W końcu mogę dodać normalnie notkę, bo odzyskałam net. Wasze notki nadrobię i skomentuje. Mam do Was prośbę. Jeżeli informujecie mnie o nowych notkach na waszych blogach, to proszę to robić w zakładce Wasze Blogi, a nie pod notką. Jak wszyscy wiedzą za miesiąc jest piąta rocznica śmierci Michaela. Nie ukrywam, że jest mi smutno im bardziej zbliża się ta data. Ja i jedna z blogerek pomyślałyśmy, że może w ten dzień wszyscy, którzy nie mają z kim powspominać i są osamotnione (tak jak my) byśmy się ''spotkali'' na GG na konferencji. Oczywiście kto chcę. Wiem, że to będzie ciężkie przeżycie, bo każdy tą datę przeżywa na swój sposób. Zawsze przechodziłam przez nią sama, ale może to jest dobry pomysł? Co o tym sądzicie? A teraz zapraszam na notkę.
P.S. Do poprzedniej miałam dodać filmik z występu Motown 25, ale jak wiecie nie mogłam. Myślę, że każdy wie jak ten występ wyglądał i nic się nie stało ;)
*************************************************
Mary Baker jechała właśnie do domu.
Myślała, że córka będzie już na nią czekała, jednak tak nie
było. Wysiadła, więc z pojazdu i poprosiła taksówkarza aby
zatrąbił. Wykonał jej prośbę. Niestety nic to nie dało. Z domu
nikt nie wyszedł.
- Jak zawsze można liczyć, tylko na
siebie – marudziła pod nosem. Ledwo udało jej się otworzyć
drzwi. Jednak takiego widoku się nie spodziewała. Torby wypadły
jej z rąk.
Dzisiaj znowu późno skończyłem
prace w studiu. Chciałem spędzić z Rose trochę więcej czasu. Pan
Baker zabrał się ze mną. Przez całą drogę mieliśmy dobry
humor. Już się nie mogłem doczekać aż zobaczę moją ukochaną i
ją przytulę. Z wesołymi minami przekroczyliśmy próg domu. Na
chwilę zastygłem w bezruchu. Pani Baker nachylała się nad Rose,
która leżała nieprzytomna na podłodze. Od razu do niej
podbiegłem.
- Co się stało? Dlaczego jest pobita?
- zacząłem pytać.
- Nie wiem … dopiero wróciłam do
domu – płakała.
- Boże! Kochanie? Rose .. słyszysz
mnie? Otwórz oczy … błagam Cię – wziąłem jej twarz w obie
dłonie. Na szczęście wyczułem puls – Dzwońcie na pogotowie! -
krzyknąłem – Nie rób mi tego .. słyszysz? Zostań ze mną –
nie mogłem się rozkleić, ale mało brakowało. Twarz i głowę
miała we krwi. Co za bydle mogło to zrobić? Wiedziałem, że dorwę
tego kogoś i zabiję własnymi rękami. Pożałuję, że śmiał
podnieść rękę na moją kobietę. Zobaczyłem, że lekko otworzyła
oczy – Skarbie? Słyszysz mnie? Nie zasypiaj … zaraz będzie
pogotowie.
- Mike .. - ledwo dosłyszałem.
- Cii … leż spokojnie – dosyć
szybko przyjechali.
- Została Pani pobita? - zapytał
lekarz. Pokiwała głową – Coś Panią boli?
- T-tak – wskazała ręką żebra.
Dotknął w tym miejscu. Syknęła z bólu.
- Boli przy oddychaniu? - znowu
pokiwała głową – Podejrzewam złamane żebra. Zabieramy Panią
do szpitala.
- Mogę jechać z Wami? - zapytałem.
- Kim Pan jest?
