Trochę minęło od ostatniej notki. Miałam wcześniej, ale jak widzicie nie udało mi się. Następną postaram się dodać szybciej. Od razu przepraszam, jeżeli pojawiły się jakieś błędy. No więc nie przedłużając zapraszam do czytania.
Aha i jeszcze coś. Jeżeli jesteście zainteresowani t-shirtami, kubkami bądź poszewkami na poduszkę dotyczącym bloga, to zapraszam do zakładki Sklep. W razie pytań śmiało piszcie zostawiając komentarz w zakładce Sklep lub na maila.
*****
Patrzyłam się na niego i nie mogłam
wykonać żadnego ruchu. Gdy pierwszy szok minął, padłam na kolana
i przytuliłam jego głowę mocno do siebie płacząc. Z oddali
słyszałam nadjeżdżającą karetkę i policję. Błagałam Go,
żeby mnie nie zostawiał i walczył. Po chwili spojrzałam na tego
sukinsyna. Stał i się śmiał. Już drugi raz Mike ucierpiał przez
niego.
- Zabiję Cie! - już nawet przestałam
odczuwać strach, tylko wściekłość.
- Mówiłem, że to nie koniec. Ciebie
też dopadnę – szedł w moją stronę, ale nagle wtargnęli
policjanci, powalili Go na podłogę i skuli.
- Gdzie jest to cholernie pogotowie?! -
liczyła się każda minuta, a ich nie było – Kochanie wytrzymaj
jeszcze … błagam Cie … - pocałowałam Go w czoło. Kilka łez
spadło na jego policzek – Jesteś nam potrzebny .. wiesz o tym ..
- Proszę się odsunąć – w końcu
przyjechali. Niechętnie się odsunęłam. Chciałam być cały czas
przy nim – Brak pulsu .. - stwierdził lekarz, a mnie się nogi
ugięły. Ktoś mnie przytrzymał abym nie upadła. Patrzyłam jak Go
reanimowali i błagałam w duchu, żeby jego serce ponownie zaczęło
bić.
- Będzie dobrze … - spojrzałam na
tą osobę. To była mama. Lekarze nie poddali się ani na chwilę, a
ja w tym czasie wypłakałam morze łez.
- Mamy Go! - usłyszałam po chwili –
Dobra zabieramy Go szybko – wzięli Go na nosze i wynieśli z domu.
Szłam za nimi.
- Jadę z wami. To mój narzeczony –
chcieli coś odpowiedzieć, ale nagle urwał mi się film.
Otworzyłam powoli oczy. Głowa mnie
bolała i spróbowałam się podnieść, ale to był zły pomysł.
Ponownie się położyłam.
- Rose? Boże tak się bałam –
usłyszałam mamę. Spojrzałam na nią.
- Gdzie ja jestem? - złapałam się za
głowę.
- W domu. Straciłaś nagle
przytomność.
- Nie masz pojęcia jaki miałam
okropny sen … - rozejrzałam się i zobaczyłam krew na podłodze –
Nie … powiedź mi, że to był, tylko sen .. - patrzyłam na nią.
Westchnęła i opuściła głowę – Powiedź, że to nie prawda! -
prawie krzyknęłam, ale po chwili zaczęłam płakać – To nie
może być prawda …. muszę jechać do szpitala – wstałam.
- Nie możesz prowadzić w takim
stanie. Lepiej, żebyś została w domu.
- Muszę być przy nim!
- Ja Cie zawiozę – przyszedł ojciec
– Ja też zostałem ranny – pokazał zabandażowaną dłoń.
- Mój narzeczony walczy o życie, a Ty
mi mówisz o zranionej dłoni?!
- Przestańcie się w końcu kłócić!
- wydarła się mama – Richard zawieź Rose do szpitala i masz z
nią zostać ..
- Nie musi.
- Rose. Nie będziesz tam sama czekała.
Zawiadomię rodzinę Michaela i przyjedziemy.
- Dziękuje mamo.
- Zobaczysz, że z tego wyjdzie –
przytuliła mnie. Już nie miałam siły płakać i też się
powstrzymywałam aby dziecku nie zaszkodzić. Jechałem z ojcem w
milczeniu. Nie miałam mu nic do powiedzenia. Zresztą całe moje
myśli zajął Michael. Chciałam tam być jak najszybciej, ale z
drugiej strony bałam się co usłyszę od lekarzy.
- Jesteśmy – usłyszałam wyrwana z
zamyślenia. Wysiadłam i nawet na niego nie czekałam. Weszłam do
szpitala i podeszłam do izby przyjęć.
