Chciałam Wam powiedzieć, że od dzisiaj zaczynam nadrabiać zaległości na Waszych blogach i będę komentowała. Nie mogę uwierzyć w to co widzę ...... 30 tyś. odwiedzin?! Normalnie doznałam szoku, ale miło mi, że nadal jesteście i czytacie. Bez Was nie miało by to sensu. Mam nadzieję, że nadal będziecie czytali po mimo wszystko i wybaczycie mi tą część. Druga sprawa .... jak wszyscy wiemy ... już za ponad trzy miesiące będzie 5 rocznica śmierci Michaela. Jak co roku dziewczyny z LA zanoszą w ten dzień czerwone róże na Forest Lawn. W tamtym roku Mike dostał 14 tyś. czerwonych róż. Jeżeli ktoś chcę, żeby i jego róża znalazła się w tej gromadzie, napiszcie do mnie. Ja osobiście wpłacam pieniążki na taką róże. Przynajmniej w taki sposób mogę pokazać, że Mike jest w moim życiu bardzo ważny i tak już pozostanie. Więc jeżeli ktoś jest zainteresowany, to proszę śmiało pisać na maila albo GG. Podam wszystkie potrzebne informacje oraz kontakt do osoby, która to organizuje. To chyba wszystko co chciałam Wam przekazać. W takim razie zapraszam Was to czytania oraz komentowania ;)
P.S. Jak widzicie jeszcze nie zrobiłam zakładek na blogu, ale postaram się to zrobić jak tylko będę mogła.
***************************************************
Obudziłam się z potwornym bólem
głowy. Na dodatek było mi niedobrze i od razu pobiegłam do
łazienki. No i po cholerę ja tyle piłam? Myślałam, że to pomoże
mi o wszystkim zapomnieć i owszem, pomogło, ale tylko na chwilę.
Byłam ciekawa co z Sally. O wilku mowa. Weszła do pokoju.
- Rose?
- Tutaj – stanęła w drzwiach.
- Żyjesz?
- Jak widać, ale czuje się
koszmarnie. Dasz mi jakieś proszki od bólu?
- Za chwilę – wstałam z podłogi i
wypłukałam usta – Pamiętasz co się wczoraj stało? - odwróciłam
się w jej stronę.
- Tak … pamiętam …. gdyby nie Ty …
- Gdyby nie twoja głupota, to by nie
doszło do takiej sytuacji.
- Ja z nim tylko tańczyłam.
- Najwyraźniej On pomyślał sobie coś
innego. Pamiętaj, że nie wszyscy są tacy jak Michael. Prawie
wszystkim facetom chodzi o jedno – wyszła. Wiedziałam, że ma
rację, ale ja się chciałam, tylko rozerwać. Spojrzałam w lustro.
Miałam niezłego siniaka. Przypomniało mi się, że mnie dotykał
swoimi obleśnymi łapskami. Wzięłam prysznic i zaczęłam płakać.
Znowu kolejny sukinsyn chciał mnie skrzywdzić i tym razem nie
pomoże mi Mike. Wyszłam z kabiny. Ubrałam czyste ubranie, które
pożyczyła mi Sally i zeszłam na dół. Poszłam do kuchni i
usiadłam przy blacie. Zobaczyłam dwie tabletki i połknęłam je –
Zrobiłam śniadanie – postawiła przede mną talerz z kanapkami.
- Ale …
- Tylko spróbuj mi nie zjeść, to się
na Ciebie obrażę i pomyślę, że masz mnie za złą kucharkę.
- No dobra, ale i tak nie zjem
wszystkiego.
- Niech Ci będzie – usiadła
naprzeciw mnie.
- Dlaczego nie jesteś w pracy?
- Ktoś musi Cię pilnować.
- Nie jestem dzieckiem.
- Masz rację … jesteś gorsza od
dziecka.
- Bardzo Ci dziękuje.
- Bardzo proszę. Jak się czujesz?
- Już lepiej.
- Nie pytam o twojego kaca.
- A o co?
- Nie udawaj, że nie wiesz –
przestałam jeść i opuściłam głowę – Przecież widzę, że
nie potrafisz bez niego żyć. Dlaczego próbujesz wszystkim, a
zwłaszcza sobie wmawiać, że jest inaczej?
- Kiedy mi odpuścisz?
- Gdy z nim porozmawiasz i pozwolisz mu
wszystko wyjaśnić.
- Nie mam ochoty. Muszę zadzwonić do
rodziców, że jestem u Ciebie.
- Już do nich dzwoniłam – nie udało
mi się zmienić tematu – Nie zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam.
- To odpowiedź.
- Ale na co?
- Mam ochotę coś Ci zrobić.
- Sama potrafię ułożyć swoje życie.
Nie musisz mi mówić jak mam żyć.
- Właśnie, że nie potrafisz, bo nie
dajesz szansy szczęściu.
- Szczęściem nazywasz faceta, który
mnie zdradził?!
- Tego nie wiesz.
- Że co?!
- Tak naprawdę nie wiesz co zaszło i
czy w ogóle coś zaszło. Nie możesz Go przekreślać na podstawie
zdjęć, które i tak nic nie pokazują.
- Czyli mam mu się rzucić w ramiona,
tak?!
- Tego nie powiedziałam, ale pozwól
mu powiedzieć jak było. Widziałam Go .. nie wyglądał najlepiej,
a teraz jest pewnie gorzej.
- Nie jestem na razie w stanie.
- A kiedy będziesz? Z Wami jest coraz
gorzej. Jak długo tak wytrzymacie? - naszą ''rozmowę'' przerwał
dzwonek do drzwi – Jeszcze wrócimy do tej rozmowy – poszła
otworzyć, a ja się biłam z własnymi myślami. Może faktycznie
przesadzam. A co jeżeli naprawdę, to zrobił i teraz doskonale
udaje? Moje rozmyślenia przerwał głos dobiegający z holu.
Słyszałam zbliżające się kroki dwóch osób. To był On. Serce
mi waliło. Patrzył się na mnie, a ja na niego. Po chwili był już
przy mnie.
- Kto Ci to zrobił? - miał na myśli
moją rozciętą wargę i siniaka.
- Nikt. To nie twoja sprawa .. już
nie.
