Widzę, że nie spodobało Wam się, to co napisałam o poprzedniej notce. Tak, to już jest jak ktoś ma niską samoocenę. Ale najważniejsze, żeby Wam się podobało, prawda? I od razu mam do Was prośbę .... Nie zabijcie mnie za tą część. Tak musiało się stać.
Koniec tego gadania ;) Zapraszam do czytania i komentowania ;)
******************************************************
Ubrana czekałam na Michaela. Już od 6
rano nie mogłam spać. Stresowałam się wynikiem i mama to
zauważyła. Nawet śniadania nie byłam w stanie przełknąć.
Ojciec stale się kręcił. Jak by na coś czekał. Za 10 minut miał
przyjechać Mike.
- Jedziemy – powiedział do mnie.
- Słucham? Niby gdzie?
- Do lekarza.
- Jadę z Michaelem, a nie z Tobą.
- On nie jest nam potrzebny. Czekam w
samochodzie – chciał już wyjść.
- To sobie czekaj! Nigdzie z Tobą nie
pojadę! - wydarłam się. Mama i Sally wyszły z kuchni.
- Co się znowu dzieje? - zapytała się
mama.
- Nie chcę jechać do lekarza –
powiedział.
- Kłamiesz! Powiedziałam, że jadę,
ale z Michaelem!
- Weź jej może przetłumacz.
- A może Tobie powinnam coś wyjaśnić?
- podparła dłonie na biodrach. Sally do mnie podeszła.
- A co ja takiego robię?
- Przecież powiedziała, że jedzie z
Michaelem. Nie wtrącaj się do ich życia.
- No chyba sobie żartujesz! - podniósł
głos.
- Nie tym tonem! Uspokój się albo
masz się wyprowadzić. Wybieraj – patrzyłam się na mamę z
otwartą buzią. Sally nie była lepsza ode mnie.
- Co?
- To co słyszałeś … mam dosyć
twojego zachowania. Rose .. Michael już przyjechał – ojciec był
wściekły. Wyszedł z domu i trzasnął drzwiami. Podeszłam do
mamy.
- Dziękuje, że stanęłaś w mojej
obronie, ale mam nadzieję, że przez to nic się między wami nie
popsuje.
- Przecież to normalne, że matka
trzyma stronę swojego dziecka, a nami się nie przejmuj. Ojciec
sobie wszystko przemyśli i zobaczymy co będzie dalej. I daj mi
znać, czy zostanę babcią.
- A ja ciocią – odezwała się
Sally. Zaśmiałam się.
- Dobra .. lecę. Pa – Mike już
czekał przy samochodzie. Uśmiechnął się szeroko.
- Witaj kochanie.
- Cześć.
- Jak się czujesz?
- Dobrze … naprawdę musimy jechać?
- zrobiłam proszącą minkę.
- Tak i bez gadania – otworzył mi
drzwi. Wsiadłam. Po chwili siedział na miejscu kierowcy – A gdzie
buziak? - uśmiechnęłam się i Go pocałowałam – Od razu lepiej
– samochód ruszył – Co twój ojciec był taki wściekły?
- Widziałeś Go?
- Tak … myślałem, że wyszedł,
żeby mi przywalić – zaśmiał się.
- Gdy na Ciebie czekałam … oznajmił,
że jedzie ze mną do lekarza. Powiedziałam, że to z Tobą jadę,
ale nie spodobało mu się to i w ogóle mnie nie słuchał, to się
wydarłam … no i mama stanęła w mojej obronie. Powiedziała, że
ma się uspokoić albo wyprowadzić bo ma już tego dosyć.
- Widzę, że ostro było, ale dobrze,
że masz kogoś po swojej stronie.
- Tak, a u Ciebie?
- D-dobrze – zawahał się.
- O co chodzi? - spojrzał się na
mnie, a potem z powrotem na drogę. Wypuścił powietrze i zamierzał
powiedzieć. Wiedział, że i tak nie odpuszczę.
