Znowu nic tutaj nie napisze ciekawego. Tym razem powodem jest: choroba. Grypa i mnie dopadła. Z tego powodu nie obiecuję, że notka pojawi się za tydzień. Postaram się napisać, ale wątpię, żeby mi się to udało. Grypa nigdy mi szybko nie odpuszcza. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Zapraszam na kolejną i oczywiście do komentowania ;) Spadam do łóżka. Trzymajcie kciuki, żebym dała radę napisać kolejną.
************************************************************
Tym razem ja obudziłem się pierwszy i
patrzyłem się na Rose. Cieszyłem się, że dzisiaj jest sobota i
mogę spędzić czas z Rose. Nie mogłem sobie darować, że
dopuściłem do takiej sytuacji, jaka wczoraj miała miejsce. Rose,
by powiedziała, że to nie moja wina. Wczoraj byłem tak wściekły,
że chyba bym Go zabił. Niech mi lepiej nie wchodzi w drogę bo nie
ręczę za siebie. Nie pozwolę, żeby odebrał mi Rose. Jeżeli sama
podejmie decyzję, że nie chcę być już więcej ze mną … nie
wiem co zrobię. Załamie się. Poruszyła się i spojrzała na mnie.
- Ciągle zły?
- Nie.
- Kłamiesz – wstałem i poszedłem
do łazienki za potrzebą. Przemyłem twarz i wróciłem do pokoju –
Nie ignoruj mnie – usłyszałem. Stanąłem przy oknie.
- Nie ignoruje.
- Akurat … znowu mnie obwiniasz?
- Oczywiście, że nie … po prostu
.. - wypuściłem powietrze – Mógł coś Ci zrobić.
- Wymyśl coś lepszego – wstała,
ale zaraz usiadła z powrotem – Ał!
- Boli? - ukucnąłem przed nią i
dotknąłem jej stopy.
- Nie dotykaj mnie.
- Chce Ci pomóc.
- Nie potrzebuje litości.
- Rose .. do cholery …. to nie tak ..
musisz mi uwierzyć .. kocham Cię i się boję. Nie mogę Cię
stracić.
- O czym Ty do cholery mówisz?
- Tak bardzo się boję, że odejdziesz
… czuję, że stanie się coś złego, a ja nie zdążę na czas –
przytuliłem ją i schowałem twarz w jej włosach. Poczułem, że
mnie objęła.
- Ale co się może stać?
- Nie wiem … coś złego …. nie
kłóćmy się .. nie marnujmy na to czasu – trzymałem ją nadal w
objęciach.
- Znowu miałeś zły sen?
- Nie, ale mam jakieś przeczucie.
- Musimy porozmawiać – powiedziała.
Spojrzałem się na nią, pełen obaw co za chwilę usłyszę – Bo
…. postanowiłam, że wrócę już do domu.
- Dlaczego? Co się stało?
- Ni .. nic …. za długo przebywamy
razem … musimy się za sobą stęsknić.
- Proszę Cię .. nie kłam. Wolę
usłyszeć najgorszą prawdę.
- Mówię prawdę. Nie chcę od Ciebie
odejść, głuptasie …. przecież i tak będziesz codziennie
przyjeżdżał – uśmiechnęła się, ale ja i tak wiedziałem, że
coś się stało.
- Przez niego wszystko się pieprzy! -
zacisnąłem żeby – Powiedź mi prawdę … zrobił Ci coś?
- Nie … naprawdę.
- Nie jestem głupcem. Wiem, że coś
się stało. Wcześniej nie mówiłaś takich rzeczy. Chcę usłyszeć
prawdę, słyszysz? - opuściła głowę – Wiedziałem … -
dotknąłem jej policzka – Dotykał Cię?
- Nie, ale …. chciał mnie pocałować.
- Co?! - czułem jak zdenerwowanie
znowu bierze nade mną górę.
- Nie pozwoliłam mu i dostał za to w
pysk.
- Bardzo dobrze zrobiłaś.
- Możemy już o tym nie rozmawiać?
- Nie odpowiedziałaś jeszcze na jedno
pytanie. Dlaczego chcesz wrócić do domu?
