Dzisiaj nie wiem co tutaj napisać. Chyba tylko o jednym. W poniedziałek zmarł dyrektor Empika w moim mieście. Dlaczego o nim pisze? Bo był naprawdę spoko facetem. Zawsze pomógł, doradził, czasami nawet zastępował swoich pracowników na kasach. Miałam okazję zamienić z nim parę słów, ale bym się nie spodziewała, że w wieku 40 lat odejdzie. Byłam częsty gościem w Empiku. Jak byłam ostatnio, to pracownicy smutni i oczywiście muzyka wyłączona. Teraz jest tam jakaś inna atmosfera ... dziwna. No, ale dosyć już wam przynudzania. Zapraszam na kolejną. Mam nadzieję, że się spodoba ;)
P.S. Mam nadzieję, że już nie robię tylu błędów co wcześniej. Staram się jak mogę.
*********************************************************
Siedziałam w kuchni i jadłam
śniadanie. Nie chciałam dać po sobie poznać, że się boję. Mike
miał po mnie przyjechać za pół godziny. Chciałam z nim
porozmawiać. Ale był taki niedostępny. Nie pomyślałam o jednym.
Ta suka może Go teraz wziąć na litość, a znając jego …
ulegnie. Nie mogłam do tego dopuścić. Równo o 8:30 usłyszałam
dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć i Go wpuściłam. Nawet się ze
mną nie przywitał. A ja Go teraz potrzebowałam.
- To ma być kara? - nie odpowiedział.
Nie lubiłam tego. Wolałam, żeby na mnie nawrzeszczał niż milczał
– Pewnie nie możesz się doczekać aż mnie wsadzą …. będziesz
mógł być z Brooke i się bidulką zaopiekować.
- Nie wiesz co mówisz – nic więcej
nie powiedział. Wsiadłam na tylne siedzenie. Janet już tam była.
- Jednak nie fajnie jest mieć
starszego brata – powiedziałam. Pokręcił tylko głową. Nie
zachowywał się jak mój chłopak, tylko właśnie jak brat.
Strasznie mnie to wkurzało.
- Nie musisz mi tego mówić –
odpowiedziała.
- Ale przyznasz, że było fajnie.
- O tak.
- Chyba sobie żartujecie! Znaleziono
ją nieprzytomną!
- To moja wina, że ma tak słabą
głowę i po kilku ciosach mdleje? - powiedziałam na luzie.
- Zachowujesz się jak nastolatka!
Janet się nie dziwie, ale ty?
- Ej! Wypraszam sobie! - Janet się
oburzyła.
- Obie jesteście niedojrzałe. Widzę,
że w ogóle się nie boicie kary. Skoro tak … może zaczniecie
radzić sobie same, co? Chętnie zobaczę co z tego wyjdzie –
dojechaliśmy na miejsce i wysiedliśmy. Czekaliśmy na policjanta.
Adwokat Michaela już na nas czekał. Najpierw wzięli mnie na
przesłuchanie i razem ze mną poszedł adwokat. Weszliśmy do
niewielkiego pomieszczenia. Usiadłam na krzesełku, a naprzeciwko
mnie policjant. Najpierw spisał moje dane, potem zaczął zadawać
pytania.
- To był Pani pomysł?
- Tak.
- Dlaczego to zrobiliście?
- Ogląda Pan czasami telewizję albo
czyta gazety?
- To ja zadaje pytania.
- Dobrze … więc … załóżmy, że
Pan ogląda. Pewnie Pan widział wywiad z Brooke. Jeszcze jakieś
pytania?
- Pani chyba nie zdaje sobie sprawę z
tego co zrobiła.
- Mogę porozmawiać ze swoją
klientką?
- Proszę – policjant opuścił na
chwilę pokój.
- Nie wiem w co grasz, ale przestań.
Jeżeli nie chcesz pójść siedzieć, musisz okazać skruchę.
- Ale mi nie jest wcale przykro.
- Boże! Nieważne … najważniejsze,
żeby Oni tak myśleli, rozumiesz?
- Tak – wiedziałam, że miał rację,
ale nie mogłam się przełamać. Wrócił policjant.
- Możemy kontynuować? - kiwnęłam
głową – W takim razie … zacznijmy od początku. Dlaczego
zdecydowałyście się na to?
