sobota, 8 marca 2014

Bad Girl 44

Witam Was!
Dzisiaj nic nie mam do napisania, bo jestem strasznie zmęczona. Ten tydzień był dla mnie strasznie męczący. Cały dzień na nogach i dopiero wieczorem w domu. Niestety tak będzie prawdopodobnie jeszcze przez 1,5 miesiąca i nie wiem jak wytrzymam. Te notkę miałam napisaną już dawno i nie musiałam się martwić, czy zdążę. Pomimo wszystko notki będą się pojawiały regularnie. Chciałam Was jeszcze bardzo, ale to bardzo przeprosić, że nie komentuje na Waszych blogach. Czytam każdą notkę, ale najnormalniej nie mam już siły komentować. Wiem, może to i głupie, ale naprawdę jestem padnięta. Mam nadzieję, że nie jesteście źli i obiecuję, że jak znajdę troszkę wytchnienia, to nadrobię zaległości. To tyle. Zapraszam za kolejne przygody Rose i Mike'a ;)

P.S. Bym zapomniała. Wszystkiego Najlepszego kobietki ;)

P.S.2. Jeżeli chcecie mnie informować o nowych notkach na Waszych blogach, to proszę, żebyście to robili pisząc do mnie maila lub na GG. W najbliższym czasie chcę zrobić zakładki, ale póki co prosiłabym Was o takie rozwiązanie.

*************************************************************************

Dzisiaj Janet pojechała do Rose. Nie wiedziałem co się z nią dzieje i czy wszystko w porządku. Ta niewiedza doprowadzała mnie do szału. Od godziny czekałem na Janet, chodząc po salonie w tą i z powrotem. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca.
- Może byś w końcu usiadł na swoje cztery litery, co? - powiedział Tito, który przechodził przez salon do kuchni.
- Nie mogę, a Ty przestań tyle jeść.
- Jem za siebie i za Ciebie, bo ostatnio nie widziałem Cię, żebyś coś jadł.
- Nie ważne.
- Pogadamy jak znowu znajdziesz się w szpitalu – wywróciłem oczami. W końcu udał się do tej kuchni i dał mi spokój. Dlaczego jeszcze jej nie ma? A jak coś się stało? Nie .. na pewno wszystko w porządku. Miałem przynajmniej taką nadzieję. Wyszedłem do ogrodu. Zrobiłem chyba z 10 okrążeń wokół domu i dopiero zobaczyłem samochód Janet. Od razu pobiegłem do domu. Czekała na mnie w salonie.
- I co? - znalazłem się przy niej.
- A może dasz mi się najpierw rozebrać?
- Ale co z Rose? - nie dawałem za wygraną.
- Zaraz Ci wszystko powiem, tylko ściągnę buty, bo mama znowu będzie się czepiała – chodziłem za nią jak cień – Możesz przestać?
- Nie! Powiedź w końcu.
- Jesteś niemożliwy. Chodź, usiądziemy – usiedliśmy na kanapie – Dzisiaj rano się obudziła i czuje się dobrze.
- Dzięki Bogu … a co z wynikami?
- Będą dopiero po południu. Jeszcze nic nie wiadomo.
- Ja nie wytrzymam tego czekania.
- Nie ma co się martwić na zapas. Zdziwiła się na mój widok, ale i ucieszyła. Jeżeli wyniki okażą się dobre, to jutro powinna wyjść.
- Mam nadzieję, że nic jej nie jest …. mówiła coś o mnie?
- Nie, a ja nie zaczynałam tego tematu.
- To dobrze.
- Musisz się wziąć w garść. Wiem, że jest Ci trudno, ale takie zachowanie wcale nie pomoże.
- Wiem, ale nie mogę …. jestem na siebie wściekły, że dopuściłem do takiej sytuacji. Mogłem jej powiedzieć o wszystkim.
- Mogłeś i powinieneś to zrobić, ale już po wszystkim. Nie cofniesz czasu.
- Dziękuje, że do niej pojechałaś.
- Nie ma sprawy. Ja też się o nią martwię – przytuliła mnie – Musicie być razem … nie ma innej opcji – uśmiechnęła się. Chciałbym w to wierzyć.

