sobota, 15 lutego 2014

Bad Girl 41

Hejka!
Dzisiaj nie mam nic do napisania. Więc po prostu zapraszam na kolejną notkę no i do komentowania ;)

P.S. Uważam, że ta notka nie wyszła mi najlepiej i jest taka sobie.

**********************************************************************

Dzisiaj miałam jechać z Michaelem na plan. Mówił, że zakończył już kręcić klip i pozostało, tylko zobaczyć jak to wszystko wyszło. Nie mogłam się doczekać. Przez nogę nie mogłam być na planie i widzieć Mike'a w akcji. Z ojcem nie rozmawiałam od niedzieli. Mama się nie wtrącała za co byłam jej wdzięczna. Kończyłam właśnie śniadanie, gdy ojciec wszedł do kuchni. Za chwilę miał przyjechać po mnie Mike. Skończyłam i odstawiłam talerz do zlewu.
- Mamo ja wychodzę. Mike zaraz po mnie przyjedzie.
- Dobrze. Będziesz na obiedzie?
- Może – miałam już wychodzić z kuchni, ale usłyszałam głos ojca.
- Nigdzie nie pójdziesz.
- I tu się mylisz.
- Zabraniam Ci się z nim spotykać!
- Znowu zapominasz, że jestem dorosła i będę z Michaelem. Nie będziesz mi mówił co mam robić i z kim się spotykać – ta sytuacja była podobna, gdy byłam z Ericem. Tak samo się zachowywał.
- Dopóki mieszkasz w moim domu, masz robić co Ci każe!
- W takim razie się wyprowadzę!
- Przestańcie natychmiast! - krzyknęła mama – Nikt się nie wyprowadzi! - spojrzałam się gniewnie na ojca i wyszłam, trzaskając drzwiami. Chyba śni jeżeli sobie myśli, że będę robiła co mi każe. Wyszłam z tego domu i czekałam na Michaela. Zdziwił się, gdy mnie zobaczył. Wysiadł i otworzył mi drzwi. Pocałowaliśmy się na przywitanie.
- Dlaczego czekałaś przed domem?
- Nie pytaj – wsiadłam. Nie miałam ochoty o tym rozmawiać. Jechaliśmy w ciszy.
- Nie przejmuj się. Jakoś wszystko się ułoży.
- Bym się z Tobą zgodziła, gdyby nie był tak nadopiekuńczy. Erica nienawidził i się wcale nie dziwię. Chyba już zapomniał jak Cię przechwalał i próbował za wszelką cenę mnie do Ciebie przekonać.
- Może z czasem zmieni o mnie zdanie i zrozumie, że naprawdę Cię kocham. Bo wiesz, że moje uczucia są szczere i nie mam wobec Ciebie żadnych złych intencji, prawda?
- Tak, skarbie – pogłaskałam Go po policzku – Nie musisz mi tego mówić – dojechaliśmy na plan. Poszliśmy do reżyserki i oglądaliśmy jak to wszystko wyszło. Mike oglądał w skupieniu.
- Jest coś co chcesz poprawić albo zmienić? - zapytał się Bob.
- Hmm …. nie. Wszystko jest idealnie. Dobra robota.
- To wyłącznie twoja zasługa. Ja wykonywałem swoją pracę – poklepał Mike'a po plecach.
- Musimy to uczcić.
- Świetny pomysł! Zaraz będziemy mieli szampana i pizze – Bob gdzieś poszedł. Zostaliśmy sami.
- Ależ ja mam zdolnego mężczyznę i cholernie przystojnego – usiadłam mu na kolanach.
- Zawstydzasz mnie.
- Oj już nie udawaj takiego nieśmiałego.
- Mamy już wszystko – wrócił Bob. Poszliśmy za nim – Prosimy tutaj wszystkich! - krzyknął. Wszyscy zaczęli się zbierać wokół nas. Każdy dostał kieliszek szampana – Teraz Michael się wypowie.
- Dziękuje wszystkim za pomoc przy tym projekcie. Bez Was by się nie udało. To był dość pracowity i męczący tydzień. Mam nadzieję, że zapamiętacie te wydarzenie. Wykonaliście kawał dobrej roboty i efekt końcowy jest powalający. Nie sądziłem, że Panowie tak dobrze się spiszą w tej roli – powiedział to w stronę gangów – To chyba na tyle. Mogę powiedzieć, że właśnie zakończyliśmy pracę nad klipem. Za sukces – wszyscy podnieśliśmy kieliszki góry i wypiliśmy za to – Za chwilę przywiozą pizze – wrócił do mnie – Chodźmy do garderoby – poszliśmy tam. Usiedliśmy na kanapie. Wtuliłam się w niego. Objął mnie ramieniem.
- Dlaczego nie możemy żyć normalnie? - westchnęłam.
- Życie jest niesprawiedliwe.
- Żebyś wiedział. Dzisiaj znowu kłóciłam się z ojcem. Mam już tego dosyć.
- Co tym razem?
- Powiedział, że mam Go słuchać i robić co każe, dopóki tam mieszkam.
- Tak Ci powiedział?
- Tak … nie masz pojęcia jak się zdenerwowałam. Powiedziałam, że się wyprowadzę, ale mama się odezwała, że nikt się nie wyprowadzi. Powiem Ci, że chciałabym się już stamtąd wynieść.
- Gdy znajdę jakiś dom, to zamieszkamy razem.
- Naprawdę?
- Oczywiście, skarbie – usłyszeliśmy pukanie – Pójdę otworzyć.
- Przywieźli pizze.
- Dzięki – wrócił na kanapę z pudełkiem pizzy.
- Z czym?
- A nie wiem – otworzył – Z serem.
- Na całe szczęście – ucieszyłam się. Patrzył się na mnie z uśmiechem – No co? - wzięłam kawałek.
- Nie .. nic – zaśmiał się i też wziął kawałek.
- Mmmm dobra – zachwaliłam.
- Nom …. masz coś na nosie – powiedział.
- Gdzie? - zbliżył się do mnie. Myślałam, że chcę wytrzeć, ale zamiast tego, pobrudził mnie keczupem – Osz ty! - zaczął się śmiać jak opętany. Wzięłam swój keczup i też Go pobrudziłam. Wojny nie było by końca, ale keczup nam się skończył, a nasze twarze wyglądały jak by zostały zmasakrowane przez jakiegoś bandytę – Przez Ciebie nie mam keczupu – poskarżyłam się.
- Ja też nie mam i nie narzekam. Na Tobie jest Go mnóstwo – zamoczył kawałek pizzy w keczupie, który znajdował się na mojej twarzy. Patrzyłam się na niego jak na idiotę – No co? Jest jeszcze bardziej pyszny niż z tego opakowania.
- Serio? - zrobiłam to samo co On wcześniej, ale z tą różnicą, że użyłam jego twarzy – Mmm .. faktycznie. Na misiach wszystko lepiej smakuje.
- I wygląda – poruszył zabawnie brwiami i przyciągnął mnie do siebie.
- Dzisiaj nie mam ochoty na deser – odsunęłam się trochę od niego.
- Szkoda – po skończony posiłku, poszliśmy umyć twarze. Wróciliśmy jeszcze na swoje miejsca Chcieliśmy jeszcze trochę spędzić razem czas. Położyliśmy się na tej małej kanapie, ale dzięki temu mogłam być blisko Michaela. Położyłam głowę na jego tors. Leżeliśmy nic nie mówiąc.
- Nie mam ochoty wracać do domu.
- Nie dziwie się, ale nikt nam nie zabroni się spotykać. Nie dopuścił bym do tego. Walczył bym o naszą miłość, jeżeli trzeba by było.
- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
- Może z nim porozmawiam na osobności ..
- To nic nie da. On sam musi przejrzeć na oczy.
- Ciekawa kiedy - mój telefon zadzwonił. Odebrałam.
- Tak?
- To ja – mama dzwoniła – Chciałam się zapytać, czy będziesz na obiedzie? - spojrzałam na zegarek.
- Raczej nie. Wolę spędzić czas z Michaelem.
- Rozumiem, a może byście przyjechali?
- To nie jest dobry pomysł. Sama wiesz.
- Tak .. wiem – usłyszałam, że westchnęła – Nie będę Wam przeszkadzać. Pa – rozłączyła się.
- Chciała, żebyśmy przyjechali na obiad.
- Próbuje nas zjednać. Szkoda, że to nie jest takie proste.
- Teraz pewnie żałujesz, że powiedziałeś o tym wszystkim – stwierdziłam.
- Wcale … poczułem ulgę. Już od dawna chciałem im o tym powiedzieć, ale nie miałem dość odwagi – spędziliśmy razem czas do wieczora, a potem odwiózł mnie do domu. Nie chciałam się z nim rozstawać. Ale nie było wyboru. Przynajmniej dopóki nie znajdzie domu i nie zamieszkamy razem. Już się nie mogłam tego doczekać.
Kilka dni później. Ojciec miał siedzieć do wieczora w pracy, więc zaprosiłam Michaela do mnie. Mama się od razu zgodziła. Powiedział, że wyjdzie szybciej ze studia i przyjedzie. Nie mogłam się doczekać. Z wielką przyjemnością pomagałam mamie w kuchni. Gdy widziała mnie szczęśliwą, też się uśmiechała. Sytuacja w jakiej byliśmy nie była najlepsza, ale wystarczało nam to, że mamy siebie. Ojciec z czasem zrozumie, że się kochamy, a do tego czasu, nie zamierzałam niszczyć tego co mamy.
- Podasz mi mleko z lodówki? - zapytała. Podeszłam i wyciągnęłam je. Nagle znowu poczułam się źle. Tak samo jak w hotelu. Zdążyłam odstawić mleko na blat i podparłam się na nim – Co się dzieje? - podeszła do mnie.
- Słabo mi.
- Usiądź – pomogła mi dojść do krzeseł – Od dawna tak masz?
- Nie … drugi raz.
- Rose … czy Ty przypadkiem nie jesteś … w ciąży? - spojrzałam się na nią z zaskoczeniem.
- Co? Nie, nie jestem.
- Jesteś pewna? Wcześniej nie miałaś takich dolegliwości.
- Proszę Cię … kręci mi się w głowie i już Ci powiedziałam, że nie jestem – trzymałam się za głowę. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć. Nie wstawaj.

