czwartek, 6 czerwca 2013

Bad Girl 14

Witajcie na nowej stronie. Mam nadzieję, że się podoba i nadal będziecie czytać moje opowiadanie. Czuje się tutaj nieswojo. Nie ma żadnych komentarzy i w ogóle nie czuje się jak u siebie, ale mam nadzieję, że to się zmieni. Tak, więc piszcie komentarze, żeby choć trochę było jak na starym blogu. Udało mi się skończyć notkę. Jeżeli wam coś nie pasuje, np. czcionki itp. to piszcie. Postaram się, aby było jak najlepiej, ale wszystkim nie dogodzę. Zapraszam do czytania i komentowania.

P.S. Jeszcze jedna sprawa. Po prawej jak widzicie są blogi, które czytam. Jeżeli nie ma na liście waszego bloga to dajcie mi znać bo wszystkie linki jakie miałam na starym się usunęły, a nie wszystkie pamiętam. To tyle ;)

*************************************

Tej nocy udało mi się zasnąć, ale tylko na dwie godzinki. Jakoś bez Michaela czułam się niepewnie. Rano wzięłam prysznic i zeszłam na dół. Czekałam w salonie na Sally, ale nie przychodziła. W pewnym momencie usłyszałam coś z kuchni. Poszłam tam i zastałam Sally.
- O akurat natrafiłaś na śniadanie, a już miałam po Ciebie iść. A tak poza tym to jak się spało?
- Kiepsko. Przespałam dwie godziny i już nie mogłam.
- Wyśpisz się przy Michaelu. Proszę – podała mi śniadanie. Spojrzałam się błagalnie na nią – O nie, nic z tego! Zapomnij! - nie dawałam za wygraną – Nawet nie próbuj. Zjesz to i koniec kropka.
- Oh, ale jesteś … no dobra, ale tylko trochę – po śniadaniu poszliśmy z gorącymi herbatami do salonu.
- Jak się czujesz?
- A o co dokładnie pytasz?
- No wiesz o co.
- Sama nie wiem. Raz wydaje mi się, że wszystko wraca do normy, a raz, że to wszystko nie ma sensu.
- Będzie dobrze. Już jest lepiej. Ja i Michael Ci pomożemy.
- No właśnie. Stale, ktoś mi pomaga. Jak bym była małym dzieckiem.
- I co w tym złego?
- Nic, ale … wiesz, że zakończył znajomość z Brooke dla mnie? Znali się od paru lat, a pomimo to zakończył.
- Wygląda na to, że zależy mu na tobie i nie zaprzeczaj.
- Wiesz, sama nie wiem co to jest, ale przy nim czuje się zupełnie inaczej. Tak .. no sama nie wiem.
- Bezpieczna … szczęśliwa? - chwilę na nią popatrzyłam.
- Tak .. dokładnie tak się czuje – zamyśliłam się. Zdałam sobie z czegoś sprawę. Zależy mi na nim nie jak na przyjacielu, to coś więcej, ale byłam zbyt zagubiona, żeby to dostrzec.
- Rose .. halo – nagle zobaczyłam rękę Sally przed swoją twarzą.
- Co? Przepraszam .. zamyśliłam się.
- Widzę i nawet nie muszę pytać o czym, a raczej o kim tak intensywnie myślałaś. Powiedziałaś mu, że zerwałaś z Erikem?
- Nie.
- Dlaczego?
- Na razie nic mu nie mów, dobrze?
- No jak chcesz, ale uważam, że źle robisz.
- Kiedyś mu powiem.
- Jak już będzie żonaty i miał dzieci.
- To moja sprawa! Możemy już jechać? - przebrałam się i pojechaliśmy do szpitala. Nie muszę chyba mówić, że było pełno dziennikarzy – Ciekawa jestem co tym razem wymyślisz.
- Może Cię zaskoczę, ale nie mam planu – nasze relację się znowu pogorszyły.
- Nie zaskoczyłaś.
- Co to miało znaczyć?
- Nic .. daj mi telefon – dała mi. Wykręciłam numer do taty. Po dwóch sygnałach odebrał – Tato to ja Rose. Znasz numer do Janet?
- Tak, a coś się stało?
- Nie, ale jest mi potrzebny.
- Masz gdzie zapisać?