Otworzyłam oczy. Oślepiło mnie jasne światło i ponownie je zamknęłam. Czułam ten specyficzny zapach i już wiedziałam gdzie jestem. Oczy powoli przyzwyczajały się do światła.
- Rose? - usłyszałam i spojrzałam się w lewo. Mama siedziała na krzesełku i trzymała za rękę – Nareszcie się obudziłaś.
- Niestety.
- Nie mów tak. Nie wiesz co ja przeżywałam.
- Długo tutaj jestem?
- Od wczoraj. Zemdlałaś … pamiętasz?
- Tak.
- Powiesz mi co się stało? - odwróciłam głowę.
- Zadzwonił do mnie i się zdenerwowałam.
- Tak myślałam.
- Był tutaj, prawda? - milczała przez chwilę.
- Tak … prosił mnie, żebym Go wpuściła. Wiem, że nie powinnam, ale …
- Nie tłumacz się.
- Ale skąd wiesz?
- Może, to głupie, ale czuje jego zapach – odwróciłam się w jej stronę – Jak się dowiedział, że jestem w szpitalu?
- Widział jak Cię zabierało pogotowie. Był naprawdę przybity.
- Mamo – przymknęłam oczy.
- Wiem, że nie chcesz o nim rozmawiać i przepraszam.
- Możesz zostawić mnie samą? Chcę odpocząć.
- Oczywiście, ale najpierw powiem lekarzowi, że się obudziłaś – wyszła i po chwili wróciła z lekarzem.
- Jak się Pani czuję?
- Dobrze – zaświecił mi latarką w oczy i zbadał.
- Wygląda na to, że nic poważnego się nie stało. Dowiedziałem się, że wcześniej miewała Pani zasłabnięcia, tak?
- Tak, ale pierwszy raz zemdlałam. Miałam mieć w poniedziałek badania.
- Już nie musi Pani czekać do poniedziałku. Po południu będą wyniki i zobaczymy co jest przyczyną. Jutro powinna Pani wyjść. Na razie to wszystko. Przyjdę z wynikami. Proszę odpoczywać – wyszedł. Mama jeszcze stała.
- Mogę zostać sama?
- Ach tak. Już wychodzę – i wyszła. Nareszcie sama. Byłam zła na rodziców, że zadzwonili na pogotowie. Wiem, że to głupie, ale nie dla mnie. Naprawdę miałam już tego dosyć. Gdyby nie szpital i to, że bez mojej wiedzy zrobili mi badania, to bym w poniedziałek na nie nie poszła. Już wcześniej podjęłam taką decyzję. Miałam gdzieś, czy coś mi jest, czy też nie. Odwróciłam się w stronę okna. Chciała być sama, ale nic z tego. Ktoś właśnie wszedł.
- Mogę? - usłyszałam głos Janet. Od razu się odwróciłam.
- Janet? Tak jasne – usiadła na krzesełku obok łóżka – Co tutaj robisz?
- Przyszłam zobaczyć jak się czujesz.
- Lepiej … cieszę się, że przyszłaś.
- Naprawdę? Myślałam … zresztą nieważne.
- To co się dzieje między mną, a twoim bratem, nie wpłynie na nasze relacje – nie chciałam wypowiadać jego imienia. Próbowałam zapomnieć.
- Pewnie, że nie i cieszę się z tego powodu. Wiadomo co Ci jest?
- Wyniki będą dopiero po południu, ale to bez znaczenia.
- Dlaczego tak mówisz?
- Tak jakoś – nie chciałam jej mówić, że jest mi wszystko jedno. Lepiej, żeby nie wiedziała – Co u Ciebie?
- Dobrze, ale nie mówmy o mnie. Kiedy wychodzisz?
- Może jutro. Nienawidzę szpitali.
- Nikt nie lubi. Jeszcze trochę wytrzymasz.
- Ale tylko trochę – zaśmiałyśmy się.
- Dziękuje, że przyszłaś.
- Chciałam zobaczyć co u Ciebie.
- Jak widzisz … coraz lepiej – skłamałam – Może z czasem wszystko będzie tak jak kiedyś i poznam kogoś – kolejne kłamstwo. Janet nie wiedziała co odpowiedzieć. Pewnie nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Wiem, że chciała, żebym nadal z nim była, ale to niemożliwe.
- Pójdę już. Nie będę Cie męczyła – wstała.
- Nie męczysz.
