sobota, 17 maja 2014

Bad Girl 51 Part 1

Dziękuje, że jesteście tak wyrozumiali, ale nie każe Wam czekać znowu nie wiadomo ile na notke, zwłaszcza, że tydzień temu nie było. Nadal nie mam neta, ale przepisałam to notką na tableta i dodaje. Od razu przepraszam za błędy jeżeli są. Wiecie to nie to samo co na kompie. 
Chciałam Wam także powiedzieć, że w Twiście jest plakat Michaela ;)
P.S. Założyłam drugiego bloga ponieważ chciałam się z Wami podzielić moją twórczością, to chyba jasne. Nowy blog nie miał być publikowany już teraz, ale zrobiłam to bo nie dodałam nowej tutaj.

*************************************************************************************


Zaczął się prawdziwy horror, gdy wyszliśmy z limyzyny. Ja z Michaelem pierwsi, a za nami Sally z Randym i moi rodzice. Trzymałam się bardzo mocno ręki Michaela. Tysiące fleszy błyskających w naszą stronę. Już wiem dlaczego Mike nosi okulary przeciwsłoneczne w takich sytuacjach. Uspokoiło się, gdy przekroczyliśmy ogromne drzwi. Przywitaliśmy się z Quincym, który do nas podszedł. W oddali zauważyłam braci Michaela.
- Szkoda, że nie ma z Wami Marlona - powiedział Q.
- Tak, ale nie mógł przyjechać. Ożenił się i sam wiesz jak to jest.
- Wiem, wiem ... jestem ciekaw kiedy Ty zobaczysz co to za uczucie - mrugnął do mnie okiem.
- Yyy ... no .. ja też ... wybacz, ale muszę iść do chłopaków - zmienił temat.
- Ok - poszłam razem z nim. Zresztą nie miałam wyjścia, bo trzymał mnie za rękę.
- Dawno przyjechaliście?
- Nie .. przed chwilą - odpowiedział Jerm - ładnie wyglądasz. Rose.
- Dzięki - mruknęłam. Nastąpiła krępująca cisza. Mike nie był zadowolony z jego słów.
- Pójdę pokazać Rose miejsce na widowni - powiedział Mike i ruszyliśmy w stronę miejsc.
- Chciał być miły - odezwałam się.
- Taa ... jasne.
- Przypominam Ci, że za chwilę macie razem wystąpić. Nie możesz dać się ponieść złości.
- Wiem .... tutaj są Wasze miejsca - wskazał mi - Ja lecę się przebrać.
- Zaczekaj ... nie znam tutaj nikogo. Poczekasz ze mną do czasu aż rodzice przyjdą albo dziewczyny?
- Wiesz, że Tobie nie umiem odmówić.
- Bardzo mnie to cieszy. Joseph też będzie?
- Nie wiem ... pewnie mama Go zmusi.
- Co za wspaniała wiadomość - powiedziałam z emtuzjazmem. Zaśmial się.
- Nie bój się. Jesteś tutaj bezpieczna. Będę miał na Ciebie oko.
- Nie rozpraszaj się.
- To trzeba było nie zakładać takiej sukienki.
- Hmm ... więc może lepiej usiąde gdzieś z tyłu?
- Ani mi się waż - przyciągnął mnie do siebie.
- Mike .. ludzie się na Nas gapią.
- I co z tego? - zobaczyłam, że zbliża się do Nas jakaś czarnoskóra, elegancka kobieta.
- Jednak to prawda ... zdradzasz mnie - położyła dłonie na biodrach i była bardzo poważna. Mike się natychmiast obejrzał i po chwili uśmiechnął. Nie miałam pojęcia co w tym jest śmiesznego.
- Diana! - zaczęli się przytulać. Dziwnie się poczułam - Dawno się nie widzieliśmy - w końcu przestali się miziać - Rose poznaj Dianę Ross, Diana to jest moja dziewczyna Rose.
- Miło mi Cię w końcu poznać - wyciągnęła dłoń w moją stronę. Miałam opory, ale w końcu iścisnęłam jej dłoń z wymuszonym uśmiechem - Wybacz za to co powiedziałam na początku .. oczywiście żartowałam.
- Widzę kochanie, że mogę Cię już zostawić.
