niedziela, 8 września 2013

Bad Girl 24

Bardzo was przepraszam, że wczoraj nie wstawiłam notki, ale zaraz to wyjaśnię. Na sam początek  powiem, że pewnie was to nie obchodzi, ale chcę wyjaśnić. Otóż ... w lutym dowiedziałam się, że mam niedoczynność tarczycy. Brałam leki i była znaczna poprawa, ale teraz czuję się tak samo jak przed wykryciem. Byłam w środę u lekarki i powiedziała, że wcześniej mi sprawdzi TSH bo miałam mieć dopiero w listopadzie. Jutro idę na morfologię i boję się wyniku. Możliwe, że zwiększy mi dawkę leku. Przy okazji powiedziałam i pokazałam jej białe plamki, które mam na przedramieniu. Powiedziała, że to bielactwo. Na początku myślałam, że się przesłyszałam i zaczęła mi tłumaczyć co to dokładnie jest. Nie musiała bo już dawno temu czytałam na ten temat. Więc to wszystko spowodowało, że nie poświęcałam tyle czasu na pisanie co zwykle. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Już nie przynudzam i zapraszam do czytania. Ta notka ma aż prawie 16 stron.

*********************************************************************

Minęło kilka kolejnych dni. Michael przyjeżdżał codziennie, a jak nie mógł to dzwonił. Wiedziałam, że się stara, ale co z tego skoro ja i tak wiedziałam jaki będzie finał. Nie próbował mnie na siłę do siebie przekonać. Cierpliwie czekał, ale tylko ja wiedziałam, że marnuje swój czas. Dzisiaj miała przyjść do mnie Sally. Dawno ze sobą nie rozmawiałyśmy. Chciałam się jej wygadać, a Ona zawsze potrafiła mnie wysłuchać. Gdy usłyszałam, że ktoś puka od razu pobiegłam otworzyć.
- Cześć.
- No nareszcie. Co się dziewczyno z tobą działo? - weszła do środka i ściągnęła kurtkę.
- Dużo.
- Liczę na szczegóły – weszliśmy do mojego pokoju. Rozwaliła się jak zawsze na moje łóżko. Ja usiadłam z boku w razie czego. Wiedziałam, że się wkurzy, że dopiero teraz jej o tym powiem – To opowiadaj.
- Tylko od czego zacząć. Dobra chcę mieć to już z głowy. Chodzi o Michaela.
- Zaczyna się ciekawie.
- Bo widzisz … my … jesteśmy razem.
- Co? Ale, że … serio?
- Tak.
- Nareszcie – zaczęła mnie przytulać – Jak długo?
- Ponad tydzień.
- I dopiero się teraz dowiaduje?! Pięknie, a myślałam, że wszystko sobie mówimy.
- Bo tak jest, ale …
- Dobra .. nieważne. Najważniejsze, że podjęłaś słuszną decyzję.
- Nie wydaje mi się.
- Nie rozumiem.
- Teraz tego żałuję.
- Co się dzieję? - objęła mnie ramieniem.
- Nie potrafię się przełamać … On się tak bardzo stara, a ja jestem zimna …
- Skoro nie jesteś gotowa to dlaczego postanowiłaś z nim być?
- Bałam się, że Go stracę …. postąpiłam okropnie … nie chcę, żeby cierpiał.
- Powiedziałaś mu co Cie kiedyś spotkało?
- Nie … nie mogę.
- Przecież wiesz, że by zrozumiał. Już kilka razy się przekonałaś, że nie jest typowym samcem.
- Wiem o tym, ale nie mogę …. mam jakąś blokadę.
- To się zmieni.
- Cały czas trzymam Go na dystans.
- Co to znaczy?
- Kilka razy próbował mnie pocałować, ale mu nie pozwoliłam.
- Żartujesz sobie? I nadal z tobą jest? - pokiwałam twierdząco głową – To chłopakowi należy się medal jak nic. Inny już dawno by zabrała dupę w troki.
- Szkoda, że tego nie zrobił. Coraz bardziej się do mnie przywiązuję.
- Zależy mu na tobie …. otwórz mu swoje serce .. spróbuj – zadzwonił mój telefon.
- Tak? - odebrałam.
- Cześć to ja – to był Michael – Mogę przyjść za godzinkę?
- Tak, a coś się stało? - zapytałam bo miał inny głos.
- Nie .. to pa – rozłączył się. To było dziwne.
- Kto dzwonił?
- Michael.
- Daj mu szansę.
- To nie takie proste – rozmawialiśmy jeszcze z pół godziny i Sally musiała już iść. Nawet zwykła rozmowa przynosi ulgę. Sally mnie rozumiała i wiedziała, że w mojej sytuacji nic nie jest proste. Michael przyszedł wcześniej niż miał – Wejdź – wpuściłam Go do środka.
- Nie przeszkadzam?
- Coś ty – poszliśmy do mnie – To co się stało?
- Bo … jutro jest bankiet, a ja nie chcę iść na niego sam … pomyślałem, że może byś poszła ze mną.
- Nie możesz z kimś innym?
- Nie chcę iść z nikim innym.
- Zastanowię się … kiedy jest? - podrapał się po głowie.
- Jutro.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?!
- Przepraszam, ale sam się przed chwilą dowiedziałem.
- Chyba, że tak. Dam Ci znać … ale nie mam w czym iść, a w jeden dzień nie kupię niczego stosownego.
- Tak myślałem. Zaraz wracam – po dosłownie dwóch minutach był z powrotem. W rękach trzymał duże pudło – Proszę – położył na łóżku.
- Co to jest?
- Sama zobacz – otworzyłam i ujrzałam piękną suknie wieczorową.
- Nie musiałeś.
- Musiałem – uśmiechnął się.
- I oczywiście w kolorze czerwonym.
- Janet mi pomogła, ale kolor wybrałem sam. Powinna być dobra.
- Tak, będzie dobra. Czyli nie mam wyjścia i muszę iść?
- Oczywiście, że nie musisz, ale wtedy ja też nie pójdę i to będzie twoja wina.
- Oh a tego nie chcemy. Dobra pójdę.
- Dzięki … przyjadę jutro o 18:30. Pa – pocałował mnie w policzek i wyszedł. Stanęłam przed lustrem z sukienką. Skąd On wiedział jaki mam rozmiar? Usiadłam na łóżku. To oczywiste, że zabiera mnie jako swoją dziewczynę, ale nie wiedziałam jak się zachować. Byłam już nie raz na takich bankietach, ale teraz sytuacja była inna. Zadzwoniłam do Sally, żeby jutro przyszła i mi pomogła się przyszykować. Zauważyłam, że przy nim coś się ze mną dzieję. Nie wiedziałam jeszcze co to takiego, ale zaczynało mi się nie podobać.
Następnego dnia przyszła Sally tak jak się umawialiśmy.
- No nie wierć się tak – Sally robiła mi fryzurę.
- To nie ciągnij tak.
- A jak twoim zdaniem mam Cię uczesać? Trzeba było dbać o włosy.
- Włosy nie były dla mnie najważniejsze.
- I teraz masz. Dobrze, że przyszłam wcześniej bo inaczej bym nie zdążyła – od pewnego czas włosy miałam rozpuszczone albo miałam kitka i zawsze tylko trochę wyczesałam, ale teraz musiały wyglądać idealnie i musiałam trochę pocierpieć – Nie .. to nie ma sensu. Idź je wymyć.
- Już myłam.
- Idź wymyć i nałóż odżywkę. Tak myślałam, że będzie potrzebna – zrobiłam niezadowoloną minę i poszłam do łazienki – Tylko nie susz, sama to zrobię – usłyszałam. Z ręcznikiem na głowie wyszłam. Usiadłam tam gdzie wcześniej – Teraz powinno pójść gładko.
- Przynajmniej nie będziesz szarpać.
- Gdy skończę Michael padnie z wrażenia.
- Lepiej nie.
- Czemu?
- Rób swoje, ok?
- Nie rozumiem Cię – westchnęła. Około 15 fryzura była gotowa. Miałam koka, z którego luźno zwisały pojedyncze kosmyki włosów. Podobało mi się. Teraz czas na makijaż. Z tego powodu mieliśmy drobną sprzeczkę.
- Już Ci mówiłam, że nie chcę mocnego.
- Będzie idealnie pasował.
- Ma być delikatny.
- Trochę mocniejszy od delikatnego, ok?
- Sally .. ok, ale odrobinę.
- Super – makijaż trwał, aż trzy godziny. Sally przesadzała i musiała zaczynać od nowa – A teraz?
- Teraz może być – spojrzałam na zegarek – O cholera już 18! Za pół godziny przyjdzie Michael.
- Zdążymy. Jeszcze tylko sukienka.
- Nie przeszkadzam? - zapytała mama.
- Już kończymy.
- Ok .. Michael przyszedł.
- Co?! Już?
- Spokojnie .. mamy jeszcze czas – zapomniałam wspomnieć, że rodzice też byli zaproszeni na ten bankiet. Wyszła.
- Ubieraj sukienkę, tylko nie zepsuj fryzury.
- Dobra, dobra – zabrałam z wieszaka sukienkę i weszłam do łazienki. Pasowała idealnie. Sally pomogła mi zapiąć suwak z tyłu.
- Naprawdę jestem w tym dobra – pochwaliła się Sally.
- To Ci muszę przyznać – akurat wybiła 18:30 – Schodzisz ze mną?
- Pójdę pierwsza. Chcę widzieć jego minę – puściła mi oczko i wyszła. Odczekałam chwilę i wyszłam. Buty miałam na obcasie, dlatego musiałam uważać na schodach. Michael stał na dole i się na mnie patrzył. Nawet nie mrugnął oczami. Sally stała obok i się uśmiechała. Gdy byłam już całkowicie na dole, podszedł do mnie.
- Wyglądasz olśniewająco – powiedział.
- Dziękuje. Jedziemy?
- Za chwilę. Mam dla Ciebie prezent. Możemy na chwilę pójść do twojego pokoju?
- No dobrze.
- Michael będę wdzięczna jeżeli nie zepsujesz jej fryzury i makijażu – powiedziała Sally.
- Będę grzeczny – zaśmiał się. Weszliśmy do pokoju. Z kieszeni wyjął małe pudełeczko. Kazał mi otworzyć. W środku znajdował się naszyjnik w kształcie serca z małymi diamencikami.
- Nie wiem co powiedzieć.
- Nic nie musisz mówić – wyciągnął naszyjnik – Odwróć się – zrobiłam to. Zapiął naszyjnik – Gotowe … idealnie pasuję – spojrzałam w lustro. Michael stał za mną.
- Posłuchaj … nie potrzebuję od Ciebie prezentów …
- Sprawia mi to dużo przyjemności.
- Nie chcę Ci robić przykrości, ale …
- Ciii … nie spieszymy się, tak? Wszystko w swoim czasie.
- Nie widzisz, że to nie jest normalny związek? - już nie wytrzymałam.
- Trochę, ale potrzeba czasu, żeby wszystko się poukładało – ciekawa ile – Chodźmy już – nie chciałam psuć nastroju, więc po prostu poszłam za nim.
- My pojedziemy własnym samochodem – powiedział mój tata.
- Możecie Państwo z nami jechać. Nie ma problemu.
- Nie będziemy wam przeszkadzać – uśmiechali się rodzice.
- No dobrze, to jedźmy – wyszliśmy. Przed domem stała czarna limuzyna.
