sobota, 30 sierpnia 2014

Bad Girl 57

Witajcie!
Jest! Udało mi się napisać w ostatniej chwili. A już naprawdę myślałam, że nie dam rady, dlatego z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy i wgl, ale nie mam już siły sprawdzać, bo przyszłam z kina z TII i jestem zmęczona. Ale mówię Wam ... znowu to samo uczucie i radość co w 2009 roku jak zobaczyłam Mike'a na dużym ekranie. Mogłabym tak codziennie hehe

Od razu ... Happy Birthday Mickey ;D Nigdy o Tobie nie zapomnę :)

Chciałam dodać tutaj pewne ogłoszenie dotyczące Neverlandu. Proszę zajrzyjcie tam. To ważne:

https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=851913724832461&id=698766473480521

No to chyba tyle. Już nie przynudzam i zapraszam na kolejną ;)

P.S. Jak widzicie dodałam szybciej notkę ;) Mam nadzieje, że będziecie wiedzieć dlaczego ;)

******************************************************

Dzisiaj miała odbyć się konferencja prasowa. Byli na nią zaproszeni wszyscy dziennikarze i wiadomo było, że nie przepuszczą takiej okazji. Mike od rana chodził zdenerwowany. Spać za bardzo też nie mógł. Miał wystąpić sam. Powiedział, że nie chce, żebym i ja była w to zamieszana. Miałam na niego czekać w garderobie. Mowę miał już przygotowaną. Bardzo chciałam aby mu uwierzyli. Ta sytuacja była nie do wytrzymania. Siedzieliśmy właśnie w jego garderobie. Oczywiście ja siedziałam wygodnie na jego kolanach. Lada moment miało się zacząć. Widać było, że się denerwował.
- Misiu .. - pogłaskałam Go po policzku – Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Muszą Ci uwierzyć.
- Nic nie muszą .. wiesz o tym.
- Może chcesz …
- Nie .. zostań tutaj. Poradzę sobie.
- No dobrze – przytuliłam się do niego. Drzwi się otworzyły.
- Zostało pięć minut – powiedział Frank – Ogarnij się, bo będziesz cały wygnieciony – spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Frank .. to jest moja sprawa. Zostaw nas – powiedział stanowczo. Wyszedł – Zaczyna już mnie wkurzać.
- Po prostu za mną nie przepada i tyle.
- Ale nie musi od razu tego okazywać. Nie będę tego tolerował.
- Oj daj już spokój. Mam Go gdzieś. Może idź już, bo się spóźnisz i będzie kolejny skandal – zaśmiał się.
- A odprowadzisz mnie?
- Dobrze – wyszliśmy z garderoby.
- Ona tutaj zostaje – powiedział Frank.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić – powiedziałam spokojnie, ale z wyczuwalnym zdenerwowaniem w głosie.
- Rose poczeka na mnie tutaj – wskazał na krzesełko. Cieszyłam się z tego powodu, bo mogłam słyszeć jego przemowę, którą nie dał mi przeczytać.
- Jak chcesz – odpuścił i odszedł dalej.
- Mike .. minuta – ktoś powiedział.
- No to idę.
- Trzymam kciuki – pocałowałam Go – Na szczęście – uśmiechnął się i wyszedł do tych sępów. Miałam racje. Wszystko dokładnie słyszałam.
- Dziękuje Państwu za przybycie. Zapewne wiecie dlaczego kazałem zorganizować tą konferencje. Chcę odpowiedzieć na wszystkie kłamstwa jakie ostatnio padają na mój temat. Nigdy nic nie łączyło mnie z Madonną i nie łączy. Dziecko, które nosiła nie było moje. Nigdy z nią nie spałem. Traktowałem ją jak przyjaciółkę i nic więcej. Jest mi bardzo przykro, że straciła dziecko, ale ja nie miałem nic z tym wspólnego. Nie spotkałem się z nią tego dnia ani wcześniej. Nigdy nie podniósł bym ręki na kobietę. Mam nadzieje, że dacie wiarę moim słowom. Nie wyrzekł bym się własnego dziecka. To wszystko z mojej strony. Jakieś pytania?
- Masz dziewczynę?
- Tak .. mam.
- Jesteście szczęśliwi?
- Oczywiście.
- Dlaczego Madonna twierdzi, że byłeś ojcem jej dziecka? - zapytał już inny.
- Nie mam pojęcia. Byłem z nią na rozmowie w towarzystwie mojej dziewczyny, ale Ona ciągle twierdziła, że Ono jest moje.
- Spałeś z Madonną jak byłeś już w związku ze swoją dziewczyną? - Mike nie odpowiedział od razu. Pewnie nie spodziewał się takiego pytania.
- Już mówiłem, że nigdy z nią nie spałem.
- Co na to Twoja dziewczyna, że miałeś zostać tatą z inną kobietą? - ten sam dziennikarz nie dawał za wygraną.
- Moja dziewczyna mi wierzy i ufa.
- Mogłaby sama to powiedzieć?
- Nie. Ona nie ma z tą sprawą nic wspólnego.
- Ale jest tutaj, prawda?
- Już powiedziałem, że macie jej w to nie mieszać – nie mogłam słuchać jak Go atakowali, a zwłaszcza ten jeden. Nie wiele myśląc wyszłam z ''ukrycia''. Mike się odwrócił, bo dziennikarze wydali z siebie dźwięk zdziwienia. Stanęłam przy nim – Co Ty robisz? - powiedział do mnie po cichu.
- Wiem co robię – spletliśmy swoje palce.
- Odpowiesz na kilka pytań?
- Proszę pytać.
- Długo jesteście razem?
- Jakieś dwa miesiące.
- Jesteś szczęśliwa?
- Bardzo … nie myślałam, że spotkam tak kochającego mężczyznę – spojrzałam się na niego. Uśmiechnął się.
- Planujecie mieć dzieci? W ogóle sypiacie ze sobą?
- Tak .. planujemy. A Pan myśli, że patrzymy na siebie przez cały czas? - zrobiło się głupio temu dziennikarzowi – Nasze noce są bardzo dłuuuugie.
- Jak zareagowałaś na ciąże Madonny?
- Normalnie. Miała zostać mamą.
- Ale miała mieć dziecko z Twoim chłopakiem.
