czwartek, 6 grudnia 2018

Bad Girl 73

Witajcie!
Tak naprawdę miałam dodać jedną długą notkę jakoś na święta, ale postanowiłam, że dodam dziś krótszą z okazji mikołajek. Taki mały prezent ;)
Jeszcze w tym roku możecie się spodziewać kolejnej.
Zapraszam do zajrzenia na
The Life is Sometimes Unfair
i oddaniu głosu w ankiecie. Więcej informacji na tamtym blogu.
A tymczasem zapraszam do czytania.


                                                                             *****


Minął miesiąc od pogrzebu naszego synka, ale nie mogliśmy się z tym nadal pogodzić. Nie miało tak być. Nie wiedziałem jak jej pomóc, bo sam to przeżywałem, ale nie pokazywałem tego. Nie chciałem jej bardziej dołować. Przez tą sytuację nie bardzo nam się układało, chociaż obiecałem sobie i jej, że to nas nie poróżni, ale widać na pewne rzeczy po prostu nie ma się wpływu, nie ważne jak bardzo by się chciało. Dobrze, że była jeszcze Janet i Sally. Przychodziły prawie codziennie i ją wspierały. Inaczej by siedziała tylko w pokoju naszego dziecka i płakała.
- Mike Ty zamierzasz cokolwiek zrobić?
- O co Ci Janet chodzi?
- Dobrze wiesz. Nie ma Cie całymi dniami.
- Bo pracuje wyobraź sobie.
- Praca ważniejsza od narzeczonej?
- Ehh .. - westchnąłem – Wiesz, że nie, ale …
- Co ''ale''? Strata dziecka wszystko przekreśliła? Nie wierzę normalnie. Co się z Tobą stało, bracie? Walczyłeś o Nią aż w końcu Ci się udało, a teraz?
- Nie obwiniaj tylko mnie … to Ona odwróciła się ode mnie .. i nie ważne co zrobię w tym kierunku i tak słyszę ''nie''.
- Aha bo Tobie tylko jedno w głowie. No tak typowi faceci – wywróciła oczami.
- Ładnie o mnie myślisz. Nie ma co – wyszedłem do ogrodu.
To normalne, że brakowało mi tej bliskości, ale Janet nie zrozumiała moich słów. Jak zawsze zresztą. Przede wszystkim pragnąłem by było jak dawniej. Bałem się, że pewnego dnia przyjdzie do mnie i powie, że … odchodzi. Nie wiem co bym zrobił. Chce przede wszystkim jej szczęścia, ale u mego boku.