- Twoja? - zapytałam.
- Tak .. na taką okazję idealna.
- Ja już idę do domu – powiedziała Sally.
- Dziękuje za pomoc. Bez Ciebie bym sobie nie poradziła.
- Zawsze do usług i bawcie się dobrze – uściskaliśmy się i pożegnaliśmy. Sally zgodziła się zaopiekować Sisi. Wolałam, żeby sama nie została w domu. Michael otworzył mi drzwi i pomógł wsiąść. Po chwili siedział obok mnie. Jechaliśmy w ciszy. Widziałam, że kilka razy na mnie zerkał. Na miejscu było pełno samochodów i ludzi. Nie lubiłam takich imprez i zrobiłam to tylko dla Michaela. Szofer otworzył nam drzwi. Michael wysiadł pierwszy i podał mi dłoń, żebym wysiadła. Było pełno dziennikarzy i tym razem nie miałam możliwości się zakamuflowania bo jak to by wyglądało. Tutaj każda gwiazda chciała, żeby robiono jej zdjęcia, ale Michael był wyjątkiem. Pociągnął mnie na rękę i już po chwili byliśmy w środku. Rodzice weszli za nami. Przywitał nas Quincy.
- Mój ulubieniec – poklepał Michaela przyjacielsko po plecach.
- Witaj Quincy … poznaj Rose.
- Miło mi – wyciągnęłam do niego dłoń.
- Piękna jak jej mama – uścisnął moją dłoń.
- Ej, a ja to co? - odezwał się mój tata.
- Wystarczy, że po tobie ma charakter – odpowiedziała mama i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- Chodźcie już do gości – weszliśmy do ogromnej sali – Richard dasz się skusić na małego drinka?
- Nie powinieneś pić.
- Jeden drink mi nie zaszkodzi – odszedł z Quincym. Mama wydawała się zmartwiona tym faktem.
- Mama co się stało? - nie rozumiałam jej bo tata nigdy nie miał problemów z alkoholem i nigdy się nie upijał.
- Nie, nic …. nie zwracaj na mnie uwagi .. idźcie się bawić.
- Chodź – powiedział Michael. Usiedliśmy przy wolnym stoliku – Czego się napijesz?
- Może szampana?
- Ok zaraz przyniosę – w tym czasie, gdy Michaela nie było podszedł do mnie jakiś facet (na początku myślałam, że to kobieta) w długich blond włosach.
- Jestem Joey Tempest.
- Rose Baker.
- Mogę się dosiąść?
- Yyy jasne – przecież Michael nie zrobi awantury w miejscu publicznym … prawda?
- Przyszłaś sama?
- Nie.
- A z kim? - nie zdążyłam odpowiedzieć bo właśnie podszedł Michael z dwoma kieliszkami szampana.
- Cześć Joey.
- O stary .. kopę lat – przywitali się.
- Podrywasz mi dziewczynę?
- Yyy .. to wy .. w takim razie wycofuję się. Nie będę odbijał kumplowi dziewczyny.
- I tak by Ci się nie udało – dobrze, że obrócili to w żart.
- Jesteś tego taki pewny?
- Absolutnie.
- Zostawiam was samych …. muszę Ci przyznać, że masz gust – i tak usłyszałam. Michael dał mi kieliszek i usiadł obok.
- Jest niemożliwy … dlaczego nic nie mówisz?
- A co mam mówić?
- Chcesz wracać?
- Dopiero przyszliśmy – rozglądałam się po pomieszczeniu. Było mnóstwo ludzi. Niektórzy tańczyli. Nagle zobaczyłam znaną mi twarz. Zobaczył mnie i zaczął się zbliżać – Wiesz kogo zobaczyłam?
- Kogo?
- Marka.
- Co?!!
- To nie wszystko … On tutaj idzie. Proszę nie denerwuj się.
- Witaj Rose – nie odpowiedziałam, nawet na niego nie spojrzałam – Rose?
- Czego chcesz?
- Porozmawiać … na osobności – spojrzał się wymownie na Michaela. Widziałam jak zaciska mu się szczeka ze złości.
- Już Ci mówiłam, że nie chcę mieć nic z tobą wspólnego.
- Wolisz chłopca od mężczyzny?
- Coś ty powiedział? - wstał. Dobrze, że siedziałam przy brzegu.
- Po co Go prowokujesz? Dawno nikt Ci nie przylał? - również wstałam.
- Może wyjdziemy na zewnątrz i to raz na zawsze zakończymy, co? - powiedział Michael.
- Nie! Zwariowałeś? Zapomniałeś co powiedział lekarz?
- Nie pozwolę mu siebie obrażać i zalecać do Ciebie.
- Nigdzie nie pójdziesz. Specjalnie Cię prowokuje i pokazuje kto tu jest niedojrzały. Idziemy – wzięłam Michaela za rękę i pociągnęłam za sobą – Co ty wyprawiasz? - wzięłam Go na bok.
- Nienawidzę Go.
- I to jest powód, żeby ponownie trafić do szpitala? Z powodu takiego dupka? Daj już spokój i nie rób scen.
- Mam dać spokój, gdy widzę jak ślini się na twój widok? Wkurza mnie to.
- Nie masz powodu do zazdrości … chodź pójdziemy do innego stolika – przechodziliśmy przez salę, żeby znaleźć wolne miejsce.
- Witaj bracie – zatrzymaliśmy się.
- Lionel? Dobrze Cię widzieć.
- Ciebie też. Myślałem, że nie przyjdziesz, a kim jest ta piękna istota u twego boku?
- To Rose .. moja dziewczyna.
- Miło mi.
- Mnie również. Nareszcie nie jesteś sam.
- Pójdę do toalety – powiedziałam mu na ucho.
- Ok – najpierw musiałam ją znaleźć co zajęło mi jakieś 5 minut. Przed lustrem było dużo kobiet. Oczywiście poprawiały swój makijaż, żeby wyglądać olśniewająco. Gdy wyszłam z kabiny przed lustrem stała tylko jedna dziewczyna. Umyłam ręce i sprawdziłam, czy nie jestem rozmazana.
- Nuda co nie? - zagadała.
- Słucham?
- No jest sztywno. Nie ma porządnej muzy i w ogóle – spojrzałam się na moją rozmówczynie – Madonna – przedstawiła się.
- Tak wiem .. Rose.
- Przyszłam tutaj tylko ze względu na MJ'a. Ciekawa jestem, czy się zjawi, a ty z kim przyszłaś?
- Jesteś z nim umówiona?
- On jeszcze o tym nie wie. Widziałaś Go może? Jest tyle ludzi, że nie wiem, czy Go znajdę.
- Nie, nie widziałam.
- Cholera … wiesz On udaje, że jestem mu obojętna, ale ja wiem, że to nie prawda. To tylko kwestia czasu, aż Go zdobędę – nie miałam zamiaru dłużej tego wysłuchiwać.
- Wiesz muszę już iść. Mój chłopak na mnie czeka. Cześć – wyszłam. Dość szybko Go znalazłam.
- Co tak długo? - zapytał.
- Musimy pogadać – zaprowadziłam Go do jakiegoś pomieszczenia, gdzie było cicho.
- Dlaczego jesteś taka zdenerwowana?
- Co Cię łączy z Madonną?
- Słucham?
- Dobrze słyszałeś .. spotkałam ją w toalecie i wygadywała o tobie różne rzeczy.
- Co mówiła?
- Podobno przyszła tutaj dla Ciebie i już niedługo Cię zdobędzie bo udajesz, że jest Ci obojętna. To prawda?
- Wszystko co przed chwilą usłyszałem jest kłamstwem. Nic mnie z nią nie łączy i nie łączyło. Ja i Ona to zupełnie odmienne charaktery jak ogień i woda.
- Umawiałeś się z nią?
- Spotkaliśmy się kilka razy i to wszystko. Zrozumiałem, że nie pasujemy do siebie i jej o tym powiedziałem. Od tamtej pory jej nie widziałem. Ale to miłe – uśmiechnął się.
- Niby co?
- Że jesteś o mnie zazdrosna – przyciągnął mnie do siebie.
- Nie zmieniaj tematu …. spałeś z nią?
- Próbowała, ale jej się nie udało. Madonna lubi dużo zmyślać.
- Mam nadzieję, że mówisz prawdę i nie jestem zazdrosna.
- Taa jasne – dalej się uśmiechał.
- Wkurzyła mnie i tyle – przyznaje, że poczułam zazdrość, ale nie chciałam, żeby o tym wiedział. On jednak wiedział swoje i nie dał się przekonać – Po Cię szuka?
- Nie mam pojęcia i nie mam ochoty z nią rozmawiać. Jest taka bezczelna. Nie wydrapałaś jej oczu?
- Nie .. pytała się z kim przyszłam, ale zmieniłam temat. Ciekawa jak zareaguje, gdy mnie zobaczy z tobą.
- Mam to gdzieś. Możemy już wracać?
- Tak – wróciliśmy do sali. Albo mi się wydawało albo przyszło jeszcze więcej gości.
- Wszędzie Cię szukałem – powiedział jakiś niewysoki gruby facet z cygarem w dłoni.
- Witaj Frank … poznaj Rose.
- W końcu mogę poznać dziewczynę przez, którą Michael nie pojawia się w studiu.
- Gadasz bzdury – powiedział Michael w mojej obronie – Miałem operację i wziąłem wolne, to chyba normalne.
- Pewnie, że tak, ale gdyby nie Ona to byś nie miał operacji.
- Nie zapominaj, kto dla kogo pracuje. Jesteś pijany .. jedź już lepiej do domu – odeszliśmy dalej. Faktycznie był pijany, ale miał rację – Nie słuchaj Go .. sam nie wie co mówi.
- Wiesz, że miał rację.
- Nie, nie miał i nie mówmy już o tym, zgoda? - pokiwałam głową. Usiedliśmy na wolnych miejscach. Michael nie odstępował mnie na krok. Myślałam, że będzie zajęty rozmawianiem z innymi gwiazdami, ale On wolał siedzieć przy mnie. W pewnej chwili podeszła do nas Madonna.
- Nareszcie Cię znalazłam.
- A w ogóle mnie szukałaś?
- Tak ni …. - spojrzała w moją stronę – Znacie się? - zapytała.
- Tak – odpowiedział – To co chciałaś?
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że Go znasz i wiesz gdzie jest?!
- A pytałaś, czy Go znam?
- To co chciałaś? - zmienił temat.
- Porozmawiać no wiesz ..
- Nie, nie wiem.
- Chodź na osobności.
- Nie ma takiej potrzeby. Mówimy sobie wszystko z Rose – mów za siebie.
- Ale to jest nasza osobista sprawa.
- Zrozum, że my nie mamy wspólnych spraw, a zwłaszcza osobistych.
- Jak możesz?
- To wszystko? - wstał – Zatańczymy? - wyciągnął w moją stronę dłoń. Poszliśmy na środek parkietu.
- Dawno nie tańczyłam.
- Poprowadzę Cię – moją lewą dłoń położył na swojej, a prawą położył na swoim barku i swoją wolną rękę położył na moim biodrze. Przysunął mnie do siebie bliżej. Leciała jakaś wolna piosenka - Jak dawno?
- Od liceum.
- Dlaczego?
- Na balu coś się wydarzyło i od tego czasu unikałam jak mogłam takich imprez. Niestety całkowicie nie mogłam ze względu na mojego ojca.
- Rozumiem – dobrze, że nie pytał o szczegóły. Zaczynała się kolejna piosenka – Wsłuchaj się w słowa piosenki – powiedział mi do ucha. Nie miałam pojęcia o co mu chodziło, ale po chwili już wiedziałam.

