Dzisiaj nic nie mam do napisania, bo jestem strasznie zmęczona. Ten tydzień był dla mnie strasznie męczący. Cały dzień na nogach i dopiero wieczorem w domu. Niestety tak będzie prawdopodobnie jeszcze przez 1,5 miesiąca i nie wiem jak wytrzymam. Te notkę miałam napisaną już dawno i nie musiałam się martwić, czy zdążę. Pomimo wszystko notki będą się pojawiały regularnie. Chciałam Was jeszcze bardzo, ale to bardzo przeprosić, że nie komentuje na Waszych blogach. Czytam każdą notkę, ale najnormalniej nie mam już siły komentować. Wiem, może to i głupie, ale naprawdę jestem padnięta. Mam nadzieję, że nie jesteście źli i obiecuję, że jak znajdę troszkę wytchnienia, to nadrobię zaległości. To tyle. Zapraszam za kolejne przygody Rose i Mike'a ;)
P.S. Bym zapomniała. Wszystkiego Najlepszego kobietki ;)
P.S.2. Jeżeli chcecie mnie informować o nowych notkach na Waszych blogach, to proszę, żebyście to robili pisząc do mnie maila lub na GG. W najbliższym czasie chcę zrobić zakładki, ale póki co prosiłabym Was o takie rozwiązanie.
*************************************************************************
Dzisiaj Janet pojechała do Rose. Nie
wiedziałem co się z nią dzieje i czy wszystko w porządku. Ta
niewiedza doprowadzała mnie do szału. Od godziny czekałem na
Janet, chodząc po salonie w tą i z powrotem. Nie mogłem znaleźć
sobie miejsca.
- Może byś w końcu usiadł na swoje
cztery litery, co? - powiedział Tito, który przechodził przez
salon do kuchni.
- Nie mogę, a Ty przestań tyle jeść.
- Jem za siebie i za Ciebie, bo
ostatnio nie widziałem Cię, żebyś coś jadł.
- Nie ważne.
- Pogadamy jak znowu znajdziesz się w
szpitalu – wywróciłem oczami. W końcu udał się do tej kuchni i
dał mi spokój. Dlaczego jeszcze jej nie ma? A jak coś się stało?
Nie .. na pewno wszystko w porządku. Miałem przynajmniej taką
nadzieję. Wyszedłem do ogrodu. Zrobiłem chyba z 10 okrążeń
wokół domu i dopiero zobaczyłem samochód Janet. Od razu pobiegłem
do domu. Czekała na mnie w salonie.
- I co? - znalazłem się przy niej.
- A może dasz mi się najpierw
rozebrać?
- Ale co z Rose? - nie dawałem za
wygraną.
- Zaraz Ci wszystko powiem, tylko
ściągnę buty, bo mama znowu będzie się czepiała – chodziłem
za nią jak cień – Możesz przestać?
- Nie! Powiedź w końcu.
- Jesteś niemożliwy. Chodź,
usiądziemy – usiedliśmy na kanapie – Dzisiaj rano się obudziła
i czuje się dobrze.
- Dzięki Bogu … a co z wynikami?
- Będą dopiero po południu. Jeszcze
nic nie wiadomo.
- Ja nie wytrzymam tego czekania.
- Nie ma co się martwić na zapas.
Zdziwiła się na mój widok, ale i ucieszyła. Jeżeli wyniki okażą
się dobre, to jutro powinna wyjść.
- Mam nadzieję, że nic jej nie jest
…. mówiła coś o mnie?
- Nie, a ja nie zaczynałam tego
tematu.
- To dobrze.
- Musisz się wziąć w garść. Wiem,
że jest Ci trudno, ale takie zachowanie wcale nie pomoże.
- Wiem, ale nie mogę …. jestem na
siebie wściekły, że dopuściłem do takiej sytuacji. Mogłem jej
powiedzieć o wszystkim.
- Mogłeś i powinieneś to zrobić,
ale już po wszystkim. Nie cofniesz czasu.
- Dziękuje, że do niej pojechałaś.
- Nie ma sprawy. Ja też się o nią
martwię – przytuliła mnie – Musicie być razem … nie ma innej
opcji – uśmiechnęła się. Chciałbym w to wierzyć.
Otworzyłam oczy. Oślepiło mnie jasne
światło i ponownie je zamknęłam. Czułam ten specyficzny zapach i
już wiedziałam gdzie jestem. Oczy powoli przyzwyczajały się do
światła.
- Rose? - usłyszałam i spojrzałam
się w lewo. Mama siedziała na krzesełku i trzymała za rękę –
Nareszcie się obudziłaś.
- Niestety.
- Nie mów tak. Nie wiesz co ja
przeżywałam.
- Długo tutaj jestem?
- Od wczoraj. Zemdlałaś …
pamiętasz?