                                                                              *****


Zadzwonił budzik. Spojrzałem na niego i wyłączyłem. Kompletnie nie chciało mi się dziś iść do studia, ale chyba lepsze to niż zostać w domu i mieć kolejny milczący dzień. Spojrzałem na Rose. Spała odwrócona do mnie plecami. Jak zawsze ostatnio. Przeciągnąłem się i wstałem. Poszedłem do łazienki, rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Po chwili poczułem coś na ramieniu i się odwróciłem.
- Co Ty tutaj robisz? - tak to była Rose … w szlafroku.
- A jak myślisz? Minęły dwa miesiące ..
- Wiem … ale co to za zmiana nagła?
- Myślałeś, że nie tęsknie? Cholernie tęsknie – poczułem pocałunek na torsie i spojrzałem – Musisz dzisiaj iść do pracy?
- Mam trochę roboty …
- Hmm … a jeśli Cie skutecznie przekonam? - założyła łapki na moją szyję.
- Wtedy się zastanowię ..
- Wtedy przestaniesz myśleć – patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Rozwiązała szlafrok i się Go pozbyła. Zmierzyłem ją wzrokiem – Na co czekasz tygrysie? Jestem dziś cała Twoja.
- Nie tylko dziś. Jesteś moja.
- Więc to udowodnij – nie dałem się dłużej prowokować. Zacząłem ją namiętnie całować i delikatnie lecz stanowczo przywarłem ją do ściany. Oczywiście odwzajemniała pocałunki i już byłem całkiem pewien, że też Tego chce. Nie przestając całować, zarzuciłem jej udo na swoje biodro. Zjechałem z pocałunkami na szyję – Uuu .. czuję, że ktoś tu się już obudził.
- Tęsknił tak samo jak i ja.
Było bardzo namiętnie i nie chcieliśmy przerywać. Potem przeszliśmy do łóżka, nie mogąc się ze sobą rozstać. Jedynie rozpraszały nas telefony, które nie dawały spokoju. Domyślałem się, że dzwonią do mnie z pracy, ale miałem to gdzieś. Postanowiłem już, że dziś zostaje w domu. Tak długo na to czekałem, że nie miałem zamiaru przerywać nam tej bliskości przez pracę. Po którymś dzwonku wyłączyłem po prostu telefon. Widziałem, że się ucieszyła z tego powodu. Zrobiliśmy sobie przerwę dopiero późnym popołudniem.
- Ty nie mów, że jeszcze masz siłę? - powiedziała tuląc się do mnie.
- W końcu miałem dwa miesiące przymusowego celibatu.
- No tak racja. Hmm zgłodniałam … - spojrzała na mnie.
- Czyli mam przez to rozumieć, że mam iść coś przygotować?
- No jaki domyślny – uśmiechnęła się i dała mi buziaka.
- Niech Ci będzie – niechętnie wstałem i poczułem klepnięcie w tyłek. Odwróciłem się – Bądź grzeczna .. ale dopóki nie wrócę – puściłem jej oczko.
- Więc wracaj szybko – ubrałem bokserki – Buu .. i się skończyły widoczki – wyszczerzyła się. Wyszedłem i zszedłem do kuchni. Zajrzałem do lodówki – Hmm co by tu na szybko zrobić … - nagle usłyszałem dzwonek drzwi. Poszedłem otworzyć – O Janet ..
- No a kto inny – weszła od razu jak zawsze. Spojrzała na mnie – A Ty co tak paradujesz w samych gaciach? - śmiała się.
- W końcu jestem u siebie.
- Dobra dobra. Ty mi lepiej gadaj czemu jesteś prawie nagi? Hm i gdzie jest Rose? - rozglądała się i po chwili spojrzała na mnie – Nie! Nie mów, że w końcu poszliście do łóżka! No gratuluje braciszku. W końcu Ci się oddała – głupkowato się uśmiechała.
- Już dawno mi się oddała.
- Oj no wiesz o co mi chodzi. Dobra to ja w takim razie nie będę przeszkadzała.
- Nie przeszkadzasz.
- Ależ oczywiście, że przeszkadzam. I cieszę się, że zaczyna się układać – wyszła. Popatrzyłem za nią.
- Mam nadzieje, że będzie się układać – powiedziałem do siebie. Wróciłem do kuchni. Postanowiłem podgrzać pizze na szybko. Rozgrzałem piekarnik i włożyłem pizze. W tym czasie postanowiłem zrobić deser. Do pucharka dałem truskawki. Do osobnej miseczki dałem bitą śmietanę. Poszedłem z tym na górę.
- Kto to był?
- Janet postanowiła wpaść niespodziewanie, ale już poszła – położyłem się na boku w jej stronę opierając się na łokciu.
- Co tam masz dobrego?
- Taki deser na lepszy apetyt. Pizza się robi – wziąłem truskawkę, zamoczyłem w bitej śmietanie – Otwórz buźkę – wykonała polecenie i ugryzła truskawkę. Dokończyłem ją.
- Mmm .. smaczna, ale chyba Mój kawałek był smaczniejszy ..
- Tak myślisz?
- Yhym .. chodź sprawdzić .. - przybliżyłem się i sprawdziłem jak chciała, czyli ją pocałowałem – I jak?
- Hmm chyba miałaś rację, ale słabo sprawdziłem – pocałowałem namiętnie. Poczułem jak zarzuciła łapki na moją szyję i bardziej mnie przyciągnęła do siebie. Poddałem się temu.
Po wszystkim poczuliśmy dziwny zapach.
- Co To? - zapytała. Też się zastanawiałem.
- O cholera! Pizza! - zerwałem się i zbiegłem do kuchni. Było pełno dymu. Wyłączyłem i otworzyłem piekarnik – A niech to! - włączył się alarm przez ten dym. Machałem ścierką pod czujnikiem, żeby się wyłączył.
- O jacie – odwróciłem się – Szkoda pizzy – zaczęła się śmiać.
- Wiesz, że to Twoja wina – udało mi się odgonić dym od czujnika i otworzyłem okna.
- Oj od razu moja – zrobiła niewinną minkę, ale po chwili też zacząłem się śmiać z tej sytuacji – Chyba nie żałujesz?
- Masz szczęście, że nie – wyciągnąłem pizze – Hmm masz ochotę na pizze o smaku węgla?
- Raczej sobie daruję.
- Tak myślałem. To co robimy? Może coś zamówimy.
- Tak będzie bezpieczniej – zamówiłem sushi i poszliśmy do salonu aby poczekać. Sypialnia nie była bezpieczną opcją.