- Chłopakiem .. proszę – wahał
się, ale w końcu kiwnął głową. Wzięli Rose na nosze i zanieśli
do karetki. Usiadłem przy lekarzu i trzymałem ją za rękę –
Jestem przy Tobie – jechaliśmy na sygnale. W szpitalu zabrali ją
na badania, a ja zostałem na korytarzu. Rodzice Rose też się od
razu pojawili.
- Gdzie jest?
- Na badaniach … kto jej to zrobił?!
- byłem wściekły. Chodziłem nerwowo po korytarzu. Nagle mnie
olśniło. Gdzie był Miko?! Miał ją do cholery pilnować!
Zadzwoniłem do niego. Od razu odebrał – Gdzie Ty jesteś?!
- No przecież w studiu. Tak jak
kazałeś, żebym przyjechał.
- Co takiego?! Przecież nic takiego Ci
nie kazałem!
- Ale …
- Rose jest w szpitalu! Masz
natychmiast przyjechać! - rozłączyłem się – Niech to szlag! -
wrzasnąłem.
- Uspokój się – powiedział ojciec
Rose. Dwadzieścia minut później przyszedł lekarz.
- Jesteście Państwo rodzicami? -
zapytał.
- Tak … co z Rose?
- Ma wstrząs mózg i złamane dwa
żebra. Proszę się nie martwić. Wszystko będzie dobrze –
uśmiechnął się i odszedł. Wieźli ją na łóżku do sali.
Poczekaliśmy aż wszyscy wyszli i poszliśmy do niej. Była
przytomna.
- Córeczko – podeszła do Rose. Nie
chciałem przeszkadzać, więc stałem z boku. Spojrzała się na
mnie. Nie mogłem już dłużej wytrzymać i podszedłem.
- Wiesz kto Ci to zrobił? - musiałem
wiedzieć. Milczała – Powiedź … zapłaci mi za to –
zacisnąłem zęby. Do sali wszedł Miko – Dlaczego ją
zostawiłeś?! - szybko się przy nim znalazłem.
- Dostałem od Ciebie wiadomość, że
mam przyjechać do studia. Rose jest świadkiem.
- Nie mieszaj jej do tego! Miałeś ją
cały czas pilnować!
- Ale … nie rozumiem … sam zobacz –
pokazał mi telefon z wiadomością. Mówił prawdę – Zostało
wysłane z Twojego telefonu .. na dodatek się podpisałeś.
- Zgubiłem gdzieś telefon –
przyznałem – Wszędzie Go szukałem – złapałem się za głowę
- Ten ktoś chciał Cię wywabić z domu i mu się udało! - Miko
spojrzał na Rose.
- Powiedź mu.
- O czym? Co to za tajemnice?
- Zostawimy Was samych – powiedział
Miko.
- Oddaj mi kluczyki od samochodu –
wyciągnąłem po nie rękę. Nie pewnie mi je dał. Zostaliśmy,
tylko my. Usiadłem na krzesełku przy łóżku Rose – Powiesz mi?
- Wiem, że będziesz na mnie zły i
będziesz miał prawo, ale nie mogłam Ci powiedzieć.
- Obiecuję, że nie będę .. tylko mi
powiedź – dotknąłem jej dłoni.
- Jakiś czas temu dostawałam …
pogróżki … nie było nadawcy, ale myślę, że to …
- Joseph – dokończyłem.
- Tak … nie chciałam Cię tym
denerwować. Potem przestał przesyłać te pogróżki … myślałam,
że to już się skończyło. Ale ….. On … przeszedł do czynów
– moja ręka zacisnęła się w pięść. Już nic więcej nie
musiała mówić. Wszystko było jasne. Wybiegłem z tej sali.
Usłyszałem, tylko jak Rose krzyczy – Nie! Mike! - ale wiedziałem,
że nic mnie już nie powstrzyma. Biegłem przez ten korytarz i
wsiadłem do samochodu. Ruszyłem z piskiem opon. Emocje strasznie
mną targały. Zobaczyłem jego samochód pod domem. Wtargnąłem do
środka. W salonie Go nie było. Usłyszałem dobiegające głosy z
kuchni. Był tam, razem z mamą.
