Kolejny dzień, był taki sam, a nawet
gorszy. Rose nic nie chciała jeść. Leżała, tylko w łóżku i
kazała zasłonić okna. Nie wiedziałem co robić. Czułem się
fatalnie, ale musiałem się nią zaopiekować. Zbliżała się
godzina obiadowa. Zszedłem na dół i poszedłem do kuchni, akurat
zastałem mamę.
- Co z nią? - zapytała.
- Niedobrze – usiadłem przy stole –
Mamo co ja mam robić? Chce jej pomóc, ale nie wiem jak.
- Mi to wygląda na zaczynającą się
depresję.
- To co mam zrobić?
- Tobą zajęli się specjaliści …
może …
- Wykluczone! Sam się nią zajmę.
- Michael … powiesz mi co się tak
naprawdę stało?
- Przecież Ci już mówiłem.
- A ja wiem, że nie powiedziałeś mi
wszystkiego – patrzyłem się przez chwile na matkę.
- Obiecałem, że nikomu nie powiem i
dotrzymam słowa
- Myślisz, że nie wiem? Wykorzystał
ją, prawda? - nie miałem ochoty o tym rozmawiać.
- Pójdę do siebie – wstałem.
- Nie musisz odpowiadać i tak wiem –
odwróciłem się w jej stronę.
- Więc, po co pytasz? - nie
odpowiedziała. Poczułem znowu ten ból, ale tym razem silniejszy.
- Jesteś strasznie blady – podeszła
do mnie i położyła dłoń na czole.
- Nic mi nie jest.
- Zawsze tak mówisz – chciałem iść
już do siebie – Zaczekaj – zatrzymałem się. Podeszła do mnie
– Mogłam Cię stracić. Nawet nie mogę tego sobie wyobrazić, że
mogło Cię już nie być.
- Oh mamo – przytuliłem ją –
Zostało, by Ci jeszcze ośmioro dzieci – chciałem trochę
rozładować atmosferę.
- Nawet tak nie żartuj. Żadne inne
dziecko nie zastąpi tego, którego już nie ma. Nawet ośmioro.
Każde jest wyjątkowe na swój sposób.
- Naprawdę .. nic mi nie jest.
- Ale powiedziałbyś mi, gdyby było
coś nie tak?
- Tak mamo – pocałowałem ją w
czoło - Podziękuje za obiad, ale nie jestem głodny – byłem
pewny, że niczego nie przełknę, a Rose już przy śniadaniu,
którego zresztą nie zjadła, powiedziała, że nie zje obiadu i
kolacji. Wszedłem do swojego pokoju. Panowała w nim ciemność –
Śpisz? - zapytałem Rose po cichu, żeby jej nie obudzić, gdyby
spała.
- Nie.
- Na pewno nic nie zjesz?
- Już mówiłam. Wiem, że to twój
pokój, ale chcę zostać sama – już chciałem wyjść, ale
zatrzymałem się. Patrzyłem przez chwilę na Rose,
która była odwrócona do mnie tyłem.
- Nigdzie nie pójdę – powiedziałem
stanowczo. Wiedziałem, że nie mogę jej zostawić w takim stanie,
nawet jeżeli tak mówiła.
- Więc, ja sobie pójdę – wstała.
Nawet na mnie nie spojrzała.
- Dokąd? - zaczęła czegoś szukać w
torbie.
- Wszystko jedno.
- Myślisz, że Cię puszczę?
- Przecież nie jestem tutaj uwięziona.
- Masz rację nie jesteś, ale i tak
Cię nie puszczę.
- Dlaczego to robisz?
- Ale co?
- To wszystko. Nie rozumiesz, że nie
poradzę sobie z tym? Jest mi już wszystko jedno …
- Przecież mówiłem, że Ci pomogę.
Nie zostałaś z tym sama.
- Jak mi pomożesz? W jaki sposób?
Wymażesz mi z głowy to co się stało?
- Będę przy tobie.
- Nie potrzebuje współczucia.
- A czy ja coś takiego powiedziałem?
- Nie warto mi pomagać. Nie wyobrażam
sobie dalszego życia …. nie po tym ..