- Ale i tak już pójdę.
- No dobrze. Odwiedź mnie czasem.
- Oczywiście. Trzymaj się – wyściskała mnie i wyszła. Po cholerę mówiłam takie kłamstwa. Czy ja zawsze muszę najpierw powiedzieć, a dopiero potem pomyśleć? Naprawdę jest coś ze mną nie tak. Pół godziny później przyszła Sally.
- I czego mnie tak straszysz, co? - usiadła bez żadnych oporów na łóżku.
- Wybacz, ale miałam nadzieję, że tym razem na dobre – spojrzała się na mnie złowieszczo.
- Zaraz Cię własnoręcznie uduszę jeżeli będziesz gadała takie głupoty!
- Nie protestuje.
- Zamiast się użalać nad sobą, weź z nim porozmawiaj i tyle. Chcesz to wszystko zaprzepaścić? Nie wiesz jak dokładnie było.
- Dobrze wiedzieć, że trzymasz jego stronę! Wiem, że Ci się podoba. Może sama z nim bądź, a mnie daj święty spokój!
- Co Ty mówisz? Nie poznaje Cię. Jeszcze masz mi za złe, że wtedy chciałam z nim się przespać? Przypominam, że wtedy nie byliście jeszcze razem i mogłam z nim zrobić co chciałam. Nie miałaś żadnych oporów … już zapomniałaś?
- Ale nie pomyślałaś jak się poczułam!
- Czyli mam przez to rozumieć, że już wtedy Go kochałaś?
- Nie …. nie wiem … daj mi spokój.
- Sama sobie zaprzeczasz. Posłuchaj mnie – poprawiła się wygodniej na łóżku – Wtedy u mnie … był wolny i mógł pójść ze mną do łóżka bez żadnych konsekwencji, ale nie zrobił tego. Przecież już Ci to mówiłam. Odmówił mi i wyszedł. Jeszcze nic nie rozumiesz?
- Niby czego?
- Że Cię nie zdradził! Gdyby był taki, to by bez problemów przespał się ze mną. Jeżeli wtedy tego nie zrobił, chociaż nie byliście jeszcze razem, to nie sądzę, że by to zrobił teraz, gdy dałaś mu szansę. To nie ma sensu.
- Najwidoczniej mu się znudziłam.
- Dlaczego jesteś taka uparta?
- Przestań mnie przekonywać bo i tak nie zmienię zdania.
- Nie przeszkadzam? - to był lekarz.
- Nie .. ja już idę – Sally chciała wyjść.
- A spróbuj mnie zostawić – powiedziałam po cichu, żeby tylko Ona usłyszała.
- Jednak zostanę.
- Jeżeli Panna Baker nie ma nic przeciwko, to proszę bardzo - uśmiechnął się – Wyniki nie są najlepsze, ale nie jest Pani na nic chora.
- To co mi jest?
- Ma Pani obniżoną zawartość witamin, które są potrzebne do normalnego funkcjonowania organizmu. Nie będę wymieniał, których bo jest ich dużo. Wypiszę Pani witaminy w tabletkach. Proszę brać przez miesiąc i po tym czasie zrobić ponownie morfologię. Kopię wyników dostanie Pani doktór. Jutro zostanie Pani wypisana.
- Nareszcie.
- Proszę się oszczędzać i brać regularnie tabletki. Powinno być lepiej.
- Dobrze i dziękuje – wyszedł.
- Mówiłam, że nic Ci nie jest.
- To nie jest powód do radości.
- Naprawdę coś Ci zaraz zrobię za taką gadkę – ktoś zapukał i wszedł. Był to młody chłopak z bukietem kwiatów.
- Dzień dobry. Panna Rose Baker? - zapytał.
- Tak.
- To dla Pani – wręczył mi kwiaty. Okazało się, że był kurierem.
- Od kogo?
- Ten Pan powiedział, że będzie Pani wiedziała – uśmiechnął się i wyszedł. No tak, a któż by inny jak nie Mike. Sally się uśmiechała.
- No co?
- Walczy o Ciebie.
- Na próżno.
- Nie mów tak. Co napisał na bileciku? - przeszukałam bukiet i odnalazłam bilecik.
- ''Myślę o Tobie. M.'' - przeczytałam na głos – Wyrzuć je – powiedziałam.
- Chyba sobie żartujesz! Są piękne. Daj wstawię je do wazonu – zabrała mi je.