Miłość nie jest nam obca
Znasz zasady, znam je ja
Ze wszystkich poświęceń, o których myślę
Nie dostałabyś ich od innego faceta
Chcę ci tylko powiedzieć, jak się czuję
Chcę, abyś zrozumiała
Nigdy z ciebie nie zrezygnuję
Nigdy cię nie zawiodę
Nigdy nie ucieknę i porzucę
Nigdy nie dam ci powodu do płaczu
Nigdy się nie pożegnam
Nigdy cię nie okłamię i zranię
Znamy się od dawna
Zostałaś zraniona
Ale jesteś zbyt nieśmiała żeby to przyznać
Oboje wiemy co się dzieje
Znamy tą grę i w nią zagramy
I jeżeli zapytasz mnie co czuję
Nie mów mi że tego nie widzisz
Nigdy z ciebie nie zrezygnuję
Nigdy cię nie zawiodę
Nigdy nie ucieknę i porzucę
Nigdy nie dam ci powodu do płaczu
Nigdy się nie pożegnam
Nigdy cię nie okłamię i zranię

Pomyślałam nawet, że specjalnie wybrał tą piosenkę, ale po chwili zrozumiałam, że to niemożliwe. Patrzył na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem. Gdy piosenka dobiegała końca, zbliżył swoją twarz do mojej. Był coraz bliżej. Wybrał romantyczną chwilę, ale ja musiałam ją zepsuć. Odwróciłam głowę. Zatrzymał się i znikł uśmiech z jego twarzy. Nagle, ktoś bardzo głośno zaczął się śmiać. Wszyscy łącznie z nami spojrzeli w tamtą stronę. To była Madonna. Wręcz zachodziła się śmiechem. Chciałam podejść i palnąć ją w ryja, ale się powstrzymałam. Michael rozluźnił uścisk, w którym trwaliśmy podczas tańca i zaczął kierować się w innym kierunku. Poszłam za nim. Myślałam, że idzie do wyjścia. Myliłam się. Usiadł przy barze i powiedział coś do kelnera. Podeszłam do niego.
- Przepraszam – powiedziałam.
- Daruj sobie – kelner podał mu jakiś ciemny płyn w szklance. Wypił jednym haustem.
- Co robisz?
- Piję …. kelner .. jeszcze raz to samo.
- Nie rób tego.
- Daj mi spokój! - warknął. Wiedziałam, że zdenerwował się bo ośmieszyłam Go w miejscu publicznym. Inaczej tak by się nie zachowywał. Postanowiłam dać mu na razie spokój i odeszłam. Podeszła do mnie Madonna.
- No to się wkurzył – powiedziała. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać – Ale wstyd.
- Zamknij się! To nie twoja sprawa, ale Ci powiem, żebyś się odpieprzyła. Ja nie lubię okazywać uczuć publicznie w odróżnieniu od Ciebie – i odeszłam. Minęła godzina, a On nadal siedział i pił. Podszedł do mnie Quincy.
- Gdzie Michael?
- Przy barze.
- A co On tam robi?
- Postanowił odreagować złość.
- Nigdy nie pij. Najwyżej kieliszek szampana i to wszystko.
- Idę po niego – po drodze spotkałam mamę i wzięłam od nie klucze bo swoje zostawiłam w domu – Wystarczy – powiedziałam i zabrałam mu szklankę.
- Nie będziesz mi mówiła co mam robić – no ładnie. Był pijany.
- A właśnie, że będę. Wracamy do domu.
- Nie – pociągnęłam Go za ramię. Prawie spadł z tego stołka. Zobaczył nas Lionel. Pomógł mi Go zaprowadzić do limuzyny. W prawdzie to sam Go prowadził, a ja szłam za nimi – Dzięki.
- Nie ma za co. Poradzisz sobie z nim?
- Tak – wsiadłam jako druga. Siedzieliśmy od siebie daleko. W ogóle się nie odzywał. Dojechaliśmy pod mój dom, ale nie wysiadłam od razu – Teraz nie będziesz się do mnie odzywał? Dobrze wiesz, że nie jestem jeszcze gotowa na kolejny krok.
- Nie wierzę, że byłaś obojętna podczas tej piosenki.
- To tylko piosenka …. czy pocałunek, aż tyle dla Ciebie znaczy? - nie odpowiedział. Ja też przez chwile siedziałam w milczeniu. Przybliżyłam się do niego. Obserwował co robię. Dotknęłam jego twarzy i … pocałowałam Go. Krótko i delikatnie. Nie poruszył się. Szybko wysiadłam i weszłam do domu. Oparłam się od drzwi i zamknęłam oczy. Nawet zapomniałam już o tym, że boję się przebywać sama w tym domu. Poszłam do siebie i zamknęłam drzwi na klucz. Wzięłam prysznic i się położyłam. Nie mogłam zasnąć. Podczas pocałunku coś poczułam, ale nie byłam pewna co to takiego albo nie chciałam. Coś mną kierowało, żebym to zrobiła, ale na pewno nie był to rozum. Nie mam pojęcia dlaczego, ale ja też tego chciałam. Coś mnie do niego ciągnęło. Usnęłam dopiero, gdy rodzice wrócili do domu.

