sobota, 28 grudnia 2013

Bad Girl 36

No i jak widzicie udało mi się dodać kolejną. Miałam masę roboty, ale postanowiłam, że napiszę i napisałam. Zawsze jak coś robię w kuchni to mam włączone radio Plus i bardzo często towarzyszy mi Michael i od razu robota idzie znacznie lepiej ;) Tym razem też tak było. A tak właściwie to jak Wam minęły święta? U mnie, powiem wam, że pomimo pięciu osób, razem ze mną, było bardzo wesoło. Siedzieliśmy prawie do 1 w nocy. To były najlepsze święta od paru lat. Tylko co to za święta bez śniegu :( A w niedziele na Polsacie o godz. 20:05 będzie .... This Is It! Ja po mimo, że mam na DVD i była trzy razy w kinie (wiem wariactwo, ale nie mogłam się powstrzymać) będę oglądała. Jak by co to w Tele Świat piszą o tym na pół strony.

Od razu chcę Wam Życzyć Szczęśliwego Nowego Roku. Oby był lepszy.

*************************************************************

Gdy Michael spał, ja nie mogłam. Myślałam nad tym wszystkim. Gdyby nie Mike … już, by mnie nie było. Naprawdę chciałam skoczyć i teraz żałuje, że tak długo się z tym ociągałam. Drugiej okazji nie będzie bo Mike będzie mnie teraz pilnował i nie zostawi samą. Był taki troskliwy, ale nie wiedział co siedzi w mojej głowie. Po prostu miałam dosyć życia, a zwłaszcza takiego. Nic nie mówiłam Michaelowi, ale często miałam takie sny. Teraz też bałam się zasnąć. Patrzyłam się na niego jak spokojnie śpi. Nie chciałam, żeby cierpiał, ale nie chciałam tak żyć. To mnie przerosło. Myślałam nad tym wszystkim aż do rana. Dochodziła 8 rano. Telefon Mike'a zaczął dzwonić. Zamknęłam oczy, udając, że śpię. Odebrał.
- Tak?
- ….
- Zapomniałem, że to dzisiaj.
- ….
- Tak .. będę za godzinę. Wiesz co masz robić. Na razie – przestał rozmawiać. Nie widziałam, ale czułam, że mnie obserwuje. Ciekawa gdzie miał jechać – Kotku? - szepnął tuż do mojego ucha. Powoli otwierałam oczy – Wybacz, że Cię budzę, ale miałem przed chwilą telefon ze studia. Czekają na mnie na planie klipu. Zapomniałem, że to dzisiaj.
- Więc .. jedź.
- Nie zostawię Cię samej.
- Nie będę sama. Jest jeszcze Janet, Toya i twoja mama.
- Rose … - spuścił głowę – Wiem, że powinienem Ci ufać, ale … w tej kwestii .. nie mogę. Za bardzo mi na tobie zależy, żeby tak po prostu pojechać – nie miałam do niego o to pretensji. Ja sama sobie nie ufałam, więc Go rozumiałam.
- To co zrobisz?
- Pojedziesz ze mną.
- Mike …
- Nie będę mógł się skupić jeżeli zostaniesz. Cały czas będę myślał o tobie.
- No dobrze .. i tak nie mam wyboru, nie?
- Nie bardzo – zaśmiałem się – Wezmę szybko prysznic i możemy jechać – cmoknął mnie w czoło i poszedł do łazienki. Wolałabym zostać w domu, ale wtedy Mike też by został i zawaliłby jeden dzień pracy. Niechętnie wstałam i wyciągnęłam czyste ubrania z torby. Mike wyszedł w samym ręczniku i powiedział, że łazienka wolna. Naprawdę nie miałam ochoty na robienie czegokolwiek, nawet na głupi prysznic, ale przecież musiałam. Co 5 minut pytał się, czy wszystko w porządku. Wkurzyłam się.
- Możesz przestać?! - wydarłam się.
- Dopiero, gdy wyjdziesz – co za człowiek. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam.
- Proszę bardzo – powiedziałam z niezadowoloną miną – Może być?
- Jak najbardziej, ale w tym stroju nie pozwolę Ci wyjść.
- Szkoda bo taki miałam zamiar.
- Tylko ja mam prawo oglądać Cię w całej okazałości – przyciągnął mnie do siebie – Będzie tam mnóstwo facetów.
- Serio? Mogłeś mówić tak od razu, to bym się pospieszyła – chciałam iść po ubrania, ale znowu mnie przyciągnął.
- Ej! Co to miało znaczyć?
- Jesteś zazdrosny?
- Nieee.
- To dobrze bo nie masz powodu.
- Ciebie jestem pewny, ale ich .. nie bardzo.
- Ale bez zgody kobiety nic nie zrobią, prawda? - nagle mi się przypomniało – Przynajmniej niektórzy.
- Skarbie – przytulił mnie – Nawet nie udaje, że wiem co czujesz, ale z czasem będzie coraz lepiej .. zobaczysz.
- Mam nadzieję.
- Na pewno, a teraz ubierz się i jedziemy – wzięłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki. Gdy wyszłam, Mike stał przy oknie.
- Już.
- No to jedziemy – złapał mnie za rękę. W drugiej trzymał swoją kurtkę do klipu. Zeszliśmy na dół.
- Akurat natrafiliście na śniadanie – ucieszyła się Pani Jackson.
- Mamo muszę jechać na plan. Zabieram Rose.
- Bez śniadania was nie wypuszczę. Chcesz znowu zemdleć? - spojrzałam się na Michaela.
- Nie przesadzaj, mamo – zajęliśmy miejsca przy stole. Gdy mama Mike'a była zajęta w kuchni, postanowiłam Go zapytać.
- Kiedy to było? - wywrócił oczami.
- Dawne czasy .. poza tym, to było tylko zasłabnięcie.
- Ale jednak było.
- Przecież jem – pokazał w dłoni kanapkę – Ty też masz zjeść.
- Rozkazujesz mi?
- Będziesz wiedziała kiedy będę Ci rozkazywał – uśmiechnął się. Zjadłam, tylko trochę z czego Michael nie był zadowolony. Ale nic nie mówił, żeby nie powstała niepotrzebna kłótnia. Pojechaliśmy na plan zdjęciowy. Było mnóstwo ludzi. Każdy był zabiegany i wykonywał swoją pracę. Zaparkował samochód i wysiedliśmy. Podszedł do nas jakiś facet i przywitał się z Michaelem – Bob poznaj Rose, moją dziewczynę. Skarbie, to jest Bob, reżyser.
- Miło mi poznać – powiedziałam i wymusiłam się na uśmiech.
- Mnie również. Wystarczy Ci pół godziny na przygotowanie się? - zapytał Michaela.
- Myślę, że tak. Wszyscy wiedzą co mają robić?
- Tak. Gangi są na swoich miejscach i znają cały układ. Nie powinno być z nimi problemów. W razie czego ochrona cały czas czuwa, więc nie musisz się obawiać.
- Dzięki – odszedł – Chodź – Mike złapał mnie za rękę i prowadził do jakiejś … przyczepy? Okazało się, że to jest właśnie jego garderoba. Usiadłam sobie na kanapie, a Mike poszedł się przebrać. Po chwili wyszedł i nagle weszły jakieś kobiety.
- Nareszcie przyjechałeś.
- Mamy mało czasu.
- Spokojnie .. zdążymy – przedstawił mnie, ale nie zwróciły na mnie większej uwagi. Powiedziały, tylko ''Cześć'' i tyle. Nie spodobały mi się. Jedna poprawiała mu włosy, a w tym samym czasie druga robiła mu makijaż. Święcąc przy okazji swoim biustem przed jego oczami. Miałam ochotę coś jej zrobić, ale nie miałam zamiaru być drugi raz oskarżona.
- Według mnie w ogóle nie jest Ci potrzebny makijaż. Świetnie wyglądasz.
- Yyy .. dzięki.
- Ma rację – przytaknęła jej druga – Jesteś bardzo przystojnym mężczyznom – chyba jakieś nadludzkie siły mnie powstrzymywały bo nie wiem jakim cudem jeszcze wytrzymałam.
- Bez przesady – odpowiedział speszony.
- Wcale, że nie. Skończone.
- Ja też już skończyłam – spakowały swoje zabawki.
- Dobra robota, dziewczyny – przejrzał się w lustrze.
- Prawdę mówiąc, to nie miałyśmy dużo roboty. Można powiedzieć, że natura nas wyręczyła – puściła mu oczko. Tego już za wiele. Wstałam i się do niego zbliżyłam.
- Natura także Go obdarzyła, prawda? - zrobił się strasznie czerwony.
- Yyy … zostało Ci jeszcze trochę czasu …
- Wspaniale. Dziękuje, że tak szybko się wyrobiłyście. Będziemy mieli więcej czasu dla siebie – ciągnęłam dalej. Zawiesiłam mu się na szyi.
- Ale …. nie zepsuj mu fryzury.
- I makijażu.
- Przecież same zauważyłyście, że wcale tego nie potrzebuje, więc jesteście tu zbędne – jeszcze przez chwilę stały – Nie potrzebujemy widowni.
- To … do zobaczenia – wyszły. Mike patrzył się na mnie z uśmiechem i kręcił głową.
- Moja zazdrośnica.
- Przeginały.
- Widzę, że nie potrzebuje ochrony. Szybko pozbędziesz się napalonej fanki.
- Żebyś wiedział, a tylko spróbuj się spojrzeć na inną.
- Czasami nie da się nie spojrzeć, np. tak jak teraz.
- Masz na myśli jej cycki, które myślałam, że Ci zaraz położy na twarz?
- Hehehe .. tak.
- To Ci wybaczam bo zrobiła to specjalnie. A teraz mi powiedz po co Ci ochrona na planie? Przecież będziesz tylko z tancerzami.
- Nie zupełnie – podrapał się po głowie.
- Jak to?
- To są prawdziwi członkowie gangów.
- Co? Zwariowałeś?
- Wydaje Ci się to szalone …
- Wydaje? To jest kompletnie szalone i niebezpieczne.
- Na początku każdy tak mówił, ale jak poznał ich bliżej, zmienił zdanie. Ci chłopcy są naprawdę mili. Chce dać im szanse się wybić. Nikt im wcześniej nie dał takiej szansy, dlatego tacy są. Zbuntowani i agresywni. Zrozum mnie.
