poniedziałek, 3 czerwca 2013

Bad Girl 3

Obudziłam się, spojrzałam na zegarek i doznałam szoku – Co? 10?! - nigdy tak długo nie spałam. Poszłam przemyć twarz, żeby się przebudzić. Poszłam z powrotem do pokoju i usiadłam na łóżku. Schowałam twarz w dłoniach, bo głowa mi pulsowała – Cholera jasna, co się wczoraj stało? - dziwne ale nie mogłam sobie przypomnieć, a przecież wypiłam tylko jednego drinka. Podeszłam do okna i nagle mi się przypomniało – Michael – powiedziałam do siebie. Mój plan się udał to dlaczego czułam się podle? Przecież o to mi chodziło, żeby dał mi spokój, a czuje się jak …. no właśnie jak? Nadal widziałam, te jego smutne oczy kiedy nas zobaczył jak się obściskujemy. Może powinnam do Niego zadzwonić i przeprosić? Nie, nie mogę tego zrobić, bo pomyśli, że żałuje, a żałuję? Kurde za duże tych pytań, powstało w mojej głowie, dobra koniec tego myślenia. Zeszłam na dół w piżamie, bo nie chciało mi się jeszcze ubierać. Mama jak zwykle była w kuchni, a tata w pracy. Cholera przecież jak ojciec spotka się z Michaelem to wszystkiego się dowie. Niech to szlag!
- Cześć mamo – przywitałam się.
- Nareszcie wstałaś. I jak było wczoraj?
- D … dobrze. Jest śniadanie?
- Zaraz Ci zrobię ale opowiadaj. Jak Michael? - zobaczyłam w jej oczach błysk. Dlatego nie mogłam jej powiedzieć co zrobiłam, by się całkiem załamała.
- Normalnie. To doczekam się tego śniadania, czy mam sama sobie zrobić? - tak naprawdę to sama mogłam sobie zrobić ale chciałam zmienić temat.
- Co ty taka nerwowa? Już robię – spojrzała się na mnie podejrzliwie – A już wiem. Masz te dni – nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Co? - spojrzałam w kalendarz – A no tak dzisiaj 20. Znowu trzy dni męczarni – ale zbliżająca się miesiączka nie była jedynym powodem, że nie miałam humoru. Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi – Otworzę – powiedziałam i podbiegłam do drzwi – Znowu ty. Kiedy się ode mnie odczepisz? - to był Michael.
- Dopiero jak zorientuje się, że nic z tego nie będzie.
- Dobra mów czego chcesz, bo jest zimno – zamknęłam drzwi i staliśmy na zewnątrz.
- Wczorajsze spotkanie się nie udało, dlatego chce Cię dzisiaj zaprosić na kolacje.
- Czy ty się nigdy nie poddajesz?
- Nie, jeżeli mi na czymś zależy.
- Mogłeś przecież zadzwonić. Nie rozumiem po co przyjechałeś.
- Żeby Ci powiedzieć i żebyś zrozumiała, że dzisiejszy wieczór będzie TYLKO nasz. Żadnych trójkątów. Zrozumiałaś?
- Tak ale później dasz mi już spokój?
- Zobaczymy – powiedział, idąc już w stronę samochodu. Zamknęłam drzwi i wróciłam do kuchni.
- Kto to był?
- Nie udawaj, że nie podglądałaś.
- Ja? - spojrzałam się na nią z miną ''za dobrze Cię znam, mamo'' – No dobra ale co chciał?
- Spotkać się – odpowiedziałam obojętnie.
- Ale mu zawróciłaś w głowie – podała mi talerz z kanapkami.
- Dzięki. Idę do siebie na górę – wzięłam kanapki i poszłam do siebie. Zjadłam w straszliwie szybkim tempie. W końcu wczoraj nie zjadłam kolacji. Spojrzałam na zegarek, było dopiero po 11. Cholera przecież nie powiedział, o której ma być ta kolacja. Po chwili usłyszałam dźwięk sms-a. Wzięłam telefon do ręki i przeczytałam ''Wybacz zapomniałem Ci powiedzieć, o której przyjadę ale to dlatego, że twój urok tak na mnie działa. Będę o 19. Jak zawsze.