- Ty sukinsynu! - rzuciłem się na
niego – Zabiję Cię! - nie zastawiałem się nad ciosami. Biłem
gdzie popadnie. Mama krzyczała, żebym przestał. Powaliłem Go na
podłogę. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiem kiedy
złapałem za nóż i przyłożyłem mu do gardła.
- Boże! Nie rób tego, synku! - mama
strasznie płakała.
- Musi za to zapłacić! Chciał zabić
Rose! Już nie jesteś taki twardy, co?! - po raz pierwszy widziałem
w jego oczach strach. Nie odzywał się. Wystarczył jeden ruch
ostrzem. Nagle ktoś mnie pociągnął do tyłu i mocno trzymał. Nóż
wypadł mi z dłoni.
- Coś Ty chciał zrobić?! - to był
Miko.
- Puszczaj mnie! Muszę to raz na
zawsze skończyć!
- Nie w taki sposób! Wychodzimy! -
wyprowadził mnie siłą z domu – Zwariowałeś?! - potrząsnął
mną – Jesteś potrzebny Rose tutaj, a nie za kratkami! -
zaprowadził mnie do samochodu i odjechaliśmy. Ciężko oddychałem.
Nie mogłem się uspokoić.
- Gdyby Rose tego … nie przeżyła ….
nikt, by mnie nie powstrzymał – spojrzał na mnie.
- Ale żyje i trzeba za to dziękować
Bogu.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
- Po tym jak wybiegłeś od Rose,
wiedziałem, że coś jest nie tak. Kazała mi za Tobą jechać, więc
wziąłem samochód Pana Bakera i domyśliłem się gdzie pojechałeś.
- Naprawdę chciałem to zrobić …
jeszcze nigdy nie czułem takiego gniewu i chęci zabicia jak teraz.
- Powiem Ci, że wcale się nie dziwie,
ale to by była nierozsądna decyzja – chwile nic nie mówiłem.
- Dlaczego nie powiedzieliście mi o
tych listach z groźbami?
- Chciałem …
- Więc dlaczego?
- Rose mnie prosiła, żebym milczał.
- Ale tu chodziło o jej życie!
- Nie krzycz …. nie chciała Cię
denerwować, bo wiedziała jak zareagujesz.
- Jak mam nie krzyczeć?! Widzisz do
czego doprowadziły te tajemnice! Jesteś doświadczonym ochroniarzem
i wiesz, że nie należy bagatelizować gróźb.
- Popełniłem błąd, ok? To już się
nie powtórzy – dojechaliśmy do szpitala. Nie czekałem na Miko.
Szybko przemierzałem korytarze aż znalazłem się w sali Rose.
- Mike … co zrobiłeś? - była
wystraszona. Usiadłem przy niej na łóżku.
- Niestety nie to co chciałem. Jak się
czujesz? - dotknąłem jej policzka.
- Tak sobie …. nie rób nic głupiego
… proszę Cię.
- Dotykał Cię?
- Nie.
- Powiedziałabyś mi, gdyby było
inaczej?
- Tak - pielęgniarka weszła i
zmieniła kroplówkę. Poczekałem aż wyjdzie i zapytałem.
- Powiesz mi jak to było?
- Jeżeli mi obiecasz, że nie
pojedziesz tam .. chcę, żebyś został przy mnie.
- Obiecuję .. nigdzie się nie
wybieram – miała zacząć mówić, ale ciężko złapała
powietrze i się skrzywiła – Co się dzieje? Boli Cię? - pokiwała
głową – Idę po lekarza – na korytarzu byli rodzice Rose.
- Co z nią? - zapytała Pani Baker.
- Bolą ją żebra, dlatego szukam
lekarza.
- Widziałam Go przed chwilą. Ja po
niego pójdę, a Ty wracaj do Rose.