- Bo się Go boję … nie mogę znieść
takiego spojrzenia innego faceta, a co mówić, gdyby mnie dotknął.
- Boże, skarbie – przytuliłem ją –
Nie pozwolę, żeby ktokolwiek Cię skrzywdził.
- Wiem o tym, ale jednak wolę wrócić
do domu – usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Proszę – odpowiedziałem i do
pokoju weszła moja mama.
- Nie przeszkadzam?
- Nie. Co się stało?
- Miałam telefon od .. Josepha.
Powiedział, że jutro wraca bo ma takie prawo.
- Rozumiem.
- To nadal jego dom. Nic nie mogę nic
z tym zrobić.
- Wiem, mamo – podszedłem i ją
przytuliłem – Nie martw się. Jakoś to będzie.
- O ile się nie pozabijacie.
- Jakoś się powstrzymam – zaśmiałem
się.
- Mam nadzieję. Idę zrobić
śniadanie. Zejdźcie za chwilę.
- Jermaine będzie?
- Tak.
- Mamo – zatrzymałem ją –
Przepraszam za to jak Go potraktowałem, ale nie mogłem się
powstrzymać.
- Wszyscy jesteście moimi dziećmi i
nic tego nie zmieni. Nie ukrywam, że postępowanie Jermaina mi się
nie podoba, ale jest dorosły. Wczoraj z nim rozmawiałam, ale sam
widzisz, że nic nie wskórałam. Najlepiej nie zwracajcie na niego
uwagi – wyszła.
- Chyba nie dam rady wziąć prysznic –
powiedziała.
- Kąpiel może być? - uśmiechnąłem
się i podszedłem do niej.
- Tak, ale razem z tobą – jeszcze
szerzej się uśmiechnąłem.
- Z wielką przyjemnością –
cmoknąłem ją i poszedłem przygotować kąpiel. Wróciłem po Rose
i wziąłem ją na ręce. Rozebraliśmy się i weszliśmy do wody, to
znaczy ja wszedłem z Rose na rękach. Oparła się plecami o mój
tors.
- Jest mi tak dobrze w twoich ramionach
– powiedziała.
- Mnie też – pocałowałem ją w
szyję. Wziąłem gąbkę i zacząłem myć jej plecy, potem ręce i
brzuch. Zaczęła chichotać – Co?
- Mam łaskotki.
- Ach tak?
- Nawet nie próbuj – przejrzała
mnie. Odpuściłem, a to było do mnie nie podobne. Oplotłem ją
ramionami – Mike?
- Hym?
- Co … - zawahała się.
- O co chodzi, kochanie? -
wypuściła powietrze i kontynuowała.
- Co myślisz o ….. dzieciach? -
zaskoczyła mnie tym pytaniem.
- Ale w jakim znaczeniu?
- Mówię o posiadaniu dzieci –
zaniemówiłem i milczałem przez jakiś czas.
- Czy jest coś o czym powinienem
wiedzieć? - spojrzałem się na nią.
- Nie jestem w ciąży jeżeli to masz
na myśli.
- Na pewno?
- Tak … poczułeś ulgę? - jeszcze
bardziej się wychyliłem przez jej ramię, żeby na nią spojrzeć.
- Dlaczego tak mówisz? Nie .. nie
poczułem żadnej ulgi. Prawdę mówiąc .. poczułem rozczarowanie.
- Naprawdę?
- Czemu tak się dziwisz? Jesteś moją
miłością i to chyba jasne, że chcę mieć z tobą dzieci.
- Ciesze się, że to mówisz. Ja też
chcę z tobą mieć – pocałowałem ją.
- Chcesz poznać moje zamiary co do
Ciebie? - kiwnęła głową – Więc …. najpierw kupię jakiś
dom. Zamieszkamy razem. Poproszę Cię o rękę i się pobierzemy.
Potem .. urodzisz mi mnóstwo dzieci.
- Czyli ile? - zapytała się z
przerażeniem.
- Hmm .. myślę, że 11 wystarczy –
wybałuszyła oczy. Rozbawiło mnie to – Żartuje … nie ważne
ile będziemy mieli. Wychowamy je najlepiej jak umiemy, a jako
staruszkowie będziemy siedzieli przy kominku i opowiadali wnukom o
naszej pięknej miłości.
