sobota, 29 marca 2014

Bad Girl 46

Witajcie!
To może na początek napisze, że zrobiłam w końcu na górze zakładki ^^^ Możecie mnie powiadamiać w zakładce ''Wasze Blogi''
Już o tym pisałam, ale napisze znowu bo jedna osoba zadała pytanie. Otóż w opowiadaniu jest początek roku 1983. Wiem, że uważacie, że za szybko do siebie wrócili, ale nie chciałam już dłużej przeciągać ich pogodzenia się. Aha i Joseph się nie odczepi. Wręcz przeciwnie. Ale nie będę pisała żadnych szczegółów :) Dowiecie się w swoim czasie. Jeżeli to kogoś interesuje to z przyjacielem już jest dobrze, nawet bardzo, ale tym razem mam problem ze swoją kochaną rodzinką. Nie chcę Was zanudzać, ale może coś mi poradzicie. W tym roku skończę 21 lat i mój przyjaciel, którego znam od 3 lat zaprosił mnie na koncert Sylwii Grzeszczak do Sopotu. Ja mam blisko, ale On jakieś 300 km i jeszcze po mnie przyjedzie i odwiezie do domu. To znaczy prowadzić będzie jego kuzyn bo On ma dopiero 17 lat. Aha i znamy się przez neta. Przypadkowa znajomość. Gdy powiedziałam o tym rodzince to miałam w domu taki sajgon, że szkoda gadać. Mama gada, że mnie nie puści itp. I w ogóle to jest dziwna sytuacja. Same zaczynają ten temat, a potem wychodzi z tego kłótnia i każdy zostaje przy swoim. Do koncertu zostały jeszcze dwa miechy, ale muszę zacząć coś robić. Bilety już są kupione. To jest jakaś paranoja. Jeżeli ktoś był w podobnej sytuacji albo ma dla mnie jakąś rade to bardzo bym prosiła o napisanie do mnie na maila albo GG. Każda rada mi się przyda. Wybaczcie, że napisałam Wam o tym, ale sama już nie wiem co robić. Koniec ględzenia i zapraszam do czytania ;)

P.S. Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale tą notkę pisałam na tabku, a wiadomo, że jest trochę inaczej niż na kompie. Tylko nie bijcie mnie za to co teraz powiem, ale dla mnie naprawdę jest taka sobie ta notka.