- Tak – zapisałam na ręku – Dzięki. Pa – rozłączyłam się i zadzwoniłam do Janet – Janet? To ja Rose. Jesteś może w szpitalu?
- Hej. Nie, będę wieczorem.
- Kurde.
- A co się stało?
- Mamy problem z wejściem do szpitala. Jest tyle tych hien, że nie ma szans, żebyśmy się przedostali.
- Tak wiem. Zawsze wywęszą jak coś się dzieje. My wchodzimy tylnym wejściem.
- Wiesz, że nas nie wpuszczą.
- Mama jest teraz u Michaela. Zadzwonię do niej i po was zejdzie. Bądźcie już na miejscu.
- Ok. Dzięki.
- Nie ma za co. Jestem twoją dłużniczką za spławienie Brooke – zaśmiała się.
- To była dla mnie przyjemność. Dobra to my będziemy już czekać. Pa.
- Pa – rozłączyła się.
- Podjedź od tyłu szpitala – po chwili byliśmy już na miejscu. Wysiedliśmy i czekaliśmy przy samochodzie na Panią Jackson.
- Witajcie. Janet mi wszystko powiedziała. Wchodźcie.
- Dzień dobry – Sally weszła za mną.
- Rozmawiałam z Michaelem. Powiedział co zrobiła Brooke, aż nie chcę mi się w to wierzyć. Zawsze była miła i uprzejma. Jak to ludzie potrafią udać, ale mam nadzieję, że nie wzięłaś jej słów do siebie?
- Nie .. wszystko w porządku – jechaliśmy windą – A jak Michael?
- Jest w świetnym humorze.
- To dobrze – dojechaliśmy na piąte piętro. Wysiedliśmy, ale Pani Jackson została – Nie idzie Pani?
- Ja już jestem tutaj od rana i Michael już wie, że idę. Do zobaczenia.
- Do widzenia – i pojechała na dół – Wejdziesz ze mną? - zapytałam Sally.
- Zaczekam, tylko uprzedź zanim zaśniesz.
- Nie mam zamiaru znowu spać – weszłam, ale łóżko było puste – Michael? - po chwili wyszedł z łazienki.
- Przyszłaś – uśmiechnął się.
- Nie powinieneś sam chodzić.
- Tak, wiem, ale denerwował mnie już ten zarost – dopiero spostrzegałam, że się ogolił – Od razu lepiej, a ty co sądzisz?
- Od razu wyglądasz młodziej. Nie dość, że miałeś zarost to jeszcze chodzisz zgarbiony jak dziadek.
- Bardzo Ci dziękuje. Masz szczęście, że jestem niedysponowany – usiadł na łóżku.
- A co byś mi zrobił?
- Nie chcesz wiedzieć. Dobra koniec żartów. Jak minęła noc? - usiadłam na krzesełku naprzeciwko.
- Jak zawsze … spałam, tylko dwie godziny.
- Jakiś postęp. Będzie coraz lepiej.
- Nie jestem tego pewna.
- Ej … już rozmawialiśmy na ten temat, tak?
- Eh … tak …. a jak ty się czujesz?
- Coraz lepiej. Niedługo wyjdę i … - nagle przestał mówić. Zbladł jak ściana.
- Michael co się dzieje? - wstałam i stanęłam przed nim. Przechylił się do przodu i mało brakowało, żeby nie spadł z łóżka. Zdążyłam Go przytrzymać – Połóż się – pomogłam mu się położyć i usiadłam przy nim na łóżku.
- Dziwnie się czuje i … nie mogę … oddychać – przestraszyłam się.
- Pójdę po lekarza – wybiegłam z sali i zaczęłam szukać lekarza. Nigdzie Go nie mogłam znaleźć.
- Rose co się dzieje? - zatrzymała mnie Sally.
- Muszę znaleźć lekarza! Z Michaelem jest źle.
- Ja Go poszukam, a ty idź do niego – tak też zrobiłam. Boże .. wyglądał jakby …
- Wytrzymaj. Zaraz przyjdzie lekarz – spojrzał się na mnie z pół otwartych oczu. Wziął moją dłoń w swoją – Proszę Cię – zamknął oczy, ale nadal trzymał mnie za rękę – Słyszysz mnie? Nie rób mi tego! - lekarza nadal nie było – Cholera jasna! - wybiegłam z sali i akurat wpadłam na lekarza – Nareszcie Pana znalazłam.