- Nie mów tak – Sally gdzieś się
ulotniła.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
- Byłem u Ciebie w domu. Powiedzieli,
że jesteś u Sally i wczoraj byłyście w klubie. To prawda?
- Tak i nie rozumiem, dlaczego tak się
dziwisz. Próbuje ułożyć sobie życie.
- Naprawdę tego chcesz? - chciał
dotknąć mojej twarzy, ale odwróciłam głowę. Wstałam i
skierowałam się w stronę wyjścia z kuchni. Poszedł za mną i
złapał mnie za ramię – Daj mi szansę … tylko tego chcę.
- Zostaw mnie w spokoju.
- Nie widzisz, że ja bez Ciebie
umieram? Wiem, że też nie umiesz beze mnie żyć i nie zaprzeczaj.
Już zapomniałaś co nas łączyło? To było coś pięknego i
zdarza się tylko raz w życiu. Wiem, że Cię zawiodłem, ale chcę
to naprawić. Pozwól mi … błagam Cię.
- Nie potrafię – oboje mieliśmy w
tej chwili łzy w oczach – Proszę Cię … idź już … daj mi
spokój.
- Nie wiesz o co mnie prosisz. Możemy
wszystko naprawić … wiem, że tego chcesz, ale się boisz.
- Nie … nie chcę.
- Dlaczego tak mówisz? Łamiesz mi tym
serce, wiesz?
- Naprawdę nie mam Ci nic więcej do
powiedzenia – patrzył się przez chwilę na mnie.
- W porządku …. dam Ci spokój …
już na zawsze … jeżeli powiesz mi, że mnie już nie kochasz ….
powiedz to, a odejdę …. nigdy więcej mnie nie zobaczysz –
milczałam. Nie potrafiłam tego powiedzieć – Powiedz to!
- Nie kocham Cię! -wydarłam się i
rozpłakałam. Zaniemówił. Odwrócił się i szedł w stronę drzwi
– Dokąd idziesz?
- Odchodzę … przecież tego
chciałaś. Jesteś wolna … możesz ułożyć sobie życie z kimś
innym … bądź szczęśliwa .. zasługujesz na to, ale ja nie
potrafię i nie chcę być z nikim innym … zawsze będę Cię
kochał i od tej chwili moje życie przestało mieć sens.
- Nie mów tak.
- Masz rację … przecież i tak Cię
to nie obchodzi …. nigdy nie przypuszczałem, że nas to spotka …
myślałem, że zawsze będzie szczęśliwy .. razem – podszedł do
mnie – Okazało się to niemożliwe …. zawsze będziesz tą
jedyną .. pamiętaj o tym. Nie potrafię żyć ze świadomością,
że mnie już nie kochasz – wziął moją twarz w swoje dłonie –
Co za bydle Ci to zrobiło – zacisnął zęby i przejechał
kciukiem po mojej wardze – Uważaj na siebie i na to z kim się
spotykasz … ja już nie będę mógł Cię chronić – nie
rozumiałam jego słów – Może z czasem zrozumiesz, że naprawdę
Cię kochałem i nie byłbym zdolny do czegoś takiego, ale już
będzie za późno. Moje serce na zawsze będzie należało tylko do
Ciebie. Dzisiaj widzisz mnie ostatni raz … powinnaś się cieszyć
– patrzył mi głęboko w oczy i powoli zaczął przybliżać swoją
twarz do mojej. Poczułam jego ciepłe wargi na swoich – Żegnaj
najdroższa – puścił moją twarz i skierował się w stronę
drzwi. Zatrzymał się na chwilę z dłonią na klamce. Myślałam,
że się odwróci, ale tego nie zrobił, wyszedł. Stałam jeszcze
przez chwilę na tych schodach. Mój mózg powoli przetwarzał to
wszystko co się przed chwilą stało i dopiero zdałam sobie sprawę
z jego słów. Rozpłakałam się na dobre. Skuliłam się.
- Co Ty wyprawiasz?! - usłyszałam
ostry głos Sally – Słyszysz mnie?! Jak mogłaś tak powiedzieć?!
- podniosłam głowę i spojrzałam się na nią. Jeszcze nigdy nie
widziałam ją taką wściekłą.
- Myślałam, że mnie wspierasz.
- Oczywiście, że tak, ale nie w
takiej sytuacji! Wiesz, że robisz źle! Dlaczego powiedziałaś, że
Go nie kochasz?
- Nie wiem … daj mi spokój –
pobiegłam do pokoju. Ojciec i Sally mieli rację. Wyglądał
naprawdę źle. Dlaczego mówił w czasie przeszłym? Nie rozumiałam.
Mylił się. Nie będę z nikim innym szczęśliwa. On był tym
jedynym, ale teraz wszystko się skończyło. Z minuty na minutę
czułam się coraz gorzej. Nie potrafiłam zatrzymać łez. Dlaczego
byłam tak cholernie uparta? Sally wparowała do pokoju.
- Wstawaj. Jedziemy na zakupy.
- Nie mam ochoty.
- Nic mnie to nie obchodzi. Nie użalaj
się teraz nad sobą. Przecież tego właśnie chciałaś, żeby dał
Ci spokój. O co Ci jeszcze chodzi? - nie poznawałam jej – Co tak
patrzysz? Myślałaś, że będę Ci biła brawo? Za dziesięć minut
jedziemy. Bądź gotowa – wyszła z pokoju. Była na mnie wściekła.
Nie miałam wyboru. Musiałam wstać. Przemyłam twarz, żeby nie
było widać, że płakałam i zeszłam na dół. Już na mnie
czekała. Przez jakiś czas jechaliśmy w milczeniu, ale postanowiła
to przerwać – Jak możesz Go tak traktować? Ja rozumiem, że
jesteś na niego zła, ale zasługuje na wyjaśnienia. Jesteśmy
przyjaciółkami i zawsze stałam po twojej stronie, ale teraz nie
mogę, bo wiem, że popełniasz największy błąd w swoim życiu.
- Ale to moja sprawa.
- Tak myślisz? A kto będzie Cię
potem pocieszał? Ja!
- Nie bój się … nie będzie takiej
potrzeby, a nawet jeśli, to nie przyjdę do Ciebie.