********************************************************

Otworzyłam oczy. Czułam ciepło drugiej osoby. Spojrzałam w górę. Mike jeszcze spał, a ja nie miałam zamiaru Go budzić. Wyglądał na naprawdę zmęczonego. Na pewno przez ten tydzień nie sypiał zbyt dobrze, tak jak ja. Był taki uroczy i bym mogła patrzeć na niego godzinami. Jak zawsze był we mnie wtulony. Na nowo odkryłam jakie to wspaniale uczucie budzić się u boku swojego mężczyzny. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie mogłam odpowiedzieć bo bym Go obudziła. Drzwi się otworzyły. To była mama. Patrzyła się na nas z uśmiechem. Położyłam sobie palec na usta, żeby nic nie mówiła. Pokiwała głową i wyszła. Spojrzałam na zegarek. Było po 10. Patrzyłam się na niego i nie mogłam uwierzyć ... jak ja mogłam być dla niego taka podła? Jak mogłam powiedzieć, że Go nie kocham? Nie mogłam sobie tego wybaczyć. Zauważyłam, że się poruszył i otworzył oczy. Uśmiechnął się, gdy zobaczył, że nie śpię.
- Dzień dobry, kotku - powiedział.
- Dzień dobry ... jak się spało?
- Bardzooo dobrze, a Tobie? - przyciągnął mnie bardziej do siebie.
- Tak samo. Długo spaliśmy.
- Mieliśmy do tego prawo ... zwłaszcza ja.
- Tak? A to niby czemu?
- Bo się napracowałem.
- Pff ... też mi coś. Nie masz się czym chwalić.
- Za chwilę pożałujesz tych słów.
- Tak? A co jeżeli się nie boje?
- O nie moja droga. Tego już za wiele - zaczął mnie łaskotać.
- Nie! Mi .... Mike ..... przestań ..... haha ..... błagam - drzwi się niespodziewanie otworzyły i do pokoju wszedł tata.
- Nie śpicie już? To bardzo dobrze - zasłoniłam się bardziej kołdrą, a Mike przestał mnie łaskotać - Wiecie może do kogo należy ta koszula i marynarka? - pokazał nam oba przedmioty - To nie mój rozmiar, a leżały przy schodach - Mike zrobił się czerwony jak burak, a mnie brało na śmiech.
- To są rzeczy Michaela - odpowiedziałam.
- Tak myślałem, ale wolałem się upewnić. A coś mu się stało, że nie odpowiada?
- No nie! Daj im spokój - wparowała mama i zabrała ojca z pokoju. Puściła mi oczko i wyszła. Spojrzałam się na Michaela.
- Znowu się zaczyna - powiedział i opadł na poduszki.
- Wiedziałeś, że tak będzie. Za to wczoraj nadrobiliśmy zaległości - krótko Go pocałowałam i chciałam wstać.
- Gdzie się Pani wybiera? - przytrzymał mnie.
- Do kuchni. Zapytam się o coś mamy. Zaraz wrócę.
- Tylko nie dłużej niż 4 godziny.
- Bardzo śmieszne - wytknęłam mu język. Ubrałam szlafrok i wyszłam z pokoju. Był piątek, a ojciec nadal był w domu. Zdziwiło mnie to. Znalazłam mamę w kuchni.
- Wstaliście już? - zapytała.
- Na razie tylko ja. Mamo?
- Tak?
- Skąd wiedziałaś, że ... no wiesz.
- Nie rozumiem.
- Wysłałaś mi wczoraj wiadomość.
- A o tym mówisz. Po prostu wiem jak się kończy romantyczna kolacja z ukochaną osobą. I chciałam Wam trochę pomóc. Wiem jak to jest, gdy mieszka się z rodzicami. Trzeba korzystać z okazji - uśmiechnęła się i wróciła do zajęcie, które wykonywała wcześniej.
- Jesteś okropna - zaśmiałam się - A co się stało, że tata jest w domu?
- Sama chciałabym wiedzieć - akurat wszedł do kuchni - O wilku mowa. Twoja córka i Twoja jak mniemam żona, chciałybyśmy wiedzieć co się takiego stało, że nie jesteś w pracy? Było trzęsienie ziemi, czy wybuchł pożar w wytwórni?
- A właśnie, że nie. Pomyślałem sobie ... może byśmy wyjechali do naszego domku za miastem, co? Ty i Mike byście odpoczęli, a mnie i mamie też się przyda odrobina świeżego powietrza. Byśmy pojechali już dzisiaj i wrócili w niedziele wieczorem.
- Zapytam się Michaela. A mogłabym zabrać Sally i jeszcze kogoś?
- Pewnie. Pokoi jest dużo i wszyscy się pomieścimy.
- Ok. To ja idę do siebie, a na śniadanie przyjdziemy gdzieś na pół godziny - gdy weszłam do pokoju, Mike jeszcze leżał - Nie wstajesz, śpiochu?
- Za chwilę. Chodź do mnie - weszłam pod kołdrę i wtuliłam się w niego.
- Co byś powiedział na wyjazd za miasto?
- Z Tobą wszędzie. A dokładniej?
- Ojciec zaproponował, żebyśmy pojechali do naszego domku za miastem i możemy jeszcze kogoś zabrać.
- Dobry pomysł. Muszę tylko jechać po kilka rzeczy. Kogo chcesz zabrać?
- Pomyślałam o Sally. Pamiętasz, że chcieliśmy ją wyswatać z Randym?
- Pamiętam. O to może jego też weźmiemy.
- Właśnie chciałam to powiedzieć. Ale dziewczyny też będą chciały jechać jak się dowiedzą.
- To co. Będzie wesoło.
- Zadzwonię do Sally, żeby przyszła za godzinę.
- Ok - wykręciłam do niej numer i czekałam aż odbierze.
- Tak? - w końcu odebrała.
- Cześć to ja - odpowiedziałam - Możesz przyjechać za godzinę do mnie?
- Oczywiście .. stało się coś? - wyczułam w jej głosie strach.
- Dowiesz się jak przyjedziesz - rozłączyłam się - Jestem bardzo ciekawa jej reakcji - Telefon Mike'a zaczął dzwonić. Niechętnie odebrał.
- Halo? Tak Janet nic mi nie jest. Gdzie jestem? - spojrzał się na mnie z uśmiechem - Sama się przekonaj - podał mi telefon.
- Cześć Janet - powiedziałam.
- Rose? - zdziwiła się - Chcesz mi powiedzieć, że Mike jest u Ciebie?
- Tak .. od wczoraj.
- Normalnie nie wierzę. Bardzo się cieszę.
- Ja też. Mike przyjedzie na chwilę do domu i o czymś Ci powie.
- Ok.
- Do zobaczenia - rozłączyłam się.
- Nawet nie wiesz jaka była zdenerwowana, że nie wróciłem na noc.
- Nie dziwię się. Wstajemy.
- Już?
- Oj nie leń się tak. Im szybciej wyjedziemy, tym więcej będziemy mieli czasu dla siebie.
- Też racja - wstaliśmy. Mike ubrał szlafrok, a ja chciałam iść do łazienki. Nie zdążyłam. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Co robisz?
- A nie widać?
- Nie ma czasu na obściskiwanie się.
- Na to zawsze jest czas - zarzuciłam mu ręce na kark. Mało brakowało, a by mnie pocałował. Niestety ktoś postanowił nam przeszkodzić. Jednak nie spodziewałam się, że to będzie Sally. Weszła do pokoju, spojrzała. Powiedziała przepraszam i wyszła. Po chwili wróciła. Roześmialiśmy się.
- No nie wierze. Normalnie Was kocham - zaczęła nas przytulać - Jak to możliwe, że nic nie wiedziałam?
- Wczoraj nie miałam czasu - spojrzałam się wymownie na Michaela.
- Domyślam się. Już Wam nie przeszkadzam - chciała wyjść.
- Miałaś być za godzinę, a minęło jakieś 15 minut.
- Myślałam, że coś się stało i od razu przyjechałam, ale tego się nie spodziewałam.
- Powinnaś się cieszyć - odezwał się Mike.
- Bardzo się cieszę - wyszła z uśmiechem na twarzy.
- Myślisz, że wyjdzie jej z Randym? - zapytałam.
- Mam nadzieję. Oczywiście ja miałem mnóstwo szczęścia, że trafiłem na Ciebie, ale Sally chyba też nie jest taka zła.
- Pewnie, że nie jest. Nie miała po prostu szczęścia do facetów. Dobra dosyć tej gadki.
