sobota, 29 marca 2014

Bad Girl 46

Witajcie!
To może na początek napisze, że zrobiłam w końcu na górze zakładki ^^^ Możecie mnie powiadamiać w zakładce ''Wasze Blogi''
Już o tym pisałam, ale napisze znowu bo jedna osoba zadała pytanie. Otóż w opowiadaniu jest początek roku 1983. Wiem, że uważacie, że za szybko do siebie wrócili, ale nie chciałam już dłużej przeciągać ich pogodzenia się. Aha i Joseph się nie odczepi. Wręcz przeciwnie. Ale nie będę pisała żadnych szczegółów :) Dowiecie się w swoim czasie. Jeżeli to kogoś interesuje to z przyjacielem już jest dobrze, nawet bardzo, ale tym razem mam problem ze swoją kochaną rodzinką. Nie chcę Was zanudzać, ale może coś mi poradzicie. W tym roku skończę 21 lat i mój przyjaciel, którego znam od 3 lat zaprosił mnie na koncert Sylwii Grzeszczak do Sopotu. Ja mam blisko, ale On jakieś 300 km i jeszcze po mnie przyjedzie i odwiezie do domu. To znaczy prowadzić będzie jego kuzyn bo On ma dopiero 17 lat. Aha i znamy się przez neta. Przypadkowa znajomość. Gdy powiedziałam o tym rodzince to miałam w domu taki sajgon, że szkoda gadać. Mama gada, że mnie nie puści itp. I w ogóle to jest dziwna sytuacja. Same zaczynają ten temat, a potem wychodzi z tego kłótnia i każdy zostaje przy swoim. Do koncertu zostały jeszcze dwa miechy, ale muszę zacząć coś robić. Bilety już są kupione. To jest jakaś paranoja. Jeżeli ktoś był w podobnej sytuacji albo ma dla mnie jakąś rade to bardzo bym prosiła o napisanie do mnie na maila albo GG. Każda rada mi się przyda. Wybaczcie, że napisałam Wam o tym, ale sama już nie wiem co robić. Koniec ględzenia i zapraszam do czytania ;)

P.S. Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale tą notkę pisałam na tabku, a wiadomo, że jest trochę inaczej niż na kompie. Tylko nie bijcie mnie za to co teraz powiem, ale dla mnie naprawdę jest taka sobie ta notka.