- Kocham Cię – pocałowała mnie.
- Ja Ciebie bardziej.
- Ale mówisz o tym jak by życie było
takie proste. Na pewno nie będzie tak łatwo. Będzie mnóstwo
przeszkód.
- Oczywiście, że będzie, bo takie
jest życie. Ale razem przetrwamy przez to wszystko i będziemy
szczęśliwi. Zobaczysz.
- Tylko Ty mi wystarczysz do szczęścia
– posiedzieliśmy jeszcze trochę w wannie. Ubrani zeszliśmy na
śniadanie. Rose nie mogła jeszcze za bardzo chodzić, więc kazałem
jej wskoczyć na moje plecy i tak zeszliśmy do jadalni. Wszyscy się
na nas gapili, a mama uśmiechnęła się. Posadziłem ją na krześle
i usiadłem obok. Byli wszyscy prócz Jerma. Miałem nadzieję, że
Go dzisiaj nie zobaczę, ale nie można mieć wszystkiego.
- Czekaliście na mnie? Jak miło –
dosiadł się z głupim uśmieszkiem. Nie patrzyłem na niego, ale
kątem oka zauważyłem, że gapi się na Rose. Wzbierała we mnie
złość, ale nic nie mówiłem. Miał podbite oko, rozciętą wargę
i łuk brwiowy. Podczas posiłku, odezwał się – Dzisiaj wrócę
późno. Informuje, żebyście się nie martwili.
- Nikt nie będzie – powiedziałem
ciszej, ale i tak usłyszeli. Spojrzeli się na mnie.
- No dobrze, a dokąd idziesz? -
zapytała mama.
- Do klubu. Muszę wyrwać jakąś
laskę – mama nie chciała tego słuchać i wyszła do kuchni –
Wczoraj byłem tak rozpalony, że myślałem, że nie wytrzymam – a
ja ledwo wytrzymałem, żeby mu nie przywalić. Prowokował mnie.
Wiedziałem o tym – Gdybym ja miał taką gorąco dziewczynę to
chyba nie wypuszczałbym jej z łóżka i nie mógł normalnie
funkcjonować. Myślał bym tylko o jednym … ale to ja. Niektórzy
wolą żyć w celibacie – nagle wstałem aż krzesło się
przewróciło. Rose dotknęła mojej dłoni. Nie wykonałem żadnego
ruchu. Stałem i patrzyłem się na niego ze wściekłością.
- Już wystarczy tego – powiedziała
Toya.
- O co wam chodzi?
- Dobrze wiesz! - wydarłem się – Za
mało wczoraj dostałeś?!
- Wolisz jakąś laskę od własnego
brata?
- To nie jest jakaś laska, tylko moja
dziewczyna, a Ty to robisz specjalnie! Myślisz, że nie wiem o co Ci
tak naprawdę chodzi?!
- No to słucham – skrzyżował ręce
na piersi.
- Na wszelką cenę chcesz zwrócić na
siebie uwagę. Nie możesz znieść, że byłem gwiazda zespołu, że
Joseph poświęcaj mi całą uwagę. Zawsze chciałeś być na moim
miejscu i mieć to co ja. Ale Rose nie zdobędziesz.
- Zobaczymy.
- Możesz sobie gadać, ale my się
kochamy. Pewnie nie wiesz co to za uczucie i nie umiesz tego
zrozumieć. I jeszcze jedno … powinieneś być szczęśliwy, że to
nie na Tobie się skupiał. Chciałbym być na twoim miejscu, a Ty,
żebyś był na moim. Zobaczyłbyś jakie to uczucie. On nie była
dla nas jak ojciec, tylko menager. Wszyscy o tym wiecie. Chodź,
kochanie – pomogłem Rose wstać i chcieliśmy już iść na górę.
- Bez nas byłbyś nikim!
- To Wy bez niego bylibyście nikim –
odpowiedziała Rose – Dobrze o tym wiesz – zdziwiłem się. Nie
mogłem patrzeć jak ledwo idzie, więc wziąłem ją na ręce.
Położyłem Rose na łóżku – To mój ostatni dzień tutaj, więc
może spędzimy Go miło.