- Jasne – resztę drogi spędziliśmy
w ciszy. Na szczęście podróż nie była długa i już po chwili
byliśmy w centrum. Chodziłam za Sally i patrzyłam co kupuje. Ja
nie miałam ochoty na nic, więc gdy Ona wychodziła po raz kolejny z
przymierzalni, ja siedziałam na ławce – Nie chcesz sobie czegoś
kupić?
- Niby po co?
- Przecież masz co świętować. Mike
w końcu dał Ci spokój – zaczęła już mnie tym irytować, ale
nic nie odpowiedziałam. Przeglądała właśnie to co kupiła, gdy z
głośników dało się usłyszeć:
Która
godzina?
Wydaje się że już jest rano
Widzę niebo jest tak piękne i niebieskie
Telewizor włączony
Ale jedyną rzecz jaka pokazują to Ty
Oh, wstaję i robię sobie kawę
Próbuje czytać, lecz książka jest zbyt cienka.
Dziękuję Bogu
Że nie możesz teraz widzieć
W jakim stanie jestem
Tracę swój czas
Patrząc jak mija dzień
Czując się tak mała
Wpatruję się w ścianę
Mając nadzieję, że też myślisz o mnie
Tracę swój czas...
Próbowałam zadzwonić, lecz nie wiem co ci powiedzieć
Zostawiłam pocałunek na automatycznej sekretarce
Oh, pomóż mi
Czy jest ktoś, kto może mnie obudzić
Z tego snu?
Tracę swój czas
Patrząc jak mija dzień
Czując się tak mała
Wpatruję się w ścianę
Mając nadzieję, że też tęsknisz za mną
Tracę swój czas
Patrząc jak znika słońce
Zasypiam przy dźwiękach
"łez klauna"
modlitwa staje się ślepa
Tracę swój czas
Moi przyjaciele mówią mi
hej, życie toczy się dalej
Czas sprawi że o nim zapomnisz.
To głupia miłosna gra. Grasz, wygrywasz po to by przegrać.
Tracę swój czas
Patrząc jak mija dzień
Czując się tak mała
Wpatruję się w ścianę
Mając nadzieję, że też tęsknisz za mną
Pobiegłam do toalety, ale tam też to leciało. Oparłam dłonie na umywalce i się rozpłakałam. Dlaczego to jest takie trudne? Teraz jeszcze ta piosenka. Sally weszła za mną. Podeszła i mnie przytuliła.
Wydaje się że już jest rano
Widzę niebo jest tak piękne i niebieskie
Telewizor włączony
Ale jedyną rzecz jaka pokazują to Ty
Oh, wstaję i robię sobie kawę
Próbuje czytać, lecz książka jest zbyt cienka.
Dziękuję Bogu
Że nie możesz teraz widzieć
W jakim stanie jestem
Tracę swój czas
Patrząc jak mija dzień
Czując się tak mała
Wpatruję się w ścianę
Mając nadzieję, że też myślisz o mnie
Tracę swój czas...
Próbowałam zadzwonić, lecz nie wiem co ci powiedzieć
Zostawiłam pocałunek na automatycznej sekretarce
Oh, pomóż mi
Czy jest ktoś, kto może mnie obudzić
Z tego snu?
Tracę swój czas
Patrząc jak mija dzień
Czując się tak mała
Wpatruję się w ścianę
Mając nadzieję, że też tęsknisz za mną
Tracę swój czas
Patrząc jak znika słońce
Zasypiam przy dźwiękach
"łez klauna"
modlitwa staje się ślepa
Tracę swój czas
Moi przyjaciele mówią mi
hej, życie toczy się dalej
Czas sprawi że o nim zapomnisz.
To głupia miłosna gra. Grasz, wygrywasz po to by przegrać.
Tracę swój czas
Patrząc jak mija dzień
Czując się tak mała
Wpatruję się w ścianę
Mając nadzieję, że też tęsknisz za mną
Pobiegłam do toalety, ale tam też to leciało. Oparłam dłonie na umywalce i się rozpłakałam. Dlaczego to jest takie trudne? Teraz jeszcze ta piosenka. Sally weszła za mną. Podeszła i mnie przytuliła.
-
Możemy już wracać? - zapytałam.
-
Tak – poszłyśmy do samochodu – Przepraszam Cię … poniosło
mnie.
-
Rozumiem …. zawieziesz mnie do domu?
-
Dobrze – pożegnałam się z nią i weszłam do domu.
-
Nareszcie wróciłaś – powiedziała mama. Już się chciała
zapytać co mi się stało w twarz.
-
Proszę … nie mam ochoty o tym rozmawiać – poszłam do swojego
pokoju. Walnęłam się na łóżko i znowu płakałam. Ciągle
przypominały mi się słowa ''Nie kocham Cię!''. Jak mogłam coś
takiego powiedzieć? Przecież kochałam Go do szaleństwa. Widziałam
okropne cierpienie na jego twarzy, gdy to powiedziałam. Nie
chciałam, żeby cierpiał. Naprawdę.
Nadal
nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Nie kocha mnie. Jak mam
dalej żyć? Nie widziałem sensu. Pojechałem do domu. Poszedłem do
salonu i nalałem sobie do szklanki jakiegoś alkoholu. Nawet nie
obchodziło mnie co się znajduje w butelce. Równie dobrze mogłaby
być to trucizna. Wypiłem zawartość szklanki jednym łykiem.
Poczułem gorzki smak. Nalałem sobie drugiego.
-
Co robisz? - zapytała się Janet. Nie odpowiedziałem. Wziąłem
całą butelkę i skierowałem się na schody – Co się stało? -
wyminąłem ją i poszedłem do siebie. Usiadłem na łóżku.
Chciałem się zapić na śmierć. Nie miałem dla kogo dalej żyć.
Zastanawiałem się jak długo to potrwa. Miałem nadzieję, że
niezbyt długo. Odłożyłem szklankę na stolik. Nie była mi
potrzebna. Zacząłem pić z butelki. Opróżniłem już połowę.
Czułem jak alkohol krąży w żyłach i zrobiło mi się gorąco.
Otworzyłem okno. Akurat weszła mama.
-
Co tutaj tak zimno? Michael zamknij to okno.
-
Nie! Mi jest gorąco – starałem się mówić jak najbardziej
normalnie, ale słabo mi to wychodziło. Przyjrzała mi się uważnie
i zauważyła butelkę.