********************************************************

Otworzyłam oczy. Czułam ciepło drugiej osoby. Spojrzałam w górę. Mike jeszcze spał, a ja nie miałam zamiaru Go budzić. Wyglądał na naprawdę zmęczonego. Na pewno przez ten tydzień nie sypiał zbyt dobrze, tak jak ja. Był taki uroczy i bym mogła patrzeć na niego godzinami. Jak zawsze był we mnie wtulony. Na nowo odkryłam jakie to wspaniale uczucie budzić się u boku swojego mężczyzny. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie mogłam odpowiedzieć bo bym Go obudziła. Drzwi się otworzyły. To była mama. Patrzyła się na nas z uśmiechem. Położyłam sobie palec na usta, żeby nic nie mówiła. Pokiwała głową i wyszła. Spojrzałam na zegarek. Było po 10. Patrzyłam się na niego i nie mogłam uwierzyć ... jak ja mogłam być dla niego taka podła? Jak mogłam powiedzieć, że Go nie kocham? Nie mogłam sobie tego wybaczyć. Zauważyłam, że się poruszył i otworzył oczy. Uśmiechnął się, gdy zobaczył, że nie śpię.
- Dzień dobry, kotku - powiedział.
- Dzień dobry ... jak się spało?
- Bardzooo dobrze, a Tobie? - przyciągnął mnie bardziej do siebie.
- Tak samo. Długo spaliśmy.
- Mieliśmy do tego prawo ... zwłaszcza ja.
- Tak? A to niby czemu?
- Bo się napracowałem.
- Pff ... też mi coś. Nie masz się czym chwalić.
- Za chwilę pożałujesz tych słów.
- Tak? A co jeżeli się nie boje?
- O nie moja droga. Tego już za wiele - zaczął mnie łaskotać.
- Nie! Mi .... Mike ..... przestań ..... haha ..... błagam - drzwi się niespodziewanie otworzyły i do pokoju wszedł tata.
- Nie śpicie już? To bardzo dobrze - zasłoniłam się bardziej kołdrą, a Mike przestał mnie łaskotać - Wiecie może do kogo należy ta koszula i marynarka? - pokazał nam oba przedmioty - To nie mój rozmiar, a leżały przy schodach - Mike zrobił się czerwony jak burak, a mnie brało na śmiech.
- To są rzeczy Michaela - odpowiedziałam.
- Tak myślałem, ale wolałem się upewnić. A coś mu się stało, że nie odpowiada?
- No nie! Daj im spokój - wparowała mama i zabrała ojca z pokoju. Puściła mi oczko i wyszła. Spojrzałam się na Michaela.
- Znowu się zaczyna - powiedział i opadł na poduszki.
- Wiedziałeś, że tak będzie. Za to wczoraj nadrobiliśmy zaległości - krótko Go pocałowałam i chciałam wstać.
- Gdzie się Pani wybiera? - przytrzymał mnie.
- Do kuchni. Zapytam się o coś mamy. Zaraz wrócę.
- Tylko nie dłużej niż 4 godziny.
- Bardzo śmieszne - wytknęłam mu język. Ubrałam szlafrok i wyszłam z pokoju. Był piątek, a ojciec nadal był w domu. Zdziwiło mnie to. Znalazłam mamę w kuchni.
- Wstaliście już? - zapytała.
- Na razie tylko ja. Mamo?
- Tak?
- Skąd wiedziałaś, że ... no wiesz.
- Nie rozumiem.
- Wysłałaś mi wczoraj wiadomość.
- A o tym mówisz. Po prostu wiem jak się kończy romantyczna kolacja z ukochaną osobą. I chciałam Wam trochę pomóc. Wiem jak to jest, gdy mieszka się z rodzicami. Trzeba korzystać z okazji - uśmiechnęła się i wróciła do zajęcie, które wykonywała wcześniej.
- Jesteś okropna - zaśmiałam się - A co się stało, że tata jest w domu?
- Sama chciałabym wiedzieć - akurat wszedł do kuchni - O wilku mowa. Twoja córka i Twoja jak mniemam żona, chciałybyśmy wiedzieć co się takiego stało, że nie jesteś w pracy? Było trzęsienie ziemi, czy wybuchł pożar w wytwórni?
- A właśnie, że nie. Pomyślałem sobie ... może byśmy wyjechali do naszego domku za miastem, co? Ty i Mike byście odpoczęli, a mnie i mamie też się przyda odrobina świeżego powietrza. Byśmy pojechali już dzisiaj i wrócili w niedziele wieczorem.
- Zapytam się Michaela. A mogłabym zabrać Sally i jeszcze kogoś?
- Pewnie. Pokoi jest dużo i wszyscy się pomieścimy.
- Ok. To ja idę do siebie, a na śniadanie przyjdziemy gdzieś na pół godziny - gdy weszłam do pokoju, Mike jeszcze leżał - Nie wstajesz, śpiochu?
- Za chwilę. Chodź do mnie - weszłam pod kołdrę i wtuliłam się w niego.
- Co byś powiedział na wyjazd za miasto?
- Z Tobą wszędzie. A dokładniej?
- Ojciec zaproponował, żebyśmy pojechali do naszego domku za miastem i możemy jeszcze kogoś zabrać.
- Dobry pomysł. Muszę tylko jechać po kilka rzeczy. Kogo chcesz zabrać?
- Pomyślałam o Sally. Pamiętasz, że chcieliśmy ją wyswatać z Randym?
- Pamiętam. O to może jego też weźmiemy.
- Właśnie chciałam to powiedzieć. Ale dziewczyny też będą chciały jechać jak się dowiedzą.
- To co. Będzie wesoło.
- Zadzwonię do Sally, żeby przyszła za godzinę.
- Ok - wykręciłam do niej numer i czekałam aż odbierze.
- Tak? - w końcu odebrała.
- Cześć to ja - odpowiedziałam - Możesz przyjechać za godzinę do mnie?
- Oczywiście .. stało się coś? - wyczułam w jej głosie strach.
- Dowiesz się jak przyjedziesz - rozłączyłam się - Jestem bardzo ciekawa jej reakcji - Telefon Mike'a zaczął dzwonić. Niechętnie odebrał.
- Halo? Tak Janet nic mi nie jest. Gdzie jestem? - spojrzał się na mnie z uśmiechem - Sama się przekonaj - podał mi telefon.
- Cześć Janet - powiedziałam.
- Rose? - zdziwiła się - Chcesz mi powiedzieć, że Mike jest u Ciebie?
- Tak .. od wczoraj.
- Normalnie nie wierzę. Bardzo się cieszę.
- Ja też. Mike przyjedzie na chwilę do domu i o czymś Ci powie.
- Ok.
- Do zobaczenia - rozłączyłam się.
- Nawet nie wiesz jaka była zdenerwowana, że nie wróciłem na noc.
- Nie dziwię się. Wstajemy.
- Już?
- Oj nie leń się tak. Im szybciej wyjedziemy, tym więcej będziemy mieli czasu dla siebie.
- Też racja - wstaliśmy. Mike ubrał szlafrok, a ja chciałam iść do łazienki. Nie zdążyłam. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Co robisz?
- A nie widać?
- Nie ma czasu na obściskiwanie się.
- Na to zawsze jest czas - zarzuciłam mu ręce na kark. Mało brakowało, a by mnie pocałował. Niestety ktoś postanowił nam przeszkodzić. Jednak nie spodziewałam się, że to będzie Sally. Weszła do pokoju, spojrzała. Powiedziała przepraszam i wyszła. Po chwili wróciła. Roześmialiśmy się.
- No nie wierze. Normalnie Was kocham - zaczęła nas przytulać - Jak to możliwe, że nic nie wiedziałam?
- Wczoraj nie miałam czasu - spojrzałam się wymownie na Michaela.
- Domyślam się. Już Wam nie przeszkadzam - chciała wyjść.
- Miałaś być za godzinę, a minęło jakieś 15 minut.
- Myślałam, że coś się stało i od razu przyjechałam, ale tego się nie spodziewałam.
- Powinnaś się cieszyć - odezwał się Mike.
- Bardzo się cieszę - wyszła z uśmiechem na twarzy.
- Myślisz, że wyjdzie jej z Randym? - zapytałam.
- Mam nadzieję. Oczywiście ja miałem mnóstwo szczęścia, że trafiłem na Ciebie, ale Sally chyba też nie jest taka zła.
- Pewnie, że nie jest. Nie miała po prostu szczęścia do facetów. Dobra dosyć tej gadki.
- Masz rację. Są przyjemniejsze rzeczy niż rozmowa - zaczął się do mnie przybliżać, ale położyłam mu dłoń na ustach.
- Później. Teraz musimy się spakować i wziąć prysznic, a Ty musisz jechać po swoje rodzeństwo. Dobrze, by było, gdybyśmy wyjechali o 12 bo jedzie się jakieś dwie godziny.
- To musimy się spieszyć.
- Nareszcie mówisz do rzeczy - poszłam do łazienki, a Ten za mną - Chcesz czegoś?
- Pomyślałem, że było by szybciej, gdybyśmy wzięli razem prysznic.
- I chcesz mi wmówić, że tylko o to Ci chodzi? - uniosłam jedną brew do góry.
- A o co innego?
- Ty już dobrze wiesz.
- Oj już daj spokój. Będę grzeczny.
- I tak Ci nie wierze - weszliśmy do kabiny. Tak jak myślałam. Chodziło mu po głowie tylko jedno. Składał pocałunki na mojej szyi, a mi ciężko było być obojętną. Na szczęście Sally zaczęła pukać do drzwi i ględzić ile to można się myć. Był niezadowolony, ale nic nie mówił.
- Gdybym wiedział jak wczorajsze spotkanie się skończy, to bym wziął coś do przebrania.
- Nawet ja nie wiedziałam, ale tak się składa, że mam dla Ciebie jedną część garderoby - wyciągnęłam z szuflady bokserki i mu je dałam.
- Skąd to masz? - zdziwił się.
- Sally mnie zaciągnęła do sklepu z męską bielizną, gdy byłam z dziewczynami w centrum.
- No chyba, że tak.
- A co myślałeś?
- Nie .. nic - domyślałam o co mu chodziło, ale nie drążyłam tego tematu. Ubrani zeszliśmy na dół. Sally siedziała w jadalni.
- No nareszcie. Ile można na Was czekać?
- Było by dłużej, ale nam przeszkodziłaś - tego się po Michaelu nie spodziewałam.
- No bardzo przepraszam.
- Nie zwracaj na niego uwagi.
- Pewnie - odpowiedział i poszedł do kuchni. Co On taki wrażliwy się zrobił? Poszłam za nim.
- Jesteś zły?
- Nie.
- To o co chodzi? - położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Nie wiem .... powinienem być szczęśliwy, że znowu jesteśmy razem, ale ... sam nie wiem.
- Powiedz szczerze ... nie chcesz być już ze mną? - spojrzał się na mnie.
- Oczywiście, że chcę ... po prostu myślałem, że już nigdy Cię nie zobaczę i musi mi się to poukładać w głowie, że znowu jesteś obok .. kocham Cię - przytulił mnie.
- Ja Ciebie też - usłyszałam dzwonek do drzwi - Pójdę otworzyć - poszłam zobaczyć kto to, ale tego się nie spodziewałam - Jermaine? Co Ty tutaj robisz?
- Przyjechałem do Ciebie.
- Słucham? O czym Ty mówisz?
- Nie udawaj. Wiem, że nie jesteś z Michaelem.
- To nie twoja sprawa - wkurzyłam się.
- Mylisz się. Widzę jak na mnie patrzyłaś za każdym razem.
- Co Ty pieprzysz?! Niby kiedy?!
- Zawsze. Wiem, że przy Michaelu udawałaś i nie jestem za to zły.
- Jesteś jakiś psychiczny! Po co ja w ogóle z Tobą gadam - zamknęłam mu drzwi przed nosem. Odeszłam kawałek dalej i usłyszałam, że drzwi się otwierają. Odwróciłam się i to był On.
- Dlaczego taka jesteś? Po co te gierki?
- Odpieprz się ode mnie!
- Daj spokój. Nie zachowujmy się jak dzieci - przyciągnął mnie do siebie. Próbowałam mu się wyrwać, ale nie dałam rady - Przyjadę po Ciebie o 20 i pojedziemy do hotelu. Będzie miło ... zobaczysz - to nawet nie było pytanie.
- Puszczaj mnie do cholery! - wydarłam się. Mike wyszedł z kuchni.
- Co się st ... Jermaine?!
- Mike? - jakie było jego zdziwienie - Co Ty tutaj robisz?
- To ja chciałbym wiedzieć co Ty tutaj robisz i dlaczego obmacujesz moją kobietę!! - warknął i się zbliżył.
- Nie powiedziała Ci?
- O czym?!
- Nie słuchaj Go - zaczęłam się bronić - I puść mnie w końcu, dupku!
- Właśnie! - Mike Go odepchnął - Ni Ci nie zrobił? - zwrócił się do mnie.
- Nie - przytuliłam się do jego ramienia.
- Czego od niej chciałeś?!
- Umówić się - powiedział na luzie. Przez ten hałas do holu weszli rodzice.
- Zbliż się jeszcze raz do Rose, a przysięgam, że Cię zabiję! - zaczął się do niego wyrywać, ale udawało mi się Go powstrzymać.
- Jeszcze zobaczymy.
- Co powiedziałeś?!
- Zobaczymy kogo woli. Już raz ją zawiodłeś i to się powtórzy, a wtedy ja wkroczę i będzie moja.
- Chyba śnisz! - powiedziałam wściekła.
- To Ty śnisz o mnie i nie zaprzeczaj.
- Spierdalaj stąd! - wrzasnął Mike. Spojrzałam się na niego zaskoczona. Nigdy nie przeklinał. No sporadycznie. Gdy się naprawdę wkurzył i to był właśnie ten moment.
- Chłopcy spokojnie - powiedział mój ojciec - Może powiecie o co tu chodzi?
- Przyjechałem umówić się z Pańską córką, ale mój braciszek nam przeszkodził - myślałam, że Mike zaraz wybuchnie. Już cały chodził z nerwów.