- Miło mówisz? - podrapałem się po
brodzie.
- Nie mówię o tym, napaleńcu –
rzuciła we mnie poduszką i się roześmiała.
- A skąd wiesz o czym pomyślałem? -
nachyliłem się nad nią.
- Bo tobie tylko jedno w głowie.
- Jerm uważa inaczej.
- Bo nie wie co się dzieje za
zamkniętymi drzwiami – pociągnęła mnie i pocałowała – A tak
poważnie to co porobimy? - myślałem przez chwilę.
- Wiem – uśmiechnąłem się –
Pamiętasz gdzie Cię zabrałem, żeby poprawić Ci humor po … tym
wszystkim co się wydarzyło?
- Hmmm …. przypomnij mi.
- Do kina w parku – uderzyła się
lekko w czoło.
- No tak … chcesz znowu tam iść?
- Czemu nie?
- W sumie … ok.
- Świetnie. Zadzwonię do znajomego,
żeby zostawił nam dwa bilety – poprosiłem znajomego, żeby
zostawił mi dwa bilety i podziękowałem. Podczas rozmowy stałem
przy oknie i widziałem jak Jerm wsiada do samochodu i odjeżdża.
Potem poszedłem do łazienki, ale nie za potrzebą, tylko, żeby
napisać do Q z prośbą, żeby do mnie zadzwonił. Wróciłem do
pokoju.
- No dobrze, a co teraz będziemy
robić? Jest jeszcze wcześnie – nie zdążyłem odpowiedzieć bo
mój telefon zaczął dzwonić.
- Tak?
- Cześć. Napisałeś, żebym
zadzwonił.
- Cześć Q. Co tam?
- Yyy .. Michael? Dobrze się czujesz?
- nie rozumiał.
- Ja? Świetnie … koniecznie dzisiaj?
- O czym mówisz?
- Dobra. Będę za 15 minut w studiu –
rozłączyłem się. Wiedziałem, że zrozumiał.
- Musisz jechać? - zapytała się
Rose.
- Niestety. Postaram się w godzinkę
uwinąć. Jerm gdzieś pojechał, więc nie musisz się bać.
- To dobrze.
- Jeżeli chcesz to zaniosę Cię do
Janet, żebyś sama nie siedziała.
- Ok, ale jeżeli to coś ważnego, to
się nie spiesz. Wiem, że masz pracę.
- Na pewno znowu jakieś poprawki. Poza
tym nie zmarnuje całego dnia w studio. Wolę spędzić Go z tobą.
- Kochany jesteś, ale ja się nie
obrażę – uśmiechnęła się.
- Wiem, ale chcę być przy tobie. To
co? Zanieść Cię do Janet? Bo chcę jak najszybciej to załatwić i
wracać.
- Ok – wziąłem ją na ręce i
zaniosłem do pokoju Janet.
- Przyniosłem Ci towarzystwo.
- Super.
- To ja uciekam. Wrócę najszybciej
jak się da – pocałowałem ją i wyszedłem. W samochodzie
zadzwoniłem do pewnego znajomego jubilera i poprosiłem, żeby
zamknął na pół godziny sklep. Zgodził się. Pojechałem tam.
Zanim wysiadłem, założyłem przebranie, żeby nikt mnie nie
rozpoznał i wszedłem do środka – Dziękuje, że Pan się
zgodził.
- Nie ma problemu. Dzisiaj i tak nie ma
dużego ruchu. Więc czym jest Pan zainteresowany?
- Proszę mi pokazać najpiękniejsze
pierścionki jakie Pan ma. Cena nie gra roli.
- Oczywiście – wrócił z kilkoma
pierścionkami – Na jakąś szczególną okazję?
- Tak … zaręczynowy … sam nie
wiem. Wszystkie są niesamowite.
- To prawda. Zostawię Pana na chwilę
samego. Proszę na spokojnie się zastanowić.
- Dziękuje – wyszedł do
pomieszczenia obok. Nie mogłem się zdecydować, ale musiałam w
końcu podjąć decyzję. Wybrałem jeden z nich i
zawołałem właściciela – Wybieram ten.
- Doskonały wybór. Czy rozmiar może
być? - wsadziłem na swojego palca. Daleko nie wszedł.