- Przepraszam gdzie zabrali Michaela
Jacksona? - patrzały się na mnie jak na jakąś wariatkę – Czy
ja mówię nie wyraźnie?! - zirytowałam się.
- Niestety nie możemy udzielić Pani
takiej informacji. Skąd w ogóle Pani …
- Jest moim narzeczonym i mam prawo
wiedzieć!
- Wie Pani ile razy to już słyszałam?
Proszę opuścić szpital.
- To są jakieś kpiny do cholery!
- Mówi prawdę. Jackson to mój
przyszły zięć – spojrzałam na ojca, który właśnie podszedł.
Też na mnie spojrzał – Więc gdzie jest?
- Korytarzem prosto i ostatnie drzwi po
lewej. Jest właśnie operowany. I przepraszam, że Pani nie
wierzyłam, ale sama Pani rozumie.
- Taa jasne – poszłam we wskazanym
kierunku i usiadłam na krzesełku. Pozostało mi jedynie czekać.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Wyśmienicie.
- Pytam poważnie. Ostatnio nasze
relacje nie są za dobre, ale …
- Teraz Cie to obchodzi?!
- Zawsze mnie obchodzisz. Jesteś moją
jedyną córką i chce tylko Twojego dobra.
- Zabawne co mówisz. Powiedź mi
lepiej dlaczego zmieniła zdanie, gdy Cie zobaczyła?
- Po prostu mnie tutaj znają. Wiedzą
kim jestem, dlatego ją nie zdziwiło, że Go znam.
- On ma imię.
Po godzinie przyjechała prawie cała
rodzina Michaela i moja mama. Janet i Pani Jackson najbardziej to
przeżywały. Łącznie ze mną. Minęła kolejna godzina i nadal nic
nie wiedzieliśmy. Janet podeszła do mnie i mnie przytuliła. Obie
płakałyśmy.
- Wyjdzie z tego .. zobaczysz –
powtarzała – Bo inaczej skopię mu tyłek i On o tym dobrze wie.
- Mam nadzieje Janet … mam nadzieje.
Prosiłam Go, żeby tam nie szedł, ale nie posłuchał.
- Wiesz, że jest uparty. Nic byś nie
zdołała zrobić.
- Nie wiem .. może powinnam się
bardziej uprzeć i mu nie pozwolić.
- Hej .. nie obwiniaj się. Zrobiłaś
co mogłaś – spojrzałam za Janet i zobaczyłam zbliżającego się
lekarza. Serce zaczęły mi bić jak szalone ze strachu. To było jak
czekanie na wyrok.
- Mam dobrą i złą wiadomość –
zaczął.
- Proszę powiedzieć, czy żyję?
- Tak. Przeżył i na szczęście
narządy wewnętrzne nie zostały uszkodzone. Stracił bardzo dużo
krwi i przez pewien czas będzie nieprzytomny. Stan jest stabilny.
- Wiadomo kiedy się obudzi?
- Zależy tylko od organizmu. Za chwilę
będziemy Go przewozić na salę.
- Doktorze? Będę mogła z nim zostać?
Muszę być przy nim – chwilę popatrzył.
- No dobrze. W takiej sytuacji pozwolę.
- Dziękuje – wrócił skąd
przyszedł.
- Rose powinnaś jechać do domu i
odpocząć.
- Nie Janet. Muszę być przy nim,
gdyby się obudził. Poza tym i tak bym nie wytrzymała w domu. Nie
po tym.
- Ja też zostanę.
- Ty jesteś potrzebna mamie. Zobacz
jak to przeżywa. Zadzwonię do Ciebie, gdyby coś.
Zobaczyliśmy jak Go wiozą. Faktycznie
był nieprzytomny. Zatrzymali się z łóżkiem przy nas. Wszyscy do
niego podeszli. Mama Michaela nie wytrzymała i synowie musieli ją
wyprowadzić.
- Zajmę się nim. Obiecuje, a Ty
uważaj na mamę.
- Dobrze – przytuliła mnie jeszcze –
Przyjadę jutro z rana – wszyscy od Michaela z rodziny poszli już.
Zostali, tylko moi rodzice.
- Też już jedźcie.
- Na pewno chcesz zostać?
- Tak. On też by przy mnie został.
- Eh no dobrze. Ale uważaj na siebie –
też poszli. Weszłam do sali, na której był już Mike. Podłączony
do tych wszystkich urządzeń. Usiadłam na fotelu tuż przy łóżku.
