To może na początek napisze, że zrobiłam w końcu na górze zakładki ^^^ Możecie mnie powiadamiać w zakładce ''Wasze Blogi''
Już o tym pisałam, ale napisze znowu bo jedna osoba zadała pytanie. Otóż w opowiadaniu jest początek roku 1983. Wiem, że uważacie, że za szybko do siebie wrócili, ale nie chciałam już dłużej przeciągać ich pogodzenia się. Aha i Joseph się nie odczepi. Wręcz przeciwnie. Ale nie będę pisała żadnych szczegółów :) Dowiecie się w swoim czasie. Jeżeli to kogoś interesuje to z przyjacielem już jest dobrze, nawet bardzo, ale tym razem mam problem ze swoją kochaną rodzinką. Nie chcę Was zanudzać, ale może coś mi poradzicie. W tym roku skończę 21 lat i mój przyjaciel, którego znam od 3 lat zaprosił mnie na koncert Sylwii Grzeszczak do Sopotu. Ja mam blisko, ale On jakieś 300 km i jeszcze po mnie przyjedzie i odwiezie do domu. To znaczy prowadzić będzie jego kuzyn bo On ma dopiero 17 lat. Aha i znamy się przez neta. Przypadkowa znajomość. Gdy powiedziałam o tym rodzince to miałam w domu taki sajgon, że szkoda gadać. Mama gada, że mnie nie puści itp. I w ogóle to jest dziwna sytuacja. Same zaczynają ten temat, a potem wychodzi z tego kłótnia i każdy zostaje przy swoim. Do koncertu zostały jeszcze dwa miechy, ale muszę zacząć coś robić. Bilety już są kupione. To jest jakaś paranoja. Jeżeli ktoś był w podobnej sytuacji albo ma dla mnie jakąś rade to bardzo bym prosiła o napisanie do mnie na maila albo GG. Każda rada mi się przyda. Wybaczcie, że napisałam Wam o tym, ale sama już nie wiem co robić. Koniec ględzenia i zapraszam do czytania ;)
P.S. Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale tą notkę pisałam na tabku, a wiadomo, że jest trochę inaczej niż na kompie. Tylko nie bijcie mnie za to co teraz powiem, ale dla mnie naprawdę jest taka sobie ta notka.
********************************************************
Otworzyłam oczy. Czułam ciepło
drugiej osoby. Spojrzałam w górę. Mike jeszcze spał, a ja nie
miałam zamiaru Go budzić. Wyglądał na naprawdę zmęczonego. Na
pewno przez ten tydzień nie sypiał zbyt dobrze, tak jak ja. Był
taki uroczy i bym mogła patrzeć na niego godzinami. Jak zawsze był
we mnie wtulony. Na nowo odkryłam jakie to wspaniale uczucie budzić
się u boku swojego mężczyzny. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
Nie mogłam odpowiedzieć bo bym Go obudziła. Drzwi się otworzyły.
To była mama. Patrzyła się na nas z uśmiechem. Położyłam sobie
palec na usta, żeby nic nie mówiła. Pokiwała głową i wyszła.
Spojrzałam na zegarek. Było po 10. Patrzyłam się na niego i nie
mogłam uwierzyć ... jak ja mogłam być dla niego taka podła? Jak
mogłam powiedzieć, że Go nie kocham? Nie mogłam sobie tego
wybaczyć. Zauważyłam, że się poruszył i otworzył oczy.
Uśmiechnął się, gdy zobaczył, że nie śpię.
- Dzień dobry, kotku - powiedział.
- Dzień dobry ... jak się spało?
- Bardzooo dobrze, a Tobie? -
przyciągnął mnie bardziej do siebie.
- Tak samo. Długo spaliśmy.
- Mieliśmy do tego prawo ... zwłaszcza
ja.
- Tak? A to niby czemu?
- Bo się napracowałem.
- Pff ... też mi coś. Nie masz się
czym chwalić.
- Za chwilę pożałujesz tych słów.
- Tak? A co jeżeli się nie boje?
- O nie moja droga. Tego już za wiele
- zaczął mnie łaskotać.
- Nie! Mi .... Mike ..... przestań
..... haha ..... błagam - drzwi się niespodziewanie otworzyły i do
pokoju wszedł tata.
- Nie śpicie już? To bardzo dobrze -
zasłoniłam się bardziej kołdrą, a Mike przestał mnie łaskotać
- Wiecie może do kogo należy ta koszula i marynarka? - pokazał nam
oba przedmioty - To nie mój rozmiar, a leżały przy schodach - Mike
zrobił się czerwony jak burak, a mnie brało na śmiech.
- To są rzeczy Michaela -
odpowiedziałam.
- Tak myślałem, ale wolałem się
upewnić. A coś mu się stało, że nie odpowiada?
- No nie! Daj im spokój - wparowała
mama i zabrała ojca z pokoju. Puściła mi oczko i wyszła.
Spojrzałam się na Michaela.
- Znowu się zaczyna - powiedział i
opadł na poduszki.
- Wiedziałeś, że tak będzie. Za to
wczoraj nadrobiliśmy zaległości - krótko Go pocałowałam i
chciałam wstać.
- Gdzie się Pani wybiera? -
przytrzymał mnie.
- Do kuchni. Zapytam się o coś mamy.
Zaraz wrócę.
- Tylko nie dłużej niż 4 godziny.
- Bardzo śmieszne - wytknęłam mu
język. Ubrałam szlafrok i wyszłam z pokoju. Był piątek, a ojciec
nadal był w domu. Zdziwiło mnie to. Znalazłam mamę w kuchni.
- Wstaliście już? - zapytała.
- Na razie tylko ja. Mamo?
- Tak?
- Skąd wiedziałaś, że ... no wiesz.
- Nie rozumiem.
- Wysłałaś mi wczoraj wiadomość.