- Czy ja dobrze zrozumiałem? Chciałeś odbić własnemu bratu dziewczynę?
- Z tego co wiem to nie są już razem.
- To masz stare informacje!
- Michael spokojnie - uspokajał Go ojciec - Nie wiem w co grasz chłopcze, ale nie podoba mi się to i będzie lepiej jeżeli już wyjdziesz.
- W porządku .... do zobaczenia piękna - wyszedł.
- Co za sukinsyn! - Mike był nadal wściekły.
- Nic mnie z nim nie łączy. Coś sobie ubzdurał - tłumaczyłam się.
- Wiem ... On zawsze taki był.
- Koniec tematu - zarządził tata - Szykujcie się. O 12 wyjeżdżamy. Wszystkim nam się przyda trochę spokoju na świeżym powietrzu - poszedł razem z mamą na górę.
- Pojadę po swoje rzeczy i dodatkowy bagaż w postaci swoich kochanych siostrzyczek i braciszka.
- Przynajmniej Oni są normalni.
- A ja to co?
- Łącznie z Tobą - przyciągnął mnie do siebie i pocałował - Bądź już grzeczny i jedź po te rzeczy bo nigdy nie wyjedziemy.
- No dobra.
- Tylko bez żadnych bójek mi tam - zagroziłam mu palcem.
- Dobrze mamo.
- Mówię serio.
- Obiecuje, że mu nie przywalę. Poza tym i tak nie ma Go w domu.
- To dobrze, a teraz już uciekaj.
- Wyganiasz mnie? - zrobił smutną minkę.
- Nie śmiałabym, ale inaczej nie wyrobimy się.
- Ok. Postaram się szybko wrócić - cmoknął mnie i wyszedł. Poszłam na górę, żeby też się spakować. W tym całym zamieszaniu zapomniałam powiedzieć Sally o wyjeździe. Przyszła za mną do pokoju.
- O co mu chodziło? - zapytała i usiadła na łóżku.
- Nie mam pojęcia, ale On jest jakiś stuknięty. Zapomniałam Ci powiedzieć, dlaczego chciałam, żebyś przyjechała.
- Zamieniam się w słuch.
- Miło mi, że jesteś dla mnie taka miła.
- Bo zasłużyłaś na to. Bardzo się cieszę, że w końcu poszłaś po rozum do głowy.
- Ej! - oburzyłam się - Ale masz rację. Dobra bo nigdy nie powiem o co chodzi. Więc rodzice zaproponowali, żebyśmy wyjechali do naszego domku za miastem na weekend i zgodzili się, żebym Cię zabrała. Co Ty na to?
- Odpoczynek mi się przyda.
- Świetnie! Mike pojechał po dziewczyny i Randiego.
- Randy też będzie?
- Pewnie, a coś nie tak? - zapytałam podejrzliwie.
- Nie .. tylko .... On nie jest taki jak Jermaine, prawda?
- Jasne, że nie. On i Mike są wyjątkami. Nie znam Go za dobrze, ale z opowieści Michaela mogę tak przypuszczać.
- To dobrze.
- A teraz pomóż mi się spakować.
- O kurde! Przecież ja też się muszę spakować.
- Pomóż mi, a potem pojedziemy do Ciebie i wrócimy.
- Ok - szybciej się spakowałam dzięki Sally - Bikini też? - zdziwiła się.
- A co myślałaś. Mamy tam basen i jest podgrzewany.
- Faktycznie .. całkiem zapomniałam.
- No pięknie. Zapomniałam powiedzieć Michaelowi, żeby dziewczyny wzięły stroje - napisałam szybko sms-a do Mike'a i dokończyłam chować resztę rzeczy - No to mam już wszystko. Teraz jedziemy do Ciebie - pojechaliśmy samochodem Sally do jej domu i pomogłam się jej spakować. Samochód zostawiła w garażu i wróciłyśmy taksówką. Mike i reszta przyjechali po 10 minutach.
- Randy znasz Sally, prawda? - zaczął Michael.
- Tak - uśmiechnął się do niej - Miło Cię znowu widzieć.
- Ciebie też.
- Dobra .. to iloma samochodami jedziemy? - zapytał Mike mojego ojca.
- A ile nas jest łącznie?
- Osiem osób.
- Czyli cztery osoby do naszego i cztery do twojego. Sami zadecydujcie kto z nami.
- Ok - podszedł do mnie - I co robimy?
- Ja proponuje, żeby Randy i Sally pojechali z rodzicami. Pobędą trochę sami i w ogóle.
- Masz rację. Czyli dziewczyny jadą z nami - poszedł im powiedzieć na co bardzo się ucieszyły. Podeszły jeszcze do mnie i wyściskały.
- Za co? - zapytałam.
- Dobrze wiesz. Bardzo się cieszymy, że znów jesteście razem - powiedziała Toya.
- Powinnam raczej dostać lanie za swoje zachowanie, a nie przytulanie.
- Zgadzam się - powiedziała Sally bo usłyszała.
- Może i będzie - Janet szatańsko się uśmiechnęła.
- Wszystko macie? - zapytał tata.
- Tak! - wszyscy zgodnie odpowiedzieliśmy.
- No to jedziemy - torby były już w samochodach - Michael jedź za mną.
- Dobrze.
- I jeszcze po drodze musimy zrobić zakupy - powiedziała mama. Wszyscy zapakowali się do samochodu i ruszyliśmy. Sally, mama i ja weszłyśmy do supermarketu. Tata wolał zostać w samochodzie, a reszta nie mogła z nami iść ze względu na swoją sławę. Kupiłyśmy co trzeba. Miałyśmy aż pięć toreb i ledwo doszłyśmy do samochodów.
- Oj i czemu mnie nie zawołałaś? - powiedział Mike, gdy weszłam do samochodu.
- No jestem ciekawa jak byś to zrobił. Ludzie mieliby niezły widok, a jutro nagłówki we wszystkich gazetach '' Michael Jackson nosi zakupy ''
- Nie taki zły - pocałował mnie w policzek.
- Jak Ty coś powiesz - pokręciłam głową z uśmiechem - Jedź już.
- No właśnie. Na miejscu poflirtujecie - powiedziała Toya.
- Bardzo śmieszne.
- A może nie mam racji? - nie odpowiedzieliśmy - No właśnie - w czasie drogi nikt się nie odzywał. Ja z Michaelem przez cały czas trzymaliśmy się za ręce. Spoglądał na mnie co jakiś czas, ale udawałam, że nie widzę. Naszły mnie jakieś wątpliwości. Czy aby na pewno to się nie dzieje za szybko? Chciałabym z nim o tym porozmawiać, ale by mógł opacznie zrozumieć moje słowa. Nic nie będę mu mówiła. Po dwóch godzinach byliśmy już na miejscu.
- Ale tu pięknie - powiedział Mike.
- To prawda i jakie powietrze.
- To już wiem jak będziemy spędzać wieczory - przyciągnął mnie do siebie, gdy wysiedliśmy już z samochodu. Pocałowaliśmy się. Zupełnie zapomnieliśmy, że wszyscy się na nas gapią.
- Może zostawicie na później te czułości, a teraz pomożecie rozładować samochody, co? - powiedział Randy.
- Zazdrościsz? - odpowiedział Mike.
- Też coś.
- Dobra dobra - zanieśliśmy wszystkie rzeczy do domu, a zakupy do kuchni.
- Widzę, że trzeba tu trochę ogarnąć - powiedziała mama.
- I trzeba napalić w kominku. Chłopcy chodźcie do mnie - dużo ich nie było - Przed nami trochę pracy. Nasze dziewczyny zajmą się porządkami w domu i jedzonkiem dla swoich mężczyzn, a my pójdziemy na polowanie - Mike i Randy spojrzeli się na siebie - Żartowałem. Za tyłem domu w komórce jest dużo drewna do porąbania. Robiliście to już kiedyś?
- Ja tak, ale Randy raczej nie - odpowiedział Michael.
- Dla Randiego znajdziemy inne zajęcie. Chodźcie za mną. Wszystko Wam pokaże.
- Tylko się postarajcie bo nie dostaniecie jedzenia - zagroziła mama.
- Mam nadzieje, że moja córka będzie dla Ciebie lepsza - zwrócił się do Michaela. Dostał za to ścierką od mamy. Wyszli z domu. Byłam ciekawa jak Mike wyglądał podczas rąbania drewna i na chwile się zamyśliłam.
- Ziemia do Rose. Jesteś tam? - Sally pomachała mi przed twarzą.
- Co? A .. tak. Zamyśliłam się.
- I nawet wiem dlaczego - zachichotała Janet.
- Nie mądrz się tylko łap za szmatę i powycieraj wszystko z kurzu - rzuciłam jej ścierkę - Od razu mówię, że ja gotuje, a Wy znajdźcie sobie zajęcie.
- Ja bym wolała gotować niż robić porządki - naburmuszyła się Toya.
- Jesteś bardzo zabawna - zaśmiała się Janet - Zdajesz sobie sprawę, że szpital jest kilka godzin stąd?
- Ej! Pożałujesz tych słów!
- Dziewczyny! Spokój! Gotuje ja i mama i koniec tematu. Widzę, że same sobie nie poradzicie, więc tak. Sally jesteś najwyższa i zmienisz firanki. Janet zmienisz pościel we wszystkich pokojach, a Toya powycierasz kurze.
- A dlaczego to ja nie mogę zmienić pościel? - zapytała ostatnia.
- Bo by Ci się paznokcie połamały - dogryzła jej Janet.
- Znowu zaczynasz?! -Toya popchnęła Janet.
- Przestańcie! Mieliśmy spędzić miło czas, a wy się kłócicie. A róbcie co chcecie - poszłam do kuchni. Mama już powoli zaczynała rozpakowywać zakupy. Postanowiłam jej pomóc.
- Jak tam idzie?
- A daj spokój. Janet i Toya się posprzeczały o głupotę.
- Pogodzą się. To normalne.
- Tak, wiem.
- Bardzo się ciesze, że znów jesteście razem. Powiem Ci, że jak mi powiedziałaś co zrobił Mike, to nie uwierzyłam, że byłby do tego zdolny.
- To dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Matka zawsze trzyma stronę swojego dziecka nawet jeżeli się nie zgadza z jego zdaniem. Najważniejsze, że sama zrozumiałaś swój błąd i wszystko wróciło do normy.
- Trochę to trwało. Pójdę zobaczyć czy się nie pozabijały. Zaraz wrócę i Ci pomogę.
- Mamy dużo czasu - Sally zmieniała właśnie firany w salonie, a Toya wycierała półki. Poszłam na górę. Janet zaczęła zmieniać pościel.
- I jak Ci idzie? - zapytałam.
- Jakoś ... powiedz mi .... co Ty i Mike kombinujecie?
- Nie rozumiem.
- Nie udawaj. Nigdy Randy z nami nie jeździł, a teraz Go zabraliście. To ma coś wspólnego z Sally?
- Być może.
- No nie bądź taka.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, a teraz do roboty - wróciłam do kuchni. Po paru minutach wszedł Mike. Był w podkoszulce.
- Mogę prosić coś do picia?
- Zaraz Wam przyniosę - odpowiedziałam.
- Ok - uśmiechnął się i wyszedł. Nalałam do trzech wysokich szklanek pomarańczowego soku i poszłam zanieść. Zatrzymałam się i gapiłam na Michaela. Widziałam jak jego mięśnie pracowały, gdy podnosił siekierę i z całej siły uderzał w drewno - Kotek! - usłyszałam głos Michaela i się ocknęłam. Podeszłam do niego.
- Jaki kotek? - zapytałam.
- Właśnie koło mnie stoi.
- Ale czy kotek i misiu to na pewno dobrana para?
- A masz jakieś wątpliwości? Bo jak tak to musisz zostać ukarana.
- W takim razie nic już nie mówię - podałam mu szklankę z sokiem. Od razu wypił całą zawartość - A gdzie Randy i ojciec?
- Randy nosi drewno, a twój ojciec naprawia tranzystor, żebyśmy nie zostali bez prądu.
- Widzę, że Ty się najbardziej przemęczasz.
- Nie jest tak źle.
- Ubierz coś na siebie. Jesteś spocony i się przeziębisz.
- Nie martw się. Nic mi nie będzie - krótko mnie pocałował - Zostało mi jeszcze trochę i niedługo przyjdę.
- Ok. Zostawiam picie na stoliku - wróciłam do domu. Toya już skończyła swoją prace. Potem przyszła Sally i na końcu Janet.
- Jeszcze nigdy się tyle nie narobiłam - ględziła Toya - Spójrzcie na moje ręce.
- Nareszcie wiesz co to prawdziwe życie - Janet miała do niej jakieś pretensje.
- Nie zaczynajcie - złapałam się za głowę bo już nie mogłam tego słuchać. Poczułam, że ktoś mnie obejmuje od tyłu. Obejrzałam się i zobaczyłam uśmiechniętego Michaela - Szybki jesteś.
- Wiem - wyszczerzył się - Randy zaraz przyniesie drewno - całkiem zapomniałam, że miałam pomóc mamie. Poszłam do kuchni.
- Już jestem. Co robimy na obiad?
- Może lasagne? Dawno nie robiłyśmy
- Ok - usłyszałyśmy, że tata nas woła.
- Zapomnieliśmy o najważniejszym - był cały w smarach.
- W kopalni byleś? - przeraziła się mama - Won do łazienki! - wskazała łazienkę.
- Za chwile. Musimy wydzielić pokoje. Na górze są cztery sypialnie. Jedna jest nasza, więc macie do dyspozycji trzy. W jednym jest duże łóżku, a w dwóch dwa pojedyncze.
- To my bierzemy z tym dużym - powiedział Mike i cmoknął mnie w szyje.
- W takim razie Janet z Toya, a Sally z .... Randym - dokończyłam.
- Co? - zdziwiła się.
- Obiecuje, że będę grzeczny - odezwał się Randy.