- Tak … moja dziewczyna ma znacznie
chudsze palce od moich – pamiętałem dokładnie jaka jest różnica
naszych dłoni.
- Rozumiem, że wybierze Pan
odpowiednie pudełeczko do niego, tak?
- Tak – zapakował mi do wskazanego
przeze mnie pudełeczka. Wypisałem czek, schowałem pierścionek do
kieszeni i wyszedłem. W samochodzie ściągnąłem przebranie i
jeszcze raz obejrzałem pierścionek. Był tak samo piękny jak Rose.
Nic nie mogło zepsuć mojego dobrego humoru. Pojechałem do
wytwórni. Q już na mnie czekał w studiu.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego
kazałeś mi przyjechać tak nagle?
- Za chwile. Nie denerwuj się tak bo
Ci ciśnienie skoczy.
- Małyyy – spojrzał się na mnie
surowo.
- To miał być żart – usiadłem
naprzeciwko niego.
- Wiem wiem. To powiesz wreszcie?
- Ale musisz mi obiecać, że nikomu o
tym nie powiesz. Nikt się nie może dowiedzieć.
- Znasz mnie tyle lat i
wiesz, że nigdy nie zdradziłem twojej żadnej tajemnicy.
- Wiem, ale to naprawdę bardzo ważne.
- Zaczynam się bać – wyciągnąłem
pudełeczko z pierścionkiem i Go pokazałem – Och … nie byłem
przygotowany na oświadczyny.
- Q!
- Przecież żartuje – wziął Go ode
mnie – Musiał kosztować majątek.
- To jest nieistotne.
- Chcesz się jej oświadczyć?
- Tak, ale jeszcze nie teraz. Sam nie
wiem. Może za wcześnie Go kupiłem.
- Boisz się odrzucenia?
- Tak … najbardziej właśnie tego
się boję. Ja wiem …. czuję, że Rose jest tą jedyną. Wiem, że
Ona też chcę ze mną być, ale boję się, że wybiorę
nieodpowiedni moment … że za wcześnie poproszę ją o rękę.
- Oczekujesz mojej rady, jak sądzę –
kiwnąłem głowa – Jeżeli Cię naprawdę kocha, to nie będzie
miało znaczenia kiedy to zrobisz. Sam powiedziałeś, że jeszcze
nie teraz, więc do tej pory wasz związek jeszcze bardziej się
rozwinie. Nie martw się na zapas.
- Może masz rację.
- Mam – poklepał mnie po plecach –
Ale jeżeli masz zamiar jej Go dać to najpierw zerwij cenę –
założył na nos okulary – Chyba źle widzę.
- Dlaczego?
- Bo tutaj pisze … - zmarszczył brwi
– 16 mln?? - spojrzał się na mnie.
- No co? Wiesz, że dla mnie pieniądze
nie są tak ważne. Zarabiam i wydaje.
- Ale 16 mln?
- To tylko pieniądze. W końcu mam na
kogo wydawać.
- Dobrze Go schowaj – oddał mi
pierścionek.
- Wiem … nie uważasz, że mi odbija?
- Niby czemu? Jesteś zakochany .. to
normalne.
- Dzięki – spojrzałem na zegarek –
Ja się będę już zbierał – wstałem.
- Zaczekaj.
- Tak?
- Dobra okazja, żeby o czymś
porozmawiać. Usiądziesz? - zdziwiłem się, ale usiadłem z
powrotem – Niedługo odbędzie się Motown 25.
- Wiem i?
- Chcę, żebyś wystąpił razem z
braćmi.
- Nie.
- Wiem, że nie chcesz być więcej
kojarzony z The Jacksons, ale …
- Tak! Nie chcę mieć już z nimi nic
wspólnego. Zacząłem solową karierę. Chcę się skupić jedynie
na tym. Jeżeli chcą to niech sobie wystąpią.
- Zastanów się nad plusami tego
wydarzenia zanim odmówisz. Występ będzie nadawany w najlepszej
telewizyjnej godzinie i na żywo. Przyniesie Ci same korzyści.
- Thriller odniósł sukces o jakim nie
śniłem, więc nie zależy mi na tym.