- Dobrze … Twoja mama poszła po
lekarza – zjawił się szybciej niż myślałem.
- Co się stało? - zapytał.
- Bolą mnie żebra – powiedziała.
- Za chwilę podam Pani zastrzyk
przeciwbólowy. Jakieś inne objawy?
- Nie – zbadał ją.
- Dobrze .. za chwilę przyjdzie
pielęgniarka. Proszę mnie zawołać, gdyby coś się działo i
proszę się nie ruszać. Ma Pani złamane żebra i ruch jest
niewskazany.
- Rozumiem … jak długo tutaj
zostanę?
- Na chwilę obecną mogę Pani
powiedzieć, że jakieś dwa tygodnie.
- Co?!
- Możliwe, że krócej, ale jeszcze za
wcześnie, żeby cokolwiek powiedzieć. Proszę odpoczywać –
wyszedł, a po nim weszła pielęgniarka.
- Dam Pani zastrzyk. Uśmierzy ból –
uśmiechnęła się. Zostaliśmy sami.
- Przepraszam .. nie powinienem Cię
męczyć pytaniami. Powiesz mi kiedy indziej – ująłem jej dłoń.
Pokiwała głową.
- Jestem zmęczona. Prześpię się
trochę, dobrze?
- Dobrze skarbie. Będę cały czas
przy Tobie – zamknęła oczy. Po chwili je jednak otworzyła.
- Mike?
- Tak?
- Strasznie się bałam trafić do
szpitala, a i tak mnie nie ominęło – słabo się uśmiechnęła.
- Czasami nie ma wyjścia. Śpij już
kochanie – pocałowałem ją w czoło. Szybko zasnęła. Tak bardzo
chciałem ją przytulić, ale nie mogłem. Przemilczałem, dlaczego
tutaj trafiła. Wiedziałem, że to moja wina. Gdyby nie ja, nie
cierpiała by. Myślałem, że uda mi się ją obronić, ale On i tak
znalazł sposób. Byłem na siebie wściekły. Po cichu wyszedłem na
korytarz. Rodzice Rose jeszcze byli.
- Jak się czuje? - zapytała się Pani
Baker.
- Teraz śpi. Możecie jechać do domu.
Ja przy niej zostanę.
- Wolę zostać – spojrzała się na
swojego męża i czekała co odpowie.
- Dobrze .. zostaniemy – mój telefon
zaczął dzwonić.
- Tak? - odebrałem.
- Cześć .. to prawda?
- Sally?
- Tak.
- Ale o co pytasz?
- Rose jest w szpitalu?
- Tak .. skąd wiesz?
- W wiadomościach o tym mówili.
- Co? A Oni niby skąd wiedzą?
- Nie mam pojęcia. Za godzinę tam
będę – rozłączyła się.
- Sally zaraz będzie – powiedziałem
– Wracam do Rose – czuwałem przy niej cały czas. Chciało mi
się spać, ale musiałem ją pilnować. Obudziła się po niecałej
godzinie z dziwnym kaszlem – Wszystko w porządku? - zapytałem.
- Nie … ciężko mi się oddycha.
- Idę po lekarza – nie słuchałem o
co pyta mnie mama Rose. Wparowałem do gabinetu lekarza i wszystko
wyjaśniłem. Szybko pobiegliśmy do jej sali.
- Słyszy mnie Pani? - zapytał, bo
miała zamknięte oczy.
- Tak.
- Niech Pan wyjdzie. Musimy zrobić
ponownie prześwietlenie – nie robiłem problemów. Wyszedłem.
Potem przyszedł drugi lekarz. Siedziałem na krzesełku ze
spuszczoną głową. Usłyszałem otwierane drzwi i od razu wstałem.
- Mam dobrą i złą wiadomość. Tym
razem zacznę od złej. Złamane żebro naciska na płuco. W każdej
chwili może dojść do przebicia. Konieczna jest natychmiastowa
operacja. Dobra wiadomość jest właśnie taka, że płuco nie
zostało przebite. Za chwilę zabieramy Pannę Baker na salę
operacyjną.