                                                                             *****


Od kilku dni było dobrze między nami. Zupełnie jak dawniej. Cieszyłam się, że w końcu się przełamałam. Nie zasługiwał na takie traktowanie z mojej strony, ale i tak dzielnie to znosił. Byłam mu wdzięczna za to.
Akurat robiłam obiad, bo niedługo miał wrócić z pracy. Kroiłam warzywa i się skaleczyłam. Poszłam do łazienki opatrzyć ranę i w tym czasie usłyszałam pukanie do drzwi. Z nikim nie byłam umówiona. Odpowiedziałam z łazienki, że otwarte bo opatrywałam palec. Drzwi się otworzyły i zamknęły. Wyszłam z łazienki i się zdziwiłam.
- Co Ty tutaj do cholery robisz?!
- Nie przywitasz się ze mną? - chciał podejść.
- Nawet się do mnie nie zbliżaj!
- Słyszałem, że nie układa się Wam.
- Więc masz nieaktualnie informację!
- Nie krzycz.
- Eryk wynoś się stąd! Nie chce na Ciebie patrzyć! Skończyłam z Tobą!
- Nie możemy zostać przyjaciółmi?
- A jak Ci się wydaje! Zaraz wróci Mike!
- I co z tego? Nie boję się Go. A powiedź .. jak się czujesz po stracie dziecka? Pewnie strasznie to przeżyłaś – patrzyłam na niego wściekle i myślałam, że Go zabiję. Nagle wszystko mi się przypomniało, a starałam się żyć już normalnie. Nie myśleć o tym. Łzy pojawiły się w moich oczach – Nie płacz .. - podszedł. Na jego nieszczęście zbyt blisko. Kopnęłam Go z całej siły w krocze. Aż się skulił.
- Wynoś się stąd!!! Bo Ci dołożę!!!
Usłyszałam otwierane drzwi i spojrzałam w ich stronę. Mike wrócił. Na całe szczęście. Takiego widoku się nie spodziewał, bo widziałam po jego minie.
- Co On tutaj robi?
- Też chciałabym wiedzieć! - łzy mi spływały po policzkach. Wziął Go za fraki i wyniósł na zewnątrz.
- Jeszcze raz Cie tutaj zobaczę, a nie ręczę za siebie! - usłyszałam i wrócił do domu – Skarbie .. - podszedł do mnie.
- Daj mi spokój – pobiegłam do sypialni płacząc. Podeszłam do okna. Czemu ten drań musiał mi o wszystkim przypomnieć? Zrobił to celowo.
- Kochanie .. - usłyszałam za sobą, ale się nie odwróciłam – Powiedź co powiedział?
- Nie chce – dalej płakałam.
- Chce Ci jakoś pomóc …
- Jak chcesz mi pomóc?! - spojrzałam na niego – Cofniesz dzień, w którym straciliśmy dziecko?!
- Nie, ale ..
- Ten sukinsyn mi o tym wszystkim przypomniał! Dlatego przyszedł! - przytulił mnie. Chciałam Go odepchnąć, ale mi nie pozwolił. W końcu się w niego wtuliłam.
- Już nie płacz .. - głaskał mnie po plecach.
Próbowałam się uspokoić. Bałam się bardzo, że przez to znowu wszystko się zacznie psuć między nami. Nie miałam na to wpływu chociaż chciałam. Znowu czułam się jak na początku, gdy się o wszystkim dowiedziałam.