- Nie podejmuj pochopnie decyzji,
dobrze? Przemyśl to i wtedy dasz mi odpowiedź.
- Raczej nie zmienię decyzji.
- Masz dużo czasu – pożegnałem się
i wróciłem do domu. Najpierw poszedłem do swojego pokoju i
schowałem pierścionek, a potem po Rose – Jestem.
- Co tak szybko? - zdziwiła się.
- Nie cieszysz się?
- Cieszę, ale myślałam, że dłużej
Ci zejdzie.
- Q chciał, tylko o czymś
porozmawiać. Idziemy do pokoju?
- Tak – wziąłem ją na ręce –
Nie dasz mi w ogóle chodzić?
- Uwielbiam Cię nosić, a to jest
dobra okazja. Nie podoba Ci się to?
- Bardzo – mocniej objęła mnie za
szyję. Posadziłem ją na łóżku – Coś się stało?
- Czemu tak myślisz?
- Bo widzę, że coś jest nie tak –
westchnąłem.
- Niedługo jest Motown 25 i Q chcę,
żebym wystąpił z The Jacksons.
- A nie chcesz?
- Nie … czy Oni nie mogą tego
zrozumieć? Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.
- Nikt Cię nie zmusi do występu.
- Chociaż Ty nie próbujesz mnie
przekonać – przytuliłem się do niej.
- Jestem po twojej stronie, skarbie –
pogłaskała mnie po włosach.
- Wczoraj dzwonił Frank. Telewizja ET
chcę zrobić ze mną wywiad.
- Zgodziłeś się?
- Tak … wiesz .. wyjaśnię te
kłamstwa.
- Na pewno nikt jej nie uwierzył.
- Wiem, że próbujesz mnie pocieszyć,
ale pisały o tym wszystkie gazety i trąbili o tym w wiadomościach.
Nawet twoja mama miała wątpliwości – nie wiedziała co
odpowiedzieć – Muszę w końcu coś z tym zrobić. Obejrzymy jakiś
film?
- Pewnie, ale nie horror. Nie mam
ochoty się bać.
- Nooo ok – oglądaliśmy filmy do
wieczora. Potem pojechaliśmy do kina w parku. Założyłem brodę i
wąsy. Tak jak poprzednio i usiedliśmy na końcu w samym rogu. Tym
razem puścili filmy z Elizabeth Taylor. Obejrzeliśmy tylko dwa bo
zobaczyłem, że Rose jest śpiąca. Oczywiście się nie przyznała,
ale ja wiedziałem swoje. Pod domem Rose byliśmy po 22.
- Wejdziesz? - zapytała.
- Już późno.
- Myślałam, że mnie utulisz do snu –
uśmiechnąłem się i zgodziłem. Rodzice Rose byli trochę
zaskoczenie, gdy nas zobaczyli, ale widziałem, że się cieszyli.
Rose poszła wziąć prysznic i przebrana w piżamę, wyszła z
łazienki. Położyła się do łóżka – Poczekasz aż usnę?
- Tak – położyłem się obok niej.
Położyła głowę na moim torsie.
- Zobaczymy się jutro?
- Nie może być inaczej. Śpij już –
zamknęła oczy. Równo o 23 delikatnie wyślizgnąłem się z łóżka.
Pocałowałem ją lekko w czoło i wyszedłem. Zanim wróciłem do
domu, pojeździłem trochę po mieście. Musiałem się psychicznie
przygotować na jutrzejsze spotkanie z Josephem. Zaparkowałem
samochód i zobaczyłem na podjeździe samochód Josepha. Przez
chwilę nawet się zawahałem, czy wejść do domu. Przecież miał
wrócić dopiero jutro. Przełknąłem ślinę i nacisnąłem klamkę.
W salonie paliło się światło i słyszałem ich rozmowy. Nie
mogłem być tchórzem. Musiałem się w końcu zebrać w sobie.
Wszedłem do salonu. Spojrzeli się w moją stronę. Jerma nie było.
Pewnie był w klubie tak jak mówił rano.
- No proszę .. kto do nas dołączył.
- W zasadzie to nie chce tutaj być –
chciałem wyjść.
- Musimy porozmawiać – usłyszałem
jego gruby głos i się zatrzymałem.