- Masz rację. Są przyjemniejsze rzeczy niż rozmowa - zaczął się do mnie przybliżać, ale położyłam mu dłoń na ustach.
- Później. Teraz musimy się spakować i wziąć prysznic, a Ty musisz jechać po swoje rodzeństwo. Dobrze, by było, gdybyśmy wyjechali o 12 bo jedzie się jakieś dwie godziny.
- To musimy się spieszyć.
- Nareszcie mówisz do rzeczy - poszłam do łazienki, a Ten za mną - Chcesz czegoś?
- Pomyślałem, że było by szybciej, gdybyśmy wzięli razem prysznic.
- I chcesz mi wmówić, że tylko o to Ci chodzi? - uniosłam jedną brew do góry.
- A o co innego?
- Ty już dobrze wiesz.
- Oj już daj spokój. Będę grzeczny.
- I tak Ci nie wierze - weszliśmy do kabiny. Tak jak myślałam. Chodziło mu po głowie tylko jedno. Składał pocałunki na mojej szyi, a mi ciężko było być obojętną. Na szczęście Sally zaczęła pukać do drzwi i ględzić ile to można się myć. Był niezadowolony, ale nic nie mówił.
- Gdybym wiedział jak wczorajsze spotkanie się skończy, to bym wziął coś do przebrania.
- Nawet ja nie wiedziałam, ale tak się składa, że mam dla Ciebie jedną część garderoby - wyciągnęłam z szuflady bokserki i mu je dałam.
- Skąd to masz? - zdziwił się.
- Sally mnie zaciągnęła do sklepu z męską bielizną, gdy byłam z dziewczynami w centrum.
- No chyba, że tak.
- A co myślałeś?
- Nie .. nic - domyślałam o co mu chodziło, ale nie drążyłam tego tematu. Ubrani zeszliśmy na dół. Sally siedziała w jadalni.
- No nareszcie. Ile można na Was czekać?
- Było by dłużej, ale nam przeszkodziłaś - tego się po Michaelu nie spodziewałam.
- No bardzo przepraszam.
- Nie zwracaj na niego uwagi.
- Pewnie - odpowiedział i poszedł do kuchni. Co On taki wrażliwy się zrobił? Poszłam za nim.
- Jesteś zły?
- Nie.
- To o co chodzi? - położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Nie wiem .... powinienem być szczęśliwy, że znowu jesteśmy razem, ale ... sam nie wiem.
- Powiedz szczerze ... nie chcesz być już ze mną? - spojrzał się na mnie.
- Oczywiście, że chcę ... po prostu myślałem, że już nigdy Cię nie zobaczę i musi mi się to poukładać w głowie, że znowu jesteś obok .. kocham Cię - przytulił mnie.
- Ja Ciebie też - usłyszałam dzwonek do drzwi - Pójdę otworzyć - poszłam zobaczyć kto to, ale tego się nie spodziewałam - Jermaine? Co Ty tutaj robisz?
- Przyjechałem do Ciebie.
- Słucham? O czym Ty mówisz?
- Nie udawaj. Wiem, że nie jesteś z Michaelem.
- To nie twoja sprawa - wkurzyłam się.
- Mylisz się. Widzę jak na mnie patrzyłaś za każdym razem.
- Co Ty pieprzysz?! Niby kiedy?!
- Zawsze. Wiem, że przy Michaelu udawałaś i nie jestem za to zły.
- Jesteś jakiś psychiczny! Po co ja w ogóle z Tobą gadam - zamknęłam mu drzwi przed nosem. Odeszłam kawałek dalej i usłyszałam, że drzwi się otwierają. Odwróciłam się i to był On.
- Dlaczego taka jesteś? Po co te gierki?
- Odpieprz się ode mnie!
- Daj spokój. Nie zachowujmy się jak dzieci - przyciągnął mnie do siebie. Próbowałam mu się wyrwać, ale nie dałam rady - Przyjadę po Ciebie o 20 i pojedziemy do hotelu. Będzie miło ... zobaczysz - to nawet nie było pytanie.
- Puszczaj mnie do cholery! - wydarłam się. Mike wyszedł z kuchni.
- Co się st ... Jermaine?!
- Mike? - jakie było jego zdziwienie - Co Ty tutaj robisz?
- To ja chciałbym wiedzieć co Ty tutaj robisz i dlaczego obmacujesz moją kobietę!! - warknął i się zbliżył.
- Nie powiedziała Ci?
- O czym?!
- Nie słuchaj Go - zaczęłam się bronić - I puść mnie w końcu, dupku!
- Właśnie! - Mike Go odepchnął - Ni Ci nie zrobił? - zwrócił się do mnie.
- Nie - przytuliłam się do jego ramienia.
- Czego od niej chciałeś?!
- Umówić się - powiedział na luzie. Przez ten hałas do holu weszli rodzice.
- Zbliż się jeszcze raz do Rose, a przysięgam, że Cię zabiję! - zaczął się do niego wyrywać, ale udawało mi się Go powstrzymać.
- Jeszcze zobaczymy.
- Co powiedziałeś?!
- Zobaczymy kogo woli. Już raz ją zawiodłeś i to się powtórzy, a wtedy ja wkroczę i będzie moja.
- Chyba śnisz! - powiedziałam wściekła.
- To Ty śnisz o mnie i nie zaprzeczaj.
- Spierdalaj stąd! - wrzasnął Mike. Spojrzałam się na niego zaskoczona. Nigdy nie przeklinał. No sporadycznie. Gdy się naprawdę wkurzył i to był właśnie ten moment.
- Chłopcy spokojnie - powiedział mój ojciec - Może powiecie o co tu chodzi?
- Przyjechałem umówić się z Pańską córką, ale mój braciszek nam przeszkodził - myślałam, że Mike zaraz wybuchnie. Już cały chodził z nerwów.
- Czy ja dobrze zrozumiałem? Chciałeś odbić własnemu bratu dziewczynę?
- Z tego co wiem to nie są już razem.
- To masz stare informacje!
- Michael spokojnie - uspokajał Go ojciec - Nie wiem w co grasz chłopcze, ale nie podoba mi się to i będzie lepiej jeżeli już wyjdziesz.
- W porządku .... do zobaczenia piękna - wyszedł.
- Co za sukinsyn! - Mike był nadal wściekły.
- Nic mnie z nim nie łączy. Coś sobie ubzdurał - tłumaczyłam się.
- Wiem ... On zawsze taki był.
- Koniec tematu - zarządził tata - Szykujcie się. O 12 wyjeżdżamy. Wszystkim nam się przyda trochę spokoju na świeżym powietrzu - poszedł razem z mamą na górę.
- Pojadę po swoje rzeczy i dodatkowy bagaż w postaci swoich kochanych siostrzyczek i braciszka.
- Przynajmniej Oni są normalni.
- A ja to co?
- Łącznie z Tobą - przyciągnął mnie do siebie i pocałował - Bądź już grzeczny i jedź po te rzeczy bo nigdy nie wyjedziemy.
- No dobra.
- Tylko bez żadnych bójek mi tam - zagroziłam mu palcem.
- Dobrze mamo.
- Mówię serio.
- Obiecuje, że mu nie przywalę. Poza tym i tak nie ma Go w domu.
- To dobrze, a teraz już uciekaj.
- Wyganiasz mnie? - zrobił smutną minkę.
- Nie śmiałabym, ale inaczej nie wyrobimy się.
- Ok. Postaram się szybko wrócić - cmoknął mnie i wyszedł. Poszłam na górę, żeby też się spakować. W tym całym zamieszaniu zapomniałam powiedzieć Sally o wyjeździe. Przyszła za mną do pokoju.
- O co mu chodziło? - zapytała i usiadła na łóżku.
- Nie mam pojęcia, ale On jest jakiś stuknięty. Zapomniałam Ci powiedzieć, dlaczego chciałam, żebyś przyjechała.
- Zamieniam się w słuch.
- Miło mi, że jesteś dla mnie taka miła.
- Bo zasłużyłaś na to. Bardzo się cieszę, że w końcu poszłaś po rozum do głowy.
- Ej! - oburzyłam się - Ale masz rację. Dobra bo nigdy nie powiem o co chodzi. Więc rodzice zaproponowali, żebyśmy wyjechali do naszego domku za miastem na weekend i zgodzili się, żebym Cię zabrała. Co Ty na to?
- Odpoczynek mi się przyda.
- Świetnie! Mike pojechał po dziewczyny i Randiego.
- Randy też będzie?
- Pewnie, a coś nie tak? - zapytałam podejrzliwie.
- Nie .. tylko .... On nie jest taki jak Jermaine, prawda?