sobota, 3 listopada 2018

Chcecie coś sprzedać?

Witajcie.
Mam do Was pytanie dość nietypowe.
Czy ktoś chce sprzedać jakąś książkę o Michaelu? Lub znacie osobę, która chce się pozbyć czegoś ze swojej kolekcji? To naprawdę pilne. W razie czego piszcie do mnie na maila:

wioleta15932@wp.pl

P.S. Nowa notka się pisze po woli ;)

wtorek, 21 sierpnia 2018

Bad Girl 72


Zaczęłam otwierać powoli oczy. Poraziło mnie bardzo jasne światło, aż przymknęłam oczy ponownie. Złapałam się za głowę. Poczułam coś na dłoni. Znowu, ale tym razem wolniej otworzyłam oczy i spojrzał na swoją dłoń. Zobaczyłam wkłucie i wenflon podłączony do kroplówki. Rozejrzałam się. Poznałam to miejsce. Instynktownie dotknęłam swojego brzucha i zamarłam.
- Nie!!! - spojrzałam aby się upewnić. Nagle do sali wszedł Mike z kubkiem kawy. Patrzyłam na niego z łzami w oczach – Powiedź, że to nie prawda!! - opuścił głowę i podszedł.
- Kochanie ..
- Nie!! Nie moje dziecko!! - zaczęłam krzyczeć i nie mogłam się uspokoić. Próbował mnie uspokoić i przytulić.
- Proszę Cie .. - też miał łzy w oczach. Po chwili poddałam się i wtuliłam w jego tors. Płakałam i nie mogłam przestać.
- Dlaczego … czemu nasze maleństwo … - przyszedł lekarz bo słyszał jak krzyczałam.
- Dam Pani zastrzyk na uspokojenie.
- Nie. Nie potrzebuje tego. Ja się nią zajmę – Mike nie pozwolił mu i cały czas mnie tulił do siebie. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam w jego ramionach.
Gdy się obudziłam, wszyscy byli już w sali. Rozejrzałam się po nich bez jakichkolwiek emocji. Było mi wszystko jedno. Każda z tych osób podeszła i powiedzieli jak bardzo im przykro. Ale co z tego. Te słowa nie sprawią, że nasze dziecko będzie dalej żyło.
- Dobra dajcie jej odpocząć – powiedział Mike – Potrzebuje spokoju – wszyscy się pożegnali i zostawili nas samych – Skarbie … spójrz na mnie … - spojrzałam – Wiem co czuje, ale ..
- Naprawdę?! Skąd to możesz wiedzieć?! To ja je nosiłam pod sercem!!
- Jego … - zamilkłam.
- To był .. chłopiec? - pokiwał twierdząco głową – Boże .. - znowu się rozpłakałam – Widziałeś Go?
- Jeszcze nie. Czekałem na Ciebie.
- Nie jestem gotowa .. - spojrzałam w okno.
- Wiem. Poczekamy ile będziesz chciała. Wiesz, że będę przy Tobie … razem to przetrwamy.
- Ale jak? - cały czas miałam łzy w oczach – Jak można przeżyć śmierć swojego dziecka .. nie wyobrażam sobie tego.
- Wiem, że to moja wina .. i ty też o tym wiesz .. - spojrzałam na niego.
- Co Ty mówisz?
- Mogłem Ci nie mówić, że wracam …
- Przestań. Gdybym Ciebie posłuchała i nie wsiadła za kierownicę … nadal by żył … - przytulił mnie.

