sobota, 28 czerwca 2014

Bad Girl 55

Witajcie!
Jak widzicie jak na razie udaje mi się wstawiać regularnie notki.
Napisze jeszcze o konferencji. Było bardzo miło spotkać się i pogadać tak na luzie. To był świetny czas. Jeżeli ktoś myśli, że na konferencji odbywaliśmy jakąś msze za Michaela to jest w wielkim błędzie. Rozmowy były na luzie i było bardzo zabawnie. Gdyby Mike widział o czym piszemy, to by pękał ze śmiechu. Szkoda, że tak szybko się skończyło, ale tak jak pisaliśmy, za dwa miesiące możemy znowu się spotkać ;) Wiecie co to za data ;) 
Oki to chyba na tyle. Zapraszam do czytania i komentowania ;)

P.S. Chciałam jeszcze powiadomić, że mój nowy blog The Life Is Sometimes Unfair jest nadal prowadzony i postaram się niedługo wrzucić tam notkę.
P.S.2 W tym roku Mike otrzymał od nas prawie 16 tyś róż. Więcej niż w tamtym roku. To jest wspaniałe uczucie wiedząc, że gdzieś tam, w tych różach jest i moja z dedykacją.




*******************************************************


Rose tej nocy przez cały czas miała koszmary. Jakoś udawało mi się ją uspokajać. Następnego dnia zmieniłem jej opatrunek. Cały dzień spędziliśmy razem. Nie odstępowałem jej na krok. Za bardzo jej się to nie podobało, ale mnie to nie obchodziło. Mieliśmy nieoczekiwanego gościa. A mianowicie Franka.
- Co tutaj robisz? - zapytałem. Nie byłem zadowolony, że przyszedł. Dokładnie pamiętałem jak potraktował Rose i co mówił.
- Przyjechałem po Ciebie.
- Słucham? Nigdzie się nie wybieram.
- Całkiem zapomniałeś o pracy?
- Przeciwnie, ale teraz mam ważniejsze sprawy.
- Nie ma nic ważniejszego.
- Skończ! - Rose wszystko słyszała, bo siedziała w salonie – Wrócę, gdy będę mógł.
- Zmieniłeś się … Ona Cie zmieniła – tego było za wiele.
- Wyjdź.
- Prawda boli, co?
- Jeszcze słowo …. proszę, żebyś wyszedł.
- Nie dokończyłeś – co On chciał osiągnąć?
- Jestem typem faceta, który nie pozwoli mówić na swoją kobietę, a Ty stąpasz po bardzo cienkim lodzie. Jeżeli coś Ci się nie podoba, złóż wypowiedzenie.
- Wiesz, że tego nie zrobię.
- Niby dlaczego? Nie akceptujesz mojej dziewczyny.
- Wiem, że to nie potrwa długo – przybliżyłem się do niego, żeby nikt inny nie usłyszał tego co zamierzałem powiedzieć.
- Jeżeli myślisz, że się rozstaniemy, to jesteś w wielkim błędzie. Zamierzam się z nią ożenić, mieć dzieci i duży dom. To są moje priorytety.
- Dobrze wiesz, że tak nie będzie.
- Moja cierpliwość się powoli kończy, dlatego lepiej już idź – otworzyłem mu drzwi. Bez słowa wyszedł. Wróciłem do salonu na kanapę. Rose na mnie patrzyła przez chwilę i wróciła do oglądania telewizji. Nie zaczęła tego tematu, ale wiedziałem, że męczyło ją to – Nie obchodzi mnie to co On myśli. Jesteśmy szczęśliwi, tak?
- Tak – odpowiedziała nieprzekonywującą.
- Kocham Cię .. to się nigdy nie zmieni.
- Jesteś pewien?
- Oczywiście … co Ty w ogóle mówisz?
- Może było by Ci lepiej beze mnie.
- Posłuchaj mnie – wziąłem jej dłonie w swoje – Wiem, że tak mówisz przez Franka, ale ja Go nie słucham. Nie wiem dlaczego taki jest. Kocham Cie najbardziej na świecie i nikt ani nic tego nie zmieni. Nie chce, żebyś miała znowu jakieś wątpliwości.
- Nie mam … te jego słowa we mnie siedzą.
- Niepotrzebnie. Frankowi zależy tylko na kasie .. podobnie jak Josephowi. Gdy byłem młodszy, bez przerwy mi wpajał, że nie mogę mieć dziewczyny, bo kariera jest najważniejsza. Teraz na to nie pozwolę. Jestem dorosły i mogę robić co chce. A chce być z Tobą. Czy to jasne? Czy muszę użyć siły? - uśmiechnęła się.
- Jasne i przejrzyste. I tak byś nie był zdolny do użycia siły.
- Skąd ta pewność?
- Znam Cie.
- Ehh .. za dobrze mnie znasz – mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem na wyświetlacz. To był Steven – Tak?
- Na całe szczęście odebrałeś – był zdenerwowany.
- Coś się stało?
- Black jedzie do Was.
- Po co?
- Po Ciebie. Dowiedział się, że jesteś na wolności i się wściekł. Wyjechał zanim wróciłem na posterunek i będzie tam przede mną. Nie daj się aresztować. Już jadę.
- Ok. Dzięki za ostrzeżenie – rozłączył się.
- Co jest?
- Jadą po mnie.
- Policja? - pokiwałem głową – Ale .. nie mogą!
- Spokojnie. Steven niedługo tutaj będzie. Mówił, żebym nie dał się zaaresztować.
- Co Oni od Ciebie chcą?
- Wszystko się wyjaśni. Nie martw się.
- Jak mam się nie martwić?! Nie mogą Cie znowu zabrać!
- Nie zabiorą. Już dobrze – przytuliłem ją. Do salonu weszła mama Rose.
- O co chodzi? - zapytała.
- Policja tutaj jedzie – odpowiedziała Rose.
- Mam do Pani prośbę. Może Pani otworzyć, gdy będą pukać?
- Dobrze – nic więcej nie powiedziała. Usłyszeliśmy walenie do drzwi. Poszła otworzyć. Black wtargnął do salonu w obstawie policjantów.
- Nie za wygodnie Panu?
- Ależ skąd. Przyszedł Pan sprawdzić jak się czuje Rose? Miło z Pana strony.
- Przyjechałem po Pana. Pójdzie Pan dobrowolnie, czy mam użyć siły?
- Tak jak ostatnio? - wyciągnąłem ręce, żeby zobaczył moje poranione nadgarstki – Mogę Was pozwać do sądu za takie traktowanie.
- Proszę bardzo, ale teraz Pan pójdzie z nami.
- Nigdzie się nie wybieram.
- Jeszcze zobaczymy – zaczął się do mnie zbliżać.
- Zostaw Go! - to był Steven.
- Nie wtrącaj się! To nie Twoja sprawa!
- Przeciwnie! Za co chcesz Go aresztować? Bo bronił swojej dziewczyny?
- Chciał zabić swojego ojca! To mało?
- Znam tego człowieka i wiem, że Mike bez powodu by się do tego nie posunął. O mały włos nie zabił Rose i trzy dni temu znowu chciał to zrobić. Zabrał ją do piwnicy i próbował udusić. Mnie też przywalił, więc przestań mi pieprzyć głupoty! To jego powinieneś szukać i aresztować.
- Myślisz, że Ci uwierzę?
- Posłuchaj .. to nie jest jakiś konkurs na zamykanie ludzi. To jest nasza praca i mamy łapać prawdziwych przestępców.
- Nie będziesz mnie uczył na czym polega moja praca!
- Nie uczę Cie tylko przypominam. Widzisz to? - pokazał mu jakąś kartkę – To jest nakaz aresztowania Josepha. Jeszcze jakieś pytania? - Black nagle zamilkł.
- Zbieramy się – powiedział do policjantów i wyszli.
- Dzięki. Czasami dobrze jest mieć znajomości w policji – uśmiechnąłem się.
- Wiesz, że gdybyś coś jednak zrobił, to nie patrzył bym na naszą znajomość.
- Wiem, ale i tak dziękuje Ci za pomoc.
- Nie ma sprawy. Muszę już iść. Policja jest postawiona na nogi i Go szukają. Potrzebujecie ochrony?
- Nie. Miko jest z nami.
- Ok. Dzwoń, gdyby coś się działo – wyszedł. Rose patrzyła się na mnie uważnie.
- No co?
- Skąd Ty Go znasz?
- Poznaliśmy się przypadkowo. Gdy byłem nastolatkiem.
- Opowiedz o tym – oparła głowę na moim ramieniu.
- No dobrze. Gdy już przenieśliśmy się do Los Angeles, ja i bracia musieliśmy wszędzie zajrzeć. Nawet jeżeli to było niebezpieczne. Wiesz jak to chłopcy. Raz poszliśmy do opuszczonego budynku. Było tam mnóstwo cegieł. Oczywiście nas to zainteresowało i zaczęliśmy nimi rzucać w okna. Narobiliśmy mnóstwo hałasu. Potem się okazało, że budynek wcale nie jest opuszczony i jakiś facet zaczął nas gonić. Rozpoznał nas i doniósł ojcu. Wziąłem wszystko na siebie i nieźle mi się za to dostało. Gdyby żaden się nie przyznał, dostalibyśmy dużo gorzej. Byłem wściekły, że żaden nie stanął w mojej obronie. Wyszedłem z domu i chodziłem bez celu po mieście. Ciągle gotowało się we mnie i nie wiem co mnie napadło. Znowu poszedłem do tego budynku. Chyba chciałem się zemścić na tym facecie. Zamachnąłem się, żeby rzucić w szybę, ale ktoś przytrzymał moją rękę. To był jakiś chłopak, starszy ode mnie. Jak się potem okazało chciał być policjantem. Zaczął mi tłumaczyć, że nie tędy droga, że to nie jest żadne rozwiązanie, a tylko pogorszy sprawę. Ta rozmowa dużo mi dała i się uspokoiłem. Od tamtego czasu jesteśmy przyjaciółmi i zawsze mi pomagał.
- Nie wiedziałam, że byłeś chuliganem.
- Nie byłem. Po prostu musiałem rozładować złość.
- Wiem, wiem, kochanie. To dobrze, że Go spotkałeś i nie mogę zrozumieć Twoich braci. Powinni też się przyznać.
- Stchórzyli. Rozumiem ich.
- Ty też się bałeś, a pomimo to wziąłeś winę na siebie.
- Nie mówmy już o tym – spojrzała na moje nadgarstki.
- Boli?
- Już nie.
- Mój misiu – pogłaskała mnie po policzku.
- Tylko Twój – pocałowałem ją.
- Obiad – chyba nie muszę mówić do kogo należał ten głos. Zaśmieliśmy się.
- Nasze mamy mają niezłe wyczucie czasu.
- O tak. Chodźmy na obiad.
- Dasz radę?
- Nie jestem kaleką.
- Oj tam. Nie przesadzaj.
- To mnie tak nie traktuj – byłem zaskoczony jej tonem głosy. To oznaczało tylko jedno. O coś znowu jej chodzi.
- Nie traktuje. Troszczę się o Ciebie – opuściła głowę.
- Przepraszam .. wiem .. znowu przez chwilę byłam taka jak kiedyś.
- Powiesz dlaczego?
- Denerwuje mnie mój stan. Muszę leżeć w łóżku albo siedzieć w domu. Nawet po domu nie mogę za dużo chodzić.
- Już niedługo to się zmieni .. zobaczysz, a wtedy pojedziemy gdzieś. Tylko Ty i ja.
- Tak? A gdzie?
- Zobaczymy jeszcze. Ale na Hawaje z Twoimi rodzicami też polecimy. Musimy.
- Dlaczego musimy?
- Bo ja tak mówię.
- Mam nadzieje, że nie wyrosłam z moich strojów kąpielowych – specjalnie to powiedziała i spojrzała się na mnie kątem oka.
- Będziesz musiała kupić nowe.
- Co? Chyba żartujesz. Te są prawie nowe.
- Ale w nich nie będziesz chodziła po plaży – byłem stanowczy.
- Bo?
- Dobrze wiesz.
- Nie, nie wiem. Powiedź.
- Są zbyt skąpe.
- I co z tego? Powinieneś wiedzieć najlepiej, że nie mam się czego wstydzić.
- Ale nie muszą tego wiedzieć inni. W nich na pewno nie wyjdziesz na plaże i koniec kropka.
- Misiaczku?
- Tak?
- Jesteś okropnym zazdrośnikiem i nie wiem co ja mam z Tobą zrobić.
- Na pewno mnie nie zmienisz. A po nowe stroje pójdę razem z Tobą. Tak dla pewności.
- To co ja mam zrobić z tymi?
- Wiesz … jest pewne rozwiązanie – szatańsko się uśmiechnąłem – Możesz w nich chodzić, ale tylko dla mnie.
- Bardzo dobre rozwiązanie, ale co z tego? Skoro i tak pochodzę w nich z dziesięć minut, a potem je ze mnie zedrzesz.
- Mogę obiecać, że je oszczędzę i ładnie ściągnę.
- Akurat.
- Ile mam na was czekać? - to była zniecierpliwiona Pani Baker.
- To przez niego. Rozgadał się.
- Ej!
- Skończcie już, dzieci.
- Dzieci? - powiedzieliśmy jednocześnie – Mamusiu, a możemy po obiedzie iść na huśtawki? Plose – powiedziała Rose.
- Oczywiście córeczko, tylko ubierz się ciepło, bo będzie katarek – prychnąłem – Nie będę Wam odgrzewała jedzenia – wstaliśmy i skierowaliśmy się do kuchni – Siadajcie – postawiła przed nami dwa talerze z zupą.
- Za dużo mi nalałaś – powiedziała Rose. Oboje się na nią spojrzeliśmy – No co? Wiecie, że dużo nie jem.
- Nic mi o tym nie wiadomo – odpowiedziałem – Myślałem, że już wszystko wróciło do normy.
- Przecież jem – zdenerwowałem się i wyszedłem z kuchni. Od tamtej pory w ogóle nie przybyła na wadze, a powinna. Martwiłem się. Postanowiłem wrócić i z nią porozmawiać – Jesteś na mnie zły?
- Nie – delikatnie ją objąłem – Martwię się tylko. Wiesz, że powinnaś więcej jeść.
- Co zrobię, że więcej nie wcisnę? Kiedyś tak nie było.
- Wiem – to nie była jej wina. Wiedziałem o tym, ale chciałem, żeby wszystko wróciło do normy. Po obiedzie poszliśmy do ogrodu. Leżeliśmy sobie na leżakach i rozmawialiśmy – Już wiem, dlaczego miałem te koszmary. To był znak.
- Masz racje. Przepraszam, że Ci nie wierzyłam.
- W porządku. Na całe szczęście nie stało się tak jak w nich.
- Mało brakowało.
- Przestań.
- Rose, Mike .. ktoś do Was przyszedł – powiedziała Pani Baker. Wróciliśmy do domu. W holu stała Janet ze spuszczoną głową.
- Miło, że w końcu postanowiłaś przyjść – nie ukrywałem swojej złości.
- Przepraszam.
- Przepraszam? I to według Ciebie wszystko załatwi?! Prosiłem Cie, żebyś od razu pojechała do Rose. Czy to tak wiele?
- Mike .. spokojnie.
- Mike ma racje. Powinnam się Go posłuchać, ale chciałam Cie wyciągnąć z aresztu. Gdybym wiedziała …
- Mówiłem Ci! Obiecałaś, że tak zrobisz! Mało brakowało, a by ją zabił!
- Nie mogę w to uwierzyć. Rose … wybaczysz mi?
- Nie mam czego Ci wybaczać – pogłaskałam ją po ramieniu. Jeszcze nie mogłam się przytulać – Wiem, że chciałaś Go ratować – Mike spojrzał się na mnie – Wiesz, że chciała dobrze. Przestań na nią krzyczeć – nic nie mogłem poradzić, że byłem zły na Janet.
- Zostawię Was same – poszedłem do ogrodu. Zawiodła mnie. Może przesadzałem? Nie! Życie Rose jest najważniejsze, a Janet zawaliła. Nawet nie wiem kiedy podszedł do mnie Miko.
- Nie przeszkadzam?
- Nie. Wszystko w porządku?
- Tak .. nic się nie dzieje. Musisz trochę wyluzować, bo inaczej zwariujesz.
- Wyluzuje się dopiero, gdy Go zamknął. Do tego czasu może się wiele wydarzyć.
- Nie martw się. Nie dopuszczę do tego drugi raz.
- Daj spokój. To nie Twoja wina.
- Więc dlaczego tak ostro potraktowałeś Janet? To też nie była jej wina. Myślała, że w szpitalu jest bezpieczna – westchnąłem.
- Może masz racje, ale prosiłem ją i się nie posłuchała. Wiedziała, że to dla mnie ważne.
- Zastanów się, czy jesteś na nią zły z powodu Rose, czy dlatego, że się Ciebie nie posłuchała. Chciała jak najlepiej – odszedł. Zostałem jeszcze na zewnątrz. Musiałem sobie to przemyśleć. Spojrzałem w stronę okna. Rose patrzyła się na mnie i znikła za firanką. Chyba była na mnie zła, że tak ostro potraktowałem Janet. Wróciłem do domu. Chodziłem po salonie i natrafiłem na Panią Baker.
- Są u Rose – usłyszałem i się na nią spojrzałem – Idź do nich – wyszła. Tak naprawdę, to było mi głupio tam iść. Cicho zapukałem i uchyliłem drzwi.
- Mogę?
- Uspokoiłeś się? - zapytała Rose.
- Tak – zamknąłem drzwi – Janet …. nie chciałem tak na Ciebie naskoczyć.
- W porządku – wstała i do mnie podeszła – Rozumiem – przytuliła się – Nie gniewam się.
- To dobrze. Chcecie zostać same?
- Nie, nie przeszkadzasz nam.
- Jak się czujesz? - usiadłem przy Rose na łóżku.
- Dobrze. Nie musisz się mnie pytać co chwile – wywróciła oczami.
- Widzisz jaka niewdzięczna?
- Widzę, że bardzo dobrze się dogadujecie.
- Oczywiście, a najlepiej, gdy jesteśmy osobno.
- To może ja już sobie pójdę – wstałem.
- Właśnie widać jak Ci na mnie zależy, skoro nawet nie chcesz walczyć.
- Wiesz co? Żałuje, że się z Tobą związałem. Myślałem, że będzie inaczej, ale Ty tylko myślisz o sobie.
- To sobie idź, jeżeli Ci nie pasuje. Na pewno nie będę płakała.
- I właśnie tak zrobię. Mam tego dosyć! - podszedłem do szafy i zacząłem się pakować – Nie obchodzą Cie uczucia innych. Znajdź sobie innego frajera! - zarzuciłem torbę na ramie i wyszedłem z pokoju. Odczekałem za drzwiami jakieś pięć minut i wróciłem – Jednak jeszcze się z Tobą pomęczę. Co mi tam – rzuciłem torbę w kąt, podszedłem do Rose i namiętnie pocałowałem. Mina Janet była bezcenna – Następna uwierzyła – zacząłem się śmiać.
- Jesteśmy bardzo przekonywający.
- Musimy to wypróbować na Twoich rodzicach. Chyba się nie obrażą, co?
- Nieee .. wiesz jacy są – Janet dalej stała i nic nie mówiła – Co Ci się stało?
- Mi? O co Wam chodziło?
- Myślałaś, że to na serio? - pokiwała głową – No co Ty. Sally też dała się nabrać.
- Ale jesteście – udała obrażoną. Do końca dnia była świetna atmosfera. Rose była uśmiechnięta co bardzo mnie cieszyło. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebowałem. Ona była wszystkim czego chciałem. Szkoda, że Frank nie mógł tego zrozumieć. Ciekawe jak zareaguje, gdy się zaręczymy. O właśnie. Pierścionek. Muszę po niego jechać jak najszybciej. Już wiem kiedy i jak to zrobię. Mam wszystko zaplanowane w głowie. Oby tylko powiedziała ''tak''. Obserwowałem jak rozmawia z Janet i się uśmiecha. Tak jakbym oglądał to wszystko z boku .. jak na jakimś filmie. Byłem nieobecny.
- Mike? Jesteś tam? - Rose pomachała mi dłonią przed oczami.
- Zakochany – skomentowała Janet.
- Żebyś wiedziała – odpowiedziałem – Do szaleństwa.
- Zostawić Was samych? - zapytała.
- Nie … na razie muszę być grzeczny.

- Mike! - upomniała mnie Rose. Fakt trochę się zapomniałem i to jeszcze przy Janet. Nadal traktowałem ją ja dziecko i nie rozumiałem po co jej chłopak w takim wieku.

12 komentarzy:

  1. :D
    Rozdział bardzo poprawił mu humor, rozbawił itd. Masz do tego prawdziwy talent. Akcja fajnie się rozwinęła, mam nadzieję, że teraz już wszystko się ułoży. Nie komplikuj, niech na chwilę będą w pełni szczęścia, proszę. :*
    No i niech złapią Joseph'a! :D Niech się przyda ta nieszczęsna policja na coś.
    NN za tydz? :D
    Pozdr.
    Capitan Mikey

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiola, zostawiłam już tu tyle komentarzy, ze nie mam pojęcia, co jeszcze mogłabym napisać... Świetna notka. Mój komentarz będzie trzeba ograniczyć do paru słów, bo naprawdę mam pustkę w głowie. Prowadź bloga, jak najdłużej, ale tylko pod warunkiem, że będziesz miała pomysł. Nie rób niczego na siłę. Myślę, że każdy z czytelników ucieszy się, kiedy pięknie to zakończysz np. na 100 części. To by było całkiem ciekawe rozwiązanie... Ale to chyba daleka przyszłość.
    Pozdram. Martuś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje opowiadanie czyta się tak świetnie że zawsze jak się kończy to jest takie "Co? To już? Przecież dopiero zaczęłam czytać?" hah :D Kocham normalnie te "sprzeczki" Rose i Mike'a ;D Mało co nie pękam ze śmiechu za każdym razem :D Bałam się że aresztują Mike'a. Jak dobrze że nie. Nie mogę się doczekać kiedy się jej wreszcie oświadczy. Mam nadzieję że w następnej notce już to zrobi ;)
    Jacksonka

    OdpowiedzUsuń
  4. Super :) To było świetne jak się "kłócili" i Janet uwierzyła ;) Noka świetna, jak zawsze ;) Czekam na następną. No i na zaręczyny <3
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurcze, Wiolcia, powiem Ci szczerze, że j też się złapałam na tych sprzeczkach Mike'a i Rose :P Uwierzyłam, że to serio :P A potem jak doczytałam to sobie powidziałam - "kurde... a już się bałam, że to na serio jest.. ufff.. " :D Co nie zmienia faktu, że uwielbiam ich sprzeczki :D

    Jak to dobrze, że Steven zawsze czuwa nad wszystkim.. W samą porę zdążył i obronił Michaela... A już się bałam, że właśnie nie zdąży i będzie krucho...

    Co do Janet... Chyba fajtycznie Mike za ostro ją potraktował,,, Cóż... Skąs mogła wiedzieć, że Joe się tam zjawi... Chciała też pomóc uwolnić brata i jednocześnie chciała też być u Rose... No ale to nie możliwe... Dobrze, że się z nią dogadał i jest w pożądku :)

    Hahaha, uśmiałam się z tej rozmowy o stroju kąpielowym :D Bożeeesz jaki Mike jest zazdrosny :D :D xD xD xD hahahahaha :D Uwielbiam to w nim.
    No i ta rozmowa, że tylko dla niego moze w nich chodzić.. Mrrrrrr...... :diabel:
    No no no :) Zapowiada się ciekawa notka na "później" :D

    Co do Franka.... Z lekka mnie denerwuje bo łudząco przypomina mi Josepha.... Trochę się boję, że może coś niewłaściwego zrobić... Odpukać.. Oby nie...

    No to czekam na kolejną notkę i mam nadzieję, że w następnej Mike się jej oświadczy w pięknym stylu :)

    Notka jak zawsze super :) Psz i nawet nie waż się kończyć nawet na 100 odcinku :D.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale super ze Mike sie oświadczy!! *.* i fajny ten rozdział ;* czekam na nn
    Zuzia

    OdpowiedzUsuń
  7. I znów przeczytałam drugi raz ten odcinek :)
    Zauroczyłaś mnie kolejny raz nim :)
    Szcaególnie samym końcem jego. Tak się wczułam, że też widziałam to samo co Mike. Widziałam te iskiereczki w jego oczach... Tą zdegustowaną minkę... Ten uśmiech od ucha do ucha jak patrzy na Rose, która z dnia na dzień wydaje się być w coraz lepszym stanie zdrowotnym :)
    No i to zapomnienie się przy Janet, hehehe :D To było... To było takie naturalnie powiedziane jakby było zdaniem normalnym. Powiedział to chyba nie zdając sobie sprawy z tego, że jest u nich Janet :) :P
    Bardzo fajnie to wyszło. Widać jak Michael kocha bardzo Rose. Aż rozkochuje ją w sobie jeszcze bardziej :) <3 Strasznie miło się czyta jak są oboje szczęśliwi i nic im nie grozi. Proszę nie przerywaj im tego. Niech się sobą cieszą jeszcze długo. Niech się sobą nacieszą. Nie burz im tej radości przez jakiegoś Josepha czy innego Franka... :)

    No i pisz pisz pisz i nie przerywaj :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super notka! Mike i Rose sa tacy zabawni kiedy sie "kluca". Lubie czytac kiedy sa tacy szczesliwi :) mama nadzieje ze te szczescie potrwa jeszcze dlugo
    Ps.czekam na nastepna notke. I przepraszam ze dopiero teraz komentuje
    Pozdrawiam Michaelowa :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Moje gratulację! Nominuję Cię do Liebster Blog Award więcej informacji znajdziesz na moim blogu
    http://andinloveandhappiness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Moje gratulację. Nominuję Cię do Liebster Blog Award. Więcej informacji znajdziesz na moim blogu http://gdzies-tam-istnieje-magia-opowiadan.blogspot.com/2014/07/liebster-blog-award.html.

    OdpowiedzUsuń
  11. Pierwszy raz od tego jak pomieściłam Michaela w sercu.... czytałam piękną notkę!

    OdpowiedzUsuń