- Jasne, że nie. On i Mike są wyjątkami. Nie znam Go za dobrze, ale z opowieści Michaela mogę tak przypuszczać.
- To dobrze.
- A teraz pomóż mi się spakować.
- O kurde! Przecież ja też się muszę spakować.
- Pomóż mi, a potem pojedziemy do Ciebie i wrócimy.
- Ok - szybciej się spakowałam dzięki Sally - Bikini też? - zdziwiła się.
- A co myślałaś. Mamy tam basen i jest podgrzewany.
- Faktycznie .. całkiem zapomniałam.
- No pięknie. Zapomniałam powiedzieć Michaelowi, żeby dziewczyny wzięły stroje - napisałam szybko sms-a do Mike'a i dokończyłam chować resztę rzeczy - No to mam już wszystko. Teraz jedziemy do Ciebie - pojechaliśmy samochodem Sally do jej domu i pomogłam się jej spakować. Samochód zostawiła w garażu i wróciłyśmy taksówką. Mike i reszta przyjechali po 10 minutach.
- Randy znasz Sally, prawda? - zaczął Michael.
- Tak - uśmiechnął się do niej - Miło Cię znowu widzieć.
- Ciebie też.
- Dobra .. to iloma samochodami jedziemy? - zapytał Mike mojego ojca.
- A ile nas jest łącznie?
- Osiem osób.
- Czyli cztery osoby do naszego i cztery do twojego. Sami zadecydujcie kto z nami.
- Ok - podszedł do mnie - I co robimy?
- Ja proponuje, żeby Randy i Sally pojechali z rodzicami. Pobędą trochę sami i w ogóle.
- Masz rację. Czyli dziewczyny jadą z nami - poszedł im powiedzieć na co bardzo się ucieszyły. Podeszły jeszcze do mnie i wyściskały.
- Za co? - zapytałam.
- Dobrze wiesz. Bardzo się cieszymy, że znów jesteście razem - powiedziała Toya.
- Powinnam raczej dostać lanie za swoje zachowanie, a nie przytulanie.
- Zgadzam się - powiedziała Sally bo usłyszała.
- Może i będzie - Janet szatańsko się uśmiechnęła.
- Wszystko macie? - zapytał tata.
- Tak! - wszyscy zgodnie odpowiedzieliśmy.
- No to jedziemy - torby były już w samochodach - Michael jedź za mną.
- Dobrze.
- I jeszcze po drodze musimy zrobić zakupy - powiedziała mama. Wszyscy zapakowali się do samochodu i ruszyliśmy. Sally, mama i ja weszłyśmy do supermarketu. Tata wolał zostać w samochodzie, a reszta nie mogła z nami iść ze względu na swoją sławę. Kupiłyśmy co trzeba. Miałyśmy aż pięć toreb i ledwo doszłyśmy do samochodów.
- Oj i czemu mnie nie zawołałaś? - powiedział Mike, gdy weszłam do samochodu.
- No jestem ciekawa jak byś to zrobił. Ludzie mieliby niezły widok, a jutro nagłówki we wszystkich gazetach '' Michael Jackson nosi zakupy ''
- Nie taki zły - pocałował mnie w policzek.
- Jak Ty coś powiesz - pokręciłam głową z uśmiechem - Jedź już.
- No właśnie. Na miejscu poflirtujecie - powiedziała Toya.
- Bardzo śmieszne.
- A może nie mam racji? - nie odpowiedzieliśmy - No właśnie - w czasie drogi nikt się nie odzywał. Ja z Michaelem przez cały czas trzymaliśmy się za ręce. Spoglądał na mnie co jakiś czas, ale udawałam, że nie widzę. Naszły mnie jakieś wątpliwości. Czy aby na pewno to się nie dzieje za szybko? Chciałabym z nim o tym porozmawiać, ale by mógł opacznie zrozumieć moje słowa. Nic nie będę mu mówiła. Po dwóch godzinach byliśmy już na miejscu.
- Ale tu pięknie - powiedział Mike.
- To prawda i jakie powietrze.
- To już wiem jak będziemy spędzać wieczory - przyciągnął mnie do siebie, gdy wysiedliśmy już z samochodu. Pocałowaliśmy się. Zupełnie zapomnieliśmy, że wszyscy się na nas gapią.
- Może zostawicie na później te czułości, a teraz pomożecie rozładować samochody, co? - powiedział Randy.
- Zazdrościsz? - odpowiedział Mike.
- Też coś.
- Dobra dobra - zanieśliśmy wszystkie rzeczy do domu, a zakupy do kuchni.
- Widzę, że trzeba tu trochę ogarnąć - powiedziała mama.
- I trzeba napalić w kominku. Chłopcy chodźcie do mnie - dużo ich nie było - Przed nami trochę pracy. Nasze dziewczyny zajmą się porządkami w domu i jedzonkiem dla swoich mężczyzn, a my pójdziemy na polowanie - Mike i Randy spojrzeli się na siebie - Żartowałem. Za tyłem domu w komórce jest dużo drewna do porąbania. Robiliście to już kiedyś?
- Ja tak, ale Randy raczej nie - odpowiedział Michael.
- Dla Randiego znajdziemy inne zajęcie. Chodźcie za mną. Wszystko Wam pokaże.
- Tylko się postarajcie bo nie dostaniecie jedzenia - zagroziła mama.
- Mam nadzieje, że moja córka będzie dla Ciebie lepsza - zwrócił się do Michaela. Dostał za to ścierką od mamy. Wyszli z domu. Byłam ciekawa jak Mike wyglądał podczas rąbania drewna i na chwile się zamyśliłam.
- Ziemia do Rose. Jesteś tam? - Sally pomachała mi przed twarzą.
- Co? A .. tak. Zamyśliłam się.
- I nawet wiem dlaczego - zachichotała Janet.
- Nie mądrz się tylko łap za szmatę i powycieraj wszystko z kurzu - rzuciłam jej ścierkę - Od razu mówię, że ja gotuje, a Wy znajdźcie sobie zajęcie.
- Ja bym wolała gotować niż robić porządki - naburmuszyła się Toya.
- Jesteś bardzo zabawna - zaśmiała się Janet - Zdajesz sobie sprawę, że szpital jest kilka godzin stąd?
- Ej! Pożałujesz tych słów!
- Dziewczyny! Spokój! Gotuje ja i mama i koniec tematu. Widzę, że same sobie nie poradzicie, więc tak. Sally jesteś najwyższa i zmienisz firanki. Janet zmienisz pościel we wszystkich pokojach, a Toya powycierasz kurze.
- A dlaczego to ja nie mogę zmienić pościel? - zapytała ostatnia.
- Bo by Ci się paznokcie połamały - dogryzła jej Janet.
- Znowu zaczynasz?! -Toya popchnęła Janet.
- Przestańcie! Mieliśmy spędzić miło czas, a wy się kłócicie. A róbcie co chcecie - poszłam do kuchni. Mama już powoli zaczynała rozpakowywać zakupy. Postanowiłam jej pomóc.
- Jak tam idzie?
- A daj spokój. Janet i Toya się posprzeczały o głupotę.
- Pogodzą się. To normalne.
- Tak, wiem.
- Bardzo się ciesze, że znów jesteście razem. Powiem Ci, że jak mi powiedziałaś co zrobił Mike, to nie uwierzyłam, że byłby do tego zdolny.
- To dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Matka zawsze trzyma stronę swojego dziecka nawet jeżeli się nie zgadza z jego zdaniem. Najważniejsze, że sama zrozumiałaś swój błąd i wszystko wróciło do normy.
- Trochę to trwało. Pójdę zobaczyć czy się nie pozabijały. Zaraz wrócę i Ci pomogę.
- Mamy dużo czasu - Sally zmieniała właśnie firany w salonie, a Toya wycierała półki. Poszłam na górę. Janet zaczęła zmieniać pościel.
- I jak Ci idzie? - zapytałam.
- Jakoś ... powiedz mi .... co Ty i Mike kombinujecie?
- Nie rozumiem.
- Nie udawaj. Nigdy Randy z nami nie jeździł, a teraz Go zabraliście. To ma coś wspólnego z Sally?
- Być może.
- No nie bądź taka.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, a teraz do roboty - wróciłam do kuchni. Po paru minutach wszedł Mike. Był w podkoszulce.
- Mogę prosić coś do picia?
- Zaraz Wam przyniosę - odpowiedziałam.