- Tak.
- Powiesz mi co się stało? -
odwróciłam głowę.
- Zadzwonił do mnie i się
zdenerwowałam.
- Tak myślałam.
- Był tutaj, prawda? - milczała przez
chwilę.
- Tak … prosił mnie, żebym Go
wpuściła. Wiem, że nie powinnam, ale …
- Nie tłumacz się.
- Ale skąd wiesz?
- Może, to głupie, ale czuje jego
zapach – odwróciłam się w jej stronę – Jak się dowiedział,
że jestem w szpitalu?
- Widział jak Cię zabierało
pogotowie. Był naprawdę przybity.
- Mamo – przymknęłam oczy.
- Wiem, że nie chcesz o nim rozmawiać
i przepraszam.
- Możesz zostawić mnie samą? Chcę
odpocząć.
- Oczywiście, ale najpierw powiem
lekarzowi, że się obudziłaś – wyszła i po chwili wróciła z
lekarzem.
- Jak się Pani czuję?
- Dobrze – zaświecił mi latarką w
oczy i zbadał.
- Wygląda na to, że nic poważnego
się nie stało. Dowiedziałem się, że wcześniej miewała Pani
zasłabnięcia, tak?
- Tak, ale pierwszy raz zemdlałam.
Miałam mieć w poniedziałek badania.
- Już nie musi Pani czekać do
poniedziałku. Po południu będą wyniki i zobaczymy co jest
przyczyną. Jutro powinna Pani wyjść. Na razie to wszystko. Przyjdę
z wynikami. Proszę odpoczywać – wyszedł. Mama jeszcze stała.
- Mogę zostać sama?
- Ach tak. Już wychodzę – i wyszła.
Nareszcie sama. Byłam zła na rodziców, że zadzwonili na
pogotowie. Wiem, że to głupie, ale nie dla mnie. Naprawdę miałam
już tego dosyć. Gdyby nie szpital i to, że bez mojej wiedzy
zrobili mi badania, to bym w poniedziałek na nie nie poszła. Już
wcześniej podjęłam taką decyzję. Miałam gdzieś, czy coś mi
jest, czy też nie. Odwróciłam się w stronę okna. Chciała być
sama, ale nic z tego. Ktoś właśnie wszedł.
- Mogę? - usłyszałam głos Janet. Od
razu się odwróciłam.
- Janet? Tak jasne – usiadła na
krzesełku obok łóżka – Co tutaj robisz?
- Przyszłam zobaczyć jak się
czujesz.
- Lepiej … cieszę się, że
przyszłaś.
- Naprawdę? Myślałam … zresztą
nieważne.
- To co się dzieje między mną, a
twoim bratem, nie wpłynie na nasze relacje – nie chciałam
wypowiadać jego imienia. Próbowałam zapomnieć.
- Pewnie, że nie i cieszę się z tego
powodu. Wiadomo co Ci jest?
- Wyniki będą dopiero po południu,
ale to bez znaczenia.
- Dlaczego tak mówisz?
- Tak jakoś – nie chciałam jej
mówić, że jest mi wszystko jedno. Lepiej, żeby nie wiedziała –
Co u Ciebie?
- Dobrze, ale nie mówmy o mnie. Kiedy
wychodzisz?
- Może jutro. Nienawidzę szpitali.
- Nikt nie lubi. Jeszcze trochę
wytrzymasz.
- Ale tylko trochę – zaśmiałyśmy
się.
- Dziękuje, że przyszłaś.
- Chciałam zobaczyć co u Ciebie.
- Jak widzisz … coraz lepiej –
skłamałam – Może z czasem wszystko będzie tak jak kiedyś i
poznam kogoś – kolejne kłamstwo. Janet nie wiedziała co
odpowiedzieć. Pewnie nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Wiem,
że chciała, żebym nadal z nim była, ale to niemożliwe.
- Pójdę już. Nie będę Cie męczyła
– wstała.
- Nie męczysz.
- Ale i tak już pójdę.
- No dobrze. Odwiedź mnie czasem.
- Oczywiście. Trzymaj się –
wyściskała mnie i wyszła. Po cholerę mówiłam takie kłamstwa.
Czy ja zawsze muszę najpierw powiedzieć, a dopiero potem pomyśleć?
Naprawdę jest coś ze mną nie tak. Pół godziny później przyszła
Sally.
- I czego mnie tak straszysz, co? -
usiadła bez żadnych oporów na łóżku.
- Wybacz, ale miałam nadzieję, że
tym razem na dobre – spojrzała się na mnie złowieszczo.
- Zaraz Cię własnoręcznie uduszę
jeżeli będziesz gadała takie głupoty!
- Nie protestuje.