-
Nic dziwnego, że jest Ci gorąco. Od kiedy pijesz?
-
Od teraz.
-
Możesz odnosić się grzeczniej? - upomniała mnie.
-
Przepraszam, ale nie jestem sobą.
-
Widzę … nigdy nie widziałam Cię z alkoholem. Co się dzieje? -
podeszła.
-
Mamo .. wybacz, ale naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać.
-
No dobrze. Nie będę Cię namawiała, bo i tak niczego się nie
dowiem. Ale w razie czego możesz do mnie przyjść.
-
Wiem .. dziękuje – wyszła. Szkoda, że nic już nie można
zrobić. Gdybym wiedział do czego doprowadzi to kłamstwo, wszystko
bym jej powiedział. Podszedłem do otwartego okna. Spojrzałem w
dół. A gdyby tak …. nie to nie jest dobry pomysł. Muszę
wymyślić coś bardziej subtelnego. Ale co? Jutro nad tym pomyślę.
Dzisiaj muszę dokończyć to co zacząłem. Weszła Janet w
momencie, gdy wziąłem duży łyk trunku.
-
Zwariowałeś?! - próbowała mi odebrać butelkę.
-
Zostaw! - nie pozwoliłem jej i poszedłem na drugi koniec pokoju.
-
Nie pozwolę Ci się stoczyć!
-
Nie martw się … nie będziesz musiała na to patrzeć zbyt długo.
-
Co?! Co Ty pieprzysz?! - spojrzałem się na nią pustym wzrokiem.
-
Moje życie nie ma sensu. Postanowiłem to zakończyć.
-
Myślisz, że Ci pozwolę?! - podeszła – Co się stało, że
wygadujesz takie rzeczy?
-
Nie ważne.
-
Gadaj!
-
Rose mnie nie kocha … powiedziała mi to przed chwilą.
-
Powiedziała tak, bo jest na Ciebie zła, ale wiesz, że tak nie
myśli.
-
Nie kłamała.
-
Cholera jasna! Człowiek w złości mówi różne rzeczy, których
potem żałuję.
-
Wiem swoje … zawiodłem ją – chyba alkohol tak na mnie działał,
bo zacząłem płakać.
-
Gdybyś ją kochał, to byś nadal walczył.
-
Dobrze wiesz, że ją kocham, ale muszę pozwolić jej ułożyć
sobie życie.
-
Czy Ty jesteś ślepy?! Nie wiem jak mam do Ciebie dotrzeć.
-
Nie wysilaj się. Nie widzisz, że z Molly było dokładnie tak samo?
Joseph wysłał jej zdjęcia, a potem Ona się … zabiła. Przeze
mnie! Rozumiesz? Nie mogę pozwolić, żeby Rose zrobiła to samo.
Wolę skończyć ze sobą niż pozwolić, żeby kolejna dziewczyna
odebrała sobie życie. Gdybym wtedy zrobił to co teraz zamierzam …
Molly pewnie by żyła.
-
Skąd taka pewność? Molly Cię kochała i nie chciała żyć bez
Ciebie. Dlatego to zrobiła. Myślisz, że była by szczęśliwa,
gdybyś się zabił?
-
Możliwe, ale teraz przynajmniej mogę coś zrobić.
-
Przestań! - potrząsnęła mną – Tak … możesz coś zrobić …
walczyć o nią, ale na pewno nie odbierać sobie życia. To nie jest
żadne rozwiązanie.
-
Dla mnie jest … Ona mnie już nie chcę … nie rozumiesz?
-
To Ty nie rozumiesz! Znienawidzę Cię jeżeli to zrobisz! Nie mówiąc
już o mamie. Ona tego nie przeżyje.
-
Ma jeszcze Was.
-
Czy do Ciebie nic nie dociera?! Pogadamy jak wytrzeźwiejesz. A teraz
oddaj mi butelkę – wyciągnęła rękę.
-
Nie! Wynoś się z mojego pokoju! - złapałem ją mocno za ramię i
wyrzuciłem za drzwi. Nie wiedziałem co robię. Nie chciałem jej
skrzywdzić, ale nie panowałem nad sobą. Opróżniłem butelkę do
końca i się położyłem. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Obudziłem się następnego dnia. Ku mojemu zaskoczeniu wszystko
pamiętałem. Każde słowo i czyn. Musiałem przeprosić Janet, ale
najpierw wziąłem proszek od bólu głowy. Będąc pod prysznicem,
zaczęły mi się przypominać wszystkie spędzone chwile z Rose. To
był jakiś koszmar, z którego nie mogłem się obudzić. Miałem
dosyć tego uczucia bólu, który rozrywał mnie od środka.
Chciałem, żeby to wszystko się skończyło. Było tylko jedyne
wyjście. Dzisiaj myślałem zupełnie trzeźwo i wiedziałem już co
zrobię. Nie chciałem z tym zwlekać, ale musiałem przedtem
pożegnać się z odpowiednimi osobami i napisać listy. Wiedziałem
jak to zrobię. Ubrałem się i zacząłem szukać Janet. Była w
ogrodzie. Siedziała przy fontannie – Mogę się dosiąść? -
zapytałem ją przez ramię bo siedziała tyłem. Natychmiast się
odwróciła. Nie odpowiedziała, tylko skinęła głową. Usiadłem
przy niej – Chciałem Cię przeprosić. Za ostro Cię potraktowałem
…. nie powinienem. Masz prawo być na mnie zła, ale naprawdę
żałuję. Wybaczysz mi? - zrobiłem słodkie oczka. Spojrzała się
na mnie.
-
Ok.
-
Dziękuje – przytuliłem ją.
-
Martwię się o Ciebie. Nie chcę, żebyś coś sobie zrobił. Jesteś
moim bratem i bardzo Cię kocham – jej oczy się zaszkliły.
-
Och .. ja też Cię kocham – ponownie ją przytuliłem – Nie
musisz się o mnie martwić.
-
Ale ja chcę, żeby było tak jak dawniej …. żebyś był z Rose.
-
To niemożliwe … wiesz o tym – posmutniała i spuściła głowę.
-
Jesteście dla siebie stworzeni … nie widzicie tego?
-
Ja to wiem, ale Ona tak nie uważa. Nie mówmy o tym. Poza tym muszę
już jechać.