- A o tym mówisz. Po prostu wiem jak
się kończy romantyczna kolacja z ukochaną osobą. I chciałam Wam
trochę pomóc. Wiem jak to jest, gdy mieszka się z rodzicami.
Trzeba korzystać z okazji - uśmiechnęła się i wróciła do
zajęcie, które wykonywała wcześniej.
- Jesteś okropna - zaśmiałam się -
A co się stało, że tata jest w domu?
- Sama chciałabym wiedzieć - akurat
wszedł do kuchni - O wilku mowa. Twoja córka i Twoja jak mniemam
żona, chciałybyśmy wiedzieć co się takiego stało, że nie
jesteś w pracy? Było trzęsienie ziemi, czy wybuchł pożar w
wytwórni?
- A właśnie, że nie. Pomyślałem
sobie ... może byśmy wyjechali do naszego domku za miastem, co? Ty
i Mike byście odpoczęli, a mnie i mamie też się przyda odrobina
świeżego powietrza. Byśmy pojechali już dzisiaj i wrócili w
niedziele wieczorem.
- Zapytam się Michaela. A mogłabym
zabrać Sally i jeszcze kogoś?
- Pewnie. Pokoi jest dużo i wszyscy
się pomieścimy.
- Ok. To ja idę do siebie, a na
śniadanie przyjdziemy gdzieś na pół godziny - gdy weszłam do
pokoju, Mike jeszcze leżał - Nie wstajesz, śpiochu?
- Za chwilę. Chodź do mnie - weszłam
pod kołdrę i wtuliłam się w niego.
- Co byś powiedział na wyjazd za
miasto?
- Z Tobą wszędzie. A dokładniej?
- Ojciec zaproponował, żebyśmy
pojechali do naszego domku za miastem i możemy jeszcze kogoś
zabrać.
- Dobry pomysł. Muszę tylko jechać
po kilka rzeczy. Kogo chcesz zabrać?
- Pomyślałam o Sally. Pamiętasz, że
chcieliśmy ją wyswatać z Randym?
- Pamiętam. O to może jego też
weźmiemy.
- Właśnie chciałam to powiedzieć.
Ale dziewczyny też będą chciały jechać jak się dowiedzą.
- To co. Będzie wesoło.
- Zadzwonię do Sally, żeby przyszła
za godzinę.
- Ok - wykręciłam do niej numer i
czekałam aż odbierze.
- Tak? - w końcu odebrała.
- Cześć to ja - odpowiedziałam -
Możesz przyjechać za godzinę do mnie?
- Oczywiście .. stało się coś? -
wyczułam w jej głosie strach.
- Dowiesz się jak przyjedziesz -
rozłączyłam się - Jestem bardzo ciekawa jej reakcji - Telefon
Mike'a zaczął dzwonić. Niechętnie odebrał.
- Halo? Tak Janet nic mi nie jest.
Gdzie jestem? - spojrzał się na mnie z uśmiechem - Sama się
przekonaj - podał mi telefon.
- Cześć Janet - powiedziałam.
- Rose? - zdziwiła się - Chcesz mi
powiedzieć, że Mike jest u Ciebie?
- Tak .. od wczoraj.
- Normalnie nie wierzę. Bardzo się
cieszę.
- Ja też. Mike przyjedzie na chwilę
do domu i o czymś Ci powie.
- Ok.
- Do zobaczenia - rozłączyłam się.
- Nawet nie wiesz jaka była
zdenerwowana, że nie wróciłem na noc.
- Nie dziwię się. Wstajemy.
- Już?
- Oj nie leń się tak. Im szybciej
wyjedziemy, tym więcej będziemy mieli czasu dla siebie.
- Też racja - wstaliśmy. Mike ubrał
szlafrok, a ja chciałam iść do łazienki. Nie zdążyłam. Objął
mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Co robisz?
- A nie widać?
- Nie ma czasu na obściskiwanie się.
- Na to zawsze jest czas - zarzuciłam
mu ręce na kark. Mało brakowało, a by mnie pocałował. Niestety
ktoś postanowił nam przeszkodzić. Jednak nie spodziewałam się,
że to będzie Sally. Weszła do pokoju, spojrzała. Powiedziała
przepraszam i wyszła. Po chwili wróciła. Roześmialiśmy się.
- No nie wierze. Normalnie Was kocham -
zaczęła nas przytulać - Jak to możliwe, że nic nie wiedziałam?
- Wczoraj nie miałam czasu -
spojrzałam się wymownie na Michaela.
- Domyślam się. Już Wam nie
przeszkadzam - chciała wyjść.
- Miałaś być za godzinę, a minęło
jakieś 15 minut.
- Myślałam, że coś się stało i od
razu przyjechałam, ale tego się nie spodziewałam.
- Powinnaś się cieszyć - odezwał
się Mike.
- Bardzo się cieszę - wyszła z
uśmiechem na twarzy.
- Myślisz, że wyjdzie jej z Randym? -
zapytałam.
- Mam nadzieję. Oczywiście ja miałem
mnóstwo szczęścia, że trafiłem na Ciebie, ale Sally chyba też
nie jest taka zła.
- Pewnie, że nie jest. Nie miała po
prostu szczęścia do facetów. Dobra dosyć tej gadki.
- Masz rację. Są przyjemniejsze
rzeczy niż rozmowa - zaczął się do mnie przybliżać, ale
położyłam mu dłoń na ustach.
- Później. Teraz musimy się spakować
i wziąć prysznic, a Ty musisz jechać po swoje rodzeństwo. Dobrze,
by było, gdybyśmy wyjechali o 12 bo jedzie się jakieś dwie
godziny.
- To musimy się spieszyć.
- Nareszcie mówisz do rzeczy - poszłam
do łazienki, a Ten za mną - Chcesz czegoś?
- Pomyślałem, że było by szybciej,
gdybyśmy wzięli razem prysznic.