                                                          *****

Minęło kilka dni po moim przebudzeniu. Nie mogłam dojść do siebie. Co noc płakałam. Lekarz pozwolił mi już wyjść. Bałam się tego tak naprawdę. Jak to będzie, gdy stąd wyjdę. Ubierałam już się do wyjścia. Mike na mnie czekał.
- Będą Państwo chcieli Go zobaczyć? - spojrzeliśmy na siebie.
- Tak .. - odpowiedziałam.
- Dobrze. Będę czekał – wyszedł.
- Dasz radę? - zapytał Mike.
- Nie wiem .. ale chce … chce wiedzieć jak wyglądał .. - ubrałam już się.
- Będę przy Tobie – podszedł i złapał mnie za łapkę. Spojrzałam na to – Kocham Cie. Nic się nie zmieni między nami, tak? - spojrzałam mu w oczy.
- Chciałabym aby nie – przytuliłam się do niego. Nie chciałam, żeby się obwiniał. To nie była jego wina.
Wyszliśmy z mojej sali. Szliśmy już do miejsca, do którego prowadził nas lekarz. Czułam się jakbym szła na ścięcie.
- To tutaj – usłyszałam głos lekarza i się ocknęłam. Zobaczyłam napis na drzwiach ''Kostnica''. Bałam się przekroczyć tych drzwi, ale jednocześnie chciałam Go zobaczyć. Weszliśmy tam. Na metalowym stole zobaczyłam coś małego przykrytego prześcieradłem. Złapałam Michaela za dłoń i niepewnie z nim podeszłam – Gotowi? - oboje pokiwaliśmy głową. Odsłonił nasze maleństwo. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się i schowałam twarz w Michaela ramieniu. Poczułam jego dłoń na moim policzku – Zostawię Was – wyszedł. Nie byłam w stanie ponownie spojrzeć, ale czułam taką potrzebę. Przełamałam się i spojrzałam na naszego synka.
- Boże .. jest taki maleńki .. - dotknęłam tej małej rączki – Mama i tata są tutaj … - dziwnie się z tym czułam, a łzy nie chciały przestać lecieć. Spojrzałam na Michaela. Udawał twardego, ale widziałam łzy w oczach – Nie chce Go tutaj zostawiać ..
- Ale .. kochanie …. eh .. jego już nie ma ..
- Nieprawda. On jest nasz – coś mi się wkręciło – Zabieramy Go stąd.
- Przestań. Uspokój się – próbował mnie ogarnąć.
- To nasz syn!! Nagle zapomniałeś?!
- Nie mów tak. Nadal Go kocham i nie przestanę, ale On nie żyję.
- Wynoś się stąd! - zaczęłam uderzać Go pięściami w tors. Złapał mnie za ręce.
- Dość!! - trzymał mnie, żebym się uspokoiła – Czuję to samo co Ty. Uwierz. Ale jedyne co możemy to … pochować Go. Na zawsze pozostanie w naszych sercach – patrzyłam mu w oczy i się przytuliłam.
- Przepraszam … nie wiem co się ze mną dzieje .. - od dnia, w którym się dowiedziałam, miałam straszne skoki nastroju. Raz było mi przykro, a za chwilę potrafiłam się wściekać.
Chwilę przy nim pobyliśmy jeszcze i Mike postanowił, że trzeba już stąd iść.
- Jeszcze chwilka .. proszę. Już więcej Go nie zobaczę. To jest najgorsze – pogłaskałam Go po małej główce.
Ciężko mi było stamtąd wyjść i się z nim pożegnać już na zawsze. Ale musiałam. Pojechaliśmy już do naszego domu, który został wyremontowany. Jakoś nie potrafiłam się z tego cieszyć. Chociaż Mike celowo pokazywał mi cały dom. Chciał zająć czymś moje myśli. Przypomniało mi się, że pokój dla dziecka też został zrobiony. Poszłam tam. Stanęłam w drzwiach i rozejrzałam się. Podeszłam do łóżeczka. Nie powinno być puste, a było. Wzięłam śpioszki do ręki, które kupiliśmy wtedy z Michaelem. Usiadłam w fotelu. Przytuliłam twarz do nich i zamknęłam oczy.