Chodziłem bez celu po ogrodzie. Wołali mnie na obiad, ale nie chciałem jeść. Do niczego nie mogli mnie zmusić. Powinienem być teraz przy niej i ją wspierać. Martwiłem się wynikami, ale wierzyłem, że wszystko będzie dobrze. Do wieczora przesiedziałem w swoim pokoju. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Cały czas myślałem wyłącznie o Rose. Już dłużej nie wytrzymałem i pojechałem do szpitala. Było już późno i miałem nadzieję, że już śpi. Miałem rację. Nie wchodziłem do jej sali. Patrzyłem się na nią przez szybkę w drzwiach. Zobaczyłem kwiaty, które dostała ode mnie. Cieszyłem się, że jednak ich nie wyrzuciła. Miała taki spokojny wyraz twarzy. Jakaś pielęgniarka przechodziła i kazał mi już iść bo było późno i pora wizyt już dawno się skończyła. Spojrzałem się na na moją ukochaną ostatni raz i niechętnie wyszedłem. Zastanawiałem się gdzie jechać. Sally na pewno wie jakie są wyniki. Pomimo później pory, pojechałem do niej. Nie spała jeszcze.
- Wybacz, że o tej godzinie – powiedziałem przepraszająco.
- W porządku. Wejdź – wpuściła mnie do środka – Napijesz się czegoś?
- Nie … chciałem się czegoś dowiedzieć.
- Tak myślałam – usiedliśmy na kanapie w salonie.
- Co z Rose?
- Nie łatwiej by było do niej jechać i się dowiedzieć?
- Oczywiście, że tak, ale dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić.
- Ehh – westchnęła – Zachowujecie się jak dzieci. Nie możecie bez siebie żyć, a udajecie, że tak nie jest.
- Ja niczego nie udaje. Nie chcę bez niej żyć …. mówiła coś o mnie?
- Rozmawiałam z nią na twój temat. Próbowałam coś wskórać i ja przekonać, ale wiesz, że jest uparta.
- Tak wiem, ale dlaczego tak Ci zależy? Dlaczego mi wierzysz?
- Bo mi udowodniłeś, że nie korzystasz z okazji.
- Nie rozumiem.
- Zapomniałeś, że chciałam Cię zaciągnąć do łóżka? - Sally była bezpośrednia. Zaśmiałem się.
- Tak .. pamiętam.
- Więc wiem, że teraz tym bardziej byś tego nie zrobił. Mówiłam o tym Rose.
- To nic nie da. Ona sama musi chcieć ze mną porozmawiać.
- Wiesz … nie chcę wyprzedzać faktów, ale … jak wiesz Rose już raz chciała się zabić i osoby, które już raz próbowały .. mogą znowu to zrobić.
- Mówiła coś o tym?
- Nie, ale da się to wyczuć w rozmowie.
- Nie wybaczę sobie jeżeli coś sobie zrobi. Boże … co mam robić?
- Będę ją odwiedzała tak często jak będę mogła. Ja też nie chcę, żeby coś sobie zrobiła.
- A wyniki już są?
- Tak …. nie jest na nic chora. Ma niedobór witamin, to wszystko.
- Dobrze, że to nic poważnego.
- Tak, ale podejrzewam, że nie będzie chciała brać tabletek, które zostały jej przepisane – opuściłem bezradnie głowę – Ty też nie najlepiej wyglądasz.
- I jeszcze gorzej się czuję, ale najważniejsza jest Rose. Wychodzi jutro?
- Tak.
- Bądź przy niej, dobrze? Nie chcę, żeby była sama albo poznała kogoś.
- Ona teraz nie myśli o nikim innym.
- Mam nadzieję. Dziękuje, że mi o tym wszystkim powiedziałaś. Jestem Ci bardzo wdzięczny – wstałem – Będę się już zbierał – otworzyłem drzwi.
- Nie ma sprawy i jest jeszcze coś – zatrzymałem się – Wie, że u niej wczoraj byłeś.
- Co? Przecież Janet nic jej nie powiedziała.
- Pani Baker mi powiedziała, że Rose jej powiedziała, że byłeś.
- Ale skąd wie? Przecież była nieprzytomna.
- Bo … wyczuła Cię.
- Nie miałem pojęcia, że …. gdybym wiedział, to bym tam nie wchodził.
- Dlaczego? Nie chciałeś tego?
- Nie chcę jej denerwować.
- Ale nie zdenerwowała się tym.
- To dobrze. Pojadę już. Dzwoń do mnie w razie czego.
- Ok – wsiadłem do samochodu. Radio jak zwykle grało. Puścili znaną mi piosenkę.