Michael''
Dobrze, że zdążyłam zjeść, bo bym się udławiła kanapką jak to przeczytałam. On mnie coraz bardziej przeraża, a podobno jest taki nieśmiały. Dobra tam. Kit z tym. Do 19 mam kupę czasu i nie zamierzam siedzieć w domu. Nie ważne, że na dworze jest -5 stopni. Świerze powietrze dobrze mi zrobi. Gdy już szykowałam się do wyjścia, zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Witaj piękna. Masz na dzisiaj jakieś plany? - to był Eric.
- W zasadzie to nie ale chciałam się przejść.
- To może potowarzyszę Ci, co?
- Hmm, no dobra. Będę w parku – rozłączyłam się. Chciałam pobyć trochę sama ale trudno i tak muszę z nim porozmawiać o wczorajszym. Znowu mnie oszukał i się upił. Tym razem tak łatwo mu nie odpuszczę. Szłam wolno i na dodatek bolał mnie brzuch. Będąc już w parku zauważyłam z oddali, że już czeka. Podeszłam.
- Hej – powiedział i chciał mnie pocałować ale ja zrobiłam unik – Co jest?
- A jak myślisz?! - skrzyżowałam ręce na piersi – Znowu mnie oszukałeś i się upiłeś!
- A o to Ci chodzi. Wiesz, spotkałem kumpli i tak jakoś wyszło. Chodźmy do mnie, bo jest zimno – nie pasowało mi to ale mi też było zimno, a do mnie przecież nie mogliśmy pójść.
- Dobrze ale jeżeli będziesz się do mnie dobierał to …
- Nie będę. Obiecuję – spojrzałam się na niego z rezygnacją. Zawsze to samo ''obiecuję'' ale jakoś z tych obietnic nic nie wynika. Po 10 minutach byliśmy na miejscu.
- Są twoi rodzice? - zapytałam zdejmując kurtkę.
- Tak ale jak zwykle nie kontaktują – powiedział obojętnie i wskazał na nich palcem, siedzieli w salonie. Siedzieli to może za dużo powiedziane. Wiedziałam, że maja problem z alkoholem ale Eric nie chciał nigdy o tym mówić – Chodźmy do mojego pokoju - po chwili byliśmy już w pokoju.
- Teraz mnie posłuchaj, bo nie mam zamiaru powtarzać. Obiecałeś mi, że tym razem się nie upijesz i normalnie odprowadzisz mnie do domu, a ty co zrobiłeś? Nie dość, że byłeś zalany to jeszcze mnie zostawiłeś. O 2 w nocy wracałam sama, czy ty wiesz jak się bałam? Gdyby nie Michael …
- Zaraz, zaraz spotkałaś się z nim?
- Wyobraź sobie, że w porównaniu do Ciebie, zaczekał na mnie i jak zobaczył, że wracam sama to mnie podwiózł, żeby nie On pewnie leżałam bym teraz w jakimś lesie zabita i zgwałcona! - wykrzyczałam mu prosto w twarz – I teraz mi tu nie udawaj, że jesteś zazdrosny! Ja chyba oszalałam, że jeszcze z tobą jestem – wybałuszył oczy – Co tak się gapisz?! Prawda boli, co? Daje Ci ostatnia szansę. Jeżeli to się powtórzy … koniec z nami, rozumiesz? Czy alkohol już Ci całkiem wypalił mózg?!
- To już się nie powtórzy – powiedział cicho.
- Nie słyszałam!!!
- Obiecuję, że …
- Nie, nie … nie obiecuj, bo i tak nie wierzę. Po prostu zrób to.
- Dobrze i przepraszam – podszedł i mnie objął – Nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiała.
- To nie doprowadzaj do tego, żebym cierpiała.
- Jeżeli już wszystko sobie wyjaśniliśmy to może przejdziemy do czegoś przyjemniejszego? - zaczął całować mnie po szyi.
- Nie dzisiaj – odsunęłam się od niego.
- Od czasu poznania tego Jacksona, dziwnie się zachowujesz. Zakochałaś się w nim czy co?!
- Oszalałeś! Po prostu mam te dni i powinieneś zrozumieć, że nie mogę.
- Trzeba było od razu mówić, że masz okres ale to też nie jest przeszkoda – posadził mnie na łóżku, ustał przede mną i zaczął rozpinać spodnie. Wiedziałam o co mu chodziło.