- Wczoraj miałem z Josephem małe
spięcie, ale skończyło się, tylko na słowach.
- I ma szczęście bo by miał ze mną
do czynienia – zaśmiał się.
- Denerwujesz się? - zamknął moją
dłoń w swojej.
- Trochę.
- Niepotrzebnie – dojechaliśmy do
szpitala. Zaparkował w podziemny parkingu. Chciałam wysiadać – A
Ty dokąd? Idę z Tobą – myślałam, że żartuje – Przebiorę
się i nikt mnie nie pozna – tak też zrobił i pojechaliśmy windą
na piętra, gdzie były gabinety lekarskie. Usiedliśmy na
krzesełkach i czekaliśmy na jakiego lekarza. Akurat trafiłam na
kobietę z czego się bardzo cieszyłam. Mike chciał wejść ze mną,
ale nie pozwoliła. Nie był zadowolony i usiadł z rezygnacją na
krzesełku. Wskazała mi krzesło, żebym usiadła i sama usiadła za
biurkiem.
- Więc co Panią do mnie sprowadza?
- Przyszłam bo .. zdarzyły mi się
zasłabnięcia – zaczęła wszystko notować.
- Ile ich było i kiedy ostatni?
- Wczoraj miałam drugi.
- Jakie objawy?
- Zawroty głowy i ogólne osłabienie.
- Nudności, wymioty albo omdlenia?
- Nie, ale miałam wrażenie jak bym
miała zaraz zemdleć.
- Rozumiem … chorowała Pani na coś
ostatnio?
- Nie … nawet nie miałam grypy.
- A kiedy robiła Pani pełne badania?
- Dawno … jakieś dwa lata temu.
- A wie Pani, że powinno się
przynajmniej raz w roku przebadać?
- Tak, ale nie widziałam takiej
potrzeby.
- Nie jest Pani wyjątkiem, ale zawsze
powtarzam to pacjentom. Lepiej zapobiegać niż leczyć – była
naprawdę miła i cały czas się uśmiechała – Współżyje Pani?
- Yyy … tak … na korytarzu właśnie
czeka mój chłopak, ale jakiś czas temu robiłam test ciążowy i
wynik był negatywny – wyjaśniłam bo wiedziałam do czego
zmierza.
- Testy nie dają 100% gwarancji.
Proszę o tym pamiętać. Dam Pani skierowanie na USG brzucha i
zobaczymy jaki będzie wynik – wypisała mi skierowanie i kazała
wrócić z wynikiem. Wyszłam na korytarz. Mike na mój widok wstał
na równe nogi.
- I co?
- Jeszcze nic nie wiadomo. Mam iść
zrobić USG i wrócić.
- To chodźmy – złapaliśmy się za
ręce i pojechaliśmy windą na piętro wyżej. Było duża kolejka.
Niektóre kobiety miały już spory brzuch, a po innych nie było
jeszcze nic widać. Widziałam uśmiech na ich twarzach, gdy gładziły
swoje brzuchy i ich szczęśliwych mężów. Zauważyłam, że
wchodzili razem z nimi. Poczułam ulgę bo Mike będzie mógł być
przy mnie. Czekanie strasznie się dłużyło. Po pewnym czasie
wyszło małżeństwo. Kobieta strasznie płakała. Patrzyłam się
na nią, a Mike na mnie. Wiedział, że mnie to dotknęło –
Wszystko będzie dobrze – objął mnie ramieniem. Przyszła kolej
na mnie. Strasznie się denerwowałam. Weszliśmy do gabinetu. Doktor
spojrzała się na nas. Dałam jej skierowanie.
- Jest Pan mężem? - zapytała.
- Chłopakiem – odpowiedział.
- Więc musi Pan wyjść –
powiedziała. Ta nie była miła.
- Ale inni byli obecni – powiedział.