*****

Zapraszam do wzięcia udziału w ankiecie. Więcej info w poprzedniej notce.

niedziela, 19 sierpnia 2018

Ankieta

Mam do Was pytanie. Chcielibyście abym opublikowała swoje pierwsze opowiadanie, które parę lat temu było na moim pierwszym blogu? Nowi nie wiedzą, a starych czytelników, którzy je czytali pewnie już nie ma, dlatego pytam. Nie jest skończone, ale mam napisane 50 stron, wiec bym mogła publikować w między czasie. Byście zobaczyli jakim stylem wtedy pisałam, bo tego nie będę tam zmieniała. Nic nie będę tam zmieniała. Teraz to już nie mój styl bo jednak mam już swoje lata, ale wiecie każdy od czegoś zaczynał. Nie wiem kiedy zacznę, bo bym chciała założyć w tym celu nowego bloga, żeby każde opowiadanie miało swoje miejsce. Jak coś to głosujcie w ankiecie, do której macie niżej link. Tylko te głosy będę brała pod uwagę.
Trzymajcie się. Do zobaczenia mam nadzieje niedługo z nową notką tutaj.

piątek, 29 czerwca 2018

WAŻNE!!! Stop Cenzurze Internetu.

Kochani dziś z innej beczki. Jak za pewne wiecie Unia chce ocenzurować całkowicie internet. Co to znaczy? Że wszystkie treści zamieszczanie w internecie będą sprawdzane mówiąc w skrócie. Również to się tyczy praw autorskich i blogów. Możecie o tym poczytać dokładnie. Musimy zawalczyć o to aby do tego nie dopuścić. Chce dla Was nadal pisać opowiadania jak obiecałam, ale obawiam się, że nie będzie to możliwe, gdy Unii się uda ocenzurować internet ponieważ wykorzystuje nazwisko Michaela oraz zdjęcia na blogu. Tak to jest chore, ale musimy coś z tym zrobić. Może się uda. Niżej zostawiam Wam adres do strony, gdzie można podpisać petycje oraz poczytać o tym dokładniej. Ja napisałam o tym dość chaotycznie za co przepraszam, ale zależy mi aby jak najwięcej osób się dowiedziało i też idę spać, bo rano trzeba wstać do pracy. Trzymajcie kciuki aby pewnego dnia, gdy będziecie chcieli wejść na bloga nie okazało się, że strona nie istnieje. Nie wyobrażam sobie tego.

Wchodźcie na stronę:

antyart13.pl

(wolę nie zostawiać linka z wiadomych przyczyn)

P.S. Jak coś to zapiszcie sobie mój adres maila i nr GG ponieważ obie formy kontaktu są aktualne. To tak na wszelki, gdyby serio usunęli i byście nie wiedzieli co dalej. Dane są po lewej stronie w opisie O MNIE.

wtorek, 1 maja 2018

Czemu tak długo mnie nie ma?

Witajcie kochani.
Wybaczcie za tą długą przerwę w pisaniu, ale przez pewne problemy nie mogłam się skupić na pisaniu. Nie mogłam się zebrać, a na siłę nie lubię i nie umiem pisać. Nie obiecuje kiedy pojawi się nowa notka, ale na pewno nie porzuciłam bloga. Wiec po prostu czekajcie na nową. Postaram się aby nie trwało to zbyt długo.

wtorek, 30 stycznia 2018

Bad Girl 71 Part 2

Witajcie.
Znowu się nie udało dodać wcześniej niestety. Dziś trochę krótsza, bo to dokończenie poprzedniej. Wiec po prostu zapraszam do czytania oraz oceniania.


