sobota, 29 czerwca 2013

Bad Girl 16

Na początek odpowiem na komentarze:
Daria to miłe słowa, ale uwierz mi, że są dużo lepsze blogi, a ja piszę tak sobie.
Kasiulka rozśmieszyłaś mnie swoim komentarzem. Ja mam napisać książkę? To żart, tak?
UnknownYou myślałam, że tylko dla mnie jest ideałem mężczyzny i ciesze się, że nie tylko ja tak myślę :) Masz rację ten mój sen to był znak i czuje się okropnie z myślą, że nic z tym nie zrobiłam :(
Postanowiłam, że notki będą się pojawiały co sobota. Wena mnie nie opuszcza, a wszystkie wydarzenia mam poukładane w głowie, ale najgorzej z ich opisaniem. Kolejna już się pisze ;) Na razie nie będzie słodko, ale to się niedługo zmieni. Bądźcie cierpliwi. Bardzo się cieszę, że mam dla kogo pisać. Zapraszam do czytania i komentowania.

*******************************

Minęły dwa dni i bym chciał powiedzieć, że stan Rose się polepszył, ale nie mogę. Co chwilę miała atak i już nie wiedziałem co robić. Nic nie jadła, ale nie byłem zdziwiony. Wtedy, gdy myłem jej plecy, powiedziała, że zachowuję się jakbym nigdy nie widział kobiety i miała rację. Nie mam na myśli ciała kobiety bo takie widziałem mnóstwo dzięki mojego tatusiowi i nie jestem z tego dumny, ale mówię o ciele kobiety, którą kocham i chciałbym jej to udowodnić, ale wiedziałem, że nie mogę się posunąć do tego stopnia, dlatego nie za bardzo chciałem przebywać z nią w łazience, wiedząc, że pod tą pianą jest zupełnie naga. Moja wyobraźnia zaczęła działać, starałem się nie myśleć o niej w takich kategoriach, ale słabo mi to wychodziło.
- Może powinienem do kogoś zadzwonić.
- Nie! Wezmą mnie za ćpunkę.
- Nie mogę patrzeć jak się męczysz. Muszę coś zrobić – wstałem i podszedłem do okna – Już wiem … zadzwonię po tego lekarza co mnie leczył w szpitalu. Może będzie wiedział jak Ci pomóc – nie czekając co odpowie wykręciłem do niego numer.
- Słucham?
- Dzień dobry. Z tej strony Michael Jackson, pamięta mnie Pan?
- Dzień dobry, Oczywiście, że tak. Coś się stało, że Pan dzwoni?
- Tak.
- Znowu się Pan bił? – zaśmiał się.
- Nie, nie chodzi o mnie. To nie jest rozmowa na telefon. Mógłby Pan przyjechać do hotelu Beverly Hills?
- Teraz mam dyżur w szpitalu.
- Proszę, to naprawdę bardzo ważne.
- Hmm no dobrze, ale mogę przyjechać dopiero wieczorem.
- Może być. Dziękuje i do widzenia.
- Do zobaczenia.
- Będzie wieczorem – zwróciłem się do Rose.
- Mówiłam, że nikogo nie chcę.
- Myślałem, że sam Ci pomogę, ale widzę, że potrzebny jest lekarz – odwróciła głowę w inną stronę. Nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo nie chcę pomocy lekarza. Bo to co powiedziała, że nie chcę, żeby wzięli ja za ćpunkę jest wymysłem. Niedługo miałem się dowiedzieć o co tak naprawdę chodzi. Telefon stacjonarny zaczął dzwonić – Halo?
- Panie Jackson jakaś Pani chcę wejść. Podaje się za Pana znajomą – to była recepcjonistka.
- Jak się nazywa?
- Sally Stone.
- Proszę ją wpuścić.
- Oczywiście – rozłączyłem się.
- Sally przyjechała.
- Super – wychyliłem głowę za drzwi. Dała mi znak, żebym wyszedł przed pokój. Zamknąłem drzwi i poczekałem na nią.
- Cześć, stało się coś? - zapytałem.
- Cześć, nie. Miałeś rację … nie powinnam jej zostawiać samej. Przyznaje się do błędu.
- Na całe szczęście nic się nie stało. Wejdź – przepuściłem ją w drzwiach.
- Cześć Rose – przywitała się z nią – Jak się czujesz?
- Okropnie, a jak mam się czuć?
- Wieczorem przyjdzie lekarz – powiedziałem – Może coś pomoże bo już nie wiem co robić.
- Mam nadzieję – Rose nie miała humoru. W ogóle się nie odzywała – To ja już pójdę. Wpadłam tylko na chwilę przed pracą. Trzymaj się Rose – pożegnała się i wyszła.
- Nareszcie poszła – powiedziała Rose.
- Nie cieszysz się, że przyszła?
- Nie – przykryła się kołdrą i odwróciła. Po paru minutach zasnęła. Wykorzystałem ten czas na dokończenie szkicu. Nie wiedziałem, czy pomoc Rose w sprawie koloru kurtki jest nadal aktualna bo ciągle miała zmienne nastroje. Po godzinie miałem skończony szkic. Byłem zadowolony z efektu końcowego. Rose się obudziła z kolejnym atakiem. Podszedłem do niej i usiadłem na łóżku. Boże, tak strasznie cierpiała. Jej ciało po chwili wyprostowało się jak struna. Zaciskała zęby z bólu. Gdy trochę jej przeszło, objąłem ją. Poczułem jak zaciska dłonie na moich plecach.
- Połóż się przy mnie – bez wahania, zrobiłem to. Zaczęła płakać – Michael ..
- Tak?
- Nie pozwól mnie zamknąć.
- Co ty mówisz?
- Nie daj im mnie zamknąć w szpitalu psychiatrycznym – uważnie na nią popatrzyłem.
- Nigdy bym na to nie pozwolił … dlatego nie chciałaś, żeby lekarz Cię obejrzał? - pokiwała głową. Skąd mogło jej to przyjść do głowy.
- Nie chcę tam znowu trafić – przytuliła się do mnie. Nie wiedziałem co o tym myśleć.
- Nie bój się …. Rose?
- Tak?
- Czy twoja propozycja dotycząca pomocy w wyborze koloru kurtki jest nadal aktualna?
- Tak .. czemu pytasz?
- Bo właśnie skończyłem szkic i chciałem się upewnić.
- Ja zawsze dotrzymuje słowa – leżeliśmy tak, aż w końcu znowu zasnęła. O godzinie 19, usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć.
- Dobry wieczór. Jestem jak się umawialiśmy – był to lekarz.
- Dziękuje, że Pan się zgodził.
- Nie ma sprawy. Więc co jest takiego pilnego? - wpuściłem Go do środka.
- Chodzi o Rose – spojrzał na leżąca Rose, a potem na mnie – Niedawno była w klubie i ktoś podał jej narkotyk.
- Dawno temu?
- Niecałe cztery dni temu.
- Czy to był pierwszy raz?
- Tak, ale ma wszystkie objawy uzależnienia: gorączkę, dreszcze, drżenie rąk i ataki bólu.
- Zbadam Panią – wyciągnął z kieszeni małą latarkę i zaświecił Rose w oczy i coś sprawdzał – Wiadomo co zostało podane?
- Nie, ale Rose mówiła, że to była jakaś ciemna substancja.
- No tak brudna heroina – moje najgorsze myśli okazały się prawdą – Czysta heroina jest biała i droga.
- Co teraz? - zapytałem.
- Najlepszym sposobem jest odesłanie Pani na odwyk.
- Wykluczone – od razu powiedziałem.
- Panna Rose miała kontakt z narkotykami tylko raz, więc by wyszła po paru dniach.
- Nigdzie nie pójdę – powiedziała.
- Panie doktorze może jest inny sposób.
- Można spróbować samemu, ale to będzie trwało dłużej i nie gwarantuje, że nie będzie Pani cierpieć.
- Proszę mówić.
- Pojadę po kroplówki i tabletki. Postaram się szybko wrócić.
- Dobrze – wyszedł – Widzisz .. - usiadłem przy Rose – Nie pozwoliłem Cię zabrać, ale na pewno wolisz być tutaj i cierpieć?
- Wole cierpieć niż tam być – po pół godzinie wrócił lekarz.
- Trochę to trwało, ale mam wszystko co potrzeba.
- Więc jak to będzie wyglądało?
- Dzisiaj podam tylko leki, żeby ataki nie były takie silne, ale proszę się nie spodziewać cudów po pierwszej dawce. Jutro z samego rana przyjdę i podłączę Pannę Rose do kroplówki i jutro wyjaśnię resztę. Proszę to połknąć – podał Rose jakieś tabletki, a ja podałem wodę – Kroplówki i leki zostawiam, żeby z tym nie jeździć. Gdyby w nocy była potrzeba to może Pan podać dodatkową tabletkę nie więcej niż jedną.
- Dobrze .. rozumiem.
- To wszystko.
- Doktorze, czy to może zostać między nami?
- Obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Proszę być spokojnym. Muszę już iść.
- Jeszcze raz bardzo Panu dziękuje i dobranoc.
- Do jutra i proszę się nie martwić – wyszedł.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytałem.
- Nie … czy to normalne, że ciągle bym spała?
- Tak .. to kolejny objaw. Mam nadzieję, że tabletki pomogą.
- Oby były silne. Idziesz już spać?
- Za chwilę, ale ty już śpij.
- Dobrze – wyszedłem na balkon, odetchnąć świeżym powietrzem. Zastanawiałem się o co chodzi z tym szpitalem psychiatrycznym. Czyżby już tam była? Ale dlaczego? Miałem tyle pytań. Mój telefon dzwonił. Wszedłem do pokoju i Go odebrałem.
- To ja Sally.
- Sally? Jesteś zdenerwowana? - mówiła nerwowo.
- Tak. Był tutaj ojciec Rose. Zdenerwował się, gdy zobaczył, że jej nie ma.
- Co mu powiedziałaś? - Rose się na mnie spojrzała.
- Nie będziesz zły?
- Mów.
- Musiałam wymyślić, że chcieliście pobyć trochę sami, żeby sobie wszystko wyjaśnić. Nic innego nie przyszło mi do głowy.