Złóż szept na mojej poduszce
Zostaw zimę na ziemi
Budzę się samotna, wszędzie jest cisza
W mojej sypialni i dookoła
Dotknij mnie teraz, zamykam oczy i odpływam w marzeniach
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
Musiała być dobra, ale z jakiegoś powodu ją straciłam
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
Od momentu, kiedy się dotknęliśmy, dopóki czas się nie skończył
Wierzę, że jesteśmy razem
Że jestem chroniona przez Twoje serce
Ale w środku i na zewnątrz zmieniam się w wodę
Jak łzy na Twoich dłoniach
I jest mroźny, zimowy dzień, odpływam w marzeniach
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
To było wszystko, czego chciałam, teraz żyję bez tego
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
To tam płynie woda, to tam wieje wiatr
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
Musiała być dobra, ale z jakiegoś powodu ją straciłam
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
Od momentu, kiedy się dotknęliśmy, dopóki czas się nie skończył

To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
To było wszystko, czego chciałam, teraz żyję bez tego
To musiała być miłość, ale teraz jest skończona
To tam płynie woda, to tam wieje wiatr

- Och zamknij się! - wyłączyłem radio. Nawet tam w stacji są przeciwko mnie? Wybrali bardzo odpowiednią piosenkę, ale mylą się. Nic nie jest skończone. Nie dopuszczę do tego. Pojechałem do studia. Była 1 w nocy. Dobrze, że nikogo nie było bo swoim wyglądem mogłem odstraszać ludzi. Wszedłem do studia. Przeszukiwałem wszystkie piosenki jakie nagrałem z The Jacksons. W końcu znalazłem tą, którą szukałem. Nagrałem ją jeszcze raz. Chciałem, żeby było słychać moje emocje, które teraz przeżywałem. Ku mojemu zdziwieniu wyszło mi za pierwszym razem. Nagrałem ją na płytę. Wystarczyło ją dać ojcu Rose. Już nie wiedziałem co robić i miałem nadzieję, że to jakoś pomoże.

Minął tydzień od naszego rozstania. Rodzice obchodzili się ze mną jak z jajkiem i wkurzało mnie to. Nie brałam witamin jak kazał lekarz. Po co miałam to przedłużać. Myśleli, że je biorę. Dla niepoznaki i razie, gdyby mama chciała sprawdzić, czy naprawdę biorę, codziennie wyrzucałam do toalety jedną tabletkę. Strasznie za nim tęskniłam i nie chciałam tak żyć. Jednak do tej pory nic sobie nie zrobiłam. Nie wiem na co czekałam. Siedziałam właśnie na parapecie i zobaczyłam, że tata wrócił do domu. Usłyszałam pukanie – Proszę – odpowiedziałam i nadal siedziałam tam gdzie wcześniej.
- Mogę? - to był tata.
- Tak i tak nie mam nic do roboty.
- Mam coś dla Ciebie – podszedł i wręczył mi płytę.
- Co to jest?
- Michael prosił, żebym Ci to przekazał.
- Nie chcę nic od niego.
- Zrobisz jak zechcesz, ale pamiętaj, że każdy zasługuje na drugą szanse. Michael mi ją dał, a nie zapominajmy, że byłem okropny. Widziałaś Go ostatnio? - pokręciłam przecząco głową – Wygląda jak cień człowieka – położył płytę na stoliku i wyszedł. Gapiłam się na nią aż w końcu zeszłam z parapetu i wzięłam ją do ręki. Włączyłam ją.

Sam, w ciemnych czterech ścianach
Pełen smutku i zmęczenia, wytrwały w miłości

Pełen smutku, zmęczenia, wytrwały
Żyjący w nadziei, że Ona myśli, aby do mnie wrócić
Czy Ona w ogóle o mnie myśli?
Czy posunąłem się za daleko?

Gdybym tylko pokazał jej, że ją kocham
Byłaby ze mną, we mnie, moja ukochana

Była by ze mną, we mnie, moja ukochana
Żyję w nadziei, że Ona myśli, aby do mnie wrócić
I modlę się, aby wiara zniosła to brzemię
Cierpienia, które noszę w sobie, dopóki Ona nie wróci

Żyję w nadziei, że On myśli, ab do mnie wrócić
Boję się myśleć, że ktoś może spać obok niej
Nie zniosę tego całego bólu, czy to może być miłość