- Zamiast się użalać nad sobą, weź
z nim porozmawiaj i tyle. Chcesz to wszystko zaprzepaścić? Nie
wiesz jak dokładnie było.
- Dobrze wiedzieć, że trzymasz jego
stronę! Wiem, że Ci się podoba. Może sama z nim bądź, a mnie
daj święty spokój!
- Co Ty mówisz? Nie poznaje Cię.
Jeszcze masz mi za złe, że wtedy chciałam z nim się przespać?
Przypominam, że wtedy nie byliście jeszcze razem i mogłam z nim
zrobić co chciałam. Nie miałaś żadnych oporów … już
zapomniałaś?
- Ale nie pomyślałaś jak się
poczułam!
- Czyli mam przez to rozumieć, że już
wtedy Go kochałaś?
- Nie …. nie wiem … daj mi spokój.
- Sama sobie zaprzeczasz. Posłuchaj
mnie – poprawiła się wygodniej na łóżku – Wtedy u mnie …
był wolny i mógł pójść ze mną do łóżka bez żadnych
konsekwencji, ale nie zrobił tego. Przecież już Ci to mówiłam.
Odmówił mi i wyszedł. Jeszcze nic nie rozumiesz?
- Niby czego?
- Że Cię nie zdradził! Gdyby był
taki, to by bez problemów przespał się ze mną. Jeżeli wtedy tego
nie zrobił, chociaż nie byliście jeszcze razem, to nie sądzę, że
by to zrobił teraz, gdy dałaś mu szansę. To nie ma sensu.
- Najwidoczniej mu się znudziłam.
- Dlaczego jesteś taka uparta?
- Przestań mnie przekonywać bo i tak
nie zmienię zdania.
- Nie przeszkadzam? - to był lekarz.
- Nie .. ja już idę – Sally chciała
wyjść.
- A spróbuj mnie zostawić –
powiedziałam po cichu, żeby tylko Ona usłyszała.
- Jednak zostanę.
- Jeżeli Panna Baker nie ma nic
przeciwko, to proszę bardzo - uśmiechnął się – Wyniki nie są
najlepsze, ale nie jest Pani na nic chora.
- To co mi jest?
- Ma Pani obniżoną zawartość
witamin, które są potrzebne do normalnego funkcjonowania organizmu.
Nie będę wymieniał, których bo jest ich dużo. Wypiszę Pani
witaminy w tabletkach. Proszę brać przez miesiąc i po tym czasie
zrobić ponownie morfologię. Kopię wyników dostanie Pani doktór.
Jutro zostanie Pani wypisana.
- Nareszcie.
- Proszę się oszczędzać i brać
regularnie tabletki. Powinno być lepiej.
- Dobrze i dziękuje – wyszedł.
- Mówiłam, że nic Ci nie jest.
- To nie jest powód do radości.
- Naprawdę coś Ci zaraz zrobię za
taką gadkę – ktoś zapukał i wszedł. Był to młody chłopak z
bukietem kwiatów.
- Dzień dobry. Panna Rose Baker? -
zapytał.
- Tak.
- To dla Pani – wręczył mi kwiaty.
Okazało się, że był kurierem.
- Od kogo?
- Ten Pan powiedział, że będzie Pani
wiedziała – uśmiechnął się i wyszedł. No tak, a któż by
inny jak nie Mike. Sally się uśmiechała.
- No co?
- Walczy o Ciebie.
- Na próżno.
- Nie mów tak. Co napisał na
bileciku? - przeszukałam bukiet i odnalazłam bilecik.
- ''Myślę o Tobie. M.'' -
przeczytałam na głos – Wyrzuć je – powiedziałam.
- Chyba sobie żartujesz! Są piękne.
Daj wstawię je do wazonu – zabrała mi je.
Chodziłem bez celu po ogrodzie. Wołali
mnie na obiad, ale nie chciałem jeść. Do niczego nie mogli mnie
zmusić. Powinienem być teraz przy niej i ją wspierać. Martwiłem
się wynikami, ale wierzyłem, że wszystko będzie dobrze. Do
wieczora przesiedziałem w swoim pokoju. Nie chciałem z nikim
rozmawiać. Cały czas myślałem wyłącznie o Rose. Już dłużej
nie wytrzymałem i pojechałem do szpitala. Było już późno i
miałem nadzieję, że już śpi. Miałem rację. Nie wchodziłem do
jej sali. Patrzyłem się na nią przez szybkę w drzwiach.
Zobaczyłem kwiaty, które dostała ode mnie. Cieszyłem się, że
jednak ich nie wyrzuciła. Miała taki spokojny wyraz twarzy. Jakaś
pielęgniarka przechodziła i kazał mi już iść bo było późno i
pora wizyt już dawno się skończyła. Spojrzałem się na na moją
ukochaną ostatni raz i niechętnie wyszedłem. Zastanawiałem się
gdzie jechać. Sally na pewno wie jakie są wyniki. Pomimo później
pory, pojechałem do niej. Nie spała jeszcze.