Obudziłem się z ciężką głową. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że znajduje się w swoim pokoju, ale nie hotelowym. Głowa mi pękała i strasznie chciało mi się pić. Zobaczyłem, że byłem ubrany we wczorajszy strój. Szybko poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem z lodówki butelkę z wodą i wypiłem od razu pół butelki.
- Widzę, że impreza się udała – obejrzałem się.
- Janet .. błagam ciszej – złapałem się za głowę.
- Trzeba było tyle nie chlać.
- Możesz być pewna, że już nigdy się nie upije, a teraz miej litość i co ja tutaj robię?
- Twój kierowca przywiózł Cię tutaj zamiast do hotelu, żebyś nie narozrabiał.
- To już będę się zbierał .. nie chcę natrafić na Josepha.
- O to możesz być spokojny. Josepha nie ma i długo nie będzie. Wyjechał gdzieś i podejrzewam, że szybko nie wróci.
- Aha … to jeszcze trochę zostanę – chciałem jeszcze trochę posiedzieć bo głowa mi strasznie pulsowała.
- Jak chcesz to możesz wrócić … mama bardzo się ucieszy.
- Przemyślę to – zabrałem wodę i wróciłem do pokoju. Usiadłem na łóżku i trzymałem się za głowę. Dopiero przypomniało mi się, że Rose była ze mną. Coś mi zaczęło świtać. Ktoś mnie zaprowadził do limuzyny, potem potem podjechaliśmy pod dom Rose i …. pocałowała mnie? Nie pamiętam co mówiłem, ani co Ona mówiła, ale to zapamiętałem. Chciałem do niej zadzwonić, ale nie chciałem jej obudzić. Spojrzałem na zegarek – Co?! Już 13? - powiedziałem do siebie. Teraz mogę być pewny, że nie śpi. Zadzwoniłem, ale nie odebrała. Pewnie jest na mnie zła. Spróbowałem jeszcze raz i sukces.
- Tak?
- Cześć .. to ja. Myślałem, że nie chcesz ze mną gadać.
- Byłam na dole i nie zdążyłam odebrać.
- Dzwonię bo … przepraszam Cię … nie powinienem się upijać.
- W porządku .. nic się nie stało.
- Możemy się spotkać?
- Jeżeli chcesz.
- Będę za dwie godziny. Pa
- Pa – rozłączyła się pierwsza. Musiałem się jeszcze umyć i przebrać. Wziąłem dwa proszki od bólu głowy i poszedłem pod prysznic. Wyrobiłem się wcześniej niż myślałem i o 14:30 wyruszyłem. Nie mogłem się doczekać kiedy ją zobaczę. Przecież nie pocałowałaby by mnie bez powodu. Musiała tego chcieć tak samo jak ja. A może robię sobie tylko nadzieję i się pocieszam? Mam nadzieję, że nie. Otworzyła mi Pani Baker. Powiedziała, że Rose jest w swoim pokoju i mogę do niej iść. Tak też zrobiłem. Zapukałem i wszedłem.
- Cześć – odezwałem się nieśmiało. Było mi wstyd za wczoraj.
- Hej …. będziesz tak stał?
- Dziękuj, że zgodziłaś się ze mną spotkać – przysiadłem na kanapie – Pierwszy raz się upiłem … przepraszam.
- Przeproś mnie jeszcze raz, a naprawdę się na Ciebie pogniewam – uśmiechnęła się.
- Poczułem się ośmieszony, dlatego to zrobiłem …. nie powinienem próbować Cię pocałować, ale nie potrafiłem się powstrzymać.
- Rozumiem – była jakaś smutna.
- Co się stało? - usiadłem przy niej.
- Nic, ale … Eric zawsze się upijał jak wychodziliśmy na jakąś imprezę.
- Ja nim nie jestem i obiecuje, że nigdy to się nie powtórzy. Wiesz, że mi możesz zaufać.
- Tak .. wiem, ale przypomniało mi się .. to wszystko – zauważyłem, że ma na szyi naszyjnik ode mnie. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Coraz trudniej było mi się opanować, żeby jej nie przytulić .. pocałować i …. zostać na noc. Tak .. bardzo ją pragnąłem i starałem się nie myśleć o takich rzeczach, ale to nie było takie proste. Była piękną dziewczyną. Widziałem jak na bankiecie każdy facet na nią zerkał. Denerwowało mnie to bo widzieli w niej tylko kawałek mięsa. Ja widziałem jej dusze.
- Chciałem Cię jeszcze zapytać …. dlaczego mnie wczoraj pocałowałaś?
- Pamiętasz?
- Wiem, że dziwne bo nawet nie pamiętam co mówiłem, ale to zapamiętałem.
- Chciałam poprawić Ci humor – zabolało mnie to. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi.
- Naprawdę? - nie chciałem dać po sobie poznać jak to na mnie wpłynęło.
- Tak.
- Mówiłem coś obraźliwego?
- Nie, byłeś grzeczny, tylko nie chciałeś wracać i Lionel pomógł mi Cię zaprowadzić do samochodu.
- Ale wstyd – zaśmiałem się wymuszenie. Tak naprawdę miałem to gdzieś. Bardziej martwiłem się jej słowami. Dlaczego tak powiedziała? Naprawdę nic dla niej nie znaczę? - Pójdę już – wstałem.
- Dopiero przyszedłeś.
- Tak będzie lepiej – wyszedłem. Pojechałem na plaże. Wiedziałem w jakim miejscu nigdy nie ma ludzi, więc się nie przebierałem. Usiadłem na zimnym piasku i myślałem. Już bym wolał, żeby nic nie powiedziała na ten temat. Chciałem z nią jeszcze posiedzieć, ale w takiej sytuacji nie umiałem. Dlaczego akurat w niej musiałem się zakochać? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, ale wiedziałem, że jest tą jedyną, z którą chcę spędzić resztę życia. Napisałem Janet sms-a, że dzisiaj pojadę do hotelu. Nie chciałem się nikomu tłumaczyć, dlaczego nie mam humoru. Pojechałem do hotelu i po prostu położyłem się na łóżko.
Nie chciałam tego powiedzieć, ale co miałam innego zrobić? Powiedzieć, że też tego chciałam? Nie mogłam być, aż tak podła i tak złamie mu serce. Co ja wygaduje .. i tak już przeze mnie cierpi … przez moje słowa i zachowanie. Sisi drapała w drzwi bo chciała wyjść z pokoju. Wypuściłam ją. Już nawet Ona nie może ze mną wytrzymać. Zadzwoniłam do niego. Musiałam to odkręcić.
- Przyjedziesz? - zapytałam.
- Po co? - wiedziałam, że to przeze mnie jest taki smutny.
- Chcę z tobą porozmawiać.
- Już rozmawialiśmy.
- Proszę – chwila ciszy.
- No dobrze – rozłączył się. Po pół godzinie przyjechał – To o czym chciałaś ze mną porozmawiać?
- O tym co powiedziałam … kłamałam.
- Nie rozumiem.
- Chciałam Cię pocałować.
- Przecież powiedziałaś …
- Wiem i żałuje tych słów …. inaczej bym tego nie zrobiła – zbliżył się do mnie i dotknął mojej twarzy.
- Teraz też chcesz? - nie wiem co się ze mną działo. Poczułam dreszcz kiedy mnie dotknął. Przymknęłam oczy.
- Tak, ale .. jeszcze nie czas … zrozum ..
- Ciii .. wszystko wiem .. nic nie musisz mówić – przytulił mnie. Czułam się wspaniale i bezpiecznie, gdy to robił.
- Przepraszam, że przeze mnie poczułeś się okropnie.
- To już nie ma znaczenia … ciesze się, że powiedziałaś prawdę …. zależy mi na tobie – spojrzał mi w oczy – Będę cierpliwy … nie martw się – pogłaskał mnie po policzku. Potem usiedliśmy na kanapie i sobie rozmawialiśmy – Janet mi dzisiaj powiedziała, że Joseph gdzieś wyjechał.
- Dobra wiadomość.
- I zaproponowała, żebym wrócił do domu.
- I co zrobisz?
- Nie wiem …. tęsknię już za nimi i mam dosyć samotności.
- To nad czym się zastanawiasz? Masz prawo tam mieszkać, nawet jeżeli On tam by był.
- Wiem, ale mam już dość kłótni … jestem tym zmęczony.
- Ale teraz Go nie ma.
- Martwię się jeszcze jedną rzeczą.