- Brooke … zszargała Michaelowi
opinię. Nie mogłam tego znieść, że chodzi bezkarnie i
postanowiłam sama wymierzyć sprawiedliwość.
- Pojechała Pani do niej z zamiarem
zabicia?
- Nie … chciałyśmy ją tylko pobić.
- A jak było z Janet? Kazała jej Pani
to zrobić? - musiałam się zastanowić nad odpowiedzią. Chciałam
powiedzieć, że tak, żeby ją chronić, ale zdałam sobie sprawę,
że Ona na pewno zezna, że chciała to zrobić z własnej woli.
Wolałam, żeby nasze zeznania były jednakowe.
- Nie … nie kazałam. Powiedziałam,
tylko co zamierzam.
- Dobrze … zabrałyście coś ze sobą
do pobicia?
- Nie.
- Chce mi Pani powiedzieć, że tak
rozległe obrażenia odniosła po ciosach pięściami?
- Tak … tak już powiedziałam
wcześniej. Chciałyśmy ją jedynie pobić, ale …
- Tak?
- Na samym początku zapytałam ją,
czy wszystko odwoła publicznie … odpowiedziała, że nie … dałam
jej szansę. Gdyby się zgodziła .. nic byśmy jej nie zrobiły ..
naprawdę.
- Rozumiem – wszystko notował –
Przejdźmy do kolejnej rzeczy. Która z was zadała pierwszy cios?
- Ja – kolejne kłamstwo – Janet
zadała może z trzy ciosy … resztę ja.
- Wstrząs mózgu i złamane żebra, to
Pani sprawka?
- Tak.
- Żałuje Pani? - spojrzałam się na
adwokata, a On na mnie. Nie żałowałam, ale nie mogłam tego
powiedzieć.
- Tak – ledwo mi to przeszło przez
gardło. Policjant uważnie mi się przyglądał.
- Na razie to wszystko – wyszłam.
Adwokat czekał na Janet, a ja usiadłam tam gdzie wcześniej Janet,
obok Michaela. Nie odzywał się do mnie. Było mi z tym źle.
- Nie będziesz się do mnie odzywał
.. za nią?
- To nie chodzi o nią … nieważne
kogoś byście pobiły .. zachowywałbym się tak samo – spojrzał
się na mnie z kamienną twarzą – Poczekam na was w samochodzie –
wstał i poszedł. Źle się poczułam i kręciło mi się w głowie.
Podeszłam do informacji. Chciałam się dowiedzieć ile potrwa
przesłuchanie Janet, ale niczego się nie dowiedziałam. Ledwo
stałam i upadłam na ścianę.
- Źle się Pani czuje? - zapytała się
mnie policjantka, która właśnie przechodziła.
- Kręci mi się w głowie –
przyznałam.
- Jest Pani z kimś? Wezwać pogotowie?
- Nie trzeba … mój chłopak jest w
samochodzie.
- Pójdę po niego, ale najpierw pomogę
Pani dojść do krzesełka – pomogła mi i poszła po Michaela.
Siedziałam ze spuszczoną głową i nie widziałam jak wszedł.
Poczułam jego dłoń na kolanie. Kucnął przy mnie.
- Co się dzieję?
- W głowie mi się kręci.
- Zaprowadzę Cię do samochodu.
- Nie .. chcę zaczekać na Janet.
- No dobrze – usiadł przy mnie, ale
nie zrobił nic więcej. Nie przytulił .. nic. Było mi tak
strasznie przykro. Jego obojętność raniła mnie. Wcześniej, by
mnie przytulił, pogłaskał po włosach i powiedział, że wszystko
będzie dobrze. I pomyśleć, że przez swoje głupie zachowanie mogę
Go stracić. Chyba bym tego nie przeżyła. Nie wiem ile minęło
czasu, ale Janet razem z adwokatem, wyszli i do nas podeszli.
- Na dzisiaj to wszystko. Nie mogą
opuszczać miasta.
- Wiadomo kiedy będzie sprawa?
- Nie wiadomo, czy w ogóle będzie.
Lepiej dla nich, żeby nie było. Adwokat Brooke ma się ze mną
skontaktować.
- Rozumiem. Dzięki .. będziemy w
kontakcie – podali sobie dłonie i adwokat wyszedł. Ja nadal
siedziałam. Janet się dosiadła.
- Mówiłaś tak jak ustaliłyśmy? -
zapytałam szeptem.