- Byłem na lunchu. Co się stało?
- Niech Pan sam zobaczy – weszliśmy do sali. Od razu podszedł do Michaela.
- Panie Jackson co się dzieje?
- Nie wiem …
- Mówił, że nie może oddychać i nagle zbladł – powiedziałam. Lekarz przyłożył dwa palce do szyi Michaela i spoglądał na zegarek.
- Słaby puls i płytki oddech – zanim się spostrzegłam, lekarza już nie było i dosłownie po chwili wrócił z dwiema pielęgniarkami i urządzeniem monitorującym puls i ciśnienie. Podłączył Michaela i przez chwilę patrzył w monitor. Stałam z boku i obserwowałam – Siostro 1 mg epinefryny dożylnie. Szybko! Musi Pani wyjść – nie miałam zamiaru się sprzeczać, więc otworzyłam drzwi i zanim wyszłam spojrzałam jeszcze na Michaela. Sally czekała na korytarzu.
- I co? - zapytała.
- Nie wiem … musiałam wyjść – zaczęłam płakać. Sally do mnie podeszła i przytuliła. Po cholernie długich pięciu minutach wyszedł lekarz – Doktorze …
- Jest Pani kimś z rodziny?
- Nie.
- W takim razie nie mogę Pani nic powiedzieć.
- Proszę Pana. Jesteśmy przyjaciółmi. Pani Jackson mnie zna i na pewno nie będzie miała nic przeciwko. Błagam Pana … muszę wiedzieć co z nim.
- Ehh … no dobrze. Ciśnienie spadło do 60/20, a puls do 50. Liczyła się każda minuta, dlatego podałem epinefrynę, żeby natychmiast je podnieść. Na razie ma podawany tlen.
- Ale co było przyczyną?
- Spowodowane zostało przez narkozę. Każdy pacjent reaguje inaczej, ale zrobimy dodatkowe badania, żeby się upewnić. Będziemy Go monitorować przez 24 godziny. To bardzo dziwne bo zazwyczaj jeżeli dochodzi do takich sytuacji to od razu po operacji lub na drugi dzień, a tutaj mamy zupełnie inny przypadek.
- Ale będzie już dobrze?
- Miejmy nadzieję. Przekaże to Pani rodzinie?
- Tak … mogę do niego iść?
- Oczywiście – weszłam. Miał założoną maskę tlenową. Podeszłam bliżej. Nie spał i mnie zauważył. Chciał ściągnąć maskę – Nie, musisz ją mieć – powstrzymałam Go. Usiadłam na łóżku – Jeżeli chcesz zostać sam, to wyjdę – znowu złapał mnie za rękę dając mi znak, żebym została – Dobrze, ale wyjdę na chwilę, żeby zadzwonić do Janet – pokręcił przecząco głową.
- Nie dzwoń – powiedział ledwo słyszalnie.
- Muszą wiedzieć … zaraz wracam – wyszłam i jak zawsze wzięłam telefon od Sally. Po paru sygnałach włączyła się sekretarka – Nie odbiera … Sally powinnaś wrócić do pracy.
- Przecież Cię nie zostawię.
- To chociaż teraz jedz i wieczorem po mnie przyjedziesz albo wrócę sama.
- Nie ma mowy, żebyś wracała sama. Ale masz rację … powinnam sprawdzić jak idzie interes – naszą rozmowę przerwał telefon. Zobaczyłam, że dzwoni Janet, dlatego ja odebrałam.
- Tak?
- Dzwoniłaś do mnie, ale jestem w studiu i nie słyszałam.
- Nie się nie stało. Możesz przyjechać do szpitala?
- Stało się coś?
- Tak.
- Pojadę po mamę i zaraz będziemy.
- Ok – rozłączyliśmy się – Zaraz będzie. Możesz jechać .. naprawdę. Nigdzie sama nie pójdę.
- No nie wiem.
- Ale ja wiem. Jedź – wahała się.
- No dobrze, ale czekaj na mnie.