- Ok, ale nie powiedziałaś nic więcej?
- Nie.
- To dobrze. Dzięki za uprzedzenie – rozłączyłem się.
- Kto to był? - zapytała.
- Sally .. był u niej twój ojciec.
- O nie.
- Spokojnie. Powiedziała, że chcemy sobie wszystko wyjaśnić i takie tam.
- Uwierzył?
- Chyba tak. Czemu nie śpisz?
- Obudził mnie telefon – w tym momencie zadzwonił stacjonarny.
- Co jest? - podniosłem słuchawkę – Halo? - zapytałem już lekko zdenerwowany.
- Panie Jackson, Pan Richard Baker chcę wejść. Mam wpuścić?
- Co?! A yyy … tak. Niech wejdzie – szybko się rozłączyłem – Twój ojciec tutaj jest.
- Co? I co teraz? Nie mogę pokazać mu się w takim stanie. Od razu się domyśli, że coś jest nie tak.
- Dasz radę się ubrać?
- Chyba tak – podałem jej jakieś ciuchy. Schowałem do szafy kroplówki i tabletki – Podasz mi lusterko? - podałem jej – O Jezu! Wyglądam okropnie. Podaj mi kosmetyczkę i ręcznik – owinęła ręcznikiem głowę – Może zdążę.
- Pójdę Go na trochę zatrzymać – wybiegłem z pokoju i czekałem przy windach – Dobry wieczór.
- Dobry wieczór. Czekasz na mnie?
- Tak. Chciałem z Panem porozmawiać.
- Słucham.
- Może chodźmy dalej – wyszliśmy na klatkę schodową – Wie Pan dlaczego tutaj jesteśmy?
- Sally mi powiedziała.
- To był nasz wspólny pomysł. Do niczego Rose nie zmuszałem.
- Domyślam się. Gdyby nie chciała to, by się nie zgodziła. Znam swoją córkę – zaśmiał się.
- Chcę, żeby Pan wiedział, że nie mam złych intencji w stosunku do Rose.
- Przecież wiem. Po co mi to mówisz?
- Bo może Pan słyszał na mój temat jakieś inne rzeczy – oczywiście miałem na myśli Josepha.
- Nie, nie słyszałem. Długo zamierzacie tutaj być?
- Tydzień może trochę dłużej.
- Yhy to chodźmy już – miałem nadzieję, że zdążyła się ubrać. Chciałem jak najdłużej przedłużyć drogę do pokoju – Dlaczego idziemy tak wolno?
- Lekarz zabronił mi się forsować.
- A no tak. Dobrze, że operacja się udała. Narobiłeś nam niezłego strachu, ale już w porządku?
- Tak, ale muszę na siebie uważać i wziąłem miesiąc wolnego – stanęliśmy przed drzwiami pokoju.
- Nie wejdziemy? - Rose mam nadzieję, że jesteś gotowa. Wszedłem pierwszy. Stała przy łóżku i trzymała się poręczy – Cześć – objął ją.
- Cześć tato.
- Dawno Cię nie widziałem. Wiesz dużo pracy.
- Jak zawsze, ale nie mam pretensji.
- Niezły apartament – zaczął się rozglądać. Widziałem, że Rose źle się czuje. Miałem nadzieję, że nie dostanie teraz ataku. Podszedłem do niej.
- Wytrzymaj – szepnąłem, żeby nie usłyszał – Usiądźmy – przytrzymałem dyskretnie Rose, żeby nie upadła i usiedliśmy.
- Więc … jak tam wasze relację?
- Coraz lepiej – odpowiedziała.
- Naprawdę?
- Tak .. powoli się dogadujemy – powiedziałem.
- Cieszę się z tego powodu.
- Ale niczego sobie nie obiecuj – powiedziała.
- Ja? Skądże .. nie powinienem wybierać Ci chłopaków. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
- Masz rację nie powinieneś, ale już dawno Ci wybaczyłam i muszę Ci podziękować, że poznałeś mnie z Michaelem – zaskoczyła mnie tym.
- Chciałem dla Ciebie jak najlepiej, ale nie pomyślałem co ty czujesz. Dziękuje, że mi wybaczyłaś.
- Gdybym miała młodszą siostrę to by tak nie było.
- Masz rację i powiem Ci, że ja chciałem jeszcze jedno dziecko, ale mama mówiła, że mamy jeszcze czas, a teraz już nie ma o czym mówić – czułem się nieswojo, słuchając ich prywatnych spraw.
- Przepraszam, ale może chcecie zostać sami?
- Nie wygłupiaj się – odpowiedział – Nie mogę się doczekać, aż zostanę dziadkiem – kontynuował.
- To jeszcze poczekasz.
- A ty Michael?
- Yyy ja?
- No chcesz mieć dzieci?
- Oczywiście, tylko głupiec nie chcę być ojcem.
- Miło mi to słyszeć. Słyszałaś Rose?
- Tato! Znowu to robisz.
- Niby co? - ja też wiedziałem o co mu chodzi. Zaśmiałem się.
- A co u mamy? - zmieniła temat.
- Martwi się o Ciebie.
- Powiedź jej, że niepotrzebnie. Nic mi nie jest.
- Sama będziesz mogła jej to powiedzieć.
- Jak to?
- Jutro Cię odwiedzi.
- O której?
- Nie wiem. To ja się już będę zbierał. Trzymajcie się dzieciaki i bądźcie grzeczni – pocałował Rose w policzek, a mnie podał dłoń i wyszedł.
- Mało brakowało – odetchnąłem.
- Tak .. muszę zmyć makijaż.
- Sama nie dasz rady – wstałem razem z nią i poszliśmy do łazienki. Wzięła waciki i zaczęła zmywać z twarzy makijaż. Stałem za nią i trzymałem ją w pasie, żeby nie upadła. Patrzeliśmy oboje w lustro, które wisiało nad umywalką. Przez cały czas patrzyłem się na nią, ale była zajęta i dopiero po chwili to dostrzegła.
- Możesz przestać?
- Ale co?
- Nie patrz tak.
- Czyli jak?
- Tak jak teraz.
- Normalnie patrzę – nadal udawałem, że nie rozumiem.
- To się odwróć.
- Dlaczego?
- Chcesz mnie wkurzyć? Bo mało brakuje – lubiłem się z nią drażnić
- Nie wiem o co Ci chodzi, ale jeżeli tak bardzo chcesz to mogę patrzeć normalnie.
- Było, by dobrze – zrobiłem zeza – Przestań!
- Tak też źle? To już nie wiem jak mam patrzeć – po chwili jednak zaśmiała się
- Najlepiej w ogóle.
- To jest niemożliwe.
- Dlaczego?
- Bo na Ciebie nie da się nie patrzeć. Poza tym muszę Cię trzymać.
- Ale mnie to krępuje. Jeżeli MUSISZ mnie trzymać to zamknij oczy – zamknąłem. Wytrzymałem tak chwilę i otworzyłem jedno oko – Widziałam. Daj mi jeszcze chwilę – ponownie zamknąłem i czekałem – Gotowe – otworzyłem – Widzisz jakąś zmianę?
- Hmm – przyjrzałem się jej twarzy – Nie masz kolczyka w nosie.
- Właśnie … postanowiłam, że nie jet mi potrzebny.
- Też tak uważam, a w ogóle to po co go robiłaś?
- A jak myślisz?
- No tak … na złość ojcu i wzorowałaś się na … Eryku – nienawidziłem tego imienia – Mogłaś mnie nie powstrzymywać.
- I co by to dało? Cofnęło by czas?
- Musi za to zapłacić. Nie miał prawa Ci tego zrobić.
- Nie wracajmy już do tego.
- Nie wiem co zrobię, gdy Go zobaczę … naprawdę. Czuje taki gniew jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Nie pozwól się wyprowadzić z równowagi.
- Za późno.
- Obiecaj mi, że nic mu nie zrobisz.
- Zrobię dla Ciebie wszystko, ale nie to. Przykro mi. Zapłaci za to wcześniej, czy później, ale nie bój się. Nie będę Go szukał.
- Chociaż tyle.
- Ale dlaczego Go tak bronisz? Nie rozumiem tego.
- Nie bronię, ale nie chcę, żebyś miał przez to kłopoty.
- Kochasz Go?
- Co?
- Odpowiedź.
- Znowu zaczynasz?
- To proste pytanie.
- I osobiste. Po co chcesz wiedzieć?
- Bo zastanawiam się, czy można kochać kogoś takiego – odwróciła się do mnie.
- Nie … nie można.
- Tak myślałem – już o nic nie pytałem. Domyślałem się tego.
- Znowu – powiedziała i dostała ataku. Ten był lekki. Chyba leki działały. Oparła głowę o mój tors.
- Zaraz minie – głaskałem ją po plechach. Nie czekałem, aż jej przejdzie. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka.
- Przeze mnie dostaniesz przepukliny.
- Nie żartuj.
- Dasz mi tabletkę?
- Niedawno dostałaś.
- Proszęęę.
- Nie ma mowy. Dam Ci później.
- To znaczy kiedy?
- Później. Pójdę się przebrać i idziemy spać – poszedłem do łazienki przebrać się w piżamę.
- Naprawdę zrobisz dla mnie wszystko? - usłyszałem wychodząc z łazienki.
- Tak – widziałem jej cwany uśmiech – Ej, co ty kombinujesz?
- Ja? Tak tylko zapytałam.
- Dobra dobra – położyłem się do łóżka – To co śpimy?
- Za chwilę – tak naprawdę to nie chciało mi się spać, a Rose chciała chyba porozmawiać.
- Więc, słucham.
- Nie zapytałeś mnie o ten szpital psychiatryczny.
- Jeżeli będziesz chciała to sama mi powiesz.
- Chcę Ci jeszcze o czymś powiedzieć …. nie jestem już z Erykem.
- Ja myślę .. po tym co zrobił ..
- Nie … nie rozumiesz ….. już od dawna z nim nie jestem – spojrzałem się na nią zdziwiony.
- Jak długo?
- Dzień przed tym jak do Ciebie przyjechałam do domu.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?
- Nie chciałam bo byś próbował mnie zdobyć.
- A, kto powiedział, że teraz nie będę? - poruszyłem brwiami.
- Daj spokój.
- Cieszę się, że to zrobiłaś, ale to i tak Go nie powstrzymało. Właśnie tego się baliśmy. Mam na myśli twoją mamę i mnie.
- Stop! Nie wracamy już do tego … nigdy.
- Postaram się.