- Ok - uśmiechnął się i wyszedł. Nalałam do trzech wysokich szklanek pomarańczowego soku i poszłam zanieść. Zatrzymałam się i gapiłam na Michaela. Widziałam jak jego mięśnie pracowały, gdy podnosił siekierę i z całej siły uderzał w drewno - Kotek! - usłyszałam głos Michaela i się ocknęłam. Podeszłam do niego.
- Jaki kotek? - zapytałam.
- Właśnie koło mnie stoi.
- Ale czy kotek i misiu to na pewno dobrana para?
- A masz jakieś wątpliwości? Bo jak tak to musisz zostać ukarana.
- W takim razie nic już nie mówię - podałam mu szklankę z sokiem. Od razu wypił całą zawartość - A gdzie Randy i ojciec?
- Randy nosi drewno, a twój ojciec naprawia tranzystor, żebyśmy nie zostali bez prądu.
- Widzę, że Ty się najbardziej przemęczasz.
- Nie jest tak źle.
- Ubierz coś na siebie. Jesteś spocony i się przeziębisz.
- Nie martw się. Nic mi nie będzie - krótko mnie pocałował - Zostało mi jeszcze trochę i niedługo przyjdę.
- Ok. Zostawiam picie na stoliku - wróciłam do domu. Toya już skończyła swoją prace. Potem przyszła Sally i na końcu Janet.
- Jeszcze nigdy się tyle nie narobiłam - ględziła Toya - Spójrzcie na moje ręce.
- Nareszcie wiesz co to prawdziwe życie - Janet miała do niej jakieś pretensje.
- Nie zaczynajcie - złapałam się za głowę bo już nie mogłam tego słuchać. Poczułam, że ktoś mnie obejmuje od tyłu. Obejrzałam się i zobaczyłam uśmiechniętego Michaela - Szybki jesteś.
- Wiem - wyszczerzył się - Randy zaraz przyniesie drewno - całkiem zapomniałam, że miałam pomóc mamie. Poszłam do kuchni.
- Już jestem. Co robimy na obiad?
- Może lasagne? Dawno nie robiłyśmy
- Ok - usłyszałyśmy, że tata nas woła.
- Zapomnieliśmy o najważniejszym - był cały w smarach.
- W kopalni byleś? - przeraziła się mama - Won do łazienki! - wskazała łazienkę.
- Za chwile. Musimy wydzielić pokoje. Na górze są cztery sypialnie. Jedna jest nasza, więc macie do dyspozycji trzy. W jednym jest duże łóżku, a w dwóch dwa pojedyncze.
- To my bierzemy z tym dużym - powiedział Mike i cmoknął mnie w szyje.
- W takim razie Janet z Toya, a Sally z .... Randym - dokończyłam.
- Co? - zdziwiła się.
- Obiecuje, że będę grzeczny - odezwał się Randy.
- A spróbuj nie, to pożałujesz - zagroziła mu. Ja i Mike się zaśmialiśmy.
- Przypomina Ci to coś? - zapytał się mnie Mike.
- Aż za dobrze.
- To dobry znak.
- O czym mówicie? - dopytywała się Sally.
- Nieważne .... zresztą powinnaś wiedzieć - puściłam do niej oczko.
- No to już mamy połowę za sobą. Pozostali później wybiorą swoje pokoje. Teraz zabieram Panów nad basen. Trzeba zrobić tam porządek - Michael spojrzał się na mnie i wywrócił oczami. Zabrałam dziewczyny do kuchni i każda miała jakieś zajęcie. Oczywiście mniej odpowiedzialne od gotowania bo tym zajęłam się z mamą. Pokazała im gdzie jest zastawa stołowa. Chłopacy wyrobili się szybciej niż myślałam. Lasagna była już w piekarniku - Rose zejdziesz do piwnicy i przyniesiesz wino do obiadu?
- Do piwnicy?
- Tak ... przecież wiesz, że tam mamy wina.
- Pójdę z Tobą - zaoferował się Mike. Byłam mu za to wdzięczna. Nie uśmiechało mi się iść samej do piwnicy po tych wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce. Złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę piwnicy. Otworzył drzwi i chciał iść, ale ja miałam opory - Co jest? - zatrzymał się.
- Pamiętasz co było ostatnio?
- Tak, ale tym razem jest pełen dom i sprawne drzwi. Nie masz się czego bać - dotknął mojego podbródka.
- Jednak ...
- Spokojnie, skarbie. Mam pomysł. Randy! - zawołał Go.
- Wołałeś mnie? - po chwili był przy nas.
- Tak. Mógłbyś popilnować drzwi, żeby się nie zamknęły?
- Jasne.
- Dzięki. Szybko wrócimy. Widzisz ... teraz już naprawdę nie masz się czego bać - szepnął mi na ucho i wziął za rękę. Poszłam za nim, ale strach pozostał. Trzymałam Go mocno za rękę i co chwila się odwracałam, czy drzwi się nie zamknęły - Kochanie - zatrzymał się i wziął moją twarz w swoje dłonie - Wiem, że się boisz, ale jestem z Tobą i nic Ci nie grozi, słyszysz? Drugi raz bym nie pozwolił Cię skrzywdzić. Jesteś bezpieczna ... przyrzekam .... wierzysz mi? - patrzył mi przez cały czas w oczy.
- Wiesz, że tak.
- Nie wiem ... musisz mi to powiedzieć - uśmiechnął się.
- Tak .. wierze Ci i ufam ... zawsze ufałam.
- Od razu lepiej - pocałował mnie w nos i ruszyliśmy dalej. Stanęliśmy przed ogromnym składem przeróżnych win - O jacie!
- Niezłe, co?
- I to jak. W życiu nie widziałem tyle alkoholu ... chociaż nie mam ochoty na picie - skrzywił się.
- I nawet wiem dlaczego.
- Oj tam. To ile bierzemy?
- Myślę, że dwie butelki wystarczą ... no i może jedna białego.
- Niestety białego nie ma.
- To trudno. Chodźmy stąd - wyszliśmy. Odłożyliśmy wino na blat w kuchni. Akurat napatoszył się ojciec - Dobrze, że Cie widzę. Czy Ty zawsze musisz myśleć tylko o sobie.
- Słucham? - zdziwił się.
- Jest każdy rocznik wina, ale oczywiście białego nie ma.
- Przepraszam córeczko, ale dawno nie schodziłem do piwnicy i nie wiem co jest, a czego brak. Jak chcesz to zaraz pojadę do najbliższego miasteczka i kupie.
- To może ja pojadę? - odezwał się Randy.
- Nie no dajcie spokój. Z tak błahego powodu nie ...
- To żaden kłopot - Mike patrzył się na niego podejrzanie - Co się tak patrzysz?
- Podrywasz moją dziewczynę? - uniósł jedną brew do góry.
- Co? Nie .. naprawdę nie mam takiego zamiaru - zaczął się tłumaczyć.
- Mam nadzieje - po chwili się roześmiał - Stary .. spokojnie. Wiem, że nie zarywasz do Rose.
- Myślałem, że mówisz serio - widać było ulgę na jego twarzy. Ale Mike znowu zrobił się poważny.
- Ale pamiętaj ... nie będę patrzy spokojnie, gdybyś miał taki zamiar i tym razem nie żartuje.
- Nie jestem taki jak Jermaine.
- I lepiej się nie stawaj taki jak On.
- Bez obaw. No dobra .. to ja już pojadę.
- Zaczekaj! - to była Sally - Mogę jechać z Tobą?
- Jasne - spojrzałam się na Mike'a, a On na mnie. Nasz plan powoli zmierzał w dobrym kierunku - Dasz mi kluczyki od samochodu?
- A tak .. łap - rzucił mu.
- Niedługo będziemy.
- Nie spieszcie się - powiedziałam pod nosem. Wyszli.
- Zaniosę nasze rzeczy do pokoju - Mike wziął nasze torby i poszedł na górę. Poszłam za nim - Musze z Tobą o czymś porozmawiać - zaczął.
- Tak?
- Tak - wyciągnął z kieszeni opakowanie moich leków - Możesz mi powiedzieć co to ma znaczyć? - nie mówił tego ze złością.
- Moje tabletki.
- To wiem, ale dlaczego ich nie bierzesz?
- Biorę.
- Teraz Ty mnie okłamujesz. Nawet się po nie nie wróciłaś. Zobaczyłem je na umywalce w łazience.
- Zapomniałam.