- I chcesz mi wmówić, że tylko o to
Ci chodzi? - uniosłam jedną brew do góry.
- A o co innego?
- Ty już dobrze wiesz.
- Oj już daj spokój. Będę grzeczny.
- I tak Ci nie wierze - weszliśmy do
kabiny. Tak jak myślałam. Chodziło mu po głowie tylko jedno.
Składał pocałunki na mojej szyi, a mi ciężko było być
obojętną. Na szczęście Sally zaczęła pukać do drzwi i ględzić
ile to można się myć. Był niezadowolony, ale nic nie mówił.
- Gdybym wiedział jak wczorajsze
spotkanie się skończy, to bym wziął coś do przebrania.
- Nawet ja nie wiedziałam, ale tak się
składa, że mam dla Ciebie jedną część garderoby - wyciągnęłam
z szuflady bokserki i mu je dałam.
- Skąd to masz? - zdziwił się.
- Sally mnie zaciągnęła do sklepu z
męską bielizną, gdy byłam z dziewczynami w centrum.
- No chyba, że tak.
- A co myślałeś?
- Nie .. nic - domyślałam o co mu
chodziło, ale nie drążyłam tego tematu. Ubrani zeszliśmy na dół.
Sally siedziała w jadalni.
- No nareszcie. Ile można na Was
czekać?
- Było by dłużej, ale nam
przeszkodziłaś - tego się po Michaelu nie spodziewałam.
- No bardzo przepraszam.
- Nie zwracaj na niego uwagi.
- Pewnie - odpowiedział i poszedł do
kuchni. Co On taki wrażliwy się zrobił? Poszłam za nim.
- Jesteś zły?
- Nie.
- To o co chodzi? - położyłam dłoń
na jego ramieniu.
- Nie wiem .... powinienem być
szczęśliwy, że znowu jesteśmy razem, ale ... sam nie wiem.
- Powiedz szczerze ... nie chcesz być
już ze mną? - spojrzał się na mnie.
- Oczywiście, że chcę ... po prostu
myślałem, że już nigdy Cię nie zobaczę i musi mi się to
poukładać w głowie, że znowu jesteś obok .. kocham Cię -
przytulił mnie.
- Ja Ciebie też - usłyszałam dzwonek
do drzwi - Pójdę otworzyć - poszłam zobaczyć kto to, ale tego
się nie spodziewałam - Jermaine? Co Ty tutaj robisz?
- Przyjechałem do Ciebie.
- Słucham? O czym Ty mówisz?
- Nie udawaj. Wiem, że nie jesteś z
Michaelem.
- To nie twoja sprawa - wkurzyłam się.
- Mylisz się. Widzę jak na mnie
patrzyłaś za każdym razem.
- Co Ty pieprzysz?! Niby kiedy?!
- Zawsze. Wiem, że przy Michaelu
udawałaś i nie jestem za to zły.
- Jesteś jakiś psychiczny! Po co ja w
ogóle z Tobą gadam - zamknęłam mu drzwi przed nosem. Odeszłam
kawałek dalej i usłyszałam, że drzwi się otwierają. Odwróciłam
się i to był On.
- Dlaczego taka jesteś? Po co te
gierki?
- Odpieprz się ode mnie!
- Daj spokój. Nie zachowujmy się jak
dzieci - przyciągnął mnie do siebie. Próbowałam mu się wyrwać,
ale nie dałam rady - Przyjadę po Ciebie o 20 i pojedziemy do
hotelu. Będzie miło ... zobaczysz - to nawet nie było pytanie.
- Puszczaj mnie do cholery! - wydarłam
się. Mike wyszedł z kuchni.
- Co się st ... Jermaine?!
- Mike? - jakie było jego zdziwienie -
Co Ty tutaj robisz?
- To ja chciałbym wiedzieć co Ty
tutaj robisz i dlaczego obmacujesz moją kobietę!! - warknął i się
zbliżył.
- Nie powiedziała Ci?
- O czym?!
- Nie słuchaj Go - zaczęłam się
bronić - I puść mnie w końcu, dupku!
- Właśnie! - Mike Go odepchnął - Ni
Ci nie zrobił? - zwrócił się do mnie.
- Nie - przytuliłam się do jego
ramienia.
- Czego od niej chciałeś?!
- Umówić się - powiedział na luzie.
Przez ten hałas do holu weszli rodzice.
- Zbliż się jeszcze raz do Rose, a
przysięgam, że Cię zabiję! - zaczął się do niego wyrywać, ale
udawało mi się Go powstrzymać.
- Jeszcze zobaczymy.
- Co powiedziałeś?!
- Zobaczymy kogo woli. Już raz ją
zawiodłeś i to się powtórzy, a wtedy ja wkroczę i będzie moja.
- Chyba śnisz! - powiedziałam
wściekła.
- To Ty śnisz o mnie i nie zaprzeczaj.
- Spierdalaj stąd! - wrzasnął Mike.
Spojrzałam się na niego zaskoczona. Nigdy nie przeklinał. No
sporadycznie. Gdy się naprawdę wkurzył i to był właśnie ten
moment.
- Chłopcy spokojnie - powiedział mój
ojciec - Może powiecie o co tu chodzi?
- Przyjechałem umówić się z Pańską
córką, ale mój braciszek nam przeszkodził - myślałam, że Mike
zaraz wybuchnie. Już cały chodził z nerwów.
- Czy ja dobrze zrozumiałem? Chciałeś
odbić własnemu bratu dziewczynę?
- Z tego co wiem to nie są już razem.
- To masz stare informacje!
- Michael spokojnie - uspokajał Go
ojciec - Nie wiem w co grasz chłopcze, ale nie podoba mi się to i
będzie lepiej jeżeli już wyjdziesz.
- W porządku .... do zobaczenia piękna
- wyszedł.