- To teraz możemy już spać – powiedzieliśmy sobie dobranoc i Rose zamknęła oczy. Chciałem jej powiedzieć o ty co zamierza zrobić Joseph, ale nie chciałem jej dodatkowo martwić. Jakoś sam to załatwię. Gdybym wiedział wcześniej, że nie jest już z nim i mam wolną rękę to bym o nią walczył i wszystko by wyglądało teraz inaczej. Tej nocy, Rose miała kilka ataków, ale słabszych niż wcześniej. Dałem jej tabletkę tak jak obiecałem.

wtorek, 25 czerwca 2013

To już 4 lata :(

Dokładnie 4 lata temu dowiedziałam się, że Michael Jackson nie żyje. Pierwsze uczucie? Żadne, ale drugie ... poczułam się dziwnie .. jakbym straciła bardzo bliską mi osobę. Nie mogłam zrozumieć tego uczucia. Przez cały dzień oglądałam wiadomości, żeby się dowiedzieć co się stało. Pokazywali urywki Thrillera i pamiętam, że bardzo mi się spodobało. Poleciałam do komputera i zaczęłam wyszukiwać jego piosenek. Jednak Thriller nie był pierwszą piosenką i klipem jakim zobaczyłam. Moja mama w latach 90 nagrywała na VHS teledyski. Chyba gdy miałam 7 lat, oglądałam je. Wśród nich był TDCAU. Mama mi powiedziała, że Michael kiedyś był czarny, ale nie wiedziała nic więcej. Ja myślałam, że zdarł skórę i nałożył białą (operacyjnie). Więc to był pierwszy klip jaki zobaczyłam, ale byłam mała. Podczas ceremonii pożegnalnej, gdy Paris się rozpłakała, najpierw popłakała się mama, potem babcia, ja chciałam być twarda bo nie lubię pokazywać swoich uczuć, ale nie wytrzymałam i też się poryczałam.
Teraz czuje się dokładnie tak samo jak 4 lata temu. Nawet pogoda jest podobna, ponura. Zastanawiam się co Michael mógłby jeszcze nam pokazać i w takich momentach chcę mi się płakać. Dzisiaj jeszcze nie oglądałam TV, ale zapewne nic już nie mówią, ale to nic. Ważne, że my pamiętamy i będziemy pamiętać. Było dużo ''fanów'' w 2009, ale większości już nie ma bo Michael przestał być na fali w mediach, ale ze mną tak nie było. Nadal jestem i będę. Powiem wam jeszcze coś. Zanim Michael odszedł, miałam sen. Bardzo dziwny. Śniło mi się, że rozmawiam z nim w mojej kuchni. Miał na sobie czerwoną koszulę i czarne spodnie. Siedział naprzeciwko i był bardzo smutny. Coś mówił, ale nic nie mogłam usłyszeć. I nadal nie mogę zrozumieć. Przecież jeszcze wtedy nim się nie interesowałam i jeszcze żył. Czasami mam wyrzuty sumienia bo może to był znak? Znak, że wydarzy się coś złego? Wiem, że nic nie mogłam zrobić, ale i tak jestem na siebie za to zła. Mam nadzieję, że za bardzo was nie przygnębiłam, ale musiałam to z siebie wyrzucić.
I miss you Michael.
I never forget you.


sobota, 22 czerwca 2013

Bad Girl 15 Part 2

Tak jak obiecałam :) Bym chciała dodawać co sobota, ale nie wiem, czy mi się to uda. U was też jest tak gorąco? Masakra, u mnie w środę było 40 stopni, myślałam, że się rozpuszczę. Koniec wywodów. Zapraszam do czytania no i jak zawsze komentowania ;)