- Wybacz, że o tej godzinie –
powiedziałem przepraszająco.
- W porządku. Wejdź – wpuściła
mnie do środka – Napijesz się czegoś?
- Nie … chciałem się czegoś
dowiedzieć.
- Tak myślałam – usiedliśmy na
kanapie w salonie.
- Co z Rose?
- Nie łatwiej by było do niej jechać
i się dowiedzieć?
- Oczywiście, że tak, ale dobrze
wiesz, że nie mogę tego zrobić.
- Ehh – westchnęła – Zachowujecie
się jak dzieci. Nie możecie bez siebie żyć, a udajecie, że tak
nie jest.
- Ja niczego nie udaje. Nie chcę bez
niej żyć …. mówiła coś o mnie?
- Rozmawiałam z nią na twój temat.
Próbowałam coś wskórać i ja przekonać, ale wiesz, że jest
uparta.
- Tak wiem, ale dlaczego tak Ci zależy?
Dlaczego mi wierzysz?
- Bo mi udowodniłeś, że nie
korzystasz z okazji.
- Nie rozumiem.
- Zapomniałeś, że chciałam Cię
zaciągnąć do łóżka? - Sally była bezpośrednia. Zaśmiałem
się.
- Tak .. pamiętam.
- Więc wiem, że teraz tym bardziej
byś tego nie zrobił. Mówiłam o tym Rose.
- To nic nie da. Ona sama musi chcieć
ze mną porozmawiać.
- Wiesz … nie chcę wyprzedzać
faktów, ale … jak wiesz Rose już raz chciała się zabić i
osoby, które już raz próbowały .. mogą znowu to zrobić.
- Mówiła coś o tym?
- Nie, ale da się to wyczuć w
rozmowie.
- Nie wybaczę sobie jeżeli coś sobie
zrobi. Boże … co mam robić?
- Będę ją odwiedzała tak często
jak będę mogła. Ja też nie chcę, żeby coś sobie zrobiła.
- A wyniki już są?
- Tak …. nie jest na nic chora. Ma
niedobór witamin, to wszystko.
- Dobrze, że to nic poważnego.
- Tak, ale podejrzewam, że nie będzie
chciała brać tabletek, które zostały jej przepisane – opuściłem
bezradnie głowę – Ty też nie najlepiej wyglądasz.
- I jeszcze gorzej się czuję, ale
najważniejsza jest Rose. Wychodzi jutro?
- Tak.
- Bądź przy niej, dobrze? Nie chcę,
żeby była sama albo poznała kogoś.
- Ona teraz nie myśli o nikim innym.
- Mam nadzieję. Dziękuje, że mi o
tym wszystkim powiedziałaś. Jestem Ci bardzo wdzięczny – wstałem
– Będę się już zbierał – otworzyłem drzwi.
- Nie ma sprawy i jest jeszcze coś –
zatrzymałem się – Wie, że u niej wczoraj byłeś.
- Co? Przecież Janet nic jej nie
powiedziała.
- Pani Baker mi powiedziała, że Rose
jej powiedziała, że byłeś.
- Ale skąd wie? Przecież była
nieprzytomna.
- Bo … wyczuła Cię.
- Nie miałem pojęcia, że …. gdybym
wiedział, to bym tam nie wchodził.
- Dlaczego? Nie chciałeś tego?
- Nie chcę jej denerwować.
- Ale nie zdenerwowała się tym.
- To dobrze. Pojadę już. Dzwoń do
mnie w razie czego.
- Ok – wsiadłem do samochodu. Radio
jak zwykle grało. Puścili znaną mi piosenkę.