- W porządku, ale uważaj na siebie.
- Nie martw się – krótko mnie pocałował. Usłyszeliśmy pukanie. Mike poszedł otworzyć – Co tutaj robisz? - podeszłam bliżej. To był jeden z tych facetów – Nie wolno wam tutaj przychodzić.
- Wiem, ale muszę z Panem porozmawiać.
- To pilne?
- Tak.
- No dobrze .. wejdź – wpuścił Go do środka i zamknął drzwi – I mów mi Michael.
- Dobrze.
- O co chodzi? Zaraz zaczynamy kręcić – stałam za Michaelem i oplotłam rękami jego ramię. Nie czułam się zbyt komfortowo.
- Chodzi o pieniądze.
- Nie rozumiem. Za mało wam zapłacimy?
- Nie .. nie w tym rzecz. Bo ja potrzebuje ich teraz.
- Czytałeś umowę?
- Tak.
- Więc wiesz, że każdy z was dostanie swoje wynagrodzenie po zdjęciach.
- Ale ja muszę je mieć teraz! - podniósł głos.
- Zostało 5 minut! - ktoś krzyknął z zewnątrz i puknął w drzwi.
- Po pierwsze nie krzycz bo nie mam problemów ze słuchem, a po drugie nie ma takiej opcji, żebyś dostał te pieniądze teraz.
- Nie rozumiesz …. ja je muszę mieć na już! - wyciągnął coś z kieszeni, nacisnął i zobaczyliśmy nóż. Mocniej ścisnęłam ramię Michaela i przełknęłam ślinę – Daj mi te pieniądze.
- Myślisz, że noszę 10 tysięcy przy sobie?
- Mam to gdzieś! Potrzebuje ich!
- Na co?
- Nie twoja sprawa!
- Już mówiłem, że nie noszę takiej gotówki przy sobie, a nawet, gdybym miał i tak bym Ci nie dał.
- Lepiej zmień zdanie – odrobinę się zbliżył.
- Zabijesz mnie?
- Naprawdę nie chce Ci nic zrobić, ale muszę mieć tę kasę.
- To poczekaj do końca … jak wszyscy.
- Nie mogę … daj mi ją, a ja po prostu sobie pójdę i nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
- Wyjdź Rose – zwrócił się do mnie.
- Nikt stąd nie wyjdzie!
- A teraz ty mnie posłuchaj – zbliżył się do niego – Osobiście Cię zabiję jeżeli moja dziewczyna będzie w niebezpieczeństwie!
- Nic jej nie zrobię jeżeli dasz mi kasę.
- Co ma znaczyć '' jeżeli''? Grozisz jej?
- Mike, przestań – co On wyprawiał? Pociągnęłam Go do siebie.
- Masz ją wypuścić!
- Nic z tego …. dajesz kasę, a ja spadam, proste?
- Michael jesteś tam? - ktoś zapukał do drzwi – Musimy zaczynać – wykorzystał, że tamten spojrzał w stronę drzwi i wykręcił mu rękę. Nóż wypadł mu z dłoni.
- Idź po ochronę! - otworzyłam drzwi i przede mną stał Bob.
- Coś się stało? - byłam zdenerwowana.
- Muszę iść po ochronę.
- Nie musisz. Już ich zawiadamiam – wezwał ochronę poprzez krótkofalówkę – Co się właściwie stało? - wszedł do środka – Mike? Co ty robisz? - no tak. To był niecodzienny widok.
- Chciał pieniądze! - odpowiedział.
- I to jest powód, żeby Go bić?
- Ja Go nie biję! Groził nożem! Miałem czekać aż coś zrobi Rose?
- Przecież to tobie groził – powiedziałam.
- Później się posprzeczacie.
- Gdzie ta ochrona?
- Już idą – po chwili zobaczyłam dwóch potężnych facetów w garniturach. Zabrali Go i odeszli.
- Nic Ci nie jest? - objął mnie.
- Nie, a tobie?
- Też nie. Bałem się o Ciebie.
- Wystarczy wam 10 minut, żeby dojść do siebie? - zapytał się reżyser.
- Tak – weszliśmy z powrotem do środka – Kotku .. cała się trzęsiesz.
- Bałam się o Ciebie, idioto! Po co Go prowokowałeś?
- Bo wiedziałem, że dam mu radę i drugi raz nie pozwoliłbym, żeby coś Ci się stało.
- Wiem – przytuliłam się do niego – Nie chcę, żebyś tak się narażał.
- Już nie będę – wiedziałam, że i tak się nie zmieni, ale miałam nadzieję, że więcej nie będzie takich sytuacji.
- Nadal im ufasz?
- Tak … On od początku dziwnie się zachowywał. Wypytywał o kasę i kiedy ją dostanie. Reszta wydaje się normalna.
- Mam nadzieję, ale i tak uważaj na siebie.
- Zawsze uważam, ale ty jesteś na pierwszym miejscu. Będziesz siedziała obok Boba.
- Ok. Chodźmy już – złapaliśmy się za ręce i poszliśmy na plan. Usiadłam na tym wysokim krzesełku. Michael poszedł do reszty. Bałam się o niego. Coś tam mówili, a po chwili wszyscy się ustawili na swoich miejscach i rozbrzmiała muzyka. Mike stał przed nimi i obserwował. Coś mu nie pasowało i kazał przerwać. Pokazał jak powinno to wyglądać i dalej patrzył. Był świetny. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Zatańczył razem z nimi i nagle przerwał. Złapał się za brzuch i poprosił o przerwę. Podeszłam do niego – Co się dzieje?
- Nic.
- Po co kłamiesz? Przecież widzę – westchnął.
- Zabolało mnie – dotknął ręką tam gdzie miał operację.
- Musimy jechać do lekarza.
- To nic takiego. Chwilę odpocznę i przestanie.
- To może być coś poważnego.
- Na pewno nie jest. Nie martw się – pokręciłam głową i wróciłam na swoje miejsce. Po 5 minutach kontynuowali. Czemu był taki uparty? Wtedy też zbagatelizował objawy i mogło skończyć się tragedią. Zamyśliłam się na chwilę, a gdy się ocknęłam, na twarzy Michaela pojawił się grymas i zgiął się w pół. Podbiegłam do niego.
- Mike? - nie odpowiedział. Spojrzał się na mnie z bólem – Dasz rade iść? - kiwnął głową. Złapałam Go pod pachę i poszliśmy do przyczepy.
- Miałaś rację …. przepraszam – wyszeptał.
- Jedziemy do szpitala.
- Ale …
- Wynocha do samochodu! I oddawaj kluczyki! - musiałam być stanowcza. Dał mi kluczyki i wyszliśmy na zewnątrz. Powiedział komu trzeba, że na dzisiaj wystarczy i pojechaliśmy. Widziałam, że źle się czuł, ale nie chciał tego pokazać. Zaparkowałam w podziemnym parkingu szpitala i pojechaliśmy windą na 3 piętro do lekarza Michaela. Nie było ludzi, więc weszliśmy do jego gabinetu – Dzień dobry Panu – powiedziałam.
- Dzień dobry Państwu. Coś się stało?
- Zgadł Pan. Michaela zaczął boleć brzuch podczas tańca.
- Ale już przestało.
- No i sam Pan widzi.
- Dobrze, że Go Pani przyprowadziła. Proszę zaczekać. Pójdę przygotować aparaturę USG – wyszedł.
- Mówiłam?
- Ale w szpitalu na pewno nie zostanę.
- Jeszcze zobaczymy – zrobił niezadowoloną minę – Coś się nie podoba?
- Tak, że traktujesz mnie jak dziecko.
- To zachowuj się odpowiedzialnie … o mnie się martwisz, a siebie masz gdzieś. Zrozum, że ja też się o Ciebie martwię – podeszłam do niego – Już raz Cie prawie straciłam … nie chcę znowu przez to przechodzić.
- Rose … przecież wtedy nie byliśmy jeszcze razem – dotknął mojej twarzy.
- Wiem, ale … nie wiem jak to opisać … - czułam jak do oczu napływają mi łzy.
- Chodź do mnie – przytulił mnie – Po prostu nie lubię leżeć w szpitalach, ale obiecuję, że jeżeli lekarz powie, że muszę zostać .. zostanę. Zrobię to dla Ciebie – pocałował mnie w czoło. Poczułam jak bardziej się na mnie oparł i czułam jego ciężar – Muszę usiąść – spojrzałam się na niego i pomogłam mu usiąść.
- Znowu Cię boli?
- Tak – nie mogłam patrzeć jak cierpi. Przyszedł lekarz i Go zabrał do innego pomieszczenia. Ja musiałam zaczekać na korytarzu. Chodziłam w tą i z powrotem. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Strasznie się denerwowałam. Teraz już w ogóle nie myślałam o sobie. Myśli samobójcze jak i depresja gdzieś odeszły i miałam nadzieję, że już nigdy nie wrócą. Nie chciałam być dla niego ciężarem. I pomyśleć, że jeszcze wczoraj chciałam się zabić. Jak mogłam być taką egoistką? Myślałam, tylko o sobie, a nie pomyślałam o innych. Zwłaszcza o Michaelu. W końcu drzwi się otworzyły i mogłam wejść do środka.
- Wiadomo już coś? - Mike poprawiał koszulę.
- Tak. Mogą Państwo usiąść – wskazał na krzesełka – Badanie nic nie wykazało. W Pana organizmie nic się nie dzieje. Nie ma żadnego krwotoku wewnętrznego.
- Więc skąd te bóle? - zapytałam.
- Pan Jackson długo nie miał wysiłku fizycznego.
- Tego bym nie powiedziała – powiedziałam, ale po chwili ugryzłam się w język. Lekarz się na nas popatrzył i chyba zrozumiał moją aluzję.
- Yyy .. to znaczy .. przepraszam, że pytam, ale jesteście Państwo razem?
- Tak – odpowiedział.
- Więc miałem na myśli taniec. Musi Pan stopniowo przyzwyczajać organizm. Przypuszczam, że ból wywołują mięśnie brzucha, które zbyt długo były w spoczynku. Zalecam tydzień przerwy od tańczenia i wypiszę Panu słabe tabletki przeciwbólowe, ale proszę je brać, gdy naprawdę nie będzie mógł Pan wytrzymać.