Musiałem zacząć pracować nad nową płytą. Miałem dużo czasu, ale jestem pewien, że nie wszystko pójdzie po mojej myśli i będą potrzebne poprawki. Dzisiaj razem z Q zajęliśmy się samą melodią. Szło nam całkiem dobrze. Do czasu. Josepha nie widziałem od tamtego dnia. Byłem zdziwiony, że jeszcze mnie nie pobił. Chociaż teraz by się bał. Miałem nadzieję, że się nie dowiedział. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła 14.
- Nie będziesz zły jeżeli na dzisiaj skończymy?
- Pewnie, że nie. Jedź do niej – puścił mi oczko.
- Skąd wiesz?
- Hehe bo jeździsz pomiędzy studiem, a jej domem.
- Tak .. to prawda, ale nic na to nie poradzę.
- I nawet nie próbuj. No uciekaj już.
- Dzięki – uśmiechnąłem się i pożegnałem. Szedłem przez korytarz do windy. Na mojej drodze stanął Pan Baker. Chciałem Go wyminąć.
- Zaczekaj – zatrzymałem się – Musimy porozmawiać. Chodźmy do gabinetu – poszedłem na zanim. Miałem nadzieję, że w końcu zrozumiał i chcę to wyjaśnić, ale tego co po chwili usłyszałem się nie spodziewałem. Zamknął za nami drzwi – Pewnie wiesz o czym chcę porozmawiać.
- Domyślam się.
- Nie będę owijał w bawełnę. Chcę, żebyś to zakończył.
- Słucham?
- Masz zerwać z Rose. Najlepiej jeszcze dzisiaj.
- Przykro mi … nie zrobię tego.
- Słuchaj mnie – zbliżył się do mnie – To nie jest prośba. Ile chcesz? Zapłacę Ci ile chcesz, ale skończ te gierki z moją córką.
- Pan nie wie co mówi. Kocham Rose i nie chcę Pana pieniędzy. To mój ojciec chciał Pana wykorzystać .. nie ja. Jestem z Rose bo ją kocham.
- Jej możesz gadać takie kłamstwa, ale ja wiem swoje. Mówię po raz ostatni … zerwij z Rose.
- A ja mówię po raz ostatni, że tego nie zrobię! Jeżeli będzie Pan próbował nas rozdzielić … uciekniemy i już nigdy Pan nie zobaczy Rose.
- Grozisz mi?
- Nie … mówię co zrobię i może być Pan pewien, że to nie są puste słowa. Do widzenia – wyszedłem. Byłem wściekły. Jak On mógł mi zaproponować coś takiego? Niczym nie różnił się od Josepha. Dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Zjechałem windą do parkingu i pojechałem do Rose. Powinna wiedzieć co chciał zrobić jej ojciec. Jednak nie chciałem, żeby jeszcze bardziej Go znienawidziła. Nie wiedziałem jeszcze co zrobię. Nacisnąłem guzik dzwonka drzwi. Otworzyła mi Pani Baker – Dzień dobry – uśmiechnąłem się.
- Witaj .. wejdź. Rose jest w kuchni, ale …
- Coś się stało? - przestraszyłem się.
- Źle się poczuła.
- Znowu? - wszedłem szybkim krokiem do kuchni. Rose siedziała na krzesełku z opuszczoną głową – Kochanie – podszedłem do niej.
- Mike – słabo się uśmiechnęła – Jesteś już.
- Tak jak obiecałem – ukucnąłem przy niej – Co się stało?
- Nic takiego … trochę zakręciło mi się w głowie, ale już jest lepiej.
- Akurat … zaniosę ją do pokoju – powiedziałem w stronę mamy Rose.
- Dobrze – wziąłem Rose na ręce i zaniosłem ją do jej pokoju. Położyłem na łóżku i usiadłem przy niej.
- Kotku co się dzieje? - zapytałem i pogłaskałem ją po włosach.
- Nic … zrobiło mi się słabo … to wszystko.
- Ale to już drugi raz .. martwię się o Ciebie.
- Niepotrzebnie, a jak tam w pracy?
- Nie zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam – westchnęła – Nic mi nie jest … może to przemęczenie albo stres. Przejdzie samo.
- Powinnaś iść do lekarza.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Proszę Cię … jeżeli nie chcesz dla siebie, to zrób to dla mnie … żebym był spokojny – patrzyła się przez chwilę na mnie.
- No dobrze … jutro pójdę do lekarza.
- Dziękuje – milczałem przez chwilę bo nad czymś myślałem. Miałem pewne podejrzenia.
- Mike? - ocknąłem się – Nad czym tak intensywnie myślisz?
- A tak jakoś .. - nie byłem pewien, ale postanowiłem ją o to spytać – Nie masz żadnych podejrzeń?
- W jakiej sprawie?
- W swoim złym samopoczuciu … bo …. nie myślałaś, że …. jesteś … w ciąży?
- Czy Wy się na mnie zmówiliście? Mama też się mnie o to zapytała.
- Naprawdę?
- Tak …. - nagle drzwi się otworzyły i zobaczyłem w nich wściekłego ojca Rose.
- Jesteś w ciąży?! Z NIM?! - wskazał na mnie palcem. Było jasne, że podsłuchiwał.
- Oczywiście, że nie z nim, tylko ze świętym mikołajem, który wszedł do naszego domu przez komin przed świętami.
- Nie żartuj sobie!