Jego głos wyrażał okropny smutek. Nie mogłam dalej słuchać jego głosu i wyłączyłam. Na płycie napisał '' Kocham Cię najmocniej na świecie ''. Rozpłakałam się. Dlaczego On mi to robi? Nie może dać mi spokoju? Codziennie dostawałam od niego kwiaty. Próbował też się do mnie dodzwonić, ale ja nie odbierałam. Z czasem zapomni, przynajmniej miałam taką nadzieję. Myślałam nad słowami ojca. Może przesadzał? Może wcale nie jest z nim tak źle jak mówił. A jeżeli mówił prawdę? Zresztą … co mnie to obchodzi. To jego życie i niech robi co chcę. Do pokoju weszła Sally.
- Cześć – kiwnęłam tylko głową – Płakałaś? Co się stało?
- Nic – znowu się rozpłakałam.
- Tęsknisz za nim, prawda?
- Czy to takie dziwne?
- Nareszcie przyznałaś mi rację – uśmiechnęła się.
- Muszę o nim zapomnieć – uspokajałam się – Idziesz ze mną do klubu?
- Co? Chyba żartujesz.
- W takim razie pójdę sama.
- Mam jutro pracę.
- Ok! Mogę iść sama!
- Wiesz, że nie puszczę Cię samą. Po co chcesz tam iść?
- Żeby zapomnieć … może kogoś poznam. To jak? Idziesz?
- Nie mam wyjścia – Sally mnie pomalowała i ułożyła włosy. Nie była z tego zadowolona, ale nic nie mówiła. Ja sama nie wiedziałam do końca co robię, ale nie było już odwrotu. Rodzice dziwnie się na mnie patrzyli, gdy chodziłam po domu taka wystrojona.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytała się mama.
- Tak .. do klubu, a co?
- Tylko pytam – widziałam, że nie popierała tego, ale nic nie mówiła. O 20 pojechaliśmy z Sally do klubu. Pojechaliśmy taksówką, bo trzeźwe na pewno nie wrócimy. Przynajmniej ja. Nie było dużo ludzi. W końcu był środek tygodnia. Usiadłyśmy przy wolnym stoliku i zamówiliśmy drinki. O 22 byłam już lekko wstawiona. Sally wypiła, tylko dwa drinki.
- Co tak słabo Ci idzie? - zapytałam.
- Ktoś musi Cię pilnować.
- Jestem dorosła. Idę do toalety zaraz wracam – po 2 minutach byłam w powrotem.
- Możemy już wracać?
- Zwariowałaś? Zabawa dopiero się rozkręca – alkohol zaczął coraz bardziej krążyć w moich żyłach. Podszedł do nas jakiś facet.
- Witam piękne Panie. Jesteście same jak widzę.
- Dobrze widzisz – odpowiedziałam.
- Nie wybaczę Ci jeżeli ze mną nie zatańczysz – powiedział w moją stronę.
- Może później – odpowiedziałam z uśmiechem. Odszedł. Sally była zła za moje zachowanie. Kelnerka przyniosła nam po drinku i powiedziała, że to od tamtego faceta. Uśmiechnęłam się do niego figlarnie. Zrobił to samo i nadal mi się przyglądał. Po godzinie byłam już tak wstawiona, że śmiałam się ze wszystkiego. Podszedł do mnie i poprosił do tańca. Od razu się zgodziłam.
- Świetnie tańczysz.
- Nie … jestem nieźle wstawiona – powiedziałam ze śmiechem. Po jakimś czasie zakręciło mi się w głowie – Zaczekaj.
- Coś się stało?
- W głowie mi się kręci.
- Wyjdźmy na zewnątrz – przytrzymał mnie i wyszliśmy tylnym wyjściem na parking – Lepiej?
- Tak … za duszno tam jest.
- Może zostać tutaj – przybliżył się do mnie.
- Możesz się odsunąć?
- Mogę, ale nie chcę – próbował mnie pocałować, ale udało mi się zrobić unik.
- Muszę już wracać do środka – wyminęłam Go, ale mnie zatrzymał i zaczął obmacywać.
- Nie udawaj, że nie wiesz po co tutaj przyszliśmy – posadził mnie na masce samochodu i dotykał.
- Przestań! - próbowałam mu się wyrwać. Odepchnęłam Go. Spojrzał się na mnie wściekle i lekko uderzył z liścia w twarz.
- Tylko od Ciebie zależy jak to zrobimy. Może być przyjemnie albo nie. Wybieraj – miałam zły w oczach. Byłam pijana, ale nie na tyle, żeby nie wiedzieć co się dzieje. Uderzyłam Go. Strasznie się zdenerwował i tym razem uderzył mnie mocniej. Po chwili jeszcze raz. Czułam krew w ustach. Tak strasznie się bałam i wszystko wskazywało na to, że nie dam rady mu się wyrwać – Zamknij się suko! - warknął bo zaczęłam coraz bardziej płakać. Zobaczyłam, że w naszą stronę biegnie Sally. Uderzyła Go w głowę butelką, która się rozbiła. Upadł na podłogę.
- Nic Ci nie zrobił?
- Nie – pomogła mi dojść do taksówki, bo sama nie byłam w stanie i pojechaliśmy do jej domu. Nie byłam w stanie wziąć prysznicu, bo ledwo stałam na nogach. Sally opatrzyła moją wargę, która była rozcięta i poszłam się położyć. Łzy ciągle leciały. Po co ja tam chciałam jechać? Co ja sobie myślałam? Mało brakowało, a by mnie zgwałcił. Nie oszukujmy się. Prosiłam się o to od początku. Tak bardzo teraz chciałam, żeby Mike mnie przytulił. Tylko przy nim czuje się bezpiecznie.