- Jaką?
- Że mnie nie będziesz odwiedzać, gdy wrócę do domu.
- Będę.
- A gdy On wróci? - milczałam – No właśnie.
- Nie lubię Go i …
- Co jest?
- Przeraża mnie.
- Nigdy nie pozwoliłbym mu Cię skrzywdzić … nikomu nie pozwolę .. możesz być pewna – objął mnie ramieniem. Był taki troskliwy. Miałem się do niego nie przywiązywać, ale to było silniejsze ode mnie – A gdzie Sisi?
- Na dole. Tata bardzo ją polubił.
- Naprawdę? - zaśmiał się.
- Tak, mama się denerwuje bo podkrada z lodówki co to jest na obiad i karmi Sisi.
- W końcu ma swoje upragnione drugie dziecko – zaczęliśmy się śmiać.
- Rose!!!! - wydarł się tata z dołu – Masz tu natychmiast przyjść!
- Ciekawa co przeskrobałam …. idziesz ze mną. W razie czego będziesz mnie bronił – wstaliśmy.
- Oczywiście .. będę twoją tarczą – zaśmiał się.
- No to idź pierwsza .. moja tarczo – pchnęłam Go, żeby poszedł pierwszy. Zeszliśmy ze schodów. Ojciec już na mnie czekał, wkurzony – Co się stało? - zapytałam, gdy byliśmy już na dole.
- Widzisz to? - w ręku trzymał swojego buta.
- Tak .. to jest twój but.
- Raczej to co z niego zostało!
- Już dawno miałeś sobie kupić nowe, a nie chodzić w takich podartych – Michael ustał obok mnie. Słyszałam jak chichoczę. Walnęłam Go łokciem, żeby się uspokoił bo i ja ledwo się powstrzymywałam, żeby nie parsknąć śmiechem.
- One nie są podarte, tylko pogryzione!
- Gryziesz swoje buty? - na te słowa Michael głośniej się zaśmiał.
- Rose! Przestań się ze mnie nabijać!
- Ależ skąd .. ja się nie śmieję.
- Pogryzła je ta mała bestia! - wskazał na Sisi, która siedziała i patrzyła się na nas.
- Teraz to bestia, a tak to karmiłeś ją kotletami, które były przeznaczone na obiad – wtrąciła się mama, która właśnie wchodziła do kuchni. Dało się słyszeć, że też się śmiała z tej sytuacji.
- Właśnie, a gdzie się podziała twoja kruszynka?
- Tak .. proszę bardzo. Śmiejcie się ze mnie.
- Nie wyolbrzymiaj tego tak. Pojedziesz do sklepu i kupisz sobie nowe, co za problem? - wzięłam Sisi na ręce i wróciliśmy do pokoju. Michael dostał jakiegoś napadu śmiechu. Nie ukrywam, że mnie też To rozbawiło i ledwo udawałam kamienną twarz. Dopiero teraz zaczęłam się śmiać.
- Ten lekarz miał rację – powoli się uspokajał.
- Tak .. moje i mamy jeszcze nie ruszyła – spojrzałam na zegarek. Zbliżała się 22 – Nie chcę Cię wyganiać, ale .. robi się już późno – spojrzał na zegarek.
- No tak …. - wstał i skierował się w stronę drzwi. Coś wisiało w powietrzu i wolałam, żeby lepiej już poszedł. Odwrócił się jeszcze – Nie wiem jak ty, ale ja nie jestem jeszcze zmęczony ..
- Ja też za bardzo nie jestem … a co?
- Może … poszlibyśmy na spacer z Sisi?
- Nie za późno?
- Ale byśmy pochodzili na osiedlu. Jest już ciemno i na dworze nie ma żywej duszy, więc nie muszę się przebrać.
- Ok .. przygotuj Sisi, a ja się w tym czasie ubiorę – powinnam się nie zgodzić, ale nie chciałam się jeszcze z nim rozstawać. Po paru minutach byliśmy już na zewnątrz. Michael chciał prowadzić Sisi, a mnie objął ramieniem. Nic nie mówiliśmy. Po około 15 minutach byliśmy już w powrotem. Odprowadził mnie pod dom.
- Dziękuje … spotkamy się jutro?
- Może ..
- Przecież byłem grzeczny.
- A warto? - oczywiście udawałam i On o tym wiedział.
- Myślę, że tak.
- Hmmm … muszę to przemyśleć – przyciągnął mnie do siebie. Przełknęłam ślinę. Widziałam jak na mnie patrzył, na usta, ale nie zrobił tego. Było mu trudno, ale się powstrzymał. Przytulił mnie – Przekonałeś mnie – uśmiechnął się.
- Zadzwonię – pocałował mnie w policzek i wsiadł do samochodu. Wróciłam do domu. Wzięłam długą kąpiel. Nie byłam zmęczona. W głowie miałam cały czas śmiech Michaela. Nie mogłam przestać o nim myśleć i przez to nie mogłam zasnąć. Mama zajżała do pokoju.
- Mogę?
- Tak … nie mogę spać – przysiadła na łóżku.
- Jak wam się układa?
- Normalnie … czemu pytasz?
- Słyszałam co się wydarzyło na bankiecie.
- No i co z tego? Jeżeli jesteśmy razem to muszę okazywać uczucia publicznie?
- Nie denerwuj się … mówię co słyszałam.
- To nie mów.
- A wydarzyło się coś w hotelu?
- Mamo, czy chociaż raz możesz nie kręcić, tylko zapytać wprost?
- Przecież wiesz o co mi chodzi.
- Nie bardzo.
- No wiesz .. byliście tam sami i w ogóle.
- Nie wierzę, że pytasz mnie o takie rzeczy …. ale odpowiem … nic się nie wydarzyło.
- Yhy … bo gdybyś chciała to wystarczy, że powiesz, a my się z tatą ulotnymi na na jakiś czas.
- Dziękuje bardzo, ale nie będzie takiej potrzeby. Musimy się z Michaelem lepiej poznać.
- Wiem, że Eric był twoim pierwszym i trudno Ci jest zapomnieć, ale … - pokręciłam przecząco glową.
- Eric nie był moim pierwszym … i mylisz się … chcę zapomnieć o tamtym wydarzeniu.
- Myślałam … Boże tak mało o tobie wiem. Aż wstyd się przyznać bo jestem twoją matka.
- Nie przejmuj się …. jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz.
- Możesz mi powiedzieć wszystko … zawsze Cię wysłucham i doradzę.
- Wiem … może kiedyś się dowiesz – spuściła głowę.
- Nie będę Cie już męczyła. Śpij dobrze – wyszła. Łatwo jej mówić. Tej nocy w ogóle nie mogłam spać. Może z godzinkę przespałam. Zachodziła we mnie jakaś zmiana. Nie bardzo mi się podobało, ale nie miałam na to wpływu. To co się ze mną działo ostatnio, to jest nie do opisania. Ledwo się powstrzymywałam, żeby nie pozwolić mu się pocałować. Zaczynało świtać, więc wstałam. Michael przyszedł o 14. Rozmawialiśmy sobie, gdy do pokoju wparował mój ojciec.
- Dobrze, że jesteście.
- Co się stało? - zapytałam.
- Muszę z wami poważnie porozmawiać – był poważny jak nigdy. Usiadł w fotelu – Chodzi o Marka.
- Powiedziałeś, że chcesz POWAŻNIE porozmawiać.
- Bo to jest poważna sprawa ….. dzisiaj się dowiedziałem, że jest On synem jednego z dyrektorów wytwórni.
- I co z tego?
- On powiedział wszystko swojemu ojcu …. o tobie … o Michaelu.
- Ja mu nic nie zrobiłem. To On mnie ciągle prowokuje.
- On przedstawił to inaczej.
- Skąd o tym wiesz?
- Podsłuchiwałem, ale to nie ważne. Ojciec zapewnił Go, że to załatwi … z tego co zrozumiałem to … chcą Cię zniszczyć, Michael.
- Co? Ale jak?
- Są różne sposoby …. np. narkotyki.
- Nikt im w to nie uwierzy.
- Oni już tak zrobię, że uwierzą.
- Ale czego Oni chcą? - zapytałam bo zaczynałam się już denerwować.
- Ciebie ….. nie wiem co robić. Zastanówcie się i dajcie mi znać bo ja sam już nie wiem – wyszedł.
- To nieprawdopodobne – powiedziałam i wstałam. Zaczęłam chodzić nerwowo po pokoju – Co zrobimy?
- Jeszcze nie wiem, ale nie pozwolę, żebyś się z nim spotkała.
- Może to jest jedyne rozwiązanie …. spotkam się z nim i ..
- Nie! Jesteś ze mną i nie pozwolę, żeby jakiś palant Cię obmacywał. Już wolę, żeby mnie wywalili.