- Dobrze – podziękowaliśmy i pojechaliśmy do domu. Ulżyło mi, gdy się okazało, że to nic takiego. Mike zadzwonił do Boba, że na tydzień zawiesza scenę, w której tańczy.

********************************************************

Miło mi powitać nowych czytelników. Ciesze się, że Wam się podoba i mam nadzieję, że będziecie czasami zaglądać ;) Szkoda, że ostatnio mniej osób czyta, ale to nic. I tak będę pisała dla tych, którzy ciągle są i czekają. Nawet jeżeli miałaby być to jedna osoba.

sobota, 21 grudnia 2013

Bad Girl 35 Part 2 i Przedstawienie Bohaterów

Na początku Życzyć Wam Wesołych i Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia oraz dużo prezentów, zwłaszcza Michaelowych ;)
Przed nowym rokiem jeszcze się spotkamy, więc jeszcze nie składań życzeń na nowy rok. Mam nadzieję, że  za tydzień dam radę wstawić kolejną. Wiecie jak jest ze świętami. A w tym roku ja będę większość potraw robiła.



******************************************************

Pomyślałam, że jednak wstawię zdjęcia postaci. Mam nadzieję, że dobrze zrobiłam.

Rose Baker
23 lata
Główna Bohaterka

Michael Jackson
24 lata (jeszcze)
Chłopak Rose
Mary Baker
44 lat
Mama Rose

Richard Baker
47 lat
Tata Rose

Sally Stone
23 lata
Przyjaciółka Rose

Eric
25 lat
Były chłopak Rose

************************************************************

Usiadłem na łóżku. Kartka wypadła mi z dłoni. Pani Baker podniosła ją. Spojrzała się na mnie. Byłem zdruzgotany.
- Co to oznacza? - zapytała się. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, ale sama się domyśliła.
- Muszę ją znaleźć – wstałem i wziąłem tą kartkę.
- Wiesz gdzie?
- Nie, ale pojadę wszędzie. Może jeszcze nie jest za późno – na te słowa, Pani Baker się rozpłakała. Najpierw pojechałem do Sally. Czekałem aż otworzy.
- Mike? Co tutaj robisz?
- Jest Rose?
- Nie … od wczoraj się nie widziałyśmy. Co się stało? - wpuściła mnie do środka. Pokazałem jej kartkę – O Boże.
- Gdybym wiedział … mogłem nie jechać.
- To nie twoja wina. Trzeba ją znaleźć.
- Właśnie jadę.
- Jadę z tobą – pojechaliśmy najpierw do mnie. Sally zaczekała w samochodzie.
- Janet! - krzyknąłem od progu. Schodziła po schodach.
- Czego się drzesz, przecież idę – mama z ciekawości tez przyszła.
- Była tutaj Rose?
- Nie … przecież z nią jesteś.
- A dzwoniła?
- Też nie.
- Na pewno? To jest bardzo ważne.
- Mówię prawdę.
- Stało się coś, Michael? - zapytała mama.
- Rose .. uciekła.
- Nic dziwnego. Ostatnio okropnie ją traktowałeś.
- Janet! To nie ma nic wspólnego! Chcę się zabić bo nie może zapomnieć o tym co ją spotkało. Muszę ją znaleźć.
- Pomogę Ci.
- Co tak krzyczycie? - Toya zeszła do nas.
- Rose chcę sobie coś zrobić i Mike jej szuka – wyjaśniła za mnie Janet.
- Pomożemy Ci z Janet. I bez gadki.
- No dobrze. Pojedziecie na plaże i do parku. Ja z Sally pojeździmy po mieście.
- Dobrze.
- Dzwońcie jak coś będziecie wiedziały i uważajcie na siebie.
- Nie martw się. Na pewno nic jej nie jest – Toya mnie przytuliła.
- Mam nadzieję. Pospieszmy się – Janet i Toya wsiadły do samochodu, a ja wróciłem do swojego. Oparłem głowę o kierownicę. Czułem się bezradny. Poczułem dłoń na ramieniu, ale nie podniosłem głowy.
- Mike … mówiła mi o waszej kłótni.
- Tak strasznie tego żałuje … gdybym mógł cofnąć czas … jeżeli .. jeżeli jej już nigdy nie zobaczę? Nie wiem co zrobię – czułem, że za chwilę się rozpłaczę. Nie mogłem sobie na to pozwolić.
- Przestań! Rose jest dla mnie ja siostra. Dla mnie też jest to trudne.
- Wiem … przepraszam. Jedźmy – ruszyliśmy. Byliśmy chyba wszędzie. Dochodziła 24, a nadal jej nie znaleźliśmy. Zatrzymałem na chwile samochód. Wykręciłem numer do Janet – Znaleźliście ją?
- Nie. Przeszukałyśmy dokładnie park i plaże, ale nie mam jej. Pojechałyśmy także do miasta.
- Rozumiem … wracajcie już do domu. Ja jeszcze pojeżdżę.
- Dobrze – rozłączyłem się. Pokręciłem głową w stronę Sally, że nic z tego.
- Co teraz?
- Odwiozę Cię do domu jeżeli chcesz.
- Nie … nie zasnęłabym z tą świadomością. Jedźmy jeszcze na most. Jeszcze tam nie byliśmy.
- Racja – Sally rozglądała się na wszystkie strony.
- Mike … zatrzymaj się.
- Co? - spojrzałem się na nią. Miała przerażoną minę, więc się zatrzymałem.
- Spójrz w lewo – tak też zrobiłem. Poczułem strasz, ale też w pewnym stopniu radość, że ją zobaczyłem, że żyje i nie jest jeszcze za późno. Szybko wysiadłem, Sally zrobiła to samo.
- Rose? - powiedziałem delikatnie, żeby jej nie wystraszyć. Stała za barierką mostu i się jej trzymała. Obejrzała się.
- Co Wy tutaj robicie? Skąd wiedzieliście gdzie jestem? - stałem daleko od niej, ale widziałem, że płacze.
- Szukamy Cię od paru godzin. Zejdź stamtąd. Chodź do mnie – zacząłem się do niej zbliżać.
- Nie podchodź! Bo skocze!
- Nie rób tego … błagam Cię, kochanie.
- Proszę Was .. idźcie stąd … będzie mi łatwiej.
- Nie pozwolę na to! - dałem Sally kluczyki od samochodu i swój płaszcz.
- Co robisz?
- To co muszę. Jesteś jedynym świadkiem, gdyby coś się stało – odszedłem kawałek dalej i przeszedłem przez barierkę na drugą stronę. Było bardzo wąsko, ale nie obchodziło mnie to. Musiałem zrobić wszystko, żeby ją uratować.
- Zwariowałeś? Zejdź stąd.
- Zejdę, ale z tobą – zbliżałem się do niej.
- Chcesz spaść?
- Jeżeli skoczysz, zrobię to samo.
- Zginiesz.
- Co za różnica, czy zginę teraz, czy umrę bez Ciebie.
- Nie mów tak. Proszę Cię .. pozwól mi zakończyć moją męczarnie.
- Nigdy. Pomogę Ci, słyszysz? Już raz nam się udało i uda znowu.
- Nie .. nie – kręciła głową – Zasługujesz na normalną dziewczynę – musiałem coś zrobić. Za chwilę mogło być na późno. Gdy byłem już przy niej, jedną ręką mocno się trzymałem barierki i stanąłem przed nią w rozkroku.
- Nie pozwolę Ci tego zrobić.
- Dlaczego? Lubisz patrzeć jak cierpię?
- Kocham Cię … ty mnie też?
- Wiesz, że tak.
- Więc .. czemu chcesz, żebym pomału umierał bez Ciebie?
- Nie chcę, ale …. ja już nie potrafię tak żyć.
- A ja nie potrafię żyć bez Ciebie, rozumiesz? Chcę być z tobą … widzę Cię u mego boku do samej śmierci.
- Boję się, że Ci się znudzę i mnie zostawisz.
- Nie ma takiej opcji. Zdobyłaś moje serce, gdy myślałem, że nikogo nie pokocham. Jesteś na mnie skazana, zapamiętaj.
- Mike … boję się.
- Wiem, ale zrobię wszystko, żeby Ci pomóc.
- Tak bardzo Cię kocham i tak bardzo chciałabym być normalna.
- Jesteś normalna, ale doświadczyłaś czegoś strasznego … twoje zachowanie jest zrozumiałe.
- Jeżeli teraz wrócę do domu … znowu mnie zamkną w tym szpitalu.