- Nie wiem z kim była w ciąży, ale na pewno nie z Michaelem. Wierze mu i wiem, że jeżeli mówi, że to nie jego, to tak jest. Wierzycie jej, bo jest kobietą .. na dodatek straciła dziecko, ale On kłamie … perfidnie kłamie.
- Po co miała by kłamać?
- To już jej zapytajcie. Jeżeli w ogóle powiem prawdę, ale ja bym na to nie liczyła.
- Dobrze. Już wystarczy tych pytań. Dziękuje Państwu – powiedział Mike. Zeszliśmy ze sceny. Zatrzymał mnie jak już nas nie widzieli i pocałował – Byłaś świetna.
- Myślisz?
- Oczywiście, ale nie musiałaś. Nie chciałem, żebyś była w to zamieszana.
- Chyba zapomniałeś, że od początku jestem w to zamieszana, bo z Tobą jestem, kochanie.
- No tak, ale wiesz .. teraz jesteś już osobą publiczną, a chciałem Cie przed tym uchronić.
- Wiesz, że to jest niemożliwe – posmutniał.
- Niestety.
- Jedziemy już stąd – zarządził Frank. Wsiedliśmy do auta. Frank siedział obok kierowcy, a my z tyłu – Odwieziemy Rose do domu i pojedziemy do studia.
- Słucham? - Mike był wyraźnie nie zadowolony – Dzisiaj nie wybieram się do studia.
- Wybierasz – całkowicie zignorował słowa Michaela.
- Mike .. jeżeli musisz .. - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nic nie muszę. To ja ustalam ile pracuje.
- To może powinieneś mnie zwolnić.
- Coraz częściej nad tym myślę – spojrzał na Michaela, który był śmiertelnie poważny.
- To gdzie w końcu jedziemy? - zapytał się zdezorientowany kierowca.
- Do Rose.
- Ok.
- Wiesz, że wypadłeś świetnie? - powiedziałam.
- Naprawdę?
- Tak … jestem z Ciebie dumna – wiedziałam, że chciał to usłyszeć i naprawdę tak uważałam.
- A ja nie spodziewałem się, że odważysz się wyjść i to wszystko powiedzieć.
- Wiesz, że mówiłam tylko prawdę – pocałowaliśmy się.
- Oj tak – przyciągnął mnie do siebie – Co powiedział lekarz o .. no wiesz?
- Mike .. nie jesteśmy sami.
- Oj tam .. wszyscy tutaj obecni są dorośli – pocałował mnie w szyję.
- Opanuj się tygrysie.
- Ale tygrysek jest strasznie głodny.
- Ooo na pewno .. w to nie wątpię. Zapomniałam, że Ciebie trzeba karmić kilka razy w tygodniu.
- No właśnie .. więc proszę mnie nakarmić, bo będę bardzo, ale to bardzo złym tygryskiem – Frank odchrząknął. Spojrzeliśmy się na niego.
- Nakarmię tygryska, ale nie teraz. Mike, bo zgorszysz Franka – zaśmiał się.
- Tak .. na pewno się zgorszy.
- Wszystko możliwe.
- Hmm .. faktycznie. Frank od dawna nie miał kobiety.
- Może zajmij się swoim życiem seksualnym, a moim się nie przejmuj – chyba się zdenerwował.
- Ja swoim też nie muszę się przejmować – dał mi buziaka.
- Mike .. może już wystarczy – przystopowałam Go.
- No dobrze – resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Wiedziałam, że jak wrócimy do domu, to Mike będzie chciał, żebyśmy poszli do mojego pokoju. Musiałam znaleźć jakiś sposób aby Go przekonać, że to nie jest odpowiedni czas. Czekało mnie ciężkie zadanie.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmił kierowca.
- Dzięki – wysiadłam pierwsza, a za mną Mike. Zatrzymał się jeszcze i powiedział coś do Franka. Nie słyszałam co takiego powiedział. Ku mojemu zdziwieniu rodzice siedzieli razem w salonie i o czymś dyskutowali.
- Jesteśmy – krzyknęłam od progu.
- No nareszcie – ucieszyła się mama – Chodźcie do salonu – spojrzałam na Michaela, a On na mnie ze zdziwieniem. Usiedliśmy na kanapie.
- O co chodzi?
- Widzieliśmy konferencje w telewizji.
- Myślałem, że wystąpi sam Mike – ojciec nie był zadowolony z mojego występu.
- Bo miał wystąpić sam, ale nie mogłam słuchać jak Go atakują i postanowiłam wyjść do nich.
- Na pewno wiesz co robisz? Teraz mają kolejny kąsek.
- Tato … znam cenę naszego związku i się z tym pogodziłam. Kochamy się i to jest najważniejsze. Oni nie zniszczą tego uczucia. Nie pozwolimy na to – spojrzałam na Michaela.
- Rose ma racje. Życie ze mną nie jest łatwe, ale to nie znaczy, że mamy się rozstać. Zrobię wszystko, żeby nam się udało.
- Richard .. daj już spokój. Przecież widzisz jacy są zakochani.
- Wybaczcie … po prostu wiem jakimi gnidami są dziennikarze i co potrafią zrobić z człowiekiem.
- Ja też o tym wiem – potwierdził Mike – Będę bronił naszej prywatności za wszelką cenę.
- Dobrze .. idźcie już do siebie. Wiem, że chcecie pobyć sami – mama puściła mi oczko.
- Oj mamo – poszliśmy na górę – Nie wiem dlaczego, ale czuje się strasznie zmęczony po tym starciu z tymi .. jak to powiedział mój ojciec? Z tymi ''gnidami'' – Mike się zaśmiał i położył obok mnie na łóżku.
- I bardzo dobrze ich nazwał. Bardzo jesteś zmęczona? - wiedziałam do czego zmierza.
- Ooo tak .. bardzo.
- Ale na pewno aż tak bardzo? - zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
- Mike … nie teraz ..
- Dlaczego? - nie przestawał.
- To nie jest odpowiednia pora.
- Pora zawsze jest odpowiednia, kochanie.
- W każdej chwili ktoś może wejść.
- Zamkniemy drzwi na klucz – mogłam się tego spodziewać. Każdy argument podważał. Myślałam co by tu jeszcze wymyślić. Już mi rozpinał bluzkę, gdy do pokoju weszła .. Janet. Moje wybawienie – Janet?! Nie umiesz pukać?! - był wyraźnie nie zadowolony.
- Umiem, ale skąd mogłam wiedzieć, że o tej godzinie mojemu braciszkowi zbierze się na amory – wytknęła mu język. Ani myślała wyjść.
- Po co przyszłaś?