- Nie martw się – przytuliła mnie i poszła. Gdy weszłam do sali, Michael spał. Usiadłam delikatnie na łóżku, żeby Go nie zbudzić. Nie doszłam do siebie, ale nie chciałam Go zostawiać. Zaczęłam cicho mówić – Jak to możliwe? Wczoraj mnie rozśmieszałeś i było wszystko w porządku, a dzisiaj … nie mogę tego zrozumieć, ale bądź silny. Nie mogę Cię stracić. Potrzebuje Cię. Byłam dla Ciebie okropna i nie chcę już taka być … chcę być w końcu sobą, ale potrzebuje twojej pomocy, żeby mi się udało – nie chciałam płakać, ale nie mogłam się powstrzymać. Łzy same leciały – Proszę .. nie poddawaj się … zaraz przyjdzie twoja mama z Janet. Pójdę sprawdzić, czy już są – korytarz był pusty, ale postanowiłam na nie poczekać. Nie musiałam długo czekać bo zdążyłam usiąść na krześle, a wyszły z windy. Pani Jackson była strasznie roztrzęsiona i od razu do mnie podeszła.
- Rose, co się stało?
- Spokojnie .. proszę się uspokoić. Już jest wszystko w porządku.
- Ale co się stało?
- Usiądźmy – wszyscy usiedliśmy. Powiedziałam o wszystkim co się stało.
- Boże, a teraz?
- Teraz śpi. Możecie do niego iść – chciałam poczekać na korytarzu, żeby nie przeszkadzać, ale chciały abym poszła razem z nimi. Gdy weszliśmy, nie spał już.
- Synku – rozpłakała się – Dlaczego ma maskę? - zapytała się mnie.
- Nie mógł oddychać.
- Mój Boże – zaczęła płakać jeszcze bardziej.
- Mamo … nie martw się – powiedział po cichu. Ale to nic nie dało. Nie mogła się uspokoić – Zabierzcie ją stąd – ja i Janet wyprowadziliśmy Panią Jackson na korytarz.
- Mamo .. musisz się uspokoić – mówiła Janet.
- Moje dziecko walczy o życie. To ja powinnam być na jego miejscu … już się nażyłam – spojrzała się na mnie. Myślałam, że zacznie na mnie krzyczeć, że to moja wina itd. - Dziękuje, że przy nim jesteś.
- Nie musi mi Pani dziękować. Michael robi dla mnie o wiele więcej. Pójdę do niego – spojrzał się w moją stronę, gdy weszłam.
- Co z mamą?
- Trochę się uspokoiła.
- Dlatego nie chciałem, żeby tutaj przychodziła – do sali weszła Janet.
- Odwiozę mamę i zaraz przyjadę.
- Nie … zostań z mamą. Lepiej, żeby nie była teraz sama.
- Zostanę z nim – powiedziałam.
- Dobrze, ale przyjadę jutro. Trzymaj się braciszku i nie wykręcaj nam więcej takich numerów.
- Postaram się.
- Dzwoń, gdyby coś się działo – zwróciła się do mnie.
- Jasne – pożegnaliśmy się i wyszła – Lepiej się czujesz?
- Trochę … wybacz, ale jestem śpiący.
- To śpij. Nie musisz się mnie pytać o zgodę.
- Wiem, ale nie chcę Cię urazić.
- Zbyt dużo gadasz. Śpij już.
- Dobrze – zamknął oczy. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Usiadłam na parapecie. Przed szpitalem był chyba jeszcze większy tłum niż wcześniej. Nagle coś mi mignęło przed oczami i po chwili zauważyłam helikopter – To są chyba jakieś żarty – pomyślałam. Krążył przed oknem. Zeszłam z parapetu i zasłoniłam żaluzje. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 13. Po cichu wyszłam z sali. Zjechałam windą na parter bo był tam sklepik i różne maszyny ze słodyczami i napojami. Przed wejściem było jakieś zamieszanie. Podeszłam bliżej i zapytałam się jednego napakowanego gościa w czarnym garniturze – Co się tutaj dzieje?
- Jakaś fanka próbuje nam wmówić, że zna Michaela i chcę tutaj wejść.
- Żartuje Pan?
- Proszę nie mówić mi Pan. Jestem Tom, szef ochrony Michaela – wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Rose, jego przyjaciółka. Mam nadzieje, że mnie nie weźmiesz za napaloną fankę?