- Gdybyście byli Państwo małżeństwem
to co innego, a tak proszę wyjść na korytarz – Mike spojrzał
się na mnie i wyszedł. Chciałam już powiedzieć, żeby nie
zostawiał mnie z tą nieprzyjemną babą, ale ugryzłam się w język
– Proszę się położyć na kozetce i podciągnąć bluzkę do
góry. Ja zaraz przyjdę – zrobiłam co mi kazała i czekałam.
Usiadła na krzesełku i włączyła aparaturę. Jej mina była
nieprzyjemna. Bez żadnego uprzedzenia polała żel na mój brzuch.
Lekko drgnęłam bo żel był zimny. Zaczęła mi jeździć po
brzuchu głowicą. Patrzyłam się w ekran, ale nic nie widziałam, a
Ona też mi nic nie mówiła. Z maszyny wydrukowała wynik – Proszę
się wytrzeć – dała mi papierowe ręczniki – I to wszystko –
położyła wynik obok i odeszła. Normalnie super mi wszystko
wyjaśniła. No co za babsko. Poprawiłam ubranie i wyszłam bez
żadnego ''do widzenia''. Mike siedział ze spuszczoną głową.
Podeszłam do niego i Go pogłaskałam. Dopiero się na mnie spojrzał
i wstał.
- Wiadomo coś?
- Nic … w ogóle nic mi nie
powiedziała, tylko dała wynik.
- Przyjemna .. nie ma co.
- Bardzo … chodźmy – wróciłam do
gabinetu doktor Collins. Mike też chciał, ale zatrzymała Go przy
drzwiach.
- Panie Jackson proszę zaczekać na
korytarzu – uśmiechnęła się, a Michaela zatkało. Ja też się
zdziwiłam, że Go rozpoznała.
- Skąd Pani wie? - zapytał.
- No cóż … czytam gazety –
puściła mi oczko – No już .. zaraz ją Panu oddam – zamknęła
drzwi – Jak tam wynik?
- Właśnie nie wiem – podałam jej
wynik. Patrzyła przez chwile na niego, a mi serce biło jak
oszalałe. Spojrzała się na mnie.
- Więc …. nie jest Pani w ciąży –
nie odpowiedziałam. Spuściłam głowę. Nie potrafię tego opisać
co wtedy czułam, ale gdzieś tam w głębi chciałam, żeby
powiedziała coś innego – Liczyła Pani na inny wynik, prawda?
- Tak – odpowiedziałam cicho.
- Jest jeszcze Pani młoda i ma mnóstwo
czasu.
- Wiem .. po prostu … jestem już
gotowa na dziecko. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Niektóre
kobiety w moim wieku nie chcą słyszeć o ciąży, ale ja jestem
inna.
- Pani instynkt macierzyński rozwinął
się szybciej niż u innych. To normalne. A wracając do Pani
samopoczucia i zasłabnięć, to musimy zrobić wszystkie badania.
Najlepiej niech zacznie Pani od poniedziałku i będzie z głowy.
Poza tym .. w tym tygodniu jest straszna kolejka do badań. Miejmy
nadzieję, że to nic poważnego – wypisała mi wszystkie badania,
które mam zrobić i kazał od razu do niej przyjść z wynikami.
Podziękowałam i wyszłam ze spuszczoną głową. Nawet nie
zauważyłam, że Mike stoi przede mną.
- Kochanie .. co się stało? - wziął
moją twarz w swoje dłonie. Spojrzałam się na niego.
- To nie ciąża – powiedziałam.
Przytulił mnie, a ja się powstrzymywałam, żeby się nie
rozpłakać.
- Na pewno nic Ci nie jest …
zobaczysz.
- W poniedziałek mam mieć badania.
- Przyjadę z Tobą – byliśmy w
drodze powrotnej. Napisałam sms-a do Mamy i Sally, że nie jestem.
Odpowiedź Sally mnie rozbawiła ''No to jak On się stara? Chyba
muszę sobie z nim porozmawiać''. Odpisałam, że nie ma takiej
potrzeby – Jesteś smutna bo wynik okazał się negatywny? - nie
odpowiedziałam – Kotku? Zaczynam się o Ciebie martwić.