- Przestań mi gadać głupoty! - podniósł głos - Nie chce, żebyś znowu wylądowała w szpitalu.
- Nic mi nie będzie.
- Masz racje bo od dzisiaj będę Cie pilnował i nie dopuszczę abyś lekceważyła zaleceń lekarza. Tu chodzi o twoje zdrowie, rozumiesz?
- Tak .... prawda jest taka, że nie chciałam ich brać bo .... bez Ciebie wszystko było bez sensu ... życie też nie miało sensu.
- Wiem co czułaś bo ze mną było dokładnie tak samo, ale teraz wszystko wróciło do normy i masz brać te tabletki ... zrozumiano?
- Tak jest - zaśmiałam się.
- Nie masz pojęcia jak się martwiłem, gdy leżałaś w szpitalu. Myślałem o najgorszym. Wiedziałem, że to przeze mnie zemdlałaś.
- To nie prawda.
- To się stało zaraz po moim telefonie.
- Skąd wiesz?
- Widziałem jak zabierało Cie pogotowie - był przybity, a nie chciałam tego.
- Kochanie .. - dotknęłam obiema rękami jego twarz - Lekarz jasno powiedział, że w każdej chwili mogłam stracić przytomność. Stres, czy zdenerwowanie nie odegrały żadnej roli.
- Naprawdę?
- Tak ... to nie jest absolutnie twoja wina - musiałam trochę skłamać. Nie chciałam, żeby się obwiniał. Lekarz powiedział, że zdenerwowanie się przyczyniło do utraty przytomności, ale Mike nie musiał znać prawdy. Wolałam, gdy był uśmiechnięty - Możemy już do tego nie wracać?
- Dobrze i przepraszam.
- Nic się nie stało. Chyba nam się uda wyswatać tych dwoje.
- Też tak uważam. Widziałaś jak Sally szybko się zerwała, żeby jechać?
- W końcu któraś ze stron musi zrobić ten pierwszy krok.
- Randy jest za bardzo nieśmiały. Tak jak ja.
- Tak jak Ty? Nie wydaje mi się.
- Jestem nieśmiały do obcych.
- Wiem skarbie - zarzuciłam ręce na jego kark - Ale w tej chwili nieśmiałość proszę schować - przybliżyłam twarz do jego i nasze usta się złączyły.
- W takiej chwili nie umiem być nieśmiały ... zwłaszcza w Pani obecności - przycisnął mnie do siebie i namiętnie pocałował.
- Rose ... - usłyszeliśmy i spojrzeliśmy w stronę drzwi - Ups ... przyszłam nie w porę? - to była Janet.
- Tak jak by - odpowiedział Mike, ale nadal trzymał mnie w objęciach.
- Wybaczcie. Rose mama Cie woła.
- Powiedz, że zaraz przyjdzie - znowu za mnie odpowiedział. Zostaliśmy sami.
- Ale pokój to wybrałeś najlepszy. Plus duże łóżko.
- Trzeba je wypróbować.
- Bądź grzeczny.
- Zawsze jestem.
- Idę zobaczyć co chciała mama.
- Pójdę z Tobą - zeszliśmy na dół.
- Mamo co się stało?
- Sally i Randiego coś długo nie ma. Michael może zadzwonisz do brata? Może coś się stało.
- Dobrze - wykręcił numer i czekał aż odbierze - Gdzie jesteście? ...... Ok .. czekamy - schował telefon do kieszeni - Będą za 10 minut.
- Akurat trafią na obiad - razem z Michaelem i dziewczynami, nakryliśmy do stołu. W tym czasie Sally i Randy zdążyli wrócić.
- Co tak długo? - zapytał Mike podejrzliwie.
- Nie prawda. Poza tym w sklepie była kolejka.
- Nie tłumacz się już - poklepał Go po plecach. Wszyscy usiedliśmy przy długim stole. Mike przed obiadem dał mi tabletkę i czekał aż połknę. Po obiedzie poszliśmy się przebrać w stroje kąpielowe. Oprócz rodziców. Toya i Janet jak jakieś dzikie wskoczyły do basenu. Potem ja i zobaczyłam, że za mną Sally. Woda była ciepła. Chciałam wypłynąć, ale nie mogłam. W nogach czułam jakieś mrowienie i nie mogłam nimi ruszyć. Machałam rękami, ale to było na nic. Woda ciągnęła mnie coraz bardziej w dół i myślałam, że to koniec. Powietrze mi się kończyło. Zobaczyłam, że Mike zanurkował po mnie i już po chwili trzymał mnie w ramionach. Wypłynęliśmy na powierzchnie. Łapałam łapczywie powietrze.
- Co się stało? - zapytał się Mike.
- Nie wiem ... nie czuje nóg - wciąż mnie trzymał i podpłynął do brzegu. Złapał mnie obiema dłońmi w talii i posadził na brzegu basenu. Po chwili też wyszedł i był przy mnie.
- Już lepiej?
- Nie - okrył mnie ręcznikiem.
- Co to może być? - był taki zmartwiony.
- Ja wiem .... to przez ten niedobór witamin. Lekarz mówił, że może się zdarzyć drętwienie kończyn i nie tylko.
- Możemy jakoś pomóc? - zapytał się Randy. Wszyscy jeszcze byli w basenie.
- Poradzimy sobie. Zaniosę Cie do pokoju - wziął mnie na ręce - Możecie zostać - wyszliśmy z pływalni. Gdy mama zobaczyła, że Mike mnie niesie, nieźle się przestraszyła.
- Boże! Co się stało?
- Nic takiego. Poślizgnęłam się i noga mnie boli. Przyłożę lód i przejdzie - Mike się na mnie spojrzał.
- No dobrze. Zajmiesz się Rose? - zwróciła się do Michaela.
- Oczywiście - pokiwała głową i poszła, a my skierowaliśmy się na schody. To znaczy Mike szedł. Położył mnie do łóżka.
- Dlaczego nie powiedziałaś jej prawdy? - zapytał.
- Bo by zaraz panikowała.
- No tak .... i jak się czujesz? - ujął moją dłoń w swoją.
- Chyba trochę lepiej.
- Na szczęście. Przygotuje Ci kąpiel. Co Ty na to?
- Wspaniale - uśmiechnęłam się. Poszedł do łazienki. To uczucie było nie do wytrzymania. Czułam się jak sparaliżowana. Sama jestem sobie winna. Mogłam brać tabletki. Trudno. Stało się.
- Kąpiel gotowa - wziął mnie znowu na ręce i wsadził do wanny. Uklęknął obok wanny.
- Przepraszam ... myślałam, że wypróbujemy łóżko.
- Nie przejmuj się takimi rzeczami. Najważniejsze, żeby Ci przeszło. Mogę zostawić Cie na chwilkę sama? Wezmę szybko prysznic.
- Misiu nie musisz mnie pilnować jak małe dziecko - pogłaskałam Go po policzku.
- Jak mi tego brakowało.
- Mnie też - pocałował mnie i wszedł do kabiny. Jakieś dziesięć minut później wyszedł w samym ręczniku na biodrach - Możesz się ubrać? - przestałam się na niego patrzeć.
- A dlaczego?
- Dobrze wiesz i już przestań.
- No dobrze - uśmiechał się łobuzersko i wyszedł. Wrócił już ubrany w dres - Jestem. Lepiej się czujesz?
- Już powoli wszystko wraca do normy.
- Ciesze się. Chcesz już wyjść?
- Tak - wyciągnął mnie z wanny i zarzucił ręcznik. Wieczorem już wszystko było dobrze. O 19 zeszliśmy na dół na kolacje. Po kolacji poszliśmy na spacer. Mogliśmy tutaj chodzić po dworze bez żadnych obaw, że ktoś rozpozna Mike'a. Nasz domek był na zupełnym odludziu. A wokół rozciągały się same lasy. Szłam tak wtulona w Michaela - Mój bohater - spojrzał na mnie i się zaczerwienił.
- Każdy na moim miejscu by zrobił to samo.
- Może.
- Wtedy jak leżałaś w szpitalu i byłaś nieprzytomna to ..... byłem u Ciebie. Twoja mama nie chciała się zgodzić, ale ją poprosiłem.
- Wiem o tym, ale dlaczego mi to mówisz?
- Przecież obiecałem, że będę mówił prawdę. I jest jeszcze coś .... pocałowałem Cie.
- Żartujesz?
- Nie ... po prostu nie mogłem się powstrzymać. Jesteś zła?
- No co Ty - stanęłam na palcach i Go pocałowałam - I jesteśmy kwita.
- Jesteś okropna.