**********************************************

Całkiem zapomniałam napisać tytułów piosenek. Pierwsza to:

Roxette - It Must Have Been Love

A druga:

The Jacksons - Time Waits For No One

14 komentarzy:

  1. Nie no w takim momencie?! Już miałam nadzieję, że się pogodzą w tej notce, ale jednak nie! Nie wiem, może w następnej...? Jej, niech Michael do niej pojedzie i powie prawdę. Tak byłoby najlepiej. No niech oni się już pogodzą, bo widać, że oboje cierpią. Czekam na nn :)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Przerwałaś w bardzo dobrym momencie, w końcu to buduje napięcie. Chyba zdawałam sobie sprawę, że wszystko się jakoś cudownie nie ułoży, a jednak czuję rozczarowanie. Oboje cierpią, fakt... Ostatnia myśl Rose jest promyczkiem nadziei. Cieszę się, że jej omdlenia nie okazały się czymś poważnym. Mam tylko nadzieję, że sama sobie czegoś nie zrobi...Mike powinien być przy niej...
    Pozdram. Martuś
    PS: Moim blogiem absolutnie się nie przejmuj...Przecież nie będę się gniewać o takie bzdury. Ważne, że Ty piszesz mimo małej ilości czasu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Notka jest wspaniała! ;D jest takie super napięcie i widać ze Rose nie może wytrzymać bez Mike'a <3 Jestem bardzo ciekawa co sie jeszcze może wydarzyć :) dobrze ze jeszcze ich nie pogodzilas bo to by było nudne gdyby w jednej notce sie pokłócili a juz w drugiej pogodzili xp jeszcze pewnie z Mikiem sie coś stanie i wtedy dopiero sie pogodzą ;3 Michael jest tak niesamowicie kochanyy... Czekałam na tą notkę i czekałam....i sie doczekałam, tylko teraz znowu tydzień ;//. Pozdrawiam Zuzia

    OdpowiedzUsuń
  4. świetna notka! mam nadzieję, ze Rose wreszcie zaufa Michaelowi. i kocham Sally, bardzo! jest cudowna! a za tą scenę z butelką na głowie tego gościa to chyba założę jej fanklub na fejsie hihihi :D szkoda mi Michaela, Rose jest niespawiedliwa wobec niego, powinna mu pozwolić wyjaśnić, co i jak. czekam na nastepną notkę!
    Panda

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda mi Michaela. Jeszcze jak napisałaś, że wygląda jak wrak człowieka, to już w ogóle. Rose też jest biedna. Nawet sobie nie wyobrażam przez co przechodzi. Jeszcze ten facet pod klubem. Sally dobrze wykorzystała tą butelkę.

    Ogólnie całe te ich tęsknienie i cierpienia prowadzą do dobrego. Jeszcze troszkę musimy wytrzymać. Wrócą do siebie.Mam taką nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kobieto jak ty to robisz, boże biedny Mike mam nadzieję, że Rose w końcu mu wybaczy. Czasem rozłonka pomaga ludzia wiem to bo przechodziłam przez to sama

    OdpowiedzUsuń
  7. sorki za to co teraz napisze ale...niee no Rose to chyba już całkiem odbiło...co ta dziewczyna wyprawia no..ja rozumiem , smutek, cierpienie,ale takim zachowaniem to Ona na pewno sobie nie pomoże...:roll: i szczerze to szkoda mi Michaela , bo tak naprawdę to on jest najbardziej skrzywdzony, najpierw ojciec który zachowuje się jak kawał sukinsyna, Erms który ordynarnie chciał poderwac Rose i w końcu Rose która twierdzi że po tym co się stało w jej życiu twierdzi że rzekomo nie wierzy nikomu,a powiedzmy sobie szczerze że teraz tak naprawdę to ona wierzy wszystkim tylko nie Michaelowi gezess co za dziewczyna no..:roll: Mimo wszystko uwielbiam tto opko nadal i mam nadzieje że wreszcie Rose pójdzie po rozum do głowy i porozmawiaj jak cywilizowani ludzie..:D Michael na to zasługuje jak nikt..:D pisz dalej czekam :D
    Buziaki :* dzwoneczek