***********************************

- Co On tutaj robi?!! - wrzasnąłem. Rose stanęła przede mną. Bała się, że nerwy mi za bardzo puszczą. I miała rację.
- Przyszedłem do Rose. Jakiś problem?
- Żebyś wiedział! Wynoś się!
- Sam się wynoś. Przerwałeś nam rozmowę.
- Po co Go wpuściłaś?!
- Uspokój się. Coś mi obiecałeś, pamiętasz?
- Każ mu wyjść bo pierwszy raz w życiu nie dotrzymam słowa.
- Daj nam chwilę. Poczekaj w kuchni – próbowałam jakoś załagodzić sytuację.
- Tylko ją tknij ..
- Michael! Idź do kuchni – zaczekałam, aż wszedł do kuchni i ponownie usiadłam naprzeciwko Erika. Miałam dobry widok na drzwi od kuchni. Wolałam mieć oko na kuchnie, gdyby Michaelowi coś odbiło – Mów czego chcesz.
- Chcę porozmawiać o wczoraj.
- O tym jak podałeś mi narkotyk?! Jak mogłeś? Zawsze Cię broniłam przed rodzicami i Sally, gdy mówili, że jestem ćpunem. Dlaczego ich nie posłuchałam. Ale nie przypuszczałam, że zrobisz mi coś takiego.
- Przecież chciałaś.
- Chciałam, ale potem zmieniłam zdanie, ale ty mnie nie posłuchałeś. Dlaczego to zrobiłeś? - nie odpowiedział – Odpowiesz?! Chciałeś mieć mnie na wyłączność? Jesteś nienormalny. Nie chcę Ci już widzieć. Wyjdź
- Jestem Ci potrzebny.
- Chyba żartujesz. Niby do czego? - nagle wziął moje dłonie w swoje.
- Drżą – faktycznie, ale wcześniej nie zwróciłam na to uwagi – Będzie coraz gorzej.
- O czym ty mówisz? - wyrwałam dłonie.
- Jesteś uzależniona. Potrzebujesz działki – wyciągnął z kieszeni strzykawkę.
- Nie! Nie potrzebuje.
- Daj sobie pomóc – podszedł do mnie.
- Odejdź ode mnie!
- Ciszej.
- Ni .. - zasłonił mi ręką usta. Nie mogłam mu się wyrwać. Zobaczyłam biegnącego Michaela. Rzucił Erikem o ścianę, gdy jeszcze leżał, kapnął Go w brzuch.
- Ty śmieciu! Zabiję Cię!
- Nie! - spojrzał się na mnie i podszedł.
- Nic Ci nie zrobił? - pokręciłam głową – Zabije Cię! - chciał do niego podejść, ale Go powstrzymałam.
- Proszę Cię.
- Już dobrze – objął mnie. Czułam jak jego serce strasznie szybko bije. Był strasznie zdenerwowany. Erik się podniósł, trzymając za brzuch.
- Myślisz, że ją znasz? Gówno o niej wiesz! - odezwał się Erik – To ja o niej wiem wszystko.
- Doprawdy? - wypuścił mnie z objęć i odwrócił się w jego stronę – Myślisz, że wiesz o niej wszystko? - wiedziałam do czego zmierza.
- Przestań!
- Zaraz Ci udowodnię, że tak nie jest.
- Co ty robisz? - odwróciłam Go w moją stronę – Idź już – powiedziałam do Erika. Skierował się do drzwi, ale jeszcze się odwrócił.
- Gdybyś potrzebowała działki to wiesz gdzie mnie szukać – to podziałało na Michaela jak płachta na byka.
- Coś ty powiedział? - zaczął iść w jego stronę. Szybko Go wyprzedziłam – Zaraz pożałujesz – ledwo Go powstrzymałam.
- Spieprzaj do cholery! - wydarłam się bo już dłużej bym Go nie utrzymała. Zaśmiał się i wyszedł – W końcu – spojrzałam na Michaela. Ciągle patrzył się na drzwi i w oczach miał tyle gniewu, że jeszcze nigdy nie widziałam – Michael? - nie zwrócił na mnie uwagi. Dziwnie się czułam. Usiadłam na kanapie. Miałam dreszcze i było mi zimno. Nie wiedziałam co się dzieje. Schowałam twarz w dłoniach i czekałam, aż przejdzie.
- Rose? - ukucnął przede mną – Co się dzieje?
- Nic .. naprawdę.
- Kiepsko kłamiesz – dotknął mojego ramienia – Cała się trzęsiesz. Zimno Ci? - pokiwałam głową – Gdzie Sally ma koce?
- W tamtej szufladzie – wyciągnął jeden i mnie nim okrył. Usiadł obok mnie.
- Gdzie jest Sally?
- Wyszła do sklepu na rogu.
- Miała Cię pilnować – wyczułam w jego głosie, że miał żal do Sally.
- Nie potrzebuje opieki non stop.
- Teraz potrzebujesz … lepiej Ci?
- Tak – to nie była prawda. Czułam się jeszcze gorzej.
- I znowu kłamiesz. Mnie nie oszukasz … mówił co Ci podał?
- Nie, ale przecież … to był tylko jeden raz … nie mogłam się uzależnić … to trwa dłużej – opuścił głowę.
- Jeżeli podał Ci heroinę to … jest możliwe, ale nie bój się. Pomogę Ci z tego wyjść.
- O Boże. Po co ja tam poszłam. Jestem głupia
- Nie jesteś. Już Ci powiedziałem, że Ci pomogę, ale odpowiedź mi na jedno pytanie … ufasz mi? - patrzyłam się przez chwilę na niego.
- Tak – naprawdę mu ufałam.
- To powiem Ci co to teraz zrobimy. Spakujesz się i zabieram Cię do hotelu.
- Po co?
- Chcesz, żebym Ci pomógł?
- Tak.
- To nie zadawaj pytań. Pomogę Ci się spakować – wziął mnie za rękę i zaprowadził do mojego pokoju. Ja nie byłam w stanie się spakować, więc zrobił to za mnie Michael.
- Co tutaj się dzieje? - w drzwiach stała Sally.
- To ja bym chciał wiedzieć.
- Nie rozumiem.
- Miałaś ją pilnować.
- Wyszłam tylko na chwilę.
- Ładna mi chwila. Zabieram Rose do hotelu.
- Możesz mi chociaż powiedzieć, dlaczego?
- Przez tą chwilę mogło się dużo złego wydarzyć i nie mam zamiaru na to pozwolić – podszedł do mnie – Chodź – wyciągnął w moją stronę rękę. Złapałam się jej i wstałam. Sally zagrodziła nam drogę.
- Mam prawo wiedzieć co się tak naprawdę stało.
- Proszę bardzo. Okłamałem Cię. Rose nie była pijana, tylko naćpana. W klubie spotkała Erika i podał jej to świństwo. Przed chwilą też tutaj był i próbował znowu jej to dać. Na szczęście wróciłem bo Rose zostawiła w samochodzie twój telefon.
- Co ty mówisz? Rose .. to prawda?
- Tak – pokazałam jej swoją rękę – Widzisz? Ale nie jestem narkomanką … nie chciałam tego.
- Gdybym była to by tutaj nigdy nie wszedł.
- Właśnie, gdybyś była – powiedział Michael – Idziemy – przepuściła nas. Odwrócił się jeszcze – Gdybyś chciała odwiedzić Rose to tu masz napisane, w którym hotelu i numer pokoju – dał jej kartkę i wyszliśmy. Jechaliśmy samochodem.
- Nie powinnam Go wpuszczać, nie powinnam wczoraj uciekać, wiele rzeczy nie powinnam, których teraz żałuje.
- Człowiek uczy się na błędach.
- Już mnie wkurzasz tą gadką. Weź w końcu na mnie nawrzeszcz, że zachowuje się jak głupia nastolatka, której wszyscy próbują pomóc, a ona i tak robi jakieś głupoty – spojrzał się na mnie, zaskoczony.
- Gdy wczoraj Cię szukałem, a potem znalazłem to byłem strasznie zły. Dzisiaj trochę mi przeszło, ale nie do końca.
- Pocieszające.
- Ale po co mam się na Ciebie wydzierać? Jesteś dorosła i to niczego nie zmieni. Wszyscy popełniamy błędy, których potem żałujemy, ale też uczymy się na nich. Przeżyłaś coś strasznego, dlatego rozumiem twoje zachowanie, czasami mnie wkurza, ale wiem, że wszystko wróci do normy. I pamiętaj, gdybyś znowu coś planowała to przemyśl, czy warto … masz mnie, Sally i rodziców. Nie poddam się dopóki wszystko się nie poukłada. Masz moje słowo.
- Brak mi słów.
- Ja myślę. Zawsze możesz ze mną porozmawiać .. na wszystkie tematy – zapatrzyłam się na niego. Na całe szczęście nie widział tego bo patrzył na drogę. Mogłabym się w nim zakochać. Był cudowny, wyrozumiały i bardzo troskliwy. Do tego bardzo męski. Rzucił się na Eryka jak lew. Myślałam, że Go zabije. Chwila .. co ja robię? Przecież nie jestem na to gotowa. Nie mogę się zakochać, nie teraz. Znowu źle się poczułam. Tym razem złapało mnie mocniej niż poprzednio. Próbowałam nad tym zapanować, ale wyrwało mi się jęknięcie. Michael natychmiast się na mnie spojrzał – Zaraz będziemy na miejscu – oznajmił. Gdy byliśmy na miejscu, wysiadł i otworzył mi drzwi, ale nie wyszłam.
- Daj mi chwilę. Zaraz przejdzie – stał przede mną. Miałam nadzieję, że przejdzie jak poprzednio, ale tak się nie stało. Jeszcze bardziej się nasiliło. Skuliłam się.
- Zaniosę Cię – nie czekał na moją odpowiedź i wziął mnie na ręce – Może Pan przynieść bagaże z samochodu? - podał komuś kluczyki. Miałam zamknięte oczy i byłam w niego wtulona, więc nie wiem co się działo, ale poczułam, że jedziemy windą – Jesteśmy – położył mnie na łóżku. Odebrał moje bagaże od lokaja i położył przy szafie – Chcesz się przebrać?
- Nie – byłam w dresach.
