sobota, 3 września 2016

Bad Girl 68

Gdy, tylko otworzyłam oczy zobaczyłam Michaela. Złapałam się za głowę. Okropnie mnie bolała i nie wiedziałam co się stało.
- Co .. co się stało? - próbowałam się podnieść lecz nie dałam rady.
- Straciłaś przytomność. Nie wstawaj – pogłaskał mnie po policzku – Tak się bałem .. - był smutny – Jutro jedziemy do lekarza, żeby odebrać wyniki.
- Sama pojadę. Masz dużo pracy.
- Praca nigdy nie będzie ważniejsza od Ciebie. Zmieniły mi się priorytety – słabo się uśmiechnął.
- Właśnie widzę pracoholiku.
- Jak już to były.
- No dobrze. Ale do lekarza pojadę sama.
- Ale dlaczego? Chce wiedzieć, czy wszystko w porządku.
- Przecież Ci powiem.
- Właśnie nie jestem pewien. Za dobrze Cie znam – westchnęłam. Miał rację. Najchętniej to bym w ogóle mu nie powiedziała, jeżeli to by było coś złego – No właśnie.
- Ale tym razem Ci obiecuje, że powiem wszystko – spojrzał na mnie uważnie.
- Obiecujesz?
- Tak – chwilę milczał. Pewnie się zastanawiał.
- Niech Ci będzie, ale niech lepiej ojciec Cie zawiezie. Nie chce, żebyś prowadziła – wywróciłam oczami – Bo ja z Tobą pojadę.
- Dobra, więc mnie zawiezie – nie miałam wyjścia.

*****

Czekałam już na korytarzu aż mnie lekarz zawoła do gabinetu. Strasznie się stresowałam i przez to bolał mnie brzuch. Ręce mi się pociły i nie mogłam wysiedzieć na miejscu. Chodziłam w tą i z powrotem. Nagle wyszedł lekarz. Weszłam za nim.
- Proszę niech pani siada – usiadłam przy jego biurku – Jak się pani czuła przez ten czas?
- Nie za dobrze. Wczoraj na chwilę straciłam przytomność – przeglądał jakieś papiery – To są moje wyniki? - spojrzał na mnie.
- Tak. Właśnie je odebrałem.
- Może mi pan już powiedzieć? Strasznie się denerwuje, a chce mieć to już z głowy.
- Niepotrzebnie się pani denerwuje – uśmiechnął się – Wyniki ma pani jak najbardziej dobre.
- Hm? W takim razie, dlaczego tak fatalnie się czuje?
- Miała pani ostatnio miesiączkę?
- To znaczy czasami mam nieregularne, więc nie zwracam na to za bardzo uwagi.
- Teraz w ogóle nie będzie pani musiała się tym przejmować – nadal nie rozumiałam – No dobrze. Już nie trzymam pani w niepewności. Jest pani w ciąży.
- Co?? - w pierwszym momencie, gdy to usłyszałam .. zamurowało mnie, ale po chwili .. radość oblała me serce – Ale to jest pewne?
- Hehe tak. Jest pani w czwartym tygodniu. Gdyby zrobiła pani test ciążowy, to już dawno by się wyjaśniło.
- O matko ... - zakryłam dłonią usta, a w oczach zakręciły się łzy – Nie mogę w to uwierzyć … robiłam test, ale dużo wcześniej …
- Przepiszę Pani witaminki. Proszę je brać regularnie.
- Dobrze … - nadal byłam w szoku i nie dotarło to do mnie do końca. Lekarz zrobił mi jeszcze USG, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, dał zdjęcie i mogłam już wyjść.
Wyszłam z gabinetu cała w skowronkach. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Chciałam tego od bardzo dawna. W zasadzie odkąd jestem z Michaelem. Wcześniej nie czułam instynktu macierzyńskiego. Jak jedna osoba potrafi zmienić nasz świat. Właśnie. Muszę mu powiedzieć. Musi dowiedzieć się pierwszy. W końcu zostanie tatusiem. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w aucie.
- I co powiedział lekarz? Jak wyniki? - ojciec zaczął zadawać setki pytań.
- Dobrze – nadal się uśmiechałam.
- Ale? - spojrzałam na niego.
- Nie ma żadnego ''ale''. Naprawdę wyniki wyszły dobrze … nawet bardzo. Możemy podjechać do apteki?