- Tak, ale to nie w porządku, że
wszystko chcesz wziąć na siebie.
- Już o tym rozmawiałyśmy.
- Jedziemy – powiedział Mike. Nie
zaczekał na nas. Na szczęście zawroty głowy ustały i poszłyśmy
do samochodu. Zatrzymał się pod swoim domem – Janet .. tylko nie
zrób niczego głupiego. Ja muszę porozmawiać z Rose.
- Dobra – wysiadła. Gdy już
dojechaliśmy pod mój dom, wysiadłam i od raz poszłam do swojego
pokoju. Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł Michael.
- Musimy porozmawiać.
- Domyślam się – byłam tak samo
obojętna jak On.
- Nie podoba mi się to co zrobiłyście.
- Co ty nie powiesz.
- Możesz przestać?! Próbuję was
wyciągnąć z tego, ale macie to gdzieś! Co wy sobie myślałyście!
Że was nie wyda?! Zachowałyście się jak gówniary!
- A ty to niby jesteś lepszy?! Już
zapomniałeś jak pobiłeś Erica?! Nie różnimy się w tej kwestii!
- Jemu się należało! Jest zwykłym
śmieciem, który dał Ci to świństwo!
- Ona jest nie lepsza!
- Kobietom nie pasuje w taki sposób
wymierzać sprawiedliwość!
- To był czysty seksizm! Nie będziesz
mi mówił czego mogę, a czego nie! Nie podoba mi się jak mnie
traktujesz! Znaczę jeszcze coś dla Ciebie?!
- Powinnaś to wiedzieć!
- Ale nie wiem! Nic już nie wiem! Tak!
Przyznaje się! Popełniłam błąd! Ale to nie znaczy, że masz mnie
tak traktować! - byłam strasznie zdenerwowana – Wynoś się!
Wyjdź i nie wracaj! - patrzył się na mnie przez chwilę.
- Chcesz tego?!
- Tak!!
- Proszę bardzo! - wyszedł i trzasnął
drzwiami. Dopiero po chwili zdałam sonie sprawę ze słów, które
wypowiedziałam. Boże! Co ja zrobiłam? Nie chciałam tego
powiedzieć. Usiadłam na łóżku. Weszła mama. Wiedziałam, że
naszą kłótnię było słychać w całym domu.
- Chcesz porozmawiać?
- Nie! Chcę zostać sama … wyjdź –
wyszła, a ja położyłam się na łóżku. Łzy zaczęły powoli
spływać po moich policzkach. Mój telefon zaczął dzwonić. Nie
odebrałam, nie chciałam z nikim rozmawiać. Po chwili znowu zaczął.
Odebrałam dopiero za trzecim razem – Tak? - próbowałam brzmieć
jak najbardziej normalnie, ale nie wyszło mi to.
- Rose? - to była Sally – Płaczesz?
Co się stało?
- Nic … przepraszam Cię, ale nie mam
ochoty rozmawiać – rozłączyłam się i dalej płakałam.
Wydawało mi się, że minęły wieki, ale to nie możliwe bo Sally
przychodziła od razu, gdy wiedziała, że coś jest nie tak. Tak,
tak … właśnie Sally siedzi na łóżku i się pyta co się stało
– Proszę Cię … daj mi spokój.
- Nic z tego. Masz mi natychmiast
powiedzieć – usiadłam po turecku i zaczęłam jej wszystko mówić
co się ostatnio wydarzyło. Nie powiedziałam jeszcze o kłótni z
Michaelem – Naprawdę to zrobiłyście? - kiwnęłam głową – To
nie było mądre z waszej strony.
- Teraz to wiem … to nie wszystko ….
pokłóciłam się z Michaelem. Powiedziałam o jedno słowo za dużo
i boję się, że to jest już koniec – znowu zaczęłam płakać,
a Sally mnie do siebie przytuliła – Kazałam mu wyjść i nie
wracać.
- Byliście zdenerwowani. Wszystko się
ułoży.
- Mam nadzieję. Nie umiałabym już
bez niego żyć, Sally.