- O Boże – Pani Baker rozpłakała
się i wtuliła w męża.
- Spokojnie … nie mogę Państwu
obiecać, że operacja się uda, ale zrobię wszystko co w mojej mocy
aby tak się stało.
- Jak to może się nie udać?! - nie
wytrzymałem i podniosłem głos – Jest Pan do cholery lekarzem!
- Ale nie jestem cudotwórcą .. Panie
Jackson.
- Chce mi Pan powiedzieć, że może
nie przeżyć operacji?!
- Istnieje takie ryzyko – zobaczyłem,
że wywożą Rose na jej łóżku. Najpierw podeszli do niej rodzice,
a potem ja.
- Mike … boje się – zaczęła
płakać.
- Nie masz czego. Ja też byłem
operowany i widzisz wszystko się udało – dotknąłem obiema
rękami jej twarz – Wszystko będzie dobrze. Będziemy na Ciebie
czekać.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie bardziej, myszko –
delikatnie ją pocałowałem. Byłem na granicy, żeby się nie
rozpłakać.
- Musimy już jechać – powiedział
lekarz.
- Będę przy Tobie, gdy się obudzisz
.. obiecuje – spojrzałem jej ostatni raz w oczy i ją zabrali. Nie
dopuszczałem do siebie w ogóle myśli, że coś może się stać
podczas operacji. Mama Rose była roztrzęsiona.
- Moje jedyne dziecko – płakała.
- Cii … wszystko będzie dobrze –
uspokajał ją Pan Baker. Chodziłem w tą i z powrotem. Nie mogłem
sobie darować, że do tego dopuściłem. Miko podszedł do mnie.
- Czemu masz taką minę? - zapytał.
- Gdzieś Ty był?
- Na dole …
- Nie pytam o to! Gdzie byłeś, gdy
ten sukinsyn jej to zrobił?! Liczyłem na Ciebie! Dobrze wiesz, że
masz nie opuszczać swojego stanowiska, gdy ja Ci nie każe! -
przeszedłem obok niego.
- Wszystko w porządku? - zatrzymał
mnie.
- Nie! Rose jest na operacji! Może jej
nie przeżyć! Rozumiesz?! Jeżeli … jeżeli coś się stanie ….
przysięgam, że Go zabije! Nikt mnie nie powstrzyma! - nie miałem
ochoty z nikim rozmawiać, więc odszedłem. Łzy zaczęły mi
lecieć. Już nie mogłem ich powstrzymać. Szedłem ze spuszczoną
głową i na kogoś wpadłem. To była Sally.
- Mike? Dlaczego płaczesz?
- Daj mi spokój – chciałem odejść,
ale mi nie pozwoliła.
- O nie mój drogi! Gadaj natychmiast
co się stało.
- Ona … - trudno było mi mówić
przez łzy – Rose jest operowana.
- Co?! Dlaczego?
- Joseph do niej przyszedł, gdy nikogo
nie było w domu i .. pobił. Okazało się, że ma wstrząs mózgu i
złamane dwa żebra. Przed chwilą zabrali ją na blok operacyjny, bo
żebra naciskają na płuco i może dojść do przebicia.
- O Boże .. nie zdążyłam się z nią
pożegnać – nie mogłem się opanować.
- Nie mogę jej stracić.
- Nie mów tak … wyjdzie z tego. Już
nie raz nam pokazała, że jest silna. Teraz też tak będzie.
- Oby – przytuliła mnie, żeby dodać
trochę otuchy. Usiedliśmy na krzesełkach. Nie rozmawialiśmy.
Żadne z nas nie miało na to ochoty. Mijała druga godzina i nadal
nic nie wiedzieliśmy. Przez chwilę chciałem tam wejść i zobaczyć
co się dzieje, ale wiedziałem, że nie mogę. Te czekanie było
straszne. Nie mam pojęcia skąd Janet się tutaj wzięła.
