Daria to miłe słowa, ale uwierz mi, że są dużo lepsze blogi, a ja piszę tak sobie.
Kasiulka rozśmieszyłaś mnie swoim komentarzem. Ja mam napisać książkę? To żart, tak?
UnknownYou myślałam, że tylko dla mnie jest ideałem mężczyzny i ciesze się, że nie tylko ja tak myślę :) Masz rację ten mój sen to był znak i czuje się okropnie z myślą, że nic z tym nie zrobiłam :(
Postanowiłam, że notki będą się pojawiały co sobota. Wena mnie nie opuszcza, a wszystkie wydarzenia mam poukładane w głowie, ale najgorzej z ich opisaniem. Kolejna już się pisze ;) Na razie nie będzie słodko, ale to się niedługo zmieni. Bądźcie cierpliwi. Bardzo się cieszę, że mam dla kogo pisać. Zapraszam do czytania i komentowania.
*******************************
Minęły dwa dni i bym chciał
powiedzieć, że stan Rose się polepszył, ale nie mogę. Co chwilę
miała atak i już nie wiedziałem co robić. Nic nie jadła, ale nie
byłem zdziwiony. Wtedy, gdy myłem jej plecy, powiedziała, że
zachowuję się jakbym nigdy nie widział kobiety i miała rację.
Nie mam na myśli ciała kobiety bo takie widziałem mnóstwo dzięki
mojego tatusiowi i nie jestem z tego dumny, ale mówię o ciele
kobiety, którą kocham i chciałbym jej to udowodnić, ale
wiedziałem, że nie mogę się posunąć do tego stopnia, dlatego
nie za bardzo chciałem przebywać z nią w łazience, wiedząc, że
pod tą pianą jest zupełnie naga. Moja wyobraźnia zaczęła
działać, starałem się nie myśleć o niej w takich kategoriach,
ale słabo mi to wychodziło.
- Może powinienem do kogoś zadzwonić.
- Nie! Wezmą mnie za ćpunkę.
- Nie mogę patrzeć jak się męczysz.
Muszę coś zrobić – wstałem i podszedłem do okna – Już wiem
… zadzwonię po tego lekarza co mnie leczył w szpitalu. Może
będzie wiedział jak Ci pomóc – nie czekając co odpowie
wykręciłem do niego numer.
- Słucham?
- Dzień dobry. Z tej strony Michael
Jackson, pamięta mnie Pan?
- Dzień dobry, Oczywiście, że tak.
Coś się stało, że Pan dzwoni?
- Tak.
- Znowu się Pan bił? – zaśmiał
się.
- Nie, nie chodzi o mnie. To nie jest
rozmowa na telefon. Mógłby Pan przyjechać do hotelu Beverly Hills?
- Teraz mam dyżur w szpitalu.
- Proszę, to naprawdę bardzo ważne.
- Hmm no dobrze, ale mogę przyjechać
dopiero wieczorem.
- Może być. Dziękuje i do widzenia.
- Do zobaczenia.
- Będzie wieczorem – zwróciłem się
do Rose.
- Mówiłam, że nikogo nie chcę.
- Myślałem, że sam Ci pomogę, ale
widzę, że potrzebny jest lekarz – odwróciła głowę w inną
stronę. Nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo nie chcę pomocy
lekarza. Bo to co powiedziała, że nie chcę, żeby wzięli ja za
ćpunkę jest wymysłem. Niedługo miałem się dowiedzieć o co tak
naprawdę chodzi. Telefon stacjonarny zaczął dzwonić – Halo?
- Panie Jackson jakaś Pani chcę
wejść. Podaje się za Pana znajomą – to była recepcjonistka.
- Jak się nazywa?
- Sally Stone.
- Proszę ją wpuścić.
- Oczywiście – rozłączyłem się.
- Sally przyjechała.
- Super – wychyliłem głowę za
drzwi. Dała mi znak, żebym wyszedł przed pokój. Zamknąłem drzwi
i poczekałem na nią.
- Cześć, stało się coś? -
zapytałem.
- Cześć, nie. Miałeś rację … nie
powinnam jej zostawiać samej. Przyznaje się do błędu.
- Na całe szczęście nic się nie
stało. Wejdź – przepuściłem ją w drzwiach.
- Cześć Rose – przywitała się z
nią – Jak się czujesz?
- Okropnie, a jak mam się czuć?
- Wieczorem przyjdzie lekarz –
powiedziałem – Może coś pomoże bo już nie wiem co robić.