- Nie mów tak! Kochacie się …
będzie dobrze – siedziała ze mną do wieczora. Byłam jej
wdzięczna. Około 20 poszłam wziąć prysznic. Nie był to dobry
pomysł. Wszystkie wspomnienia wróciły. Wspomnienia wszystkich
naszych pięknych chwil i nie mogłam już dłużej powstrzymywać
się od płaczu. Nie wybaczę sobie, jeżeli już nie będziemy
razem. Nie mogłam zasnąć. Męczyłam się. Zmieniałam pozycję
chyba z 20 razy, a sen nie przychodził. Udało mi się dopiero po 2
w nocy, ale nie na długo. Śnił mi się koszmar … On mi się
śnił. Ten drań, który mnie skrzywdził. Obudziłam się z
krzykiem. Zabrałam kołdrę i schowałam się w rogu pokoju,
trzęsłam się ze strachu. Rodzice weszli do pokoju. Nie wiedzieli
co się dzieje. Ojciec chciał do mnie podejść, ale mu nie
pozwoliłam. Krzyczałam, żeby mnie nie dotykał. Nie wiedzieli co
robić. Wyszli z pokoju.
- Dzwoń po Michaela – powiedziała
mama Rose do męża.
- O tej godzinie?
- Tylko jemu ufa. Dzwoń! - wykręcił
numer i czekał aż rozmówca odbierze.
- Tak? - usłyszał zachrypnięty głos
po drugiej strony słuchawki.
- Przepraszam, że Cię obudziłem o
tej porze.
- Pan Baker? Co się stało.
- Chodzi o Rose … Ona .. - nie
wiedział jak dobrać słowa.
- Daj mi ten telefon! - powiedziała
podirytowana Pani Baker i zabrała mu telefon – Michael? Rose miała
jakiś koszmar i teraz dziwnie się zachowuje. Nie wiemy co robić.
- Zaraz będę – rozłączył się.
Nie chciałem być taki dla Rose, ale
nie umiałem inaczej. Nie chciałem jej w ten sposób ukarać, tak
jak myślała. Wolałem to przemilczeć niż powiedzieć coś czego
bym potem żałował. Rozmowa z Rose i tak mnie nie ominie, ale mam
nadzieję, że uda nam się spokojnie porozmawiać. Gdy przyszła po
mnie policjantka, przestraszyłem się. Strasznie się o nią
martwiłem, dlatego bardzo trudno było mi udawać obojętnego.
Chciałem z nią normalnie porozmawiać, ale Ona była zbyt uparta i
skończyło się na kłótni. To była nasza najpoważniejsza
sprzeczka. Kazała mi wyjść i nie wracać. Miałem nadzieję, że
nie mówiła poważnie. Za bardzo ją kochałem, żeby pozwolić jej
tak po prostu odejść. Do domu wróciłem strasznie wściekły. Mama
widziała w jakim jestem stanie i nie pytała mnie co się stało. Z
nerwów nie mogłem zasnąć. Usnąłem dopiero o 1 w nocy. Słyszałem
dzwoniący telefon, ale pomyślałem, że to sen i nie odebrałem.
Dopiero za drugim razem odebrałem. Zapaliłem nocną lampkę i
przetarłem oczy. Spojrzałem na zegarek. Kto może dzwonić o 4 nad
ranem? Zdziwiłem się, gdy okazało się, że to ojciec Rose. Od
razu zerwałem się z łóżka, gdy usłyszałem, że coś się
dzieje z Rose. Szybko się ubrałem i zbiegłem po schodach.
Zostawiłem karteczkę w salonie, że jestem u Rose. O tej porze nie
było w ogóle samochodów, więc na miejscu byłem dosłownie po
trzech minutach. Otworzył mi Pan Baker. Wyjaśnił w skrócie co się
stało i poszliśmy na schody. Pani Baker siedziała na ich końcu.
- Kazała nam wyjść – powiedziała
i spojrzała na zamknięte drzwi od pokoju Rose.
- Zajmę się nią. Idźcie spać.
- Ale ..
- Naprawdę .. nic nie pomożecie.
- Dziękuje, że przyjechałeś –
powiedziała i poszli do swojej sypialni. Wszedłem do pokoju.
- Zostawcie mnie! - krzyczała. Twarz
miała schowaną w kolanach, które przyciągała do klatki
piersiowej. Nie wiedziała, że to ja. Podszedłem bliżej i
ukucnąłem przed nią.
- Skarbie … to ja. Spójrz na mnie –
pogłaskałem ją po włosach. Uniosła głowę. Miała czerwone oczy
od płaczu.
- Mike? Co ty tutaj robisz?