- Bo co? - widziałem jak Rose zaczyna się denerwować – W ogóle to jakim prawem wchodzisz do mojego pokoju bez pukania?
- W swoim domu mogę robić co mi się podoba – Rose się zaśmiała, a mi się wydawało, że słyszę Josepha.
- Mike .. przedstawiam Ci kopię Josepha – powiedziała Rose.
- Nie porównuj mnie do niego! - powiedział przez zęby.
- Czemu nie? Zachowujesz się dokładnie tak jak On i tak samo gadasz.
- Jesteś w ciąży, czy nie?!
- To nie twoja sprawa!
- Richard! Co Ty wyprawiasz?! - mama podeszła – Daj im spokój.
- Nic z tego! On ma się wynosić z mojego domu! Zapomniałeś co Ci powiedziałem?! - Rose się na mnie spojrzała. No i się wydało.
- A ja Ci każe się natychmiast uspokoić! Rose nie czuje się najlepiej, a Ty ją jeszcze denerwujesz.
- Wszystko przez niego! - znowu wskazał na mnie palcem – Masz opuścić mój dom zanim nie stracę panowania nad sobą!
- Pan też chyba zapomniał co mówiłem! - zdenerwowałem się – Nie zrezygnuje z Rose. Nigdy! Nie obchodzi mnie Pańskie zdanie na mój temat. Nie musi Pan mnie lubić, ale będziemy ze sobą, czy się Panu to podoba, czy nie! Popełniałem błędy .. tak. Ale nikt nie jest święty. Jeżeli teraz wyjdę, to razem z Rose i już nigdy nas Pan nie zobaczy.
- Nie masz prawa …
- To Pan nie ma prawa mówić jej z kim ma się spotykać. Jesteśmy dorośli i się kochamy.
- Daj im już święty spokój! - powiedziała zdenerwowana Pani Baker. Złapała Go za ramię i pociągnęła za sobą. Zamknęła drzwi. Spojrzałem na Rose. Płakała, nie chciałem tego.
- Skarbie – przytuliłem ją – Nie płacz.
- Dlaczego wszystko się zawsze musi spieprzyć? Gdy między nami znowu się układa, to teraz ojciec się do nas przyczepił. Mam już tego dość.
- Wiem kochanie. Ja też, ale poradzimy sobie.
- Co od Ciebie chciał? - musiałem jej powiedzieć. Nie było odwrotu.
- Chciał mi zapłacić za zerwanie z Tobą.
- Co? - aż się podniosła.
- Ja też byłem w szoku, ale po tym co mu powiedziałem, myślałem, że da nam spokój.
- Co mu powiedziałeś?
- Jeżeli będzie nas próbował rozdzielić, to uciekniemy i już nigdy Cię nie zobaczy.
- Naprawdę tak mu powiedziałeś?
- Tak … co w tym dziwnego?
- Inny by się nie odważył.
- Ale ja nie jestem inny i Cię kocham. Nie pozwolę nas rozdzielić … umarł bym bez Ciebie.
- A ja bez Ciebie – pocałowałem ją.
- Ale nie odpowiedziałaś mi …. jesteś w ciąży?
- Nie … to znaczy … tak mi się wydaje ….. ale na pewno nie jestem – wyglądała jak by się tym denerwowała.
- Yhym …
- Czemu stale o to pytasz?
- Bo chyba mam prawo wiedzieć, prawda?
- Tak, ale … nie martw się .. na pewno nie jestem – posmutniała.
- Hej .. co jest? Dlaczego tak powiedziałaś?
- Bo ja wiem, że to nie jest odpowiedni czas na dziecko … dla Ciebie.
- Dla mnie? Nie rozumiem.
- Masz karierę …
- A co to ma do rzeczy? Za parę lat też będę miał karierę i to nie oznacza, że nie będę chciał mieć rodziny.
- Wiem …
- Więc nie mów głupstw. Pamiętaj, że nie obrażę się jeżeli okaże się, że będziemy mieli takiego małego brzdąca – zaśmiała się.
- Dobrze wiedzieć, ale czuje, że jednak nie jestem w ciąży – spojrzała się na mnie – Naprawdę byś ze mną uciekł?
- Tak i nie dziw się tak.
- Po prostu … nie sądziłam, że istnieją jeszcze tacy faceci.
- Czuję się wyróżniony – uniosłem do góry brodę. Rozbawiło ją to. Wtuliła się we mnie – Lepiej się czujesz?
- Tak.
- Całe szczęście – ktoś zapukał do drzwi.
- Kto tam? - zapytała Rose.
- To ja, Sally.
- Wejdź.
- Cześć – weszła i zamknęła za sobą drzwi. Przywitaliśmy się z nią – Dlaczego leżysz? Co się stało? - usiadła po drugiej stronie łóżka.
- Słabo się poczułam, ale już przeszło.
- Drugi raz – wtrąciłem się.
- To niedobrze. Byłaś u lekarza?
- Nie .. jutro idę.
- Domyślałaś się od czego możesz tak się czuć?
- Dobrze wiedzieć, że wszyscy podejrzewacie mnie o ciąże – wywróciła oczami – Ale powtarzam Wam, że nie jestem.
- Nie denerwuj się – poprosiłem.
- A zmieniając temat, to co się dzieje w tym domu? Twój ojciec jest wściekły, a mama smutna – Rose westchnęła.
- Mike możesz powiedzieć za mnie?
- Oczywiście – zacząłem Sally wszystko po kolei opowiadać – No i pomimo protestów ojca Rose, nie wyszedłem.
- I bardzo dobrze – podsumowała – Nie spodziewałam się tego po nim.
- Już zapomniałaś jaki był, gdy działa mi się jakaś krzywda?