- Nie mów tak …. przecież muzyka jest dla Ciebie wszystkim … kochasz śpiewać.
- Poświęcę muzykę jeżeli będzie trzeba – nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Co On wygaduję? Dla mnie chcę poświęcić karierę? Nie mogłam się na to zgodzić.
- Znajdziemy jakiś sposób – usiadłam przy nim.
- Co za typ. Poskarżył się tatusiowi … żałosne – zaśmiał się.
- Czy w wytwórni jest jakiś cały boss, który wszystkim rządzi? - zapytałam.
- Tak, a co?
- To chyba mam pomysł – zawołałam tatę – Mam chyba sposób.
- Mów.
- Masz dyktafon, prawda?
- Gdzieś powinien być, ale możesz jaśniej?
- Już tłumaczę. Spotkasz się z nimi i nagrasz całą rozmowę. Zapytasz się czego chcą i co zrobią Michaela itp. Ja z Michaelem zaczekamy w samochodzie, żeby nas nie widzieli. Potem pójdziemy do bossa i mu wszystko powiemy i damy dyktafon.
- Nie wiem, czy się to uda. Nie przepadamy za sobą i wątpię, żeby chcieli ze mną rozmawiać.
- Uda Ci się.
- Spróbować można. Idę poszukać tego dyktafonu. Czekajcie na mnie na dole za jakieś 15 minut.
- Ok.
- Jesteś niesamowita – powiedział Michael z uśmiechem.
- Jeszcze zobaczymy – ubraliśmy się i tak jak się umówiliśmy, czekaliśmy na tatę
- Znalazłem – pokazał w ręku dyktafon.
- Świetnie .. jedziemy – pojechaliśmy samochodem taty, żeby tamci nie zauważyli, że Michael też jest – Teraz tam idź, a my tutaj zaczekamy na Ciebie.
- Dobra – wysiadł, a my zostaliśmy w samochodzie.
- Co im przyszło do głowy – mówił Michael.
- Pewnie myśleli, że tym sposobem umówię się z nim.
- Po moim trupie – rozbawiła mnie jego poważna mina – Co w tym śmiesznego?
- Nic, ale jesteś zabójczo poważny.
- Lepiej, żeby nie stanął mi teraz na drodze.
- Ej .. zapomniałeś co powiedział lekarz? Żadnych bójek.
- Chyba nie sądzisz, że ten synek tatusia by mi coś zrobił.
- Ale nie ma co ryzykować.
- Dobrze, dobrze … możesz być pewna, że nic nie zrobię.
- Jestem – wrócił tata.
- I co?
- Udało się. Już się nie wywinął.
- Połowa za nami. Teraz idziemy do tego całego dyrektora i wszystko mówimy – wysiedliśmy wszyscy i wsiedliśmy do windy. Szliśmy długim korytarzem i spotkaliśmy Marka. Wybałuszył oczy, gdy nas zobaczył. Michael zachował zimną krew i po prostu szedł przez siebie. Dodam, że ani na chwilę nie puścił mojej ręki. Weszliśmy do gabinetu. Za biurkiem siedział mężczyzna po pięćdziesiątce.
- Witaj Clark – przywitał się mój ojciec.
- O kogo ja widzę. Co was do mnie sprowadza? - opowiedzieliśmy co się wydarzyło i co tamci planują zrobić – Totalna bzdura. Znam Michaela od lat i wiem, że nigdy nie miał i nie ma do czynienia z narkotykami.
- Chcą mnie wrobić.
- To są poważne oskarżenia. Macie na to jakiś dowód?
- Tak. Nagrałem rozmowę z nimi. Wszystko co powiedzieliśmy jest na tym nagraniu – położył dyktafon na biurku – Wyjdziemy na chwilę, a ty przesłuchaj tego – wyszliśmy.
- Może pójdziemy do studia – zaproponował Michael.
- Idźcie .. ja zaczekam – szłam za nim i po chwili stanęliśmy przed drzwiami. Wpuścił mnie pierwszą.
- Tutaj tworzę – powiedział i zamknął drzwi – Nareszcie mam okazję Ci pokazać.
- Dlaczego nikogo nie ma?
- Korzystają z wolnego puki mogą.
- Nie rozumiem.
- Wiedzą, że jeżeli wrócę do studia to będziemy spędzać tutaj większość czasu. Gdy nagrywałem Thrillera, zdarzało się, że nocowaliśmy tutaj. Spaliśmy po 2 – 3 godziny i dalej pracowaliśmy.
- Jejku … niezłe postawiłeś im tempo.
- To prawda, ale jestem perfekcjonista i wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.
- A teraz? Też spędzasz tutaj tyle czasu?
- Nie … już nie.
- Czemu?
- Bo przez Ciebie nie mogę się skupić na muzyce … chodzi mi o to … nieważne – zawstydził się i odwrócił głowę. Nie drążyłam dalej. Usiadł przy konsoli. Było mnóstwo jakiś przycisków, suwaków itp.
- Znasz się na tym?
- Jasne .. to część mojej pracy.
- Ja bym w życiu nie załapała tego wszystkiego.
- Tylko wydaje się straszne, ale tak nie jest. Gdy zaczynałem też byłem sceptycznie nastawiony, ale po jakimś czasie wszystkiego się nauczyłem – podeszłam i pokazywał mi do czego służy konkretny przycisk. Nagle drzwi się otworzyły i wparował Mark. Był wściekły. Rzucił się na Michaela.
- Ty .. sukinsynie – powiedział i powalił Michaela na podłogę.
- Zostaw Go! - próbowałam Go odciągnąć, ale nie dałam rady. Michael wstał i nie pozostał mu dłużny. Też Go uderzył. Potem było tylko gorzej. Wyleciałam na korytarz. W moją stronę szedł ojciec z Quincym i Clarkiem – Szybko! - krzyknęłam. Podbiegli – Zróbcie coś!
- Michael .. uspokój się – powiedział Quincy, trzymając Go. Mój tata też Go trzymał bo sam Quincy nie był w stanie.
- To On zaczął! - powiedział przez zęby. Tamtego trzymał Clark.
- Co tutaj się wydarzyło? - zapytał.
- Mnie nie pytaj – odpowiedział Michael już trochę opanowany.
- Zapłacisz mi za to! Zniszczę Cię! – zaczął mu grozić.
- Bijesz jak baba – odpowiedział i spojrzał na mnie – A nawet gorzej – wiedziałam o co mu chodziło.
- Zamknij mordę!
- Sam się zamknij!
- Obaj się zamknijcie! - powiedziałam już poirytowana tą sytuacją. Wszyscy się na mnie spojrzeli – Wynoś się stąd! Pewnie Cię tatuś szuka bo niedługo dobranocka i się spóźnisz – gapił się na mnie – Michael chyba za mocno mu przywaliłeś bo, aż ogłuchł.
- Nie .. On już dawno jest głuchy bo nie rozumie podstawowych słów – powiedział. W końcu wyszedł.
- Wiadomo już coś? - zapytałam taty.
- Kazałem im się wynosić z wytwórni – odpowiedział Pan Clark.
- Naprawdę? - zapytał z niedowierzaniem, Michael.
- Tak .. nie pozwolę na takie gierki w mojej wytwórni – wyszedł. Kamień spadł mi z serca.
- Jesteś ranny – dopiero zauważyłam, że miał rozciętą brew.
- To nic takiego.
- A jak się czujesz? Nie boli Cię brzuch?
- Nie .. wszystko w porządku i miałem nareszcie okazję mu dołożyć – bałam się, że znowu będzie miał jakieś problemy z żołądkiem.
- A co ty tutaj w ogóle robisz? - zapytał się Quincy.
- Chciałam pokazać Rose studio.
- A puszczałeś już jej nową piosenkę?
- Nie .. wiesz, że jeszcze nie jest skończona.
- Jaka piosenka? - dopytywałam.
- Niedługo się dowiesz – odpowiedział tajemniczo – Możemy już wracać?
- Tak – byliśmy w drodze do domu – Dobrze, że się udało – powiedział ojciec.
- Nom … byłam pewna na 70%, że się uda.
- I tak bym Ci nie pozwoli się z nim umówić – kontynuował. Zaskoczył mnie tym.
- Dlaczego?
- Mam nosa i wiem, że niezły z niego typ – Michael milczał i patrzył w okno.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Tak – nie przekonało mnie to. Wiedziałam, że coś tu nie gra. Zaparkował samochód. Pożegnałam się z Michaelem i weszłam do domu. Zachodzi we mnie jakaś zmiana. Coraz bardziej się otwieram przed Michaelem. Chyba muszę to przerwać. Za bardzo boje się ponownie cierpieć.