- Idź już. Jest w dobrych rękach - objęła mnie ramieniem jak byśmy się znały od lat. Mike krótko mnie pocałował i się oddalił - Usiądźmy - usiadłyśmy w pierwszym rzędzie. Ludzie powoli się zbierali - Długo jesteście razem?
- Nie ... poznaliśmy się jakieś 2,5 miesiąca temu, ale razem jesteśmy od niedawna.
- Cieszę się, że w końcu kogoś ma. On traktuje ten związek bardzo poważnie. Nie jest typem faceta, który rzuca dziewczynę, gdy mu się znudzi.
- Doskonale o tym wiem - zdziwiła mnie tym - Ja też nie szukam przelotnego romansu.
- Wybacz moje sugestie, ale naprawdę nie miałam nic złego na mysli.
- W porządku. Może być Pani pewna, że Go nie zostawię jak jakąś zabawkę.
- Bardzo mnie to cieszy, ale mów mi po imieniu ... inaczej czuje się staro - zaśmiałyśmy się.
- Dobrze. Długo zna Pa ... to znaczy .. długo się znacie z Michaelem?
- Oo tak. Mieszkał u mnie, gdy był dzieckiem. Przyjechał wtedy z braćmi i Josephem do Los Angeles. Zaopiekowałam się nim i jego braćmi .. od początku wiedziałam, że ma ogromny talent i zrobi karierę - patrzyła się przed siebie. Wyglądała jak by powróciła na chwilę do tamtych lat. Uśmiechała się przy tym.
- To Ty Go namówiłaś, żeby zaczął solową karierę?
- Można tak powiedzieć. Jackson 5 było bardzo sławne, ale wiedziałam, że Michael się nie rozwinie w pełni przy braciach. Wyszło mu to na dobre.
- To prawda ... nie był zadowolony z dzisiejszego występu.
- Domyślam się. Nie chce wracać do przeszłości, ale Oni viągle chcą Go zatrzymać przy sobie. Wiedzą, że bez niego ten zespół praktycznie nie istnieję.
- Też tak powiedziałam, gdy sie kłócił z Jermem.
- Naprawdę? O co? - i po co ja zaczęłam ten temat?
- O ... o mnie.
- Podrywał Cię, prawda? - pokiwałam głową - Zawsze taki i jak widzę nic się nie zmienił.
- Niedawno Nas przeprosił.
- Coś takiego - zamyśliła się na chwilę jak by wiedziała o czymś czego my nie wiedzieliśmy.
- Może zmądrzał - nie odpowiedziała. Nagle pojawili się moi rodzice, Sally, Janet i Toya. Przywitałam się z nimi, a Oni potem z Dianą. Każdy usiadł na swoim miejscu. Przed samym rozpoczęciem występu przyszła Pani Jackson i ... jej mąż. Spojrzał się na mnie triumfalnie. Siedziałam pomiędzy Janet, a mamą Michaela. Nie czułam się zbyt pewnie, pomimo, że siedział za swoją żoną. Nie bardzo wiem co mówiła osoba, która zapowiadała ich występ, bo byłam skupiona jak się jeszcze bardziej od niego oddalić. Dziewczyny zgodziły się abym przesiadła się pomiędzy Sally, a Dianą. Spojrzała się na mnie zaskoczona. Może to dziwne, że nie usiadłam przy rodzicach, ale przy Dianie czułam się naprawdę pewniej. Nie wiem dlaczego. Spojrzałam się na scenę. Na wielkim ekranie puścili małego Michaela jak występował z braćmi. Był taki słodki, że się mimowolnie uśmiechnęłam. Gdy film się skończył, na scenę wbiegł Mike i za nim pozostali. Wyglądał olśniewająco i to dosłownie. Jego strój błyszczał w świetle reflektorów. Widziałam jego uśmiech na twarzy, gdy śpiewał. Był w swoim żywiole. Chwilę potem nastąpiła bardzo wzruszająca chwila. Pojednanie braci podczas I'll Be There. Jerma mikrofon nie działał. Mike podsunął mu swój i złapali się za ręce, a potem objęli. Bardzo się cieszyłam, że między nimi jest już wszystko dobrze. Gdy piosenka dobiegła końca, pożegnał się z braćmi i pozostał na scenie. Powiedział parę słów i zaczęło lecieć Billie Jean. Ludzie od razu wstali i zaczęli klaskać w rytm. Tego się po nim nie spodziewałam. A gdy zaczął się posuwać do tyłu. to już w ogóle ludzie zwariowali, a mnie zamurowało. Muzyka ucichła, a On stał jeszcze chwilę na scenie. Wszyscy łącznie z nami wstali i bili mu brawo. Ależ miałam uzdolnionego faceta. Po tym jak zszedł ze sceny za kulisy wszystko się uspokoiło.