- Też Cie kocham - pół godziny później wróciliśmy do domu. Przebraliśmy się w piżamy i położyliśmy do łóżka. Przed snem trochę porozmawialiśmy. Jakiś czas później okazało się, że Sisi zniknęła. Mike poszedł jej szukać i okazało się, że poszła sobie na spacerek. Wtuliłam się w niego i zasnęłam.

12 komentarzy:

  1. Fajnie, że pojechali do tego domku. Oby między Randym a Sally coś się pojawiło. Lubię ich :) Niech Rose już bierze te witaminy od lekarza, bo coś na serio jej się stanie. Nie masz racji, rozdział jest naprawdę świetny :)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka jak zwykle super! Mam nadzieje, że między Sally a Randym coś zaiskrzy XD
    Rozdział cudowny wiem, że to pisałem ale cóż.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy wiesz, ale ja i Julie założyliśmy bloga oto link http://michael-and-lisa-stories.blogspot.com/ a na The Jacksons nowa notka, jak coś to zapraszam.
    P.S sorrki , że pisze to tu a nie w " Wasze blogi" proszę nie badź zła i jak cos zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Notka fajna ;) ciekawa jestem czy coś wyjdzie z Sally i Jermainem xp cieszę sie ze Rose i Michaelowi znowu sie układa :)) czekam na następną ;) Zuzia

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooo! Jak słodko. Rose i Mike znowu są szczęśliwą kochającą się parą. Chyba każdy z czytelników na to czekał. Co do Sally i Randy'iego. Ciekawe, czy coś między nimi wyjdzie...Podsumowując notka genialna jak zawsze.
    Pozdram. Martuś.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, super, super! Jak ja sie ciesze ze Mike i Rose sa juz razem nareszcie! A Sally i Randy normalnie miodzio fajna by z nich byla para mam nadzieje ze cos z tego wyjdzie. Troche mnie martwi to ze Johsep nie da im spokoju, ale Michael i Rose tak sie kochaja ze nic ani nikt ich nie moze rozdzielic.
    Ps czekam na kolejna notke. Normalnie juz sie nie moge doczekac. Pozdrowienia od Michaelowej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetna notka jak zawsze :) Ciekawe co będzie z Sally i Randym O_o . Nie mogę się doczekać następnej.
    Raven0908

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej! Nareszcie tu trafiłam. :)

    Notka jest super. Okropnie się cieszę, że między Michaelem, a Rose jest już wszystko w porządku, i że wrócili do siebie. Oni nie mogą bez siebie istnieć. Za piękną są parą. :)

    Co do Sally i Randiego, to jestem zadowolona, że postanowiłaś ich zbliżyć do siebie i mam nadzieję, że będą ze sobą, bo Sally była cały czas na uboczu, bez żadnej bliskiej osoby, a zasługuje na to.