- Pamiętam i trochę Go rozumiem, ale On przesadza.
- Też tak uważam.
- Mike .. co zamierzasz z tym zrobić?
- A co ja mogę? Nikogo nie będę przekonywał do swojej osoby. Może z czasem wszystko wróci do normy.
- Widać, że nie znasz ojca Rose. Jeżeli chodzi o jego małą córeczkę, to zachowuję się jak obrońca. Wiem co mówię.
- Trudno … nie zrezygnuje z Rose. Nie musi mnie akceptować … najważniejsze, żeby Rose chciała ze mną nadal być. Nic innego mnie nie obchodzi – spojrzałem się na swoją ukochaną, a Ona na mnie.
- Miło na Was patrzeć. Ciekawa, czy ja będę miała takie szczęście do faceta jak Ty, Rose.
- A właśnie jak tam Randy? - zapytała.
- Nie rozumiem. Odwiózł mnie, tylko do domu.
- I nie umówiliście się na randkę?
- Nieee … niby, dlaczego mielibyśmy?
- No wiesz …. widziałem jak na Ciebie patrzył ostatnio – dołączyłem się do rozmowy.
- Po prostu zawiózł mnie do domu i tyle. Nie chciał mojego numeru, ani nie zapytał się, czy się z Nim spotkam, więc wydawało Ci się.
- Wcale nie. Jest nieśmiały tak jak ja.
- Ty jesteś nieśmiały? - zapytała się Rose i spojrzała się na mnie – Nie zauważyłam.
- Ale tak jest.
- Trudno … ja nie będę robiła pierwszego kroku.
- Mamy Cię! Czyli podoba Ci się?
- Yyy .. to znaczy …
- Dobra dobra, a już zapomniałaś co mówiłaś na temat Michaela, gdy nie chciałam z nim się spotkać albo zrobić pierwszy krok jak przez parę dni się nie odzywał?
- Nooo …
- Więc Tobie też korona nie spadnie jeżeli zaproponujesz spotkanie.
- Rose ma rację.
- Ty jakoś sam latałeś za Rose.
- Ja to co innego. Jestem nieśmiały, ale przy Rose … zapominam o tym i powiem Ci w tajemnicy, że Randy nigdy nie miał dziewczyny. Nie wie jak zacząć.
- Serio?
- Tak … jak chcesz to z nim pogadam na ten temat, ale muszę mieć twoją zgodę na podanie twojego numeru telefonu.
- No dobrze, ale nie mów, że ze mną o tym rozmawiałeś.
- Spoko .. wiem co robię.
- Jestem zazdrosna – powiedziała Rose.
- O co?
- Szykujecie spisek beze mnie – wszyscy się roześmialiśmy.
- Tak dokładnie mówiąc, to Michael szykuje.
- Też prawda. Chcę usiąść.
- Pomogę Ci – pomogłem Rose usiąść na łóżku – Wszystko dobrze?
- Tak i przestań się mnie pytać co chwilę – zaśmiała się. Po chwili usłyszeliśmy kłótnie rodziców Rose. Posmutniała. Wstała i stanęła przed drzwiami od balkonu.
- Rose? - chciałem do niej podejść.
- Chcę przez chwilę pobyć sama – wyszła na balkon i zamknęła za sobą drzwiczki. Sally została ze mną w pokoju. Dużo myśli przechodziło przez moją głowę. Kochałem ją i chciałem z nią być, ale nie mogłem być takim egoistą. Nie chciałem, żeby miała złe relacje z ojcem i była smutna z tego powodu.
- Powinienem coś zrobić.
- Co masz na myśli? - usiadła bliżej.
- Ona sobie z tym nie radzi, a ja nie chcę, żeby była w takim stanie … to wszystko przeze mnie …. może powinienem faktycznie odejść …
- Przestań! - potrząsnęła mną – Nawet tak nie myśl … kochasz ją? … kochasz?
- Najbardziej na świecie.
- Więc nie wygaduj takich głupstw. Rose teraz cierpi, ale będzie jeszcze bardziej, gdy ją zostawisz. Już od bardzo dawna nie widziałam ją taką szczęśliwą odkąd jest z Tobą. Nie zniszcz tego. Tak długo starałeś się o jej względy i teraz chcesz to zaprzepaścić?
- Nie chcę.
- No właśnie …. jesteście dla siebie stworzeni. Widzę to i inni też to widzą. Nie potrzebne jest Wam pozwolenie ojca Rose.
- Wiem, że masz rację.
- Jak zawsze – uśmiechnęła się – Pójdę do niej – wyszła na balkon. Zostałem sam w pokoju. Sally miała racje. Ale moje serce krwawiło, gdy widziałem ją taką smutną, a nie powinno tak być. Drzwi pokoju się otworzyły i wszedł Pan Baker. Spojrzał się w stronę balkonu.
- I po co to robisz? - zbliżał się do mnie. Wstałem – Sam widzisz, że doprowadzasz ją do łez. Lubisz patrzeć jak cierpi?
- To nie przeze mnie płacze.
- A przez kogo? Może przeze mnie? - nie odpowiedziałem. Nie chciałem się z nin kłócić – Jeżeli teraz to zakończysz, to nie będzie tak cierpiała. Ale jest mały problem. Może być w ciąży, ale na to też się znajdzie rozwiązanie – zagotowało się we mnie.
- Tak? A jakie?
- Najpierw się dowiedzmy, czy jest, a potem zrobi się co trzeba. Oczywiście Ty nie będziesz brał w tym udziału – naprawdę mało brakowało, a bym mu przywalił za te słowa.
- Pan nie ma nic do powiedzenia.