- Przepraszam Cię kochana, ale muszę iśc się przygotować do występu - powiedziała Diana.
- Ty też będziesz?
- A co myślałaś, że zmarnuje taką okazję? Nigdy w życiu - uśmiechnęła się i poszła.
- Widziałaś Go? - zachwycała się Sally.
- Tak - odpowiedziałam dumnie.
- Jest niesamowity.
- Ej! Nie zapominaj, że jest mój, a Ty masz Randiego.
- Hehe pamiętam o tym, ale Randy nie jest mój.
- Na razie.
- Tęskiniłaś? - usłyszałam znajomy głos i się odwróciłam.
- A co Ty tutaj robisz?
- Cóż za entuzjazm z zobaczenia ukochanego.
- Dobrze wiesz, że się ciesze, ale myślałam, że nie będzie Cię do końca - usiadł na miejscu Diany.
- Chcę zobaczyć występy innych i być przy Tobie - wychylił się, żeby spojrzeć na Josepha.
- Byłeś niesamowity i co to było?
- Masz na myśli ten krok?
- Tak ... nigdy czegoś takiego nie widziałam.
- To się nazywa ''Księżycowy Chód'' Podobało Ci się?
- żartujesz? To było coś niesamowitego.
- Nic trudnego.
- Może dla Ciebie.
- Nauczę Cię, ale lekcje kosztują.
- Hmm ... więc chyba mnie nie stać.
- Dam Pani 50% zniżki.
- Nawet w takim miejscu nie umiesz się opanować?
- Zwłaszcza w takim, gdy jesteś tak ubrana.
- Jak byś nie zauważył, to wszystkie kobiety są tak ubrane.
- Ale ja nie patrze na inne, bo mam Ciebie i żadna inna nie dorównuje Ci do pięt.
- Ty już się nie podlizuj - zaśmiał się.
- Nie muszę się podlizywać.
- Jesteś za bardzo pewny siebie - przestaliśmy gadać, bo zaczął się kolejny występ. To wszystko trwało jakieś dwie godziny. Potem miał być jeszcze bankiet. Najchętniej bym już poszła do domu, ale nic nie mówiłam ze względu na Michaela. Różni ludezie podchodzili do Nas i gratulowali Michaelowi - Pójdę usiąść - powiedziałam.
- Dobrze .. za chwilę do Ciebie dołączę - był zmęczony, ale dobrze się trzymał. Usiadłam na bardzo wygodnej kanapie. Chciałam na chwilę ściągnąć te szpilki, bo już mnie nogi bolały, ale nie wypadało. Musiałam jeszcze trochę pocierpieć. Długo nie musiałam czekać na towarzystwo. Janet, Toya i Sally przsiadły się obok.
- Co się chowasz? - zapytała Toya.
- Chciałam trochę odpocząć. Was też tak bolą nogi?
Mnie okropnie - Janet złapała się za stopę.
- Mogę się dosiąść? - to była Diana.
- Pewnie - odpowiedziałam. Chwilę wszystkie gawędziliśmy. Mike i Randy postanowili nam przerwać babską rozmowę. Randy usiadł przy Sally, a Mike przy mnie.
- Jesteście parą? - zapytała się ich.
- Yyy ... nie ... - Sally się plątała w słowach.
- Dopiero się poznają - odpowiedziałam za nią.
- Aha - wszyscy znaleźli wspólny język i świetnie się dogadywaliśmy. Diana była bardzo sympatyczna. Niestety dwie osoby postanowiły to przerwać. Najpierw podeszła do Nas Brooke. A tak w ogóle to skąd się Ona tutaj wzięła? Wcześniej jej nie widziałam.
- Witaj Diano - przywitała się.