- Dobrze to ja poukładam twoje rzeczy do szafy – gdy już to zrobił, poszedł do łazienki, żeby i tam wszystko poukładać. Czułam się okropnie i chciałam, żeby już przestało. Michael zamknął za sobą drzwi łazienki. Wykorzystałam szansę i po prostu uciekłam. Stałam przed windą, czekając na nią. Z daleka zobaczyłam, że Michael wyszedł z pokoju. Zauważył mnie – Rose! - zaczął biegnąc w moją stronę. Szybko ruszyłam w stronę klatki schodowej i co chwila się oglądałam za siebie, ale Go nie było. Byłam już na parterze. Otworzyłam drzwi i wpadłam w czyjeś ramiona.
- Puść mnie! - zaczęłam się szarpać i wyrywać. Po zapachu poznałam, że to był Michael. Poczułam, że tracę grunt pod nogami. Uniósł mnie i wprowadził do windy.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał i mnie postawił.
- Już dłużej nie wytrzymam. Eryk miał rację jest coraz gorzej.
- Chciałaś iść do niego?!
- Ty nie wiesz jaki to ból. Muszę wziąć bo inaczej nie wytrzymam.
- Jeżeli myślisz, że pozwolę Ci na to, to jesteś w wielkim błędzie – siłą wprowadził mnie do pokoju i zamknął drzwi na klucz. Usiadłam na łóżku i płakałam.
- To strasznie boli – ukucnął przed mną i wziął moje dłonie w swoje.
- Jeżeli teraz byś wzięła to, by było jeszcze gorzej. Byś popadła w jeszcze większy nałóg. Nie robię tego, żeby patrzeć jak cierpisz, ale po to, żeby Ci pomóc. Nie mogę patrzeć jak cierpisz i najchętniej bym to wziął na siebie.
- Nie wiem, czy wytrzymam.
- Wytrzymasz, a teraz połóż się. Przygotuje Ci kąpiel – poczekał, aż się położę i poszedł do łazienki. Naprawdę nie chciałam iść do Eryka, ale nie widziałam innego wyjścia. Było mi strasznie głupio, Michael za wszelką cenę chcę mi pomóc, a ja stale odstawiam mu takie numery. Nie robię tego specjalnie. Po paru minutach wrócił do pokoju – Gotowe. Pomóc Ci?
- Chcesz mi umyć plecy? - przypomniało mi się jak ostatnio oferował mi swoją pomoc w umyciu pleców.
- Nie miałem na myśli nic niewłaściwego i teraz też nie mam.
- Już się nie tłumacz. Możesz mi pomóc dojść do łazienki – w końcu mi przeszło, ale na jak długo. Bałam się, że może mnie złapać w wannie.
- Ok – pomógł mi wstać i weszliśmy do łazienki – To ja … yyy .. będę czekał za drzwiami w razie czego – zawstydził się i wyszedł. Rozebrałam się i weszłam do wanny. Zrobił mnóstwo piany. Co dwie minuty pukał i pytał się, czy wszystko w porządku.
- Michael?
- Tak?
- Wejdź.
- Jesteś ubrana?
- Tak – tak naprawdę to siedziałam jeszcze w wannie.
- Szy … mówiłaś, że jesteś ubrana – odwrócił się w stronę drzwi.
- Jeżeli masz mnie pytać co dwie minuty to wolę, żebyś siedział tutaj i spójrz w końcu w moją stronę. Jest tyle piany, że widać mi tylko głowę – niepewnie się odwrócił.
- I .. i co teraz?
- Usiądź gdzieś albo …. umyj mi plecy .. jeżeli oferta jest nadal aktualna.
- Nabijasz się ze mnie.
- Nie .. mówię poważnie – wyciągnęłam dłoń z gąbką w jego stronę. Przez chwilę się zastanawiał, ale wziął ode mnie gąbkę. Odchyliłam się do przodu i oplotłam swoje nogi. Zaczął myć mi plecy. Był delikatny jak bym była jakąś porcelanową lalką, która od mocniejszego przycisku, rozpadnie się – Zachowujesz się jakbyś nigdy nie widział nagiej kobiety – spojrzałam się dyskretnie na niego. Zaczerwienił się.
- Widziałem i nie o to chodzi.
- A o co?
- Proszę .. skończyłem – oddał mi gąbkę i poszedł umyć ręce, które miał całe w pianie. Nie odpowiedział na moje pytanie, a ja nie miałam zamiaru Go dłużej męczyć – Mam zostać?
- Już wychodzę. Możesz przynieść mi czyste rzeczy?
- Jasne – wyszedł. Dosyć szybko wrócił – Proszę.
- Dzięki. Połóż obok.
- To ja już wyjdę – gdy zostałam już sama, powoli wyszłam z wanny, wytarłam się i ubrałam piżamę. Gdy wyszłam, Michael siedział na kanapie i coś pisał. Zobaczył mnie i się uśmiechnął. Położyłam się – Lepiej? - zapytał.
- Na razie tak … co robisz?
- Takie tam … niedługo kręcę klip do Beat It i tym razem chcę sam stworzyć kurtkę.
- Rysujesz?
- Można tak to nazwać.
- Pokażesz?
- Jeszcze nie skończyłem.
- No proszę – chwilę się zastanawiał.
- No dobrze – usiadł na łóżku i podał mi kartkę – I co?
- Podoba mi się.
- Naprawdę?
- Tak … jest świetna.
- Dzięki – zarumienił się.
- W jakim będzie kolorze?
- Jeszcze nie wiem, ale myślałem nad czarnym, a ty jak uważasz?
- Hmm … czarny raczej nie, ale zrobisz jak chcesz.
- To jaki? Nie mam kogo się doradzić bo wszyscy mi przytakują, że mam rację i takie tam. Jak, by się bali, że ich zwolnię, a ja czasami potrzebuje świeżego spojrzenia.
- Kiedy nagrywasz?
- Bym chciał zacząć w marcu, ale nie wiem, czy się wyrobię.
- To mamy jeszcze trochę czasu, a długo zajmie Ci dokończenie szkicu?
- Już prawie skończyłem, a co?
- To, gdy skończysz to byś zrobił dla mnie parę kopii i bym próbowała z kolorami.
- Naprawdę chcesz mi pomóc?
- To jest nic w porównaniu co ty dla mnie robisz. Jeszcze nikt dla mnie tyle nie zrobił.
- To nic takiego – znowu się zarumienił. Zdarzało mu się to coraz częściej.
- No to umowa stoi – oddałam mu kartkę. Zabrał ją ode mnie i położył na stolik.
- Pójdę wziąć prysznic … na pewno mogę Cię zostawić?
- Najwyżej znajdziesz mnie pod łóżkiem – chyba się przestraszył – Żartowałam .. idź – pokręcił tylko głową i wyszedł. Zamknął się w łazience, a mnie jak na złość znowu złapało. Nic tego nie zapowiadało. Nie chciałam jednak przerywać Michaelowi i próbowałam to w sobie zdusić. Na początku mi się to udało, ale po pewnym czasie poczułam mocniejszy ból. Nie mogłam już dłużej i zaczęłam płakać. Nawet nie wiedziałam, że tak głośno płaczę. Moje ciało pod wpływem bólu, wygięło się do tyłu.
- Rose! - usłyszałam jak przez mgłę. Złapał mnie za rękę. Z bólu za mocno ścisnęłam jego rękę, ale nic nie powiedział. To było straszne. Nie wiem ile to trwało, ale wiedziałam, że jeszcze chwila, a bym nie wytrzymała – Już dobrze – wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać – Ciii – głaskał mnie po włosach.
- Nie wiem ile jeszcze wytrzymam – nie odpowiedział. Trwaliśmy tak parę minut. Nagle odsunął mnie od siebie i dotknął mojego czoła – Masz gorączkę. Zrobię Ci zimny okład – to prawda. Szybko wrócił z mokrym ręcznikiem i położył mi na czole, ale najpierw kazał mi się położyć.
- Możesz już iść – zapomniałam wspomnieć, że przeze mnie się jeszcze nie umył.
- A jak znowu dostaniesz atak?
- Tak szybko nie wróci – nie byłam tego taka pewna – Idź – z niepewnością, ale spełnił moją prośbę. Nie minęło dziesięć minut, a wrócił.
- Jak się czujesz?
- Tak sobie … chyba za ostro potraktowałeś Sally.
- Może, ale miała się tobą zająć, a co by było, gdybym nie wrócił? Nie pozwolę Cię znowu skrzywdzić … nie tym razem.
- Jestem na siebie wściekła, że nie widziałam tego co inni. Próbowaliście otworzyć mi oczy i mówiliście, że jest narkomanem.
- Więc, dlaczego nam nie wierzyłaś?
- Bo nie chciałam … nie chciałam, żeby ojciec decydował o moim życiu.
- Po prostu się o Ciebie troszczy … masz świetnego ojca.
- Wiem, ale lubię Go wkurzać.
- Zauważyłem – zaczął się chichrać.
- Ej .. miałam prawo być na niego wkurzona. Ciągle umawiał mnie z jakimiś facetami. Ciekawa jestem jaki ty byś był, gdyby twój Cię … - nie dokończyłam bo zrozumiałam co powiedziałam. Posmutniał – Przepraszam … zagapiłam się.
- Nic się nie stało, ale cieszę się, że znowu widzę uśmiech na twojej twarzy.
- Korzystam puki mogę.
- Więc … nie mamy już depresji?
- Jeszcze trochę mamy, ale staram się o tym nie myśleć.
- I tak ma być – gadaliśmy do wieczora. Miałam parę ataków, ale nie takich mocnych – Już późno. Idziemy spać?
- Tak o ile uda mi się zasnąć.
- Tylko mnie obudzić, gdyby coś się działo.
- I tak się przebudzisz.
- Faktycznie – okrył mnie kołdrą jak małą dziewczynkę – Dobranoc – położył się obok.
- Dobranoc – zamknęłam oczy. Tak jak przypuszczałam, długo minęło zanim zasnęłam. Budziłam się jeszcze kilka razy z powodu ataków. Michael budził się do każdego i mnie uspokajał. Trochę mi to pomagało. Zastanawiałam się ile to może jeszcze trwać. Na dobre zasnęłam dopiero na ranem.