- Twoi rodzice zadzwonili do mnie –
wtuliła się we mnie. Mocno ją do siebie przytuliłem – Co się
stało?
- On .. On tutaj idzie i … znowu
będzie mnie dotykał – była roztrzęsiona.
- Kochanie .. jesteśmy tylko my. On
siedzi i nic Ci nie zrobi, słyszysz?
- Zrobi – strasznie płakała. Musiał
jej się przyśnić – Dlaczego przyjechałeś?
- To chyba oczywiste … dowiedziałem
się, że coś się dzieje i przyjechałem bo Cię kocham.
- I nie chcesz mnie zostawić?
- Nigdy bym tego nie zrobił.
- Ja .. ja nie chciałam wtedy tego
powiedzieć … byłam zdenerwowana i sama nie wiedziałam co mówię.
- Wiem, ale już wszystko jest dobrze.
Jestem przy tobie i nic Ci nie grozi – nie wypuściłem jej z objęć
ani na sekundę. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka.
Była we mnie tak wtulona, że nie mogłem się wydostać – Puścisz
mnie na chwilkę?
- Nie – zaśmiałem się.
- Muszę się rozebrać. Nigdzie nie
pójdę – spojrzała się na mnie i zwolniła uścisk. Rozebrałem
się. Bez żadnych podtekstów. Zostałem w bokserkach i podkoszulce.
Położyłem się do łóżka. Wtuliła się we mnie, a ja ją
przytuliłem. Było jasne, że już nie zaśnie. Nadal płakała –
Cii .. nie płacz – wyszeptałem.
- Nie mogę przestać …. ciągle Go
widzę … ja nie chcę tak żyć.
- Nie mów tak … to był tylko zły
sen – nie miałem pojęcia, że Ona nadal to przeżywa. Fakt .. nie
minęło zbyt dużo czasu od tamtego zdarzenia, ale myślałem, że
się już z tym uporała. Głaskałem ją po włosach. Powoli się
uspokajała. Była 6 nad ranem, gdy się zorientowałem, że zasnęła.
Po chwili i ja też udałem się do krainy snów
Obudziłem się około 8. Nie mogłem
już dłużej spać. Martwiłem się o Rose. Miałem nadzieję, że
nie popada znowu w depresję. Nie była wcale taka mocna psychicznie
jak próbowała mi pokazać na początku znajomości. Teraz to
wiedziałem i wiedziałem, że potrzebuje mojej pomocy. Rose jeszcze
spała. Delikatnie wyślizgnąłem się z łóżka i zszedłem na
dół. Pani Baker była w kuchni.
- Już wstałeś?
- Tak .. nie mogę spać.
- Co z Rose?
- Śpi … martwię się o nią.
- Myślisz, że depresja wraca?
- Mam nadzieję, że nie, ale …
zachowuje się tak jak wcześniej.
- Może … może powinni zając się
nią specjaliści? - nie mogłem uwierzyć, że to powiedziała. Nie
chciałem być niegrzeczny, więc nie powiedziałem co o tym sądzę.
Rose próbowała im zaufać i wybaczyć, a Oni znowu chcą to zrobić.
- Nie! - powiedziałem
stanowczo – Sam się nią zaopiekuje. Tak jak wcześniej.
- I na ile to pomoże?
Miesiąc? Chcesz, żeby co chwila miała depresję?
- Z całym szacunkiem, ale
nie będę drążył tego tematu – usłyszałem krzyk Rose.
Pobiegłem do pokoju. Siedziała skulona na łóżku i chyba płakała
– Już dobrze .. jestem – przytuliłem ją.
- Gdzie byłeś?
- Na dole .. rozmawiałem
z twoją mamą.
- O mnie?
- Tak.
- Chcę mnie znowu tam
zamknąć, prawda?
- Posłuchaj – wziąłem
jej twarz w swoje dłonie – Nigdy na to nie pozwolę .. sam się
tobą zajmę – znowu nie chciała jeść. Nie wiedziałem co robić.
Była już 20 i ciągle leżała we mnie wtulona. To nie było żadnym
rozwiązaniem, ale wtedy nie wiedziałam do czego się posunie.
Właśnie zadzwonił mój telefon. Odebrałem – Tak?
- Wiem, że jest późno,
ale możemy się spotkać? - to był adwokat.
- Coś się stało?