- Jak śmiesz w ogóle tutaj przychodzić? - odpowiedziała. Wszyscy byliśmy w szoku, bo się tego nie spodziewaliśmy.
- Nie rozumiem.
- Myślisz, że zapomniałam jak potraktowałaś Michaela? Szanowałam Cię i lubiłam. Myślałam, że jesteś prawdziwą przyjaciółką Michaela, ale się myliłam. Zejdź mi z oczu.
- Ale ..
- Powiedziała coś! - teraz ja się odezwałam, bo zaczęła mnie już drażnić.
- Znowu zaczynasz? - postawiła się. No proszę bardzo.
- Sam widzisz, że mnie prowokuje - zwróciłam się do Michaela.
- Spokojnie - głaskał mnie po dłoni. Ta wierzba jeszcze stała i się gapiła. Dziewczyny też były wkurzone, a zwłaszcza Janet.
- Na co czekasz? Wracaj do swojego towarzystwa - powiedziała Diana. Popatrzyła się i odeszła - Ma tupet.
- Ona jest bardziej tępa niż myślałam - powiedziałam. Zoabczyłam, że w naszą stronę idzie ... Madonna?! - Kolejne kłopoty - wskazałam głową.
- Cześć Michael - powiedziała. Nie odpowiedział. Nawet na nią nie patrzył - Dlaczego się do mnie nie odzywasz?
- Nie rób scen - powiedział, nie patrząc na nią.
- Dlaczego nie? Niech wszyscy się dowiedzą, że wyrzekasz się własnego dziecka! - spojrzał na nią wściekłym wzrokiem.
- Daruj sobie ... nikt Ci nie wierzy.
- Nie bądź taki pewien.
- Już Ci mówiłem, żebyś skończyła z tym cyrkiem.
- Masz szczęście, że jesteś w ciąży - powiedziałam przez zęby.
- Z Twoim facetem, ale już niedługo to się zmieni.
- Dobrze pomarzyć, co?
- Daj mi święty spokój.
- Jak długo zamierzasz tak kłamać? - zapytała się Michaela.
- Słucham?! Jedyną osobą, która kłamie jesteś Ty! - nic więcej nie powiedziała, tylko odeszła - Mam tego dość!
- Proszę o uwagę - Madonna weszła na podest i powiedziała do mikrofonu - Halo! Tutaj jestem! Może byście byli łaskawi na mnie spojrzeć! - powiedziała do publiczności. Wiedziałam, że jest ograniczona i bezczelna, ale nie wiedziałam, że do tego stopnia. Wszyscy odwrócili się w jej stronę - Wielkie dzięki.
- Co Ona robi? - zapytał Mike.
- Nie mam pojęcia.
- Mam pytanie do Panów - kontynuowała - Jak byście zareagowali, że zostaniecie wkrótce tatusiami? - nikt nie rozumiał o co jej chodzi - Pytam poważnie. Byli yście szczęśliwi? - facecie pokiwali głowami, przynajmniej większość - Niestety nie wszyscy tacy są ... wyobraźcie sobie, że niektórzy nawet nie chcą się przyznać do dziecka. Jak wiecie .. jestem w ciąży, ale wychowam je sama, bo ... - zaczęła sztucznie płakać - Jego ojciec się Go wyrzekł - ludzie zaczęli coś do siebie gadać - a ojcem jest .... Michael Jackson - wszyscy spojrzeli się w naszą stronę - Myślałam, że jest porządnym facetem, ale się myliłam. Nie wiem dlaczego to robi ... mi naprawdę na nim zależy, ale On ma mnie gdzieś - poczułam jak Mike zaciska ręce w pięści. Był wściekły, ja też.
- Braciszku ... - zaczęła Janet - Wiem, że Ci obiecałam, że już nigdy nie zrobię niczego głupiego, ale chyba nie uda mi się dotrzymać obietnicy - wstała z miejsca i przeszła obok Nas. Szybko ruszyłam i ją zatrzymałam.
- Janet .. nie warto.
- Jak Ona może tak kłamać?!
- Posłuchaj mnie ... ja też jestem wściekła, ale nie możemy z nią zrobić, to o czym myślimy. Wracajmy na miejsce - objęłam ją ramieniem w obawie, że zaraz tam poleci i ją zabije.
Zeszła już z podestu. Mike był zamyślony. Dotknęłam jego policzka - Kochanie? Spójrz na mnie - nie zrobił tego, więc sama odwróciłam jego głowę w moją stronę - Wszystko w porządku?