sobota, 15 czerwca 2013

Bad Girl 15 Part 1

Tak jak obiecałam, wstawiam nową. Cieszę się, że wam się podoba i miło mi powitać nowych czytelników. Strasznie się cieszę jak widzę wasze komentarze, motywują mnie do dalszego pisania. Jacksonowa to wcale nie jest głupie, że brakuje Ci Mike'a tak jak kogoś z rodziny. Ja mam tak samo. W dniu, gdy się dowiedziałam, że odszedł, nie interesowałam się w ogóle. Słuchałam Billie Jean w GTA Vice City i bardzo mi się podobało, ale nie wiedziałam, że to jego piosenka. Gdy mama weszła do mojego pokoju i powiedziałam, że Michael Jackson nie żyje to powiedziała ''Aha" ale po chwili coś we mnie trafiło i poczułam się jak bym straciła bliską mi osobę. Więc, to wcale nie jest głupie. Sądzę, że Mike już tak działa na ludzi i nie ważne, czy znasz Go dzień, czy 10 lat. Już nie przynudzam hehe.

P.S. Mam do was prośbę. Jeżeli dodajecie komentarze jako anonimowi to chociaż podpisujcie się pod komentarzami.


***************************************


Nareszcie nadszedł ten dzień. Dzień wolności. Dzisiaj wychodziłem do domu. Chodziłem już normalnie, ale lekarz kazał mi uważać na siebie. Musiałem poczekać jeszcze na wypis i w tym czasie się spakowałem. Janet miała po mnie przyjechać. Ostatnio stale się gdzieś spieszyła. Już spakowany czekałem na lekarza i Janet. Rose przychodziła do mnie codziennie, ale dzisiaj tego nie zrobiła. Nie przyszła bo powiedziałem, że już wychodzę i to ja do niej pojadę. Wydawało mi się, że jest z nią coraz lepiej albo po prostu się kryła, żeby mnie nie martwić. Tamtego wieczora, gdy została u mnie na noc, myślała, że spałem, gdy do mnie mówiła, ale ja wszystko doskonale słyszałem. Cieszyłem się, że zależy jej na mnie, ale to nie był jeszcze odpowiedni moment. Mogłoby być tak pięknie, gdyby nie tamto zdarzenie, ale miałem nadzieję, że wszystko się ułoży.
- No Panie Jackson doczekał się Pan tego dnia.
- W końcu.
- Oto Pana wypis. Widzimy się za tydzień na kontroli i proszę nie wdawać się w bójki.
- Może Pan być spokojny i dziękuje za opiekę.
- To moja praca. Nie zatrzymuje już Pana. Do widzenia.
- Do widzenia – Janet minęła się z lekarzem w drzwiach.
- No to jestem. Chodźmy już stąd.
- Jestem jak najbardziej za – wziąłem swoją walizkę i szliśmy do windy.
- Pomóc Ci?
- Bez przesady. Nie jest ciężkie – wsiedliśmy do samochodu.
- To gdzie Cię zawieść?
- Do domu.
- Myślałam, że do Rose – uśmiechała się pod nosem.
- Najpierw się odświeżę – po chwili zaczęła chichotać – Co Ci tak wesoło?
- Nie ważne.
- No powiedź to może i ja się pośmieje – spojrzała się na mnie.
- Wątpię, ale powinieneś się domyślać – zmarszczyłem czoło.
- Nie mam ochoty na zgadywanki.
- Na kilometr widać, że się w niej zakochałeś po uszy – znowu zaczęła się śmiać.
- Nie prawda – zaprzeczyłem.
- Braciszku powiedź mi jak długo się znamy?
- Yyy z 17 lat?
- Prawie bo urodziny mam dopiero w maju. Więc wiem o tobie wszystko. Nic przede mną nie ukryjesz. Jestem gorsza od dziennikarzy.
- To prawda.
- To nie wciskaj mi kitu – cały czas się uśmiechała, ale ja byłem poważny. Nie widziałem w tym nic śmiesznego. Na dodatek nie umiałem się odkochać. Cały czas o niej myślałem. W końcu przestała się uśmiechać i popatrzyła na mnie – Michael?
- Co?
- To ja bym chciała wiedzieć.
- Tak .. kocham ją! To chciałaś usłyszeć?!
- Przepraszam Pana bardzo, że uraziłam.
- Po prostu … Ona nie wie, że ją kocham i jest mi z tym ciężko.
- Jak dzieci. Powiedź jej.
- Nie mogę.
- Niby czemu?
- Nie mogę Ci powiedzieć. Możemy zakończyć ten temat?
- Jak zawsze uparty – już więcej nie rozmawialiśmy. Dojechaliśmy pod dom. Od wejścia przywitała mnie mama. Nareszcie się uśmiechała. Poszedłem do siebie i skierowałem się do łazienki. Właśnie przygotowywałem czyste ubrania, gdy usłyszałem głos mamy. Za kimś krzyczała i po chwili dowiedziałem się za kim. Do pokoju wszedł Joseph.
- Czego chcesz? - zapytałem. Mama stała w drzwiach i patrzyła.
- Chciałem zobaczyć jak się czujesz.
- Doprawdy wzrusza mnie twoja troska.
- Co w tym dziwnego? Jestem twoim ojcem.
- Hehe a to dobre. Mamo słyszysz co On wygaduje? Nie mów, że po tylu latach odnalazłeś instynkt ojcowski bo i tak nie uwierzę. Po co tu tak naprawdę przyszedłeś?
- Ludzie się zmieniają.
- Ale nie tacy jak ty – zacisnąłem zęby – Masz kolejną dla mnie laskę i interes?
- Przecież już masz.
- No proszę to już wiem skąd ta troska o mnie. Niestety Cię zasmucę. Rose i ja jesteśmy przyjaciółmi.
- Nie wyprzedzaj faktów. To może ja z nią porozmawiam, co?
- Masz się do niej nie zbliżać.
- Nie możesz mi zabronić. A może mam powiedzieć jej ojcu co zamierzałeś na początku zrobić?
- To był tylko i wyłącznie twój plan!
- Ale nie specjalnie protestowałeś. Nie mogę doczekać się jego miny, gdy się dowie, że chciałeś ją wykorzystać dla kasy – wiedziałem, że coś kombinuje bo zaczął mnie szantażować.
- To nieprawda.
- Przemyśl to – wyszedł. Mama jeszcze została. Stałem w tym samym miejscu i się zastanawiałem.
- Nie zwracaj na niego uwagi – podeszła do mnie mama.
- Nie mamo. Już tak dłużej nie wytrzymam – schowałem kilka dodatkowych rzeczy do walizki.
- Co robisz?
- Wyprowadzam się. Przynajmniej na jakiś czas.
- Gdzie?
- Do hotelu.
- Nie musisz tego robić.
- Muszę – przytuliłem ją – Nie martw się o mnie. Pójdę do Janet – powiedziałem Janet, że się wyprowadzam. Prosiła mnie, żebym tego nie robił, ale postanowiłem. Zameldowałem się w hotelu i pojechałem windą do swojego pokoju. Rozpakowałem się i wziąłem prysznic. Nareszcie spokój. Nie chciałem, aby ojciec Rose dowiedział się o tym wszystkim, a przynajmniej nie w taki sposób i od Josepha. Miałem jednak nadzieję, że tylko mnie straszył. Przypomniało mi się, że miałem jechać do Rose. Wsiadłem do samochodu i pojechałem. Otworzyła mi Sally – Jest u siebie?
- Tak, ale …
- Co się stało?
- Może się mylę, ale jest gorzej niż było. Sam zobacz – poszedłem na górę i zapukałem do drzwi, ale nie dostałem odpowiedzi, więc wszedłem.
- Hej .. już jestem – stała przy oknie – Co robisz? - podszedłem do niej.
- Nic – patrzyła w dal – Czasami się zastanawiam jak jest po drugiej stronie … żadnych zmartwień, smutku … łez ..
- Co ty mówisz? - przeraziły mnie jej słowa. Mówiła bez żadnych emocji. Jak, by było jej wszystko jedno.