- Musimy porozmawiać.
- No dobrze … zaraz będę
– zakończyłem rozmowę i Rose się na mnie spojrzała.
- Gdzie idziesz?
- Dzwonił adwokat …
chcę się spotkać.
- Nie zostawiaj mnie.
- Obiecuję, że zaraz
wrócę.
- Proszę Cię – znów
zaczynała płakać.
- Kochanie, muszę … tu
chodzi o Ciebie. Nie pozwolę, żeby Cię zamknęli. Obiecuję, że
wrócę najszybciej jak się da – pocałowałem ją w czoło i
wyszedłem. Tym razem była w gorszym stanie niż przedtem. Na
dodatek jeszcze ta cała sprawa z Brooke. Wszedłem do dużego
budynku gdzie znajdowała się kancelaria mojego adwokata – Jestem
– powiedziałem.
- Dzięki i wybacz, że o
tej godzinie. Na pewno jesteś zajęty.
- Byłem u Rose … nie
jest w najlepszym stanie.
- Rozumiem. Wiesz w jakiej
sprawie Cię wezwałem.
- Wiem … mów co wiesz
nowego.
- Rozmawiałem z adwokatem
Brooke. Powiedział, że nie musimy iść na drogę sądową, ale
wszystko ustalimy dopiero jak Brooke wyjdzie ze szpitala.
- Czyli kiedy?
- Nie wiadomo. Odwiedzisz
ją?
- Nie … nie chce jej
znać. Przez nią ludzie myślą, że jestem gejem i Rose może iść
siedzieć. Nie chce mieć z nią nic wspólnego.
- Może, gdybyś z nią
porozmawiał, to ..
- Przestań! Powiedziałem
swoje. Nie namawiaj mnie bo to jest bezcelowe. Zrób wszystko co w
twojej mocy, żeby jej nie zamknęli. Muszę już iść –
wyszedłem. Nie miałem najmniejszej ochoty na spotkanie z Brooke.
Nie po tym wszystkim. Spieszyłem się do Rose i od razu poszedłem
do jej pokoju. Łóżko było puste. Pomyślałem, że jest w
łazience. Trochę poczekałem, ale przez 10 minut nie wychodziła.
Zapukałem – Rose? Jesteś tam? To ja – zero odpowiedzi –
Kochanie? - otworzyłem drzwi, ale nikogo nie było. Pobiegłem
szybko do rodziców Rose – Gdzie Ona jest?
- O czym ty mówisz?
Przecież nie wychodziła z pokoju.
- Jak to nie wychodziła?!
Nie ma jej!
- Co?? - Pani Baker
zerwała się z kanapy i pobiegła do jej pokoju, a ja z Panem
Bakerem za nią – Przecież ... - okno było otwarte. Dopiero teraz
zauważyłem. Zajrzałem do szafy, ale wszystkie ciuchy były na
swoim miejscu. Zniknęła jedynie bluza, która leżała na fotelu.
Zacząłem się rozglądać. Na stoliku zobaczyłem jakąś
karteczkę. Przeczytałem, ale nic z tego nie rozumiałem. To
brzmiało jak … jak pożegnanie ''Kocham Cię, Mike. Żegnaj''
Jezus kochany, Maryjo Przenajświętsza! Rose chce się zabić?! O nieee... tak nie może być. Michael ją na pewno z tego wyciągnie. W każdym razie mam nadzieję. Jeszcze te powracające wspomnienia... To straszne.
OdpowiedzUsuńNotka cudo, jak przeczytałam to oczy wielkie jak 5 zł i stan przedzawałowy.
Czekam na następną!
Emaa ;D
OMG! Żeby tylko nic sobie nie zrobiła. To straszne że te wspomnienia wciąż wracają. Biedna wszystko na raz się na nią zwaliło. I ta sprawa z Brook i to że się boi o związek z Michaelem i jeszcze te wspomnienia. Mam nadzieję że wszystko się ułoży. Kurcze, nie wytrzymam do następnej! ;) Czekam z przeogromną niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńJacksonka xD
U mnie nn :D
OdpowiedzUsuńJacksonka xD
OMG! Na początku nie chciałam komentować, bo spać mi się chcę i piszę bzdury, ale po ostatnim zdaniu, muszę! Rose chce się zabić?! Nie, to nie może się tak skończyć...Hej, hej, hej! Nie skończy się, bo wiem o czymś, o czym inni czytelnicy nie wiedzą. Chyba...Dobra, dobra.