- Jeszcze się zdziwisz.
- To Pan się zdziwi – stanął ze mną twarzą w twarz. Drzwi od balkonu się otworzyły i do pokoju wróciły dziewczyny.
- Co Ty robisz? - zapytała się Rose – Wyjdź stąd! Przestań Go nachodzić! - podeszła do mnie i się przytuliła.
- Wyjdę, ale chcę widzieć wyniki USG – zażądał.
- Chyba śnisz.
- To Ty żyjesz w marzeniach. Mam już dla Ciebie plan na wypadek, gdybyś była.
- Nie zgadzam się! Nie będziesz mi układał życia!
- Jeszcze zobaczymy – wyszedł i trzasnął drzwiami. Rose zaczęła płakać i się do mnie jeszcze bardziej przytuliła. Objąłem ją tak mocno jak tylko mogłem. Nie mogłem uwierzyć, że te słowa padły z jego ust.
- O jakim planie On mówił?
- Nie mam pojęcia, ale nie uda mu się to. Nie pozwolę mu. Przysięgam.
- Właśnie gdzieś pojechał – powiedziała Sally, stojąc przy oknie.
- I niech nie wraca.
- W razie czego … wyjedziemy – powiedziałem – I nas nie znajdzie – posiedziałem u Rose do 21. Najchętniej bym z nią został, ale wolałem nie wkurzać jeszcze bardziej jej ojca. Sally powiedziała, że zostanie dzisiaj na noc u Rose. Jutro miałem ją zawieźć do lekarza. Martwiłem się o nią. Pojechałem do domu. Byłem zmęczony tym wszystkim. Dobrze, że Josepha nie było, ale dziwiłem się, że jeszcze się o wszystkim nie dowiedział. Poszedłem do swojego pokoju i walnąłem się na łóżko. Drzwi otworzyły się z hukiem aż się zerwałem z łóżka.
- Mamy do pogadania – to był Joseph. Wiedziałem, że już o wszystkim wie.
- Nie mam ochoty.
- Gówno mnie to obchodzi! Oszukałeś mnie!
- Co Ty gadasz? Przecież pojechałem do niej jak kazałeś.
- Ale do niczego nie doszło! Pojechałeś, żeby ją przelecieć, a nie na pogawędkę!
- Myślisz, że nie wiem o co Ci tak naprawdę chodziło? Ta dziewczyna była niepełnoletnia!
- I co z tego? Jej ojczulek wiedział o tym. Byłeś nieposłuszny, więc wiesz co się stanie.
- Nic z tego. Wszystko powiedziałem ojcu Rose … o tym całym twoim planie.
- Co Ty powiesz – skrzyżował ręce na torsie – Nie martw się … mam plan awaryjny.
- Tylko spróbuj się do niej zbliżyć! - wyszedł, śmiejąc się. Usłyszałem, że odpalił samochód i gdzieś pojechał. Od razu wybiegłem z domu i podjechałem pod dom Rose. Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy i obserwowałem. Dochodził 24, a jego nadal nie było. Oczy mi się same zamykały, ale nie mogłem stąd odjechać. Zadzwoniłem po Toma, jednego z moich ochroniarzy. Przyjechał po 15 minutach. Wysiadłem.
- Co jest szefie? - zapytał.
- Mam dla Ciebie zadanie .. bardzo ważne. W tym domu mieszka moja dziewczyna – wskazałem palcem na dom – Masz ją pilnować 24 godziny na dobę do odwołania, rozumiesz?
- Tak, ale po co? Ona o tym wie?
- Nie wie i nie chcę, żeby się dowiedziała. Mam swoje powody. Gdybyś zobaczył samochód mojego ojca albo coś innego podejrzanego, to od razu do mnie dzwoń. Masz jej zdjęcie – dałem mu.
- No no … ma szef gust .. muszę przyznać.
- Hej! Nie pozwalaj sobie. Pamiętaj po co tutaj jesteś i nie schrzań tego. Niech Rob Cię zastąpi, gdy będzie potrzeba i wszystko mu wyjaśnij. Mam nadzieję, że nie zaśniesz.
- Nie ma opcji. Mam dużo kawę ze sobą.
- To dobrze. Jadę do domu, a Ty pamiętaj … dzwoń w razie czego.
- Ok – wróciłem do domu. Wziąłem prysznic i się położyłem. Przez cały czas myślałem o tej sytuacji. Nie pozwolę jej skrzywdzić. Telefon zaczął dzwonić. Odebrałem.
- Tak?
- To ja – zdziwiłem się, że o tej godzinie Rose jeszcze nie śpi – Nie obudziłam Cię?
- Nie .. nie mogę spać. Coś się stało, że dzwonisz o tej porze?
- Nie, ale też nie mogę zasnąć. Sally już dawno usnęła. Myślę nad słowami mojego ojca. Co On miał na myśli?
- Nawet nie chcę o tym myśleć, ale na pewno nic dobrego. Nie martw się kochanie. Nie pozwolę mu na to. Jeżeli nadal będzie to robił, to … zabiorę Cię i uciekniemy. Tak jak mówiłem.
- Myślałam, że żartowałeś.
- Nigdy nie żartuje jeżeli chodzi o Ciebie. Spróbuj zasnąć. Jutro rano musimy jechać do lekarza.
- Musimy?
- Tak i bez gadania. Trzeba sprawdzić, dlaczego prawie zemdlałaś. To nie są żarty.
- Wiem, ale nie lubię lekarzy i szpitali.
- A kto lubi … ja też nie lubię, ale jak trzeba, to trzeba. Idź już spać, dobrze?
- Spróbuje … Ty też. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. Będę o 8.