- Hehe nie. Widziałem jak Pani Jackson po Ciebie wyszła – rozmowę przerwał nam inny ochroniarz.
- Mamy problem. Uciekła nam.
- Co?! Żarty sobie robisz?! Jak mogła wam zwiać?!
- Dwie inne dziewczyny nas zagadały i się prześlizgnęła.
- Chyba sobie kurwa żartujesz?!! Wrócimy do tej rozmowy! A teraz idziemy jej szukać. Nawet nie chcę myśleć co jej może strzelić do głowy, gdy zobaczy Michaela. Dwóch pojedzie dwiema windami, a ja pójdę schodami.
- Szefie jest problem – powiedział jakiś inny, który miał jechać drugą winda.
- Jeszcze jakiś?!
- Druga winda jest właśnie w drodze i zatrzymała się na … - wszyscy patrzeliśmy na jakim pietrze się zatrzyma – Piątym.
- To Ona! Szybko! Schodami! - pobiegli do klatki schodowej. Cholera jasna On tam jest sam, a ta dziewczyna Go szuka. Pobiegłam za nimi. Nie miałam szans, żeby ich dogonić, ale wiedziałam gdzie biegną. Gdy byłam na miejscu, myślałam, ze zaraz wypluję płuca. Z daleka widziałam ją. Stała i płakała. Jeden z nich już ją trzymał. Podeszłam do nich – Wyprowadźcie ją – zarządził Tom.
- Nie! - próbowała się wyrwać, ale nie miała szans. Nie wyglądała na jakąś napaloną fankę, tylko zwykłą dziewczynę. Na dodatek niepełnoletnią.
- Zaczekajcie – spojrzeli się na mnie – Mogę z nią porozmawiać?
- Po co?
- Mogę?
- Dobra, ale nie spuszczajcie z niej oka – puścił ją. Nadal płakała.
- Hej. Nazywam się Rose, a ty?
- Samantha.
- Ile masz lat?
- Piętnaście .. co ze mną zrobicie? - była przestraszona.
- Nic, ale powiedz, dlaczego koniecznie chciałaś tutaj wejść.
- Bo .. bo Michael tutaj leży i chciałam tylko Go zobaczyć .. bo .. ja się o niego martwię – podeszłam do Toma.
- Posłuchaj … Ona nic nikomu nie zrobi .. chcę Go tylko zobaczyć.
- Nie ma mowy. Nie wiadomo co jej odbije.
- Będę jej pilnować. Jak, by co to możesz winę zwalić na mnie.
- Nie wiem dlaczego to robię, ale się zgadzam, tylko pilnuj ją – wróciłam do tej dziewczyny.
- Michael teraz śpi i musimy być bardzo cicho, rozumiesz?
- Tak – wprowadziłam ją do sali. Gdy Go zobaczyła, zakryła dłońmi usta – Co mu jest?
- Miał operację i ciężko ją znosi – wybiegła na korytarz, ja za nią. Siedziała pod ściana i płakała – Wyjdzie z tego. Nie płacz – ukucnęłam przed nią.
- Moim jedynym marzeniem jest rozmowa z nim. Nic więcej .. zwykła rozmowa – ta dziewczyna nie była jak pozostałe. Widziałam to w jej oczach. Nie kłamała, nie udawała. Po prostu martwiła się o swojego idola.
- Wiesz co? Zostaw mi swój adres – popatrzyła się na mnie – Gdy Michael dojdzie do siebie to z nim porozmawiam – zapisała mi na kartce. Ochroniarze ją odprowadzili do wyjścia. Został tylko Tom.
- Po co jej robisz nadzieję?
- A kto powiedział, że robię? - weszłam do sali. Usiadłam na fotelu i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Myślałam, że to mi się śniło, ale po obudzeniu zobaczyłam kartkę z adresem. Była 18. Michael jeszcze spał. Wydało mi się to podejrzane, więc podeszłam do niego. Wszystko było w porządku. Poszłam do łazienki i przemyłam twarz. Gdy wycierałam twarz ręcznikiem usłyszałam jakiś głos. Nie zamknęłam drzwi do końcu, więc podejrzałam. Myślałam, że się przewidziałam. To była Brooke.