- Nie mów tak!
- Wiesz w ogóle jak będzie wyglądało
moje życie? Za każdym razem, gdy zobaczę mężczyznę, będzie
stał obok w autobusie, czy na przejściu, będę wpadała w
histerię. Ja nie chcę tak żyć.
- Na mój widok nie wpadasz.
- Mam na myśli obcych, dlatego …
proszę … pozwól mi odejść – chciała mnie wyminąć, ale jej
nie pozwoliłem. Złapałem ją jedną ręką w pasie i odwróciłem
w swoją stronę. Gdy już staliśmy twarzą w twarz, a raczej twarzą
w klatkę piersiowa bo była niższa o głowę. Złapałem ją za
nadgarstki i odwróciłem bliznami do góry.
- Nie wiem, dlaczego to zrobiłaś,
może nie miałaś w nikim wsparcia, nie wiem, ale wiem, że nie
pozwolę Ci tego zrobić drugi raz. Możesz mnie zwyzywać i
znienawidzić, ale nie pozwolę Ci teraz wyjść.
- Dlaczego? - miała łzy w oczach.
- Bo Cię … - w ostatniej chwili
ugryzłem się w język – Bo chcę Ci pomóc. Nie będzie łatwo,
ale uda nam się.
- A jeżeli nie?
- Nie znam takiego słowa. Wszystko
jest możliwe jeżeli się czegoś naprawdę chcę – patrzyła się
na mnie przez chwilę po czym wtuliła się we mnie.
- Dziękuje – usłyszałem zanim,
ktoś zapukał do drzwi.
- Michael … przyszedł Stevie –
przepuściła Go.
- Cześć … możemy porozmawiać?
- Cześć … dobrze … dziękuje mamo
– wyszła i zamknęła drzwi – Jesteś służbowo?
- Tak ...
- W takim razie chodźmy do salonu –
chciałem oszczędzić Rose tych wspomnień.
- Ale też i prywatnie …. Rose …
przepraszam, że nie byłem delikatny i pytałem Cię tak
bezpośrednio, ale … jestem policjantem od 7 lat i czasami się
zapominam.
- Rozumiem i nie wracajmy do tego –
nerwowo potarła się ręką po karku.
- Ok – Rose powiedziała, że możemy
rozmawiać przy niej i tak też zrobiliśmy. Powiedziałem mu
wszystko co chciał wiedzieć i to jak wyglądali. Spojrzałem w jej
stronę. Siedziała w fotelu przy oknie i nad czymś myślała – To
wszystko co chciałem wiedzieć.
- Nie złapiecie ich – odezwała się.
- Złapie ich … obiecuje … nie
mówię teraz jako policjant – spojrzała się na niego – Muszę
już iść. Trzymajcie się – wyszedł.
- Odsłonie okno – byłem już blisko
okna.
- Nie!
- Rose … tak nie można … nie
możesz popadać w depresję – nagle się na mnie spojrzała.
Wyglądała jak by chciała mnie zabić.
- Nie popadam w żadną pieprzoną
depresję – powiedziała przez zęby i uderzyła pięścią w
oparcie fotela.
- Przecież widzę – byłem spokojny
i opanowany.
- Odczep się! Nic o mnie nie wiesz. To
jest moje życie i sama o nim decyduje!
- Myślisz, że moje życie było
idealne?
- A takie nie było? Przestań się
użalać nad sobą z powodu straty dziewczyny. Wielka rzecz.
Obwiniasz Josepha, a nie pomyślałeś, że gdybyś się postarał to
nadal bylibyście razem? Idź do niej i wytłumacz – czułem jak
wzbiera we mnie złość. Jak mogła?
- To jest niemożliwe – próbowałem
się uspokoić.
- Niby czemu? Wyszła z mąż?
Wyjechała? Mówi się trudno – zaśmiała się. Już nie
wytrzymałem.
- Chcesz wiedzieć jak było? -
zbliżyłem się do niej – Powiem Ci. Byliśmy naprawdę
szczęśliwi, ale przez jeden incydent wszystko się zniszczyło.