- A spróbuj nie, to pożałujesz - zagroziła mu. Ja i Mike się zaśmialiśmy.
- Przypomina Ci to coś? - zapytał się mnie Mike.
- Aż za dobrze.
- To dobry znak.
- O czym mówicie? - dopytywała się Sally.
- Nieważne .... zresztą powinnaś wiedzieć - puściłam do niej oczko.
- No to już mamy połowę za sobą. Pozostali później wybiorą swoje pokoje. Teraz zabieram Panów nad basen. Trzeba zrobić tam porządek - Michael spojrzał się na mnie i wywrócił oczami. Zabrałam dziewczyny do kuchni i każda miała jakieś zajęcie. Oczywiście mniej odpowiedzialne od gotowania bo tym zajęłam się z mamą. Pokazała im gdzie jest zastawa stołowa. Chłopacy wyrobili się szybciej niż myślałam. Lasagna była już w piekarniku - Rose zejdziesz do piwnicy i przyniesiesz wino do obiadu?
- Do piwnicy?
- Tak ... przecież wiesz, że tam mamy wina.
- Pójdę z Tobą - zaoferował się Mike. Byłam mu za to wdzięczna. Nie uśmiechało mi się iść samej do piwnicy po tych wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce. Złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę piwnicy. Otworzył drzwi i chciał iść, ale ja miałam opory - Co jest? - zatrzymał się.
- Pamiętasz co było ostatnio?
- Tak, ale tym razem jest pełen dom i sprawne drzwi. Nie masz się czego bać - dotknął mojego podbródka.
- Jednak ...
- Spokojnie, skarbie. Mam pomysł. Randy! - zawołał Go.
- Wołałeś mnie? - po chwili był przy nas.
- Tak. Mógłbyś popilnować drzwi, żeby się nie zamknęły?
- Jasne.
- Dzięki. Szybko wrócimy. Widzisz ... teraz już naprawdę nie masz się czego bać - szepnął mi na ucho i wziął za rękę. Poszłam za nim, ale strach pozostał. Trzymałam Go mocno za rękę i co chwila się odwracałam, czy drzwi się nie zamknęły - Kochanie - zatrzymał się i wziął moją twarz w swoje dłonie - Wiem, że się boisz, ale jestem z Tobą i nic Ci nie grozi, słyszysz? Drugi raz bym nie pozwolił Cię skrzywdzić. Jesteś bezpieczna ... przyrzekam .... wierzysz mi? - patrzył mi przez cały czas w oczy.
- Wiesz, że tak.
- Nie wiem ... musisz mi to powiedzieć - uśmiechnął się.
- Tak .. wierze Ci i ufam ... zawsze ufałam.
- Od razu lepiej - pocałował mnie w nos i ruszyliśmy dalej. Stanęliśmy przed ogromnym składem przeróżnych win - O jacie!
- Niezłe, co?
- I to jak. W życiu nie widziałem tyle alkoholu ... chociaż nie mam ochoty na picie - skrzywił się.
- I nawet wiem dlaczego.
- Oj tam. To ile bierzemy?
- Myślę, że dwie butelki wystarczą ... no i może jedna białego.
- Niestety białego nie ma.
- To trudno. Chodźmy stąd - wyszliśmy. Odłożyliśmy wino na blat w kuchni. Akurat napatoszył się ojciec - Dobrze, że Cie widzę. Czy Ty zawsze musisz myśleć tylko o sobie.
- Słucham? - zdziwił się.
- Jest każdy rocznik wina, ale oczywiście białego nie ma.
- Przepraszam córeczko, ale dawno nie schodziłem do piwnicy i nie wiem co jest, a czego brak. Jak chcesz to zaraz pojadę do najbliższego miasteczka i kupie.
- To może ja pojadę? - odezwał się Randy.
- Nie no dajcie spokój. Z tak błahego powodu nie ...
- To żaden kłopot - Mike patrzył się na niego podejrzanie - Co się tak patrzysz?
- Podrywasz moją dziewczynę? - uniósł jedną brew do góry.
- Co? Nie .. naprawdę nie mam takiego zamiaru - zaczął się tłumaczyć.
- Mam nadzieje - po chwili się roześmiał - Stary .. spokojnie. Wiem, że nie zarywasz do Rose.
- Myślałem, że mówisz serio - widać było ulgę na jego twarzy. Ale Mike znowu zrobił się poważny.
- Ale pamiętaj ... nie będę patrzy spokojnie, gdybyś miał taki zamiar i tym razem nie żartuje.
- Nie jestem taki jak Jermaine.
- I lepiej się nie stawaj taki jak On.
- Bez obaw. No dobra .. to ja już pojadę.
- Zaczekaj! - to była Sally - Mogę jechać z Tobą?
- Jasne - spojrzałam się na Mike'a, a On na mnie. Nasz plan powoli zmierzał w dobrym kierunku - Dasz mi kluczyki od samochodu?
- A tak .. łap - rzucił mu.
- Niedługo będziemy.
- Nie spieszcie się - powiedziałam pod nosem. Wyszli.
- Zaniosę nasze rzeczy do pokoju - Mike wziął nasze torby i poszedł na górę. Poszłam za nim - Musze z Tobą o czymś porozmawiać - zaczął.
- Tak?
- Tak - wyciągnął z kieszeni opakowanie moich leków - Możesz mi powiedzieć co to ma znaczyć? - nie mówił tego ze złością.
- Moje tabletki.
- To wiem, ale dlaczego ich nie bierzesz?
- Biorę.
- Teraz Ty mnie okłamujesz. Nawet się po nie nie wróciłaś. Zobaczyłem je na umywalce w łazience.
- Zapomniałam.
- Przestań mi gadać głupoty! - podniósł głos - Nie chce, żebyś znowu wylądowała w szpitalu.
- Nic mi nie będzie.
- Masz racje bo od dzisiaj będę Cie pilnował i nie dopuszczę abyś lekceważyła zaleceń lekarza. Tu chodzi o twoje zdrowie, rozumiesz?
- Tak .... prawda jest taka, że nie chciałam ich brać bo .... bez Ciebie wszystko było bez sensu ... życie też nie miało sensu.
- Wiem co czułaś bo ze mną było dokładnie tak samo, ale teraz wszystko wróciło do normy i masz brać te tabletki ... zrozumiano?
- Tak jest - zaśmiałam się.
- Nie masz pojęcia jak się martwiłem, gdy leżałaś w szpitalu. Myślałem o najgorszym. Wiedziałem, że to przeze mnie zemdlałaś.
- To nie prawda.
- To się stało zaraz po moim telefonie.
- Skąd wiesz?
- Widziałem jak zabierało Cie pogotowie - był przybity, a nie chciałam tego.
- Kochanie .. - dotknęłam obiema rękami jego twarz - Lekarz jasno powiedział, że w każdej chwili mogłam stracić przytomność. Stres, czy zdenerwowanie nie odegrały żadnej roli.
- Naprawdę?
- Tak ... to nie jest absolutnie twoja wina - musiałam trochę skłamać. Nie chciałam, żeby się obwiniał. Lekarz powiedział, że zdenerwowanie się przyczyniło do utraty przytomności, ale Mike nie musiał znać prawdy. Wolałam, gdy był uśmiechnięty - Możemy już do tego nie wracać?
- Dobrze i przepraszam.
- Nic się nie stało. Chyba nam się uda wyswatać tych dwoje.
- Też tak uważam. Widziałaś jak Sally szybko się zerwała, żeby jechać?
- W końcu któraś ze stron musi zrobić ten pierwszy krok.
- Randy jest za bardzo nieśmiały. Tak jak ja.
- Tak jak Ty? Nie wydaje mi się.
- Jestem nieśmiały do obcych.
- Wiem skarbie - zarzuciłam ręce na jego kark - Ale w tej chwili nieśmiałość proszę schować - przybliżyłam twarz do jego i nasze usta się złączyły.
- W takiej chwili nie umiem być nieśmiały ... zwłaszcza w Pani obecności - przycisnął mnie do siebie i namiętnie pocałował.
- Rose ... - usłyszeliśmy i spojrzeliśmy w stronę drzwi - Ups ... przyszłam nie w porę? - to była Janet.
- Tak jak by - odpowiedział Mike, ale nadal trzymał mnie w objęciach.
- Wybaczcie. Rose mama Cie woła.
- Powiedz, że zaraz przyjdzie - znowu za mnie odpowiedział. Zostaliśmy sami.
- Ale pokój to wybrałeś najlepszy. Plus duże łóżko.
- Trzeba je wypróbować.
- Bądź grzeczny.
- Zawsze jestem.
- Idę zobaczyć co chciała mama.
- Pójdę z Tobą - zeszliśmy na dół.
- Mamo co się stało?
- Sally i Randiego coś długo nie ma. Michael może zadzwonisz do brata? Może coś się stało.
- Dobrze - wykręcił numer i czekał aż odbierze - Gdzie jesteście? ...... Ok .. czekamy - schował telefon do kieszeni - Będą za 10 minut.
- Akurat trafią na obiad - razem z Michaelem i dziewczynami, nakryliśmy do stołu. W tym czasie Sally i Randy zdążyli wrócić.
- Co tak długo? - zapytał Mike podejrzliwie.
- Nie prawda. Poza tym w sklepie była kolejka.
- Nie tłumacz się już - poklepał Go po plecach. Wszyscy usiedliśmy przy długim stole. Mike przed obiadem dał mi tabletkę i czekał aż połknę. Po obiedzie poszliśmy się przebrać w stroje kąpielowe. Oprócz rodziców. Toya i Janet jak jakieś dzikie wskoczyły do basenu. Potem ja i zobaczyłam, że za mną Sally. Woda była ciepła. Chciałam wypłynąć, ale nie mogłam. W nogach czułam jakieś mrowienie i nie mogłam nimi ruszyć. Machałam rękami, ale to było na nic. Woda ciągnęła mnie coraz bardziej w dół i myślałam, że to koniec. Powietrze mi się kończyło. Zobaczyłam, że Mike zanurkował po mnie i już po chwili trzymał mnie w ramionach. Wypłynęliśmy na powierzchnie. Łapałam łapczywie powietrze.
- Co się stało? - zapytał się Mike.
- Nie wiem ... nie czuje nóg - wciąż mnie trzymał i podpłynął do brzegu. Złapał mnie obiema dłońmi w talii i posadził na brzegu basenu. Po chwili też wyszedł i był przy mnie.
- Już lepiej?
- Nie - okrył mnie ręcznikiem.
- Co to może być? - był taki zmartwiony.
- Ja wiem .... to przez ten niedobór witamin. Lekarz mówił, że może się zdarzyć drętwienie kończyn i nie tylko.
- Możemy jakoś pomóc? - zapytał się Randy. Wszyscy jeszcze byli w basenie.
- Poradzimy sobie. Zaniosę Cie do pokoju - wziął mnie na ręce - Możecie zostać - wyszliśmy z pływalni. Gdy mama zobaczyła, że Mike mnie niesie, nieźle się przestraszyła.
- Boże! Co się stało?
- Nic takiego. Poślizgnęłam się i noga mnie boli. Przyłożę lód i przejdzie - Mike się na mnie spojrzał.
- No dobrze. Zajmiesz się Rose? - zwróciła się do Michaela.
- Oczywiście - pokiwała głową i poszła, a my skierowaliśmy się na schody. To znaczy Mike szedł. Położył mnie do łóżka.
- Dlaczego nie powiedziałaś jej prawdy? - zapytał.
- Bo by zaraz panikowała.
- No tak .... i jak się czujesz? - ujął moją dłoń w swoją.
- Chyba trochę lepiej.
- Na szczęście. Przygotuje Ci kąpiel. Co Ty na to?
- Wspaniale - uśmiechnęłam się. Poszedł do łazienki. To uczucie było nie do wytrzymania. Czułam się jak sparaliżowana. Sama jestem sobie winna. Mogłam brać tabletki. Trudno. Stało się.
- Kąpiel gotowa - wziął mnie znowu na ręce i wsadził do wanny. Uklęknął obok wanny.
- Przepraszam ... myślałam, że wypróbujemy łóżko.
- Nie przejmuj się takimi rzeczami. Najważniejsze, żeby Ci przeszło. Mogę zostawić Cie na chwilkę sama? Wezmę szybko prysznic.
- Misiu nie musisz mnie pilnować jak małe dziecko - pogłaskałam Go po policzku.
- Jak mi tego brakowało.
- Mnie też - pocałował mnie i wszedł do kabiny. Jakieś dziesięć minut później wyszedł w samym ręczniku na biodrach - Możesz się ubrać? - przestałam się na niego patrzeć.
- A dlaczego?
- Dobrze wiesz i już przestań.
- No dobrze - uśmiechał się łobuzersko i wyszedł. Wrócił już ubrany w dres - Jestem. Lepiej się czujesz?
- Już powoli wszystko wraca do normy.
- Ciesze się. Chcesz już wyjść?
- Tak - wyciągnął mnie z wanny i zarzucił ręcznik. Wieczorem już wszystko było dobrze. O 19 zeszliśmy na dół na kolacje. Po kolacji poszliśmy na spacer. Mogliśmy tutaj chodzić po dworze bez żadnych obaw, że ktoś rozpozna Mike'a. Nasz domek był na zupełnym odludziu. A wokół rozciągały się same lasy. Szłam tak wtulona w Michaela - Mój bohater - spojrzał na mnie i się zaczerwienił.
- Każdy na moim miejscu by zrobił to samo.
- Może.
- Wtedy jak leżałaś w szpitalu i byłaś nieprzytomna to ..... byłem u Ciebie. Twoja mama nie chciała się zgodzić, ale ją poprosiłem.
- Wiem o tym, ale dlaczego mi to mówisz?
- Przecież obiecałem, że będę mówił prawdę. I jest jeszcze coś .... pocałowałem Cie.
- Żartujesz?
- Nie ... po prostu nie mogłem się powstrzymać. Jesteś zła?
- No co Ty - stanęłam na palcach i Go pocałowałam - I jesteśmy kwita.
- Jesteś okropna.