Złóż
szept na mojej poduszce
Zostaw zimę na ziemi
Budzę się samotna, wszędzie jest cisza
W mojej sypialni i dookoła
Dotknij mnie teraz, zamykam oczy i odpływam w marzeniach
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
Musiała być dobra, ale z jakiegoś powodu ją straciłam
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
Od momentu, kiedy się dotknęliśmy, dopóki czas się nie skończył
Wierzę, że jesteśmy razem
Że jestem chroniona przez Twoje serce
Ale w środku i na zewnątrz zmieniam się w wodę
Jak łzy na Twoich dłoniach
I jest mroźny, zimowy dzień, odpływam w marzeniach
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
To było wszystko, czego chciałam, teraz żyję bez tego
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
To tam płynie woda, to tam wieje wiatr
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
Musiała być dobra, ale z jakiegoś powodu ją straciłam
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
Od momentu, kiedy się dotknęliśmy, dopóki czas się nie skończył
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
To było wszystko, czego chciałam, teraz żyję bez tego
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
To tam płynie woda, to tam wieje wiatr
Zostaw zimę na ziemi
Budzę się samotna, wszędzie jest cisza
W mojej sypialni i dookoła
Dotknij mnie teraz, zamykam oczy i odpływam w marzeniach
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
Musiała być dobra, ale z jakiegoś powodu ją straciłam
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
Od momentu, kiedy się dotknęliśmy, dopóki czas się nie skończył
Wierzę, że jesteśmy razem
Że jestem chroniona przez Twoje serce
Ale w środku i na zewnątrz zmieniam się w wodę
Jak łzy na Twoich dłoniach
I jest mroźny, zimowy dzień, odpływam w marzeniach
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
To było wszystko, czego chciałam, teraz żyję bez tego
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
To tam płynie woda, to tam wieje wiatr
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
Musiała być dobra, ale z jakiegoś powodu ją straciłam
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
Od momentu, kiedy się dotknęliśmy, dopóki czas się nie skończył
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
To było wszystko, czego chciałam, teraz żyję bez tego
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
To tam płynie woda, to tam wieje wiatr
-
Och zamknij się! - wyłączyłem radio. Nawet tam w stacji są
przeciwko mnie? Wybrali bardzo odpowiednią piosenkę, ale mylą się.
Nic nie jest skończone. Nie dopuszczę do tego. Pojechałem do
studia. Była 1 w nocy. Dobrze, że nikogo nie było bo swoim
wyglądem mogłem odstraszać ludzi. Wszedłem do studia.
Przeszukiwałem wszystkie piosenki jakie nagrałem z The Jacksons. W
końcu znalazłem tą, którą szukałem. Nagrałem ją jeszcze raz.
Chciałem, żeby było słychać moje emocje, które teraz
przeżywałem. Ku mojemu zdziwieniu wyszło mi za pierwszym razem.
Nagrałem ją na płytę. Wystarczyło ją dać ojcu Rose. Już nie
wiedziałem co robić i miałem nadzieję, że to jakoś pomoże.
Minął
tydzień od naszego rozstania. Rodzice obchodzili się ze mną jak z
jajkiem i wkurzało mnie to. Nie brałam witamin jak kazał lekarz.
Po co miałam to przedłużać. Myśleli, że je biorę. Dla
niepoznaki i razie, gdyby mama chciała sprawdzić, czy naprawdę
biorę, codziennie wyrzucałam do toalety jedną tabletkę. Strasznie
za nim tęskniłam i nie chciałam tak żyć. Jednak do tej pory nic
sobie nie zrobiłam. Nie wiem na co czekałam. Siedziałam właśnie
na parapecie i zobaczyłam, że tata wrócił do domu. Usłyszałam
pukanie – Proszę – odpowiedziałam i nadal siedziałam tam gdzie
wcześniej.
-
Mogę? - to był tata.
-
Tak i tak nie mam nic do roboty.
-
Mam coś dla Ciebie – podszedł i wręczył mi płytę.
-
Co to jest?
-
Michael prosił, żebym Ci to przekazał.
-
Nie chcę nic od niego.
-
Zrobisz jak zechcesz, ale pamiętaj, że każdy zasługuje na drugą
szanse. Michael mi ją dał, a nie zapominajmy, że byłem okropny.
Widziałaś Go ostatnio? - pokręciłam przecząco głową –
Wygląda jak cień człowieka – położył płytę na stoliku i
wyszedł. Gapiłam się na nią aż w końcu zeszłam z parapetu i
wzięłam ją do ręki. Włączyłam ją.
Sam,
w ciemnych czterech ścianach
Pełen
smutku i zmęczenia, wytrwały w miłości
Pełen
smutku, zmęczenia, wytrwały
Żyjący
w nadziei, że Ona myśli, aby do mnie wrócić
Czy
Ona w ogóle o mnie myśli?
Czy
posunąłem się za daleko?
Gdybym
tylko pokazał jej, że ją kocham
Byłaby
ze mną, we mnie, moja ukochana
Była
by ze mną, we mnie, moja ukochana
Żyję
w nadziei, że Ona myśli, aby do mnie wrócić
I
modlę się, aby wiara zniosła to brzemię
Cierpienia,
które noszę w sobie, dopóki Ona nie wróci
Żyję
w nadziei, że On myśli, ab do mnie wrócić
Boję
się myśleć, że ktoś może spać obok niej
Nie
zniosę tego całego bólu, czy to może być miłość
Jego
głos wyrażał okropny smutek. Nie mogłam dalej słuchać jego
głosu i wyłączyłam. Na płycie napisał '' Kocham Cię najmocniej
na świecie ''. Rozpłakałam się. Dlaczego On mi to robi? Nie może
dać mi spokoju? Codziennie dostawałam od niego kwiaty. Próbował
też się do mnie dodzwonić, ale ja nie odbierałam. Z czasem
zapomni, przynajmniej miałam taką nadzieję. Myślałam nad słowami
ojca. Może przesadzał? Może wcale nie jest z nim tak źle jak
mówił. A jeżeli mówił prawdę? Zresztą … co mnie to obchodzi.