- Dobrze – odłożyłem telefon na szafkę nocną. Godzinie się męczyłem zanim usnąłem.

19 komentarzy:

  1. Normalnie gdy czytałam co ojciec Rose wyprawiał to cud, że jeszcze mam komputer w całości. Normalnie drugi Joseph. Czy jej ojciec gdy mówił o tym rozwiązaniu jeśli ona byłaby w ciąży to jest... jej usunięcie? Najpierw ciśnienie podniosło mi się przez jej ojca, ale jak Joseph wkroczył do akcji to już myślałam, że normalnie padnę trupem tam gdzie siedzę. Błagam, niech Joseph nie zrobi nic Rose. Ani niech nie sprawi, że ona dowie się o spotkaniu Michaela z Alice. Rozdział naprawdę świetny. Mnie prawie cały czas trzymał w napięciu. Już czekam na nowy :)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś bardzo samokrytyczna. Ta notka jest TAKA SOBIE??? No nie, ona jest super! Aż się popłakałam gdy ojciec Rose mówił o rozwiązaniu "tej sprawy". Mogłabym go zabić w tej chwili. Faktycznie są siebie warci z Josephem. Aha! jeszcze jedno: Tak mi przyszło do głowy żeby Może Mike powiedział Rose o tych schadzkach i co mu Joseph każe robić. Lepiej chyba żeby dowiedziała się od niego niż....i niech lepiej zrobi to jak najszybciej, tym bardziej gdy się okaże że Rose jest w ciąży! Bo oni NIE MOGĄ się rozstać!!!!! Jeszcze raz Ci powiem- NOTKA SUUUPER !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z moją przedmówczynią. Notka jest genialna, a nie TAKA SOBIE! Uświadom sobie wreszcie, że potrafisz bardzo ładnie i ciekawie pisać. Pełno akcji, dużo wydarzeń, nie jeden by chciał umieć tak wszystko opisywać. Martwię się tym, co reprezentuje sobą ojciec Rose i o to, co robi Joseph. Może Mike powinien powiedzieć o Alice Rose, bo potem może z tego wyjść z tego niezłe zamieszanie...Swoją drogą, ciekawe skąd dowiedział się Joseph...
    Pozdram. Martuś.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, ciąża?! W takich okolicznościach?! :o OMG! ^^ Czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jenn kobieto Co ty pitolisz "taka sobie" częśc jest niesamowita / zresztą jak każda poprzednia ..:D / i od początku do końca trzyma w napięciu.ciśnieni to mi chyba do 200 skoczyło jak czytałam co ci dwaj pajace odstawiają no..:roll: Biedne "dzieciaki" że tak się wyrażę.. :( Tak to jest jak sie ma beznadziejnych rodziców...:roll: Co do Alice to fakt Michael powinien od początku powiedziec ros co jest grane , bo z tego może wyniknąc niezła afera.. a swoja drogą to perfidnośc papcia jest okrutna.. :[ :[ co do zasłabnięc Rose to ja mam nadziej że to jednak ciąża a nie to o czym myśle by było straszne..... i też mam nadzieje ze ci dwaj pajace się opamiętają i oby nie było za późno... Jenn pisz kolejna częśc .czekam :DD