- Nie dopuszczę do tego. Teraz masz mnie i się tobą zaopiekuje. Wierzysz mi?
- Tak.
- W takim razie chodźmy stąd, dobrze? - pokiwała głową. Dałem Sally znak, żeby podeszła – Złap się mojej szyi, przeniosę Cię na drugą stronę – Mocno złapała się mojej szyi, a ja uniosłem jej nogi i przeniosłem. Drugą ręką musiałem się trzymać, żeby nie spaść. Sally już czekała. Przeskoczyłem i wziąłem Rose na ręce. Zaniosłem do samochodu i posadziłem na tylnym siedzeniu. Przykryłem ją swoim płaszczem. Sally zajęła się Rose, gdy ja prowadziłem. Pojechałem do domu Rose – Zaczekajcie na mnie. Wezmę kilka rzeczy Rose – Państwo Baker jeszcze nie spali.
- Nareszcie jesteś. Znalazłeś ją?
- Tak .. jest w samochodzie z Sally.
- Nic jej nie jest?
- Nie – za bardzo nie miałem ochoty z nimi rozmawiać. Pamiętałem co mi powiedziała Rose. Bała się wrócić do domu.
- Czemu nie wejdzie?
- Przyjechałem tylko po kilka jej rzeczy. Zabieram ją do siebie.
- Dobrze wiesz, że potrzebuje pomocy specjalisty.
- Tak jak 8 lat temu?! - podniosłem głos. Patrzyli się na mnie zaskoczeni – Tak .. wiem o wszystkim i nie pozwolę wam drugi raz zrobić to samo – poszedłem do pokoju Rose i spakowałem kilka ubrań. Zabrałem też Sisi. Wróciłem do samochodu.
- Co się stało? - zapytała mnie Sally.
- Nic.
- Przecież jesteś zdenerwowany.
- Jak byś nie znała moich rodziców – powiedziała Rose.
- Skarbie, zabieram Cię do siebie – pogłaskałem ją po policzku. Zapomniałem zadzwonić do dziewczyn, że już wszystko w porządku, ale byłem już blisko domu. Zaparkowałem i wziąłem Rose na ręce, a Sally zabrała torbę i Sisi. Gdy wszedłem do domu, zobaczyłem, że większość nie śpi i siedzi w salonie. Brakowało, tylko Tita. On był największym śpiochem z nas wszystkich. Janet od razu podeszła.
- Gdzie była?
- Później porozmawiamy. Możecie iść już spać – zaniosłem Rose do mojego pokoju i położyłem na łóżku – Sally .. zostaniesz jeszcze chwilę? Chcę przygotować kąpiel Rose.
- Jasne .. nie spiesz się – poszedłem do łazienki i napuściłem do wanny wody. W tym czasie, przeszukałem szafkę i zabrałem wszystkie żyletki i maszynki do golenia. Zabrałem też tabletki jakie były. Zrobiłem dużo piany i wróciłem do pokoju – Zamówię Ci taksówkę – powiedziałem, ale telefon został w płaszczu na dole – Zaczekaj jeszcze chwilę – zbiegłem na dół. Po drodze spotkałem Randiego.
- Idziesz gdzieś? - zapytał.
- Nie .. muszę zamówić taksówkę dla Sally.
- Odwiozę ją.
- Serio?
- Pewnie – poszedł ze mną do pokoju.
- Sally .. Randy Cię odwiezie, dobrze?
- Ok.
- Poczekam na Ciebie na dole – uśmiechnął się do niej i wyszedł. Wydawało mi się to podejrzane. Od kiedy Randy, tak chętnie kogoś odwozi i nie marudzi przy tym? Czyżby mu się spodobała? Całkiem możliwe. Sally pożegnała się z Rose i wyszła. Zamknąłem drzwi. Usiadłem przy niej.
- Przygotowałem Ci kąpiel – pokiwała, tylko głową. Zacząłem ją powoli rozbierać.
- Co robisz? Przestań! - odepchnęła moje ręce.
- Spokojnie .. muszę Cię rozebrać … nie skrzywdzę Cię .. przecież wiesz – patrzyłem jej w oczy. Nie chciałem, żeby mnie się bała – Mogę? - nie odpowiedziała. Opuściła wzrok. Wziąłem to za pozwolenie i miałem rację. Gdy ją rozebrałem, zaniosłem do wanny. Ściągnąłem swoją koszulę, żeby jej nie zamoczyć – Umyje Ci plecy – wziąłem gąbkę do rąk. Po jakimś czasie gąbka wyślizgnęła mi się z ręki i wpadła do wody. Zacząłem jej szukać pod wodą. Od razu ją wyczułem, ale chciałem rozbawić trochę Rose – No gdzie Ona może być ..hmmm …. nie to nie to – musnąłem jej udo – To też nie – tym razem pośladek.
- Robisz to specjalnie – zobaczyłem uśmiech na jej twarzy.
- Jak możesz tak mówić? O widzisz .. mam – pokazałem.
- I tak Ci nie wierzę.
- Pożałujesz tego – mruknąłem – Chcesz jeszcze posiedzieć?
- Tak .. trochę.
- Ok – usiadłem na podłodze.
- Będziesz mnie pilnował?
- Po prostu przy tobie siedzę – oczywiście, że ją pilnowałem.
- Przecież nie utopię się w wannie.
- To nie jest śmieszne.
- Chcę już wyjść.
- Pomogę Ci.
- Nie trzeba .. podaj mi, tylko ręcznik – zdziwiłem się jej zachowaniem. Zrobiłem coś nie tak?
- Jesteś na mnie zła?
- Nie .. po prostu jest mi wszystko jedno, czy się poślizgnę i złamie kark.
- Nie mów tak – wziąłem ją na ręce i wyciągnąłem z wanny – Ranisz mnie, gdy tak mówisz.
- Przepraszam, ale ja mam po prostu dosyć życia.
- Sprawię, że znowu będzie chciało Ci się żyć.
- Wątpię.
- Nie przekomarzał się ze mną bo wiesz, że przegrasz – położyłem ją do łóżka – Przyniosę Ci piżamę – wyciągnąłem z torby i ubrałem ją. Sprawiło mi to dużo radości, że mogłem się nią zająć. Potem ja się szybko przebrałem i wskoczyłem do łóżka. Przytuliłem się do Rose pleców i objąłem ją w pasie. Leżeliśmy tak jakiś czas. Nagle się odezwała.
- Przepraszam – spojrzałem się na nią – Przepraszam, że jestem dla Ciebie ciężarem i musisz się mną zajmować jak małym dzieckiem.
- Co ty wygadujesz – odwróciłem ją w swoją stronę – Jestem szczęśliwy, że mogę się tobą zająć.
- Tylko tak mówisz.
- Teraz naprawdę należy Ci się kara – zniżyłem się i odsłoniłem jej brzuch.
- Co chcesz zrobić? - widać było, że się przestraszyła. Nie odpowiedziałem, tylko zacząłem jej robić pierdzioszki na brzuchu. Śmiała się i wierciła – Mi .. Mike … hehe ..p … przestań …. błagam – spojrzałem się na nią.
- A będziesz już grzeczna?
- Tak – przestałem ją torturować. Przybliżyłem się do niej. Moja twarz znajdowała się tuż nad jej. Patrzeliśmy sobie w oczy. Nie chciałem zrobić nic czego, by nie chciała – O czym teraz myślisz? - zapytała i zmierzwiła moje włosy.
- O tym, że jesteś piękna i …
- I?
- I chcę Cię pocałować – trochę się uśmiechnęła i spuściła wzrok, ale po chwili znowu na mnie spojrzała i przybliżyła twarz do mojej.
- To na co czekasz?
- Nie wiem, czy mogę.
- Powinieneś wiedzieć – uśmiechnąłem się i delikatnie lecz namiętnie ją pocałowałem.
- Nigdy bym Cię nie skrzywdził, wiesz o tym.
- Ufam Ci, kochanie, ale …. nie chcę, żebyś marnował na mnie czas … wiem, że mnie kochasz, dlatego ciężko jest mi to mówić.
- To nie mów bo ja i tak z Ciebie nie zrezygnuje.
- Ale … jeżeli będziesz miał tego dość, to mi powiedź, dobrze? Chcę, żebyś był szczęśliwy.
- Jestem szczęśliwy z tobą i to się nigdy nie zmieni. Nie umiałbym pokochać innej i proszę Cię o jedno … nigdy więcej nie próbuj się zabić.
- Naprawdę byś skoczył?
- Tak – odpowiedziałem bez wahania – A wiesz … chyba Sally będzie miała chłopaka.
- Jak to?
- Widziałem jak Randy na nią patrzył … tak samo jak ja na Ciebie. Od razu się wyrwał, żeby ją podwieźć – zaśmiałem się.
- Mam nadzieję, że będą szczęśliwi.