To jego życie i niech robi co chcę. Do pokoju weszła Sally.
-
Cześć – kiwnęłam tylko głową – Płakałaś? Co się stało?
-
Nic – znowu się rozpłakałam.
-
Tęsknisz za nim, prawda?
-
Czy to takie dziwne?
-
Nareszcie przyznałaś mi rację – uśmiechnęła się.
-
Muszę o nim zapomnieć – uspokajałam się – Idziesz ze mną do
klubu?
-
Co? Chyba żartujesz.
-
W takim razie pójdę sama.
-
Mam jutro pracę.
-
Ok! Mogę iść sama!
-
Wiesz, że nie puszczę Cię samą. Po co chcesz tam iść?
-
Żeby zapomnieć … może kogoś poznam. To jak? Idziesz?
-
Nie mam wyjścia – Sally mnie pomalowała i ułożyła włosy. Nie
była z tego zadowolona, ale nic nie mówiła. Ja sama nie wiedziałam
do końca co robię, ale nie było już odwrotu. Rodzice dziwnie się
na mnie patrzyli, gdy chodziłam po domu taka wystrojona.
-
Wybierasz się gdzieś? - zapytała się mama.
-
Tak .. do klubu, a co?
-
Tylko pytam – widziałam, że nie popierała tego, ale nic nie
mówiła. O 20 pojechaliśmy z Sally do klubu. Pojechaliśmy
taksówką, bo trzeźwe na pewno nie wrócimy. Przynajmniej ja. Nie
było dużo ludzi. W końcu był środek tygodnia. Usiadłyśmy przy
wolnym stoliku i zamówiliśmy drinki. O 22 byłam już lekko
wstawiona. Sally wypiła, tylko dwa drinki.
-
Co tak słabo Ci idzie? - zapytałam.
-
Ktoś musi Cię pilnować.
-
Jestem dorosła. Idę do toalety zaraz wracam – po 2 minutach byłam
w powrotem.
-
Możemy już wracać?
-
Zwariowałaś? Zabawa dopiero się rozkręca – alkohol zaczął
coraz bardziej krążyć w moich żyłach. Podszedł do nas jakiś
facet.
-
Witam piękne Panie. Jesteście same jak widzę.
-
Dobrze widzisz – odpowiedziałam.
-
Nie wybaczę Ci jeżeli ze mną nie zatańczysz – powiedział w
moją stronę.
-
Może później – odpowiedziałam z uśmiechem. Odszedł. Sally
była zła za moje zachowanie. Kelnerka przyniosła nam po drinku i
powiedziała, że to od tamtego faceta. Uśmiechnęłam się do niego
figlarnie. Zrobił to samo i nadal mi się przyglądał. Po godzinie
byłam już tak wstawiona, że śmiałam się ze wszystkiego.
Podszedł do mnie i poprosił do tańca. Od razu się zgodziłam.
-
Świetnie tańczysz.
-
Nie … jestem nieźle wstawiona – powiedziałam ze śmiechem. Po
jakimś czasie zakręciło mi się w głowie – Zaczekaj.
-
Coś się stało?
-
W głowie mi się kręci.
-
Wyjdźmy na zewnątrz – przytrzymał mnie i wyszliśmy tylnym
wyjściem na parking – Lepiej?
-
Tak … za duszno tam jest.
-
Może zostać tutaj – przybliżył się do mnie.
-
Możesz się odsunąć?
-
Mogę, ale nie chcę – próbował mnie pocałować, ale udało mi
się zrobić unik.
-
Muszę już wracać do środka – wyminęłam Go, ale mnie zatrzymał
i zaczął obmacywać.
-
Nie udawaj, że nie wiesz po co tutaj przyszliśmy – posadził mnie
na masce samochodu i dotykał.
-
Przestań! - próbowałam mu się wyrwać. Odepchnęłam Go. Spojrzał
się na mnie wściekle i lekko uderzył z liścia w twarz.
-
Tylko od Ciebie zależy jak to zrobimy. Może być przyjemnie albo
nie. Wybieraj – miałam zły w oczach. Byłam pijana, ale nie na
tyle, żeby nie wiedzieć co się dzieje. Uderzyłam Go. Strasznie
się zdenerwował i tym razem uderzył mnie mocniej. Po chwili
jeszcze raz. Czułam krew w ustach. Tak strasznie się bałam i
wszystko wskazywało na to, że nie dam rady mu się wyrwać –
Zamknij się suko! - warknął bo zaczęłam coraz bardziej płakać.