Dwa dni później. Michael widzi, że coś jest nie tak. Zrobiłam się jeszcze bardziej zimna niż wcześniej. Nawet nie pozwalałam mu się pocałować w policzek, czy przytulić. Właśnie siedzimy w moim pokoju. Jest zły. Widzę to.
- Co się dzieje? - zapytał w końcu.
- Nic.
- Przecież widzę … inaczej się zachowujesz.
- Wydaje Ci się.
- Wcale, że nie! - wstał nagle – Myślałem, że jest już lepiej.
- Bo jest.
- Przestań kłamać …. od dwóch dni dziwnie się zachowujesz – czekał na wyjaśnienia, ale ja milczałam – Nie pozwalasz się przytulić, ani pocałować na przywitanie. O co chodzi? Wiem, że jest Ci ciężko, ale ja naprawdę nic od Ciebie nie chcę, oprócz bliskości. Nie zaciągam Cie do łóżka, tylko chcę normalnie Cię przytulić …. i pocałować. Bardzo dużo dla mnie znaczysz … nie widzisz tego? - aż za dobrze.
- Co mam Ci odpowiedzieć? Że nie jestem gotowa? Już to słyszałeś.
- Na co nie jesteś? Dałaś mi szansę, ale nie mogę jej wykorzystać bo mi na to nie pozwalasz.
- Nie wiedziałam, że to okaże się takie trudne.
- Więc ile każesz mi czekać? Powiedź.
- Nie wiem.
- Widzę, że to ja muszę zrobić pierwszy krok – podszedł do mnie – Rose … muszę Ci coś bardzo ważnego powiedzieć – wziął moje dłonie w swoje – Od dawna chcę Ci to powiedzieć, ale nie miałem dość odwagi … ja … - domyśliłam się co chcę powiedzieć i musiałam mu przerwać. Położyłam mu palec na usta.
- Proszę … nie mów tego – spojrzał na mnie tak, że nie wiedziałam, czy jest zły, czy zawiedziony. Milczał i odszedł ode mnie.
- Więc to tak … nareszcie się dowiedziałem …. nie chcesz ze mną być i wcale Ci się nie dziwię …. jestem okropny .. brzydki …
- Przestań! - przerwałam mu bo nie mogłam słuchać tych bzdur – To nie prawda.
- Wiem swoje …... bardzo trudno jest mi to mówić, ale …. musimy to skończyć.
- Co masz na myśli?
- Musimy się rozstać … nie widzę innego wyjścia … nie chcesz być ze mną, a ja nie potrafię dłużej ukrywać tego co czuję – słowa ugrzęzły mi w gardle – Chce Ci jeszcze powiedzieć, że stale patrząc w przeszłość nigdy w pełni nie skorzystasz z przyszłości – podszedł i dotknął mojego policzka – Żegnaj, Rose – miał łzy w oczach, gdy to mówił. Przez chwilę się zawahał, ale w końcu mnie pocałował. Czułam jego usta na swoich, a potem już … nic. Wyszedł. Zostałam sama. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Dopiero teraz dotarło do mnie co się stało. Zostawił mnie. Zrobił to czego tak bardzo nie chciałam. Straciłam Go. Łzy zaczęło kapać na dywan. Usiadłam na nim i podkuliłam nogi. Boże .. dlaczego jestem tak głupia? Teraz już za późno, żeby cofnąć czas. Mama weszła do pokoju i od razu do mnie podeszła.
- Kochanie .. co się stało?
- Nic … chcę zostać sama – dalej płakałam. Wyszła bez protestów. Kolejne dni mijały podobnie. Siedziałam w pokoju i nie chciałam z nikim rozmawiać. W nocy płakałam. Pewnego dnia postanowiłam przestać się użalać bo to na moje własne życzenie tak się stało. Ubrałam się i postanowiłam do niego pójść. Stanęłam przed jego domem. Zdobyłam się na odwagę i zapukałam. Drzwi otworzyła mi Toya – Cześć .. nie wiem czy mnie pamiętasz. Jestem Rose.
- Doskonale Cię pamiętam – mówiła ze złością – Po co tutaj przyszłaś?
- Chciałam porozmawiać z Michaelem.
- Chyba kpisz. Myślisz, że tak jak Go potraktowałaś On by chciał z tobą w ogóle rozmawiać?
- Nie wiesz jak było.
- Nie obchodzi mnie to. Michaela nie ma i to dzięki tobie.
- Ale … - zamknęła mi drzwi przed nosem. Odwróciłam się na pięcie. Nie wiedziałam gdzie teraz iść. Drzwi się otworzyły. Stanęła w nich Janet.
- Michael wyjechał – powiedziała – Nikt nie wie gdzie oprócz mnie. Nie wnikam co się stało między wami, ale Michael był w złym stanie – chciałam już coś powiedzieć – Nie tłumacz mi się. Masz adres … zrobisz jak zechcesz – dała mi karteczkę i wróciła do domu. Wróciłam do domu. Nie wiedziałam co zrobić. Michaela już nie ma od tygodnia. Przez ten czas coś zrozumiałam. Ja też coś do niego czuję. Nie jest mi obojętny i najlepiej się czuje, gdy jest przy mnie. Miętosiłam tą karteczkę z adresem w dłoni. Spakowałam kilka rzeczy do torby, zamówiłam taksówkę i podałem adres kierowcy. Dojechaliśmy w dwie godziny. Kierowca powiedział, żebym szła przez ten lasek do końca. Trochę się bałam, ale dość szybko tam dotarłam. Stanęłam. Serce zaczęło mi walić, a nogi nie pozwalały wykonać, ani jednego ruchu. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Brałam pod uwagę każda możliwość i bym się nie zdziwiła, gdyby kazał mi spieprzać.