Byliśmy zaręczeni, ale Joseph postanowił to zmienić – poczułem
w gardle gule przez, którą ledwo mówiłem – Już nigdy jej nie
zobaczę … nie przytulę … nie powiem jak bardzo kocham –
patrzyła się na mnie w skupieniu – Jej już nie ma …. nie ma bo
… bo nie żyje – zauważyłem jak jej oczy się powiększają.
Nie czekałem, aż coś powie. Poszedłem do łazienki. Oparłem się
dłońmi o zimną umywalkę. Nie płakałem. Wszystkie łzy
wypłakałem podczas pogrzebu. Strasznie mi jej brakowało. Gdy
odeszła zabrała ze sobą połowę mojego serca. Myślałem, że
nigdy się już nie zakocham, ale tak się nie stało. Nie mogła
uwierzyć w to co zrobiłem, ale wiem, że chciałaby, abym był
szczęśliwy. Teraz druga połowa serca jaka mi pozostała należy do
Rose. Kiedyś jej o tym powiem. Pewnie mnie wyśmieję, ale
przynajmniej będę wiedział, że próbowałem. Nagle dostałem
jakiegoś dziwnego kaszlu, a po chwili, że mam coś w buzi. Miało
nieprzyjemny, metalowy smak. Wyplułem do białej umywalki i się
przestraszyłem. To była krew. Potem znowu ten okropny ból. Za
każdym razem, gdy zaczynało boleć, bolało coraz bardziej.
Zwinąłem się w pół i czekałem, aż przejdzie.
Michael już długo nie wychodził z
łazienki. Jak mogłam być taka podła dla niego? Chciał mi pomóc,
a ja z niego drwiłam. Gdybym wiedziała co się stało to nawet, bym
nie zaczynała tego tematu. Dlaczego jestem taka głupia? Powinni
mnie odizolować od ludzi bo, tylko ich ranie. Nareszcie wyszedł.
Nie spojrzał na mnie.
- Przepraszam … nie wiedziałam –
stał przy oknie i wpatrywał się w jeden punkt. Włożył ręce do
kieszeni.
- Pewnie masz rację, że nie zrobiłem
wszystkiego, żeby ją uratować …
- Miałam na myśli …
- Wiem, ale na jedno wychodzi. Wtedy
byłem niedojrzałym dzieciakiem, ale naprawdę ją kochałem.
Dzisiaj bylibyśmy już małżeństwem – spojrzał się na mnie na
chwile – Mogłem Go powstrzymać (chodzi oczywiście o Josepha) ale
się bałem. Byłem tchórzem. Zawsze się z nim liczyłem, ale
dojrzałem – podszedł do mnie. Wziął moja twarz w swoje dłonie
– Już mu nigdy na to nie pozwolę – patrzył mi prosto w oczy –
Nie jestem na Ciebie zły, za to co powiedziałaś. Przeżyłaś coś
okropnego i jest Ci ciężko, ale na mnie możesz zawsze liczyć –
przytulił mnie do siebie. Nie wiem ile tak staliśmy, ale polubiłam
to. Zawsze ładnie pachniał i potrafił mnie uspokoic.
- Ile miałeś wtedy lat?
- 18 … ona też – poczułam jak
mnie mocniej ściska. Nie chciałam pytać o szczegóły. Wygląda na
to, że nie tylko ja mam straszną przeszłość.
Rodzice mieli być wieczorem. Z jednej
strony nie mogłam się doczekać, aż ich zobaczę, a z drugiej
strony nie bo wiedziałam, że oznacza to powrót do domu. Równo o
19 rozległ się dzwonek do drzwi. Mama Michaela otworzyła i
wpuściła ich do środka. Czekałam na nich w salonie, a Michael
poszedł na chwile do swojego pokoju.
- Boże córeczko. Nic Ci się nie
stało? - zapytała mama, gdy mnie zobaczyła. Przytuliła mnie.
- Mamo nie mogę oddychać – naprawdę
mało brakowało, a bym nie miała jak oddychać.