- Na pewno nie do Ciebie. Jeszcze czego. Przyszłam do Rose.
- Nie możesz tego przełożyć na później?
- Nie .. za to Ty możesz przełożyć te nieczyste myśli na wieczór. Chodź Rose – pociągnęła mnie za rękę – Tylko najpierw zapnij do końca bluzkę – spojrzała się na swojego brata z rozbawieniem. Wyszłyśmy z pokoju.
- Ratujesz mi życie – powiedziałam do niej po cichu – A właściwie to gdzie idziemy?
- Do ogrodu. Pogadamy sobie – wydawała się jakaś nieswoja. Usiedliśmy na krzesełkach przy basenie.
- Mów co się stało.
- Pamiętasz .. opowiadałam Ci o moim chłopaku.
- Tak .. pamiętam. Co z nim?
- Bo … ja Go bardzo kocham, ale … no nie ufam mu do końca. Na początku tak nie było .. teraz coraz częściej myślę, że nie jest ze mną szczery i … może mieć inną.
- A masz powód, by mu nie ufać?
- Nie .. nie mam …. po prostu mam takie dziwne przeczucia. Może przesadzam .. sama nie wiem.
- Może .. spróbuj porozmawiać z nim szczerze.
- A może powinnam … wiesz o co chodzi.
- Posłuchaj Janet – wzięłam jej dłonie w swoje – Jeżeli chcesz to zrobić tylko po to by dać mu dowód miłości albo, żeby Cie nie zdradził, to nie rób tego. To będzie Twoja najgorsza decyzja jakąś byś podjęła.
- Ale .. nie chcę Go stracić.
- A chcesz już to zrobić?
- Nie – opuściła głowę.
- Więc tego nie zrobisz, jasne? Nic wbrew sobie. Jeżeli naprawdę Cie kocha to zrozumie. Już o tym rozmawiałyśmy. Jeżeli Cie zostawi z tego powodu, to będzie oznaczało, że jest zwykłym palantem i nie był Ciebie wart. Będziesz wiedziała, że jemu chodziło tylko o jedno.
- Dobrze i .. dziękuje po raz drugi – przytuliła się do mnie.
- Heh .. nie ma sprawy. Mam jednak nadzieje, że już nie będzie trzeciego razu w tej sprawie.
- Ja też mam taką nadzieję – porozmawialiśmy jeszcze chwilę z Janet i powiedziała, że musi już jechać. Potem mama zawołała nas na obiad, ale Mike był nie w sosie. Gdy skończył jeść, poszedł do pokoju.
- Co Go ugryzło? - zapytała mama.
- A skąd mam wiedzieć … dziękuje za obiad. Pójdę już do siebie – weszłam do pokoju. Mike siedział w fotelu i był zły. Nie wiedziałam, czy się odezwać. Zaryzykowałam – Jesteś zły na mnie?
- Nie .. - wyciągnął dłoń w moją stronę, żebym podeszła. Gdy to zrobiłam, posadził mnie siebie na kolanach.
- To o co chodzi kotek? A może chodzi o Janet? - lekko się uśmiechnął.
- Też nie … już przywykłem, że ma takie dobre wyczucie czasu – czekałam na dalsze wyjaśnienia – Frank coraz bardziej mnie denerwuje. Teraz też zadzwonił jak rozmawiałaś z Janet i kazał mi przyjechać do studia.
- Pojedziesz?
- Chyba żartujesz … nie będzie mi mówił co mam robić.
- No tak .. - starałam się jakoś poprawić mu humor. Wieczorem już był uśmiechnięty. Domyśliłam się co chodziło mu po tej główce. Rodzice już spali, a ja chciałam wziąć kąpiel – Niedługo wrócę. Wezmę kąpiel.
- A może ja się przyłącze do Ciebie, hmm? - podszedł i objął mnie od tyłu w pasie.
- To nie jest dobry pomysł. Chce się odprężyć.
- Więc ja Ci w tym pomogę – pocałował mnie w szyję.
- O na pewno. Już to widzę.
- Nie wierzysz? Będę grzeczny … oo .. zrobię Ci masaż – poruszył zabawnie brwiami.
- Ryzykowne z mojej strony – udałam, że myślę – No .. dobra … chodź – pociągnęłam Go za rękę. Uśmiech nie schodził z jego twarzy – Odwróć się … muszę się rozebrać, a się wstydzę.
- Od kiedy Ty taka wstydliwa się zrobiłaś? - odwrócił się. Weszłam do wanny.
- Odkąd chcesz mi zrobić jedynie masaż – wytknęłam mu język. Odwrócił się w moją stronę i pozbył się swoich ubrań.
- To się jeszcze może zmienić – szatański uśmieszek wkradł mu się na usta i wszedł do wanny za mną. Na razie był grzeczny, ale czułam, że niedługo to się zmieni – A teraz zrobię Ci masaż – nie kłamał. Faktycznie masował moje barki – Jesteś spięta.
- Co Ty nie powiesz.
- Powiem więcej … cała jesteś spięta – całował mnie po szyi – Wyjdziemy już stąd .. do sypialni?
- Dasz mi się w spokoju popluskać?
- Hmm … nie – znowu zaczął ''molestować'' moją szyję – Kochanie .. no chodź – mruczał mi do ucha – Nie daj się prosić.
- Znowu mam Ci ulec?
- Znowu? Ja już nie pamiętam kiedy to zrobiłaś – miał racje. Minęło już sporo czasu – Chyba, że jeszcze nie możesz, to ok .. zrozumiem – pocałował mnie w policzek na znak, że naprawdę to zrozumie. Zastanowiłam się przez chwilkę.
- Mogę .. - spojrzałam na niego przez ramię.
- Ale .. na pewno?
- Tak …. chodźmy stąd – uśmiechnął się od ucha do ucha i pomógł mi wyjść. Wziął mnie na ręce na co się zaśmiałam i położył na łóżku.
- Zamknij oczy .. zaraz wracam – zrobiłam o co mnie poprosił. Słyszałam jak krzątał się po pokoju i już po chwili kazał mi otworzyć oczy. Światło było zgaszone i w całym pokoju paliły się świece. Zaniemówiłam.
- Mike …
- Ciii .. - położył mi palec na ustach – Nic nie mów …. słowa są zbędne – wisiał nade mną i odnalazł moje usta. Chyba ta przerwa była nam potrzebna. Było cudownie. Zupełnie jak za pierwszym naszym razem. Co ja mówię. Zawsze było cudownie, a teraz … brakowało mi słów. Staraliśmy się być cicho i miałam nadzieje, że nikt nas nie słyszał – Tak bardzo Cie kocham – powiedział, gdy już leżeliśmy w siebie wtuleni i stykaliśmy się czołami.