- Mam nadzieję – Rose nie miała
humoru. W ogóle się nie odzywała – To ja już pójdę. Wpadłam
tylko na chwilę przed pracą. Trzymaj się Rose – pożegnała się
i wyszła.
- Nareszcie poszła – powiedziała
Rose.
- Nie cieszysz się, że przyszła?
- Nie – przykryła się kołdrą i
odwróciła. Po paru minutach zasnęła. Wykorzystałem ten czas na
dokończenie szkicu. Nie wiedziałem, czy pomoc Rose w sprawie koloru
kurtki jest nadal aktualna bo ciągle miała zmienne nastroje. Po
godzinie miałem skończony szkic. Byłem zadowolony z efektu
końcowego. Rose się obudziła z kolejnym atakiem. Podszedłem do
niej i usiadłem na łóżku. Boże, tak strasznie cierpiała. Jej
ciało po chwili wyprostowało się jak struna. Zaciskała zęby z
bólu. Gdy trochę jej przeszło, objąłem ją. Poczułem jak
zaciska dłonie na moich plecach.
- Połóż się przy mnie – bez
wahania, zrobiłem to. Zaczęła płakać – Michael ..
- Tak?
- Nie pozwól mnie zamknąć.
- Co ty mówisz?
- Nie daj im mnie zamknąć w szpitalu
psychiatrycznym – uważnie na nią popatrzyłem.
- Nigdy bym na to nie pozwolił …
dlatego nie chciałaś, żeby lekarz Cię obejrzał? - pokiwała
głową. Skąd mogło jej to przyjść do głowy.
- Nie chcę tam znowu trafić –
przytuliła się do mnie. Nie wiedziałem co o tym myśleć.
- Nie bój się …. Rose?
- Tak?
- Czy twoja propozycja dotycząca
pomocy w wyborze koloru kurtki jest nadal aktualna?
- Tak .. czemu pytasz?
- Bo właśnie skończyłem szkic i
chciałem się upewnić.
- Ja zawsze dotrzymuje słowa –
leżeliśmy tak, aż w końcu znowu zasnęła. O godzinie 19,
usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć.
- Dobry wieczór. Jestem jak się
umawialiśmy – był to lekarz.
- Dziękuje, że Pan się zgodził.
- Nie ma sprawy. Więc co jest takiego
pilnego? - wpuściłem Go do środka.
- Chodzi o Rose – spojrzał na leżąca
Rose, a potem na mnie – Niedawno była w klubie i ktoś podał jej
narkotyk.
- Dawno temu?
- Niecałe cztery dni temu.
- Czy to był pierwszy raz?
- Tak, ale ma wszystkie objawy
uzależnienia: gorączkę, dreszcze, drżenie rąk i ataki bólu.
- Zbadam Panią – wyciągnął z
kieszeni małą latarkę i zaświecił Rose w oczy i coś sprawdzał
– Wiadomo co zostało podane?
- Nie, ale Rose mówiła, że to była
jakaś ciemna substancja.
- No tak brudna heroina – moje
najgorsze myśli okazały się prawdą – Czysta heroina jest biała
i droga.
- Co teraz? - zapytałem.
- Najlepszym sposobem jest odesłanie
Pani na odwyk.
- Wykluczone – od razu powiedziałem.
- Panna Rose miała kontakt z
narkotykami tylko raz, więc by wyszła po paru dniach.
- Nigdzie nie pójdę – powiedziała.
- Panie doktorze może jest inny
sposób.
- Można spróbować samemu, ale to
będzie trwało dłużej i nie gwarantuje, że nie będzie Pani
cierpieć.
- Proszę mówić.
- Pojadę po kroplówki i tabletki.
Postaram się szybko wrócić.
- Dobrze – wyszedł – Widzisz .. -
usiadłem przy Rose – Nie pozwoliłem Cię zabrać, ale na pewno
wolisz być tutaj i cierpieć?
- Wole cierpieć niż tam być – po
pół godzinie wrócił lekarz.
- Trochę to trwało, ale mam wszystko
co potrzeba.
- Więc jak to będzie wyglądało?
- Dzisiaj podam tylko leki, żeby ataki
nie były takie silne, ale proszę się nie spodziewać cudów po
pierwszej dawce. Jutro z samego rana przyjdę i podłączę Pannę
Rose do kroplówki i jutro wyjaśnię resztę. Proszę to połknąć
– podał Rose jakieś tabletki, a ja podałem wodę – Kroplówki
i leki zostawiam, żeby z tym nie jeździć. Gdyby w nocy była
potrzeba to może Pan podać dodatkową tabletkę nie więcej niż
jedną.