-
Gdzie?
-
Załatwić pewną sprawę.
-
Ok, ale wrócisz niedługo?
-
Tak – uśmiechnąłem się słabo i pojechałem do studia. Nikogo
nie było, więc poszedłem poszukać Quincego. Wiedziałem, że
gdzieś tutaj jest, ale nie mogłem Go znaleźć. Zadzwoniłem do
niego – Gdzie jesteś? Czekam na Ciebie.
-
Zaraz będę – po pięciu minutach zjawił się – Stało się
coś?
-
Nie … chciałem po prostu z Tobą porozmawiać.
-
W porządku – usiadł naprzeciwko – Jak sprawa z Rose?
-
Jest jeszcze gorzej, ale to nie ma już znaczenia.
-
Jak to?
-
Po prostu …. nie chcę być już ze mną i pogodziłem się z tym.
-
Od kiedy tak łatwo się poddajesz?
-
Widzę jak cierpi, gdy ze mną rozmawia, a nie chcę tego. Pozwolę
być jej szczęśliwą.
-
Bez Ciebie?
-
Czasami trzeba podjąć trudną decyzję … najtrudniejszą w życiu.
Nie mogę być egoistą.
-
Nie wiem co mam Ci poradzić.
-
Nic nie musisz … decyzja już zapadła. Chciałem Ci powiedzieć,
że jestem Ci wdzięczny za wszystko. Dużo mnie nauczyłeś i
znosiłeś moje humorki – zaśmialiśmy się – Byłeś dla mnie
jak ojciec, którego potrzebowałem. Uwierzyłeś we mnie i mój
talent. Nie potrafię wyrazić tego słowami, ale bardzo Ci za
wszystko dziękuje.
-
Młody, ale … o czym Ty mówisz? Ja to wszystko wiem.
-
Chciałem się upewnić – wstałem – Muszę już iść.
-
Ok … kiedy wrócimy do nagrywania?
-
Dam Ci znać – nic innego nie mogłem odpowiedzieć. Podszedłem do
niego i przytuliłem. Tylko ja wiedziałem dlaczego to zrobiłem –
Na razie – wyszedłem. Nie chciałem, żeby zadawał mi pytania.
Siedziałem w samochodzie i myślałem do kogo jeszcze jechać. Diana
Ross była w Nowym Jorku i nie mogłem do niej jechać. Najwyżej
napiszę list. Pojechałem na plaże. Chciałem po raz ostatni
zobaczyć zachód słońca. Był piękny jak zawsze. Szkoda, że
ludzie nie zwracają uwagę na piękno przyrody. Nie korzystają z
jej dobrodziejstw. Ciągle się spieszą, a życie tak szybko
przemija. Gdy słońce całkowicie zatonęło w morzu, wróciłem do
domu. Mama gdzieś się wybierała.
-
Wróciłeś … jadę do znajomej. Ma jakiś problem.
-
Ok …. kiedy wrócisz?
-
Pewnie późno. Nie czekajcie na mnie – miała już wychodzić, ale
zatrzymałem ją.
-
Kocham Cię, mamo – przytuliłem ją.
-
Ja Ciebie też synku, ale stało się coś?
-
Nie – sztucznie się uśmiechnąłem – Jedź już.
-
Kolacje macie w piekarniku – krzyknęła w progu i wyszła.
Poszedłem do salonu i znowu nalałem sobie drinka. Chciałem mieć
więcej odwagi, żeby to zrobić. Usłyszałem damskie głosy na
schodach. Po chwili były już w salonie i gniewnie się na mnie
spojrzały.
-
Już napić się nie można?
-
Ale nie drugie dzień pod rząd – rzuciła Toya.
-
Pamiętasz o czym wczoraj rozmawialiśmy? - zapytała się Janet.
-
Tak .. pamiętam.
-
To dobrze.
-
My jedziemy do koleżanki.
-
W porządku.
-
Zostaje Randy.
-
Kocham Was – przytuliłem je obie. Spojrzały się na siebie z
wielkim zdziwieniem, a potem na mnie.
-
Masz naprawdę słabą głowę, braciszku – powiedziała Toya.
Myślały, że to przez alkohol i dobrze. Przynajmniej nie musiałem
się tłumaczyć – Dobra .. spadamy. Będziemy gdzieś tak za dwie
godziny.
-
Nie musicie się spieszyć.
-
Nie zamierzamy – puściła mi oczko i wyszły. Cieszyłem się, że
w domu prawie nikogo nie ma, a Randy mi w niczym nie przeszkodzi.
Przeważnie jest zajęty graniem na konsoli. Wziąłem całą butelkę
i poszedłem do siebie. Wyciągnąłem całe opakowanie tabletek
przeciwbólowych i postawiłem na umywalce w łazience. Klucz był w
drzwiach. Wróciłem po butelkę i na chwilę zatrzymałem się przy
szafie. Wyciągnąłem z niej bluzkę Rose i obie te rzeczy zaniosłem
do łazienki. Musiałem jeszcze napisać listy. Najtrudniej pisało
mi się do Rose. Nie wiedziałem co mogę do niej napisać. Znała
moje uczucia. Udało mi się skleić kilka zdań. Położyłem je na
stoliku i zamknąłem się w łazience. Zostawiłem trochę alkoholu,
żeby mieć czym popić tabletki. Wysypałem sobie na dłoń pół
opakowania. Przybliżyłem do ust ….
Toya
i Janet zakomunikowały, że dzisiaj mnie odwiedzą. Nie miałam na
to ochoty, ale One nie znały odmowy. Musiałam się trochę ogarnąć,
ale i tak było widać jak się zmieniłam na twarzy. Ubrałam luźne
ciuchy i czekałam. Przyszły wcześniej niż miały.
-
Cześć – wpuściłam je do środka – Idźcie do mojego pokoju.
Zrobię coś do picia.
-
Ok – poszły na górę, a ja do kuchni.
-
Kto przyszedł? - zapytała się mama.
-
Janet i Toya. Mamy jakiś sok?
-
Tak w lodówce – nalałam do trzech szklanek i dołączyłam do
dziewczyn. Postawiłam na stoliku.
-
Co do Was do mnie sprowadza? - usiadłam po turecku na łóżku.
