostały uszkodzone. Stracił bardzo dużo krwi i przez pewien czas będzie nieprzytomny. Stan jest stabilny.
- Wiadomo kiedy się obudzi?
- Zależy tylko od organizmu. Za chwilę będziemy Go przewozić na salę.
- Doktorze? Będę mogła z nim zostać? Muszę być przy nim – chwilę popatrzył.
- No dobrze. W takiej sytuacji pozwolę.
- Dziękuje – wrócił skąd przyszedł.
- Rose powinnaś jechać do domu i odpocząć.
- Nie Janet. Muszę być przy nim, gdyby się obudził. Poza tym i tak bym nie wytrzymała w domu. Nie po tym.
- Ja też zostanę.
- Ty jesteś potrzebna mamie. Zobacz jak to przeżywa. Zadzwonię do Ciebie, gdyby coś.
Zobaczyliśmy jak Go wiozą. Faktycznie był nieprzytomny. Zatrzymali się z łóżkiem przy nas. Wszyscy do niego podeszli. Mama Michaela nie wytrzymała i synowie musieli ją wyprowadzić.
- Zajmę się nim. Obiecuje, a Ty uważaj na mamę.
- Dobrze – przytuliła mnie jeszcze – Przyjadę jutro z rana – wszyscy od Michaela z rodziny poszli już. Zostali, tylko moi rodzice.
- Też już jedźcie.
- Na pewno chcesz zostać?
- Tak. On też by przy mnie został.
- Eh no dobrze. Ale uważaj na siebie – też poszli. Weszłam do sali, na której był już Mike. Podłączony do tych wszystkich urządzeń. Usiadłam na fotelu tuż przy łóżku. Złapałam Go za łapkę.
- Wyjdziesz z tego – mówiłam do niego – Jestem przy Tobie i nigdzie się nie wybieram. Kocham Cie – pocałowałam Go w czoło i usadowiłam się wygodnie w fotelu. Czuwałam tak długo jak tylko wytrzymałam, ale niestety mnie zmuliło i zasnęłam.
Obudziłam się za sprawą pielęgniarki, która przyszła sprawdzić, czy wszystko w porządku. Uśmiechnęła się do mnie i po chwili wyszła. Spojrzałam na Michaela. Nadal się nie obudził. Była 8:00, ale już nie mogłam spać. Wstałam i trochę pochodziłam aby rozprostować kości. Spanie w fotelu nie należy do najwygodniejszych.
- Zaraz wrócę kotku – pocałowałam Go w czoło i wyszłam kupić kawę. Podeszłam do automatu, ale nadal mi się dłonie trzęsły i nie mogłam wrzucić monet. Kilka mi wypadło z dłoni.
- Może pomóc? - nagle koło mnie zjawił się jakiś facet. Uśmiechał się, a raczej szczerzył.
- Poradzę sobie – znowu spróbowałam, ale nadal to samo.
- Może jednak. A tak w ogóle to jestem Jim. Miło mi Cie poznać.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy już byli na Ty.
- Ale to się może zmienić – miałam ochotę Go palnąć w ten głupi ryj – Nie dosłyszałem imienia.
- To może dosłyszysz, żebyś spadał?
- Nie bądź nie miła …
- Posłuchaj koleś! Mój narzeczony walczy o życie, więc z łaski swojej wypieprzaj i szukaj szczęści gdzie indziej! Jasne?! - doznał szoku, ale na szczęście po chwili poszedł sobie. Odetchnęłam – Palant – powiedziałam już pod nosem. W końcu udało mi się kupić tą kawę – Tego mi było trzeba – napiłam się. Nagle zobaczyłam biegnącego lekarza i pielęgniarki do sali Mike'a – Boże .. - też tam pobiegłam. Usłyszałam, tylko długi sygnał. Wiedziałam co to oznaczało – Nie! Mike! - chciałam do niego podejść, ale mi nie pozwolili – Ratujcie Go! Błagam! - rozpłakałam się. Pielęgniarka mnie wyprowadziła.
- Proszę tutaj poczekać. Zrobimy wszystko co w naszej mocy – wróciła i zamknęła drzwi. Nie wiedziałam co się tam dzieje. Nie mogłam znieść tego czekania. Po dobrych 10 minutach wyszedł lekarz. Od razu do niego podeszłam.
- Niech Pan powie, że żyje ..
- Tak udało nam Go uratować. Niestety zrobił się zator, który był spowodowany postrzałem. Czasami to się zdarza, ale będą z Panią szczery, że rzadko uda się uratować pacjenta z zatorem.
- Ale będzie już dobrze, tak?
- Teraz już tak. Pozostaje jedynie czekać aż się obudzi.
- Boże nie wiem jak Panu dziękować.
- To moja praca. Może Pani do niego pójść.
- Dziękuje – weszłam z powrotem i podeszłam do niego – Znowu mi to robisz .. lubisz mnie straszyć heh. Eh .. obudź już się .. tak tęsknie i się boję o Ciebie. Kocham Cie – złożyłam pocałunek tym razem na jego ustach. Podeszłam do okna. Pozostało mi jedynie czekać.