- Tak, ale po co? - odpalił silnik i ruszył.
- Lekarz kazał mi przyjmować witaminy dla wzmocnienia.
- No dobrze – resztę drogi się nie odzywaliśmy. Zastanawiałam się jak powiem o tym Michaelowi. Nie był na to przygotowany, ale wiem, że się ucieszy. Dlatego nie mam żadnych obaw. Ojciec podjechał do apteki jeszcze. Poszłam sama kupić wszystko co miałam na recepcie i wróciłam – Widzę, że po wizycie u lekarza polepszył Ci się nastrój.
- Nie da się ukryć. W końcu usłyszałam, że jestem zdrowa. Czego chcieć więcej?
- Masz rację – nagle zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
- Halo?'
- To ja kotku. Byłaś już po wyniki?
- Tak. Właśnie wracam z tatą do domu.
- Nie trzymaj mnie w niepewności … - zaśmiałam się.
- Nic mi nie jest. Jestem w pełni zdrowa.
- Na pewno? Proszę Cie powiedź mi prawdę – wywróciłam oczami.
- Misiu naprawdę nic mi nie jest. Pokaże Ci nawet wyniki jeżeli chcesz – oj pokaże.
- Znasz odpowiedź. No dobrze. Chciałem się dowiedzieć, że wszystko w porządku. Muszę kończyć. Zobaczymy się wieczorem. Kocham Cie.
- Ja Ciebie też – rozłączyłam się. Kątem oka zauważyłam, że ojciec się na mnie patrzy dłuższą chwilę. Spojrzałam na niego – No co?
- Nic – powrócił na patrzenie na ulicę.
- Dzwonił mój narzeczony … coś Ci nie pasuje znowu?
- On mi nie pasuje.
- Trudno. Niedługo będzie należał do naszej rodziny i musisz Go zaakceptować.
- Nic nie muszę.
- Cholera jasna! Ja Go kocham, rozumiesz?! To nie jego wina, że ma powalonego ojca. Mike tego nie chciał i jak widzisz nie zrobił, bo nie jest taki.
- Ale chciał i to mi wystarczy.
- Właśnie usiłuje Ci to wytłumaczyć, że nie chciał. Był pod wpływem Josepha. Ja mu wybaczyłam … dlaczego Ty nie możesz?
- Ponieważ jesteś moją jedyną córką i abyś była szczęśliwa.
- Nie zauważyłeś, że jestem? Jestem jak nigdy. Ile razy będziemy jeszcze o tym mówić, żebyś w końcu przestał mieć do niego pretensje? Proszę Cie … - spojrzał na mnie.
- Ehh … mogę spróbować … ale niczego nie obiecuje.
- Ważne, że spróbujesz – pocałowałam Go w policzek – Dziękuje.
Od razu poszłam do pokoju, żeby się przypadkiem nie wygadać. Schowałam wyniki do szafki, żeby nie wpadły w niczyje ręce. Podeszłam do lustra, podwinęłam bluzkę do gór, żeby odsłonić brzuszek. Wiadomo, że nic nie było widać, ale sam fakt, że wewnątrz mnie rozwijał się nowy człowiek sprawiał mi szczęście. Pogładziłam się po brzuchu i nagle usłyszałam kroki za drzwiami. Szybko zakryłam brzuch.
- Mogę? - mama lekko otworzył drzwi.
- T-tak .. wejdź.
- Przeszkodziłam Ci?
- Hm? Heh nie .. nie masz w czym. Coś chciałaś?
- Właściwie się zapytać, czy naprawdę wszystko jest w porządku.
- Jak najbardziej, mamo.
- Wiesz, że się o Ciebie bardzo martwię.
- Mamo .. gdyby coś było nie tak to bym przecież powiedziała. Zachowujesz się jak Michael z tą przesadną troską.
- Bo Cie kochamy. Dobrze idę obiad robić. Mike przyjedzie? - zapytała wychodząc.
- Tak, ale dopiero wieczorem.
- Czyli zostanie do rana – stwierdziła z tym swoim uśmieszkiem.
- Mamo! - zaśmiałam się i rzuciłam w nią poduszką. Niestety zdążyła szybko wyjść. Coraz bardziej przypominała ojca z tym poczuciem humoru i docinkami. Ale było zabawnie. Teraz pozostało mi tylko czekać na Michaela.