- Przepraszam – wypuściła mnie z
objęć i zaczęła oglądać ze wszystkich stron – Gdy Michael
zadzwonił i powiedział co się stało, nie mogłam w to uwierzyć.
- Ja nadal nie mogę, ale nic mi nie
jest.
- Rose – to salonu wszedł tata i tak
samo jak mama zaczął mnie przytulać – Nic Ci nie zrobili?
- Nie … wszystko w porządku.
- Dobrze, że Michael był z tobą –
zabawne. Gdyby nie było to nic takiego nie miało by miejsca, ale
przecież nie mogłam im tego powiedzieć. Poza tym nie obwiniałam
Go.
- Właśnie, a gdzie jest? - zapytała
mama.
- Zaraz przyjdzie …. tylko się nie
przestraszcie – spojrzeli się na mnie z pytajnikami w oczach. Ale
zaraz przenieśli wzrok na Michaela, który schodził po schodach.
Mama zakryła dłonią usta, a tata … stał jak wryty – Mówiłam
– mruknęłam.
- Matko boska – wyrwało się mamie.
- Wolę jak mówią mi Michael, ale jak
kto woli – zaśmiałam się – A tak poza tym to dobry wieczór.
Jak minął lot?
- Dobrze, ale co tam lot. To Oni Ci to
zrobili? - zapytał tata.
- Jeden z nich, ale nie mówmy już o
tym.
- Napiją się Państwo czegoś? -
zapytała mama Michaela.
- Nie, dziękujemy. My już musimy
jechać … zobaczyć jakie są zniszczenia i w ogóle. Rose ubieraj
się – powiedziała mama.
- Przyniosę twoją torbę –
powiedział Michael i poszedł. Ubrałam kurtkę, buty i czekałam na
resztę swoich rzeczy – Proszę – podał mojemu ojcu.
- Dziękuje, że zająłeś się Rose …
dobry z Ciebie chłopak – powiedział i poklepał Michaela po
ramieniu.
- Każdy na moim miejscu, by tak
postąpił.
- I tu się mylisz – pokręcił głową
– Gotowa? - zapytał mnie.
- Tak – tak naprawdę nie byłam.
Tata i Michael podali sobie dłonie i pożegnali. Mama wyszła
pierwsza. Ja jeszcze stałam przy Michaelu.
- Rose? - zapytał tata.
- Zaczekajcie na mnie w samochodzie –
kiwnął głową i wyszedł – Chciałam Ci bardzo podziękować za
wszystko co zrobiłeś.
- Nie ma sprawy – uśmiechnął się
– Zawsze do usług.
- Uważaj bo skorzystam.
- Liczę na to.
- Przyjedziesz jutro?
- Tak, jeżeli chcesz.
- Inaczej bym nie pytała … pójdę
już .. Pa – wyszłam, gdy byłam w połowie drogi, odwróciłam
się. Michael jeszcze stał w drzwiach i czekał, aż wsiądę. Ale
ja tego nie zrobiłam. Cofnęłam się. Gdy stałam już naprzeciwko
niego, zapytał:
- Stało się coś?
- Nie – zarzuciłam mu ręce na szyje
i się przytuliłam. Również mnie objął. Potem pocałowałam Go w
policzek.
- To było miłe.
- Tylko się nie przyzwyczajaj –
odeszłam i wsiadłam do samochodu. Widziałam jak tata obserwuje
mnie w lusterku. Mama nie była lepsza. Udawała, że maluje usta i
też się na mnie gapiła przez lusterko – Mogę wiedzieć o co wam
chodzi?
- Nam? O nic, a o czym mówisz? -
odpowiedziała mama.
- Dobrze wiecie. Jestem brudna na
twarzy, że mi się tak przyglądacie?
- No dobrze … chodzi o Michaela.
- I?
- I o Ciebie …. no
wiesz. Czy między wami jest coś więcej? - mogłam się tego
spodziewać.
- Skąd taki wniosek? To było
zwyczajne podziękowanie i nic nas nie łączy – już o nic więcej
nie pytali. Dojechaliśmy pod dom. Niechętnie wysiadłam. Gdy
przekroczyłam próg domu coś we mnie pękło. Zatrzymałam się i
nie miałam zamiaru dalej iść – Tato możesz mnie zawieść do
Sally?