- Dobrze .. rozumiem.
- To wszystko.
- Doktorze, czy to może zostać między
nami?
- Obowiązuje mnie tajemnica lekarska.
Proszę być spokojnym. Muszę już iść.
- Jeszcze raz bardzo Panu dziękuje i
dobranoc.
- Do jutra i proszę się nie martwić
– wyszedł.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytałem.
- Nie … czy to normalne, że ciągle
bym spała?
- Tak .. to kolejny objaw. Mam
nadzieję, że tabletki pomogą.
- Oby były silne. Idziesz już spać?
- Za chwilę, ale ty już śpij.
- Dobrze – wyszedłem na balkon,
odetchnąć świeżym powietrzem. Zastanawiałem się o co chodzi z
tym szpitalem psychiatrycznym. Czyżby już tam była? Ale dlaczego?
Miałem tyle pytań. Mój telefon dzwonił. Wszedłem do pokoju i Go
odebrałem.
- To ja Sally.
- Sally? Jesteś zdenerwowana? - mówiła
nerwowo.
- Tak. Był tutaj ojciec Rose.
Zdenerwował się, gdy zobaczył, że jej nie ma.
- Co mu powiedziałaś? - Rose się na
mnie spojrzała.
- Nie będziesz zły?
- Mów.
- Musiałam wymyślić, że chcieliście
pobyć trochę sami, żeby sobie wszystko wyjaśnić. Nic innego nie
przyszło mi do głowy.
- Ok, ale nie powiedziałaś nic
więcej?
- Nie.
- To dobrze. Dzięki za uprzedzenie –
rozłączyłem się.
- Kto to był? - zapytała.
- Sally .. był u niej twój ojciec.
- O nie.
- Spokojnie. Powiedziała, że chcemy
sobie wszystko wyjaśnić i takie tam.
- Uwierzył?
- Chyba tak. Czemu nie śpisz?
- Obudził mnie telefon – w tym
momencie zadzwonił stacjonarny.
- Co jest? - podniosłem słuchawkę –
Halo? - zapytałem już lekko zdenerwowany.
- Panie Jackson, Pan Richard Baker chcę
wejść. Mam wpuścić?
- Co?! A yyy … tak. Niech wejdzie –
szybko się rozłączyłem – Twój ojciec tutaj jest.
- Co? I co teraz? Nie mogę pokazać mu
się w takim stanie. Od razu się domyśli, że coś jest nie tak.
- Dasz radę się ubrać?
- Chyba tak – podałem jej jakieś
ciuchy. Schowałem do szafy kroplówki i tabletki – Podasz mi
lusterko? - podałem jej – O Jezu! Wyglądam okropnie. Podaj mi
kosmetyczkę i ręcznik – owinęła ręcznikiem głowę – Może
zdążę.
- Pójdę Go na trochę zatrzymać –
wybiegłem z pokoju i czekałem przy windach – Dobry wieczór.
- Dobry wieczór. Czekasz na mnie?
- Tak. Chciałem z Panem porozmawiać.
- Słucham.
- Może chodźmy dalej – wyszliśmy
na klatkę schodową – Wie Pan dlaczego tutaj jesteśmy?
- Sally mi powiedziała.
- To był nasz wspólny pomysł. Do
niczego Rose nie zmuszałem.
- Domyślam się. Gdyby nie chciała
to, by się nie zgodziła. Znam swoją córkę – zaśmiał się.
- Chcę, żeby Pan wiedział, że nie
mam złych intencji w stosunku do Rose.
- Przecież wiem. Po co mi to mówisz?
- Bo może Pan słyszał na mój temat
jakieś inne rzeczy – oczywiście miałem na myśli Josepha.
- Nie, nie słyszałem. Długo
zamierzacie tutaj być?
- Tydzień może trochę dłużej.
- Yhy to chodźmy już – miałem
nadzieję, że zdążyła się ubrać. Chciałem jak najdłużej
przedłużyć drogę do pokoju – Dlaczego idziemy tak wolno?
- Lekarz zabronił mi się forsować.
- A no tak. Dobrze, że operacja się
udała. Narobiłeś nam niezłego strachu, ale już w porządku?