Złapałam Go za łapkę.
- Wyjdziesz z tego – mówiłam do
niego – Jestem przy Tobie i nigdzie się nie wybieram. Kocham Cie –
pocałowałam Go w czoło i usadowiłam się wygodnie w fotelu.
Czuwałam tak długo jak tylko wytrzymałam, ale niestety mnie
zmuliło i zasnęłam.
Obudziłam się za sprawą
pielęgniarki, która przyszła sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Uśmiechnęła się do mnie i po chwili wyszła. Spojrzałam na
Michaela. Nadal się nie obudził. Była 8:00, ale już nie mogłam
spać. Wstałam i trochę pochodziłam aby rozprostować kości.
Spanie w fotelu nie należy do najwygodniejszych.
- Zaraz wrócę kotku – pocałowałam
Go w czoło i wyszłam kupić kawę. Podeszłam do automatu, ale
nadal mi się dłonie trzęsły i nie mogłam wrzucić monet. Kilka
mi wypadło z dłoni.
- Może pomóc? - nagle koło mnie
zjawił się jakiś facet. Uśmiechał się, a raczej szczerzył.
- Poradzę sobie – znowu spróbowałam,
ale nadal to samo.
- Może jednak. A tak w ogóle to
jestem Jim. Miło mi Cie poznać.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy już
byli na Ty.
- Ale to się może zmienić – miałam
ochotę Go palnąć w ten głupi ryj – Nie dosłyszałem imienia.
- To może dosłyszysz, żebyś spadał?
- Nie bądź nie miła …
- Posłuchaj koleś! Mój narzeczony
walczy o życie, więc z łaski swojej wypieprzaj i szukaj szczęści
gdzie indziej! Jasne?! - doznał szoku, ale na szczęście po chwili
poszedł sobie. Odetchnęłam – Palant – powiedziałam już pod
nosem. W końcu udało mi się kupić tą kawę – Tego mi było
trzeba – napiłam się. Nagle zobaczyłam biegnącego lekarza i
pielęgniarki do sali Mike'a – Boże .. - też tam pobiegłam.
Usłyszałam, tylko długi sygnał. Wiedziałam co to oznaczało –
Nie! Mike! - chciałam do niego podejść, ale mi nie pozwolili –
Ratujcie Go! Błagam! - rozpłakałam się. Pielęgniarka mnie
wyprowadziła.
- Proszę tutaj poczekać. Zrobimy
wszystko co w naszej mocy – wróciła i zamknęła drzwi. Nie
wiedziałam co się tam dzieje. Nie mogłam znieść tego czekania.
Po dobrych 10 minutach wyszedł lekarz. Od razu do niego podeszłam.
- Niech Pan powie, że żyje ..
- Tak udało nam Go uratować. Niestety
zrobił się zator, który był spowodowany postrzałem. Czasami to
się zdarza, ale będą z Panią szczery, że rzadko uda się
uratować pacjenta z zatorem.
- Ale będzie już dobrze, tak?
- Teraz już tak. Pozostaje jedynie
czekać aż się obudzi.
- Boże nie wiem jak Panu dziękować.
- To moja praca. Może Pani do niego
pójść.
- Dziękuje – weszłam z powrotem i
podeszłam do niego – Znowu mi to robisz .. lubisz mnie straszyć
heh. Eh .. obudź już się .. tak tęsknie i się boję o Ciebie.
Kocham Cie – złożyłam pocałunek tym razem na jego ustach.
Podeszłam do okna. Pozostało mi jedynie czekać.
Wchodzę sobie na Twojego bloga, tak o, z nudów... Patrzę, a tu notka! Normalnie nie chciało mi się wierzyć :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Michael szybka z tego wyjdzie i żadne zatory nie będą się już więcej powtarzać. Oby z tych stresów Rose nic się nie stało dziecku...
Co do pana Bakera i jego córki... Wiem, że źle postąpił, ale to jednak jej ojciec i mam nadzieję, że się jakoś dogadają :)
Już nie mogę doczekać się kolejnej notki! Życzę dużo weny i gorąco pozdrawiam!
Hope
Hej! Strasznie się cieszę, że wrzuciłaś nową notkę :D Świetna jak zawsze!
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że Mike przeżył. Po ostatnim wpisie, bałam się czy przeżyje. Mam nadzieję, że już będzie wszystko okej.
Ciekawe, czy tata Rose z Rose w końcu się dogadają. Fajnie by było.