- Dlaczego?
- Nie mogę tutaj zostać.
- Rose … kochanie co się dzieje? -
podeszła do mnie mama. Rozpłakałam się.
- Proszę Cię – spojrzałam
błagalnie na tatę.
- No dobrze – od razu wyszłam z domu
i wsiadłam do samochodu. Podczas drogi nie pytał mnie o nic.
Wiedział, że i tak bym nie powiedziała – Jesteśmy … wejść z
tobą?
- Nie … dziękuje – zapukałam i
nie musiałam długo czekać.
- Rose? Co ty tutaj robisz? Miałaś
być na Hawajach.
- Mogę wejść? - jeszcze nie widziała
jak wyglądam.
- Tak … jasne – zdjęłam kurtkę i
poszłam do salonu. Sally poszła za mną.
- Powiesz co się stało? - odwróciłam
się w jej stronę – Płakałaś? - podeszła bliżej. Kiwnęłam
głową – Siadaj i mów – usiedliśmy.
- W dzień wyjazdu przyszedł Michael.
Mój ojciec mu kazał mnie odwieść na lotnisko. Gdy już się
spakowałam. Poszłam do piwnicy, żeby wszystko wyłączyć. Nagle
światło zgasło i w całym domu było ciemno, okazało się potem,
że w całej okolicy nie ma prądu. Zawołałam Michaela, żeby
zszedł z latarką bo nic nie widziałam, a na dworze było już
ciemno.
- Zrobił Ci coś?
- Nie, ale nie wiedział, że drzwi od
piwnicy są zepsute i zatrzasnął je za sobą. Spędziliśmy tam
całą noc. Na drugi dzień, usłyszeliśmy, że ktoś jest w domu.
Okazali się włamywaczami. To byli Ci sami co wtedy w parku nas
gonili. Gdy drzwi były otwarte … Michael kazał mi zostać i sam
wyszedł. Rozpoznali Go … jeden z nich strasznie Go bił … nie
mogłam na to patrzeć, więc wyszłam. Nie wiem jak długo to
wszystko trwało, ale po jakimś czasie tamten … On …. mnie
zgwałcił – rozpłakałam się, a Sally mnie przytuliła.
- Już nic więcej nie musisz mówić.
- Michael n ..nie mógł nic zrobić –
szlochałam – Rodzice dzisiaj przylecieli i zabrali mnie do domu,
ale ja tam nie wytrzymam, dlatego powiedziałam tacie, żeby
przywiózł mnie do Ciebie … nie jesteś zła?
- Oczywiście, że nie … zjesz coś?
- Nie, nie mam ochoty.
- To chodź … przygotuje Ci pokój i
się położysz – szłam za Sally. Była niezawodna. Zawsze mogłam
na nią liczyć. Położyłam się. Sally zaczekała, aż zasnęłam.
Ta noc była taka sama jak poprzednia z tą różnicą, że nie było
przy mnie Michaela. Sally wparowała do pokoju – Rose … uspokój
się – wpadłam w panikę.
- On wróci i znowu mi to zrobi.
- To nie prawda, słyszysz?
- Nie! - pobiegłam do
łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz.
- Rose proszę otwórz – nie miałam
takiego zamiaru. Wyciągnęłam z szafki jakieś tabletki i nożyczki.
Żyletka była by lepsza, ale to musiało wystarczyć.
Przez sen usłyszałem dzwoniący
telefon. Zapaliłem nocną lampkę i spojrzałem na zegarek – Kto
normalny dzwoni o 1 w nocy – odebrałem.
- Halo?
- Michael? To ja Sally. Przepraszam, że
dzwonie o tej godzinie ..
- Sally? Stało się coś?
- Tak … jest u mnie Rose … nie wiem
co robić. Zamknęła się w łazience i nie chcę otworzyć – od
razu usiadłem.
- Jak to jest u Ciebie?
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Boje
się, że może coś sobie zrobić – panikowała.