Zobaczyłam, że w naszą stronę biegnie Sally. Uderzyła Go w głowę
butelką, która się rozbiła. Upadł na podłogę.
-
Nic Ci nie zrobił?
-
Nie – pomogła mi dojść do taksówki, bo sama nie byłam w stanie
i pojechaliśmy do jej domu. Nie byłam w stanie wziąć prysznicu,
bo ledwo stałam na nogach. Sally opatrzyła moją wargę, która
była rozcięta i poszłam się położyć. Łzy ciągle leciały. Po
co ja tam chciałam jechać? Co ja sobie myślałam? Mało brakowało,
a by mnie zgwałcił. Nie oszukujmy się. Prosiłam się o to od
początku. Tak bardzo teraz chciałam, żeby Mike mnie przytulił.
Tylko przy nim czuje się bezpiecznie.
**********************************************
Całkiem zapomniałam napisać tytułów piosenek. Pierwsza to:
Roxette - It Must Have Been Love
A druga:
The Jacksons - Time Waits For No One
Całkiem zapomniałam napisać tytułów piosenek. Pierwsza to:
Roxette - It Must Have Been Love
A druga:
The Jacksons - Time Waits For No One
Nie no w takim momencie?! Już miałam nadzieję, że się pogodzą w tej notce, ale jednak nie! Nie wiem, może w następnej...? Jej, niech Michael do niej pojedzie i powie prawdę. Tak byłoby najlepiej. No niech oni się już pogodzą, bo widać, że oboje cierpią. Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńMagda
Hej. Przerwałaś w bardzo dobrym momencie, w końcu to buduje napięcie. Chyba zdawałam sobie sprawę, że wszystko się jakoś cudownie nie ułoży, a jednak czuję rozczarowanie. Oboje cierpią, fakt... Ostatnia myśl Rose jest promyczkiem nadziei. Cieszę się, że jej omdlenia nie okazały się czymś poważnym. Mam tylko nadzieję, że sama sobie czegoś nie zrobi...Mike powinien być przy niej...
OdpowiedzUsuńPozdram. Martuś
PS: Moim blogiem absolutnie się nie przejmuj...Przecież nie będę się gniewać o takie bzdury. Ważne, że Ty piszesz mimo małej ilości czasu.
Notka jest wspaniała! ;D jest takie super napięcie i widać ze Rose nie może wytrzymać bez Mike'a <3 Jestem bardzo ciekawa co sie jeszcze może wydarzyć :) dobrze ze jeszcze ich nie pogodzilas bo to by było nudne gdyby w jednej notce sie pokłócili a juz w drugiej pogodzili xp jeszcze pewnie z Mikiem sie coś stanie i wtedy dopiero sie pogodzą ;3 Michael jest tak niesamowicie kochanyy... Czekałam na tą notkę i czekałam....i sie doczekałam, tylko teraz znowu tydzień ;//. Pozdrawiam Zuzia
OdpowiedzUsuńświetna notka! mam nadzieję, ze Rose wreszcie zaufa Michaelowi. i kocham Sally, bardzo! jest cudowna! a za tą scenę z butelką na głowie tego gościa to chyba założę jej fanklub na fejsie hihihi :D szkoda mi Michaela, Rose jest niespawiedliwa wobec niego, powinna mu pozwolić wyjaśnić, co i jak. czekam na nastepną notkę!
OdpowiedzUsuńPanda
Szkoda mi Michaela. Jeszcze jak napisałaś, że wygląda jak wrak człowieka, to już w ogóle. Rose też jest biedna. Nawet sobie nie wyobrażam przez co przechodzi. Jeszcze ten facet pod klubem. Sally dobrze wykorzystała tą butelkę.
OdpowiedzUsuńOgólnie całe te ich tęsknienie i cierpienia prowadzą do dobrego. Jeszcze troszkę musimy wytrzymać. Wrócą do siebie.Mam taką nadzieję.
Kobieto jak ty to robisz, boże biedny Mike mam nadzieję, że Rose w końcu mu wybaczy. Czasem rozłonka pomaga ludzia wiem to bo przechodziłam przez to sama
OdpowiedzUsuńsorki za to co teraz napisze ale...niee no Rose to chyba już całkiem odbiło...co ta dziewczyna wyprawia no..ja rozumiem , smutek, cierpienie,ale takim zachowaniem to Ona na pewno sobie nie pomoże...:roll: i szczerze to szkoda mi Michaela , bo tak naprawdę to on jest najbardziej skrzywdzony, najpierw ojciec który zachowuje się jak kawał sukinsyna, Erms który ordynarnie chciał poderwac Rose i w końcu Rose która twierdzi że po tym co się stało w jej życiu twierdzi że rzekomo nie wierzy nikomu,a powiedzmy sobie szczerze że teraz tak naprawdę to ona wierzy wszystkim tylko nie Michaelowi gezess co za dziewczyna no..:roll: Mimo wszystko uwielbiam tto opko nadal i mam nadzieje że wreszcie Rose pójdzie po rozum do głowy i porozmawiaj jak cywilizowani ludzie..:D Michael na to zasługuje jak nikt..:D pisz dalej czekam :D
OdpowiedzUsuńBuziaki :* dzwoneczek
Hejka!