- Nie ... nic nie jest w porządku. Muszę tam iść - zanim zdążyłam zareagować, On już stał na tym podeście - Chciałbym coś powiedzieć - zaczął - To co mówi ta Pani jest nieprawdą. Nie wiem dlaczego to robi, ale nic mnie z nią nie łączyło ... nie spałem z nią. Nigdy nie porzucił bym własnego dziecka, ale Ono nie jest moje. To tyle z mojej strony. Dziękuje - zszedł i wrócił na swoje miejsce. Na sali zrobiła się straszna cisza. Bankiet trwał już od ponad godziny. Goście jak by zapomnieli o tym incydencie i zaczęli się dobrze bawić - Mogę Panią prosić do tańca? - uśmiechnął się i wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Z przyjemnością - poszliśmy na środek sali. Zarzuciłam ręce na jego kark, a On mnie złapał w pasie.
- Tym razem bez uniku? - zapytał z uśmiechem.
- Jeszcze pamiętasz?
- Trudno zapomnieć .... ależ Ty seksownie wyglądasz - zamruczał mi do ucha.
- Tylko nie zaczynaj.
- Nic na to nie poradzę ... nie mogę się doczekać aż pojedziemy do domu.
- Dlaczego? Czyżby miał Pan jakieś nieprzyzwoite plany wobec mojej osoby?
- żeby Pani wiedziała i to bardzo nieprzyzwoite.
- Zaczynam się bać.
- Jeżeli będzie Pani posłuszna, to nie ma się czego Pani obawiać.
- Postaram się - krótko mnie pocałował. Po skończonym tańcu, usiadłam na swoje miejsce, a Mike poszedł do gości ponieważ Go wołali. Nie chciało mi się już tutaj siedzieć. POza tym chciałam spędzić z nim trochę czasu na osobności. Postanowiłam przyspieszyć nasz powrót.
- Nudzisz się? - zapytał i usiadł przy mnie.
- Glowa mnie boli. Możemy już wracać?
- Oczywiście ... tylko uprzedzę innych - zaczekałam na niego i już po chwili siedzieliśmy w limuzynie - Mocno Cię boli? - zapytał z troską. Uśmiechnęłam się.
- Nie bardzo - usiadłam na nim okrakiem.
- Co Ty robisz? - zaśmiał się - Udawałaś?
- Powiedzmy, ale chyba wolisz spędzić czas ze mną niż z nimi?
- Jak najbardziej - zaczął mnie całować po szyi - Trzeba było od razu mi powiedzieć - wsadził dłoń pod sukienkę.
- Wolniej ... musisz wytrzymać do domu.
- Trzeba było nie zaczynać - miał rację. Z nim to najgorzej było zacząć. Przez resztę drogi się całowaliśmy - Co tak długo? - nacisnął guzik dzięki któremu miał kontakt z kierowcą.
- Już prawie jesteśmy - odpowiedział. Dosyć szybko znaleźliśmy się w domu. Ledwo zdążyłam zamknąć za nami drzwi, a Mike już się wpił w moje usta.
- Opanuj się tygrysie.
- Nie mam zamiaru - przywarł mnie do ściany, ale delikatnie i zaczął podwijać moją sukienkę. Nagle usłyszeliśmy coś z góry. Oboje się spojrzeliśmy w stronę schodów.
- Słyszałeś?
- Tak ... pójdę sprawdzić.
- I chcesz mnie zostawić samą? Nigdy w życiu - wzięłam Go pod rękę. Nie miał wyboru i musiał iśc ze mną. ściągnęłam szpilki i szłam za nim. Weszliśmy na górę. Było słychać jakieś pukanie. Podążaliśmy za tym odgłosem. Bałam się jak nie wiem.
- Zaczekaj tutaj - powiedział. Staliśmy przed drzwiami do sypialni dla gości. Wszedł tam. Usłyszałam, że kazał mi wejść i tak zrobiłam - To tylko okno - podeszłam do niego i się wtuliłam.
- Bałam się.
- Już nie masz czego - głaskał mnie po włosach.
- Idziemy do mnie?
- Czytasz mi w myślach - uśmiechnął się i wziął mnie na ręce.
- Wariat - zaśmiałam się.