- Nie masz powodu.
Minęły trzy dni. Ojciec wyprowadził
się do hotelu i od tych trzech dni Go nie było. Dzięki temu Mike
mógł do mnie przyjeżdżać i normalnie mogliśmy siedzie w
salonie. Mama nam towarzyszyła. Drzwi się otworzyły i wszedł
ojciec. Wszyscy się na niego patrzeliśmy. Stał przez chwilę nic
nie mówiąc. Już myślałam, że znowu naskoczy na Michaela, ale
tak się nie stało.
- Mogę z Wami porozmawiać?
- Chyba kpisz!
- Nie mam prawa Was o to prosić, ale
dajcie mi szansę.
- Po cholerę? Znowu będziesz nam
kazał się rozstać?! Jak tak, to możesz sobie darować! - wstałam,
a za mną Mike.
- Zaczekajcie – zatrzymaliśmy się.
- Może Go wysłuchamy? - zapytał
Mike.
- Jak Ty to robisz, że tak szybko
wybaczasz? Ja nie potrafię.
- Po prostu chcę Go wysłuchać. Każdy
zasługuje na drugą szansę. Jeżeli jest tego wart i żałuje.
- No dobra – wróciliśmy na kanapę
– Mów czego chcesz.
- Przepraszam Was … wiem, że moje
zachowanie było okropne, ale naprawdę tego żałuje. Nie wiem co
mną kierowało. Zrozumiałam przez te kilka dni, że naprawdę
kochasz moją córkę – zwrócił się do Michaela – Ale jak mi
powiedziałeś o tym całym planie … coś we mnie wstąpiło. Nie
mam nic przeciwko, żebyście się nadal spotykali.
- Wiesz, że i tak nie miałeś nic do
powiedzenia – powiedziałam – Nie potrzebujemy twojej zgody.
- Wiem i to nie jest moja zgoda, ale
zaakceptowanie Michaela. Wybaczycie mi?
- Mam pytanie …. co miałeś na myśli
mówiąc o tym planie, gdybym była w ciąży? - zamilczał i spuścił
głowę – Powiedz, że nie to co mam na myśli – czułam
napływające łzy do oczu. Dalej milczał. Nie musiał już
odpowiadać. Wszystko było jasne – Myślisz, że ja albo Mike
byśmy Ci na to pozwolili?! Co Ty sobie wyobrażałeś?! -
rozpłakałam się na dobre bo już nie mogłam się powstrzymać.
Pobiegłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżko i
schowałam twarz w poduszkach. Usłyszałam, że drzwi się
otworzyły, ale nie zmieniłam pozycji.
- Skarbie .. to ja – usiadł i
położył dłoń na moim ramieniu – Spójrz na mnie – nie
zrobiłam tego, więc sam mnie przekręcił w swoją stronę – Nie
płacz – przytulił mnie.
- Jak On mógł?
- Nie wiem, kochanie. Nie myśl już o
tym.
- Jak mam nie myśleć? Mój ojciec
chciał zabić nasze dziecko!
- Uspokój się .. proszę – wtuliłam
się w niego. Znowu robiło mi się słabo.
- Muszę się położyć – uważnie
spojrzał się na mnie.
- Źle się czujesz? - kiwnęłam
głową. Pomógł mi się położyć – Może zadzwonię po
pogotowie, to od razu zrobią Ci wszystkie badania i nie trzeba
będzie czekać do poniedziałku.
- Nie .. nie chcę pogotowia. Po prostu
mnie przytul – zrobił to. Wiedziałam, że zaraz przejdzie.
Kolejne dwa dni. Nie potrafię wybaczyć
ojcu tego co chciał zrobić. Ale cieszyłam się, że przynajmniej
Mike mógł normalnie bez strachu, że zaraz ojciec wybuchnie,
przychodzić. Dzisiaj mieliśmy jechać do kina w parku. Spodobało
mi się to i z chęcią się zgodziłam. Przeszukiwałam właśnie
szafę, żeby znaleźć w co się ubiorę, gdy mama weszła do
pokoju.