OdpowiedzUsuńW końcu mogę skomentować, bo wcześniej internetu nie miałam.
Notka jak zwykle świetna.
Strasznie mi szkoda Rose i MJ... Oni powinni ze sobą być. Nie ma innej opcji :c
A Sally to chyba moja ulubiona postać w tym opowiadaniu ^.^ Wiedziała jak dobrze wykorzystać tą butelkę :)
Czekam na nn z niecierpliwością!
Pozdrawiam, Emaa ;D
Świetna notka jak zawsze, dobrze że Rose nic nie jest.Szkoda że Rose nie wierzy Michaelowi. :( Mam nadzieję że niedługo się pogodzą.
OdpowiedzUsuńRaven0908
Zgadzam się z Pandą , Rose przegina. Zamiast jeszcze bardziej pogarszać swoją sytuację oraz stan powinna próbować przynajmniej się pozbierać. Gdyby nie łaziła po klubach tylko spędzała więcej czasu z Sisi to z pewnością nie czułaby się tak źle. Evelin
OdpowiedzUsuńCudowna notka jak zawsze to super ze Rose jest zdrowa troche martwi mnie stan Michaela, mam nadzieje ze wszystko bedzie dobrze. Widac ze Rose i Mike nie potrafia bez siebie zyc smutno jest czytac jak tesknia za soba...niech sie juz pogodza prosze widac ze bez siebie nie moga zyc.
OdpowiedzUsuńPs.zawsze z niecierpliwoscia czekam na twoje notki bo piszesz genialnie dziewczyno naprawde. W moim zyciu tez sa teraz trudne momenty z ktorymi tylko ja potrafie i musze sobie poradzic a czytajac Twoje opowiadanie chociaz przez chwile zapominam o wszystkich zmartwieniach.. poprostu...dziekuje ze piszesz takie cudowne opowiadanie. Zgaduje ze Twoim natchnieniem jest nasz kochany Michael...wiec niech Mike cie nie opuszcza niech bedzie Twoja wena do konca. Czekam na nowa notke...juz sie nie moge doczekac! :)
Pozdrawiam Michaelowa:)
Pamietajmy ze jeszcze ma pojawić sie ten cały Marlon z przeszłości ;o ale bedzie sie działo!! :D Zuzia
OdpowiedzUsuńŚwietna notka!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że w końcu się pogodzą! Żal mi bardzo Michaela! Oby szybko Rose mu odpuściła.
Czekam na następną!
Bille
Nie no.. w takim momencie przerywać? Oj ty oj ty..
OdpowiedzUsuńUff.. Dobrze, że Rose nic nie ma... Że to nic poważnego...Martwię się, że ona może zrobić coś głupiego i targnąć się na życie po raz kolejny....
Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że jak dostanie te witaminy od lekarza to ich brać nie będzie.... Cała Rose... Zaczyna mni znó wkurzać... Powinna dać szansę Michaelowi... Bo on nie jest winny... Nic nie zawinił... Dlaczego nie daje mu szansy wyjaśnienia... Uparta jak wół....
Żal mi Michaela, że tak się stara, kwiatki przysyła, pisze piosenki z aluzją by dała mu szansę... By widziała jak cierpi... Bo cierpi i to bardzo... :( Nic nie je...
Sally okazuje się być super pomocna :) Zawsze ją lubiłam :) Mieć taką przyjaciłókę to skarb. Może jakoś ona jej do rozsądku przemówi....
Rose mnie wkurzyła z tym klubem... Chyba niepoważna jest... Dobrze wie, że w żaden sposób nie wybije sobie Michaela z głowy to poszła się upić jakby to było najlepszym rozwiązaniem życiowym... Nie może ot tak zapomnieć o nim bo musi z nim być :P Nie ma innej opcji...
No i pewnie, jeszcze ją jakiś kolo podrywać chciał i w dodatku przelecieć... :/
Sama się przyznała, że jednak chciałaby być z Michaelem... W sumie to sama nie wie czego chce... Niby tu tęskni, płacze, ale ciężko udaje, że ma go głęboko gdzieś.... :roll: -.-
Oni tęsknią za sobą... Niech się już pogodzą i znów będą razem... ;)
Pozdrawiam, BAD25