    Czekam na nową notkę i pozdrawiam. :) Kinga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej! ;)
    Huhuhu nareszcie się pogodzili ^.^
    Coś tak czuję, że między Sally i Randy'm będzie coś więcej...
    Rozdział świetny, czekam na następny ;)
    Pozdrawiam ciepło, Emaa ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć!
    Jestem na twoim cudownym blogu nowa, bo odkryłam go w ostatnią środę. Skończyłam wszystko czytać wczoraj rano, ale nie miałam czasu na komentarz. Nawet nie wiem jak się ucieszyłam, że ten blog nie został zawieszony/porzucony/zapomniany/usunięty itd.
    Masz po prostu świetny styl pisania. Czyta się te notki tak dobrze, że do jutra to chyba nie wytrzymam :) Po prostu myślę tylko co będzie u MJ i Rose dalej... Jesteś świetna!
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na next'a. :D
    Klaudia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Sorki za późny komentarz hehe :) ale ważne, że jest :P
    Mam nadzieję, że między Sally i Randy'm szybko coś się wydarzy :D
    No i powiedźmy, że się ciesze że układa się naszej głównej parze :P
    (wiesz o co mi chodzi).
    A co do płyty to muszę ją mieć. :D
    Edzia

    OdpowiedzUsuń
  12. Przeczytałam :)
    Więc zrobię tak, trochę pocytuję, a trochę się rozpiszę :P 50/50 :lol:

    „- Nie śpicie już? To bardzo dobrze - zasłoniłam się bardziej kołdrą, a Mike przestał mnie łaskotać - Wiecie może do kogo należy ta koszula i marynarka? - pokazał nam oba przedmioty - To nie mój rozmiar, a leżały przy schodach”

    - tiaaa… tata jak zwykle się czepia :P :D hahaha :P

    „- A o tym mówisz. Po prostu wiem jak się kończy romantyczna kolacja z ukochaną osobą. I chciałam Wam trochę pomóc. Wiem jak to jest, gdy mieszka się z rodzicami. Trzeba korzystać z okazji - uśmiechnęła się i wróciła do zajęcie, które wykonywała wcześniej.”

    - no jestem w szoku :D Jaka lajtowa mamuśka xD hahaha. Jakby o wszystkim wiedziała co miałoby się stać xD

    „- Normalnie nie wierzę. Bardzo się cieszę.”

    - ja też ;) :) <3 <3

    „Mało brakowało, a by mnie pocałował. Niestety ktoś postanowił nam przeszkodzić. Jednak nie spodziewałam się, że to będzie Sally. Weszła do pokoju, spojrzała. Powiedziała przepraszam i wyszła. Po chwili wróciła. Roześmialiśmy się.”

    - hahahahaha, co za wyczucie czasu :D Ale mina Sally musiała być bezcenna w tym momencie :D


    „- Spierdalaj stąd! - wrzasnął Mike. Spojrzałam się na niego zaskoczona.”

    o.O’ szczenna mi opadła w tym momencie… .Chwila, muszę ją z ziemi podnieść :D Nie podziewałam się nigdy w życiu :D o kurde…. :D Niespodziewana chwila :D xD


    „- Co za sukinsyn! - Mike był nadal wściekły.”

    - no niespodziewana akcja :D Że tak niby z grubej rury :D ojaaaaa… xD hahahah

    „Naszły mnie jakieś wątpliwości. Czy aby na pewno to się nie dzieje za szybko? Chciałabym z nim o tym porozmawiać, ale by mógł opacznie zrozumieć moje słowa. Nic nie będę mu mówiła.”

    - Rose, Ty już lepiej nie marudź. Ciesz się szczęściem bo lepiej już być nie może :P Jest dobrze jak jest :P

    „Nasze dziewczyny zajmą się porządkami w domu i jedzonkiem dla swoich mężczyzn, a my pójdziemy na polowanie - Mike i Randy spojrzeli się na siebie”

    - hahaha, co za ambitny plan Richardzie :D Aż się chłopcy wystraszyli twojej propozycji :D


    „- Jeszcze nigdy się tyle nie narobiłam - ględziła Toya - Spójrzcie na moje ręce”

    - Pfff… xD Toya nic już lepiej nie mów :P To co ma powiedzieć biedny Michael, który tu najwięcej się napracuje :P Aż mi go szkoda, biedny się namacha tą siekierą… Aajjjć…. :P


    To by było na tyle :P To teraz opiszę krótko :)

    Aahhh.. Ale fajnie, że pojechali na tą, hmm..? Działkę? Bo to taka ich działka z domkiem jest, tak?
    Zasługują na taki odpoczynek wszyscy. Szczególnie Mike i Rose.
    Aż im zazdroszczę takiego fajnego wyjazdu.
    Mike i Rose jakcy zakochani w sobie bez pamięci. No i wyobraziłam sobie jak Michael to drewno rąbał... <3 Musiał być mega sexy przy tym. Ale si,ę borok namęczył, hehe :P A potem taki spocony i przytulał się do Rose... :P Cóż.. to... takie... podniecające jest :D XD hahahaha!!! :P Wiem gÓpek jestem :D
    Super jest ich znów widzieć razem szczęśliwych na takim odludziu :)

    Co do zdrowia Rose. No mam nadzieję, że teraz będzie brać te witaminy. Sama sobie rację ponownie przyznała, że mogła je brać... Szkoda, że tego nie robiła... Ale teraz jest Michael i tego niezbagatelizuje :P

    Co do Sally i Randy'ego.
    No bardzo jestem ciekawa co z tego wyjdzie :) A coś czuję, że na przyjaźni się nie skończy ;)

    Jenn, ten odcinek nie jest taki sobie i nie gadaj głupio kobitko :P
    Ja przez cały ten odcinek z czegoś się śmiałam. Ten był wyjątkowo przezabawny. I te sprzeczki między Toyą, a Janet hahahaha :D Rozwaliło mnie to :D Toya jaka księżniczka :P Nic by nie robiła najchętniej :P
    I te przekomarzanki między Michaelem i Rose.
    No kocham ich :D Kocham tą szczęśliwą parkę :)
    Nigdy już nie waż się ich rozdzielać :)

    Wspaniały odcinek :)

    Pozdrawiam, BAD25

    OdpowiedzUsuń