- I po co Ci to było? - mówiła do niego. Zauważyłam, że miał otwarte oczy – Myślałeś, że tak łatwo Ci odpuszczę? Oddałam Ci swoje serce, a ty je odrzuciłeś.
- Nigdy nie robiłem Ci nadziei i nigdy nie bylibyśmy razem.
- Bo wolisz tę sukę!
- Nie mów tak o niej.
- Obiecałam, że mi za to zapłacisz i ten dzień właśnie nadszedł – zaczęła coś majstrować przy wenflonie od tlenu.
- Co tutaj robisz? - wyszłam – Nie spodziewałaś się mnie, co? - natychmiast się odwróciła.
- Przyszłam się pożegnać z Michaelem.
- Pożegnać? Zaraz, zaraz co ty tam grzebałaś? - podeszłam do butli z tlenem. Wenflon był odczepiony – Chciałaś Go zabić?
- Musi mi zapłacić za to co zrobił.
- Wynoś się stąd zanim wezwę ochronę! - podłączyłam Go z powrotem. Odwróciłam się w jej stronę. Myślałam, że sobie poszła, ale nadal stała w tym samym miejscu – Nie słyszałaś?! Wyjdź zanim Cię wyniosą! - ależ byłam wściekła. Pchnęłam ją bo już nie mogłam dłużej wytrzymać – Ogłuchłaś?! - miałam już do niej podejść i wyjaśnić ręcznie, ale w ostatniej chwili Michael mnie złapał w talii i trzymał. Chyba odzyskiwał siły bo nie mogłam się uwolnić z tego uścisku. Powoli się wycofywała – Jeżeli jeszcze raz Cię tu zobaczę to masz zagwarantowane miejsce na piętrze -1! – czyli kostnica.
- Jeszcze zobaczymy – powiedziała zanim zamknęła drzwi.
- Nic Ci nie zrobiła?
- Nie zdążyła, ale nie wiedziałem, że jesteś taka waleczna.
- Nienawidzę jej. Ona jest nienormalna.
- Nie myśl już o niej.
- A jak wróci?
- Nie sądzę – ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę – odpowiedziałam. To była Sally.
- Już jestem. Jak się czujesz? - zapytała Michaela.
- Trochę lepiej.
- Co w pracy? - zapytałam.
- Miałaś rację, że powinnam sprawdzić. Przez nich mam roboty na co najmniej tydzień, ale nie mogę Cię zostawić.
- Mną się nie przejmuj.
- Dobra, dobra. To co jedziemy już?
- Możemy porozmawiać? Na osobności.
- Ok – wyszliśmy na korytarz.
- Bo jest taka sprawa. Przed chwila była tutaj Brooke. Chciała Go zabić.
- Co ty mówisz?
- To co słyszysz. Odłączyła Go od tlenu, ale na całe szczęście wszystko widziałam.
- Dołożyłaś jej?
- Chciałam, ale Michael mnie powstrzymał. Boję się, że może wrócić, dlatego chcę tutaj zostać na noc. Będziesz mogła jechać jutro do pracy.
- Czy na pewno chodzi Ci tylko o jego bezpieczeństwo?
- Tak .. o co Ci chodzi?
- Nieważne. Tak naprawdę nie potrzebujesz mojej zgody, ale skoro już zapytałaś to nie mam nic przeciwko. Przyjadę jutro przed pracą. Pa.
- Pa – weszłam z powrotem do sali – Sally już pojechała.
- A ty?
- A ja zostaje .. chyba, że moja obecność Ci przeszkadza.
- He nie.
- To dobrze bo i tak bym nie poszła.
- Usiądź przy mnie – usiadłam na łóżku.
- Śpij .. sen dobrze Ci zrobi – patrzył się na mnie jeszcze przez chwilę i zamknął oczy. Patrzyłam się na niego. Coraz bardziej się do niego przywiązywałam. Nie chciałam tego, ale to było silniejsze. Nie chciałam się w nim zakochać bo bałam się, że okaże się kolejnym draniem. Jednak coś mnie do niego ciągnęło. I chyba Sally miała rację. Nie chciałam zostać przy z nim tylko dla bezpieczeństwa. To było coś więcej. Widziałam, że nie jestem mu obojętna. I byłam mu wdzięczna, że nie próbuje na siłę mnie do siebie przekonać. Nie byłam gotowa i On to wiedział. Wszystkie spędzone z nim chwile, nawet te mniej przyjemne, gdy mnie wkurzał, mi się przypomniały, ten nasz pocałunek w piwnicy. Wtedy chciałam mu dać do zrozumienia, że dam mu szansę i żeby nie wychodził. Ale nie posłuchał. Chciał się dla mnie poświęcić, ale nie mogłam mu na to pozwolić. Ktoś wszedł do sali. Spojrzałam w stronę drzwi i tego się nie spodziewałam. To był Joseph. Podszedł bliżej. Bałam się Go, ale nie chciałam dać po sobie tego poznać.