-
Dawno się nie widziałyśmy – zaczęła Janet.
-
To prawda … nadal chcecie utrzymywać ze mną kontakt?
-
A dlaczego nie? - zapytała zdziwiona Toya.
-
No wiecie jaka jest sytuacja …. nie jesteśmy już razem.
-
Ale Ty na serio tak?
-
Tak …
-
To nic … przecież to nie jest żadna przeszkoda, żebyśmy się
miały nie spotykać.
-
W sumie masz rację.
-
Teraz idealnie do siebie pasujecie. Oboje wyglądacie jak dwa trupy.
Szkoda, że nic na razie nie kręcą, to byście dostali pierwsze
role i to bez charakteryzacji.
-
Wielkie dzięki – odpowiedziałam z sarkazmem.
-
Ależ nie ma za co, ale mówiąc poważnie, to naprawdę źle
wyglądasz .. On też.
-
Pewnie niedługo to się zmieni.
-
Nie sądzę – Janet w końcu się odezwała.
-
Janet … proszę … nie zaczynajmy tego tematu.
-
Za późno. Widziałaś Go ostatnio?
-
Tak i co z tego? Nie wygląda za dobrze, ale to przejdzie.
-
Naprawdę w to wierzysz ? A Tobie przejdzie? - nie odpowiedziałam –
No właśnie.
-
Jeżeli przyszłyście, żeby …
-
Naprawdę Go nie kochasz? - ciągnęła dalej.
-
Powiedział Ci.
-
Nie chciał, ale nie miał wyjścia … więc?
-
Nie wiem co chcesz usłyszeć.
-
Prawdę.
-
Powiedziałam tak bo … sama nie wiem dlaczego.
-
Załamał się.
-
Nie chciałam tego … naprawdę, ale On naciskał i już nie
wytrzymałam. Czasu nie cofnę.
-
Ale możesz jemu to powiedzieć. Nigdy Go nie widziałam w takim
stanie. Wczoraj nawet się upił i dzisiaj też sięgnął po
alkohol.
-
Nie chcę, żeby z mojego powodu pił. To nie jest rozwiązanie.
-
Dla niego jest … On naprawdę nie chcę bez Ciebie żyć.
-
Tylko tak mówi.
-
Nie mówiła byś tak, gdybyś słyszała co mi wczoraj mówił.
Wiem, że jeszcze tydzień lub dwa i będzie próbował … - Janet
się zawiesiła.
-
Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? - zapytała się z pretensją w
głosie, Toya.
-
Już wiesz – odpowiedziała. Telefon Toyi zaczął dzwonić. Nie
odebrała.
-
A niech dzwoni. Teraz nie mam czasu – wyszczerzyła się, ale ten
ktoś nie dawał za wygraną – A niech to będą jakieś pierdoły
to … - odebrała – Czego? Co? O Boże – zakryła dłonią usta
– Tak … już jedziemy Randy.
-
Czego chciał? - zapytała się Janet.
-
Musimy natychmiast wracać! - powiedziała stanowczo i zbiegła po
schodach. Janet za nią, krzycząc co się stało. Ale nie
odpowiedziała, tylko wybiegła z domu.
-
Dam Ci znać jak się czegoś dowiem – powiedziała Janet i też
wybiegła z domu. Nic z tego nie rozumiałam. Może coś się stało
Michaelowi. Na pewno nie, a jeżeli tak? Toya była naprawdę
wystraszona tym telefonem.
-
Co One tak nagle wybiegły? - zapytała się mama, wycierając ręce.
-
Nie wiem – musiałam usiąść na schodach bo zrobiło mi się
słabo.
-
Dobrze się czujesz?
-
Fantastycznie.
-
Rose, Rose … nie musisz być taka złośliwa. Brałaś tabletki?
-
T-tak – odkąd wyszłam ze szpitala nie brałam żadnych leków,
ale mama nie musiała wiedzieć. Patrzyła się na mnie podejrzliwie
– No co? - pokręciła głową i poszła sobie. Chodziłam po domu
zdenerwowana. Minęła godzina, a Janet nadal nie dzwoniła. Nie
wiedziałam co się dzieje. Gdy Janet powiedziała mi, że chcę coś
sobie zrobić … nie chciałam dać po sobie poznać, że się tym
zmartwiłam. Właśnie teraz do głowy przychodziły mi różne
scenariusze. Potrząsnęłam głową, żeby przestać o tym myśleć.
Poszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Pół godziny później
zawołała mnie mama, że Janet przyszła. Szybko się wygrzebałam i
poszłam na hol. Janet była zapłakana. Bałam się, że moje
podejrzenia się sprawdziły. Mama stała obok i też czekała na
wyjaśnienia – Janet? Co się stało? Chodzi o Michaela? - pokiwała
twierdząco głową i jeszcze bardziej zaczęła płakać. Ja też
byłam na skraju płaczu, ale udawało mi się nie rozpłakać –
Powiedź w końcu!
******************************************
Piosenka w tej części jaka została użyta to:
Roxette - Spending My Time
Jakoś piosenki Roxette pasują mi do opowiadania.