- Też Cie kocham - pół godziny później wróciliśmy do domu. Przebraliśmy się w piżamy i położyliśmy do łóżka. Przed snem trochę porozmawialiśmy. Jakiś czas później okazało się, że Sisi zniknęła. Mike poszedł jej szukać i okazało się, że poszła sobie na spacerek. Wtuliłam się w niego i zasnęłam.

sobota, 22 marca 2014

Bad Girl 45 Part 2

Witajcie!
Widzę, że Rose nieźle zalazła Wam za skórę i naprawdę się nie dziwę. Bo chociaż to jest moje opowiadanie i je piszę, to i tak mnie denerwuje zachowanie Rose. Widzicie, że Sally odgrywa tutaj ważną role. Próbuje przemówić Rose do rozsądku. Niektórzy z Was pisali w komentarzach, że Mike nie powinien być już z Rose, ale to jest opowiadanie o Rose i Michaelu, a nie o Michaelu i jakiś tam dziewczynach. Nie zacznę pisać o jego nowym związku, czy coś. Po prostu nie lubię pisać takiego czegoś. Nawet nie lubię czytać o czymś takim, że główna bohaterka, czy tam Mike wdają się w romans z kimś tam i bla bla bla. Dla mnie to jest bez sensu, a zwłaszcza, gdy bohaterka ma gdzieś Michaela i jest z jakimś innym palantem. Dla mnie to oznacza zmianę tytułu bloga i zmianę tła. Jeżeli takowe się znajduje z Michaelem. Jeżeli chcę się dać jakąś akcję w opowiadanie, to jest mnóstwo innych tematów niż romans. Wybaczcie za tą paplaninę, ale musiałam napisać co sądzę. Poza tym nie jestem w najlepszym humorze bo jestem w podobnej sytuacji jak Mike. Chociaż to nie jest moja druga połówka, ale jest tak samo uparty jak Rose. Nic do niego nie dociera. Żadne moje słowo i postanowiłam odpuścić bo ileż można się tłumaczyć i wgl. Dobra już Was nie zanudzam i zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że rozwój wydarzeń Was nie zawiedzie ;)

P.S. Chyba znowu bierze mnie jakieś choróbsko. Boli mnie gardło i głowa :( Ale nie martwcie się. Za tydzień i tak będzie kolejna część. Bez względu na moje samopoczucie. 