- Ja Ciebie też misiu .. i to się nigdy nie zmieni .. pamiętaj – złożyłam na jego ustach czuły pocałunek i zamknęłam oczy. Zasnęliśmy wiedząc, że nic nas nie rozdzieli. Żadne kłamstwa, czy plotki. Byliśmy w stanie pokonać wszystko. Wierzyłam w to aż do pewnej chwili ...

sobota, 16 sierpnia 2014

Bad Girl 56

Witajcie!
Wiem, wiem ... minęło dużo czasu odkąd nie dodawałam nowych notek. Bardzo Was za to przepraszam. Mam nadzieję, że nadal jesteście. Teraz postaram się dodawać jak wcześniej co tydzień. Nie obiecuje, że mi się to uda. Trzymajcie kciuki hehe. Chciałam Wam także bardzo podziękować za ponad 50 tyś wejść na bloga. Jestem w szoku. Nie wiem, czy wiecie, ale 29 sierpnia z okazji urodzin Mike'a o godz. 20 w Multikinie puszczą TII. Tylko tego dnia i we wszystkich kinach. Ja już mam bileciki i nie mogę się doczekać:

http://multikino.pl/pl/wydarzenia/music/michael-jackson-this-is-it/

To chyba tyle. Zapraszam do czytania i komentowania. Mam nadzieje, że Wam się spodoba ;)