sobota, 4 lutego 2017

Bad Girl 69 Part 1

Witajcie.
Przepraszam za długą nieobecność, ale nie byłam w stanie pisać. Na dodatek nie dawno zmarła mi bardzo bliska osoba. Piszę to po to abyście mnie zrozumieli i byli cierplwi, bo nie porzuciłam bloga i tego nie zrobię. Jeżeli nadal mam dla kogo pisać, to będę pisała. Nie obiecuje cotygodniowych notek, wiec zaglądajcie co jakiś czas. Będę pisała, gdy tylko będę mogła. To chyba tyle. Zapraszam do czytania.

*****

Tak bardzo nie chciałam aby wyjeżdżał, ale wiedziałam, że i tak to nastąpi. Spędzaliśmy każdy dzień wspólnie, a ja już za nim tęskniłam. Frank się denerwował tym, że zamiast jeździć do pracy to spędza czas ze mną. Wiele razy słyszałam jak się kłócili przez telefon, ale Mike był nieugięty. Cieszyłam się z tego, ale wcale tego od niego nie wymagałam. Jednak dziś kazałam mu definitywnie jechać i tyle.
- Ale ja wolę zostać z Tobą .. z Wami – pogłaskał mnie po brzuszku. Bardzo często to robił.
- Hehe cieszę się, ale masz też inne obowiązki. Wiesz o tym przecież.
- A co jeśli nie będę mógł się skupić na pracy?
- A to niby dlaczego?
- Jak myślisz?
- Oj Ty Misiu mój – pocałowałam Go w czoło – To weź przynajmniej pojedź i wyjaśnij wszystko z Frankiem. Wiesz, że Ci nie odpuści.
- Eh .. no wiem właśnie i wkurza mnie to. Dlaczego nie widzi tego, że jestem szczęśliwy jak nigdy.
- Więc mu to powiedź – spojrzał na mnie – Serio mówię. Powiedź mu, że zostaniesz tatą. Jeżeli jest w porządku to Ci pogratuluje, a jeżeli nie to skończony palant z niego.
- Hehe jak zawsze bezpośrednia.
- Ale lubisz to.
- No ba – dał mi buziaka – No dobrze pojadę, ale za godzinę wrócę i ..
- I co?
- I weźmiemy kąpiel – zagryzł wargę.
- Mmm brzmi bardzo kusząco – przyciągnęłam Go do siebie i namiętnie pocałowałam.
- A Ty jesteś bardzo kusząca, ale chyba słyszałem jak mama Cie wołała.
- Tak? No dobrze. Tylko mi nie uciekaj jeszcze – wstałam, bo sobie leżeliśmy na łóżku. Zeszłam na dół do mamy – Mamo? Chciała coś?
- Tak. Ojciec Cie wołał.
- Uuu już się boję – poszłam do jego gabinetu – Wołałeś mnie?
- Tak. Zamknij drzwi i siadaj – nie lubiłam, gdy był taki poważny. Nie wróżyło to najlepiej. Wykonałam polecenia i usiadłam – To prawda, że jesteś … w ciąży?
- Tak – uśmiechnęłam się – Jeżeli chciałeś nam pogratulować …
- Pogratulować? Czego? Zresztą nieważne. Posłuchaj. Wpadliście .. ok .. zdarza się, ale zawsze jest wyjście z takiej sytuacji – coraz mniej mi się ta rozmowa podobała.
- Co .. co masz na myśli? - chyba jednak nie chciałam wiedzieć i miałam rację.
- Znam pewnego lekarza …
- Nawet nie kończ! - wstałam wściekła – Jak śmiesz?! Jak śmiesz proponować mi coś takiego?! I Ty się masz za mojego ojca?! Nienawidzę Cie! - rozpłakałam się i wybiegłam z pomieszczenia. Minęłam mamę.
- Co się stało? - zatrzymała mnie – Co znowu zrobił?
- Nie uwierzysz co On chciał, żebym zrobiła! – mówiłam przez łzy.
- Proszę uspokój się i powiedź.
- Chciał, żebym poszła do lekarza i .. - bardziej się rozpłakałam i przytuliłam do niej.
- Nie wierzę .. jak On mógł … Boże co się dzieje z tym człowiekiem.