Znowu? Znowu kończysz w takim momencie? Czy wiesz, że coś takiego to najgorsza tortura dla czytelnika? Może i wzbudza ciekawość, ale to jednak tortura ;) Sally moim zdaniem postąpiła naprawdę dobrze. Rose na to zasłużyła. Tylko, że teraz tak się strasznie boję co będzie z Michaelem... Może trafić do szpitala, może być w stanie bardzo krytycznym, ale nie może umrzeć. Żal mi go. Rose nie powinna o tak traktować. Rozdział naprawdę świetny :) Genialny! Czekam z niecierpliwością ( większą niż normalnie ;)) na nowy :)
OdpowiedzUsuńMagda
Oh na rany Chrystusa !! Świetne masz to opowiadanie ;) Znalazłam twojego bloga całkiem przypadkowo bo nawet nie jestem jakąś super fanka MJ xd Ale twoje opowiadanie tak mnie zafascynowało że do 5 rano przeczytałam wszystkie części i teraz czytam co tydzień =] I nawet bardzo polubilam Michaela ;D Także super piszesz i pisz dalej a ja dalej będę czytać :))
OdpowiedzUsuńP.S Ale ta końcówka będzie mnie męczyć przez cały tydzień xd
Pozdrowienia z Monachium ;D
Jak możesz kończyć w takim momencie? Nie wytrzymam tego tygodnia ;) Ale notka świetna, jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńz góry bardzo przepraszam, bo pewnie większości z Was sie nie spodoba to, co napiszę, ale trudno. chodzi o to, że moim zdaniem Rose zachowuje się jak zimna, nieczuła egoistka z obsesją na punkcie swojej urazonej nie wiadomo czym godności. że kocha Michaela, to może mi wmawiać, a tak na prawdę, to zachowuje sie w stosunku do niego dokładnie przeciwnie niż on do niej. tak, jakby jej w ogóle nie zależało, nie ufa mu, afiszuje sie z tym, że niby ma w dupie, czy Michael spił sie jakimś swiństwem czy rzucił z wierzowca, czy powiesił na cholernym żyrandolu, no bez przesady! zamyka sie z tym swoim kamiennym pancerzu, i nawet nie próbuje pomyślec: a może by tak pozwolić mu dokończyc zdanie? na miejscu Michaela chyba posłałabym ją na drzewo obierać banany, gdyby nie to, ze Michael, nie mówie tego, bo jest moim idolem, jest wobec niej na prawdę w porządku. walczy o nią, troszczy sie o nią, nawet zabić sie chce nie dlatego, że 'nie ma sensu żyć' (a ciekawe, kto próbował, tak w dużym skrócie, właśnie pod takim pretekstem?) tylko dlatego, żeby ona nie zabiła sie przez niego. Jak ona powiedziała ze go nie kocha, to dosłownie pomyślałam ''zimna suka''. przepraszam Cię, Jenn, że tak mówie o Twojej bohaterce, ale niestety :/ a jak on potem do niej mówił, tak ślicznie... jejku, ryczec mi się chciało :( teraz to nawet nie chcę, zeby do siebie wracali. Rose zwyczajnie nie zasługuje na szczęśliwe zakończenie, skoro uwaza, ze wszystko powinna mieć na zawołanie, jak chce Michaela, to Michael jest, jak nie chce Michaela, to Michael bierze tyłek w troki i znika, dopóki znowu nie zechce sie nim znowu pobawic. i na przyjaźń z Janet i La Toyą tez nei zasługuje. powinna troche przewartosciowac niektóre rzeczy i zmienić priorytety, n przykład, zdjać z pierwszego miejsca swoje liczne rany, i przyjrzec sie tym, które zadaje innym, a kto wie, moze jest ich tak samo dużo i tak samo bolą? powinna zrozumieć, ze nie jest jedyna cierpiacą istotka na swiecie, za to jest jedyną meczennicą, któa zdaje się kompletnie nie widziec cierpienia innych. gdybym była facetem, nie byłam w stanie kochac kogos takiego. z reszta chłopaka z stylu osoby obecnej Rose też nigdy bym nie pokochała. przepraszam, jezeli kogoś zraniłam, no ale taką ma o niej opinię obecnie :/
OdpowiedzUsuńrozdział sam w sobie świetny :D jeden z lepszych ostatnio. w tej scenie jak Michael wziął te tabletki... jejku, serce mi dosłownie podskoczyło do gardła :o trzymam kciuki, zeby Michaelowi nic nie było, zeby wyszedł ze szpitala, a potem pojechał na jakieś fajne wakacje żeby troche odpocząć od tej swojej ukochanej wampirzycy energetycznej ;P albo nawet niech nie wyejezdza, tylko niech nie umiera!
Panda
Panda jakbyś kurde siedział w mojej głowie, myśłe dokładnie tak samo...Rose przegina i to zdrowo , ja wszystko rozumiem ale kurde no każdy zasługuje na drugą szanse , a Ona nawet nie daje mu szans na wytłumaczenie Tylko nie i koniec...gezess Już zapomniała jak Mike był przy niej , jak się o nią troszczył .. eh ja mam nadzieje że dziewczyna pójdzie po rozum do głowy ... Oczywiście to niezmienia faktu że Jenn piszesz cudnie , ciekawi i baaardzo emocjonalnie...:D Czekam na kolejną notke :D
Usuńcałusy ~dzwoneczek ~
Całkowicie zgadzam się z Pandą i Dzwoneczkiem.
UsuńNie rozumiem tego jakmożna być tak zawziętym w sobie... Jak można tak wbrew sobie kłamać robiąc sobie tym krzywdę... Przecież Rose kocha Michala... Jak może temu zaprzeczać... I nie rozumiem, czemu wciąż tkwi w swoich chorych przekonaniach, że coś zaszło wtedy u Alice... Przecież tego nie wie więc z łąski swojej niech wysłucha Michaela, a potem niech strzela fochami jak dziecko... Sama nie wie czego tak na prawdę chce... Doszło do tego, że Michael sobie coś zrobił i to przez nią...
Jak ją zaczynałam lubić tak teraz mnie wkurza za swoje głupie zachowanie... Jak można stwierdzać coś na podstawie głupich, nic nie znaczących zdjęć....
Dobrze, że Sally próbuje ją jakoś przekonywać... Może akurat coś dotrze do tego zakłótego łba Rose, że zrobiła błąd i to wielki...
Czy ona tego nie widzi co się z Michaelem dzieje? Czy nie widzi jak mu na niej zależy? Że dla niej jest w stanie się zabić?
Nieee.... Mike nie może się zabić... Ma żyć... Nie może się poddawać... Musi walczyć...
Jak nie Rose to on.
Teraz gdy będzie w szpitalu to dopiero teraz się pewnie Rose otworzą oczy, że robiła MEGA wielki błąd nie dając drugiej szansy na miłość... Mam nadzieję, że dopiero teraz zrozumie... Szkoda tylko, że w takich okoicznościach... Ale lepiej późno niż wcale,,,,
Oby to się naprawiło bo nerwowo już nie wytrzymuję... I nie mogę patrzyć jak Rose się użala nad sobą z tego powodu...A święta nie jest i dobrze o tym wie... Zawzięta i nie dopuszcza do siebie innych myśli... Ehh...