- List do Ciebie.
- Od kogo? - zabrałam od niej.
- Nie ma nadawcy – koperta była
dosyć gruba – Zostawię Cię samą – wyszła. Usiadłam na łóżku
i otworzyłam kopertę. Były w niej same zdjęcia. Myślałam, że
źle widzę. Na zdjęciach był Mike jak wchodził do jakiegoś domu.
Otworzyła mu dziewczyna. Na każdym była też data i dokładna
godzina. Pierwsze zdjęcie zostało zrobione o 18 i przedstawiało
jak wchodzi do tego domu. Datą był nasz dzień, który spędziliśmy
w hotelu. Było kilka zdjęć. Tak jakby stop klatki. Ostatnie było
zrobione o 19:30. Był ubrany tak samo jak podczas naszego spotkania,
a pół godziny później spotkał się ze mną. Nie chciałam w to
wierzyć, ale zdjęcia mówiły same za siebie. Siedział u niej 1,5
godziny. Ubrałam co miałam pod ręką i wyszłam z domu. Słyszałam,
że mama coś tam powiedziała, ale nie słuchałam jej. Dosyć
szybko dojechałem pod jego dom. Otworzyła mi Janet.
- Jest Michael? - zapytałam.
- Tak .. wejdź – wpuściła mnie –
Stało się coś?
- Nie – poszłam od razu do jego
pokoju. Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył.
- Co za niespodzianka kocha .. - nie
dokończył bo dostał w twarz – Za co?
- Jeszcze się pytasz?! - rzuciłam mu
zdjęcia w twarz – Co to jest do cholery?! - wziął jedno do ręki.
- To nie tak jak myślisz …
- Masz mnie za idiotkę?!
- Daj mi wyjaśnić …
- Nie musisz! Już wszystko wiem! Jak
mogłeś mi to zrobić?! - mało brakowało, a bym się rozpłakała.
Dlatego wybiegłam z pokoju.
- Rose! - słyszałam jak za mną
krzyczał, ale miałam to gdzieś. Odjechałam z piskiem opon, a
potok łez wydostał się z moich oczu. Chyba przejechałam właśnie
czerwone światło. Policja za mną jechała, więc zjechałam na
pobocze. Uchyliłam szybę.
- Dzień dobry. Poproszę dokumenty –
wyciągnęłam ze schowka i mu dałam – Czy wie Pani, że
przejechała Pani na czerwonym świetle?
- I co z tego? Proszę mi wypisać ten
mandat i dać spokój.
- Widzę, że nie jest Pani w
najlepszym stanie. Nie powinna Pani prowadzić.
- Nie rozumie Pan, że mam to gdzieś?
- Coś się stało?
- Tak! Właśnie się dowiedziałam, że
mój chłopak posuwa inną! Chcę Pan znać szczegóły?!
- Proszę wybaczyć .. to nie moja
sprawa.
- Daje Pan ten mandat?
- W tej sytuacji .. Pani daruję, ale
nie mogę pozwolić, żeby narażała Pani inne osoby i siebie na
niebezpieczeństwo. Proszę mi powiedzieć dokąd Pani jedzie i
jechać za mną.
- Po co to wszystko?
- To jest normalne postępowanie w
takiej sytuacji – oddał mi dokumenty i wsiadł do radiowozu. Nie
miałam wyjścia i musiałam jechać za nim. Podałam adres Sally.
Nie chciałam się tłumaczyć mamie co się stało. Zatrzymał się
pod domem. Gdy zobaczył, że wysiadłam i skierowałam się do
drzwi, odjechał. Miałam nadzieję, że będzie w domu. Drzwi się
otworzyły.
- Rose? Co tutaj robisz? Co się stało?
- wybuchłam płaczem i się do niej przytuliłam. Poszłyśmy do
salonu i usiedliśmy na kanapie – Powiesz co się stało? - nie
mogłam się uspokoić. Sally wytrwale czekała aż coś powiem. Nie
wiem ile minęło czasu, ale na pewno sporo – Lepiej? - zapytała.