- Co z Rose? - zapytała i usiadła
obok. Nie miałem siły mówić o tym jeszcze raz. Sally mnie
wyręczyła.
- Operują ją.
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobił.
- Przecież wiesz, że jest zdolny do
wszystkiego! - prawie krzyknąłem.
- Wiem, ale do takiego pobicia? Jak On
mógł.
- Przestań Go bronić! - wstałem z
miejsca.
- Co? Nie bronię … co się z Tobą
dzieje?
- Prawie ją zabił! Ne daruje mu tego!
- Tylko tym razem od razu to zrób, a
nie czekałeś aż Cię ktoś odciągnie! - też uniosła głos.
Sally nic nie rozumiała.
- Chciałeś Go zabić?
- Tak – odpowiedziała Janet –
Przystawił mu nóż do gardła, ale Miko Go odciągnął.
- Chce zostać sam – odszedłem od
nich do okna. Oparłem się dłońmi o parapet. Minęły kolejny dwie
godziny. Zobaczyłem idącego w naszą stronę lekarza. Czekałem jak
na wyrok.
- Operacja dobiegła końca –
oznajmił.
- Co z Rose? - zapytałem drżącym
głosem.
- Wszystko w porządku. Operacja
została przeprowadzona bez żadnych komplikacji – ogromny ciężar
spadł mi z serca – Panna Baker będzie spała do jutra. Proszę mi
wybaczyć, ale jest już późno, a ja muszę jeszcze odwiedzić
innych pacjentów. Gdyby coś się działo proszę po mnie przyjść
do gabinetu.
- Doktorze? - powiedziałem.
- Tak?
- Mogę przy niej zostać? - nie był
pewny odpowiedzi.
- No dobrze, ale tylko Pan.
- Dziękuje – odszedł. Przywieźli
Rose na sale. Pielęgniarka powiedziała, że mamy wchodzić
pojedynczo. Powiedziałem, że wejdę ostatni, bo i tak zostaje na
noc. Pożegnałem się ze wszystkimi i wszedłem do sali. Miała
zamknięte oczy. Usiadłem przy łóżku – Jestem kochanie i
nigdzie nie pójdę. Nie masz pojęcia jak się bałem, ale na
szczęście wszystko się udało. Odpoczywaj .. będę na Ciebie cały
czas czekał. Wiem, że z tego wyjdziesz. Tym razem ja Cię będę
pilnował .. cały czas. Nikt Cię już nie skrzywdzi. Kocham Cię –
pocałowałem ją w czoło. Położyłem swoją dłoń na jej.
Patrzałem się przez jakiś czas na nią i nawet nie wiem kiedy
zasnąłem.
Świetna notka! Tylko szkoda że nie dłuższa ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Rose przeżyła, przez cały tydzień myślałam prawie tylko o tym.
Nareszcie pierwsza! Brak mi slow. Poprostu jak to czytala...to omalo sie nie rozplakalam, lzy mialam w oczach. Jak to dobrze, ze Michael go nie zabil chociaz powinien, ale wtedy wtrafilby do wiezienia. Ten Johsep normalnie mnie skreca od smaego imienia powienin sam... strasznie sie ciesze, ze Rose zyj. Mike tak bardzo ja kocha...teraz napewno juz bedzie bezpiecza...mam nadzieje.