    buziaki :* ;* ;*
    Dzwoneczek :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli notka genialna, super, zajebista i nie samowita jest taka sobie to ja jestem Brad Pitt :D Mam nadzieje, że ojcec Rose tylko się tak droczy. Powiem szczerze najchętniej wlazłbym do tego opowiadania i dałbym mu i Josephowi po mordach. Kurde pan szlag trafił dobre maniery x2 sie znalazł. Dobra oczywiście czekam na nn.
    Mike

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej! Ta notka wcale nie jest taka sobie. Ona jest świetna!
    Gdy czytałam, to myślałam, że ja bym chyba na miejscu Rose rozszarpała jej ojca własnymi rękoma. Josepha też. Albo po prostu jestem taka znerwicowana. :D Co do tych podejrzeń o ciążę, to mam taką cichą nadzieję, że jednak zajdzie, bo to by było genialnie, gdyby mieli takiego, małego berbecia. :D Ach no i niech Michael jak najszybciej kupi jakiś dom i niech razem uciekną, bo te ciągłe napięcie będzie źle wpływać na Rose.
    No i tak na koniec, szybciuteńko chciałabym Cię zaprosić do mnie na nową notkę. :)
    Pozdrawiam- Kinga

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG! Genialna notka, ta notka jest niesamowita jak wszystkie ktore piszesz. TA NOTKA NIE WYSZLA MI NAJLEPIEJ! Chyba sobie zartujesz dziewczyno jestes genialna i sama o tym napewno wiesz masz niesamowity talent, ktory potrafisz i swietnie wykozystujesz. A jak czytalam to co mowil ojciec Rose i Johsep to myslalam ze wskocze zaraz sama do tego opowiadania i ich pobije. Bylo by super gdyby Rose byla w ciazy, ale z drugiej strony boje sie ze jak sie dowie o Alice to Rose moze sobie pomyslec ze Michael nadal to robi bo sie boi Josepha i boje cie ze sie pokluca. Prosze niech Mike niema juz takich glupich pomyslow zeby zostawic Rose ona teraz bardzo go potrzebuje. Mam nadzieje ze wszystko sie ulozy.
    Ps.czekam z niecierpliwoscia na kolejna notke. Pozdrawiam Michaelowa :)

    OdpowiedzUsuń
  9. na http://mine-sweet-secret.blogspot.com/
    nn

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo się cieszę, że znalazłam tego bloga. Przeczytałam wszystkie notki i uważam, że twoje opowiadanie jest najlepszym jakie do tej pory czytałam. Piszesz po prostu genialnie. Już nie mogę się doczekać następnej części.

    Raven0908

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale ty masz niską samoocene xp ta notka jest wspaniała tak ja pozostałe ;D Nie spodziewałam sie takiej strasznej reakcji po ojcu Rose, on sie zgadał z Josephem czy co? Fajnie by było gdyby Rose była w ciąży z Michaelem i razem uciekli a potem zaręczyli! *.* ale super!!! �� normalnie nie mogę juz sie doczekać następnej notki i mam nadzieje ze Joseph nic złego nie zrobi Rose... Ale może dasz trochę dreszczyku emocji i poniesie cię fantazja ���� normalnie genialna jesteś!!!! Zuzia

    OdpowiedzUsuń
  12. cudowna notka! Co ty gadasz :D kocham te napięcia a jak nadchodzi sobota to odrazu myśl w głowie "Jeeej dzisiaj kolejna notka" < wiem to nienormalne ale pięknie piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, mi teraz sobota kojarzy się ze sprzątaniem domu i zaglądaniem na Twojego bloga w poszukiwaniu nowych części.