*****

Coś nie szło mi dzisiaj w studiu. Próbowałem się skupić, ale to nie było to. Co godzinę robiłem przerwę, myśląc, że coś to pomoże. Może dlatego, że martwiłem się o Rose. Nie wiem co bym zrobił, gdybym coś jej było. Siedziałem sobie na parapecie, gdy nagle wszedł Frank.
- A co to? Nie powinieneś pracować?
- Wena mnie opuściła – patrzyłem przez szybę.
- Nie zapominaj kim jesteś.
- Nawet jak bym chciał to co chwilę mi o tym przypominacie. Są ważniejsze rzeczy niż praca.
- Ważniejsze? Chyba sam w to nie wierzysz. Ale słucham … co jest ważniejsze? - wywrócił oczami.
- Wyobraź sobie, że założenie rodziny … ustatkowanie się.
- Dobrze wiesz, że to Ciebie nie dotyczy. Nie możesz sobie na to pozwolić. Masz karierę i pniesz się coraz wyżej – spojrzałem na niego.
- Nie zgadzam się na to, rozumiesz? Jeszcze udowodnię wszystkim, że można pogodzić karierę z życiem osobistym.
- Nadal wierzysz w bajki, a tymczasem musimy omówić szczegóły trasy.
- Jakiej trasy?
- Co się z Tobą dzieje? Halo tu ziemia do Michaela – pomachał mi dłonią przed oczami - Trasy koncertowej, w którą wyruszysz ze swoimi braćmi.
- Nic z tego …
- To nie było pytanie. Wyruszacie za trzy tygodnie.
- Nie pojadę! Już wcześniej to mówiłem, że nie chce mieć już wspólnego z The Jacksons. Rozpocząłem własną karierę.
- Ta trasa Ci nie zaszkodzi, a wręcz pomoże. To już postanowione – zostawił papiery i wyszedł – spojrzałem za nim. Wstałem z parapetu i podszedłem, żeby sprawdzić te papiery.
- Trasa rozpocznie się za trzy tygodnie i ma trwać pięć miesięcy?! - przeczytałem na głos. Czy Oni zwariowali? Dopiero co się oświadczyłem, a Oni każą mi wyjechać na pięć miesięcy? Jak ja mam o tym powiedzieć Rose? I to jeszcze teraz, gdy ten gnój jest na wolności, a Rose nie czuje się najlepiej. No zajebisty czas! Rzuciłem te papiery i zacząłem chodzić po pomieszczeniu. Nie miałem wyjścia i nie podobało mi się to. Całkiem nie potrafiłem się skupić na tworzeniu. Spojrzałem na zegarek. Była 22:00. Chciałem się z nią zobaczyć, ale nie wiedziałem, czy to dobry pomysł o tej porze. Wykręciłem do niej numer.
- Halo?
- To ja kochanie. Zasiedziałem się w studiu. Chyba jutro się zobaczymy ..
- Co? Nie. Przyjedź dzisiaj. Proszę.
- Ale o tej godzinie? Twoi rodzice nie będą zadowoleni.
- Mam to gdzieś. Czekam na Ciebie – rozłączyła się. Muszę przyznać, że nie straciła charakterku. Zabrałem swoją bluzę i wyszedłem ze studia i z budynku. Wsiadłem do samochodu. Po drodze zauważyłem kwiaciarnie. Zatrzymałem się i kupiłem piękny bukiet kwiatów. Pół godziny później byłem pod drzwiami.
- O jednak przyjechałeś – otworzyła mi mama Rose.
- Wiem, że jest późno …
- Nie musisz mi się tłumaczyć – uśmiechnęła się i mnie wpuściła – Czeka na Ciebie u siebie.
- Dziękuje – poszedłem na górę i wszedłem do jej pokoju – Witaj piękna – podszedłem do niej od tyłu, ponieważ grzebała w szafce i wyciągnąłem dłoń z kwiatami – Dla Ciebie.
- O jacie .. ależ mnie wystraszył – odwróciła się do mnie – Są piękne. Dziękuje – dała mi buziaka – Cieszę się, że przyjechałeś.
- Nie miałem wyboru. Posłuchaj … musimy porozmawiać …
- Tak .. musimy …
- To …
- Może ja pierwsza? - patrzyła proszącą. Pokiwałem głową na tak – Więc .. chodzi o moje wyniki …
- Przecież mówiłaś, że wszystko w porządku …. kłamałaś?