- Tak, ale muszę na siebie uważać i
wziąłem miesiąc wolnego – stanęliśmy przed drzwiami pokoju.
- Nie wejdziemy? - Rose mam nadzieję,
że jesteś gotowa. Wszedłem pierwszy. Stała przy łóżku i
trzymała się poręczy – Cześć – objął ją.
- Cześć tato.
- Dawno Cię nie widziałem. Wiesz dużo
pracy.
- Jak zawsze, ale nie mam pretensji.
- Niezły apartament – zaczął się
rozglądać. Widziałem, że Rose źle się czuje. Miałem nadzieję,
że nie dostanie teraz ataku. Podszedłem do niej.
- Wytrzymaj – szepnąłem, żeby nie
usłyszał – Usiądźmy – przytrzymałem dyskretnie Rose, żeby
nie upadła i usiedliśmy.
- Więc … jak tam wasze relację?
- Coraz lepiej – odpowiedziała.
- Naprawdę?
- Tak .. powoli się dogadujemy –
powiedziałem.
- Cieszę się z tego powodu.
- Ale niczego sobie nie obiecuj –
powiedziała.
- Ja? Skądże .. nie powinienem
wybierać Ci chłopaków. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
- Masz rację nie powinieneś, ale już
dawno Ci wybaczyłam i muszę Ci podziękować, że poznałeś mnie z
Michaelem – zaskoczyła mnie tym.
- Chciałem dla Ciebie jak najlepiej,
ale nie pomyślałem co ty czujesz. Dziękuje, że mi wybaczyłaś.
- Gdybym miała młodszą siostrę to
by tak nie było.
- Masz rację i powiem Ci, że ja
chciałem jeszcze jedno dziecko, ale mama mówiła, że mamy jeszcze
czas, a teraz już nie ma o czym mówić – czułem się nieswojo,
słuchając ich prywatnych spraw.
- Przepraszam, ale może chcecie zostać
sami?
- Nie wygłupiaj się – odpowiedział
– Nie mogę się doczekać, aż zostanę dziadkiem – kontynuował.
- To jeszcze poczekasz.
- A ty Michael?
- Yyy ja?
- No chcesz mieć dzieci?
- Oczywiście, tylko głupiec nie chcę
być ojcem.
- Miło mi to słyszeć. Słyszałaś
Rose?
- Tato! Znowu to robisz.
- Niby co? - ja też wiedziałem o co
mu chodzi. Zaśmiałem się.
- A co u mamy? - zmieniła temat.
- Martwi się o Ciebie.
- Powiedź jej, że niepotrzebnie. Nic
mi nie jest.
- Sama będziesz mogła jej to
powiedzieć.
- Jak to?
- Jutro Cię odwiedzi.
- O której?
- Nie wiem. To ja się już będę
zbierał. Trzymajcie się dzieciaki i bądźcie grzeczni –
pocałował Rose w policzek, a mnie podał dłoń i wyszedł.
- Mało brakowało – odetchnąłem.
- Tak .. muszę zmyć makijaż.
- Sama nie dasz rady –
wstałem razem z nią i poszliśmy do łazienki. Wzięła waciki i
zaczęła zmywać z twarzy makijaż. Stałem za nią i
trzymałem ją w pasie, żeby nie upadła. Patrzeliśmy oboje w
lustro, które wisiało nad umywalką. Przez cały czas patrzyłem
się na nią, ale była zajęta i dopiero po chwili to dostrzegła.
- Możesz przestać?
- Ale co?
- Nie patrz tak.
- Czyli jak?
- Tak jak teraz.
- Normalnie patrzę –
nadal udawałem, że nie rozumiem.
- To się odwróć.
- Dlaczego?
- Chcesz mnie wkurzyć? Bo mało
brakuje – lubiłem się z nią drażnić
- Nie wiem o co Ci chodzi, ale jeżeli
tak bardzo chcesz to mogę patrzeć normalnie.
- Było, by dobrze – zrobiłem zeza –
Przestań!
- Tak też źle? To już nie wiem jak
mam patrzeć – po chwili jednak zaśmiała się
- Najlepiej w ogóle.
- To jest niemożliwe.
- Dlaczego?
- Bo na Ciebie nie da się nie patrzeć.
Poza tym muszę Cię trzymać.