*****************************************************************

- Janet! - potrząsnęłam nią. Już nie mogłam wytrzymać tego czekania aż coś powie. Łzy jej w tym przeszkadzały – Powiedz co się stało! - spojrzała się na mnie.
- Chciał się zabić.
- Co? - zimny dreszcz przeszył całe moje ciało.
- Dobrze, że Randy został w domu.
- Ale .. On ….
- Randy wszedł w ostatniej chwili. Chciał połknąć tabletki i popić alkoholem.
- Czyli …
- Żyje … na szczęście – rozpłakała się. Przytuliłam ją. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
- Co z nim?
- Nie chciał się uspokoić i Randy musiał Go uderzyć. Teraz śpi pijany.
- Jezu.
- Co teraz zrobisz? - zapytała.
- A co mam zrobić? - wyciągnęła jakąś kartkę z kieszeni.
- Napisał listy pożegnalne … do Ciebie także …. pewnie myślisz, że jestem jego siostrą, dlatego za nim obstaje, ale więzy krwi nie mają tutaj nic do rzeczy … przeczytałam ten list … mam nadzieję, że w końcu mu uwierzysz, że Cie nie zdradził … opowiadał Ci o Molly?
- Tak.
- Więc wiesz jak było i tym razem … z tą różnicą, że Cie nie zdradził – wręczyła mi list – Wiem, że Go kochasz … dlatego zrób coś … proszę Cię. Tak nie zachowuję się osoba, która zdradziła – wyszła. Stałam w tym samym miejscu i gapiłam się na ten list. Mama stała ciągle przy mnie.
- Rose … - pobiegłam do siebie. Dopiero teraz wybuchłam niekontrolowanym płaczem. Mogłam Go na zawsze stracić. I to przeze mnie. Gdybym mu nie powiedziała, że Go nie kocham … nie próbował, by się zabić. Znowu Go zraniłam. Tak samo jak wcześniej zanim byliśmy razem. Co jest ze mną nie tak? Nie potrafiłam przeczytać tego co napisał. Musiałam się trochę uspokoić. Powoli otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej list.

'' Wiem, że nie chcesz mnie już znać i nie wiem po co w ogóle piszę ten list. Gdy to czytasz … mnie już nie ma. Zrobiłem to dla Ciebie, żebyś była wolna. Bo ja nie potrafiłem bez Ciebie żyć. Byłem jak ten kwiat bez wody, który usycha. Gdy po raz pierwszy spojrzałem w twoje oczy, wiedziałem, że musisz być moja. Przepadłem w nich i już nigdy bym się nie odnalazł. Mam do Ciebie ostatnią prośbę. Nie przychodź na pogrzeb. Zapomnij o mnie i zacznij nowe życie. Kocham Cię i zawsze tak będzie.

Twój M.''

Kartka wypadła mi z dłoni. Skuliłam się na podłodze przy łóżku. Nie mogłam opanować łez. Gdyby nie Randy … Boże! Janet mówiła o Molly. Jeżeli było tak samo jak wtedy, to dlaczego nic mi nie powiedział? Dlaczego Go posłuchał i tam pojechał? Przecież jest dorosły i nie musi się Go słuchać. Przez swój uparty charakter, mogłam Go stracić. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby tak się stało. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać i chciałam być sama. Niestety. Sally postanowiła mnie odwiedzić bez uprzedzenia. Nadal siedziałam na podłodze.
- Dlaczego siedzisz na podłodze? - ukucnęła przy mnie – Płaczesz? Co się stało? - wskazałam na list, który leżał obok. Wzięła Go do ręki i zaczęła czytać – Nie rozumiem … co to znaczy?
- Chciał się zabić – zaszlochałam.
- Co Ty mówisz?
- Janet mi powiedziała, że chciał połknąć tabletki, ale Randy zdążył zareagować. To moja wina.
- Cii … nie płacz. Najważniejsze, że nic się nie stało.
- Ale mogło i nic mnie nie usprawiedliwia.
- Teraz mu wierzysz? - spojrzałam się na nią.
- Nie wiem … wiem, że powinnam z nim porozmawiać, ale … nie mogę.
- Dlaczego? Nadal myślisz, że Cię zdradził?
- Nie, ale nie wiem, czy On będzie chciał ze mną rozmawiać.
- Teraz to chyba sobie żartujesz. Nie czytałaś tego listu? - pomachała mi kartką przed oczami.
- Czytałam ..
- Więc skąd te wątpliwości?
- Minęło już tyle czasu …
- No rzeczywiście bardzo dużo .. tydzień.
- Ale w ciągu tego tygodnia padły różne słowa, które nie powinny mieć miejsca.
- Więc wolisz patrzeć jak Mike kończy ze sobą?
- Nie mów tak! Dobrze wiesz, że tego nie chcę.
- To zadzwoń do niego.
- Nie dzisiaj.
- Dlaczego?
- Bo śpi pijany.
- No i jeszcze stanie się alkoholikiem … pięknie.
- Jutro o tym porozmawiamy, ok? Dzisiaj nie jestem w stanie. Wstrząsnęła mną ta wiadomość. Zawsze myślałam, że to ja nie wytrzymam i pierwsza będę chciała się zabić.
- A stało się na odwrót.
- Zostaniesz dzisiaj?
- Jasne … muszę Cię mieć na oku.
- Bardzo śmieszne. Idę wziąć prysznic.
- Chyba nie muszę Cię tam pilnować?
- Musisz .. utopie się w brodziku – przewróciła oczami. Zamknęłam się w łazience. Spojrzałam w lustro. Okropnie wyglądałam. Wzięłam szybko prysznic i ubrałam piżamę. Usłyszałam pukanie, a raczej walenie w drzwi – Czego?
- Co tak długo? Wszystko w porządku?
- Nie .. właśnie miałam się zabić suszarką.
- Nie żartuj sobie.
- Zaraz wyjdę! - odpuściła. Wyszłam już gotowa do snu.
- Własnoręcznie Cię utopię – zagroziła mi palcem.
- Nie krępuj się.
- Przestań się już użalać na sobą i zrób w końcu coś – położyła się do łóżka. Ja też chciałam – I zgaś światło.
- A Ty nie mogłaś, nie? - zgasiłam światło.
- Nie pyskuj – położyłam się i chciałam się przykryć kołdrą – Nie zabieraj mi kołdry – zaczęła ciągnąć na swoją stronę.
- Ja też chcę się przykryć.
- Ty nie zasłużyłaś.
- Przestań mnie denerwować – każda szarpała na swoją stronę – Zaraz ją porwiesz!
- Ja? Sama ją porwiesz.
- Wiesz co? Mam tego dosyć – rzuciłam kołdrę w jej stronę i podeszłam do okna. Splotłam ręce na piersiach.
- Co jest? - podeszła do mnie.
- Daj mi spokój.
- Oj nie gniewaj się na mnie.
- Dobrze wiem dlaczego to robisz.
- Chcę, żebyście byli szczęśliwi …. nie bój się do tego przyznać.
- Ile razy będziesz to powtarzała?
- Aż się z nim spotkasz. I do tej pory będę Ci suszyła głowę codziennie.
- A praca?
- Już wzięłam wolne – wyszczerzyła się. No to pięknie – Chodź spać. Dam Ci trochę kołdry.
- Pocieszające – wróciłam do łóżka. Usnęłam dopiero po dwóch godzinach. Następnego dnia obudziłam się po 8. Sally jeszcze spała. Ja wolałam już wstać. Byłam ciekawa co z Michaelem. Zaczęłam się o niego martwić. Wzięłam szybki prysznic i wyszłam z szlafroku. Grzebałam w szafie w poszukiwaniu jakiś ciuchów. Zauważyłam, że Sally się budzi.
- Już nie śpisz? - przeciągnęła się.
- Nie - znalazłam to czego szukałam i wróciłam do łazienki. Ubrana poszłam do pokoju.
- Wybierasz się gdzieś?
- Tak … na spacer z Sisi.
- Poczekaj pójdę z Tobą – wstała na równe nogi.
- Nie … chce pobyć sama … ze swoimi myślami.
- Ale …
- Pozwól mi.
- To chociaż powiedz dokąd idziesz?
- Na spacer.
- Ale gdzie?
- Jeszcze nie wiem – skłamałam. Nie chciałam, żeby za mną poszła – Niedługo wrócę – zabrałam małą i wyszłam z pokoju. Ubrałam buty i ciepłą bluzę.
- Trafiłaś na śniadanie – mama wyłoniła się z kuchni.
- Nie jestem głodna. Idę z Sisi na spacer – chciałam wyjść, ale mnie zatrzymała.
- Wiesz może co z …. Michaelem?
- Nie … - opuściłam głowę – Postaram się wrócić za godzinę – wyszłam. Chodziłam chodnikiem. W końcu poszłam na plażę. Szłam wzdłuż plaży. Obok mnie przeszła jakaś zakochana para. Zakuło mnie serce, gdy widziałam ich takich szczęśliwych. Usiadłam na piasku. Sisi chciała pobiegać, ale nie mogłam jej puścić. Była jeszcze młoda i głupiutka. W pobliskim barze grało głośno radio. Po chwili usłyszałam Roxette. Znowu.