****************************************************

- Mike .. obudź się – powiedziałam przez sen.
- Nie chce – też był zaspany.
- Odbierz ten telefon, bo zaraz oszaleje.
- Oh .. no dobra – niechętnie odebrał telefon – Słucham? - chciałam jeszcze sobie pospać, ale słysząc radosny głos Michaela, nie mogłam. Zakończył rozmowę – Rose! Śpisz?
- Niestety nie.
- Złapali Go! Mają Josepha!
- Co? - otworzyłam oczy.
- To Steven dzwonił. Będzie mnie informował o wszystkim.
- Nareszcie. Mogę sobie jeszcze pospać?
- No dobrze. Ja już chyba wstanę.
- Niee – złapałam jego dłoń. Zaśmiał się i został. Miałam zamknięte oczy, ale czułam jego wzrok na sobie i nie mogłam spać – Niech Ci będzie – odkryłam się.
- O co chodzi?
- Nie mogę spać kiedy na mnie patrzysz.
- Mogę wstać.
- Ale bez Ciebie też nie chce spać.
- Hehe … możemy jeszcze poleżeć.
- Ok …. Mike?
- Tak?
- Boisz się? Boisz się spotkania z nim?
- Teraz już nie. Nie wiadomo, czy będzie rozprawa w sądzie.
- Chyba Go nie wypuszczą?
- Nie. Steven mnie o tym zapewniał.
- To dobrze.
- Pamiętasz, że dzisiaj mija tydzień odkąd jesteś w domu?
- Tak i co z tego?
- A to, że jedziemy do szpitala na kontrole i bez marudzenia. Dobrze wiesz, że to konieczne.
- Nic nie mówię.
- I dobrze. Idę wziąć prysznic – wstał i ściągnął koszulkę – Szkoda, że nie możesz iść ze mną.
- Na moje szczęście.
- No wiesz – udał urażonego – Idę i nie wiem kiedy wrócę – zniknął w łazience. Ja też postanowiłam już wstać. Gdy Sisi mnie zobaczyła od razu podbiegła.
- Cześć malutka – domagała się pieszczot, a ja nie mogłam za bardzo brać ją na ręce – Hmm … może pobawisz się butami wujka, co? Na pewno nie będzie miał nic przeciwko – nie ruszyła się z miejsca – To może skarpetkami? - wciąż nic – Też nie chcesz? - zamyśliłam się na chwilę – Wiem, że najbardziej lubisz palce u stóp, ale zabrał je ze sobą. Musisz poczekać – podeszłam do szafy i wyciągnęłam czyste ubrania. Mała chodziła za mną i piszczała – I co ja mam z Tobą zrobić? - przemyślałam decyzje i powoli ją podniosłam – Może być? - pocałowała mnie za to – Widzę, że tak – w tym samym momencie wyszedł Mike.
- Co Ty robisz? Nie możesz jej nosić.
- Wiem, ale strasznie piszczała – zmierzyłam Go wzrokiem – Czy Ty zawsze musisz paradować w samym ręczniku?
- Nie – uśmiechnął się – Mogę i bez, jeżeli chcesz.
- Jesteś okropny.
- Już to mówiłaś. Daj mi ją – odebrał mi ją – Ubierz się, a ja się nią zajmę – miałam już wchodzić do łazienki – Chyba, że potrzebujesz mojej pomocy.
- Myślę, że dam radę .. najwyższa pora.
- Tylko ostrożnie – zamknęłam za sobą drzwi. Spojrzałam w odbicie lustra. Wyglądałam inaczej niż wcześniej. Pobyt w szpitalu i te wszystkie wydarzenia sprawiły, że się fizycznie zmieniłam. Cieszyłam się, że Go w końcu złapali. Może teraz już będziemy mieli spokój. Nic nikomu nie mówiłam, ale to było dla mnie za dużo. Niedawno jedna sprawa została zakończona, a teraz może być kolejna. Najchętniej bym nie wychodziła z pokoju – Kochanie? Wszystko w porządku? - nie mogłam popaść w depresje. Nie, gdy właściciel tego przepełnionego miłością głosu jest przy mnie.
- Tak … za chwile wyjdę – tak jak myślałam. Nie byłam w stanie ubrać bluzki – Misiu .. musisz mi pomóc – wyszłam z łazienki.
- Już się robi – od razu znalazł się przy mnie. Powoli pomógł mi ubrać bluzkę. Widziałam jak próbował nie patrzeć na moje ciało i nie chodziło mu o obrzydzenie.
- Dziękuje – pocałowałam Go w policzek. Słabo się uśmiechnął i chciał odejść. Złapałam Go za dłoń – Dlaczego uciekasz?
- Nie uciekam.
- Myślisz, że nie wiem o co chodzi? - opuścił głowę – Mnie też tego brakuje. To już prawie trzy tygodnie.
- Jestem cierpliwy i do niczego Cie nie zmuszam, bo wiem, że nie możesz.
- Zobaczymy co powie dzisiaj lekarz.
- Nie kochanie. Poczekamy tyle ile będzie trzeba. Aż całkowicie nie wyzdrowiejesz - zaskoczył mnie tym. Myślałam, że będzie chciał jak najszybciej zaciągnąć mnie do łóżka – To nie jest najważniejsze w życiu.