*****


Chłopacy już pojechali do domu. Ja czekałem na Rose. Oj usłyszy jej się, że prowadzi chociaż mi obiecała tego nie robić póki nie urodzi. Nie daj Boże coś by się stało nie koniecznie z jej winy albo by zasłabła nagle. Wszystko jest możliwe w tym stanie. A ja bym sobie chyba nie wybaczył. Gdybym wiedział, to bym jej nie powiedział, że dziś wracam. Nie dość, że by miała niespodzianka to jeszcze by się nie narażała. Minęło pół godziny, a jej ciągle nie było, chociaż mówiła, że za chwilę będzie. Coraz mniej mi się to podobało. Postanowiłem zadzwonić, ale nie odbierała. Nawet nie było sygnału.
- Coś się musiało stać – powiedziałem do siebie.
Z daleka słyszałem jadącą karetkę. Chciałem iść tam zobaczyć, ale ochroniarz mi zabronił wiadomo dlaczego. Denerwowałem się coraz bardziej. Minęły kolejne dziesięć minut i usłyszałem, że dzwoni mój telefon. Myślałem, że to Ona, ale nie. To była Pani Baker.
- Halo? - odebrałem.
- Michael gdzie Ty jesteś? - słyszałem, że jest zdenerwowana i płakała.
- Na lotnisku. Czekam na Rose, ale nadal nie przyjechała – bałem się, żeby za chwilę nie powiedziała, że coś się jednak stało.
- Już nie przyjedzie – bardziej się rozpłakała – Miała wypadek. Właśnie wiozą ją do szpitala.
- Co?! Już tam jadę – nie byłem w stanie nic więcej powiedzieć. Po prostu wsiadłem szybko do auta – Jedź do szpitala!! - krzyknąłem do ochroniarza.
- Już szefie. Spokojnie – ruszył.
- Nie każ mi być spokojnym, gdy moja narzeczona miała wypadek!! Jedź szybciej!!
- Co? Boże … nie mogę szybciej, bo i my będziemy mieć wypadek.
Po chwili całkowicie wyłączyłem się z rozmowy. Myślałem tylko o tym, żeby nic jej nie było .. im .. Boże .. dziecko. Nie możemy Go stracić. To moja wina. Mogłem być bardziej stanowczy i zabronić jej przyjeżdżać.
- Szefie … szefie? - ocknąłem się – Jesteśmy na miejscu.
- Zawieź moje rzeczy do domu – wysiadłem i dosłownie wbiegłem do szpitala na nic nie patrząc. Zatrzymałem jakąś pielęgniarkę, która przechodziła, aby zapytać, ale po chwili podeszła do mnie mama Rose.
- Michael – przytuliła mnie płacząc.
- Co się stało? Ona chyba nie … nie mogła ..
- Nie wiem .. wzięli ją na tamtą salę – wskazała – I ratują.
- A co z dzieckiem?
- Nic nie wiem Mike … tak się boję – usiadła i dalej płakała.
Nie wiedziałem co myśleć i na co się przygotować. To czekanie było najgorsze. Nie umiałem usiedzieć w miejscu. W pewnym momencie chciałem nawet tam wejść, ale pielęgniarka nie pozwoliła. Chciałem już ją zobaczyć.
Nie wiem ile czasu minęło, ale to była wieczność. Zobaczyliśmy idącego lekarza w naszą stronę. Wszyscy wstaliśmy. Pan Baker też był z nami.
- Państwo są rodzicami?
- Tak, a To narzeczony naszej córki. Co z Rose?
- Żyje na szczęście. Ma złamane dwa żebra i wstrząs mózgu. Póki co wprowadziliśmy ją w śpiączkę farmakologiczną, żeby organizm doszedł do siebie.
Nie umknęło mojej uwadze, że nic nie wspomniał o dziecku. Bałem się zapytać, ale musiałem.