Wiem, że Jest coś takiego w twym uśmiechu
Inspiruje mnie spojrzenie twych oczu, tak
Utworzyłeś miłość, lecz ta rozpada się
Twój mały kawałek nieba obraca się w ciemność

Posłuchaj swego serca
Gdy dobiegają cię jego nawoływania
Posłuchaj swego serca
Nie możesz zrobić już nic innego
Nieznany mi cel twej wędrówki
Ani jej przyczyna
Ale posłuchaj swego serca
Nim powiesz mu 'żegnaj'

Czasami wątpisz, czy ta walka jest warta zachodu
Wszystkie cenne chwile przepadają w fali, tak
Zostały zmiecione i nic już nie jest takim, jakim się wydaje
To uczucie, jakbyś był częścią własnego snu...

Posłuchaj swego serca
Gdy dobiegają cię jego nawoływania
Posłuchaj swego serca
Nie możesz zrobić już nic innego
Nieznany mi cel twej wędrówki
Ani jej przyczyna
Ale posłuchaj swego serca

Nim...

Istnieją głosy, które domagają się, byś je usłyszał
Tyle do powiedzenia, lecz nie potrafisz znaleźć słów
Ta woń magii i piękno, które było
Gdy miłość szalała bardziej niż wiatr

Posłuchaj swego serca (wytęż uszy)
Gdy dobiegają cię jego nawoływania
Posłuchaj swego serca (wytęż uszy)
Nie możesz zrobić już nic innego
Nieznany mi cel twej wędrówki
Ani jej przyczyna
Ale posłuchaj swego serca
Nim ... Ooo ...

Posłuchaj swego serca (wytęż uszy)
Gdy dobiegają cię jego nawoływania
Posłuchaj swego serca (wytęż uszy)
Nie możesz zrobić już nic innego
Nieznany mi cel twej wędrówki
Ani jej przyczyna
Ale posłuchaj swego serca
Nim powiesz mu 'żegnaj'