- Myślisz, że po śmierci pojawia się białe, oślepiające światło, a na końcu czeka na nas anioł przy wrotach nieba?
- Dlaczego o tym mówisz? - nie odpowiedziała. Odeszła od okna i podeszła do szafki. Wyciągnęła z niej kartkę i długopis – Porozmawiajmy.
- Po co? Wszystko jest bez sensu – usiadła na łóżku, zrobiłem to samo.
- Nie prawda. Życie jest piękne.
- Może i jest, ale nie dla mnie.
- Rose .. co się stało, że mówisz o takich rzeczach?
- Bo wszystko przemyślałam … swoje życie i doszłam do wniosku, że nie ma najmniejszego sensu … wydaje się, że wszystko jest poukładane, a pewnego dnia wszystko się psuje .. - w tym momencie uświadomiłem sobie, że Rose ma depresję.
- Ale wszystko może wrócić do normy.
- Nie tym razem … czuje wstręt do swojego ciała.
- Nie mów tak.
- Nie mam ochoty na rozmowę … zostaw mnie samą.
- Nie.
- Dlaczego utrudniasz? Chcę zostać sama.
- Nie chcę, żebyś się obwiniała za to co Ci zrobił .. ty niczemu nie zawiniłaś.
- Wyjdź – wstała, ja za nią.
- Rose ..
- Wynoś się! - wydarła się i wypchnęła mnie za drzwi. Chciałem wejść z powrotem, ale zamknęła drzwi na klucz. Zszedłem do salonu. Na kanapie siedziała załamana Sally.
- Mówiłam.
- Zabrałaś z jej pokoju wszystkie rzeczy, którymi mogłaby zrobić sobie krzywdę?
- Tak już dawno … co dalej?
- Nie mam pojęcia … mam pustkę w głowie, ale wiem jedno .. ma depresję i musimy jej pilnować. Gdybyś z nią rozmawiała to nie próbuj jej wyperswadować myśli samobójczych bo to niczego nie zmieni, a wręcz przeciwnie. Mów o tym otwarcie .. to nie sprawi, że będzie próbowała.
- Skąd o tym wszystkim wiesz?
- Sam kiedyś przez to przechodziłem. Pojadę na chwilę do siebie .. pomyśle co możemy jeszcze zrobić.
- Ok .. zadzwonię, gdyby coś się działo.
- Ok – pojechałem do hotelu. Położyłem się na łóżko i myślałem jak jej mogę pomóc. Depresja jest okropną chorobą, ale miałem nadzieję, że uda nam się w porę ją uratować zanim będzie za późno. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Obudziłem się i spojrzałem na zegarek. Była 23. Sally nie dzwoniła, więc nic się złego nie działo. Spojrzałem przez okno. Było ciemno i ludzi nie było na ulicach. Chciałem przewietrzyć umysł. Nie chciało mi się zakładać przebrania, więc na twarz zarzuciłem szalik. Śnieg już stopniał, ale nadal było zimno. Szedłem ulicami i myślałem. Telefon zaczął dzwonić – Halo?
- Nie ma jej!
- Sally? Mów wolniej - mówiła tak szybko, że ledwo ją zrozumiałem.
- Rose zniknęła.
- Co?
- Wyszłam tylko na chwilę po drewno, a gdy wróciłam jej już nie było. Boże, a jak coś sobie zrobiła? Zostawiła kartkę, żeby jej nie szukać.
- Uspokój się. Znajdę ją.
- Zabrała mój telefon, dzwoniłam, ale nie odbiera.
- Ok. Dam Ci znać – rozłączyłem się. Zadzwoniłem na telefon Sally, który miała Rose, ale nie odbierała. Kazałem jej się uspokoić, a sam cały chodzę z nerwów. Poszedłem do parku, ale nie było jej tam. Nie miałem pojęcia, gdzie mogła pójść. Chodziłem po ulicach z nadzieją, że ją znajdę. Zbliżała się północ. Nagle telefon zadzwonił.
- Halo?
- Michael?
- Rose? Na miłość boską, gdzie ty jesteś?
- Jestem … przed klubem .. boje się ..
- Czekaj tam na mnie. Zaraz będę.
- Przyj .. - połączenie zostało zerwane.
- Rose? Cholera jasna – miała dziwny głos. Jak by otępiały. Samochód został pod hotelem. Więc zacząłem biegnąć do tego klubu. Zapomniałem spytać, ale domyśliłem się, że tam gdzie ostatnio mnie wystawiła. Lekarz zabronił mi wysiłku fizycznego, ale musiałem tam dotrzeć jak najszybciej. Na całe szczęście rana już mnie nie bolała. Dotarłem pod klub. Podczas biegu szalik spadł mi z twarzy i musiałem się ogarnąć zanim tam podszedłem bo było trochę ludzi. Dodajmy, że pijanych, ale zawsze istniało ryzyko, że mnie rozpoznają. Miałem już wchodzić do środka, gdy zobaczyłem jakieś zamieszanie obok krzaków. Stało tam dwóch kolesi, oczywiście pijanych i na coś patrzyli. Podszedłem tam – Rose? - leżała tam, ale była przytomna.
- Jesteś.
- Co ty tu robisz? - była zmarznięta. Zdjąłem swój płaszcz i zarzuciłem na nią.
- Chciałam się przejść.
- Piłaś?
- Nie … zabierzesz mnie stąd? - wziąłem ją na ręce. Zastanawiałem się, gdzie iść. Do hotelu było najbliżej. Rose chyba pierwszy raz oplotła swoje ręce wokół mojej szyi. Zawsze, gdy ją niosłem to się opiera. Coś było nie tak – Masz fajne włosy – usłyszałem nagle i poczułem, że je dotyka. Teraz to już byłem pewien, że coś się tam stało, ale pijana nie była bo nic od niej nie czułem, chciałem się jednak upewnić.
- Na pewno nic nie piłaś?
- Na pewno – to już kompletnie zdurniałem.
- Co do włosów to codziennie mam takie same.
- Naprawdę?
- Tak .. co się z tobą dzieję? - przystanąłem i spojrzałem się na nią.
- A bo ja wiem … czuje się dziwnie .. inaczej – mówiła jak by była na prochach. Byłem pełny podejrzeń, ale musiałem przełożyć to na później bo już zmarzłem. Dosyć szybko doszedłem do hotelu. Recepcjonistka dziwnie mi się przyglądała. No tak w końcu niosłem dziewczynę na rękach, a to niecodzienny widok. Na korytarzu nikogo już nie było. Od kluczyłem drzwi i położyłem Rose na łóżku.
- Muszę zadzwonić do Sally. Zaraz wracam – poszedłem do łazienki. Sally odebrała od razu – Znalazłem ją.
- Nic jej nie jest?
- Wszystko w porządku. Była pod klubem i zabrałem ją do siebie. Nie masz nic przeciwko?
- Wiesz, że nie, ale jest pijana? - chwilę się zastanowiłem i wyjrzałem przez drzwi.
- Tak .. trochę wypiła – nie była, ale musiałem coś wymyślić do puki się nie dowiem co jej jest.
- Dziękuje, że ją znalazłeś. Wiem, że jej pomożesz.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy. Muszę kończyć. Rano ją przywiozę.
- Dobrze, będę czekać – rozłączyłem się. Wróciłem do pokoju.
- Rozbiorę Cię – oczywiście miałem na myśli kurtkę i buty. Podszedłem do niej.
- Szybki jesteś.
- Rose .. nie wygłupiaj się.
- Ok – ściągnąłem jej buty i kurtkę i położyłem na fotelu. Sam też się rozebrałem – Ale tu gorąco – ściągnęła sweter i była w bluzce z krótkim rękawem. Nie miałem najlepszego humoru i nie wiedziałem dlaczego.
- Śpij już – powiedziałem oschle.
- Ale mi się nie chcę – spojrzałem na nią i na zgięciu łokcia, a dokładniej w miejscu żyły zobaczyłem coś podejrzanego. Natychmiast do niej podszedłem i złapałem za tą rękę.
- Co to jest?! - zobaczyłem ślad po wkłuciu. Wszystko już było jasne.
- Nie pamiętam.
- Rose do cholery! Dlaczego to zrobiłaś?!