- Nie! Oczywiście, że nie … ale … jest coś o czym musisz wiedzieć .. - widziałem, że się stresowała. Stałem cały czas przed nią i złapałem za łapki.
- Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.
- Nawet muszę .. poczekaj … - podeszła do tej szafki i wyciągnęła jakieś papiery – To są moje wyniki – wręczyła mi – Widzisz? Są dobre – przejrzałem je i mówiła prawdę – A to … to jest moje USG – też mi wręczyła, ale nic na nim nie widziałem.
- Ale nic tutaj nie ma – spojrzałem na nią.
- Bo .. dopiero za jakiś czas będzie widać .. - jeszcze raz spojrzałem na to zdjęcie i na nią.
- Nie … - czekałem na jej potwierdzenie, że się nie mylę. Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Tak .. jestem w ciąży ..
- O Boże! - podniosłem ją i mocno przytuliłem – Nie masz pojęcia jak się cieszę i jak bardzo Cie kocham – aż się popłakałem ze szczęścia.
- Ja też się cholernie cieszę i czekałam z tym cały dzień – słyszałem po jej głosie, że także się wzruszyła – Będziemy mieli dzidziusia – postawiłem ją. Płakaliśmy i śmialiśmy się równocześnie. Wzięła moją dłoń i położyła na swoim brzuchu.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć. Ale … kiedy?
- To 4 tydzień więc sam wiesz.
- No tak … wieczór, gdy zgodziłaś się zostać moją żoną. Boże … nie wiem co powiedzieć – pocałowałem ją czule – Mówiłaś komuś?
- Chciałam, żebyś dowiedział się pierwszy.
- Hmm .. to zaraz wracam – zbiegłem po schodach na dół i odnalazłem Panią Baker. Od razu ją przytuliłem.
- O .. no nie przeczę, że to miłe, ale mogę się dowiedzieć co się stało? Hehe – spojrzałem po chwili na nią.
- Zostanę tatą – szczerzyłem się jak głupi.
- Co? Ale .. jak to .. ?
- To prawda mamo – Rose zeszła na dół – A Ty zostaniesz babcią.
- No w końcu. Ileż można było czekać – przytuliły się – Gratuluje wam. Naprawdę się cieszę razem z wami.
- Chodź Misiu – złapała mnie za łapkę – Mamo my pójdziemy już do mnie. Musimy jeszcze porozmawiać.
- Porozmawiać .. rozumiem – puściła nam oczko – Więc was już nie przytrzymuje – poszliśmy na górę.
- Przebieramy się w piżamki i porozmawiamy o tym o czym chciałeś – podeszła do szafy, wyciągnęła piżamę i zaczęła się rozbierać. Gdy została w samej bieliźnie, nie wytrzymałem i podszedłem do niej – Hmm? - położyłem dłonie na jej biodrach i wpiłem się w jej usta. Zarzuciła mi ręce na szyję i odwzajemniała moje namiętne pocałunki. Po chwili poczułem, że odpina guziki mojej koszuli, która opadła na podłogę. Szedłem dłońmi coraz wyżej i już miałem odpinać zapięcie stanika, gdy nagle drzwi się otworzyły.
- Co Ty robisz z moją córką?!! - ojciec Rose podszedł szybkim krokiem i nas rozdzielił, po czym odepchnął mnie z całej siły na ścianę – Nie masz prawa jej dotykać swoimi łapskami!! - rzucił się na mnie z łapami. Nie chciałem Go bić, więc robiłem uniki.
- Zostaw Go! - Rose podeszła i chciała Go odciągnąć, ale odepchnął ją, tak że upadła. Ogarnęła mnie złość, gdy to zobaczyłem. Odepchnąłem Go i podbiegłem do niej.
- Kochanie .. nic Ci nie jest?
- Nie .. chyba nie … - położyła odruchowo dłoń na brzuchu. Pomogłem jej wstać i usiąść na łóżku.
- Zabije Go! - tym razem to ja rzuciłem się na niego i uderzyłem kilka razy po twarzy.
- Michael! Nie! - mama Rose podeszła i mnie powstrzymała – On jest wypity. Właśnie wrócił. Nie wie co robi – patrzyłem się na niego i ciężko oddychałem. Nadal byłem wściekły – Zabiorą Go stąd – faktycznie udało jej się Go zabrać. Usiadłem koło Rose i też położyłem dłoń na jej brzuchu.