- Wiesz, że Cie kocham?
- Dobrze, że powiedziałaś, bo miałem wątpliwości – cmoknął mnie – Zjemy śniadanie i jedziemy do szpitala.
- Znowu szpital.
- Ale tym razem na godzinkę.
- Pocieszające.
- Oj nie marudź już. Starzejesz się, czy co?
- Zaraz dostaniesz za takie coś!
- A co dostane? Buziaka?
- Chyba po buzi.
- Ej! Ja się tak nie bawię. Stale chcesz mnie bić. Poskarżę się Twojej mamie i wtedy zobaczysz.
- Związałam się z wyrośniętym dzieckiem.
- I to jest karane.
- No wybacz, ale ja Cie na siłę nie zaciągnęłam do łóżka.
- Nie, ale kusiłaś i to wystarczy.
- Osz Ty! I teraz może wszystko moja wina? Nie pójdę za Ciebie siedzieć.
- Uwiodłaś mnie. Tylko Ty jesteś winna.
- Skończmy już, bo znowu zaczyna się bardzo ciekawa rozmowa.
- Jak zawsze – zeszliśmy na dół. Mama przygotowała już śniadanie.
- Jak się spało? - zapytała.
- Dobrze.
- Gdzie jest Miko?
- Robi coś przy samochodzie.
- Pójdę na chwile do niego. Zaraz wracam – krótko mnie pocałował i wyszedł z domu. Mama patrzyła się na mnie z uśmiechem.
- Co Ci tak wesoło?
- Bo jesteś szczęśliwa.
- Mamo … jestem z Michaelem już jakiś czas i nadal nie możesz w to uwierzyć? Ile razy będziesz mi to mówiła? - uśmiechnęłam się.
- Po prostu … ładnie razem wyglądacie. Widać, że Cie bardzo kocha.
- No śmiało .. powiedź to ''A nie mówiłam?''
- Hehe nie powiem, bo zrobiłaś to za mnie. Jakie macie plany?
- Na razie żadne. Zobaczymy co przyniesie czas.
- Ale nie jesteś …
- Nie mamo, nie jestem – zaśmiałam się – Tak szybko chcesz zostać babcią?
- Gdy widzę dwoje tak kochających się ludzi, to chce nawet jutro.
- Hmm … na razie nie mogę tego obiecać ze względu na mój stan zdrowia, ale przedyskutuje to z Michaelem.
- Co przedyskutujesz? - wróciła moja połówka.
- A nic – wystawiłam mu język – Chciałbyś wszystko wiedzieć?
- Chyba nie masz przede mną tajemnic, kochanie?
- Są sprawy, o których facet nie powinien wiedzieć.
- Ah to tak. W takim razie ja też nie będę mówił Ci wszystkiego.
- Dobrze .. spokój już. Zacznijcie jeść – po śniadaniu pojechaliśmy do szpitala. Lekarz już na mnie czekał. Mike jak zawsze musiał został na korytarzu.
- Jak się Pani czuje?
- Dobrze. Nic mnie nie boli.
- Bardzo dobrze. Proszę się położyć na kozetkę. Sprawdzę jak się rana goi – ściągnęłam bluzkę i położyłam się na kozetce – Zmienia Pani codziennie opatrunek?
- Tak.
- Bardzo ładnie wszystko się goi. Możemy już ściągnąć szwy. Proszę tutaj zostać – wyszedł. Myślałam, że to lekarz tak szybko wrócił, ale nie. To był Mike.
- Co tutaj robisz? Lekarz zaraz wróci.
- Musiałem sprawdzić, czy wszystko w porządku, bo długo nie wychodziłaś.
- Będą mi ściągać szwy.
- Nie bój się, kochanie. To nic nie boli.
- Mam nadzieje. Lepiej już idź zanim wróci lekarz.
- Zaryzykuje.
- Wariat – uśmiechnął się.
- No dobra. Już sobie idę. Niech się pospieszy – zdążył przed samym lekarzem.
- Proszę się nie ruszać – piętnaście minut później byłam wolna i mogliśmy jechać do domu. Gdy wyszłam z gabinetu, Mike był jakiś zdenerwowany.
- Coś się stało?
- Jerm dzwonił.
- I co z tego? Czegoś chciał, że jesteś taki zły?
- Chce nas odwiedzić. Czuje, że coś jest nie tak w jego zachowaniu.
- Przesadzasz, skarbie.
- Już raz tak mówiłaś i sama widzisz jak się skończyło. Nie chce, żeby się do Ciebie zbliżał.
- Przecież będziesz przy mnie – przytuliłam się do niego – Więc nie będę sama. Wracajmy.
- Co powiedział lekarz?
- Wszystko jest w porządku. Nie musisz się już zamartwiać.
- Zawsze będę.
- Zawsze to Ty będziesz uparty.
- To też – wyszczerzył się. Pojechaliśmy prosto do domu – Zmęczona?
- Niby czym? Co dzisiaj porobimy?
- Najpierw to ja muszę jechać do domu po rzeczy – zrobiłam smutną minkę – Szybko wrócę, a Ty odpoczywaj.
- Nic innego nie robię od trzech tygodni. Ileż można?
- Tyle ile trzeba i bez dyskusji. Niedługo wrócę – pocałował mnie w usta i opuścił dom. Ciekawa czemu tak mu się spieszyło. Zresztą … nieważne.