- Co za sukinsyn! - Mike był nadal
wściekły.
- Nic mnie z nim nie łączy. Coś
sobie ubzdurał - tłumaczyłam się.
- Wiem ... On zawsze taki był.
- Koniec tematu - zarządził tata -
Szykujcie się. O 12 wyjeżdżamy. Wszystkim nam się przyda trochę
spokoju na świeżym powietrzu - poszedł razem z mamą na górę.
- Pojadę po swoje rzeczy i dodatkowy
bagaż w postaci swoich kochanych siostrzyczek i braciszka.
- Przynajmniej Oni są normalni.
- A ja to co?
- Łącznie z Tobą - przyciągnął
mnie do siebie i pocałował - Bądź już grzeczny i jedź po te
rzeczy bo nigdy nie wyjedziemy.
- No dobra.
- Tylko bez żadnych bójek mi tam -
zagroziłam mu palcem.
- Dobrze mamo.
- Mówię serio.
- Obiecuje, że mu nie przywalę. Poza
tym i tak nie ma Go w domu.
- To dobrze, a teraz już uciekaj.
- Wyganiasz mnie? - zrobił smutną
minkę.
- Nie śmiałabym, ale inaczej nie
wyrobimy się.
- Ok. Postaram się szybko wrócić -
cmoknął mnie i wyszedł. Poszłam na górę, żeby też się
spakować. W tym całym zamieszaniu zapomniałam powiedzieć Sally o
wyjeździe. Przyszła za mną do pokoju.
- O co mu chodziło? - zapytała i
usiadła na łóżku.
- Nie mam pojęcia, ale On jest jakiś
stuknięty. Zapomniałam Ci powiedzieć, dlaczego chciałam, żebyś
przyjechała.
- Zamieniam się w słuch.
- Miło mi, że jesteś dla mnie taka
miła.
- Bo zasłużyłaś na to. Bardzo się
cieszę, że w końcu poszłaś po rozum do głowy.
- Ej! - oburzyłam się - Ale masz
rację. Dobra bo nigdy nie powiem o co chodzi. Więc rodzice
zaproponowali, żebyśmy wyjechali do naszego domku za miastem na
weekend i zgodzili się, żebym Cię zabrała. Co Ty na to?
- Odpoczynek mi się przyda.
- Świetnie! Mike pojechał po
dziewczyny i Randiego.
- Randy też będzie?
- Pewnie, a coś nie tak? - zapytałam
podejrzliwie.
- Nie .. tylko .... On nie jest taki
jak Jermaine, prawda?
- Jasne, że nie. On i Mike są
wyjątkami. Nie znam Go za dobrze, ale z opowieści Michaela mogę
tak przypuszczać.
- To dobrze.
- A teraz pomóż mi się spakować.
- O kurde! Przecież ja też się muszę
spakować.
- Pomóż mi, a potem pojedziemy do
Ciebie i wrócimy.
- Ok - szybciej się spakowałam dzięki
Sally - Bikini też? - zdziwiła się.
- A co myślałaś. Mamy tam basen i
jest podgrzewany.
- Faktycznie .. całkiem zapomniałam.
- No pięknie. Zapomniałam powiedzieć
Michaelowi, żeby dziewczyny wzięły stroje - napisałam szybko
sms-a do Mike'a i dokończyłam chować resztę rzeczy - No to mam
już wszystko. Teraz jedziemy do Ciebie - pojechaliśmy samochodem
Sally do jej domu i pomogłam się jej spakować. Samochód zostawiła
w garażu i wróciłyśmy taksówką. Mike i reszta przyjechali po 10
minutach.
- Randy znasz Sally, prawda? - zaczął
Michael.
- Tak - uśmiechnął się do niej -
Miło Cię znowu widzieć.
- Ciebie też.
- Dobra .. to iloma samochodami
jedziemy? - zapytał Mike mojego ojca.
- A ile nas jest łącznie?
- Osiem osób.
- Czyli cztery osoby do naszego i
cztery do twojego. Sami zadecydujcie kto z nami.
- Ok - podszedł do mnie - I co robimy?
- Ja proponuje, żeby Randy i Sally
pojechali z rodzicami. Pobędą trochę sami i w ogóle.
- Masz rację. Czyli dziewczyny jadą z
nami - poszedł im powiedzieć na co bardzo się ucieszyły. Podeszły
jeszcze do mnie i wyściskały.
- Za co? - zapytałam.
- Dobrze wiesz. Bardzo się cieszymy,
że znów jesteście razem - powiedziała Toya.
- Powinnam raczej dostać lanie za
swoje zachowanie, a nie przytulanie.
- Zgadzam się - powiedziała Sally bo
usłyszała.
- Może i będzie - Janet szatańsko
się uśmiechnęła.
- Wszystko macie? - zapytał tata.
- Tak! - wszyscy zgodnie
odpowiedzieliśmy.
- No to jedziemy - torby były już w
samochodach - Michael jedź za mną.
- Dobrze.
- I jeszcze po drodze musimy zrobić
zakupy - powiedziała mama. Wszyscy zapakowali się do samochodu i
ruszyliśmy. Sally, mama i ja weszłyśmy do supermarketu. Tata wolał
zostać w samochodzie, a reszta nie mogła z nami iść ze względu
na swoją sławę. Kupiłyśmy co trzeba. Miałyśmy aż pięć toreb
i ledwo doszłyśmy do samochodów.
- Oj i czemu mnie nie zawołałaś? -
powiedział Mike, gdy weszłam do samochodu.
- No jestem ciekawa jak byś to zrobił.
Ludzie mieliby niezły widok, a jutro nagłówki we wszystkich
gazetach '' Michael Jackson nosi zakupy ''
- Nie taki zły - pocałował mnie w
policzek.
- Jak Ty coś powiesz - pokręciłam
głową z uśmiechem - Jedź już.