- Popieprzyło Cię?!! Nigdy Ci tego nie zrobię!!! - wstałam zdenerwowana.
- Rose – krzyknął za mną ale mnie już nie było w pokoju. Ubrałam szybko kurtkę i wybiegłam za dwór. Zimne powietrze od razu uderzyło w moją ciepłą twarz. Nie chciałam wracać do domu, dlatego poszłam do parku. Chodziłam bez celu. Myślałam nad sensem mojego istnienia. Nie robiłam nic pożytecznego tylko zabierałam innym powietrze. Jestem jak chwast, który robi tylko szkody i nie ma z niego żadnego pożytku. Spojrzałam na zegarek była już 17. Cholera nie zdążę, a muszę się jeszcze przebrać. Gdy byłam blisko domu, zobaczyłam czarny samochód, należący do … Michaela?! Co On tu robi tak wcześnie? Weszłam do domu i usłyszałam śmiech dochodzący z salonu. Ściągnęłam kurtkę i nie wiedziałam czy iść zobaczyć, co im tak wesoło. A co mi tam. Poszłam.
- Obgadujecie mnie? - stałam przy drzwiach.
- Witaj Rose – powiedział Michael. Nie odpowiedziałam tylko machnęłam głową na przywitanie.
- A gdzie tak długo byłaś? - zapytała mama
- Jak byś nie wiedziała. U Erica – gdy to powiedziałam Michael posmutniał – Miałeś być o 19 – powiedziałam do Michaela.
- Wiem ale chciałem porozmawiać z twoją mamą.
- Pięknie. Spiskujecie na mój temat, co?
- Co ty wygadujesz – powiedziała uśmiechnięta mama.
- Dobra, dobra. Ja idę się przebrać – wzięłam szybki prysznic, owinęłam się w ręcznik i wyszłam z pokoju – Cholera jasna, co tu robisz?! - odruchowo złapałam się za ręcznik, żeby nie spadł. Macie rację, to był Michael. Siedział sobie wygodnie w fotelu przy oknie.
- Twoja mama poszła do sąsiadów, więc ja przyszedłem do Ciebie. Samemu nudziło mi się – odpowiedział jak gdyby nigdy nic.
- Przecież Ci mówiłam, że będę się przebierać! - podeszłam do szafy.
- Nie przeszkadzaj sobie. W ogóle zachowuj się tak jak by mnie tu nie było.
- Odbiło Ci?! Mam się przebierać przy tobie? - nie wiedziałam co na siebie włożyć i chyba dziesiąty raz przebierałam rzeczy.
- Zamknę oczy – wyszczerzył się. Niech jeszcze powie coś mądrego, a dostanie w te loczki.
- Bardzo śmieszne, a tak w ogóle to gdzie idziemy? Bo nie wiem w co się ubrać.
- Jedziemy na kolację. Ubierz jakąś ładną sukienkę – ta chyba żałobną. Pomyślałam sobie. W końcu znalazłam jakąś niebieską – Nie śpiesz się. Mamy dużo czasu – powiedział, a ja już byłam w łazience. Wszystko szło dobrze dopóki nie mogłam zapiąć tego przeklętego zamka od sukienki. Nie to szlag trafi! No i co teraz mam zrobić? Mama sobie poszła, a przecież nie powiem, żeby Michael mi zapiął. Dobra zostawię to na koniec, może do tego czasu mama wróci. Wróciłam do pokoju, a On nadal siedział na swoim miejscu. Wzięłam z szafki naszyjnik i Go założyłam. W lustrze widziałam jak Michael się na mnie gapi – Pomóc Ci z tym zamkiem? - zapytał.
- Nie. Poradzę sobie sama – znowu spróbowałam.
- Właśnie widzę – podszedł do mnie od tyłu – Daj, przecież ja nie gryzę – odgarnął moje włosy na bok. Zanim zapiął, przejechał dłonią po moim biodrze. Zrobił to specjalnie ale po chwili już miałam zapięty – Gotowe – nadal stał za mną i gapił się na mnie w odbiciu lustra.
- Zrób to jeszcze raz, a nie doczekasz się potomstwa – wiedział o co mi chodzi.