Jadąc do domu mamy myślałem cały czas o pierścionku, żeby Go stamtąd zabrać. Mam nadzieje, że Joseph Go nie znalazł. Był wyjątkowy. Na podjeździe nie było żadnego samochodu oprócz Janet. Nadal miałem swoje klucze i wszedłem bez problemu. Od razu skierowałem się do swojego pokoju. Otworzyłem szafę i … pusto? Co?! Przecież schowałem Go dokładnie tutaj! Zacząłem przeszukiwać każdy zakamarek szafy.
- Mike? - usłyszałem, ale byłem zbyt zajęty poszukiwaniami.
- Nie teraz Janet.
- To ważne. Będę u siebie – usiadłem z rezygnacją. Przecież nie wiedział o pierścionku. Nie chodziło o jego wartość materialną, ale o to, że był jedyny w swoim rodzaju. Bez humoru poszedłem do pokoju Janet – Nareszcie. Siadaj – usiadłem na kanapie, a Ona wyciągnęła coś z szafki – Pewnie tego szukałeś – dała mi pudełeczko od pierścionka. Otworzyłem je. Był tam .. na swoim miejscu.
- Ale …
- Mam nadzieje, że nie jesteś na mnie zły, że Go wzięłam. Bałam się, że Joseph Go znajdzie.
- Nawet nie wiesz jaki jestem Ci wdzięczny – przytuliłem ją – Myślałem, że to On Go zabrał.
- A tak swoją drogą, to przyjrzałam się mu i jest bardzo piękny. Kiedy zamierzasz to zrobić?
- Już mam cały plan obmyślony. Mam nadzieje, że powie ''tak''
- Żartujesz? Jesteście dla siebie stworzeni. Nie ma innego wyjścia – uśmiechnąłem się.
- Oby tak było. Przyjechałem jeszcze po parę rzeczy – chciałem już wyjść z pokoju.
- Zaczekaj. Jest jeszcze coś o czym powinieneś wiedzieć.
- Co takiego?
- Bo dzisiaj jak aresztowali Josepha, to On wcześniej rozmawiał z Jermem.
- I co z tego?
- Najlepiej będzie jak sam to zobaczysz – wyciągnęła kamerę i ją włączyła. Faktycznie na nagraniu był Joseph z moim braciszkiem. Wyraźnie było ich słychać.
- ''Wiesz co masz robić? Ja nie mogę się do niego zbliżyć ani do tej suki, a musi zapłacić za wszystko''
- ''Spoko. Wszystko wiem. Oboje kupili tą bajeczkę o mojej przemianie. Jedzą mi z ręki''
- ''Wierze w Ciebie synu. Zawsze byłeś posłuszny. Nikt się o tym nie dowie''
- ''Dzisiaj chyba będzie sama w domu''
- ''Bądź ostrożny. Ten Miko może jej pilnować''
- ''Spławie Go. Żaden problem'' – nie oglądałem dalej, tylko wybiegłem z domu. Wiedziałem, że coś jej z nim nie tak i miałem racje. Niech tylko coś jej zrobi! Zabije Go! Po drodze złamałem kilka przepisów, ale nie obchodziło mnie to. Na podjeździe zobaczyłem jego samochód. Nawet nie zamknąłem za sobą drzwi samochodu. Miko coś grzebał pod maską.
- Gdzie On jest?!
- Masz na myśli Jerma? Rozmawia z Rose – przekląłem pod nosem i wparowałem do domu. W salonie ich nie było. Pobiegłem do pokoju Rose.
- Nie zbliżaj się do niej! - odepchnąłem Go.
- Co Ty robisz? - Rose była zdziwiona.
- Właśnie – nadal udawał.
- Powiesz sam co knułeś ze swoim tatuśkiem?!
- Nie wiem o czym mówisz – przyłożyłem mu aż upadł na podłogę.
- Teraz sobie przypomniałeś?! Nie mam już brata! Jesteś taki sam jak On! Czym Cie przekupił?!
- Szanuje ojca w odróżnieniu od Ciebie.
- Na szacunek trzeba sobie zasłużyć! Od początku udawałeś, żeby się zbliżyć do Rose! Mam ochotę Cie zabić!
- Nie odważysz się – zaczął się śmiać – Jesteś cieniasem. Joseph miał racje, że jesteś ciotą – nie wytrzymałem i znowu Go uderzyłem. W tym czasie do pokoju wszedł Miko i mnie odciągnął.
- Nigdy tak do mnie nie mów! Nie masz prawa!
- Zazdrościsz mi, że mam takie dobre relacje z ojcem.
- Nie .. nie zazdroszczę Ci … tak naprawdę to Ci współczuje. Jesteś tak nim przesiąknięty, że stajesz się taki jak On i uwierz mi, że nie masz czym się chwalić. Wręcz przeciwnie.
- A Ty niby jesteś taki święty? Z iloma kobietami spałeś?
- Dobrze wiesz, że mi kazał!
- I pewnie powiesz, że Ci się nie podobało, co? Zaliczałeś jedną po drugiej.
- Zamknij się! Wiem, że chciałbyś być na moim miejscu! Uwielbiasz wykorzystywać kobiety!
- Bo jestem normalnym facetem.
- Jesteś podłą świnią, a nie facetem! Ja jestem wierny swojej kobiecie!
- Na jak długo? Aż jakaś nie wskoczy Ci do łóżka?
- Dosyć tego! Miko pokaż mu gdzie są drzwi!
- A co sam się boisz?
- Ciebie?
- Oczywiście, że tak … potrafisz się wyręczać tylko innymi.
- Nie daj mu się sprowokować – powiedziała Rose.
- Lepiej posłuchaj swojej dziewczyny.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! - zaśmiał się i odwrócił.
- Mięczak – usłyszałem.
- Czekaj gnoju! Załatwimy to na zewnątrz!
- Nie! Mike! - wrzasnęła Rose.
- Idziemy! - popchnąłem Go w stronę wyjścia.
- Miko zrób coś do cholery!
- Nie wtrącaj się! – zabroniłem mu. Wyszliśmy do ogrodu. Byłem wściekły i najchętniej bym Go zabił.
- I co teraz mięczaku?
- Najpierw to obije Ci mordę! - ruszyłem na niego.
- Chciałbym to zobaczyć – drwił.
- Nie tylko zobaczysz, ale i poczujesz! - nie zdążyłem Go uderzyć, bo przerzucił mnie sobie przez ramię i poleciałem na ziemie.
- Mike! Nie! - słyszałem głos Rose. Podniosłem się.
- I co? Mówiłem, że nie dasz mi rady. Po co startujesz do mnie? Chcesz się upokorzyć?
- Miałeś farta, ale teraz to się zmieni – zaczęliśmy się szarpać. Trwało, by to dłużej, ale poczułem jak ktoś mnie odciąga. To był Miko – Co Ty robisz?!
- Ja? Lepiej spójrz na siebie! Powinieneś zając się swoją kobietą, a nie bić z jakimś dupkiem, który nie jest tego wart. Pobiegła do domu. Idź do niej – patrzyłem się na niego przez chwilę, potem przeniosłem wzrok na tego drania.
- Tak jest .. uciekaj .. jak zawsze.
- Zamknij się już! - krzyknął Miko – Wynoś się stąd! - poszedłem do Rose. Siedziała w salonie na kanapie i płakała.
- Kochanie? Płaczesz?
- Co? Już skończyłeś bójkę?