- Nic nie jest lepiej.
- Ale dlaczego płakałaś? - spuściłam
głowę. Ciężko było mi o tym mówić.
- Mike … On …. zdradził mnie.
- Co? Skąd o tym wiesz?
- Dostałam przed chwilą zdjęcia ….
widać na nich jak wchodzi i wychodzi do jakiegoś domu …
- Ale to jeszcze nic nie znaczy.
- Otworzyła mu młoda dziewczyna …
spędził tam 1,5 godziny, a potem …. potem spotkał się ze mną …
jak mogłam być taka głupia i wierzyć, że jest mi wierny.
- Rozmawiałaś z nim o tym?
- Tak .. byłam u niego, ale nie
przyznaje się … żaden facet się nie przyzna i niczym się nie
różni od pozostałych.
- Nie mogę w to uwierzyć, ale
przecież nie ma zdjęcia, gdy są w łóżku.
- Przestań! Nie próbuj mi mówić, że
przez ten cały czas grzecznie rozmawiali bo nie uwierzę. Nie jestem
głupia – nie potrafiłam się do końca uspokoić.
- Chcesz u mnie zostać?
- Tak .. nie mam ochoty wracać do
domu. Na pewno On tam przyjedzie.
- Może powinnaś z nim porozmawiać.
- Po co? Żeby mnie dalej okłamywał?
- Jak chcesz, ale ja na twoim miejscu
bym mu pozwoliła na wyjaśnienia. W końcu coś Was łączyło.
- Nie przypominaj mi.
- Dlaczego? Przecież Go kochałaś i
nadal kochasz … znam Cię.
- Proszę Cię … przestań …. to
tak strasznie boli – nie panowałam nad tym i znowu płakałam.
Sally mnie przytuliła.
- Pójdę Ci przygotować pokój i się
położysz – poszła na górę. Skuliłam się na kanapie i
płakałam. Przez cały czas w głowie miałam jedną myśl ''Jak On
mógł mi to zrobić?'' Usłyszałam, że ktoś puka. Nie chciałam
otwierać, ale ten ktoś nie dawał spokoju. Podeszłam chwiejnym
krokiem i otworzyłam. To był On. Chciałam zamknąć, ale mi nie
pozwolił.
- Czego chcesz?!
- Porozmawiać .. daj mi wszystko
wytłumaczyć.
- Nie masz już czego mi wyjaśniać!
Możesz teraz bezkarnie do niej jechać!
- To nie tak … cholera jasna! Daj mi
pięć minut – Sally zeszła na dół.
- Nie! Daj mi spokój! Wynoś się z
tego domu i ….. z mojego życia – tak strasznie trudno było mi
to powiedzieć.
- Nic z tego … nigdy z Ciebie nie
zrezygnuje – wsiadł do samochodu i odjechał.
- Dlaczego On mi to robi?
- Kocha Cię tak samo jak Ty jego.
- Nie chcę tego słuchać.
- Ale taka jest prawda.
- Idę na górę – poszłam do pokoju
i zamknęłam za sobą drzwi. Sally po chwili weszła.
- Nie zamykaj się znowu w sobie. Nie
rób tego.
- Chcę zostać sama.
- Po co? - spojrzałam się na nią –
Myślisz, że nie wiem co Ci chodzi po głowie? Ale oświadczam Ci,
że w tym pokoju nie znajdziesz żadnych tabletek, żyletek, nożyczek
i nic, czym chciałabyś zrobić sobie krzywdę.
- To wszystko? A okna zabiłaś
gwoździami?
- Rose! Nie chcę tego słuchać.
- To wyjdź – patrzyła się na mnie
i kręciła głową – Czego ode mnie chcesz?
- Żebyś się wzięła w garść.
- Chyba żartujesz.