- Nie wiem o czym mówisz – wrócił na swoje miejsce. Poszłam z powrotem do łazienki ale tym razem nie zamknęłam drzwi. Zrobiłam koka – Miło wiedzieć, że jestem w twoim typie – wychyliłam głowę za futryny.
- Że co?
- Rozmawiałem z twoją mamą i jak myślisz co mi powiedziała? - głupkowato się uśmiechał. Zabiję własną matkę. Niech ja tylko ją spotkam.
- To źle Ci powiedziała! - zaczęłam robić makijaż.
- Nie wydaje mi się – nie odpowiedziałam, bo malowałam usta błyszczykiem. Gdy skończyłam się malować wyszłam z łazienki.
- Byłam nastolatką i mój typ od tego czasu się zmienił.
- Przerzuciłaś się na narkomanów i metalowców – powiedział, bo właśnie tak wyglądał Eric.
- To moja sprawa i nie nazywaj go tak! Nie ćpa!
- Jasne. Jak On nie ćpa to ja jestem Elvisem.
- Jedzmy już, bo za chwilę mi się odechcę – wyszliśmy z domu. Gdy byliśmy już blisko samochodu zobaczyliśmy Erica – Co tu robisz? - zapytałam.
- Przyszedłem przeprosić ale widzę, że się gdzieś wybierasz – spojrzał krzywo na Michaela, który stał przy mnie.
- Dobrze widzisz. Jedziemy na kolację i się trochę spieszymy – powiedział Michael. Był zły.
- Mówiłem do Ciebie?! - odpowiedział Eric i spojrzał się wściekłym wzrokiem na Michaela. Spoglądałam to na Erica, to na Michaela i po ich minach, obawiałam się, że zaraz się pozabijają. Musiałam coś zrobić.
- Eric porozmawiamy jutro. Pa – Michael, otworzył mi drzwi i wsiadłam. Już szedł, żeby też wsiąść, gdy Eric złapał Go za krawędzie płaszcza i przywarł nim o samochód. Od razu wysiadłam. – Co ty robisz? Puść Go!
- Odwal się od Rose! Ona jest moja!
- Dobrze Ci radzę, zabierz ode mnie te brudne łapska – powiedział spokojnie, Michael.
- Bo co mi zrobisz? Zadzwonisz po swoich goryli?
- Z takimi jak ty, załatwiam to osobiście – zanim się spostrzegłam, Eric leżał już na masce samochodu, przygnieciony przez Michaela – Ostrzegałem.
- Dobra On już zrozumiał. Możesz Go puścić – miałam nadzieje, że posłucha. Uff posłuchał. Eric odszedł, mrucząc coś pod nosem, a Michael ciągle się na niego gapił – Możemy już jechać? - w końcu się na mnie spojrzał.
- Dobrze – nie dość, że źle się czułam to nie mogłam przestać myśleć o sytuacji z Erickem. Moje rozmyślenia przerwał głos Michael – Jesteśmy – wysiadł i otworzył mi drzwi. To była najdroższa restauracja w mieście – Poprosiłem właściciela, żeby zamknął na godzinę – spojrzałam się na niego, zdziwiona – Wiesz paparazzi, fani. Tak będzie bezpieczniej – całkiem zapomniałam, że jest światową gwiazdą.
- Proszę mi wybaczyć wasza wysokość ale na śmierć zapomniałam z kim idę na kolację – roześmiał się i przepuścił mnie w drzwiach. Młody kelner wskazał nam stolik. Michael odsunął mi krzesło i usiadł naprzeciwko mnie. Ten sam kelner dał nam menu i odszedł.
- Na co masz ochotę? - zapytał Michael, przeglądając menu.
- Hmm sama nie wiem, a ty? - spojrzałam się na niego.
- Może jakąś rybę? - spojrzał na mnie wyczekująco.
- Niech będzie – po tych słowach, kiwnął na kelnera, a ten podszedł. Widać, że był stremowany. Postanowiłam, że ja złożę zamówienie – Poprosimy łososia z warzywami – Michael spojrzał się na mnie ze zdziwieniem.
- A coś do picia?
- Czerwone wino – odpowiedział Michael – Może być? - zapytał się mnie.