- Mamo ja już dłużej tego nie wytrzymam.
- Co masz na myśli?
- Muszę się wyprowadzić i to jeszcze dzisiaj. Przepraszam – puściłam ją i pobiegłam do swojego pokoju. Od razu podeszłam do szafy i zaczęłam wyciągać wszystkie ciuchy.
- Rose? Co Ty robisz? - nie słuchałam Go i dalej wyciągałam rzeczy – Słyszysz mnie? - podszedł – Odpowiesz mi?
- Wyprowadzam się.
- Co? Gdzie?
- Jak to gdzie? - spojrzałam na niego – Chciałeś, żebym z Tobą zamieszkała. A może już nie chcesz?! Znudziłam Ci się?!
- Co Ty wygadujesz? Przecież wiesz, że chce. Kochanie … - przytulił mnie. Wtuliłam się w niego i na nowo rozpłakałam – Wiesz, że Cie kocham najbardziej na świecie i obiecuje, że będziemy razem mieszkać, ale musimy najpierw obejrzeć te domy.
- Więc jedźmy teraz.
- Teraz?
- Tak. Na co czekać.
- Skarbie powiedź mi co się stało?
- Nie mogę – puściłam Go i podeszłam go okna, ale po chwili poczułam, że przytulił się do moich pleców.
- Będziemy stać tu tak długo aż mi nie powiesz. Więc jak będzie? - odwróciłam się do niego i spojrzałam w oczy.
- Chciał abym … zabiła nasze maleństwo .. nigdy mu tego nie wybaczę – zobaczyłam jak zacisnął zęby.
- A ja jego zabiję! - chciał już pójść, ale na szczęście trzymałam Go.
- Nie. Nie warto. Dlatego chce jak najszybciej się stąd wyprowadzić .. rozumiesz? Nie chce słuchać o kolejnym nowym jego pomyślę.
- Posłuchaj mnie teraz – wziął w łapki moją twarz i oparł czoło o moje - Ogarniesz się i pojedziemy obejrzeć te domy. Wybierzemy któryś, urządzimy i tam zamieszkamy. Gdy wrócę z trasy pobierzemy się, a potem będziemy czekać na narodziny naszego maleństwa – patrzyłam mu w oczy.
- Obiecujesz, że tak będzie?
- Przysięgam. I już nikt nie będzie nami decydował. Zwłaszcza On.
- Kocham Cie.
- Ja Ciebie bardziej – pocałował mnie czule – A teraz leć przemyć twarz i jedziemy – chwilę patrzyłam mu w oczy i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Było mi jeszcze smutno przez słowa ojca, ale pocieszałam się tym, że za chwilę jedziemy oglądać część naszej wspólnej przyszłości.
- Możemy jechać – zeszliśmy oboje na dół spotykając moją mamę.
- Powiedź, że żartowałaś .. że się nie wyprowadzisz.
- Przykro mi mamo. Ja mam Go szczerze dość. Do niego nic nie dociera.
- Michael weź na nią jakoś wpłyń, żeby tego nie robiła – zeszkliły jej się już oczy.
- Jestem tego samego zdania co Rose. Oświadczyłem się jej i na będziemy mieli dziecko, a pani mąż nadal mnie nienawidzi. Nie mam pojęcia co jeszcze mógłbym zrobić. Najlepiej będzie jak wspólnie zamieszkamy. Pani zawsze będzie mile widziana.
- Boże .. dzieci .. - rozpłakała się – Rose mam tylko Ciebie. Wiem, że chcesz ułożyć sobie życie, ale …
- Przecież nie wyprowadzam się dzisiaj – podeszłam do niej i przytuliłam – Miałam nadzieje, że ojciec się zmieni, ale widzisz co robi. Jak mamy tu mieszkać. Póki co jedziemy obejrzeć domy i wybrać jakiś – szkoda mi było mamy. Nie była niczemu winna. Ale nie mogłam dłużej tak mieszkać. Zwłaszcza teraz, gdy nie mogę się denerwować. Może kiedyś powróci dawny ojciec. Chciałabym.