- Ale mnie to krępuje. Jeżeli MUSISZ
mnie trzymać to zamknij oczy – zamknąłem. Wytrzymałem tak
chwilę i otworzyłem jedno oko – Widziałam. Daj mi jeszcze chwilę
– ponownie zamknąłem i czekałem – Gotowe – otworzyłem –
Widzisz jakąś zmianę?
- Hmm – przyjrzałem się jej twarzy
– Nie masz kolczyka w nosie.
- Właśnie … postanowiłam, że nie
jet mi potrzebny.
- Też tak uważam, a w ogóle to po co
go robiłaś?
- A jak myślisz?
- No tak … na złość ojcu i
wzorowałaś się na … Eryku – nienawidziłem tego imienia –
Mogłaś mnie nie powstrzymywać.
- I co by to dało? Cofnęło by czas?
- Musi za to zapłacić. Nie miał
prawa Ci tego zrobić.
- Nie wracajmy już do tego.
- Nie wiem co zrobię, gdy Go zobaczę
… naprawdę. Czuje taki gniew jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Nie pozwól się wyprowadzić z
równowagi.
- Za późno.
- Obiecaj mi, że nic mu nie zrobisz.
- Zrobię dla Ciebie wszystko, ale nie
to. Przykro mi. Zapłaci za to wcześniej, czy później, ale nie bój
się. Nie będę Go szukał.
- Chociaż tyle.
- Ale dlaczego Go tak bronisz? Nie
rozumiem tego.
- Nie bronię, ale nie chcę, żebyś
miał przez to kłopoty.
- Kochasz Go?
- Co?
- Odpowiedź.
- Znowu zaczynasz?
- To proste pytanie.
- I osobiste. Po co chcesz wiedzieć?
- Bo zastanawiam się, czy można
kochać kogoś takiego – odwróciła się do mnie.
- Nie … nie można.
- Tak myślałem – już o nic nie
pytałem. Domyślałem się tego.
- Znowu – powiedziała i dostała
ataku. Ten był lekki. Chyba leki działały. Oparła głowę o mój
tors.
- Zaraz minie – głaskałem ją po
plechach. Nie czekałem, aż jej przejdzie. Wziąłem ją na ręce i
zaniosłem do łóżka.
- Przeze mnie dostaniesz przepukliny.
- Nie żartuj.
- Dasz mi tabletkę?
- Niedawno dostałaś.
- Proszęęę.
- Nie ma mowy. Dam Ci później.
- To znaczy kiedy?
- Później. Pójdę się przebrać i
idziemy spać – poszedłem do łazienki przebrać się w piżamę.
- Naprawdę zrobisz dla mnie wszystko?
- usłyszałem wychodząc z łazienki.
- Tak – widziałem jej cwany uśmiech
– Ej, co ty kombinujesz?
- Ja? Tak tylko zapytałam.
- Dobra dobra – położyłem się do
łóżka – To co śpimy?
- Za chwilę – tak naprawdę to nie
chciało mi się spać, a Rose chciała chyba porozmawiać.
- Więc, słucham.
- Nie zapytałeś mnie o ten szpital
psychiatryczny.
- Jeżeli będziesz chciała to sama mi
powiesz.
- Chcę Ci jeszcze o czymś powiedzieć
…. nie jestem już z Erykem.
- Ja myślę .. po tym co zrobił ..
- Nie … nie rozumiesz ….. już od
dawna z nim nie jestem – spojrzałem się na nią zdziwiony.
- Jak długo?
- Dzień przed tym jak do Ciebie
przyjechałam do domu.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?
- Nie chciałam bo byś próbował mnie
zdobyć.
- A, kto powiedział, że teraz nie
będę? - poruszyłem brwiami.
- Daj spokój.
- Cieszę się, że to zrobiłaś, ale
to i tak Go nie powstrzymało. Właśnie tego się baliśmy. Mam na
myśli twoją mamę i mnie.
- Stop! Nie wracamy już do tego …
nigdy.
- Postaram się.
- To teraz możemy już spać –
powiedzieliśmy sobie dobranoc i Rose zamknęła oczy. Chciałem jej
powiedzieć o ty co zamierza zrobić Joseph, ale nie chciałem jej
dodatkowo martwić. Jakoś sam to załatwię. Gdybym wiedział
wcześniej, że nie jest już z nim i mam wolną rękę to bym o nią
walczył i wszystko by wyglądało teraz inaczej. Tej nocy, Rose
miała kilka ataków, ale słabszych niż wcześniej. Dałem jej
tabletkę tak jak obiecałem.