Życzę weny i pozdrowionka :3
~Siwa
Ciekawy rozdział i przejmujący. Michael musi żyć, bo bez niego nie będzie już tego samego. Mam nadzieję, że policja nie będzie już tak nieudolna i nie zgubią gdzieś Joshepa. Dobrze, że go schwytali i Rose nic nie jest, ale jest teraz w takim stresie, że musi uważać na dziecko, i Michael musi szybciutko się obudzić.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy i na przebudzenie Michaela.
Pozdrawiam Michaelowa
No więc przeczytalam i moge zacząć komentować.
OdpowiedzUsuńAle mnie wystraszyłas tym rozdziałem. Mam nadzieję, że Mike z tego jednak się wylize jakoś. Jest silny więc musi dać radę.
Kurcze Rose jest teraz jak jakaś groźna lwica. Bez kija nie podchodz. Ale nie dziwię się. Tyle emocji i strachu.
A ona jeszcze kawę pije będąc w ciąży. Oby jej to nie zaszkodziło. I wystraszyła mnie ta akcja z zatorem. Kurde całe szczęście, że się udało go uratować.
Troche mnie rozbawiła scena z Jimem. Hehe, chlopak sobie robił pewnie jakieś nadzieje a tu nic z rego. Na wstępie dostał zjebke i kosza w dodatku. Rose jak zawsze sie nie poddaje.
Wgl to może wreszcie ułożą sie relacje między córka, a ojcem. Dobrze by było.
A co do tego. Bo ktoś tu pisał, że to Joseph postrzelił Mike'a. No właśnie nie on. Tu raczej Wioli chodziło o tego gościa co siedział w więzieniu i znów z niego wyszedł. Dlatego w poprzedniej czesci Rose tak bardzo sie wystraszyła jan widziala go w TV. Joseph tu nie ma nic wspólnego.
Mam jednak nadzieję, że Tygrysek sie obudzi i będzie doch... Będzie zdrowial ;p
Wiolus, jak zawsze bardzo pięknie napisane. Czyta się jednym tchem z ciekawością. Bede czekać na kolejną czesc
Pozdrawiam, BAD25
Ojeju...jak tu smutno.Proszę wylecz Michaela, on jest taki biedny nie zasłużył sobie...Serce mi się kroi jak czytam,że jego znowu przestało bić.Musi wyzdrowieć i szykować się na przyjście na świat dziecka, należy mu się trochę spokoju.Jedna akcja za drugą i dawał radę to teraz też musi!!! Dla Rose!!Jednak to tylko twój palec może go wyleczyć Jenn!(trochę jak E.T haha).Czekam na nexta i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCo z twoim drugim blogiem?
OdpowiedzUsuńBoże jaki super blog *.* kocham tą historię(ona jest genialna , najlepszy blog jaki czytałam ^^ *.*) i z WIELKĄ niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :-*
OdpowiedzUsuńP.S. kiedy wrócisz? Długo już Cię nie ma :( ale mam nadzieję że wszystko ok. :) ;*
Pozdrawiam ,
Michael Jackson Loverka xd :) ;*
Jezzzuuu przestań pisać.PROSZĘ. Nie kompromituj się już.I nie pisz!
OdpowiedzUsuń��
Uwielbiam anonimów :) Są racy odważni i wgl :) Dzięki za kom :) Wiele dla mnie znaczy Twoja opinia :) Lecz nie wezmę jej pod uwagę :)
UsuńKolego Anonim !
UsuńJeśli masz jakieś zażalenia i coś Ci się nie podoba w stylu pisania Autorki, to po kiego grzyba ktoś Ci tu każe wchodzić na tego bloga. Omiń szerokim łukiem jak tak bardzo Ci przeszkadza, że Jenn pisze zwroty grzecznościowe. Ona w przeciwieństwie do Ciebie jest kulturalna i będzie używała takich zwrotów czy Ci się to podoba czy nie.
Nie podoba Ci się blog to nie komentuj bo takim komem sam siebie kompromitujesz i piszesz jak 5 latek, któremu coś się nie spodobało. Ogarnij się lepiej i zajmij się swoimi sprawami bo widzę, że Ci się nudzi bardzo i zajmujesz się hejciarstwem jak się patrzy :/
A Jenn zostaw w spokoju bo nie pozwolę na to by ktoś ją obrażał albo pisał takie komy w jej stronę.
Z resztą i tak jej to nie ruszyło i bardzo dobrze. Jestem z niej dumna bo zareagowałabym podobnie.
Na tym zakończę moje kazanie.
Amen.