- Ja też. Randy jest w porządku .. nie jak pozostali – jeszcze chwilę porozmawialiśmy i poszliśmy spać. Cieszyłem się, że stan Rose już trochę się poprawia.   


sobota, 14 grudnia 2013

Bad Girl 35 Part 1

Witajcie!
Dzisiaj nie wiem co tutaj napisać. Chyba tylko o jednym. W poniedziałek zmarł dyrektor Empika w moim mieście. Dlaczego o nim pisze? Bo był naprawdę spoko facetem. Zawsze pomógł, doradził, czasami nawet zastępował swoich pracowników na kasach. Miałam okazję zamienić z nim parę słów, ale bym się nie spodziewała, że w wieku 40 lat odejdzie. Byłam częsty gościem w Empiku. Jak byłam ostatnio, to pracownicy smutni i oczywiście muzyka wyłączona. Teraz jest tam jakaś inna atmosfera ... dziwna. No, ale dosyć już wam przynudzania. Zapraszam na kolejną. Mam nadzieję, że się spodoba ;)

P.S. Mam nadzieję, że już nie robię tylu błędów co wcześniej. Staram się jak mogę.

*********************************************************

Siedziałam w kuchni i jadłam śniadanie. Nie chciałam dać po sobie poznać, że się boję. Mike miał po mnie przyjechać za pół godziny. Chciałam z nim porozmawiać. Ale był taki niedostępny. Nie pomyślałam o jednym. Ta suka może Go teraz wziąć na litość, a znając jego … ulegnie. Nie mogłam do tego dopuścić. Równo o 8:30 usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć i Go wpuściłam. Nawet się ze mną nie przywitał. A ja Go teraz potrzebowałam.
- To ma być kara? - nie odpowiedział. Nie lubiłam tego. Wolałam, żeby na mnie nawrzeszczał niż milczał – Pewnie nie możesz się doczekać aż mnie wsadzą …. będziesz mógł być z Brooke i się bidulką zaopiekować.
- Nie wiesz co mówisz – nic więcej nie powiedział. Wsiadłam na tylne siedzenie. Janet już tam była.
- Jednak nie fajnie jest mieć starszego brata – powiedziałam. Pokręcił tylko głową. Nie zachowywał się jak mój chłopak, tylko właśnie jak brat. Strasznie mnie to wkurzało.
- Nie musisz mi tego mówić – odpowiedziała.
- Ale przyznasz, że było fajnie.
- O tak.
- Chyba sobie żartujecie! Znaleziono ją nieprzytomną!
- To moja wina, że ma tak słabą głowę i po kilku ciosach mdleje? - powiedziałam na luzie.
- Zachowujesz się jak nastolatka! Janet się nie dziwie, ale ty?
- Ej! Wypraszam sobie! - Janet się oburzyła.
- Obie jesteście niedojrzałe. Widzę, że w ogóle się nie boicie kary. Skoro tak … może zaczniecie radzić sobie same, co? Chętnie zobaczę co z tego wyjdzie – dojechaliśmy na miejsce i wysiedliśmy. Czekaliśmy na policjanta. Adwokat Michaela już na nas czekał. Najpierw wzięli mnie na przesłuchanie i razem ze mną poszedł adwokat. Weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia. Usiadłam na krzesełku, a naprzeciwko mnie policjant. Najpierw spisał moje dane, potem zaczął zadawać pytania.
- To był Pani pomysł?
- Tak.
- Dlaczego to zrobiliście?
- Ogląda Pan czasami telewizję albo czyta gazety?
- To ja zadaje pytania.
- Dobrze … więc … załóżmy, że Pan ogląda. Pewnie Pan widział wywiad z Brooke. Jeszcze jakieś pytania?
- Pani chyba nie zdaje sobie sprawę z tego co zrobiła.
- Mogę porozmawiać ze swoją klientką?
- Proszę – policjant opuścił na chwilę pokój.
- Nie wiem w co grasz, ale przestań. Jeżeli nie chcesz pójść siedzieć, musisz okazać skruchę.
- Ale mi nie jest wcale przykro.
- Boże! Nieważne … najważniejsze, żeby Oni tak myśleli, rozumiesz?
- Tak – wiedziałam, że miał rację, ale nie mogłam się przełamać. Wrócił policjant.
- Możemy kontynuować? - kiwnęłam głową – W takim razie … zacznijmy od początku. Dlaczego zdecydowałyście się na to?
- Brooke … zszargała Michaelowi opinię. Nie mogłam tego znieść, że chodzi bezkarnie i postanowiłam sama wymierzyć sprawiedliwość.
- Pojechała Pani do niej z zamiarem zabicia?
- Nie … chciałyśmy ją tylko pobić.
- A jak było z Janet? Kazała jej Pani to zrobić? - musiałam się zastanowić nad odpowiedzią. Chciałam powiedzieć, że tak, żeby ją chronić, ale zdałam sobie sprawę, że Ona na pewno zezna, że chciała to zrobić z własnej woli. Wolałam, żeby nasze zeznania były jednakowe.
- Nie … nie kazałam. Powiedziałam, tylko co zamierzam.
- Dobrze … zabrałyście coś ze sobą do pobicia?
- Nie.
- Chce mi Pani powiedzieć, że tak rozległe obrażenia odniosła po ciosach pięściami?
- Tak … tak już powiedziałam wcześniej. Chciałyśmy ją jedynie pobić, ale …
- Tak?
- Na samym początku zapytałam ją, czy wszystko odwoła publicznie … odpowiedziała, że nie … dałam jej szansę. Gdyby się zgodziła .. nic byśmy jej nie zrobiły .. naprawdę.
- Rozumiem – wszystko notował – Przejdźmy do kolejnej rzeczy. Która z was zadała pierwszy cios?
- Ja – kolejne kłamstwo – Janet zadała może z trzy ciosy … resztę ja.
- Wstrząs mózgu i złamane żebra, to Pani sprawka?
- Tak.
- Żałuje Pani? - spojrzałam się na adwokata, a On na mnie. Nie żałowałam, ale nie mogłam tego powiedzieć.
- Tak – ledwo mi to przeszło przez gardło. Policjant uważnie mi się przyglądał.
- Na razie to wszystko – wyszłam. Adwokat czekał na Janet, a ja usiadłam tam gdzie wcześniej Janet, obok Michaela. Nie odzywał się do mnie. Było mi z tym źle.
- Nie będziesz się do mnie odzywał .. za nią?
- To nie chodzi o nią … nieważne kogoś byście pobiły .. zachowywałbym się tak samo – spojrzał się na mnie z kamienną twarzą – Poczekam na was w samochodzie – wstał i poszedł. Źle się poczułam i kręciło mi się w głowie. Podeszłam do informacji. Chciałam się dowiedzieć ile potrwa przesłuchanie Janet, ale niczego się nie dowiedziałam. Ledwo stałam i upadłam na ścianę.
- Źle się Pani czuje? - zapytała się mnie policjantka, która właśnie przechodziła.
- Kręci mi się w głowie – przyznałam.