*************************************************************************

Jeżeli, ktoś jest ciekawy tej piosenki co wstawiłam tekst to jest:
Rick Astley - Never Gonna Give You Up
Nie wstawiałam całego tekstu bo dalej jest to samo.
I za błędy z góry przepraszam bo już nie miałam siły sprawdzić.
Aha i od razu was zawiadomię, że na kolejną notkę będziecie musiały dłużej poczekać. 




19 komentarzy:

  1. CUDOWNIE warto było czekać :D
    Życze Ci żebyś czuła się lepiej.
    Płacze bo cudowne osoby muszą cierpieć.
    Michael cierpiał i Ty cierpisz oraz wielu innych cudownych ludzi cierpi.
    Masz taką chorobe co Michael to straszne teraz płacze i płacze.
    Mam nadzieje że wyniki będą dobre BĘDE SIĘ MODLIĆ O ZDROWIE DLA CIEBIE !!!!
    I nie musisz się tak śpieszyć wytrwali poczekają
    I zrozumieją .

    Pozdrawiam
    DARIA

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny. Warto bylo czekac. Czekam na kolejna cierpliwie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana ... też mam niedoczynność tarczycy w mojej rodzinie to już genetycze :/ ...współczuje ci z całego serca bo wiem co musisz przeżywać :( Mam nadzieje że wszystko będzie w porządku ...Co do notki cudowna pisz pisz i nie przestawaj ;) Mam nadzieje że wena dopisze i dodasz za tydzień :P ale spoko zdrowie na pierwszym miejscu :) Trzymaj się :*
    ~Hudsonowa

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Kurczę, mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i nie będziesz musiała brać więcej leków... Jeszcze te bielactwo...
    Co do notki to baaaardzo mi się podobała. Watro było na nią czekać. :)
    Akcja z butami ojca Rose- bezcenna! Myślałam, że padnę ze śmiechu. Nawet jak dzisiaj szłam ze szkoły to szłam uhahana. XD
    Dobrze, że z nikim się nie mijałam, bo by pomyśleli, że jakaś nienormalna jestem.
    Na końcu prawie się poryczałam...Na serio myślałam, że między nimi się ułoży... ALE! Mam nadzieję, że Mike przyjmie ją Rose z otwartymi ramionami choć jak chyba każdy wie, byłoby to strasznie trudne... w końcu ona go odtrąciła. Kurczę, ale boję się takiego wiesz... szoku, bo przecież u Michaela może siedzieć no nie wiem... Madonna?
    Jednym słowem- Nie mogę się już doczekać. ( Kurczę, a jednak pięć słów XD)

    Pozdrawiam i życzę Ci aby wyniki okazały się dobre, Jacksonowa ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. A tak jeszcze Cię ponudzę... Co do piosenki to ją UWIELBIAM! Tak sobie patrzę na pierwsze wersy tekstu i taki SZOK. :D
    A! I jeszcze gdybyś chciała to dorzucam link do drugiego bloga z dość....nietypowym opowiadaniem :)

    Jacksonowa ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Dżizus... jaka ja głupia! Gadam o linku, a go nawet nie dodaję... XD

    link-----> supernatural-and-michael.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Woow! świetna notka...:D Pęknie wszytko opisałaś... i radość i śmiech i łzy i złość cała paleta emocji Wreszcie roz zrozumiała że Michael to cudowny człowiek iże go kocha.teraz już będzie tylko lepie...:D

    pisz dalej czekam :D

    Dzwoneczek

    OdpowiedzUsuń
  8. superrrr notka czekam z niecierpliwością. Wreście Rose zrozumiała że kocha Mickeya oby było tylko lepiej..
    Mickey680

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, przeczytałam notkę już dawno ale komentarz dodaję dopiero dzisiaj. Notka cudowna i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Obiecuję, że notkę przeczytam w najbliższym czasie, na razie odpisuję na wstęp - nie martw się, też mam niedoczynność tarczycy, spowodowaną zespołem Hashimoto (stan zapalny). To nie jest takie straszne. Biorę leki od 7 lat, dawka dość wysoka i prawdopodobnie taka zostanie do końca życia. Jest parę bardzo uciążliwych objawów tej choroby (senność, bolesna miesiączka, ciągłe poczucie zimna, potworna huśtawka nastrojów), ale da się z tym żyć. Co do bielactwa... ciekawe, naprawdę. Teraz będziesz wiedzieć "na własnej skórze", co przeżywał Mike, czy jest to bardzo uciążliwe, czy też w niczym nie przeszkadza. :D :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. U mnie nn. Jeśli będziesz miała humor/ochotę/czas, to wpadaj :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nawet nie mogę sobie wyobrazić tego co teraz czujesz... kochana trzymahttp://susie-theme.blog.pl/ się tam ciepło i proszę, nie poddawaj sie! Wierzę, że jakimś cudem pogodzisz się z chorobami i nie pozwolisz by one zdominowały Twoje życie. Pamiętaj że jestesmy z Tobą! :*
    Notka piękna i wzruszająca... Co ja się naczytałam. ;) NormLnie przez cały piątek ją czytałam począwszy na przerwach w szkole aż po drogę powrotną busem wieczorem do domu.
    Jestem ogromnie ciekawa jak to się dalej rozwinie ale oczywiście poczekam na nn tyle ile będzie trzeba.
    A tymczasem jeśli będziesz miała ochotę to zapraszam do mnie na nn. :)
    susie-theme.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. ...Skończyłam. Bardzo się cieszę, że do Rose zaczyna docierać, że kocha Michaela. Jemu za to należy się medal za cierpliwość. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to to, że troszkę zabrakło mi dramaturgii, budowania napięcia, coś w tym rodzaju. Ale wiem, że pisanie tak długiego rozdziału to naprawdę sztuka, zwłaszcza, że zaczął się rok szkolny. Zgodzę się z jednym ze zdań w opowiadaniu - Michael był wyjątkowy i nie był "typowym samcem" :D :D Przynajmniej do czasu, kiedy nie zaczął nazywać kobiet "rybami" i rozglądać się za nimi jak prawdziwy "wędkarz". Ale i tak nie było to tak perfidne i prymitywne jak robią to inni. A to przecież facet, który miał swoje potrzeby...
    Jestem ciekawa, jak się dalej potoczą Ich losy, mam nadzieję że będą razem, szczęśliwi :)))
    Pozdrawiam i życzę dużo dobrego humoru.

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej u mnie nowa JJ i MJ
    breakofdown.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Na supernatural-and-michael.blogspot.com
    nowa notka :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Wspaniała notka. Nie potrafię nic więcej powiedzieć. Nie ma słów które by to opisały. Trzymam kciuki żeby wszystko było w porządku.
    Jacksonka xD

    OdpowiedzUsuń
  17. Witam!
    Wczoraj zaczęłam czytać Twojego bloga i się zakochałam. Prawie tak jak w Michaelu ;). Uwielbiam o Nim czytać. Życzę weny.
    Gabi.

    OdpowiedzUsuń
  18. Super! Jak zawsze...
    Nie martw się, będzie dobrze...Myśl że jesteś trochę jak Michael :)
    Życzę Weny :)

    -Peace

    OdpowiedzUsuń