- Ale co? - nic do niej nie docierało i już wiedziałem czemu. Była naćpana, a ja wściekły.
- Kto Ci to dał?
- Jak sobie przypomnę to Ci powiem, ok?
- Masz mi powiedzieć teraz! - potrząsnąłem nią. Zauważyłem w jej oczach strach – Przepraszam .. poniosło mnie, ale to dlatego, że się o Ciebie martwię.
- Ale ja naprawdę nic nie pamiętam. Nawet nie pamiętam adresu zamieszkania.
- Jutro porozmawiamy – spojrzałem na zegarek, który miałem na ręku – To znaczy dzisiaj. Zbliża się pierwsza w nocy. Spróbuj zasnąć – przykryłem ją kołdrą. Położyłem się obok, ale wiedziałem, że tak szybko nie zasnę, gdy jestem zdenerwowany.
- Dziękuje – powiedziała i odwróciła się do mnie plecami. Zastanawiałem się, kto mógł jej to zrobić bo sama na pewno, by sobie tego nie zrobiła. Pewnie jakiś przypadkowy ćpun. Wtedy jeszcze nie wiedziałem jak bardzo się myliłem. Udało mi się zasnąć po dwóch godzinach. Gdy się obudziłem, Rose jeszcze spała. Wstałem po cichu i poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Ciągle się zastanawiałem co tam mogło się stać. Siedziałem w fotelu i poprawiałem tekst piosenki. Zobaczyłem, że otwiera oczy. Odłożyłem kartkę i podszedłem do niej.
- Nareszcie wstałaś.
- Gdzie ja jestem? - zaczęła się rozglądać po pokoju.
- W hotelu .. nie pamiętasz?
- Nie .. co ja tutaj robię?
- Najpierw powiesz mi co się stało w klubie.
- Niedobrze mi – pobiegła do łazienki. Po chwili wyszła.
- Lepiej?
- Tak.
- To teraz słucham – usiadła na łóżku obok mnie.
- Nie chciałam siedzieć w domu.
- O 23 w nocy postanowiłaś się przejść? Wiesz jakie to niebezpieczne?
- Wiem i miałam nadzieję, że coś mi się stanie. Chodziłam po ulicy, aż w końcu poszłam do tego klubu. Siedziałam przy barze. Myślałam nad życiem i nagle zobaczyłam, że obok mnie siedzi Erik. Widział, że nie jestem w najlepszym nastroju i zapytał co się stało. Nie powiedziałam mu prawdy, tylko, że bym chciała poczuć się lepiej .. weselej, żeby wszystkie smutki odeszły. Powiedział, że zna pewien sposób. Zgodziłam się w ciemno. Nie powinnam, ale naprawdę miałam już dosyć tego uczucia. Poszłam za nim – poczułem jak ciśnienie mi podskoczyło – Dotarliśmy na zaplecze. Nikogo tam nie było. Kazał mi podciągnąć rękaw swetra i wyciągnął strzykawkę z jakąś ciemną substancją w środku. Powiedział, że to nic groźnego i po tym poczuje się dużo lepiej, ale nie czułam się tak. Zaczęła kręcić mi się w głowie i jakoś udało mi się wyjść na zewnątrz i potem już nic nie pamiętam.
- Potem zadzwoniłaś do mnie i po Ciebie przyszedłem. Jak mogłaś się na to zgodzić?!
- Nie zgodziłam.
- Co?
- W ostatniej chwili się wycofałam … powiedziałam, że nie chcę, ale i tak to zrobił.
- Zabiję sukinsyna! - wstałem wściekły i zacząłem nerwowo chodzić po pokoju – Niech Go tylko spotkam! Podaj mi jego adres.
- Nie.
- Dlaczego?!
- Wiem co chcesz zrobić, dlatego Ci Go nie podam.
- Nawet sobie tego nie wyobrażasz co chcę mu zrobić.
- Uspokój się.
- Nie mam takiego zamiaru. Sam Go znajdę.
- Proszę Cię .. daj z tym spokój.
- Chyba żartujesz. Jakoś przymykałem oczy na to jak Cię traktował, ale nie tym razem.
- Przecież nic mi się nie stało.
- Ale mogło i to wystarczy … poza tym zależy co Ci podał.
- Dlaczego?
- Niektóre narkotyki uzależniają po pierwszym zażyciu. Nie broń Go.
- Nie bronię, ale nie chcę, żebyś miał kłopoty.
- To On je będzie miał.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Przeszedłeś ciężką operację i dobrze wiesz, że nie możesz wdawać się w bójki – podeszła do mnie i zatrzymała, żebym na nią spojrzał,
- Wiem, ale ..
- Obiecaj mi, że dasz już z tym spokój – opuściłem głowę – Czekam .. ja też jestem uparta.
- No dobrze – powiedziałem po cichu.
- Nie słyszałam.
- Obiecuję, że nie obije mu mordy – powiedziałem już normalnym głosem.
- Mam nadzieję.
- Zgaduję, że nie chcesz śniadania?
- Nie mam ochoty – nie miałem zamiaru ją zmuszać.
- Chodź, odwiozę Cię do Sally.
- Ale ..
- Tak, tak nic nie powiem – po około 10 minutach byliśmy na miejscu – Wejść z tobą?
- Tak .. nie chcę mi się tłumaczyć – Sally wyglądała jak by w ogóle nie spała.
- Rose – przytuliła ją – Dlaczego uciekłaś? Strasznie się martwiłam.
- Nie potrzebnie. Michael Ci wszystko powie, a ja pójdę się przebrać – poszła na górę.
- Napijesz się czegoś? - zapytała mnie Sally.
- Nie, dziękuje. Zaraz jadę.
- Chodź do salonu – usiedliśmy na kanapie – Mów.
- Gdy jej szukałem, zadzwoniła do mnie i prosiła, żebym po nią przyszedł. Była pod klubem trochę pijana. Zabrałem ją do hotelu i tyle.
- Yhy, ale mówiła coś? Dlaczego to zrobiła?
- Chciała się rozerwać. Najważniejsze, że się znalazła i nic jej nie jest – przynajmniej miałem taką nadzieję – Pójdę powiedzieć Rose, że już idę – kiwnęła głową. Zapukałem do pokoju Rose.
- Proszę.
- Ja już idę – powiedziałem – Ale jeżeli chcesz to przyjadę wieczorem.
- Dobrze.
- To …. pa – wyszedłem. Nie wiedziałem co się ze mną dzieję. Chciałem zostać, ale z drugiej strony nie. Jadąc samochodem myślałem nad różnymi rzeczami, między innymi nad rozmową z Josephem. A co jeżeli On wszystko powie ojcu Rose? Przecież On mnie znienawidzi. Pomyśli, że jestem taki sam jak Joseph, a to nie prawda. Wolę mu sam powiedzieć. Przynajmniej będzie znał prawdę i mnie zrozumie … chyba. Jednak na razie nie miałem tego w planach. Pojechałem do studia i powiedziałem Q, że robię sobie urlop na miesiąc. Nie miał nic przeciwko. Chciałem jechać do hotelu, ale na siedzeniu obok, zobaczyłem telefon Sally. Rose musiała zapomnieć. Miałem pretekst, żeby tam pojechać. Zapukałem do drzwi i zdziwiłem się, gdy otworzyła mi Rose.
- Co tutaj robisz? - dziwnie się zachowywała.
- Zapomniałaś telefonu Sally.
- Yyy, a no tak, dzięki – chciała już zamknąć drzwi, ale wsadziłem nogę, żeby jej to uniemożliwić.
- Mogę wejść?
- To nie jest dobry pomysł – wyglądała na przestraszoną. Nerwowo się rozglądała za siebie.
- Stało się coś?
- Yy co? Nie!
- Przecież widzę, że kłamiesz. Przyszedł, ktoś do Ciebie?
- Tak … możesz przyjechać później?
- Dlaczego się boisz? - wepchałem się na chama bo coś mi tu nie pasowało.
- Nie! - złapała mnie za ramię, nie pozwalając wejść dalej.
- Kto tam jest?
- Nikt … proszę idź już – teraz byłem przekonany, że muszę sam sprawdzić. Słyszałem, że Rose idzie za mną. Wszedłem do salonu. Na kanapie siedział …. Erik?!!

C.D.N.