- Wyjdź. Chcę zostać z nim sam – powiedział, ale ja nie miałam takiego zamiaru.
- Nigdzie nie pójdę – spojrzał się na mnie zaskoczony – Po co w ogóle Pan tutaj przyszedł?.
- Ja? Jestem jego ojcem i mam prawo tutaj być .. w przeciwieństwie do Ciebie.
- Pan się nazywa ojcem? - cholera po co to powiedziałam.
- Posłuchaj mnie mała. Nie prowokuj mnie – złapał mnie za ramię i podniósł – Wyjdź po dobroci, zanim stracę nad sobą kontrolę.
- Już powiedziałam, że nigdzie nie pójdę! - zacisnął rękę na moim ramieniu jeszcze mocniej – Proszę mnie puścić.
- Zaraz nauczę Cię szacunku do starszych – spojrzałam na Michaela. Chyba usłyszał naszą kłótnie bo otworzył oczy.
- Joseph? Co tutaj robisz? - ściągnął z twarzy maskę – Puść ją!
- Najpierw nauczę ją szacunku. Już Ci nie pomoże – miał na myśli Michaela, ale ten odłączył się od tego urządzenia i ledwo wstał. Byłam przerażona.
- Powiedziałem puść ją – złapał Go za rękę, która ściskała moje ramię i uwolnił mnie z tego uścisku – Wyjdź i nigdy nie wracaj – nie spodziewał się, że Michael wstanie i się mu postawi. Nic nie powiedział, tylko wyszedł.
- Zwariowałeś? Jesteś zbyt słaby, żeby wstawać. Kładź się natychmiast – podtrzymałam Go, żeby nie upadł. Nagle urządzenie zaczęło wydawać długi, głośny dźwięk. No tak przecież się odłączył. Zdążył usiąść, a do sali wparował lekarz z pielęgniarką.
- Co tu się dzieje? Panie Jackson, kto pozwolił Panu wstać i się odłączyć? Proszę się położyć. Może Pani na chwilę wyjść?
- Tak – zastanawiałam się dlaczego zawsze każą wyjść odwiedzającym. Długo nie czekałam. Lekarz mnie zawołał.
- Jak długo Pani tutaj będzie?
- Yyy w zasadzie to … chciałam zostać całą noc – nie byłam pewna, czy to powiedzieć bo myślałam, że każe mi już iść, żeby Michael odpoczął.
- Rozumiem. Zapytałem się ponieważ odłączyłem Pana Jacksona od tlenu bo już sam oddycha, ale w razie czego maskę zostawiam o tutaj i gdyby coś się działo to by Pani po prostu ją założyła.
- Dobrze … czyli mogę tutaj zostać?
- Jeżeli Pan Jackson nie ma nic przeciwko to ja tym bardziej – uśmiechnął się. Spojrzałam się za lekarza i zauważyłam, że Michael ma zamknięte oczy.
- Chciałam się zapytać, czy to normalne, że tak często śpi?
- Tak to normalne. Po operacji organizm musi dojść do siebie, a teraz podałem środek uspokajający bo zauważyłem, że był zdenerwowany, więc będzie spał do rana. Gdyby były jakieś problemy to proszę iść do lekarza dyżurnego bo ja już kończę pracę. Dobranoc.
- Dobranoc – wyszedł. Usiadłam w fotelu. Joseph był drugą już osobę, której nienawidziłam. A może pierwszą? Nieważne. Jego jak i tej całej Brooke równie mocno nienawidziłam. Nie rozumiem tych ludzi, a szczególnie Josepha. Jak może być tak podły dla Michaela. I jeszcze miałam ich zostawić samych. Ciekawe co On by wymyślił, żeby Go ukarać. Po długich rozmyślaniach zasnęłam.