- Jest Pani z kimś? Wezwać pogotowie?
- Nie trzeba … mój chłopak jest w samochodzie.
- Pójdę po niego, ale najpierw pomogę Pani dojść do krzesełka – pomogła mi i poszła po Michaela. Siedziałam ze spuszczoną głową i nie widziałam jak wszedł. Poczułam jego dłoń na kolanie. Kucnął przy mnie.
- Co się dzieję?
- W głowie mi się kręci.
- Zaprowadzę Cię do samochodu.
- Nie .. chcę zaczekać na Janet.
- No dobrze – usiadł przy mnie, ale nie zrobił nic więcej. Nie przytulił .. nic. Było mi tak strasznie przykro. Jego obojętność raniła mnie. Wcześniej, by mnie przytulił, pogłaskał po włosach i powiedział, że wszystko będzie dobrze. I pomyśleć, że przez swoje głupie zachowanie mogę Go stracić. Chyba bym tego nie przeżyła. Nie wiem ile minęło czasu, ale Janet razem z adwokatem, wyszli i do nas podeszli.
- Na dzisiaj to wszystko. Nie mogą opuszczać miasta.
- Wiadomo kiedy będzie sprawa?
- Nie wiadomo, czy w ogóle będzie. Lepiej dla nich, żeby nie było. Adwokat Brooke ma się ze mną skontaktować.
- Rozumiem. Dzięki .. będziemy w kontakcie – podali sobie dłonie i adwokat wyszedł. Ja nadal siedziałam. Janet się dosiadła.
- Mówiłaś tak jak ustaliłyśmy? - zapytałam szeptem.
- Tak, ale to nie w porządku, że wszystko chcesz wziąć na siebie.
- Już o tym rozmawiałyśmy.
- Jedziemy – powiedział Mike. Nie zaczekał na nas. Na szczęście zawroty głowy ustały i poszłyśmy do samochodu. Zatrzymał się pod swoim domem – Janet .. tylko nie zrób niczego głupiego. Ja muszę porozmawiać z Rose.
- Dobra – wysiadła. Gdy już dojechaliśmy pod mój dom, wysiadłam i od raz poszłam do swojego pokoju. Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł Michael.
- Musimy porozmawiać.
- Domyślam się – byłam tak samo obojętna jak On.
- Nie podoba mi się to co zrobiłyście.
- Co ty nie powiesz.
- Możesz przestać?! Próbuję was wyciągnąć z tego, ale macie to gdzieś! Co wy sobie myślałyście! Że was nie wyda?! Zachowałyście się jak gówniary!
- A ty to niby jesteś lepszy?! Już zapomniałeś jak pobiłeś Erica?! Nie różnimy się w tej kwestii!
- Jemu się należało! Jest zwykłym śmieciem, który dał Ci to świństwo!
- Ona jest nie lepsza!
- Kobietom nie pasuje w taki sposób wymierzać sprawiedliwość!
- To był czysty seksizm! Nie będziesz mi mówił czego mogę, a czego nie! Nie podoba mi się jak mnie traktujesz! Znaczę jeszcze coś dla Ciebie?!
- Powinnaś to wiedzieć!
- Ale nie wiem! Nic już nie wiem! Tak! Przyznaje się! Popełniłam błąd! Ale to nie znaczy, że masz mnie tak traktować! - byłam strasznie zdenerwowana – Wynoś się! Wyjdź i nie wracaj! - patrzył się na mnie przez chwilę.
- Chcesz tego?!
- Tak!!
- Proszę bardzo! - wyszedł i trzasnął drzwiami. Dopiero po chwili zdałam sonie sprawę ze słów, które wypowiedziałam. Boże! Co ja zrobiłam? Nie chciałam tego powiedzieć. Usiadłam na łóżku. Weszła mama. Wiedziałam, że naszą kłótnię było słychać w całym domu.
- Chcesz porozmawiać?
- Nie! Chcę zostać sama … wyjdź – wyszła, a ja położyłam się na łóżku. Łzy zaczęły powoli spływać po moich policzkach. Mój telefon zaczął dzwonić. Nie odebrałam, nie chciałam z nikim rozmawiać. Po chwili znowu zaczął. Odebrałam dopiero za trzecim razem – Tak? - próbowałam brzmieć jak najbardziej normalnie, ale nie wyszło mi to.
- Rose? - to była Sally – Płaczesz? Co się stało?
- Nic … przepraszam Cię, ale nie mam ochoty rozmawiać – rozłączyłam się i dalej płakałam. Wydawało mi się, że minęły wieki, ale to nie możliwe bo Sally przychodziła od razu, gdy wiedziała, że coś jest nie tak. Tak, tak … właśnie Sally siedzi na łóżku i się pyta co się stało – Proszę Cię … daj mi spokój.
- Nic z tego. Masz mi natychmiast powiedzieć – usiadłam po turecku i zaczęłam jej wszystko mówić co się ostatnio wydarzyło. Nie powiedziałam jeszcze o kłótni z Michaelem – Naprawdę to zrobiłyście? - kiwnęłam głową – To nie było mądre z waszej strony.
- Teraz to wiem … to nie wszystko …. pokłóciłam się z Michaelem. Powiedziałam o jedno słowo za dużo i boję się, że to jest już koniec – znowu zaczęłam płakać, a Sally mnie do siebie przytuliła – Kazałam mu wyjść i nie wracać.
- Byliście zdenerwowani. Wszystko się ułoży.
- Mam nadzieję. Nie umiałabym już bez niego żyć, Sally.
- Nie mów tak! Kochacie się … będzie dobrze – siedziała ze mną do wieczora. Byłam jej wdzięczna. Około 20 poszłam wziąć prysznic. Nie był to dobry pomysł. Wszystkie wspomnienia wróciły. Wspomnienia wszystkich naszych pięknych chwil i nie mogłam już dłużej powstrzymywać się od płaczu. Nie wybaczę sobie, jeżeli już nie będziemy razem. Nie mogłam zasnąć. Męczyłam się. Zmieniałam pozycję chyba z 20 razy, a sen nie przychodził. Udało mi się dopiero po 2 w nocy, ale nie na długo. Śnił mi się koszmar … On mi się śnił. Ten drań, który mnie skrzywdził. Obudziłam się z krzykiem. Zabrałam kołdrę i schowałam się w rogu pokoju, trzęsłam się ze strachu. Rodzice weszli do pokoju. Nie wiedzieli co się dzieje. Ojciec chciał do mnie podejść, ale mu nie pozwoliłam. Krzyczałam, żeby mnie nie dotykał. Nie wiedzieli co robić. Wyszli z pokoju.
- Dzwoń po Michaela – powiedziała mama Rose do męża.
- O tej godzinie?
- Tylko jemu ufa. Dzwoń! - wykręcił numer i czekał aż rozmówca odbierze.
- Tak? - usłyszał zachrypnięty głos po drugiej strony słuchawki.
- Przepraszam, że Cię obudziłem o tej porze.
- Pan Baker? Co się stało.
- Chodzi o Rose … Ona .. - nie wiedział jak dobrać słowa.
- Daj mi ten telefon! - powiedziała podirytowana Pani Baker i zabrała mu telefon – Michael? Rose miała jakiś koszmar i teraz dziwnie się zachowuje. Nie wiemy co robić.
- Zaraz będę – rozłączył się.