Przez chwilę pomyślałam, że ten zespół mnie prześladuje, ale zdałam sobie sprawę, że to głupie. Może to są jakieś znaki? Miałam już tego dosyć. Musiałam w końcu coś zrobić. Wykręciłam numer do Janet. Długo nie odbierała. Pomyślałam, że jeszcze śpi.
- Tak?
- Cześć Janet. Nie obudziłam Cię?
- Cześć .. nie. Stało się coś?
- Chciałam się zapytać co z nim.
- Źle … na zmianę Go pilnujemy i cały czas leży w łóżku.
- Może … wezwiecie specjalistę ..
- On nie potrzebuje psychiatry, tylko Ciebie – nie wiedziałam co odpowiedzieć – Jesteś tam?
- Pa – rozłączyłam się. Boże … co ja robię? Czego się boję? Ponowie zadzwoniłam do Janet – Wybacz, że się rozłączyłam.
- W porządku.
- Możesz mi Go dać do telefonu?
- Poczekaj – słyszałam kroki Janet i to jak próbowała Go nakłonić, żeby wziął telefon. Nie odezwał się, ale słyszałam jego oddech
- Cześć – powiedziałam pierwsza.
- Rose?
- Tak …. chciałam Cię zapytać …. jeżeli nie masz żadnych planów na wieczór, to możemy się spotkać .. powiesz mi o co w tym chodziło.
- Ale … naprawdę?
- Nie zmuszam Cię.
- Bardzo chcę Cię zobaczyć.
- W takim razie czekaj na mnie w tej restauracji co zawsze.
- Przyjadę po Ciebie …
- Nie … czekaj tam na mnie o 19.
- Dobrze … dziękuje.
- Do zobaczenia – rozłączyłam się. Dziwnie się czułam, ale z drugiej strony poczułam jakąś ulgę. Nie wiedziałam co z tego wyniknie, ale zrozumiałam, że wszyscy mieli rację. Powinnam mu od razu dać wszystko wyjaśnić. Poza tym bardzo za nim tęskniłam. Najtrudniejsze zadanie było przede mną. Jak się pozbędę Sally? Nie chciałam, żeby na razie ktokolwiek wiedział, że mamy się spotkać. Wróciłam do domu. Sally zajadała się śniadaniem.
- O jesteś już.
- Nom …. a Ty nie masz jakiś planów?
- To znaczy?
- No nie wiem … może byś sprawdziła co tam w pracy.
- Jeżeli chcesz się mnie pozbyć, to nic z tego.
- Nie miałam tego na myśli, ale słyszałam, że w okolicy mają otworzyć jakiś salon … pomyślałam, że to może być dla Ciebie konkurencja.
- Mówisz serio?
- Tak.
- Wiem, że miałam z Tobą zostać, ale skoro tak mówisz, to muszę tam jechać.
- Nie przejmuj się. Nie jestem sama.
- Dzwoń, gdyby coś – ubrała się szybko i wyszła z domu. Poszło mi łatwiej niż myślałam. Miałam mnóstwo czasu na przygotowanie się. Nie ukrywam, że się denerwowałam. Zupełnie jak przed pierwszą randką, ale tym razem sytuacja była zupełnie inna. Nie musieliśmy się poznawać bo wiedzieliśmy o sobie wszystko. A na tym właśnie polega randka. Chciałam, żeby mi wszystko wyjaśnił i dlaczego nie powiedział mi prawdy. Zostały mi tylko dwie godziny do przygotowania się. Już wiedziałam w co się ubiorę. Robiłam właśnie makijaż, gdy weszła mama.
- Przyszłam zobaczyć co u Ciebie, ale widzę, że dobrze … dokąd się wybierasz?
- Jestem umówiona.
- Co? Rose – podeszła bliżej – Wiedz, że nie pochwalam twojego zachowania. Jak możesz umawiać się z innym? Nie obchodzi Cię, że Michael siedzi w domu i jest załamany? - lekko się zaśmiałam – Co jest w tym śmiesznego?
- Może to, że jestem umówiona właśnie z Michaelem.
- Naprawdę?
- Tak …. za kogo mnie masz? Myślisz, że po tak krótkim czasie bym się spotykała z kimś innym?
- A po dłuższym?
- Nie łap mnie za słówka. Źle powiedziałam i tyle. Zostawisz mnie samą?
- Dobrze.
- A i jeszcze jedno. Nie mów nic Sally – zaśmiała się i wyszła. Zrobiłam lekki makijaż i rozpuściłam włosy. Wybrałam niebieską sukienkę. Zamówiłam sobie taksówkę i równo o 19 byłam przed restauracją. Serce mi mało nie wyskoczyło z piersi. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Nie było żadnych innych klientów. Wstał, gdy mnie zobaczył. Miał na sobie niebieską koszulę i czarny garnitur. Telepatia, czy co? Powoli do niego podeszłam.
- Witaj … pięknie wyglądasz – powiedział.
- Dziękuje … usiądziemy? - odsunął mi krzesło i usiadł naprzeciwko mnie. Kelner do nas podszedł i złożyliśmy zamówienie. Nie byłam wstanie spojrzeć mu w oczy. Musiałam się przełamać i zacząć ten temat – Wiesz dlaczego chciałam się z Tobą spotkać, prawda?
- Tak – opuścił głowę.
- Powiedz o co w tym chodziło – zagryzł wargę i zaczął.
- Pamiętasz jak opiekowałem się Tobą w hotelu? - kiwnęłam głową, że wiem – Wtedy, gdy powiedziałem, że jadę do Quincego to skłamałem.
- To był ten dzień, w którym kupiłeś Sisi, tak?
- Tak …. pojechałem do Josepha. Zadzwonił wcześniej, że chcę się ze mną spotkać i się zgodziłem. Powiedział, że jest taka dziewczyna …. i …
- I miałeś z nią się przespać, tak?
- Tak … mówił, że jest lesbiją, a ja lekarstwem.
- Zgodziłeś się? - milczał przez chwilę.
- Powiedziałem mu, że to zrobię, ale nie chciałem tego i wiedziałem, że Cię nie zdradzę.
- Nie mogę uwierzyć, że okłamywałeś mnie od tak dawna.
- Nie chciałem Cię denerwować i sam załatwić tą sprawę.
- Ale dlaczego się zgodziłeś? Wyjaśnij mi to.
- Zagroził, że powie twojemu ojcu o tym całym planie. Nie mogłem na to pozwolić bo wiedziałem, że by kłamał.
- Przecież się przyznałeś moim rodzicom co miałeś ze mną zrobić.
- Musiałem …. wiedziałem, że prędzej, czy później dowie się, że nie przespałem się z tą dziewczyną i powie wszystko twojemu ojcu. Wierzysz mi? Nie mógłbym Ci tego zrobić.
- Gdybym nie wierzyła, to by mnie tutaj nie było. Czemu mi nie powiedziałeś co Joseph od Ciebie chce?
- Bałem się, że przestaniesz mi ufać i już zawsze będziesz myślała, że Cię zdradzę.
- Czekaj czekaj …. jeżeli dobrze pamiętam to powiedziałeś moim rodzicom o wszystkim przed spotkaniem z tą dziewczyną. Po co, więc się z nią spotkałeś? - nie rozumiałam tego i znowu miałam wątpliwości, czy mówi prawdę.
- Bo myślałem, że dzięki temu nie będę musiał do niej jechać. Jednak On miał plan awaryjny. Rose … zrozum mnie … zrobiłem to dla Ciebie – zmarszczyłam brwi – Bałem się o Ciebie … groził, że coś Ci zrobi .. miał twoje zdjęcie zrobione z ukrycia i mówił takie straszne rzeczy.
- To wszystko?
- Tak … jedyne czego jestem winny i za co przepraszam to to, że nie powiedziałem Ci prawdy.
- Mogłeś mi powiedzieć o wszystkim … wiedziałeś, że nie zostawiłabym Cię samego z czymś takim … coś byśmy wymyślili.
- Wiem, ale naprawdę się bałem, że nie zdołam Cię ochronić przed nim.
- Co z tą dziewczyną?
- Nie jest lesbijką … powiedziała tak, żeby wkurzyć swojego ojca i tak samo jak ja, nie chciała iść ze mną do łóżka. Poza tym …. jest nieletnia – wybałuszyłam oczy.
- Żartujesz?
- Nie … to oczywiste, że chciał, żebym poszedł do więzienia.
- Nie mogę w to uwierzyć.
- Nie cofnie się przed niczym, aby dostać to czego chce. Dowiedział się, że do niczego nie doszło i wysłał Ci te zdjęcia.
- Sukinsyn … ale … co teraz?
- Powiedział, że nic Ci nie zrobi bo nie jesteś już ze mną. Dziękuje, że mnie wysłuchałaś – był taki smutny, gdy to mówił – Przyszłaś .. tylko po to?
- Nie …. chciałam Cię też zobaczyć.
- Po co?
- Przecież .. - westchnęłam – Coś nas łączyło.
- To było coś pięknego … ale już się skończyło.
- Dlaczego tak mówisz?
- Dobrze wiesz …. przecież już mnie nie kochasz.
- Mike … nie wiem czemu to powiedziałam, ale kłamałam …. nigdy nie przestałam Cię kochać .. nawet na sekundę – wyraźnie się ożywił – Przepraszam Cię za wszystko. Powinnam od razu dać Ci wszystko wyjaśnić. I przepraszam też za to – dotknęłam jego polika – Uderzyłam Cię niesłusznie, ale targały mną silne emocje.
- Nie musisz mnie przepraszać. To ja nawaliłem i nie doszło by to tego, gdybym Ci o wszystkim powiedział.
- Ale to mnie nie usprawiedliwia … czasami zachowuję się nie tak jak chce.
- Więc …. co teraz będzie?
- Wszystko zależy do Ciebie.
- Jak to?
- Przez moje głupie zachowanie … mogło się skończyć tragedią … nigdy bym sobie tego nie darowała.
- Nie chcę, żebyś się obwiniała.
- Nie rozumiem Cię. Dobrze wiesz, że mogłam zachować się inaczej.
- Wiem też, że każda inna w takiej sytuacja zachowała by się podobnie. Nie jestem na Ciebie zły ... rozumiem Cię. I podejrzewam, że ja też nie dałbym Ci dojść do słowa.
- Było by mi łatwiej, gdybyś na mnie nawrzeszczał - moje kąciki ust lekko się uniosły.
- Wiesz, że to niemożliwe .... co miały oznaczać słowa '' że wszystko zależy ode mnie''
- Miałam na myśli .... czy chcesz się znowu w to pakować.
- A Ty?
- Inaczej by mnie tutaj nie było, ale nie chce, żebyś coś robił przeciw sobie - nic nie odpowiedział. Uśmiechał się i wstał.
- Chodź - wyciągnął dłoń w moim kierunku - Zatańczymy - ujęłam jego dłoń i wstałam. Akurat leciała nasz piosenka. Nie wiem, czy specjalnie kazał właśnie tą włączyć. Poszliśmy na środek sali. Przyjęliśmy pozycje i zaczęliśmy się lekko kołysać. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Kiedyś bym się krępowała, ale nie teraz. Chciałam być bliżej jego ciała. Zaplotłam ręce na jego karku i położyłam twarz na jego piersi. Bardziej mnie przytulił. Gdy piosenka dobiegała końca, spojrzałam mu w oczy - Czyli ... kochasz mnie?
- Tak .. kocham Cię, Mike - przybliżył swoją twarz do mojej. Na chwile się zawahał i już myślałam, że się wycofa, ale zrobił to. Nasze usta się spotkały. Był to długo wyczekiwany pocałunek. Może nie minęło dużo czasu, ale nie umieliśmy wytrzymać bez siebie nawet dnia - Mam rozumieć, że mi wybaczasz? - zapytałam, gdy przerwał pocałunek.
- To powinna być moja kwestia - uśmiechnął się i ponownie mnie pocałował. Nogi miałam jak z waty. Gdyby nie jego silne ramiona, które trzymały mnie mocno w objęciach, za pewne bym nie ustała o własnych siłach. Okazało się, że to nie tylko przez to nie mogłam stać. Zrobiło mi się słabo.
- Możemy usiąść? - zapytałam.
- Coś się stało? Źle się czujesz?
- Troszkę, ale usiądę i mi przejdzie - pomógł mi dojść do stolika i usiąść. Ukucnął przy mnie. Usłyszałam dźwięk nadchodzącej wiadomości. Odebrałam '' Jedziemy z ojcem do znajomych. Będziemy dopiero rano. Baw się dobrze. Mama''. Zaśmiałam się sama do siebie. Była niemożliwa. Specjalnie to zrobiła.
- Kto to?
- Mama.
- Lepiej?
- Tak ... możemy już stąd pójść?
- Oczywiście ... odwiozę Cię - otworzył mi drzwi i pojechaliśmy - Przyrzekam, że już nigdy Cię nie okłamię. Będę Ci mówił najgorszą prawdę.
- Mam nadzieję - dojechaliśmy pod mój dom. Wysiadł pierwszy i jak zawsze otworzył mi drzwi.
- Dziękuje Ci za to spotkanie. Było wspaniale.
- Nie wejdziesz? Rodziców nie ma.
- No nie wiem - podrapał się po głowie.
- Nie zmuszam - podeszłam do drzwi i je od kluczyłam. Wiedziałam, że to na niego podziała i już po chwili był przy mnie. Stanęłam przy komodzie i powyciągałam z torebki klucze itp. Stanął za mną. Poczułam jego dłonie na biodrach.
- Już dłużej nie wytrzymam - powiedział aksamitnym głosem wprost do mojego ucha i pocałował mnie w szyję - Boże ... każ mi wyjść bo za chwile może być za późno.
- A co jeżeli chcę, żebyś został? - odwróciłam się w jego stronę. Wpił się w moje usta. Nie przerywając pocałunku, ściągnęłam jego marynarkę i zaczęłam dobierać się do koszuli. W końcu sam ją ściągnął. Wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego łóżka.
- Jesteś tego pewna?
- Czy kiedykolwiek miałam co do Ciebie wątpliwości?
- Nie przypominam sobie - uśmiechnął się. Pozwoliłam mu się rozebrać. Ta noc była wyjątkowa. A Mike wcale się nie zmienił pod tym względem. Wciąż był czuły i delikatny. Zanim poszliśmy spać, jeszcze chwilę rozmawialiśmy.
- Naprawdę chciałeś się ... zabić? - zapytałam, gdy leżeliśmy wtuleni w siebie.
- Bez Ciebie nie umiem żyć.
- Ale ... nie pomyślałeś, że ja też będę próbowała? Przecież ja też nie chciałabym żyć bez Ciebie.
- Wtedy o tym nie pomyślałem.
- To przez moje słowa chciałeś to zrobić, prawda? - nie odpowiedział - Wiem o tym i bardzo ich żałuje. Dziwię się tylko, że mi uwierzyłeś.
- Brzmiałaś bardzo serio i świat mi się zawalił.
- A zauważyłeś, że twoja koszula i moja sukienka idealnie do siebie pasują?
- Chyba pasowały – zaśmiał się.
- Kocham Cię bardzo mocno.
- Chyba nie tak bardzo jak ja Ciebie.
- I znowu zaczynasz - przewróciłam oczami na co się zaśmiał - Odpocząłeś?
- Tak ... czemu pytasz?
- Bez powodu - wlazłam na niego i zaczęłam całować.
- To już wiem do czego jestem Ci potrzebny.
- Między innymi, ale nie tylko - myliłam się. Ta noc była jeszcze dłuższa niż przypuszczałam. Zrozumiałam jedno. Nie możemy bez siebie żyć. To była dla nas próba, która poniosła klęskę. Potrzebowaliśmy siebie jak powietrza i nic nas nie rozdzieli. Nawet Joseph. Właśnie w tej chwili zaczynaliśmy nowy etap w naszym życiu byłam Go bardziej pewna niż kiedykolwiek.

*****************************************************************************

Tym razem:
Roxette - Listen To Your Heart