- To tylko facet …
- Jak możesz tak mówić? Chciałam
się z nim zestarzeć i być do samego końca. Był tym jedynym …
wiem, że nie możesz tego zrozumieć bo Tobie nie przytrafiło się
nigdy takie uczucie – dopiero po chwili zdałam sobie sprawę ze
słów, które wypowiedziałam – Nie chciałam …
- W porządku … masz rację, ale
jeżeli Go kochasz, to porozmawiaj z nim. Nie możesz od razu
przekreślać tego co było.
- Ja już sama nie wiem co robić. Nie
wymaże Go z pamięci … nie uda mi się to – później Sally
zostawiła mnie samą. Położyłam się i resztę dnia przeleżałam.
Co chwila płakałam.
Byłem zdruzgotany. Wiedziałem od kogo
ma te zdjęcia i miałem ochotę Go zabić! Nie wiedziałem co teraz
zrobić, ale wiedziałem, że nie zrezygnuje z niej. Nie zdradziłem
jej i zrobię wszystko, żeby mi uwierzyła. Gdy pojechałem do
Sally, była taka smutna i płakała. Też cierpiałem bo nie
chciałem, żeby płakała. Pojechałem z powrotem do domu. Poszedłem
do swojego pokoju. Po chwili weszły Janet i Toya. Patrzyły się na
mnie.
- No co? - zapytałem.
- A jak myślisz? - odpowiedziała
Toya. Wyglądały na złe. Janet wskazała na porozrzucane zdjęcia –
Jeszcze jakieś pytania?
- Wierzycie w to? Naprawdę myślicie,
że byłbym zdolny do czegoś takiego?
- A te zdjęcia?
- One nic nie znaczą! Byłem u tej
dziewczyny, ale do niczego nie doszło. Nie zdradziłbym Rose.
Musicie mi wierzyć.
- Joseph Ci kazał, prawda? Powtarza
się historia jak z Molly.
- Nie mów tak! Rose nic sobie nie
zrobi – nawet nie chciałam dopuścić do siebie takiej myśli.
- Ona wcale nie jest taka silna jaką
próbuje grać … dobrze o tym wiesz.
- Zrób coś dopóki nie jest jeszcze
za późno.
- Nie mam pojęcia co … nie chce w
ogóle ze mną rozmawiać – usiadłem na krawędzi łóżka.
- Wcale jej się nie dziwię, ale wiem,
że się kochacie i wszystko się ułoży.
- Chciałbym w to wierzyć.
- Idź lepiej porozmawiać z mamą.
Widziała te zdjęcia i jest załamana – tak też zrobiłem.
Zapukałem i wszedłem do jej sypialni.
- Mamo? - siedziała w fotelu – Wiem
co myślisz, ale …
- Chcę, tylko wiedzieć, czy to
zrobiłeś.
- Nie … przysięgam Ci, że tego nie
zrobiłem – ukucnąłem przy fotelu – Rose jest kobietą mojego
życia i nigdy bym jej czegoś takiego nie zrobił. Tylko rozmawiałem
z tą dziewczyną.
- Nie pojechałeś do niej z własnej
woli – bardziej stwierdziła niż zapytała. Spuściłem głowę –
To był pomysł Josepha. Myślałam, że już dał Ci spokój, ale
mogłeś odmówić.
- Nie mogłem … groził, że zrobi
coś Rose jeżeli tego nie zrobię.
- Chciałeś ją chronić. Dobrze Cię
wychowałam. Musisz dać jej czas. To dla niej bardzo trudna
sytuacja, ale wiem, że Cię kocha … widziałam jak na Ciebie
patrzyła, a Ty na nią. Już dawno nie widziałam tak zakochanej
pary. Walcz o nią.
- Będę … nie zrezygnuje za nic w
świeci – po rozmowie z mamą, poszedłem do siebie. Tego drania
nie było i miał szczęście, ale nie daruję mu tego. Wszystkie
wspomnienia wracały. Nasze wspólne chwilę. Tej nocy w ogóle nie
spałem. Myślałem co zrobić, żeby dała mi szanse na wyjaśnienia.