      Usuń
  13. Przepraszam, że tak dawno mnie tu nie było.
    Rozdział super, tylko ci ojcowie... boże nic tylko skopać porządnie.
    Poprzedni rozdział był genialny, bardzo pobudzający wyobraźnię :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. HA! Alleluja, skończyłam wreszcie!!

    Jenn, to jest NIESAMOWITE. Normalnie uzależnia. Poważnie. Raz przepadłam przy Twoim powiadaniu na dobre 4 godziny bez przerwy ;) Uwielbiam Twojego bloga. Dialogi są zajebiste. raz umieram ze śmiechu, raz chce mi się płakać... Szaleństwo. Gratulacje, zdobyłaś kolejną fankę ;D Pozdrówka ;*****
    Panda

    OdpowiedzUsuń
  15. Boziu nie skomentowałam! O.O
    Notka świetna jak każda. Mam nadzieję że Joseph nic nie zrobi Rose. Martwię się co to będzie. Dawaj nową szybko bo nie wytrzymam! :)
    U mnie nn ;) Mam nadzieję że będziesz zadowolona :)
    Jacksonka xD

    OdpowiedzUsuń
  16. http://mickey-and-cece-love-story.blogspot.com/
    zapraszam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  17. Zapraszam na krótki i beznadziejny( jak według mnie) rozdział na http://thejacksonsanamericandream.blog.pl/
    Mike

    OdpowiedzUsuń
  18. Jenn, jeśli to ma być "taka sobie" notka to ja jestem Papież.
    Ten dcinek jest genialny i super trzyma w napięciu. Nie waż się nigdy pisać o nowych częściach, że są "takie sobie" bo Cię normalnie tyknę i będziesz tyknięta :P
    Chcesz tego...? Chcesz...? :lol: :lol: xD

    A teraz trochę pokomentuję :P
    Sory, że moje komentarze nie są jak inne, ale po prostu kocham szczegóły i nic na to nie poradzę :P

    „Myślałam, że chcę wytrzeć, ale zamiast tego, pobrudził mnie keczupem – Osz ty! - zaczął się śmiać jak opętany. Wzięłam swój keczup i też Go pobrudziłam. Wojny nie było by końca, ale keczup nam się skończył, a nasze twarze wyglądały jak by zostały zmasakrowane przez jakiegoś bandytę”

    - hahahaha, i dać tu dzieciom pizze… To zamiast zjeść, ketchup znajdzie się wszędzie tylko nie na pizzy :DD Aż sobie to wyobraziłam :D

    „Nagle znowu poczułam się źle. Tak samo jak w hotelu. Zdążyłam odstawić mleko na blat i podparłam się na nim”

    - hmmm…. Dziwne… Już drugi raz… I to akurat po tej nocy w hotelu… Ciekawe co dolega Rose… Choć tylko jedna myśl mi chodzi po głowie… :P


    „- Nie będę owijał w bawełnę. Chcę, żebyś to zakończył.”

    - no chyba sobie żartuje…. Tego się nie spodziewałam po nim…. Jak on wgl tak może… Kurde… Wkurza mnie jego zachowanie… Dokładnie jak piszą tu inne osoby – kopia Josepha…. :roll:

    „- A ja mówię po raz ostatni, że tego nie zrobię! Jeżeli będzie Pan próbował nas rozdzielić … uciekniemy i już nigdy Pan nie zobaczy Rose.”

    - no powiem szczerze, że to nie jest głupi pomysł… W tym momencie to byłoby najlepsze rozwiązanie… Ale znowuż byłoby głupio uciec i żyć z ojcem w nienawiści…. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży jakoś…

    „- W swoim złym samopoczuciu … bo …. nie myślałaś, że …. jesteś … w ciąży?”

    - hehehe, chyba wszyscy tak myślą :P W tym ja :P :D No ciekawe :P Chciałabym by się okazało, że jednak Rose jest w ciąży z Michaelem :)

    „- Tak … jak chcesz to z nim pogadam na ten temat, ale muszę mieć twoją zgodę na podanie twojego numeru telefonu.
    - No dobrze, ale nie mów, że ze mną o tym rozmawiałeś.”

    - no no :) Zapowiada się nowe love story między Sally, a Randy :) hihi :)


    „- Więc nie wygaduj takich głupstw. Rose teraz cierpi, ale będzie jeszcze bardziej, gdy ją zostawisz. Już od bardzo dawna nie widziałam ją taką szczęśliwą odkąd jest z Tobą. Nie zniszcz tego. Tak długo starałeś się o jej względy i teraz chcesz to zaprzepaścić?”

    - jak to dobrze, że na tym świecie jeszcze istnieje ktoś taki jak Sally. Zawsze sprowadzi na dobrą drogę myślenia.. Przynajmniej Michael niczego głupiego nie zrobi :P I tak by pewnie nie zrobił :P Ale myślałby głupio pewnie :P

    „Może być w ciąży, ale na to też się znajdzie rozwiązanie”

    - o.O’ Nie wierzę, że to powiedział…. Ojciec Rose? Nie wiedziałam, że jest w stanie posunąć się tak daleko…. :(

    * No i teraz jeszcze ta sprawa z Josephem.. Kurna... Że też musiał się dowiedzieć akurat teraz jak się schszaniło z ojcem Rose... Zmowa jakaśczy co?
    żeby tylko Rose Joe nie powiedział o tej sprawie... Wgl Michael już dawno
    powinien to powiedzieć Rose... Powinien to wyrzucić z siebie to byłoby o wiele prościej... A tak to teraz się boję, że coś się może stać... Że znów wyniknie jakaś niepotrzebna kłótnia... :(

    Jenn,kobitko. Super piszesz :) Notka genialna :)

    Pozdrawiam, BAD25

    OdpowiedzUsuń