Minęło kilka dni od Motown 25. Mike był przez cały czas zajęty i wracał wieczorami. Najpierw narzekałam, że za mało poświęca się pracy, a teraz, że za dużo. Tak nie było. Cieszyłam się, że w końcu zaczął normalnie pracować. Listów z pogróżkami nie było od tamtego czasu. Może zrozumiał, że nic nie wskóra i przestał? Miałam taką nadzieję. Mama miała dzisiaj wizytę u fryzjera, a tata musiał jechać do studia. Miko siedział właśnie ze mną w domu. Zrobiłam obiad, tylko dla nas obojga, bo inni wrócą pewnie wieczorem. Nudziło mi się, więc obejrzeliśmy z Miko jakiś film, a potem zagraliśmy w karty. Było przy tym dużo śmiechu. Bo ciągle mówił, że oszukuje. Nagle dostał sms'a.
- To Mike.
- Co pisze?
- że mam przyjechać do studia ... dziwne.
- Dlaczego? W końcu to Twój szef. Jedź.
- Coś mi tu nie gra.
- Oj nie przesadzaj. Jeżeli Ci każe, to znaczy, że to coś ważnego.
- Przecież kazał mi Cię pilnować ... On nie zmienia zdania ta po prostu.
- Ale najwidoczniej jest jakiś powód. Jedź już. Nic mi nie będzie.
- W sumie .. Michael wie co robi.
- No właśnie - zabrał kluczyki i wyszedł z domu. Pięć minut później dostałam wiadomość od Michaela, że niedługo będzie. Kompletnie nic nie rozumiałam. Przecież Miko nie dojechał by w pięć minut. Co tu jest grane? Potem zadzwoniła mama, że już jedzie taksówką i mam wyjść pomóc jej z zakupami. W tym czasie poszłam zrobić kolacje. Nie było mi to dane, bo ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć i tego się nie spodziewałam. To był ... Joseph.
- Miło Cię widzieć - powiedział.
- Czego Pan chce? Michaela nie ma.
- Wiem ... jesteś zupełnie sama w domu - powiedział dziwnym głosem.
- Proszę stąd iść albo zadzwonię na policje! - chciałam zamknąć drzwi, ale wsunął stopę między drzwi.
- Nie ładnie tak się odzywać - wepchnął się do środka i zatrzasnął drzwi. Modliłam się aby ktoś wrócił - Mówiłem mu, że to Ty zapłacisz za jego błędy. Nie wierzył i to był błąd - złapał mnie za ramiona.
- Puszczaj! - szarpałam się z nim - Zaraz wróci Miko! - myślałam, że uwierzy.
- Chciałabyś ... ten dupek pojechał do studia i prędko nie wróci.
- To Pana sprawka, tak?! To Pan wysłał mu wiadomość, a nie Mike!
- Bystra jesteś.
- Michael zaraz wróci!
- Zamknij się suko! - rzucił mnie na komodę. Upadłam całym ciałem na podłogę - Załatwimy to szybko - podszedł i uderzył mnie w pięści w twarz, potem drugi raz. Podniósł mnie za swoją wysokość i uderzył w brzuch. Wiedziałam, że to już koniec. Jego ciosy były bardzo mocne.
- Mi .. Mike Cię ... zabiję - udało mi się powiedzieć. Zaśmiał się głupkowato.
- Nie wydaje mi się - tym razem poleciałam na ścianę, uderzając w nią głową. Nie wiem jakim cudem pozostałam nadal przytomna. Kopnął mnie kila razy w żebra. Nachylił się nade mną - Gdybym miał więcej czasu, to bym Cię przeleciał - nie miałam siły odpowiedzieć. Uderzył mnie czymś w głowę i zobaczyłam ciemność. Ostatnia myśl jaka pojawiła się w mojej głowie to ''Kocham Cię, Mike''






















