- No właśnie. Na miejscu
poflirtujecie - powiedziała Toya.
- Bardzo śmieszne.
- A może nie mam racji? - nie
odpowiedzieliśmy - No właśnie - w czasie drogi nikt się nie
odzywał. Ja z Michaelem przez cały czas trzymaliśmy się za ręce.
Spoglądał na mnie co jakiś czas, ale udawałam, że nie widzę.
Naszły mnie jakieś wątpliwości. Czy aby na pewno to się nie
dzieje za szybko? Chciałabym z nim o tym porozmawiać, ale by mógł
opacznie zrozumieć moje słowa. Nic nie będę mu mówiła. Po dwóch
godzinach byliśmy już na miejscu.
- Ale tu pięknie - powiedział Mike.
- To prawda i jakie powietrze.
- To już wiem jak będziemy spędzać
wieczory - przyciągnął mnie do siebie, gdy wysiedliśmy już z
samochodu. Pocałowaliśmy się. Zupełnie zapomnieliśmy, że
wszyscy się na nas gapią.
- Może zostawicie na później te
czułości, a teraz pomożecie rozładować samochody, co? -
powiedział Randy.
- Zazdrościsz? - odpowiedział Mike.
- Też coś.
- Dobra dobra - zanieśliśmy wszystkie
rzeczy do domu, a zakupy do kuchni.
- Widzę, że trzeba tu trochę ogarnąć
- powiedziała mama.
- I trzeba napalić w kominku. Chłopcy
chodźcie do mnie - dużo ich nie było - Przed nami trochę pracy.
Nasze dziewczyny zajmą się porządkami w domu i jedzonkiem dla
swoich mężczyzn, a my pójdziemy na polowanie - Mike i Randy
spojrzeli się na siebie - Żartowałem. Za tyłem domu w komórce
jest dużo drewna do porąbania. Robiliście to już kiedyś?
- Ja tak, ale Randy raczej nie -
odpowiedział Michael.
- Dla Randiego znajdziemy inne zajęcie.
Chodźcie za mną. Wszystko Wam pokaże.
- Tylko się postarajcie bo nie
dostaniecie jedzenia - zagroziła mama.
- Mam nadzieje, że moja córka będzie
dla Ciebie lepsza - zwrócił się do Michaela. Dostał za to ścierką
od mamy. Wyszli z domu. Byłam ciekawa jak Mike wyglądał podczas
rąbania drewna i na chwile się zamyśliłam.
- Ziemia do Rose. Jesteś tam? - Sally
pomachała mi przed twarzą.
- Co? A .. tak. Zamyśliłam się.
- I nawet wiem dlaczego - zachichotała
Janet.
- Nie mądrz się tylko łap za szmatę
i powycieraj wszystko z kurzu - rzuciłam jej ścierkę - Od razu
mówię, że ja gotuje, a Wy znajdźcie sobie zajęcie.
- Ja bym wolała gotować niż robić
porządki - naburmuszyła się Toya.
- Jesteś bardzo zabawna - zaśmiała
się Janet - Zdajesz sobie sprawę, że szpital jest kilka godzin
stąd?
- Ej! Pożałujesz tych słów!
- Dziewczyny! Spokój! Gotuje ja i mama
i koniec tematu. Widzę, że same sobie nie poradzicie, więc tak.
Sally jesteś najwyższa i zmienisz firanki. Janet zmienisz pościel
we wszystkich pokojach, a Toya powycierasz kurze.
- A dlaczego to ja nie mogę zmienić
pościel? - zapytała ostatnia.
- Bo by Ci się paznokcie połamały -
dogryzła jej Janet.
- Znowu zaczynasz?! -Toya popchnęła
Janet.
- Przestańcie! Mieliśmy spędzić
miło czas, a wy się kłócicie. A róbcie co chcecie - poszłam do
kuchni. Mama już powoli zaczynała rozpakowywać zakupy.
Postanowiłam jej pomóc.
- Jak tam idzie?
- A daj spokój. Janet i Toya się
posprzeczały o głupotę.
- Pogodzą się. To normalne.
- Tak, wiem.
- Bardzo się ciesze, że znów
jesteście razem. Powiem Ci, że jak mi powiedziałaś co zrobił
Mike, to nie uwierzyłam, że byłby do tego zdolny.
- To dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Matka zawsze trzyma stronę swojego
dziecka nawet jeżeli się nie zgadza z jego zdaniem. Najważniejsze,
że sama zrozumiałaś swój błąd i wszystko wróciło do normy.
- Trochę to trwało. Pójdę zobaczyć
czy się nie pozabijały. Zaraz wrócę i Ci pomogę.
- Mamy dużo czasu - Sally zmieniała
właśnie firany w salonie, a Toya wycierała półki. Poszłam na
górę. Janet zaczęła zmieniać pościel.
- I jak Ci idzie? - zapytałam.
- Jakoś ... powiedz mi .... co Ty i
Mike kombinujecie?
- Nie rozumiem.
- Nie udawaj. Nigdy Randy z nami nie
jeździł, a teraz Go zabraliście. To ma coś wspólnego z Sally?
- Być może.
- No nie bądź taka.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim
czasie, a teraz do roboty - wróciłam do kuchni. Po paru minutach
wszedł Mike. Był w podkoszulce.
- Mogę prosić coś do picia?
- Zaraz Wam przyniosę -
odpowiedziałam.
- Ok - uśmiechnął się i wyszedł.
Nalałam do trzech wysokich szklanek pomarańczowego soku i poszłam
zanieść. Zatrzymałam się i gapiłam na Michaela. Widziałam jak
jego mięśnie pracowały, gdy podnosił siekierę i z całej siły
uderzał w drewno - Kotek! - usłyszałam głos Michaela i się
ocknęłam. Podeszłam do niego.
- Jaki kotek? - zapytałam.
- Właśnie koło mnie stoi.