OdpowiedzUsuńPs.juz sie nie moge doczekac nastepnej notki! Przez ten tydzien trzymalas mnie w takim napieciu, ze poprostu niemoge, ale bardzo sie ciesze, ze Rose zyje. Genialna notka :)
Pozdrawiam Michaelowa :)
No nie! Znow nie bylam pierwsza! Nastepnym razem musze szybciej czytac. No nic no ale komentarz i slad po sobie zostawiony. A co do pomyslu, zebysmy spotkali sie wszyscy w tym dniu to uwazam ze to dobry pomysl. Pewnie wiekszosc z nas samemu obchodzi ten dzien...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Michaelowa :)
Świetna notka :) Tak się bałam, że nie wiem ;) Szkoda, że Michael go nie zabił ;(
OdpowiedzUsuńMagda
Brak mi słów, naprawdę szkoda, że Miko go odciągnął, mógł by go zabić, byłby chociaż spokój i harmonia.. Xd. Już nie mogę doczekać się kolejnej, Jezu, ja kocham to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńMichael
Kolejny zwrot akcji, brakuje mi słów.
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać...
OdpowiedzUsuńŚwietny ten rozdział! Dobrze, że Rose przeżyła. Myślałam, że Mike zabije Joshepa, ale odczułam ulgę, gdy Miko Go powstrzymał. Nie chciałabym Go widzieć za kratkami. Potrafisz trzymać w napięciu. Ciekawe, co zrobią z Josephem, bo chyba coś muszą, prawda? Może dożywocie, albo kara śmierci? Już się nie mogę doczekać co wymyślisz. Pozostaje mi tylko czekać.
Gabi.
notka jak zawsze świetna jednak czuje pewien niesyt to że Joseph dostał parę ciosów to za mało, mam nadzieje że wreszcie ktoś się nim zajmie! :D że Mike go nie zabił to dobrze szkoda by było widzieć go za kratkami. Martwiłam się że Rose odejdzie :< umiesz świetnie budować napięcie , a co do pomysłu wiesz jakie mam o nim zdanie :D
OdpowiedzUsuńI jak tu Cię nie kochać, jeśli notki są takie świetne? Kolejna genialna część i chyba nikt nie ma ku temu żadnych wątpliwości. Z niecierpliwością czekam na dalszy bieg wydarzeń. Normalnie nie mogę uwierzyć, że Joseph był do tego zdolny, że ją tak pobił Cieszę się, że nie skończyłaś nieco wcześniej, bo chyba bym nie wytrzymała, czekając na dobrą lub złą wiadomość. Brak słów...Tak pozytywnie.
OdpowiedzUsuńPozdram. Martuś.
Boże jak się cieszę że operacja się udała! Żeby wszystko było już z nią w porządku. Tak mi szkoda jej i Mike'a. Czekam na następną.
OdpowiedzUsuńJacksonka
No i Was dogoniłam z notkami :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w końcu będę na bieżąco ;)
Ufff... Jak się cieszę, że operacja się udała,,, Nie masz pojęcia jak ja się bałam... Chyba tak samo jak bohaterowie opka... Prawie tak samo to przeżywałam jakby Rose była mi bliską osobą... Bo w pewnym sensie jest :P
Cieszę się, że jest dobrze... Mam nadzieję, że z tego wyjdzie i będzie zdrowa.
Szkoda, że Mike nie dokończył tego co chciał zrobić... Choćz drugiej strony dobrze, że Miko Go odciągnął w porę.. Nie chciałabym widzieć i czytać Michaela z kratkami... Choć Josephowi należy się solidna kara... Wsadź go za kraty na baaaaaaaaaaardzo długo. Albo wgl go z tamtąd nie wypuszczaj bo tylko stanowi zagrożenie dla świata.... Jest nieobliczalny.... Co za sukinkot.... Grrrr..... :/
Co do spotkania na gg. To też jestem za :) Tylko nie wiem jak to się robi na gg w sieci. Bo ja nie mam zainstalowanego gg tylko korzystam z gg w sieci bo nie chcę go instalować na kompie. Ale jeśli tak się też da to jestem za :)
Jenn, dodawaj szybciutko nn bo już się doczekać nie mogę co z Rose będzie... No i jaki wyrok dostanie Joseph. Oby dożywocie. Życzę mu tego...
Pozdrawiam BAD25 :*