**************************************

Nie bójcie się. Nie będę opisywała każdego dnia z ich życia. Bo pewnie sobie tak pomyślałyście ;)

15 komentarzy:

  1. SUPER!!!!!! CUDOWNIE PISZESZ I PISZ DALEJ. CZEKAM NA KOLEJNĄ NOTKE :-) ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Superrrr notka kocham ten blog!!! Było pełno emocji twój blog mnie zainspirował i też chce założyć bloga o Michaelu. Zniecierpliwością czekam na następną notkę

    OdpowiedzUsuń
  3. Heja!
    Notka jest FENOMENALNA! Zresztą tak jak wszystkie... :D
    Już się zaczęłam bać kiedy do sali wszedł Joseph, ale Michael jak zwykle pomógł Rose. :D
    KURDE NO!!! Wiem, że to tylko nieprawdziwe opowiadanie, ale zazdroszczę tej dziewczynie... Samancie. Też pewnie bym tak zareagowała. No, ale cóż... Nigdy nie było i nie będzie mi dane spotkać Michaela... Chyba, że po drugiej stronie. :(
    Znam go od nie dawna, a brakuje mi go, jakby był kimś z rodziny... głupie. Jeszcze ta zbliżająca się rocznica...

    Pozdrawiam ciepło, Jacksonowa ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne jak zawsze. Zapraszam do mnie na Never Let Me Go http://mj-you-are-not-alone.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. łooł świetna notka ileż emocji ile wrażeń..no i zapach miłości.:D co do pisania dzień po dniu to ja nie mam nic przeciwko uwielbiam czytac o Tych dwojgu..:D nawet kiedy Rose siedzi przy Miku i trzyma go za łapke, bo to jest takie ciepłe, szczere i niewinne..<3

    OdpowiedzUsuń
  7. Dodałam już wcześniej komentarz, ale nie wiem dlaczego się nie dodał...
    Oczywiście notka mi się ogromnie podobała, jak zawsze :D
    Tylko teraz Michael jest ze wszystkich stron w niebezpieczeństwie... ;/
    A mam nadzieję, że na nowym blogu zadomowisz się na dobre. :)
    Ja się tylko cieszę, że u nas na onecie nie zdecydowali się na zmiany...
    A tak wgl to zapraszam do mnie, dodałam w piątek nową notkę i będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad ;)
    Pozdrawia, susie-theme :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć.
    Przeczytałam właśnie wszystkie twoje notki i nie mogę się doczekać następnej.
    Twoje opowiadania są świetne, tak mnie wciągają, że nawet po nocach się chowałam , żeby rodzice nie zobaczyli, że jeszcze siedzę na komputerze, i czytałam;D. Nie wiem jak długo wytrzymam bez kolejnej notki xD. Strasznie się boje co będzie z Michaelem i czy z Rose będzie wszystko w porządku. No i oczywiście czy da szansę Michaelowi, a ta Brook się od nich odczepi.
    Czekam z niecierpliwością, Jacksonka xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy następna notka??
    Piszesz SUPER!!!!
    I LOVE YOU MICHAEL <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  10. Pełen emocji ten rozdział... Cieszę się, że Rose i Mike są ze sobą coraz bliżej. Wkurza mnie Brooke. A Joseph... szkoda słów. Mam nadzieję że Michael szybko dojdzie do siebie. I że ta fanka czeogś nie namiesza między nimi. Pisz szybko :D
    [lady-in-my-life.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  11. Twój blog mi przypomina ten tydzień,gdy nie spałam całą noc...czytałam go wtedy gdy miał inny szablon.i powiem ci,ze jest taki piękny,realistyczny...Słodki.:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Och Kochana,nawet nie wiesz ile radości sprawia mi czytanie Twojego opowiadania.Strasznie się cieszę,że znalazłam tego bloga i mogę śledzić przepiękną historię Mike'a i Rose.

    P.S.Kiedy możemy liczyć na kolejną część? :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zaczyna mi się trochę nudzić ten czarny scenariusz każdego dnia, będą kiedyś szczęśliwi?

    OdpowiedzUsuń