- Ale czy kotek i misiu to na pewno
dobrana para?
- A masz jakieś wątpliwości? Bo jak
tak to musisz zostać ukarana.
- W takim razie nic już nie mówię -
podałam mu szklankę z sokiem. Od razu wypił całą zawartość - A
gdzie Randy i ojciec?
- Randy nosi drewno, a twój ojciec
naprawia tranzystor, żebyśmy nie zostali bez prądu.
- Widzę, że Ty się najbardziej
przemęczasz.
- Nie jest tak źle.
- Ubierz coś na siebie. Jesteś
spocony i się przeziębisz.
- Nie martw się. Nic mi nie będzie -
krótko mnie pocałował - Zostało mi jeszcze trochę i niedługo
przyjdę.
- Ok. Zostawiam picie na stoliku -
wróciłam do domu. Toya już skończyła swoją prace. Potem
przyszła Sally i na końcu Janet.
- Jeszcze nigdy się tyle nie narobiłam
- ględziła Toya - Spójrzcie na moje ręce.
- Nareszcie wiesz co to prawdziwe życie
- Janet miała do niej jakieś pretensje.
- Nie zaczynajcie - złapałam się za
głowę bo już nie mogłam tego słuchać. Poczułam, że ktoś mnie
obejmuje od tyłu. Obejrzałam się i zobaczyłam uśmiechniętego
Michaela - Szybki jesteś.
- Wiem - wyszczerzył się - Randy
zaraz przyniesie drewno - całkiem zapomniałam, że miałam pomóc
mamie. Poszłam do kuchni.
- Już jestem. Co robimy na obiad?
- Może lasagne? Dawno nie robiłyśmy
- Ok - usłyszałyśmy, że tata nas
woła.
- Zapomnieliśmy o najważniejszym -
był cały w smarach.
- W kopalni byleś? - przeraziła się
mama - Won do łazienki! - wskazała łazienkę.
- Za chwile. Musimy wydzielić pokoje.
Na górze są cztery sypialnie. Jedna jest nasza, więc macie do
dyspozycji trzy. W jednym jest duże łóżku, a w dwóch dwa
pojedyncze.
- To my bierzemy z tym dużym -
powiedział Mike i cmoknął mnie w szyje.
- W takim razie Janet z Toya, a Sally z
.... Randym - dokończyłam.
- Co? - zdziwiła się.
- Obiecuje, że będę grzeczny -
odezwał się Randy.
- A spróbuj nie, to pożałujesz -
zagroziła mu. Ja i Mike się zaśmialiśmy.
- Przypomina Ci to coś? - zapytał się
mnie Mike.
- Aż za dobrze.
- To dobry znak.
- O czym mówicie? - dopytywała się
Sally.
- Nieważne .... zresztą powinnaś
wiedzieć - puściłam do niej oczko.
- No to już mamy połowę za sobą.
Pozostali później wybiorą swoje pokoje. Teraz zabieram Panów nad
basen. Trzeba zrobić tam porządek - Michael spojrzał się na mnie
i wywrócił oczami. Zabrałam dziewczyny do kuchni i każda miała
jakieś zajęcie. Oczywiście mniej odpowiedzialne od gotowania bo
tym zajęłam się z mamą. Pokazała im gdzie jest zastawa stołowa.
Chłopacy wyrobili się szybciej niż myślałam. Lasagna była już
w piekarniku - Rose zejdziesz do piwnicy i przyniesiesz wino do
obiadu?
- Do piwnicy?
- Tak ... przecież wiesz, że tam mamy
wina.
- Pójdę z Tobą - zaoferował się
Mike. Byłam mu za to wdzięczna. Nie uśmiechało mi się iść
samej do piwnicy po tych wszystkich wydarzeniach, które miały
miejsce. Złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę piwnicy.
Otworzył drzwi i chciał iść, ale ja miałam opory - Co jest? -
zatrzymał się.
- Pamiętasz co było ostatnio?
- Tak, ale tym razem jest pełen dom i
sprawne drzwi. Nie masz się czego bać - dotknął mojego podbródka.
- Jednak ...
- Spokojnie, skarbie. Mam pomysł.
Randy! - zawołał Go.
- Wołałeś mnie? - po chwili był
przy nas.
- Tak. Mógłbyś popilnować drzwi,
żeby się nie zamknęły?
- Jasne.
- Dzięki. Szybko wrócimy. Widzisz ...
teraz już naprawdę nie masz się czego bać - szepnął mi na ucho
i wziął za rękę. Poszłam za nim, ale strach pozostał. Trzymałam
Go mocno za rękę i co chwila się odwracałam, czy drzwi się nie
zamknęły - Kochanie - zatrzymał się i wziął moją twarz w swoje
dłonie - Wiem, że się boisz, ale jestem z Tobą i nic Ci nie
grozi, słyszysz? Drugi raz bym nie pozwolił Cię skrzywdzić.
Jesteś bezpieczna ... przyrzekam .... wierzysz mi? - patrzył mi
przez cały czas w oczy.
- Wiesz, że tak.
- Nie wiem ... musisz mi to powiedzieć
- uśmiechnął się.
- Tak .. wierze Ci i ufam ... zawsze
ufałam.
- Od razu lepiej - pocałował mnie w
nos i ruszyliśmy dalej. Stanęliśmy przed ogromnym składem
przeróżnych win - O jacie!
- Niezłe, co?
- I to jak. W życiu nie widziałem
tyle alkoholu ... chociaż nie mam ochoty na picie - skrzywił się.
- I nawet wiem dlaczego.
- Oj tam. To ile bierzemy?
- Myślę, że dwie butelki wystarczą
... no i może jedna białego.
- Niestety białego nie ma.
- To trudno. Chodźmy stąd -
wyszliśmy. Odłożyliśmy wino na blat w kuchni. Akurat napatoszył
się ojciec - Dobrze, że Cie widzę. Czy Ty zawsze musisz myśleć
tylko o sobie.