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka!
    W końcu mogę skomentować, bo wcześniej internetu nie miałam.
    Notka jak zwykle świetna.
    Strasznie mi szkoda Rose i MJ... Oni powinni ze sobą być. Nie ma innej opcji :c
    A Sally to chyba moja ulubiona postać w tym opowiadaniu ^.^ Wiedziała jak dobrze wykorzystać tą butelkę :)
    Czekam na nn z niecierpliwością!

    Pozdrawiam, Emaa ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetna notka jak zawsze, dobrze że Rose nic nie jest.Szkoda że Rose nie wierzy Michaelowi. :( Mam nadzieję że niedługo się pogodzą.
    Raven0908

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się z Pandą , Rose przegina. Zamiast jeszcze bardziej pogarszać swoją sytuację oraz stan powinna próbować przynajmniej się pozbierać. Gdyby nie łaziła po klubach tylko spędzała więcej czasu z Sisi to z pewnością nie czułaby się tak źle. Evelin

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowna notka jak zawsze to super ze Rose jest zdrowa troche martwi mnie stan Michaela, mam nadzieje ze wszystko bedzie dobrze. Widac ze Rose i Mike nie potrafia bez siebie zyc smutno jest czytac jak tesknia za soba...niech sie juz pogodza prosze widac ze bez siebie nie moga zyc.
    Ps.zawsze z niecierpliwoscia czekam na twoje notki bo piszesz genialnie dziewczyno naprawde. W moim zyciu tez sa teraz trudne momenty z ktorymi tylko ja potrafie i musze sobie poradzic a czytajac Twoje opowiadanie chociaz przez chwile zapominam o wszystkich zmartwieniach.. poprostu...dziekuje ze piszesz takie cudowne opowiadanie. Zgaduje ze Twoim natchnieniem jest nasz kochany Michael...wiec niech Mike cie nie opuszcza niech bedzie Twoja wena do konca. Czekam na nowa notke...juz sie nie moge doczekac! :)
    Pozdrawiam Michaelowa:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Pamietajmy ze jeszcze ma pojawić sie ten cały Marlon z przeszłości ;o ale bedzie sie działo!! :D Zuzia

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetna notka!
    Mam nadzieje, że w końcu się pogodzą! Żal mi bardzo Michaela! Oby szybko Rose mu odpuściła.

    Czekam na następną!
    Bille

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie no.. w takim momencie przerywać? Oj ty oj ty..
    Uff.. Dobrze, że Rose nic nie ma... Że to nic poważnego...Martwię się, że ona może zrobić coś głupiego i targnąć się na życie po raz kolejny....
    Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że jak dostanie te witaminy od lekarza to ich brać nie będzie.... Cała Rose... Zaczyna mni znó wkurzać... Powinna dać szansę Michaelowi... Bo on nie jest winny... Nic nie zawinił... Dlaczego nie daje mu szansy wyjaśnienia... Uparta jak wół....
    Żal mi Michaela, że tak się stara, kwiatki przysyła, pisze piosenki z aluzją by dała mu szansę... By widziała jak cierpi... Bo cierpi i to bardzo... :( Nic nie je...
    Sally okazuje się być super pomocna :) Zawsze ją lubiłam :) Mieć taką przyjaciłókę to skarb. Może jakoś ona jej do rozsądku przemówi....
    Rose mnie wkurzyła z tym klubem... Chyba niepoważna jest... Dobrze wie, że w żaden sposób nie wybije sobie Michaela z głowy to poszła się upić jakby to było najlepszym rozwiązaniem życiowym... Nie może ot tak zapomnieć o nim bo musi z nim być :P Nie ma innej opcji...
    No i pewnie, jeszcze ją jakiś kolo podrywać chciał i w dodatku przelecieć... :/
    Sama się przyznała, że jednak chciałaby być z Michaelem... W sumie to sama nie wie czego chce... Niby tu tęskni, płacze, ale ciężko udaje, że ma go głęboko gdzieś.... :roll: -.-
    Oni tęsknią za sobą... Niech się już pogodzą i znów będą razem... ;)

    Pozdrawiam, BAD25

    OdpowiedzUsuń