- Przepraszam Cie …. dałem mu się sprowokować – usiadłem przy niej. Odsunęła się ode mnie.
- Jak zawsze. Daj mi spokój – poszła na górę do pokoju. Chciałem od razu to wyjaśnić i poszedłem za nią.
- Rose …
- Dlaczego tak się zachowujesz? Jak nastolatek, który wdaje się w bójki … powinieneś być bardziej rozsądny od innych.
- Zdenerwował mnie … nie chciałem ..
- Przestań! Dobrze wiesz, że nie powinieneś się bić. Tak bardzo nie zależy Ci na życiu? Może byś pomyślał o mnie, co? Wystarczy mi, że byłam w jednym związku, w którym facet nigdy nie dotrzymywał słowa.
- Nie porównuj mnie do niego. Znasz mnie … wiesz, że Cie kocham i zrobię na Ciebie wszystko. Postaram się nad sobą zapanować w takich chwilach.
- Nie chce Cie stracić …. nie zawsze będziesz wygrywał i może coś Ci się stać.
- Wiem … już taki nie będę … no chyba, że ktoś będzie Ciebie obrażał, to co innego.
- Jesteś okropny, wiesz? - nareszcie się zaśmiała.
- Ale i tak mnie kochasz – pocałowałem ją – Dobrze się czujesz?
- Tak … wszystko w porządku. Powiesz mi co się stało, że tak naskoczyłeś na Jerma?
- Ehh … muszę?
- A jak myślisz?
- No .. ok …. byłem dzisiaj jak wiesz po kilka rzeczy w domu i Janet pokazała mi filmik, na którym widać jak Joseph i Jerm knują plan. Jerm miał nas do siebie przekonać i potem …
- Zrobić coś mnie, prawda? - dokończyła za mnie. Pokiwałem głową – Skarbie .. nie martw się … nic mi nie zrobi, gdy mam przy sobie takiego tygrysa – zaśmiałem się razem z nią.
- Będę Cie bronił … nie pozwolę Cie skrzywdzić.
- Wiem o tym – mój telefon zaczął dzwonić. Zrobiłem zniechęcająco minkę. Myślałem, że to ze studia – No odbierz.
- Halo?
- Zniszczę Cie!
- Słucham?
- Już po Tobie i tej Twojej laluni! - dopiero teraz rozpoznałem ten głos. Nie mylicie się. To był Joseph.
- Jeszcze Ci mało?! Siedzisz w pierdlu i jeszcze grozisz?!
- Wyjdę stąd! Możesz być pewien!
- Jeżeli się do nas zbliżysz, to Cie zabije! - rozłączyłem się. Zacząłem chodzić po pokoju.
- Mike? Wszystko w porządku? - podeszła do mnie.
- Nie …. muszę porozmawiać z Twoimi rodzicami – wyszedłem z pokoju. Rose poszła za mną. Siedzieli oboje w salonie – Mogę zająć Państwu chwilę?
- Oczywiście – odpowiedziała Pani Baker – Coś się stało?
- Czy jest możliwość, żebyśmy teraz wyjechali?
- Wyjechali? Ale dokąd i gdzie? - dopytywał ojciec Rose.
- Na te wakacje, które planowaliśmy.
- Ale dlaczego akurat teraz? Mieliśmy później …
- Tak .. wiem, ale … czy jest taka możliwość?
- Muszę zapytać się w studiu, czy dadzą mi wolne. Mamy mnóstwo roboty.
- Dobrze .. dziękuje – wyszliśmy z Rose do ogrodu.
- Mike … dlaczego chcesz wyjechać? - usiadła mi na kolanach.
- Myszko .. bo się o Ciebie boję. Coś czuje, że On wyjdzie z aresztu i co dalej? Całe życie chcesz się ukrywać?
- A wyjazd nie jest ukrywaniem? Na to samo wychodzi, więc nie rozumiem.
- Ale przynajmniej sobie odpoczniemy trochę w tropikach. Nikt o tym nie będzie wiedział. Tylko, że musimy kupić Ci nowe bikini.
- Nie trzeba. Widziałeś ile tego mam.
- To co masz nie nadaje się, żebyś w tym chodziła publicznie. Gdyby na plaży nie było facetów, to ok, ale tak nie ma mowy.
- Ktoś tu jest zazdrosny.
- Nie jestem .. już Ci to mówiłem.
- Ależ oczywiście – cmoknęła mnie.
- Chodźcie tutaj szybko! - usłyszeliśmy głos Pana Bakera. Zerwaliśmy się z miejsca i poszliśmy szybkim krokiem do domu.
- O co chodzi?
- Sami zobaczcie – zrobił głośniej telewizor. Leciały właśnie wiadomości. Wielkimi literami było '' Madonna poroniła! ''
- Co? - wymsknęło się Rose po cichu.
- '' Jak podaje menedżer gwiazdy, Madonnę zabrano dzisiaj po południu do szpitala z bólami brzucha. Niestety pomimo interwencji lekarzy nie udało się uratować dziecka. Połączymy się teraz z naszą reporterką, która jest pod szpitalem. Witaj Glorio. Czy masz nowe informacje? ''
- '' Witaj Jack. Właśnie się dowiedziałam co było przyczyną poronienia. Powiem, że nie spodziewałabym się tego. Artystka była na spotkaniu z ojcem dziecka, Michaelem Jacksonem. Podobno wciąż nie chciał się przyznać do ojcostwa i doszło do szarpaniny. Co skutkowało poronieniem. Trudno jest w to uwierzyć. Co na to ojciec dziecka? ''
- Wyłącz to! - krzyknęła Rose – Co za zakłamana żmija! Nawet wykorzystuje śmierć własnego dziecka, żeby …
- Żeby mnie zniszczyć .. - dokończyłem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do Franka.
- Słucham?
- Widziałeś wiadomości?
- Tak .. nie przej ..
- Masz zorganizować konferencje prasową. Muszę to wszystko wyjaśnić i powiedzieć jaka jest prawda.
- Myślisz, że Ci uwierzą? To Ona jest poszkodowana.
- Jesteś ze mną, czy przeciwko mnie?!
- Oczywiście, że z Tobą. Jesteś tego pewien?
- Tak. Już powiedziałem. Daj znać, gdy ustalisz dzień i godzinę – rozłączyłem się. Rose patrzyła się nie mnie – No co?
- Naprawdę chcesz to zrobić?
- Tak … widzisz inne wyjście?
- No .. nie, ale jaką masz gwarancje, że Ci uwierzą?
- Nie mam, ale muszę spróbować.
- Wiesz, że zawsze będę przy Tobie, skarbie. Wszystko się ułoży – przytuliła się do mnie.

- Kocham Cie – objąłem ją. Miałem nadzieje, że po konferencji wszyscy zrozumieją, że Madonna kłamała, żeby mnie zniszczyć. Nie wiedziałem jak bardzo się myliłem. Było mi jej szkoda. W końcu straciła dziecko, ale z drugiej strony czułem do niej odrazę. Jak Ona mogła wykorzystywać śmierć swojego dziecka? To jest chore. Nie wiedziałem za co Ona tak mnie nienawidzi. Przecież nic jej nie zrobiłem. Nie robiłem żadnych nadziei, że będziemy kiedyś razem. Dobrze, że Rose nadal była przy mnie. Nie mogłem jej stracić przez takie coś.