- Słucham? - zdziwił się.
- Jest każdy rocznik wina, ale
oczywiście białego nie ma.
- Przepraszam córeczko, ale dawno nie
schodziłem do piwnicy i nie wiem co jest, a czego brak. Jak chcesz
to zaraz pojadę do najbliższego miasteczka i kupie.
- To może ja pojadę? - odezwał się
Randy.
- Nie no dajcie spokój. Z tak błahego
powodu nie ...
- To żaden kłopot - Mike patrzył się
na niego podejrzanie - Co się tak patrzysz?
- Podrywasz moją dziewczynę? - uniósł
jedną brew do góry.
- Co? Nie .. naprawdę nie mam takiego
zamiaru - zaczął się tłumaczyć.
- Mam nadzieje - po chwili się
roześmiał - Stary .. spokojnie. Wiem, że nie zarywasz do Rose.
- Myślałem, że mówisz serio - widać
było ulgę na jego twarzy. Ale Mike znowu zrobił się poważny.
- Ale pamiętaj ... nie będę patrzy
spokojnie, gdybyś miał taki zamiar i tym razem nie żartuje.
- Nie jestem taki jak Jermaine.
- I lepiej się nie stawaj taki jak On.
- Bez obaw. No dobra .. to ja już
pojadę.
- Zaczekaj! - to była Sally - Mogę
jechać z Tobą?
- Jasne - spojrzałam się na Mike'a, a
On na mnie. Nasz plan powoli zmierzał w dobrym kierunku - Dasz mi
kluczyki od samochodu?
- A tak .. łap - rzucił mu.
- Niedługo będziemy.
- Nie spieszcie się - powiedziałam
pod nosem. Wyszli.
- Zaniosę nasze rzeczy do pokoju -
Mike wziął nasze torby i poszedł na górę. Poszłam za nim -
Musze z Tobą o czymś porozmawiać - zaczął.
- Tak?
- Tak - wyciągnął z kieszeni
opakowanie moich leków - Możesz mi powiedzieć co to ma znaczyć? -
nie mówił tego ze złością.
- Moje tabletki.
- To wiem, ale dlaczego ich nie
bierzesz?
- Biorę.
- Teraz Ty mnie okłamujesz. Nawet się
po nie nie wróciłaś. Zobaczyłem je na umywalce w łazience.
- Zapomniałam.
- Przestań mi gadać głupoty! -
podniósł głos - Nie chce, żebyś znowu wylądowała w szpitalu.
- Nic mi nie będzie.
- Masz racje bo od dzisiaj będę Cie
pilnował i nie dopuszczę abyś lekceważyła zaleceń lekarza. Tu
chodzi o twoje zdrowie, rozumiesz?
- Tak .... prawda jest taka, że nie
chciałam ich brać bo .... bez Ciebie wszystko było bez sensu ...
życie też nie miało sensu.
- Wiem co czułaś bo ze mną było
dokładnie tak samo, ale teraz wszystko wróciło do normy i masz
brać te tabletki ... zrozumiano?
- Tak jest - zaśmiałam się.
- Nie masz pojęcia jak się martwiłem,
gdy leżałaś w szpitalu. Myślałem o najgorszym. Wiedziałem, że
to przeze mnie zemdlałaś.
- To nie prawda.
- To się stało zaraz po moim
telefonie.
- Skąd wiesz?
- Widziałem jak zabierało Cie
pogotowie - był przybity, a nie chciałam tego.
- Kochanie .. - dotknęłam obiema
rękami jego twarz - Lekarz jasno powiedział, że w każdej chwili
mogłam stracić przytomność. Stres, czy zdenerwowanie nie odegrały
żadnej roli.
- Naprawdę?
- Tak ... to nie jest absolutnie twoja
wina - musiałam trochę skłamać. Nie chciałam, żeby się
obwiniał. Lekarz powiedział, że zdenerwowanie się przyczyniło do
utraty przytomności, ale Mike nie musiał znać prawdy. Wolałam,
gdy był uśmiechnięty - Możemy już do tego nie wracać?
- Dobrze i przepraszam.
- Nic się nie stało. Chyba nam się
uda wyswatać tych dwoje.
- Też tak uważam. Widziałaś jak
Sally szybko się zerwała, żeby jechać?
- W końcu któraś ze stron musi
zrobić ten pierwszy krok.
- Randy jest za bardzo nieśmiały. Tak
jak ja.
- Tak jak Ty? Nie wydaje mi się.
- Jestem nieśmiały do obcych.
- Wiem skarbie - zarzuciłam ręce na
jego kark - Ale w tej chwili nieśmiałość proszę schować -
przybliżyłam twarz do jego i nasze usta się złączyły.
- W takiej chwili nie umiem być
nieśmiały ... zwłaszcza w Pani obecności - przycisnął mnie do
siebie i namiętnie pocałował.
- Rose ... - usłyszeliśmy i
spojrzeliśmy w stronę drzwi - Ups ... przyszłam nie w porę? - to
była Janet.
- Tak jak by - odpowiedział Mike, ale
nadal trzymał mnie w objęciach.
- Wybaczcie. Rose mama Cie woła.
- Powiedz, że zaraz przyjdzie - znowu
za mnie odpowiedział. Zostaliśmy sami.
- Ale pokój to wybrałeś najlepszy.
Plus duże łóżko.
- Trzeba je wypróbować.
- Bądź grzeczny.
- Zawsze jestem.
- Idę zobaczyć co chciała mama.
- Pójdę z Tobą - zeszliśmy na dół.
- Mamo co się stało?
- Sally i Randiego coś długo nie ma.
Michael może zadzwonisz do brata? Może coś się stało.