- O czym?
- Nie tutaj – wstał i kierował się
w moją stronę – Do mojego gabinetu – rozkazał. Poszedłem za
nim. Zamknął drzwi – Wiesz o co mi chodzi.
- Nie – udawałem.
- Pamiętasz naszą umowę. Za tydzień
masz spotkanie z tą dziewczyną … jak jej na imię – myślał
prze chwilę – Nieistotne – nawet nie obchodziło Go imię tej
dziewczyny – Za parę dni dam Ci jej adres, ale już wstępnie
mówię, że macie się spotkać o 19.
- Nie.
- Co powiedziałeś?
- Nie zdradzę Rose. Nie jestem tobą.
- Traktuj to jako sprawy biznesowe, ale
bardziej przyjemne – zaśmiał się obleśnie.
- Nie każ mi tego robić. Zapłacę Ci
tyle samo ile jej ojciec – pokręcił głową.
- Zrobisz to – zbliżył się do mnie
– Chyba nie chcesz, żeby coś się jej stało – pokazał mi
zdjęcie Rose, które wyciągnął z kieszeni. To nie było zdjęcie
pozowane. Ktoś je zrobił z ukrycia.
- Skąd je masz?!
- Nie twoja sprawa.
- Moja! Rose jest moją dziewczyną,
więc to moja sprawa! - zaśmiał się.
- Jeżeli tego nie zrobisz .. - nie
dokończył, tylko podarł zdjęcie Rose na pół – Pamiętaj, że
każdemu może się przytrafić wypadek.
- Ty draniu! Zabiję Cię jeżeli coś
jej zrobisz!
- Bądź posłuszny, to nic jej się
nie stanie.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego nie mogę
być szczęśliwy?
- Ależ możesz być .. masz po prostu
wykonywać moje rozkazy, a wszystko będzie dobrze.
- To samo miałem zrobić z Rose.
- Z nią nie wyszło. Pomyliłem się.
- Nie wyszło bo Ci odmówiłem. Teraz
też mogę to zrobić.
- Nie możesz. No chyba, że chcesz być
na jej pogrzebie.
- Jaką mam pewność, że nic jej nie
zrobisz?
- Masz moje słowo.
- Jest gówno warte! Gdy miałem 18 lat
też to zrobiłem, a i tak Molly się o wszystkim dowiedziała. Nie
wierzę Ci.
- Tym razem będzie inaczej, ale nadal
masz wykonywać moje rozkazy. Czy to jasne?! Nawet dobrze, że z nią
jesteś. Przynajmniej mogę Cię kontrolować i mówić co masz
robić. Nie chcesz jej narażać, prawda?
- Nie mieszaj jej do tego!
- Gdybyś z nią nie był, to bym ją
nie mieszał, ale tak … sam widzisz. Znam twój słaby punkt –
wyszedł. Zostałem jeszcze chwilę w tym gabinecie. Miałem jeden
wielki mętlik w głowie. Przecież jej nie zdradzę. Wystarczy, że
raz to zrobiłem i straciłem bliską mi osobę. Już drugi raz nie
popełnię tego błędu. Ale co mam zrobić? Joseph nigdy nie rzuca
słów na wiatr. Jeżeli powiedział, że skrzywdzi Rose … zrobi
to. Nawet nie będę wiedział kiedy i nie będę mógł jej
ochronić. Z drugiej strony, jeżeli to zrobię … stracę ją, ale
będzie żyła. W obu sytuacjach ją stracę. Wiedziałem, że nie
pozbieram się jeżeli z nią nie będę, ale jej życie było dla
mnie ważniejsze. W końcu poszedłem do mojego pokoju. Wziąłem
letni prysznic. Gdy wyszedłem z kabiny, spojrzałem na wannę.
Przypomniał mi się dzisiejszy ranek. Mówiłem jej o moich planach
na życie, w których Ona była. Za równy tydzień, to wszystko miał
strzelić szlag. Położyłem się do łóżka. Poduszka nadal nią
pachniała. Wtuliłem się w nią. Wiedziałem, że nie zasnę. Przez
cały czas myślałem jak się z tego wyplatać i nic mi nie
przychodziło do głowy.