16 komentarzy:

  1. O Boże! Naprawdę musimy czekać cały tydzień? Czy ty zawsze musisz tak kończyć notki? Nie przeżyję tego tygodnia ;____;

    OdpowiedzUsuń
  2. No niemoge w to uwierzyc! Niech Mike szybko wraca! Brak mi slow doslownie ten Johsep to kompletny swir! To mi cisnienie podnioslas. Poprostu jestem w szoku! Blagam niech ktos wroci do tego domu on nie moze skrzywdzic Rose, Michael go zabije. Przeciez to odrazu bylo podejrzane, ze Michael kazal Miko jechac do studia on nigdy by tego nie napisal bo by wiedzial, ze Rose bedzie sama. No normalnie juz sie nie moge doczekac kolejnej notki! :)
    Ps.ciesze sie, ze nareszcie jako pierwsza komentuje notke:)
    Pozdrawiam Michaelowa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A jednak jako nie pierwsza komentuje...szkoda:( no ale komentarz jest. Michaelowa:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ty możesz sie na Rose wyżywać no...;c

    Przyznaj sieXD

    żartuję.Notka świetna,jak zawsze.Nic dodać nic ującXD

    Terkasa

    OdpowiedzUsuń
  5. O boże wszechmogący, zabic tego, tego h**a ale już, Michael już sie tym zajmie. Błagam Rose muszi być cała. Ja nie przeżyje tego tygodnia. Ah spokój, notka oczywiście cudowna, oczywiście informuj mnie o nowych notkach. Link do bloga znasz? Jeśli nie to ci dam oto http://the-girl-is-mine.blogspot.com/.
    P.S Jakby co tam jest pierwsza częsć.

    OdpowiedzUsuń
  6. ... To straszne jak on mógł tak zrobić Rose. Nie wiem jak wytrzymam ten tydzień, jeszcze dla mnie tak ciężki, za dużo szkoły... Mam nadzieję że Rose się nic nie stanie i że Mike cos mu zrobi... Notka świetna, bardzo wywołała moje emocje...

    Pozdrawiam WiktoriaRose :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, no i stało się. Joseph jest bardzo zawzięty jak widzę. Ale chyba nie pozwolisz Rose umrzeć? Mam nadzieję.
    Wiesz, że krytyka czasami się przydaje? Hm.. Bo tak sobie myślę, że Mike jest tutaj za bardzo wyidealizowany. Jest taki... W jego osobowości nie ma tego smutku i tej inteligencji. Nie widzę, że on zna się na muzyce, fascynuje się jakąś książką albo analizuje obraz. Może sobie coś ubzdurałam, za dużo wymagam, mam złą wiedzę na temat MJ'a, ale tak mi się wydaje...
    Poza tym mam ci tyle do powiedzenia, że to jest tylko i wyłącznie twoje opowiadanie, twoja interpretacja osoby Jackson'a i możesz pisać co ci się żywnie podoba... Tylko tak sobie pisze jak ja to sobie wyobrażam. Broń Boże niczego nie chcę narzucać. Szanuję, że napisałaś już tyle, poświęcasz temu czas i myśli itd.
    Pozdr.
    Kluadia
    PS. Lubię twój styl.