Nie chciałem być taki dla Rose, ale nie umiałem inaczej. Nie chciałem jej w ten sposób ukarać, tak jak myślała. Wolałem to przemilczeć niż powiedzieć coś czego bym potem żałował. Rozmowa z Rose i tak mnie nie ominie, ale mam nadzieję, że uda nam się spokojnie porozmawiać. Gdy przyszła po mnie policjantka, przestraszyłem się. Strasznie się o nią martwiłem, dlatego bardzo trudno było mi udawać obojętnego. Chciałem z nią normalnie porozmawiać, ale Ona była zbyt uparta i skończyło się na kłótni. To była nasza najpoważniejsza sprzeczka. Kazała mi wyjść i nie wracać. Miałem nadzieję, że nie mówiła poważnie. Za bardzo ją kochałem, żeby pozwolić jej tak po prostu odejść. Do domu wróciłem strasznie wściekły. Mama widziała w jakim jestem stanie i nie pytała mnie co się stało. Z nerwów nie mogłem zasnąć. Usnąłem dopiero o 1 w nocy. Słyszałem dzwoniący telefon, ale pomyślałem, że to sen i nie odebrałem. Dopiero za drugim razem odebrałem. Zapaliłem nocną lampkę i przetarłem oczy. Spojrzałem na zegarek. Kto może dzwonić o 4 nad ranem? Zdziwiłem się, gdy okazało się, że to ojciec Rose. Od razu zerwałem się z łóżka, gdy usłyszałem, że coś się dzieje z Rose. Szybko się ubrałem i zbiegłem po schodach. Zostawiłem karteczkę w salonie, że jestem u Rose. O tej porze nie było w ogóle samochodów, więc na miejscu byłem dosłownie po trzech minutach. Otworzył mi Pan Baker. Wyjaśnił w skrócie co się stało i poszliśmy na schody. Pani Baker siedziała na ich końcu.
- Kazała nam wyjść – powiedziała i spojrzała na zamknięte drzwi od pokoju Rose.
- Zajmę się nią. Idźcie spać.
- Ale ..
- Naprawdę .. nic nie pomożecie.
- Dziękuje, że przyjechałeś – powiedziała i poszli do swojej sypialni. Wszedłem do pokoju.
- Zostawcie mnie! - krzyczała. Twarz miała schowaną w kolanach, które przyciągała do klatki piersiowej. Nie wiedziała, że to ja. Podszedłem bliżej i ukucnąłem przed nią.
- Skarbie … to ja. Spójrz na mnie – pogłaskałem ją po włosach. Uniosła głowę. Miała czerwone oczy od płaczu.
- Mike? Co ty tutaj robisz?
- Twoi rodzice zadzwonili do mnie – wtuliła się we mnie. Mocno ją do siebie przytuliłem – Co się stało?
- On .. On tutaj idzie i … znowu będzie mnie dotykał – była roztrzęsiona.
- Kochanie .. jesteśmy tylko my. On siedzi i nic Ci nie zrobi, słyszysz?
- Zrobi – strasznie płakała. Musiał jej się przyśnić – Dlaczego przyjechałeś?
- To chyba oczywiste … dowiedziałem się, że coś się dzieje i przyjechałem bo Cię kocham.
- I nie chcesz mnie zostawić?
- Nigdy bym tego nie zrobił.
- Ja .. ja nie chciałam wtedy tego powiedzieć … byłam zdenerwowana i sama nie wiedziałam co mówię.
- Wiem, ale już wszystko jest dobrze. Jestem przy tobie i nic Ci nie grozi – nie wypuściłem jej z objęć ani na sekundę. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka. Była we mnie tak wtulona, że nie mogłem się wydostać – Puścisz mnie na chwilkę?
- Nie – zaśmiałem się.
- Muszę się rozebrać. Nigdzie nie pójdę – spojrzała się na mnie i zwolniła uścisk. Rozebrałem się. Bez żadnych podtekstów. Zostałem w bokserkach i podkoszulce. Położyłem się do łóżka. Wtuliła się we mnie, a ja ją przytuliłem. Było jasne, że już nie zaśnie. Nadal płakała – Cii .. nie płacz – wyszeptałem.
- Nie mogę przestać …. ciągle Go widzę … ja nie chcę tak żyć.
- Nie mów tak … to był tylko zły sen – nie miałem pojęcia, że Ona nadal to przeżywa. Fakt .. nie minęło zbyt dużo czasu od tamtego zdarzenia, ale myślałem, że się już z tym uporała. Głaskałem ją po włosach. Powoli się uspokajała. Była 6 nad ranem, gdy się zorientowałem, że zasnęła. Po chwili i ja też udałem się do krainy snów