OdpowiedzUsuńPozdram, Martuś.
Wiem, że trochę póżno ,ale OMG, Jesus oby sobie nic nie zrobiła bo się załamie psychicznie i fizycznie.... Naprawdę. Nie mogę doczekać się nn.
OdpowiedzUsuńMichael
Hej !
OdpowiedzUsuńU mnie nowa notka.
Pozdrawiam
O kurczaczki... Niee !! Tylko nie to... Rose nie może tego zrobić...
OdpowiedzUsuńAle chwilka. Zacznę od początku.. Lecę z cytatami :P xD
„- Rozumiem – wszystko notował – Przejdźmy do kolejnej rzeczy. Która z was zadała pierwszy cios?
- Ja – kolejne kłamstwo – Janet zadała może z trzy ciosy … resztę ja.”
- no tak, najlepszą obroną jest atak… Kłamstwo w obronie własnej… :P Nieźle Rose :P
„Nie odzywał się do mnie. Było mi z tym źle.”
- Wcale się nie dziwię. Chyba ma powód ku temu by się nie odzywać…
„Nie przytulił .. nic. Było mi tak strasznie przykro. Jego obojętność raniła mnie. Wcześniej, by mnie przytulił, pogłaskał po włosach i powiedział, że wszystko będzie dobrze. I pomyśleć, że przez swoje głupie zachowanie mogę Go stracić. Chyba bym tego nie przeżyła.”
- Smutne…. Też się boję o relacje Michaela i Rose… Mam nadzieję, że między nimi wszystko się naprawi po tej sprawie… Boję się, że Mike może nie zaufać już Rose po tym co się stało… Bo i niby czemu…
„- Ale nie wiem! Nic już nie wiem! Tak! Przyznaje się! Popełniłam błąd! Ale to nie znaczy, że masz mnie tak traktować! - byłam strasznie zdenerwowana”
- W sumie ma po części rację… Powinien trochę spuścić z tonu…. Wiem, że jest wściekły, ale powinien trochę okazać jej zrozumienia… Za bardzo ją teraz chłodno traktuje….
Co do snu Rose...
Bidulka... Nie dość, że wszystko na raz jej się na głowę zwaliło to jeszcze teraz znó ten koszmar powracający... Tylko nie to... Boję siętak samo jak Mike, że to znó może być depresja i do silniejsza... :(
W sumie dobrze, że po Michaela zadzwonili bo jak się okazuje tylko On jest lekarstwem na nią... Szkoda, że rodzice nie potrafili nic zrobić... :/
„Rozebrałem się. Bez żadnych podtekstów. Zostałem w bokserkach i podkoszulce.”
- Mike, skarbie, ależ przecież ja nic nie mówię :D xD
„- Może … może powinni zając się nią specjaliści? - nie mogłem uwierzyć, że to powiedziała. Nie chciałem być niegrzeczny, więc nie powiedziałem co o tym sądzę. Rose próbowała im zaufać i wybaczyć, a Oni znowu chcą to zrobić.”
- LooL ! Ja też nie mogę uwierzyć… Jak mogą tak mówić… Czy są na tyle słabi, że nie potrafią pomóc córce? Teraz gdy nadarza się okazja do wykazania się? Przykre… Wychodzi ich bezsilność… Raczej teraz powinni jak najwięcej działać… Starać się pomagać i nie poddawać się… A oni to właśnie robią…
Co do samopoczucia Rose...
To tak jak wcześniej pisałam... Martwię się... Jest coraz gorzej z nią... :(
Nie wiadomo w zasadzie jak jej pomóc, żeby poczuła się choć trochę lepiej...
„Na stoliku zobaczyłem jakąś karteczkę. Przeczytałem, ale nic z tego nie rozumiałem. To brzmiało jak … jak pożegnanie ''Kocham Cię, Mike. Żegnaj''
- O.O’ 0.o Powiedz, że to sen… że ona nie napisała tego poważnie… Tylko nie to… Rose.. Boże.. Coś Ty najlepszego zrobiła…
Jenn, powiedz, że to nie możliwe... Że Rose zaraz się odnajdzie i da sobie pomóc i że nic głupiego nie zrobiła,,, :(
Pozdrawiam, BAD25