*****

Jeździliśmy od domu do domu razem z agentem. W końcu udało nam się wybrać ten jedyny. Wymagał małego remontu. A tak naprawdę to Mike chciał, żeby wszystko było odświeżone. Z początku nawet chciał wybudować nam dom, ale oboje stwierdziliśmy, że to by za długo trwało. Od razu pojechaliśmy wybrać całe nowe umeblowanie. Najdłużej wybieraliśmy meble do pokoiku naszego maleństwa. Widziałam taką radość w jego oczach, gdy oglądał te wszystkie rzeczy jak chyba jeszcze nigdy.
- Hehe ale Mike .. - przyglądałam się co robi.
- Coś nie tak?
- Nie sądzisz, że to zbyt wcześnie oglądać śpioszki? Nawet nie wiemy co się urodzi.
- Wiem, ale zobacz jakie one są słodkie i malutki. A te buciki. Jezu .. aż trudno uwierzyć, że to będzie takie małe.
- I na całe szczęście małe, bo nie jestem słonicą.
- Oj tam. Wiesz, że będę przy Tobie.
- Toś mnie pocieszył. Hmm może byś urodził za mnie? Wtedy byłbyś najlepszym narzeczonym na świecie – wyszczerzyłam się.
- Yyy wiesz, że ja dla Ciebie wszystko, ale nie chce Cie pozbawiać tego.
- Dobrze dobrze każda wymówka dobra. Ależ z was słaba płeć – droczyłam się z nim i też zaczęłam oglądać ubranka.
- Słaba płeć? A chcesz się przekonać? - złapał mnie w pasie od tyłu.
- Wariacie – zaśmiałam się – Ludzie patrzą. Zachowuj się.
- Ja się zawsze zachowuję – cmoknął mnie w szyję.
- Właśnie widzę. Masz szczęście, że nikt nie wie kim jesteś.
- A co? Boisz się konkurencji?
- Pff chciałbyś.
Jednak kupiliśmy jedne śpioszki i buciki. Mike nie dał za wygraną. Ale tak naprawdę nie miałam nic przeciwko.
Byłam padnięta po całym dniu byciu na nogach. Misiek musiał pojechać załatwić jeszcze kilka spraw. Rodzice pojechali na zakupy, a ja zostałam sama. Przyda mi się chwila spokoju. Zrobiłam sobie kolacje i włączyłam telewizję. Akurat zaczynały się wiadomości. Nagle zobaczyłam znajomą twarz w wiadomościach. Myślałam, że źle widzę. To był On. Poznałabym Go wszędzie. Nie mogłam uwierzyć, że uciekł. Wiedziałam, że będzie chciał dokończyć, to co zaczął. Wyłączyłam TV, szybko podbiegłam do drzwi i zamknęłam je porządnie. Pogasiłam wszystkie światła i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i skuliłam się w rogu pokoju. Bałam się, że za chwilę Go zobaczę znowu, więc wolałam siedzieć po ciemku. Chciałam zadzwonić do Michaela, ale zorientowałam się, że zostawiłam telefon na dole – Cholera! - nawet nie było mowy, żebym tam wróciła. Nie wiem ile tak siedziałam, ale po pewnym czasie zaczęło mnie mulić i zasnęłam.