Obudziłem się około 8. Nie mogłem już dłużej spać. Martwiłem się o Rose. Miałem nadzieję, że nie popada znowu w depresję. Nie była wcale taka mocna psychicznie jak próbowała mi pokazać na początku znajomości. Teraz to wiedziałem i wiedziałem, że potrzebuje mojej pomocy. Rose jeszcze spała. Delikatnie wyślizgnąłem się z łóżka i zszedłem na dół. Pani Baker była w kuchni.
- Już wstałeś?
- Tak .. nie mogę spać.
- Co z Rose?
- Śpi … martwię się o nią.
- Myślisz, że depresja wraca?
- Mam nadzieję, że nie, ale … zachowuje się tak jak wcześniej.
- Może … może powinni zając się nią specjaliści? - nie mogłem uwierzyć, że to powiedziała. Nie chciałem być niegrzeczny, więc nie powiedziałem co o tym sądzę. Rose próbowała im zaufać i wybaczyć, a Oni znowu chcą to zrobić.
- Nie! - powiedziałem stanowczo – Sam się nią zaopiekuje. Tak jak wcześniej.
- I na ile to pomoże? Miesiąc? Chcesz, żeby co chwila miała depresję?
- Z całym szacunkiem, ale nie będę drążył tego tematu – usłyszałem krzyk Rose. Pobiegłem do pokoju. Siedziała skulona na łóżku i chyba płakała – Już dobrze .. jestem – przytuliłem ją.
- Gdzie byłeś?
- Na dole .. rozmawiałem z twoją mamą.
- O mnie?
- Tak.
- Chcę mnie znowu tam zamknąć, prawda?
- Posłuchaj – wziąłem jej twarz w swoje dłonie – Nigdy na to nie pozwolę .. sam się tobą zajmę – znowu nie chciała jeść. Nie wiedziałem co robić. Była już 20 i ciągle leżała we mnie wtulona. To nie było żadnym rozwiązaniem, ale wtedy nie wiedziałam do czego się posunie. Właśnie zadzwonił mój telefon. Odebrałem – Tak?
- Wiem, że jest późno, ale możemy się spotkać? - to był adwokat.
- Coś się stało?
- Musimy porozmawiać.
- No dobrze … zaraz będę – zakończyłem rozmowę i Rose się na mnie spojrzała.
- Gdzie idziesz?
- Dzwonił adwokat … chcę się spotkać.
- Nie zostawiaj mnie.
- Obiecuję, że zaraz wrócę.
- Proszę Cię – znów zaczynała płakać.
- Kochanie, muszę … tu chodzi o Ciebie. Nie pozwolę, żeby Cię zamknęli. Obiecuję, że wrócę najszybciej jak się da – pocałowałem ją w czoło i wyszedłem. Tym razem była w gorszym stanie niż przedtem. Na dodatek jeszcze ta cała sprawa z Brooke. Wszedłem do dużego budynku gdzie znajdowała się kancelaria mojego adwokata – Jestem – powiedziałem.
- Dzięki i wybacz, że o tej godzinie. Na pewno jesteś zajęty.
- Byłem u Rose … nie jest w najlepszym stanie.
- Rozumiem. Wiesz w jakiej sprawie Cię wezwałem.
- Wiem … mów co wiesz nowego.
- Rozmawiałem z adwokatem Brooke. Powiedział, że nie musimy iść na drogę sądową, ale wszystko ustalimy dopiero jak Brooke wyjdzie ze szpitala.
- Czyli kiedy?
- Nie wiadomo. Odwiedzisz ją?
- Nie … nie chce jej znać. Przez nią ludzie myślą, że jestem gejem i Rose może iść siedzieć. Nie chce mieć z nią nic wspólnego.
- Może, gdybyś z nią porozmawiał, to ..
- Przestań! Powiedziałem swoje. Nie namawiaj mnie bo to jest bezcelowe. Zrób wszystko co w twojej mocy, żeby jej nie zamknęli. Muszę już iść – wyszedłem. Nie miałem najmniejszej ochoty na spotkanie z Brooke. Nie po tym wszystkim. Spieszyłem się do Rose i od razu poszedłem do jej pokoju. Łóżko było puste. Pomyślałem, że jest w łazience. Trochę poczekałem, ale przez 10 minut nie wychodziła. Zapukałem – Rose? Jesteś tam? To ja – zero odpowiedzi – Kochanie? - otworzyłem drzwi, ale nikogo nie było. Pobiegłem szybko do rodziców Rose – Gdzie Ona jest?
- O czym ty mówisz? Przecież nie wychodziła z pokoju.
- Jak to nie wychodziła?! Nie ma jej!
- Co?? - Pani Baker zerwała się z kanapy i pobiegła do jej pokoju, a ja z Panem Bakerem za nią – Przecież ... - okno było otwarte. Dopiero teraz zauważyłem. Zajrzałem do szafy, ale wszystkie ciuchy były na swoim miejscu. Zniknęła jedynie bluza, która leżała na fotelu. Zacząłem się rozglądać. Na stoliku zobaczyłem jakąś karteczkę. Przeczytałem, ale nic z tego nie rozumiałem. To brzmiało jak … jak pożegnanie ''Kocham Cię, Mike. Żegnaj''