    OdpowiedzUsuń
  8. O Matuńko!!!! Nie wiem co powiedzieć. Musiałaś w tym momencie skończyć? Ja teraz przez tydzień będę umierać ze strachu o Rose. Boziu mam nadzieję że nic poważnego jej nie będzie. Proszę dodaj jak najszybciej.
    Jacksonka

    OdpowiedzUsuń
  9. W takim momencie?! Cały tydzień?! Jak ja to zniosę...? Wiesz jak podnieść ciśnienie ;) Myślałam, że Michael oświadczy jej se na Motown ale nie... :( Szkoda ale nie wątpię, że warto poczekać. Błędów nie było tak dużo, ja zauważyłam tylko kilka. Jejku, no czekam już na tą nn ;)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  10. hej zapraszam na http://michael-and-rose-crazy-stories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Jenn babo jedna ja cię ukatrupie no musiałaś skończyc w takim momencie oj ty niedobra:macha paluszkiem: ale nim to zrobie to zabije papacia brrr grrrrrr Joseph ty dziadu jeden :[ :/ :/ Mike wracaj szybkooooo proszeee ..biedna Rose..:/ FJenn pisz szybciutko dalej ... czekam :D
    ~~ Dzwoneczek~~

    OdpowiedzUsuń
  12. Niech ten pieprzony Joseph pójdzie siedzieć... ;/ rany.. ryczę

    OdpowiedzUsuń
  13. Postać Josepha podnosi mi ciśnienie :D , powinni go zamknąć z daleka od ludzi ale notka jak zawsze świetna ! Diana

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej zapraszam na dwie nowe notki dirty diany na http://michael-story-about-amy-and-michael.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. O mój Boże! Musiałaś skończyć w takim momencie? Opowiadanie jest świetne, choć komentowałam pod dawnym rozdziałam i pędziłam dalej. Poprawię się. Będę komentować każdy kolejny rozdział. Obiecuję. Pozostaje mi tylko czekać do soboty. Uwielbiam Cię, wiesz?
    Gabi.

    OdpowiedzUsuń
  16. Co za skur**el z tego Josepha.. no... Jezusie kochany... Jak on wgl tak może obchodzić się z dziewczynami... On jest jakiś psychiczny... Powinien dostać dożywocie i nigdy nie wychodzić z paki,. Albo być pod nadzorem szpitala psychiatrycznego... :P Bo to co on wyprawia to nie jest normalne zachowanie...

    Co do Gali. No świetnie wypadła :) Aż sobie chciałam przypomnieć tamtą chwilę i oblookałam ten filmik z Motown 25 :)
    Hehe, Rose poznała Dianę Ross :) Ale jej zazdroszczę. Dina to taka wydaje mi się być taka fajna kumpela :)

    A co tam ta jędza Brookie robiła? A Madonna? I wgl jak śmiała mówić takie brednie innym i to wszem i wobec... Dobrze, że Mike to sprowtował... Ło jesssuuu....

    Ahhh... I potem ten taniec... I jazda w limuzynie.. I potem w domu mrrr,,,,, :diabel: Mike ale z Ciebie jest zwierzak :diabel: :P ^^
    I jak mogłaś im przerwać w takim momencie kiedy zaczynała się niezła scenka :P :D

    Jenn, jak zwykle pokazałaś kawał dobrej roboty :) Jak ja kocham czytać Twojego opka :)
    To takie uzależnające :P Ja zamiast się uczyć to mnie strasznie ciagnie to niego czytania :P :D

    Pozdrawiam. BAD25 :*

    OdpowiedzUsuń