- Doktorze? A co … z dzieckiem? - spojrzał na mnie i opuścił głowę.
- Przykro mi. Nic nie mogliśmy zrobić. Dziecko już było martwe, gdy Panna Baker została przywieziona.
Poczułem, że nogi zrobiły mi się jak z waty i usiadłem. Myślałem, że to tylko najgorszy koszmar i zaraz się obudzę.
- Chce pan Go zobaczyć? - spojrzałem na niego.
- To był chłopiec?
- Myślałem, że wiedzieliście.
- Właśnie za parę dni mieliśmy się dowiedzieć. Boże .. - już na nic nie patrzyłem tylko się rozpłakałem – Nie. Zobaczymy Go razem. Gdy się już obudzi.
- No dobrze. Pana decyzja. Wiem, że teraz to mało pocieszające, ale po pewnym czasie będziecie się mogli starać o kolejne dziecko.
- Ale żadne nie zastąpi Tego, które odeszło. Mogę ją zobaczyć?
- Za chwilkę. Zaraz pana zawołam – odszedł.
- Michael … nie wiem co powiedzieć .. jak my jej o tym powiemy .. przecież się załamię … tak chciała Tego dziecka .. - mówiła przez łzy.
- Ja też chciałem. Ja jej o tym powiem.
- Będzie Cie teraz potrzebowała .. wiesz o tym ..
- Wiem .. muszę być silny, ale jak skoro straciliśmy nasze maleństwo – pozwoliłem łzom płynąć. Przytuliła mnie.
- Przetrwacie to. Wiem o tym.
Nareszcie mogłem do niej wejść. Serce mi pękało, gdy widziałem ją podłączoną do tych wszystkich urządzeń.
Siedziałem przy niej cały dzień. Byłem zmęczony podróżą i tym wydarzeniem, ale nie chciałem jej zostawiać. Rodzice Rose pojechali niedawno do domu. Stałem akurat przy oknie, gdy usłyszałem:
- Jeszcze tutaj jesteś? - obejrzałem się i zobaczyłem Janet.
- Co tutaj robisz?
- Mike .. wiem o wszystkim – podeszła i mnie przytuliła – Nie masz pojęcia jak mi przykro i Wam współczuje.
- Eh .. nie wiem czy sobie poradzę ..
- Poradzisz. Musisz być silny .. dla niej – popatrzyła na mnie – Jedź do domu. Jesteś zmęczony.
- Nie chce. Muszę być przy niej.
- Ona i tak sama się nie obudzi. Ja mogę zostać. Rano ma przyjechać Sally, więc nie będzie sama. Proszę Cie. Tak jej nie pomożesz. Słuchaj jeżeli chcesz być bliżej to ulicę dalej jest hotel. Wynajmij tam pokój. Chociaż to.
- Ehh .. sam nie wiem – spojrzałem na moją narzeczoną.
- Ona by tego chciała. Wiesz o tym. No rusz się bo Cie kopnę na rozpęd. Wyśpisz się i przyjdziesz.
- Chyba masz rację.
- Wiadomo, że mam.
- Ale dzwoń do mnie, gdyby coś się działo, tak?
- Wiem wiem. O nic się nie martw.
- Ale na pewno – podszedłem do łóżka i pocałowałem ją w czoło – Rano przyjdę. Obiecuje. Kocham Cie – spojrzałem jeszcze raz na nią i niechętnie wyszedłem. Janet miała rację. Niestety nic nie mogę zrobić. Nic.
Wszedłem do wynajętego pokoju. Było już bardzo późno. Rzuciłem klucz na szafkę nocną. Usiadłem na łóżku i po prostu zacząłem płakać. Czułem się strasznie winny. Gdybym nie wyjechał .. gdybym został to nadal by był z nami. Nasz synek, na którego tyle czekaliśmy. Już Go nie ma. Nie zobaczymy jak rośnie i zaczyna stawiać swoje pierwsze kroki. Jak zaczyna uczyć się mówić. To wszystko przepadło.