- Tak ale masz zamiar pić? - zdziwiło mnie, bo przecież prowadził. Kelner już dawno odszedł.
- Nie, ty będziesz piła.
- A rozumiem. Chcesz mnie upić i wykorzystać.
- No, a jak myślałaś. Od początku mi o to chodziło – udawał poważnego ale coś mu nie wychodziło – A tak poważnie to od jednego kieliszka się nie upije – pokiwałam głowa. Kelner przyniósł wino i nalał nam do kieliszków. Wzięliśmy po małym łyku – Wiesz głupio wyszło z tym Erickem. Nie potrzebnie dałem się sprowokować. Przepraszam.
- Nie przepraszaj to On zaczął – nie chciałam, żeby widział, że jestem zdenerwowana. Nie chciałam mu się tłumaczyć.
- Jesteś dzisiaj nie w sosie – cholera, zauważył – Chcesz o tym pogadać?
- Nie.
- W porządku – kelner przyniósł nam nasze zamówienia. Podziękowaliśmy i zaczęliśmy jeść. Jedliśmy w ciszy ale widziałam, że Michaela coś dręczy. Po chwili odłożył widelec i spojrzał się na mnie – Kochasz Go? - nie spodziewałam się takiego pytania.
- Słucham?! - ja również przestałam jeść.
- Nie mogę tego zrozumieć. Jak taka dziewczyna jak ty może być z kimś takim jak Eric? Byś mogła mieć każdego, a wybrałaś jego. On nie jest Ciebie wart. Może i ja też nie jestem ale nie mogę patrzeć jak marnujesz sobie życie z kimś takim. Dlatego się pytam … Kochasz Go?
- Gadałeś z moją matką o Nim?
- Ona się o Ciebie martwi …. ja też.
- Wiedziałam. Już nie jestem głodna. Możesz mnie odwieźć? - byłam wściekła na mamę i chciałam jak najszybciej jej to wygarnąć.
- Nie odpowiedziałaś. Kochasz Go?
- To nie twoja sprawa! - już czwarty raz nie zapytał. Jechaliśmy w ciszy, zresztą jak zawsze. Dojechaliśmy tak szybko, że nawet nie zwróciłam uwagi, dopiero jak Michael otworzył mi drzwi. Miałam już iść ale złapał mnie za ramię – Chcesz jeszcze czegoś?! - odwróciłam się w jego stronę.
- Tylko powiedzieć Ci, że jesteś piękna. Czy On Ci mówi takie rzeczy? - widząc moją minę, powiedział – Dobra, nie ważne. Powiedź mi tylko dlaczego nie chcesz dać mi szansy?
- Już Ci mówiłam, nie jesteś w moim typie.
- A ja wiem, że to nie prawda. Co Ci się we mnie nie podoba?
- Jesteś … - kurde musiałam coś wymyślić na poczekaniu – Za wysoki – ale palnęłam.
- Bzdura … chyba, że wolisz krasnoludków takich jak Eric. Ale w czym mój wzrost miał by przeszkadzać?
- Yyyy na przykład – no myśl – W całowaniu się. Byś się musiał schylać, a ja nie chcę Cię narazić na problemy z kręgosłupem – bravo Rose. Teraz to palnęłaś.
- Mi to wcale nie przeszkadza – poprawił mój kosmyk włosów, który wydostał się z koka – Udowodnić Ci? - nie czekając na moja odpowiedź. Pocałował mnie ale nie krótko w usta tylko bardzo namiętnie. Po chwili, odepchnęłam Go i dałam w twarz z liścia.

- Zrób to jeszcze raz … grrr – weszłam do domu, wściekła jak osa. Chciałam znaleźć mamę ale nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Na końcu weszłam do salonu i zobaczyłam na szklanym stoliku, kartkę. '' Poszliśmy z tatą do sąsiadów na urodziny. Nie czekaj na nas. Całuski ''. To Ci się upiekło. Poszłam do siebie. Wzięłam długą kąpiel i położyłam się ale za nic nie mogłam usnąć. Myślałam o Ericu, o Michaelu no i o pocałunku. Ale dlaczego akurat o tym? No dobra przyznaje, że dobrze całował, nawet bardzo. Spojrzałam na zegarek było po 5, robiłam się senna i udałam się do krainy snów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz