sobota, 14 czerwca 2014

Bad Girl 53

Witajcie!
Udało się! Udało mi się napisać i wstawić kolejną notkę z planem.
Jakoś nie wiem co tutaj napisać. Jedyną rzeczą, z którą chce się z Wami podzielić jest to, że 25 czerwca od godziny 21 do 23 na kanale Stars.tv puszczą Best Tribute Michael Jackson. Nie wiem jak z innymi stacjami. Cieszę się, że jednak nie zapominają. To chyba tyle. Zapraszam, więc do czytania i komentowania ;)

***********************************************************

Minął już tydzień odkąd leże w szpitalu. Lekarz mówi, że jeszcze kilka dni i będę mogła wrócić do domu. Nie mogłam się doczekać. Mike nie odstępował mnie na krok i nie chciał słuchać, żeby pojechać do domu i się wyspać. Jakimś cudem udało mi się Go namówić aby pojechać się ogolić i przebrać. Po dwóch godzinach był z powrotem. Teraz też przy mnie siedzi i trzyma za rękę.
- Jeszcze trochę i zabiorę Cię do domu – mówił.
- Mam nadzieje, że ten dzień nadejdzie szybko. Masz jakieś informacje od policji?
- Nie … od tamtej pory milczą. Mam nadzieje, że coś z tym zrobią.
- Ja też – nagle naszą rozmowę przerwało wtargnięcie kilku policjantów. Wśród nich był ten, który nas przesłuchiwał.
- Dzień dobry. Mam do Pana pytanie.
- Tak?
- Czy był Pan u swojego ojca w dniu pobicia Panny Baker?
- Tak byłem. O co chodzi?
- Wyjaśnimy sobie wszystko na komendzie. Proszę z nami.
- Nigdzie nie pójdę.
- Będzie Pan stawiał opór?
- O co tym razem jestem oskarżony?
- Pobił Pan swojego ojca. Pokazał mi ślady po nożu na szyi oraz liczne siniaki.
- Mike? O czym On mówi? - byłam szczerze przerażona. Mike spuścił głowę.
- Pójdzie Pan dobrowolnie?
- Mieliście Go zamknąć za pobicie Rose! - uniósł się.
- Nie proszę Pana. Mieliśmy dopiero sprawdzić, czy to prawda, a na chwilę obecną nie wydaje mi się. Idziemy – powiedział szorstko.
- Nie.
- Nie?
- Nie! Należało mu się za to co zrobił Rose! - funkcjonariusz dał znak głową policjantowi. Zaczął się zbliżać do Michaela. Złapał Go za ramię – Puszczaj! - wyrwał mu się. Zaczął się z nim szarpać. Policjant wykręcił mu ręce do tyłu i przygwoździł do ściany.
- Na Pana miejscu nic bym już nie mówił.
- Puśćcie Go – powiedziałam i zaczęłam płakać.
- Najpierw wszystko wyjaśnimy – zakuli Go w kajdanki i wyszli. Zostałam sama i nie mogłam zapanować nad łzami. Nawet nie mogłam się ruszyć. Telefon leżał na szafce obok, ale i tak ten ruch sprawił mi ból. Udało mi się. Trzymałam Go w dłoni i zastanawiałam się do kogo zadzwonić. Wybrałam Janet.
- Janet? - odebrała – Możesz przyjechać do szpitala? - głos mi się łamał.
- Co się stało? Płaczesz?
- Proszę Cię .. przyjedź.
- Już jadę – rozłączyła się. Nie wiedziałam co się dzieje. Miałam nadzieje, że Janet coś będzie wiedziała. Do sali wszedł lekarz.
- Co tutaj się stało?
- To była policja … aresztowali Michaela – widział, że byłam roztrzęsiona.
- Chce Pani coś na uspokojenie?
- Nie .. nie chce spać – wiedziałam, że środku uspokajające usypiają, a ja musiałam się najpierw wszystkiego dowiedzieć.
- No dobrze. Proszę się uspokoić. Na pewno wszystko się wyjaśni – pokiwałam lekko głową – Zostawię Panią samą – byłam tak zapłakana, że nawet nie widziałam dobrze Janet, gdy weszła do sali.
- Rose? - usiadła przy mnie – Kochana .. co się stało? Gdzie jest Michael? - na te słowa jeszcze bardziej się rozryczałam – Boże .. powiedź mi co się stało.
- Aresztowali Go.
- Co? Dlaczego?
- Mike był na posterunku i powiedział, że to Joseph mnie pobił … zemścił się i nagadał policji, że Mike Go pobił i chciał zabić …. to prawda? Chciał Go zabić? - westchnęła.
- Tak …. był wściekły i nie panował nad sobą. Miko w ostatniej chwili Go odciągnął.
- Nie wierze. Janet jedź tam. Musisz się wszystkiego dowiedzieć.
- Pojadę .. nie martw się. Najpierw zadzwonię po Twoich rodziców albo Sally.
- Nie! Chce zostać sama.
- Ale ..
- Janet .. proszę. Nic mi nie bę … - poczułam, że tracę kontrolę nad swoim ciałem. Głowa zaczęła mi opadać na lewy bok i nie mogłam zapanować nad oczami, które co raz bardziej się zamykały. Słyszałam tylko krzyk Janet.
- Rose! Co Ci jest?! O matko! - potem nastała zupełna ciemność.

Siedziałem z zakutymi rękami w radiowozie. Co tutaj jest grane? Czyżby Joseph ich przekupił? Nic nie rozumiałem. Najgorsze było to, że Rose została sama. Ta myśl doprowadzała mnie do szału.
- Dajcie mi telefon. Muszę zadzwonić – cisza – Słyszeliście?!
- Proszę się uspokoić – powiedział jeden z nich.
- A co ja robię?! Dacie mi ten telefon?
- Nie.
- Świetnie! - jakimś cudem prasa nie dowiedziała się, że mnie aresztowali i pod posterunkiem nie było nikogo. Prowadzili mnie, nic nie mówiąc.
- Zabrać Go do celi.
- Co takiego?! - myślałem, że źle słyszę. Nie odpowiedział.
- Przesłucham Go jutro – dwóch policjantów zaprowadziło mnie do aresztu. Dali mi osobną celę. Zamknęli karty.
- A kajdanki? - upomniałem ich. Jeden z nich się odwrócił i głupio uśmiechnął.
- No tak .. jak mogłem zapomnieć o jaśnie Panu.
- Stul dziób – powiedziałem ciszej.
- Coś mówiłeś?
- Nie.
- Masz szczęście – rozkuł mnie i odszedł. Chodziłem nerwowo po celi. W głowie miałem tylko Rose. Ona jest tam sama. Niech to szlag! Musiałem do kogoś zadzwonić, ale jak? Może tutaj pracują bardziej ludzcy ludzie i dadzą mi telefon.
- Przepraszam – spojrzał się na mnie zza gazety, którą czytał – Mogę zadzwonić?
- Nic z tego – powrócił do czytania.
- Znam swoje prawa! I mam prawo do jednego telefonu!
- Nie tym razem.
- Wszystkich Was przekupił?! - powiedziałem zanim pomyślałem.
- Słucham? - odłożył gazetę – Możesz powtórzyć? - zbliżył się do krat.
- To oczywiste, że musiał wszystkim zapłacić, skoro każdy jest przeciwko mnie. Nawet nie mogę zadzwonić do rodziny.
- Posłuchaj mnie, synu. Od 30 lat jestem lojalnym policjantem. Nigdy nie dałem się przekupić .. nikomu. Nie wiem jak jest z innymi, ale ja wykonuje swoją pracę rzetelnie. Taki dostałem rozkaz i muszę się Go trzymać. Funkcjonariusz Black wyraził się jasno, że masz zakaz wykonywania rozmów telefonicznych – popatrzył na mnie przez chwilę i wrócił na swoje miejsce. Zrobiło mi się trochę głupio.
- Przepraszam – powiedziałem. Machnął tylko rękę, nie przerywając czytania. Minęła godzina, druga, trzecia i już myślałem, że będę musiał spędzić tutaj noc. Przecież nikt nie wie gdzie jestem … tylko Rose. Właśnie .. Rose. Co z nią? Na pewno się martwi. Siedziałem bezradnie i myślałem. Nikt po mnie jeszcze nie przyszedł na przesłuchanie. Usłyszałem jakieś głosy. Jeden z nich był znajomy, a po chwili ujrzałem jego właścicielkę – Janet?
- Mike .. jednak to prawda – stanęła naprzeciw mnie.
- Co tutaj robisz? Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
- Rose do mnie zadzwoniła po tym jak Cie aresztowali.
- Byłaś u niej?
- Tak .. wszystko mi powiedziała. Strasznie się o Ciebie martwi.
- Powinnaś być z nią.
- Kazała mi tutaj przyjechać i się wszystkiego dowiedzieć. Mam dzwonić do prawnika?
- Najważniejsza jest Rose. Musi ktoś z nią być.
- Pojadę, ale najpierw …
- Nie! Masz do niej jechać, słyszysz?
- Mike ..
- Janet!
- No dobrze, ale musimy Cie stąd wyciągnąć.
- Mną się nie martw. Wszystko będzie dobrze.
- Zawsze tak mówisz.
- Jak się czuje? - przez chwile milczała. Czułem, że coś jest nie tak – Stało się coś?
- Nie.
- Nie kłam. Widzę, że coś się stało.
- Rose … zasłabła.
- Co?
- Rozmawiałyśmy i nagle straciła przytomność.
- Cholera! Za dużo stresu.
- Już wszystko jest w porządku. Czekałam aż się obudziła. Potem kazała mi jechać do Ciebie.
- Po co jej posłuchałaś?
- Oboje jesteście uparci i nic do Was nie dociera.
- Jedź już do niej.
- A Ty?
- Poradzę sobie. Jak już będziesz w szpitalu, zadzwoń do Franka i wszystko mu powiedź.
- Dobrze. Nie martw się braciszku. Wyciągniemy Cie stąd – dotknęła mojego policzka i poszła. To wszystko przeze mnie. Narażam Rose na ciągły stres. Nie mogłem sobie tego darować. Spojrzałem na swoje nadgarstki. Były poranione, bo mocno mnie skuli. Zastanawiałem się nad tą sytuacją. Czy On ma aż taką władze? Nawet nad policją? Nie mieściło mi się to w głowie. Minęło może pół godziny, gdy przyszedł ten cały funkcjonariusz Black. Myślałem, że weźmie mnie na przesłuchanie i będę mógł stąd wyjść. Myliłem się.
- Jeszcze Pan sobie tutaj posiedzi – powiedział. Był najwyraźniej dumny z siebie.
- Jak długo?
- To zależy .. przyznaje się Pan?
- Tak .. pobiłem Go i nie żałuje. On ze mną i moimi braćmi robił dużo gorsze rzeczy i jakoś wtedy nikt się tym nie zainteresował. Pobił moją dziewczynę .. chciał ją zabić.
- Już mówiłem, że nie ma Pan żadnych dowodów.
- Zawsze wierzyłem w sprawiedliwość, ale widzę, że liczy się tylko kasa.
- Czy Pan coś sugeruje?
- Niech Pan mi powie – podczas tej rozmowy byłem spokojny. Nerwy nic by mi nie pomogły.
- Jeżeli Panna Baker chce mi coś powiedzieć, to musi tutaj przyjechać osobiście.
- Nie może. Jest po operacji i nie może chodzić.
- Policjant może ją przywieźć – poczułem jak nerwy znowu mnie nachodzą.
- Spróbujcie ją tylko ruszyć! - zacisnąłem zęby. Zaśmiał się.
- Jutro Pana przesłucham – odwrócił się na pięcie i miał już odchodzić – Aha i jeszcze jedno. Ma Pan gościa.
- Kogo? - nie odpowiedział. Zniknął za drzwiami.
- Witaj synu – usłyszałem znienawidzony głos.
- Nie chce Cie widzieć.
- Powinieneś być bardziej posłuszny, jeżeli chcesz stąd wyjść.
- Nie zamierzam.
- Jeszcze zobaczymy. Myślałeś, że ujdzie Ci to na sucho?
- Gdybym był inny, to już dawno gnił byś w więzieniu.
- Haha a to dobre.
- Ja na Twoim miejscy bym się nie cieszył. Módl się, żebyśmy nie trafili do jednej celi.
- Ja się nie wybieram do więzienia … w odróżnieniu od Ciebie. A teraz wybacz .. miło nam się rozmawia, ale muszę coś załatwić.
- Jak mnie zniszczyć?
- Nie … nie Ciebie.
- Ciekaw jestem kogo w takim razie.
- Naprawdę jesteś ciekaw? Na pewno Ci się spodoba. Powiedziałbym, że jadę odwiedzić moją przyszłą synową, ale to już niedługo będzie nie aktualne, prawda?
- Tylko ją tknij!
- A kto mi zabroni? Ty? - zaczął się śmiać.
- Nie zbliżaj się do Rose!
- Poprawiłeś mi humor i mogę już jechać. Postaram się załatwić to szybko – odszedł.
- Wypuście mnie stąd! Otwierać te cholerne kraty! - zacząłem się drzeć na całe gardło. Podszedł jakiś inny policjant.
- Co tutaj się dzieje?
- Muszę stąd natychmiast wyjść!
- Dobrze Pan wie, że to jest niemożliwe.
- Muszę! On ją zabije! Nie rozumie Pan?!
- Niech Pan przestanie panikować. Nic się nikomu nie stanie.
- Wy nic nie rozumiecie! - nic więcej nie odpowiedział, tylko odszedł – Nic nie rozumiecie – powiedziałem już ciszej do siebie. Miałem nadzieje, że Janet jest u Rose. Znając Janet pewnie zrobiła wbrew temu co jej kazałem. Zaraz zwariuje. Niech to wszystko okaże się snem, bo nie wiem co zrobię. Specjalnie mnie tutaj wsadził. Dlaczego nikt mi nie wierzy? Załamałem się. Chodziłem po celi w tą i z powrotem, szukając jakiegoś rozwiązania. Spojrzałem na zegar, który wisiał na ścianie. Wskazywał 16:30. Minęło pół godziny od jego wizyty. W tym czasie wszystko się mogło wydarzyć. Po paru minutach ktoś do mnie zagadał.
- Mike? - to był Steven.
- Jak dobrze, że to Ty.
- Zszedłem tutaj, bo miałem uspokoić jakiegoś agresywnego więźnia, ale Ciebie się tutaj nie spodziewałem.
- To chyba mnie miałeś uspokoić. Joseph mnie tutaj wsadził.
- Zwariował.
- Wyciągnij mnie stąd .. proszę. Muszę jechać do Rose. Był tutaj i powiedział, że do niej jedzie. Wiesz co to oznacza. On ją skrzywdzi.
- Zobaczę co da się zrobić.
- Nie! Oni się nie zgodzą. Nie wierzą mi – milczał, a po chwili powiedział.
- Niech to szlag! Daj klucze – zwrócił się do tego faceta, który pilnował więźniów.
- Nie mogę. Dostałem rozkaz ..
- A teraz ja Ci rozkazuje dać mi klucze! Biorę to na siebie – niepewnie dał mu klucze. Cela się otworzyła. Dosłownie z niej wybiegłem.
- Dzięki. Jestem Twoim dłużnikiem.
- Zaczekaj! Pojadę z Tobą i tak nie masz tutaj samochodu – szybko wsiedliśmy do samochodu.
- Jedź szybciej!
- Robi się – włączył koguta.

Czekałam na jakieś wieści od Janet. Zadzwoniła i powiedziała, że jedzie do prawnika Michaela, żeby Go wypuścili. Podziękowałam jej i poprosiłam, żeby o wszystkim mnie informowała. Byłam sama. Rodzice mieli przyjechać dopiero wieczorem. Odwiedził mnie lekarz i powiedział, żebym się nie denerwowała. Łatwo mu mówić. Miałam nadzieje, że wszystko się wyjaśni. Byłam śpiąca, ale walczyłam z tym. Do pokoju wszedł ktoś kogo się nie spodziewałam. Joseph.
- Jakoś się trzymasz jak widzę – zaczął.
- Czego Pan jeszcze chce? - bałam się jak nie wiem.
- Przyszedłem dokończyć, to czego nie zdążyłem.
- Zaraz zacznę krzyczeć – naprawdę już miałam taki zamiar, ale zasłonił mi ręką usta. Pomimo bólu próbowałam mu się wyrwać, ale nie dałam rady. Z kieszeni wyciągnął chusteczkę i przyłożył mi do ust. Po chwili odleciałam. Otworzyłam oczy. Widziałam niewyraźnie, ale to nie był już szpital. Wiózł mnie na wózku inwalidzkim. Rozejrzałam się. To chyba była piwnica. Była straszna.
- Nareszcie się obudziłaś – powiedział – Myślałem, że będę musiał czekać – nie byłam w stanie odpowiedzieć. Rana pooperacyjna zaczęła strasznie boleć. Zawiózł mnie do jakiegoś pomieszczenia – Jesteśmy. Prawda, że romantycznie?
- Co … co ze mną zrobisz?
- Hmm … z uwagi na to, że nie mam zbytnio dużo czasu …. po prostu Cie zabije.
- Tylko szybko – wiedziałam, że nie ma dla mnie już ratunku. Nawet nie byłam w stanie mu uciec.
- Postaram się, ale nie obiecuje, że będzie bezboleśnie.
- Rób co chcesz. Jesteś i pozostaniesz zwykłym śmieciem. Nie zasługujesz na takiego syna .. na żadne z nich nie zasługujesz. Możesz mnie zabić, ale i tak pójdziesz siedzieć. Nigdy nie zaznasz spokoju.
- Zamknij już tę mordę!
- Nie zamierzam … - uderzył mnie w twarz – Tchórz … jesteś pieprzonym tchórzem, który bije kobiety. Żaden z Ciebie facet.
- Za dużo sobie pozwalasz! Nadszedł Twój czas – zepchnął mnie z wózka na ziemie. Wykrzywiłam twarz z bólu – Już nie jesteś taka rozgadana, co? - założył rękawiczki i uklęknął obok mnie – Pożegnałaś się ze światem? - zacisnął dłonie na mojej szyi. Brakowało mi oddechu. Zaczął się denerwować, że się nie poddaje i trwa to za długo. Z daleka usłyszeliśmy jakieś odgłosy. Jak by ktoś szedł. Najwidoczniej się przestraszył, bo już nie czekał aż mnie zabije. Zostawił mnie i zaczął uciekać. Nie mogłam już dłużej z tym walczyć i zamknęłam oczy. Miałam nadzieję, że ból odejdzie.

Wszystkie samochody nas przepuszczały i już po chwili byliśmy pod szpitalem. Wyskoczyłem z samochodu i nie czekałem już na Stevena, chociaż krzyczał abym poczekał. Wcisnąłem guzik od windy, ale zbyt długo na nią czekałem, więc pobiegłem na górę schodami. Wpadłem niczym burza do pokoju Rose. Łóżko było puste. Nie było jej. Zimny dreszcz przeszył moje plecy. Stałem i nie mogłem wykonać żadnego ruchu.
- Co jest? - usłyszałem jak przez mgłę głos Stevena. Ledwo oddychał.
- Nie ma jej – powiedziałem tak cicho, że nie byłem pewien, czy usłyszał.
- Mike spokojnie. Weź się w garść. Musimy ją znaleźć.
- Racja.
- Musimy się podzielić. Pójdziesz na dach, bo jesteś w lepszej formie. Ja zjadę do piwnicy. Jesteśmy w kontakcie telefonicznym.
- Ok.
- Znajdziemy ją. Nie martw się.
- Zaczynajmy – rozdzieliliśmy się. Pobiegłem schodami na sam dach. Przeszukałem chyba każdy centymetr, ale nie było jej. Zajrzałem wszędzie. Po drodze schodząc schodami coraz niżej, przeszukałem korytarze i różne pomieszczenia. Nigdzie jej nie było. Nie mogłem bezczynnie czekać na telefon od Stevena, więc zbiegłem do piwnicy. Przypominała niejedną scenę z horroru. Światła migały i ledwo było widać – Steven? - krzyknąłem. Mój głos rozniósł się echem. Nie dostałem odpowiedzi. Szedłem tym długim korytarzem. Dalej znajdowały się jakieś pomieszczenia. Zobaczyłem biegnąca postać w moim kierunku i za nią drugą. Ta pierwsza mocno pchnęła mnie na ścianę aż upadłem.
- W porządku? - zapytał się Steven.
- Tak .. biegnij za nim – poznałem Go. To był Joseph.
- Rose gdzieś tutaj jest – pobiegł za nim. Wstałem i zacząłem szukać. Coraz bardziej się denerwowałem tym co zobaczę. Przymknąłem an chwile oczy i wszedłem do jednego z pomieszczeń. Zobaczyłem ją. Leżała odwrócona do mnie tyłem na ziemi. Od razu do niej podbiegłem.
- Kochanie? - wziąłem ją w ramiona – Otwórz oczy – szczęka zaczęła mi się trząść – Nie rób mi tego … błagam Cie – nawet nie wiem kiedy zacząłem płakać. Zobaczyłem krew na jej koszulce – Nie .. nie możesz .. słyszysz? Nie możesz mnie zostawić – wziąłem ja na ręce i kierowałem się w stronę wyjścia. Na schodach zobaczyłem Stevena. Siedział na nich i trzymał się za głowę – Co się stało?
- Uderzył mnie w głowę i uciekł … zaskoczył mnie. Co z Rose?
- Nie wiem …. musi ją zobaczyć lekarz – skierowaliśmy się do windy. Tuliłem jej ciało i błagałem aby wytrzymała. Steven poszedł szukać lekarza. Te kilka minut strasznie się dłużyło. Zabrali ją, a ja w skrócie wyjaśniłem sytuacje lekarzowi. Steven został ze mną.
- Powinien zbadać Cie lekarz.
- Za chwile. Najpierw muszę zgłosić, że jest poszukiwany za napaść na policjanta. Strasznie tego nie lubią i gwarantuje Ci, że Go złapią – odszedł kawałek dalej, żeby zadzwonić. Teraz mnie to za bardzo nie obchodziło, bo myślałem cały czas o Rose. Przecież Janet miała przy niej być. No tak .. nie posłuchała się mnie. Zobaczyłem idącego lekarza w moją stronę.
- Doktorze … co z nią?
- Żebra nie zostały uszkodzone bardziej niż są i to jest dobra wiadomość.
- A zła?
- Szwy pękły, stąd krwawienie, ale to nie jest nic poważnego. Zszyliśmy ponownie i powinno być już dobrze. Nie znaleźliśmy także innych obrażeń.
- Bogu dzięki. Co teraz? Kiedy się obudzi?
- Wszystko zależy od organizmu. Proszę się nie martwić. Za chwile przywieziemy Pannę Baker na salę. Proszę zaczekać – jeszcze się cofnął – Zapomniałbym .. Panna Baker była duszona. Świadczą o tym ślady na szyi – zatkało mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Dobrze .. dziękuje – odetchnąłem z ulgą. Po chwili podszedł Steven.
- Już Go szukają. Tym razem się nie wywinie.
- Mam nadzieje.
- Co powiedział lekarz?
- Nic jej nie jest .. dusił ją … ten sukinsyn chciał ją zabić!
- Spokojnie .. zapłaci za wszystko. Masz moje słowo – jakiś czas później przywieźli ją do jej sali i pozwolili mi wejść. Znowu musiałem ją oglądać nieprzytomną. Ten widok był okropny. Delikatnie przysiadłem na łóżku i dotknąłem jej twarzy.
- Moja najdroższa. Tyle już wycierpiałaś. Chciałbym Ci tego oszczędzić, ale nie umiem. Jestem zbyt słaby – miałem zamknięte oczy. Poczułem dotyk na dłoni.
- Nie jesteś – usłyszałem jej głos i natychmiast otworzyłem oczy – Tylko przy Tobie czuje się bezpieczna.
- Skarbie .. tak się ciesze, że otworzyłaś oczy. Nie rób mi tego już więcej, ok?
- Postaram się. Bałam się, że to już jest koniec … że już nigdy Cie nie zobaczę – pojedyncza łza wydostała jej się z oka. Starłem ją kciukiem.
- Szukałem Cie jak szalony.
- Domyślam się, ale jak się wydostałeś z aresztu?
- A jak myślisz? Wygrzebałem łyżeczką tunel – zaśmiała się – A tak poważnie, to Steven mnie wyciągnął. Joseph był u mnie i powiedział co zamierza. Nie mogłem do tego dopuścić. Niestety nie zdążyłem – posmutniałem.
- Ej … przestań …. zrobiłeś co mogłeś.
- Nie chcę już Cie tutaj zostawiać nawet na minute. Zapytam się lekarza, czy mogę Cie już zabrać do domu.
- Dobrze, ale za chwilę. Połóż się przy mnie – nie chciałem zrobić jej krzywdę, bo musiała być w bezruchu, ale delikatnie się przy niej ułożyłem i objąłem – Kocham Cie.

- Ja Ciebie bardziej – pocałowałem ją we włosy.

14 komentarzy:

  1. No normalnie nie moge juz sie balam ze rose....ale naszczescie zyje. Michael ja uratowal jak zawsze. Ale ten Joshep mnie wkurzyl, a ten caly policjant Black co za palant i kretyn tak samo jak Joksep. Johsep musi trafic do paki! Dobrze jest miec przy sobie takiego aniola jak Mike, Rose zawsze bedzie przy nim bezpieczna. Notka genialna, trzyma przez caly czas w napieciu! :)
    Pozdrawiam Michaelowa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW!!! Ta notka trzymała mnie w napięcie bardziej niż jakakolwiek inna. Już myślałam, że Joseph zabije Rose. No i, że Michael będzie gnił w więzieniu. Super, że jednak tak się nie stało :) Naprawdę to jest jedna z Twoich najlepszych notek :) Już nie mogę doczekać się tej za tydzień ;)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten, ten.........agrrr nie nawidze tego (przepraszam Jenn) pieprzonego.. zapewne wiesz kogo. Nie dziwie sie Michaelowi, też bym nie żałował, niech ktoś zabije Josepha, ale niech g wreście wsadzą, a nie Michaela oskarżają....
    P.S Już nie mogę doczekać sie kolejnej notki, a i mam nadzieje, że w końcu będzie wszystko okej.
    Hitoshi

    OdpowiedzUsuń
  4. O.O TO BYŁO...WOW
    NIE MOGŁAM SIĘ ODCIĄGNĄĆ
    JEJKU JAK JA NIENAWIDZĘ JOSEPHA!!!!
    JAK BYM MU Z GLANA PRZY....ŁA TO BY SIĘ O 180 STOPNI OBRÓCIŁ
    Z CHĘCIĄ TEŻ BYM GO PODUSIŁA
    BIEDNY MIKE
    NOTKA NAPRAWDĘ SWIETNA
    ŻYCZĘ DUŻO WENY I CZEKAM NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ :)
    ZAPRASZAM RÓWNIEŻ DO MNIE ;)
    http://zobaczyc-swiat-w-ziarenku-piasku.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jenn to było niesamowite :)
    No jak w Horrorze. Akcja kapitalna. Jakbym film jakiś oglądała i wodziała tą piwnicę, te migające korytarze... Najlepsiejsza notka jaką czytałam :)

    Tekst Michaela z tym tunelem i łyżeczką - hahahaha xD Rozwaliło mnie na drobne :D Nawet w takim momencie potrafi żartować. Ale to dobrze, bo chociaż tyle... ;)

    Kurde... Jenn, wsadź szybciej tego popierzonego, debilnego, psychopatycznego dziada za kraty bo ja już dłużej go nie zniosę... On jest nienormalny... Bo to, że chciał zabić pokaleczoną Rose to to niejest normalne... Niech się za to smaży w piekle co chciałjej zrobić... :/ :roll:

    A ten cały Black też nie lepszy... Mike mówi, że chodzi o życie drugiego człowieka, a Ci praktycznie mają to w dupie... A co tam... :/
    Jak to dobrze, że jest jeszze ktoś taki jak Steven - jedyny normalny na tym posterunku, który myśli logicznie i trzeźwo.

    Tak się bałam o Rose... Nawet w pewnym momencie bezwarunkowo mi łzy poleciały bo też myślałam, że to koniec będzie... :(

    Niech się Joseph na krześle elektrycznym smarzy... (przepraszam, Jenn, ale po prostu nie mogę inaczej... Wybacz mi... )

    Czekam na następną notkę bardzo bo czuję, że na pewno będzie bardzo ciekawie. Strasznie potrafisz wciągnąć tym pięknym opkiem.
    Już się nie mogę doczekać na a tydzień... ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. jenn o matkoboskonibylandzkoiwszysccyświeci normalnie miałam gęsią skórkę.. co za odcinek horror normalnie.. : O o papcio przeszedł samego siebie no...:[ biedna Ros , biedny Mike ..:( Mam nadzieje że teraz już nikt nie będzie miał żadnych wątów co i jak i wreszcie zrobią porządek z papciem.... Pisz dalej czekam :D buziaki :****
    ~~ dzwoneczek~~

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta notka jest zajebista! Taka akcja ze o matko! �� juz myślałam ze ten dupek udusi Rose... ;o dobrze ze nie. Wsadz juz Josepha za kratki i po kłopocie ;)
    Bardzo mi sie podobało i czekam na następną ;*
    Zuzia

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiola, to naprawdę była jedna z najlepszych notek. Nie wiem, jak to robisz, to dla mnie nielogiczne. Jak można tak cudownie pisać? I nie mów mi, że przesadzam, bo gdyby to nie było dobre to bym po prostu przestała czytać. Akcja rodem z filmu akcji, co bardzo mi się podoba.
    Czytając ten rozdział nachodziła mnie myśl "A co jeśli jednak postanowiła to dzisiaj zakończyć? Pożegnać się z Bad Girl?" Jednak mnie nie zawiodłaś i nie pozwoliłaś czuć smutku.
    Oby teraz już wszystko było dobrze. Nie chce, żeby opowiadanie się kończyło, ale liczę na happy end.
    Pozdram. Martuś.

    OdpowiedzUsuń
  9. Fantastyczna notka. Już nie mogę doczekać się następnej :D

    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  10. Joseph....w połowie notki myślałam że zwariuję ! Mam nadzieje że teraz spotka go to co powinno już dawno...

    OdpowiedzUsuń
  11. Zabieram się za czytanie i myślę dobie "Uf, jak dobrze. Wyjdzie z tego.". Czytam dalej i no nie! Znowu ten Joseph! Myślałam, że na rozwiązanie tej sytuacji będziemy musieli w nerwach czekać do następnej notki, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze już teraz.

    Czekam na kolejną sobotę i pozdrawiam. Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej!
    Jak widzisz jestem tutaj pierwszy raz, jakoś niedawno zebrało mi się na czytanie opowiadań. XD (twoje było pierwsze). Dzięki temu że je wg. znalazłam, przekonałam się do czytania tego typu ff. :)
    No ale to tak:
    Ten rozdział jak i wszystkie był BOSKI !
    Zgadzam się z komentarzem wyżej! NIENAWIDZĘ JOSEPHA! -;-
    Z niecierpliwością czekam na sobotę, ale mam wesele, więc chyba nie dam rady przeczytać ;( Chyba że dodasz nn rano? ;D
    No ale to chyba na tyle..?
    Myślę że tak. XD


    Pozdrawiam :).

    PS. Zapraszam na 3 pierwsze rozdziały, u mnie. :) http://boygirlstarstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj.
    Na wstępie bardzo przepraszam, ze nie skomentowałam wcześniej, ale po prostu zapomniałam. Najpierw nie potrafiłam tego skomentować w przypływie wściekłości na Josepha, a później skleroza mnie dopadła i wyleciało mi to z głowy, a teraz wchodzę do Ciebie i patrzę na ostatni rozdział i widzę kompletny brak mojego komentarza.
    Ta część jest świetna! Trzyma w napięciu od początku do końca. Nie tracisz poziomu, co się czasem zdarza.
    Czekam na jutrzejszą notkę.
    Pozdrawiam,
    Gabi.

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękne wzruszające a chwilami zabawne opowiadanie! Kocham je <3

    OdpowiedzUsuń