- Na pewno wszystko w porządku? Może pojedziemy do szpitala ..
- Naprawdę nie trzeba. Nic mnie nie boli. Pierwszy raz widziałam Go w takim stanie .. po alkoholu nie był agresywny nigdy – przytuliła się – Nie zrobił Ci nic?
- Nie .. to ja Go trochę uszkodziłem. Pewnie rano nie będzie niczego pamiętał. Wiesz .. może chodźmy się położyć.
- To jest dobry pomysł – położyła się w bieliźnie samej. Ściągnąłem spodnie i również się położyłem. Wtuliła się we mnie, a ja ją objąłem.
- Mam na oku dom na sprzedaż – spojrzała na mnie – Kupie Go dla nas i już nikt nam nie będzie mówił co mamy robić.
- Kiedy? - trochę się zdziwiłem.
- Czyli jednak chcesz?
- Zaręczyliśmy się i będziemy mieli dziecko, a co najważniejsze kochamy się. Tak jestem zdecydowana. Nawet jutro możemy się przeprowadzić.
- Hehe kotku wiesz, że bardzo chętnie, ale najpierw muszę Go kupić.
- Więc poczekam skarbie – dała mi buziaka – A właśnie .. chciałeś coś mi powiedzieć – no tak. Nie zapomniała. Postanowiłem powiedzieć jej od razu.
- Ehh .. bo .. jak mam Ci to powiedzieć …
- Coś się stało? - podniosła się.
- Można tak powiedzieć … dobra nie będę owijał w bawełnę. Jestem zmuszony jechać w trasę koncertową z braćmi za 3 tygodnie.
- Co?! Teraz?! Gdy wszystko zaczęło się w końcu układać?!
- Proszę nie denerwuj się. Wiesz, że nie chce.
- Na ile? - zauważyłem łzy w jej oczach, gdy zapytała.
- Pięć miesięcy … - opuściłem głowę.
- Super .. - rozpłakała się – Czyli nie będzie Cie, gdy najbardziej będę Cie potrzebowała, tak? Nie będziesz na badaniach USG? Nie będziesz razem ze mną widział jak nasze maleństwo rośnie i się rozwija? Zostanę z tym sama. Nawet nie będziesz świadkiem, gdy pierwszy raz kopnie.
- Proszę .. nie płacz .. naprawdę chce z wami zostać. Wiesz o tym.
- Ale i tak jedziesz – odwróciła się do mnie plecami i płakała – Wiem, że to Twoja praca ale .. inaczej to sobie wyobrażałam …
- Wiem .. ja tak samo – zaryzykowałem i przytuliłem ją od tyłu – Wiesz co? Będę co miesiąc przyjeżdżał i będę na badaniach. Wiem, że to niewiele, ale tylko tyle mogę.
- Ehh .. chodźmy spać. Dobranoc.
- Dobranoc kochanie – czułem się z tym źle. Paskudnie.  

*****

Witajcie kochani.
Wiedziałam, że mam domyślne czytelniczki, dlatego pisze to na końcu, żebyście się nie dowiedzieli o ciąży przed przeczytaniem. Wiedziałam, że będziecie podejrzewać ciąże, wiec aby potrzymać was troszkę w niepewności dodałam wątek o zasłabnięciu Rose. Teraz już wszystko jasne.
Muszę was przeprosić za tak długą nieobecność. Ale najpierw miałam najlepsze, dwutygodniowe wakacje, a potem ... miałam zły czas .. nadal Go mam. No mam doła i tyle. Nie będę zanudzała was szczegółami. Ale musicie wiedzieć, że co tydzień nie dam rady wstawiać notek. Może, gdy kiedyś z tego wyjdę, notki będą jak kiedyś. Wiec wybaczcie jeżeli notki wyjdą mi słabe.
Jeszcze tylko jedno. Doszły mnie słuchy, że jedna z moich czytelniczek, a dokładnie mówiąc Basia, mnie pozdrawia oraz nie może się doczekać nowej notki. Szczerze to się tego wgl nie spodziewałam. Droga Basiu naprawdę się cieszę i jednocześnie dziękuje, że podoba Ci się to co robię i że nadal czytasz. To dla mnie bardzo ważne. Również Cie pozdrawiam ciepło.
Dziękuje wszystkim, którzy wytrwali w tym wyczekiwaniu na nową notkę.
Pozdrawiam.