Jenn, mam nadzieję, że nie bedziesz zła o ten komentarz, ale musiałam napisać to co o tym myślę :P
No i mam nadzieję, że w końcu ich pogodzisz i będzie znów dobrze ... ;)
Pozdrawiam, BAD25
Nie, nie, nie, jak mogłaś skończyć w takim momencie??? Zwariuję przez ten tydzień. Notka jak zawsze genialna, płakałam czytając tą część. Dlaczego Rose ciągle udaje obojętną, nie rozumiem jej? I jak mogła się nie domyślić że Mike będzie próbował sobie coś zrobić, po tej ostatniej rozmowie u Sally.
OdpowiedzUsuńPozostaje mi tylko czekać z niecierpliwością do następnej soboty.
Raven0908
W tej notce było takie napięcie! W momencie kiedy Rose powiedziała Michaelowi ze go nie kocha, aż sie popłakałam i potem czytając to jak Mike wziął te tabletki tez... Trochę zgadzam sie z Pandą że Rose mocno przesadza, ale nie zgadzam sie całkowicie xp Jenn, piszesz wspaniałe opowiadania! Kocham to czytać i budząc sie w soboty od razu wchodzę na twoją stronę ;) Oby Mike sie nie zabił i oby Rose sie nie zabiła z tego powodu... :p teraz tak strasznie długo bede musiała czekać na następny wpis :( Czego sobota jest tylko raz w tygodniu?! ;( Zuzia
OdpowiedzUsuńJak mogłaś?! Przecież ja nie wytrzymam! Biedny Michael. Prawie się popłakałam. Tak mi go żal. Musiał strasznie cierpieć. :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nic mu nie będzie!
Czekam na następną notkę! Oby była jak najszybciej!
Billie
Nie!!!!!!!! Blagam zeby Michael zyl prosze prosze prosze az lzy mialam w oczy jak to czytalam. Dlaczego w takim momencie!? Nie wytrzymam calego tygodnia! Notka super genialna jak zawsze czekam na nastepna z przeogromna niecierpliwoscia :)
OdpowiedzUsuńPs.smutno mi sie robi jak mysle ze juz niedlugo rocznica smierci Michaela. Tak bardzo mi go brakuje...byl tak dobrym czlowiekiem. Zawsze o Tobie pamietam Michael! Kocham Cie!
Zapomnialam sie podpisac ten komentarz u gory to od Michaelowej. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBoże ! Jesteś świetna, mam ciarki zawsze kiedy czytam kolejne części :D Mam nadzieje że między nimi się polepszy bo już nie wytrzymuje... :) /czekam na kolejną część <3
OdpowiedzUsuńI kill you słomką! Jak mogłaś urwać właśnie w takim momencie?! Dobra... nieważne. Łzy nadal napływają mi do oczu...Och, nie...Ja wiem, że on to zrobił. Wziął te tabletki. Kurde, nie wiem co mam pisać w tych komentarzach. Ta część strasznie mnie załamała, co nie znaczy, że mi się nie podoba.
OdpowiedzUsuńPozdram. Martuś.
PS: Dajesz mi natchnienie. To dzięki Tobie powstał drugi blog.
Jenn. Przeszlas sama siebie! Ja przez caly czas jak czytalam, to ryczalam. A jak jeszcze Michael zaczal polykac tabletki, to mi serce sie zatrzymalo, a potem to juz myslalam, ze mi sie wyrwie z piersi. Mam takie okropne przeczucie, ze Michael umrze, potem Rose popelni samobojstwo i w tak tragiczny sposob skonczysz to opowiadanie. Blagam, zeby to bylo tylko przeczucie. Nic wiecej. Ja nie wytrzymam chyba do nastepnego tygodnia. Za bardzo sie zwiazalam z Twoim opowiadaniem. Zreszta wiesz! Mowilam Ci o tym. Blagam, zeby Michael przezyl. Blagam.
OdpowiedzUsuńnotka superaśna!!! Normalnie się poryczałam... Ale faktem jest że Rose przegina i to bardzo! Mogłaby Go chociaż wysłuchać jeżeli nie chce mu dać 2 szansy. Ostatnio to widzi tylko czubek własnego nosa i SWOJĄ krzywdę. a reszta "świata"??? ostatnio tak mnie denerwuje, że hej. Michael mógłby po tym co zrobił dostać amnezji w temacie Rose, i gdy ona przyszłaby do niego żeby mu niby wybaczyć itd, itp, mógłby jej zwyczajnie nie pamiętać i na nowo ułożyć sobie życie...
OdpowiedzUsuńAgusia :)
Naprawdę świetnie piszesz. Przeczytałam już wszystkie części i z niecierpliwością czekam na następną!
OdpowiedzUsuń:( Boże ratuj go! to rozkaz a Rose niech się weźmie w garść. Błagam Mike musi przeźyć musi.
OdpowiedzUsuńMIke.
P.S na Dirty Diana nowa notka
O kurde... nie skomentowałam? Byłam pewna, że komentowałam... o.O
OdpowiedzUsuńCóż.. skleroza nie boli xD
Notka świetna oczywiście. :)
I w ogóle to.. JA NA ZAWAŁ PADNĘ JAK BOGA KOCHAM.
Jezus kochany... co będzie z Michael'em?! No chyba sobie nic nie zrobił, nie?
Kurde... nie wytrzymam ;__;
W sobotę jestem punktualnie o 9:00!
Pozdrawiam, Emaa ;D
Przepraszam, że dopiero teraz, ale sama wiesz, jak to jest...
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z kilkoma komentarzami powyżej - Rose to straszna egoistka i moim zdaniem Mike zasługuje na kogoś lepszego, a już odbierać sobie życie przez kogoś takiego to absurd. Ale cóż, serce nie sługa. Mam tylko nadzieję, że Mike przeżyje i wszystko będzie dobrze.
Może wyda wam się to głupie... ale się rozpłakałam! Twoje opowiadanie jest takie fantastyczne, że nie potrafie się zabrać za inne FF... bo żadne opowiadanie nie dorównuje TWOJEMU :*
OdpowiedzUsuńPADAM NA KOLANA!
Hej na http://thejacksonsanamericandream.blog.pl/ nn serdecznie zapraszam.
OdpowiedzUsuńMike
Zgadzam się z tym, że Rose to egoistka, jednak nie mogę się doczekać dalszego obrotu spraw. Przepraszam, że dawno nie komentowałam i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuń