sobota, 4 stycznia 2020

Bad Girl 76


Siedziałam sobie na parapecie z kubkiem herbaty. Patrzyłam na przechodzących ludzi. Jestem tutaj już dwa miesiące. A dokładnie układałam sobie życie na Alasce. Kupiłam mały domek. Dla mnie wystarczy. Nie potrzebowałam więcej. Zatrudniłam się w sklepie aby nie siedzieć w domu. Musiałam wyjść do ludzi. Czasem myślałam co może robić teraz Mike. Niestety w ogóle nie mogłam o nim zapomnieć. Chyba już mi tak zostanie. Co sobota rozmawiałam z Sally przez telefon. Obiecała, że mnie odwiedzi, ale nie wiedziała jeszcze kiedy. W końcu trochę miała do pokonania. Musiałam ruszyć tyłek i iść odśnieżyć podjazd, bo nie wyjadę. Jak zawsze zasypało śniegiem. Ubrałam się ciepło i wyszłam przed dom. Zaczęłam odśnieżać.
- To nie jest robota dla kobiety – usłyszałam i się odwróciłam.
- Cześć Steven. Wiesz ktoś musi – podrywał mnie, gdy tylko miał okazję do tego. Nie odwzajemniałam zainteresowania. Nie chciałam ładować się w nowy związek. Po co na siłę.
- Wystarczyło poprosić.
- Potrafię sobie świetnie poradzić.
- Wiem .. widzę .. mogę wejść na chwilę?
- No dobrze – weszłam z nim do domu – Stało się coś? - rozpłaszczył się i usiadł w salonie.
- Chciałem zapytać, czy dasz się w końcu wyciągnąć do kina?
- Steven .. już o tym rozmawialiśmy. Tylko dlatego chciałeś wejść?
- I żeby dotrzymać Ci towarzystwo – uśmiechnął się.
- Doceniam, ale bym wolała odpocząć przed pracą. Rano wstaję .. rozumiesz ..
- Zapomniałaś, że ja też? - zapomniałam wspomnieć, że razem pracowaliśmy. Widziałam Go codziennie.
- W sumie racja. Ale naprawdę .. muszę się przygotować na jutro .. - niechętnie wstał.
- Jesteś nie ugięta .. mówił Ci to ktoś?
- Tak … - w myślach – Nawet często ..
- To będę się już zbierał. Do jutra – ubrał kurtkę i wyszedł.
Naprawdę nie potrzebuję kolejnego związku. I to jeszcze z osobą, do której nic nie czuję i nawet mi się nie podoba. Poczekałam aż sobie poszedł i nie było Go widać. Wyszłam i musiałam dokończyć odśnieżanie chociaż nie bardzo mi się chciało. Jakoś tak przypomniał mi się Michael i na chwilę się zamyśliłam.
- O kim tak intensywnie myślisz? - ten głos wyrwał mnie z zamyśleń.
- Cześć Susan. A tak jakoś … przypomniała mi się przeszłość, ale nie ważne – nikomu nie powiedziałam, że sam Michael Jackson był moim narzeczonym. Z wiadomych przyczyn.
- To chodź lepiej na kawę i ciacho, bo właśnie kupiłam.
- Ok tylko to skończę i zaraz przyjdę – poszła do swojego domu. Byłyśmy sąsiadkami i często się spotykałyśmy. Chociaż z nią mogłam sobie prawie normalnie pogadać.


                                                              *****


Siedziałam sobie w pewien piątkowy wieczór u mnie z Susan pijąc winko. Nagle usłyszałam, że ktoś puka.
- Spodziewasz się kogoś?
- Właśnie nie – wstałam i poszłam otworzyć – Sally! - rzuciłam jej się w ramiona – Co Ty tutaj robisz?
- Hehe wiedziałam, że się ucieszysz. Chciałam Ci zrobić niespodziankę i się stęskniłam.
- Wejdź – pomogłam jej z bagażem i zamknęłam drzwi. Rozejrzała się.
- No powiem Ci, że ładnie się tutaj urządziłaś. Przytulnie – rozpłaszczyła się – Chociaż i tak bym wolała abyś była na miejscu.
- Wiem .. może kiedyś wrócę. Chodź do salonu – wzięłam ją pod rękę i zaprowadziłam do salonu – Sally to Susan – przedstawiłam im sobie. Sally spojrzała na nią i na mnie dziwnie.
- Miło mi – Susan wstała i podała jej rękę na przywitanie. Sally nie odwzajemniła – Rose .. to .. ja już się będę zbierała .. - poszła się ubrać do wyjścia.
- No jak chcesz – popatrzyłam za nią. Po chwili wyszła. Sally patrzyła się na mnie poważnie – Stało się coś?
- Nie no nic ..
- Przecież widzę.
- Nowa koleżaneczka? Widzę, że chyba niepotrzebnie przyjechałam.
- Ej .. co Ty mówisz? Cieszę się, że jesteś. Nie mogłam się doczekać i dobrze o tym wiesz.
- Naprawdę? Przecież widzę, że znalazłaś sobie towarzystwo – patrzyłam na nią uważnie – No co?
- Ty jesteś zazdrosna – zaczepiłam ją łokciem w bok.
- Pff .. teraz to powiedziałaś ..
- Wiesz, że nie masz powodu, tak? Jesteś moją jedyną przyjaciółką .. przecież wiesz .. - spojrzała na mnie.
- Ale spotykasz się z Tą ..
- I nic poza tym. Po prostu czasem z nią się spotykam, żeby sobie pogadać.
- Od tego masz mnie.
- Eh .. ale nie na miejscu .. ale to niczego nie zmieni między nami – przytuliłam ją – Obiecuję.
- Mam nadzieje, bo mam ochotę przywalić tamtej i wylać na łeb wino, które nie skończyła – zaśmiałam się.
- Więc dobrze, że poszła. Chodź zrobię kolację. Długo zostaniesz?
- Na tydzień.
- Tylko? Szkoda – trochę się zasmuciłam.
- Wiem, ale przynajmniej jeszcze nie raz przyjadę. A Ty? Przyjedziesz kiedyś?
- Nie wiem .. może – poszłam z nią do kuchni – Powiedź mi … co u Michaela? Oddałaś mu pierścionek?
- Tak, ale jak wiesz nie chciał Go przyjąć. Był w szoku jak mu powiedziałam, że wyjechałaś. Ale nie powiedziałam mu gdzie.
- Dzięki.
- Rose .. czemu do Niego nie zadzwonisz? Przecież nikt nie powiedział, że nie możecie utrzymywać kontaktu.
- Nie rozumiesz .. nie mogę … i tak jest mi ciężko czasem, bo wspomnienia wracają .. a gdybym usłyszała jego głos … chce ułożyć sobie życie od nowa.
- Nie ułożysz, bo i tak Go wciąż kochasz. Dobrze o tym wiesz – spojrzałam na nią, bo miała rację.
- Zmieńmy temat, ok?
- Nie możesz zaprzeczyć. Sama widzisz.
- Jezu Sally .. - wywróciłam oczami – Ja wiem, że byś chciała abyśmy wrócili do siebie .. ale to nigdy nie nastąpi. To przeszłość. Zrozum w końcu. I nie mówimy już nigdy więcej o tym.
- Hmm .. chyba z nikim się nie spotykasz .. nie? Bo byś mi powiedziała mam nadzieje ..
- Może mam, może nie.
- Aha czyli mi nie powiesz. Spoko. Zapamiętam sobie.
- Ty się lepiej nie obrażaj – rzuciłam w nią poduszką – Jak dziecko normalnie – udawała poważną, ale widziałam, że zaraz się złamie.
- Nie pozwalaj sobie gnojku – oddała mi tą poduszką. I tak w ten oto sposób zaczęła się wojna na poduszki.
Fajnie spędziliśmy ten tydzień. Chociaż za szybko minął. Chodziłyśmy sobie na zakupy, do kina i miałam z kim pogadać szczerze. Miałam nadzieje, że niedługo znowu mnie odwiedzi.