*****

Podjechałem pod dom Rose akurat razem z jej rodzicami. Wysiadłem i podszedłem do nich. Zobaczyłem, że w całym domu jest ciemno. Zdziwiło mnie to.
- Może pomóc w zakupach?
- Obejdzie się – odpowiedział wiadomo kto. Pani Baker wywróciła tylko oczami.
- Nie zwracaj na niego uwagi – powiedziała do mnie – Hm Rose gdzieś wyszła?
- Właśnie sam się nad tym zastanawiam. Mówiła, że jest zmęczona i będzie w domu.
- Chodź sprawdzimy – weszliśmy do domu.
- Rose?! - nie odpowiedziała – Jej rzeczy są.
- Sprawdź w jej pokoju, a ja resztę – pobiegłem na górę. Wszedłem do jej pokoju i zapaliłem światło. Zobaczyłem jak śpi skulona w kącie – Kochanie .. - kucnąłem przy niej – Obudź się – otworzyła oczy i od razu się przytuliła – Co robisz na podłodze?
- Mike .. - rozpłakała się – Widziałam Go .. On znowu mnie skrzywdzi.
- O czym Ty mówisz?
- Oglądałam wiadomości i … - po chwili zdałem sobie sprawę, że już wie o jego ucieczce. Tego się bałem.
- Nic Ci nie zrobi .. słyszysz? W życiu na to nie pozwolę.
- A co jeśli przyjdzie, gdy będę sama?
- Ale nie będziesz sama – mocno ja do siebie przytuliłem, żeby się uspokoiła – Jestem przy Tobie i nic Ci nie grozi. Na pewno Go złapią niedługo.
- Albo i nie. Wiesz, że On mi nie daruję – spojrzała na mnie.
- Chodź tu do mnie – znowu ją przytuliłem. Znowu czułem się bezradny. Nie oszukujmy się. Wtedy jej nie obroniłem, a miałbym teraz? Ale wiem, że łatwo się nie poddam. Ten drań nie ma co nawet na to liczyć.
Rose budziła się kilka razy, wiec czuwałem prawie całą noc. Zresztą i tak nie mogłem zasnąć myśląc o nim. I pomyśleć, że nie będzie mnie przez kilka miesięcy. Nie wyobrażałem sobie tego.

*****

Właśnie wracaliśmy z przyjęcia, które urządziła Janet razem z Sally z okazji naszych zaręczyn. Przy okazji powiedzieliśmy pozostałym o naszym maleństwie. Janet aż skakała z radości, że zostanie ciocią. Już naszemu dziecku współczułam takiej szalonej ciotki. Dzięki tej imprezie zapomniałam na chwilę o tej ucieczce tego gnojka. Wyjątkowo mój ojciec zgodził się wracać z nami limuzyną. Wiadomo, że trochę popił, ale mama Go pilnowała aby nie przesadził znowu. Wszyscy wysiedliśmy pod domem.
- Hmm? Przecież zamykałam drzwi – powiedziała mama szukając kluczy w torebce. Przez chwilę nie rozumiałam o co jej chodzi, ale wszystko stało się jasne, gdy spojrzałam w stronę drzwi. Były lekko uchylone. Przełknęłam ślinę.
- Zostańcie tutaj. Pójdę sprawdzić – ojciec chciał już iść.
- Idę z panem – zaoferował się Mike. Ojciec patrzył na niego przez chwilę jak by się zastanawiał.
- Nie .. - złapałam Go za łapkę – Proszę Cie … nie idź .. mam jakieś złe przeczucia …. zadzwońmy po policje.
- Kochanie za chwilę wrócę. Sprawdzimy i tyle – dał mi buziaka. Nie chciałam, ale nie miałam wyjścia i Go puściłam. Patrzyłam cały czas za nimi aż nie zniknęli za drzwiami.
- Nie martw się – mama mnie objęła ramieniem – Nic się nie stanie.
- …. mam nadzieje .. - nie mam pojęcia ile już czekałyśmy, ale to trwało stanowczo za długo – Idę tam .. - chciałam iść, ale mama mi nie pozwoliła.
- Powiedzieli, że mamy czekać Rose. Muszą … - nie dokończyła, bo usłyszałyśmy strzał, a po chwili kolejny. Zmroziło mi krew w żyłach i poczułam zimny dreszcz na całym ciele.
- Nie! - wyrwałam się mamie i pobiegłam do domu.
- Rose! Stój! - krzyczała za mną. Wbiegłam do domu i w pierwszej chwili zobaczyłam jego. Gapił się na mnie z tym swoim cholernym uśmieszkiem. Trzymał broń. Szukałam wzrokiem Michaela, ale nigdzie Go nie widziałam. Spojrzałam w dół i … leżał .. bez jakiegokolwiek ruchu …. z raną w ramieniu i brzuchu … w kałuży krwi …