- Spokojnie. Próbuj ją przekonać,
żeby otworzyła. Będę za 10 minut – rozłączyłem się i
zerwałem na nogi. Ubrałem pierwsze lepsze ubrania.
- Michael? - w drzwiach stała zaspana
Janet – Idziesz gdzieś?
- Rose mnie potrzebuje – zakładałem
już drugiego buta – Rano powiedz mamie, że pojechałem do Rose.
- Ok.
- Idź spać – pocałowałem ją w
czoło i dosłownie pobiegłem do samochodu. Nie czułem się za
dobrze, ale musiałem do niej jechać. Obiecałem i chciałem być
przy niej. Dojechałem szybciej niż normalnie. Zaparkowałem na
podjeździe i w tym czasie Sally mi otworzyła – Gdzie jest? -
nawet nie ściągnąłem płaszcza. Pobiegłem za Sally.
- W ogóle mi nie odpowiada.
- Rose … to ja Michael. Co się
stało? - nie odpowiedziała – Otwórz – nadal nic – Jeżeli
nie otworzysz to wywarze drzwi – poczekałem chwilę, ale to nic
nie dało. Spojrzałem na Sally – Odkupie drzwi.
- Mam gdzieś drzwi – odpowiedziała.
Udało mi się dopiero za drugim razem. Rose siedziała na podłodze
i płakała. Na półce zobaczyłem tabletki i nożyczki.
- Coś ty chciała zrobić? - ukucnąłem
przy niej – Spójrz na mnie – poprosiłem. Wziąłem ją na ręce
i zaniosłem do łózka – Pójdę się rozebrać i zaraz przyjdę.
- Nie! - jeszcze bardziej się we mnie
wtuliła.
- No dobrze nie pójdę, ale na chwilę
Cie puszczę bo jest mi już okropnie gorąco w tym płaszczu –
puściła mnie. Położyłem płaszcz na fotelu i wróciłem do Rose
– Co się stało?
- Śnił mi się …. nie pozwól, żeby
mnie dotykał – ponownie się we mnie wtuliła.
- Posłuchaj … nikogo tutaj nie ma
oprócz nas i Sally. Nic Ci nie grozi. On już nie wróci … uspokój
się … cała się trzęsiesz.
- Proszę … nie odchodź.
- Nigdzie się nie wybieram …
spróbujesz zasnąć? - pokiwała głową na zgodę i się płożyła
– Będę cały czas obok – przykryłem ją kołdrą i czekałem,
aż zaśnie. Nie było to takie proste, co chwile otwierała oczy i
sprawdzała czy jestem. Dopiero po pół godzinie zasnęła. Chciało
mi się pić. Powoli wstałem i zszedłem na dół. W kuchni
siedziała Sally.
- Śpi?
- Tak … w końcu się jej udało …
możesz dać mi coś do picia?
- Jasne, a co?
- Cokolwiek.
- Może coś mocniejszego? - dopiero
zauważyłem, że pije drinka.
- Nie, sok wystarczy – nalała do
szklanki i mi podała – Dzięki … wiesz co się stało?
- Tak, powiedziała mi. Nie mogę w to
uwierzyć.
- Ja też. To wszystko moja wina …
gdybym nie zamknął nas w piwnicy do niczego by nie doszło.
- Nie możesz się obwiniać …
złapali ich? Bo nie dokończyła.
- Nie … uciekli w ostatniej chwili …
miała tyle okazji na ucieczkę, kazałem jej to zrobić … nie
posłuchała.
- Ona taka nie jest … nie zostawia
ludzi. Jest taka odkąd pamiętam. Jak chodziliśmy jeszcze do
gimnazjum to ona stawała zawsze w mojej obronie. To ona zawsze była
silniejsza ode mnie, a teraz …
- Teraz my musimy jej pomóc … zabije
sukinsyna! - usłyszeliśmy jakieś kroki dobiegające z piętra.
Poszedłem w stronę schodów. Na ich końcu stała Rose.
- Mówiłeś, że będziesz –
powiedziała. Szybko wszedłem po schodach.
- Poszedłem tylko po coś do picia.