- Dobrze - wykręcił numer i czekał
aż odbierze - Gdzie jesteście? ...... Ok .. czekamy - schował
telefon do kieszeni - Będą za 10 minut.
- Akurat trafią na obiad - razem z
Michaelem i dziewczynami, nakryliśmy do stołu. W tym czasie Sally i
Randy zdążyli wrócić.
- Co tak długo? - zapytał Mike
podejrzliwie.
- Nie prawda. Poza tym w sklepie była
kolejka.
- Nie tłumacz się już - poklepał Go
po plecach. Wszyscy usiedliśmy przy długim stole. Mike przed
obiadem dał mi tabletkę i czekał aż połknę. Po obiedzie
poszliśmy się przebrać w stroje kąpielowe. Oprócz rodziców.
Toya i Janet jak jakieś dzikie wskoczyły do basenu. Potem ja i
zobaczyłam, że za mną Sally. Woda była ciepła. Chciałam
wypłynąć, ale nie mogłam. W nogach czułam jakieś mrowienie i
nie mogłam nimi ruszyć. Machałam rękami, ale to było na nic.
Woda ciągnęła mnie coraz bardziej w dół i myślałam, że to
koniec. Powietrze mi się kończyło. Zobaczyłam, że Mike
zanurkował po mnie i już po chwili trzymał mnie w ramionach.
Wypłynęliśmy na powierzchnie. Łapałam łapczywie powietrze.
- Co się stało? - zapytał się Mike.
- Nie wiem ... nie czuje nóg - wciąż
mnie trzymał i podpłynął do brzegu. Złapał mnie obiema dłońmi
w talii i posadził na brzegu basenu. Po chwili też wyszedł i był
przy mnie.
- Już lepiej?
- Nie - okrył mnie ręcznikiem.
- Co to może być? - był taki
zmartwiony.
- Ja wiem .... to przez ten niedobór
witamin. Lekarz mówił, że może się zdarzyć drętwienie kończyn
i nie tylko.
- Możemy jakoś pomóc? - zapytał się
Randy. Wszyscy jeszcze byli w basenie.
- Poradzimy sobie. Zaniosę Cie do
pokoju - wziął mnie na ręce - Możecie zostać - wyszliśmy z
pływalni. Gdy mama zobaczyła, że Mike mnie niesie, nieźle się
przestraszyła.
- Boże! Co się stało?
- Nic takiego. Poślizgnęłam się i
noga mnie boli. Przyłożę lód i przejdzie - Mike się na mnie
spojrzał.
- No dobrze. Zajmiesz się Rose? -
zwróciła się do Michaela.
- Oczywiście - pokiwała głową i
poszła, a my skierowaliśmy się na schody. To znaczy Mike szedł.
Położył mnie do łóżka.
- Dlaczego nie powiedziałaś jej
prawdy? - zapytał.
- Bo by zaraz panikowała.
- No tak .... i jak się czujesz? -
ujął moją dłoń w swoją.
- Chyba trochę lepiej.
- Na szczęście. Przygotuje Ci kąpiel.
Co Ty na to?
- Wspaniale - uśmiechnęłam się.
Poszedł do łazienki. To uczucie było nie do wytrzymania. Czułam
się jak sparaliżowana. Sama jestem sobie winna. Mogłam brać
tabletki. Trudno. Stało się.
- Kąpiel gotowa - wziął mnie znowu
na ręce i wsadził do wanny. Uklęknął obok wanny.
- Przepraszam ... myślałam, że
wypróbujemy łóżko.
- Nie przejmuj się takimi rzeczami.
Najważniejsze, żeby Ci przeszło. Mogę zostawić Cie na chwilkę
sama? Wezmę szybko prysznic.
- Misiu nie musisz mnie pilnować jak
małe dziecko - pogłaskałam Go po policzku.
- Jak mi tego brakowało.
- Mnie też - pocałował mnie i wszedł
do kabiny. Jakieś dziesięć minut później wyszedł w samym
ręczniku na biodrach - Możesz się ubrać? - przestałam się na
niego patrzeć.
- A dlaczego?
- Dobrze wiesz i już przestań.
- No dobrze - uśmiechał się
łobuzersko i wyszedł. Wrócił już ubrany w dres - Jestem. Lepiej
się czujesz?
- Już powoli wszystko wraca do normy.
- Ciesze się. Chcesz już wyjść?
- Tak - wyciągnął mnie z wanny i
zarzucił ręcznik. Wieczorem już wszystko było dobrze. O 19
zeszliśmy na dół na kolacje. Po kolacji poszliśmy na spacer.
Mogliśmy tutaj chodzić po dworze bez żadnych obaw, że ktoś
rozpozna Mike'a. Nasz domek był na zupełnym odludziu. A wokół
rozciągały się same lasy. Szłam tak wtulona w Michaela - Mój
bohater - spojrzał na mnie i się zaczerwienił.
- Każdy na moim miejscu by zrobił to
samo.
- Może.
- Wtedy jak leżałaś w szpitalu i
byłaś nieprzytomna to ..... byłem u Ciebie. Twoja mama nie chciała
się zgodzić, ale ją poprosiłem.
- Wiem o tym, ale dlaczego mi to
mówisz?
- Przecież obiecałem, że będę
mówił prawdę. I jest jeszcze coś .... pocałowałem Cie.
- Żartujesz?
- Nie ... po prostu nie mogłem się
powstrzymać. Jesteś zła?
- No co Ty - stanęłam na palcach i Go
pocałowałam - I jesteśmy kwita.
- Jesteś okropna.
- Też Cie kocham - pół godziny
później wróciliśmy do domu. Przebraliśmy się w piżamy i
położyliśmy do łóżka. Przed snem trochę porozmawialiśmy.
Jakiś czas później okazało się, że Sisi zniknęła. Mike
poszedł jej szukać i okazało się, że poszła sobie na spacerek.
Wtuliłam się w niego i zasnęłam.