Chodź … idziemy spać – była słaba i blada. Od wczoraj nic nie
jadła. Szedłem za nią. Nagle zwolniła i mało brakowało, a by
się przewróciła. Złapałem ją – Trzymam Cię – prowadziłem
ją do pokoju. Położyła się, zrobiłem to samo – Śpij … już
nigdzie nie pójdę.
- I będziesz, gdy się obudzę?
- Tak … obiecuję – po tych
słowach, wtuliła się w moje ramie i zamknęła oczy. Tej nocy
budziła się jeszcze parę razy z krzykiem. Mówiła, że jak
zamknie oczy to Go widzi przed sobą. Uspokajałem ją bo nic więcej
nie mogłem zrobić. Gdy się obudziłem, Rose już nie spała.
Siedziała z podkulonymi nogami, oparta o oparcie łóżka – Dawno
wstałaś? - przetarłem oczy.
- Nie – cały czas patrzyła się w
okno. Wstałem i poszedłem do łazienki. Wykonałem wszystkie
rutynowe czynności, oprócz prysznicu bo nie miałem ciuchów na
zmianę, a poza tym spałem w ciuchach. Mój telefon zaczął
dzwonić.
- Halo.
- Michael musisz natychmiast przyjechać
do studia – to był Quincy.
- Co się stało?
- Dowiesz się na miejscu. Pospiesz się
masz 30 minut – przecież nie mogłem zostawić Rose. Postanowiłem
oddzwonić.
- Ale możesz mi powiedzieć o co
chodzi?
- Jeżeli chcesz wydać kolejny album
to lepiej przyjedz – rozłączył się, a ja nadal nic nie
rozumiałem.
- Rose … muszę na chwilę jechać do
studia – spojrzała się na mnie.
- Po co?
- Są jakieś problemy … jeżeli nie
pojadę, mogę zapomnieć o kolejnej płycie
- To jedź – wzruszyła ramionami.
- Postaram się przyjechać jak
najszybciej się da – zabrałem płaszcz i zbiegłem na dół –
Sally muszę na chwile pojechać do studia. Zajmiesz się Rose?
- Tak już dzwoniłam do pracy, że nie
przyjadę.
- Może … schowaj wszystkie
niebezpieczne rzeczy … tak dla pewności.
- Już to zrobiłam, ale i tak będzie
siedziała tylko w pokoju.
- Dobrze to w razie czego dzwoń –
wybiegłem z domu. Na szczęście nie było korków. Winda jak nigdy
już czekała – Jestem – wszedłem do studia.
- Na całe szczęście.
- Mów co się stało.
- Mam nadzieję, że Ci się nie
spieszy bo szybko stąd nie wyjdziesz. Miałem niemiłą rozmowę z
dyrektorami wytwórni. Nie są zadowoleni, że kolejny album chcesz
wydać dopiero za parę lat.
- Przecież nie zgodzili.
- Owszem, ale zmienili zdanie. Mają
innych chętnych, którzy gwarantują im wydanie albumu w tym roku.
- A zagwarantują im, że płyty
rozejdą się jak ciepłe bułeczki w tydzień?! - wkurzyłem się.
- Też im to powiedziałem, ale nie
dali się przekonać.
- To co teraz?
- Teraz musisz się przygotować bo
zaraz tutaj przyjdą i Cię przesłuchają. Chcą być pewni, że
warto im czekać.
- Ale nie mam jeszcze podkładu do tych
piosenek.
- Wiem, dlatego zaśpiewasz acapella.
Przygotuj się – po chwili przyszli. Wśród nich zobaczyłem ojca
Rose. Podszedł do mnie.
- Będzie dobrze. Nie przejmuj się –
Quincy im wszystko wyjaśnił, a ja wszedłem do kabiny
dźwiękoszczelnej. Kolejność nie była ważna. Zaśpiewałem już
trzy piosenki, gdy byłem w połowie czwartej, zawiesiłem się.
Pokazałem, że potrzebuje trochę przerwy. Poczułem okropny ból.
Zdążyłem tylko otworzyć drzwi zanim straciłem przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz