czwartek, 6 grudnia 2018

Bad Girl 73

Witajcie!
Tak naprawdę miałam dodać jedną długą notkę jakoś na święta, ale postanowiłam, że dodam dziś krótszą z okazji mikołajek. Taki mały prezent ;)
Jeszcze w tym roku możecie się spodziewać kolejnej.
Zapraszam do zajrzenia na
The Life is Sometimes Unfair
i oddaniu głosu w ankiecie. Więcej informacji na tamtym blogu.
A tymczasem zapraszam do czytania.


                                                                             *****


Minął miesiąc od pogrzebu naszego synka, ale nie mogliśmy się z tym nadal pogodzić. Nie miało tak być. Nie wiedziałem jak jej pomóc, bo sam to przeżywałem, ale nie pokazywałem tego. Nie chciałem jej bardziej dołować. Przez tą sytuację nie bardzo nam się układało, chociaż obiecałem sobie i jej, że to nas nie poróżni, ale widać na pewne rzeczy po prostu nie ma się wpływu, nie ważne jak bardzo by się chciało. Dobrze, że była jeszcze Janet i Sally. Przychodziły prawie codziennie i ją wspierały. Inaczej by siedziała tylko w pokoju naszego dziecka i płakała.
- Mike Ty zamierzasz cokolwiek zrobić?
- O co Ci Janet chodzi?
- Dobrze wiesz. Nie ma Cie całymi dniami.
- Bo pracuje wyobraź sobie.
- Praca ważniejsza od narzeczonej?
- Ehh .. - westchnąłem – Wiesz, że nie, ale …
- Co ''ale''? Strata dziecka wszystko przekreśliła? Nie wierzę normalnie. Co się z Tobą stało, bracie? Walczyłeś o Nią aż w końcu Ci się udało, a teraz?
- Nie obwiniaj tylko mnie … to Ona odwróciła się ode mnie .. i nie ważne co zrobię w tym kierunku i tak słyszę ''nie''.
- Aha bo Tobie tylko jedno w głowie. No tak typowi faceci – wywróciła oczami.
- Ładnie o mnie myślisz. Nie ma co – wyszedłem do ogrodu.
To normalne, że brakowało mi tej bliskości, ale Janet nie zrozumiała moich słów. Jak zawsze zresztą. Przede wszystkim pragnąłem by było jak dawniej. Bałem się, że pewnego dnia przyjdzie do mnie i powie, że … odchodzi. Nie wiem co bym zrobił. Chce przede wszystkim jej szczęścia, ale u mego boku.


                                                                              *****


Zadzwonił budzik. Spojrzałem na niego i wyłączyłem. Kompletnie nie chciało mi się dziś iść do studia, ale chyba lepsze to niż zostać w domu i mieć kolejny milczący dzień. Spojrzałem na Rose. Spała odwrócona do mnie plecami. Jak zawsze ostatnio. Przeciągnąłem się i wstałem. Poszedłem do łazienki, rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Po chwili poczułem coś na ramieniu i się odwróciłem.
- Co Ty tutaj robisz? - tak to była Rose … w szlafroku.
- A jak myślisz? Minęły dwa miesiące ..
- Wiem … ale co to za zmiana nagła?
- Myślałeś, że nie tęsknie? Cholernie tęsknie – poczułem pocałunek na torsie i spojrzałem – Musisz dzisiaj iść do pracy?
- Mam trochę roboty …
- Hmm … a jeśli Cie skutecznie przekonam? - założyła łapki na moją szyję.
- Wtedy się zastanowię ..
- Wtedy przestaniesz myśleć – patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Rozwiązała szlafrok i się Go pozbyła. Zmierzyłem ją wzrokiem – Na co czekasz tygrysie? Jestem dziś cała Twoja.
- Nie tylko dziś. Jesteś moja.
- Więc to udowodnij – nie dałem się dłużej prowokować. Zacząłem ją namiętnie całować i delikatnie lecz stanowczo przywarłem ją do ściany. Oczywiście odwzajemniała pocałunki i już byłem całkiem pewien, że też Tego chce. Nie przestając całować, zarzuciłem jej udo na swoje biodro. Zjechałem z pocałunkami na szyję – Uuu .. czuję, że ktoś tu się już obudził.
- Tęsknił tak samo jak i ja.
Było bardzo namiętnie i nie chcieliśmy przerywać. Potem przeszliśmy do łóżka, nie mogąc się ze sobą rozstać. Jedynie rozpraszały nas telefony, które nie dawały spokoju. Domyślałem się, że dzwonią do mnie z pracy, ale miałem to gdzieś. Postanowiłem już, że dziś zostaje w domu. Tak długo na to czekałem, że nie miałem zamiaru przerywać nam tej bliskości przez pracę. Po którymś dzwonku wyłączyłem po prostu telefon. Widziałem, że się ucieszyła z tego powodu. Zrobiliśmy sobie przerwę dopiero późnym popołudniem.
- Ty nie mów, że jeszcze masz siłę? - powiedziała tuląc się do mnie.
- W końcu miałem dwa miesiące przymusowego celibatu.
- No tak racja. Hmm zgłodniałam … - spojrzała na mnie.
- Czyli mam przez to rozumieć, że mam iść coś przygotować?
- No jaki domyślny – uśmiechnęła się i dała mi buziaka.
- Niech Ci będzie – niechętnie wstałem i poczułem klepnięcie w tyłek. Odwróciłem się – Bądź grzeczna .. ale dopóki nie wrócę – puściłem jej oczko.
- Więc wracaj szybko – ubrałem bokserki – Buu .. i się skończyły widoczki – wyszczerzyła się. Wyszedłem i zszedłem do kuchni. Zajrzałem do lodówki – Hmm co by tu na szybko zrobić … - nagle usłyszałem dzwonek drzwi. Poszedłem otworzyć – O Janet ..
- No a kto inny – weszła od razu jak zawsze. Spojrzała na mnie – A Ty co tak paradujesz w samych gaciach? - śmiała się.
- W końcu jestem u siebie.
- Dobra dobra. Ty mi lepiej gadaj czemu jesteś prawie nagi? Hm i gdzie jest Rose? - rozglądała się i po chwili spojrzała na mnie – Nie! Nie mów, że w końcu poszliście do łóżka! No gratuluje braciszku. W końcu Ci się oddała – głupkowato się uśmiechała.
- Już dawno mi się oddała.
- Oj no wiesz o co mi chodzi. Dobra to ja w takim razie nie będę przeszkadzała.
- Nie przeszkadzasz.
- Ależ oczywiście, że przeszkadzam. I cieszę się, że zaczyna się układać – wyszła. Popatrzyłem za nią.
- Mam nadzieje, że będzie się układać – powiedziałem do siebie. Wróciłem do kuchni. Postanowiłem podgrzać pizze na szybko. Rozgrzałem piekarnik i włożyłem pizze. W tym czasie postanowiłem zrobić deser. Do pucharka dałem truskawki. Do osobnej miseczki dałem bitą śmietanę. Poszedłem z tym na górę.
- Kto to był?
- Janet postanowiła wpaść niespodziewanie, ale już poszła – położyłem się na boku w jej stronę opierając się na łokciu.
- Co tam masz dobrego?
- Taki deser na lepszy apetyt. Pizza się robi – wziąłem truskawkę, zamoczyłem w bitej śmietanie – Otwórz buźkę – wykonała polecenie i ugryzła truskawkę. Dokończyłem ją.
- Mmm .. smaczna, ale chyba Mój kawałek był smaczniejszy ..
- Tak myślisz?
- Yhym .. chodź sprawdzić .. - przybliżyłem się i sprawdziłem jak chciała, czyli ją pocałowałem – I jak?
- Hmm chyba miałaś rację, ale słabo sprawdziłem – pocałowałem namiętnie. Poczułem jak zarzuciła łapki na moją szyję i bardziej mnie przyciągnęła do siebie. Poddałem się temu.
Po wszystkim poczuliśmy dziwny zapach.
- Co To? - zapytała. Też się zastanawiałem.
- O cholera! Pizza! - zerwałem się i zbiegłem do kuchni. Było pełno dymu. Wyłączyłem i otworzyłem piekarnik – A niech to! - włączył się alarm przez ten dym. Machałem ścierką pod czujnikiem, żeby się wyłączył.
- O jacie – odwróciłem się – Szkoda pizzy – zaczęła się śmiać.
- Wiesz, że to Twoja wina – udało mi się odgonić dym od czujnika i otworzyłem okna.
- Oj od razu moja – zrobiła niewinną minkę, ale po chwili też zacząłem się śmiać z tej sytuacji – Chyba nie żałujesz?
- Masz szczęście, że nie – wyciągnąłem pizze – Hmm masz ochotę na pizze o smaku węgla?
- Raczej sobie daruję.
- Tak myślałem. To co robimy? Może coś zamówimy.
- Tak będzie bezpieczniej – zamówiłem sushi i poszliśmy do salonu aby poczekać. Sypialnia nie była bezpieczną opcją.


                                                                             *****


Od kilku dni było dobrze między nami. Zupełnie jak dawniej. Cieszyłam się, że w końcu się przełamałam. Nie zasługiwał na takie traktowanie z mojej strony, ale i tak dzielnie to znosił. Byłam mu wdzięczna za to.
Akurat robiłam obiad, bo niedługo miał wrócić z pracy. Kroiłam warzywa i się skaleczyłam. Poszłam do łazienki opatrzyć ranę i w tym czasie usłyszałam pukanie do drzwi. Z nikim nie byłam umówiona. Odpowiedziałam z łazienki, że otwarte bo opatrywałam palec. Drzwi się otworzyły i zamknęły. Wyszłam z łazienki i się zdziwiłam.
- Co Ty tutaj do cholery robisz?!
- Nie przywitasz się ze mną? - chciał podejść.
- Nawet się do mnie nie zbliżaj!
- Słyszałem, że nie układa się Wam.
- Więc masz nieaktualnie informację!
- Nie krzycz.
- Eryk wynoś się stąd! Nie chce na Ciebie patrzyć! Skończyłam z Tobą!
- Nie możemy zostać przyjaciółmi?
- A jak Ci się wydaje! Zaraz wróci Mike!
- I co z tego? Nie boję się Go. A powiedź .. jak się czujesz po stracie dziecka? Pewnie strasznie to przeżyłaś – patrzyłam na niego wściekle i myślałam, że Go zabiję. Nagle wszystko mi się przypomniało, a starałam się żyć już normalnie. Nie myśleć o tym. Łzy pojawiły się w moich oczach – Nie płacz .. - podszedł. Na jego nieszczęście zbyt blisko. Kopnęłam Go z całej siły w krocze. Aż się skulił.
- Wynoś się stąd!!! Bo Ci dołożę!!!
Usłyszałam otwierane drzwi i spojrzałam w ich stronę. Mike wrócił. Na całe szczęście. Takiego widoku się nie spodziewał, bo widziałam po jego minie.
- Co On tutaj robi?
- Też chciałabym wiedzieć! - łzy mi spływały po policzkach. Wziął Go za fraki i wyniósł na zewnątrz.
- Jeszcze raz Cie tutaj zobaczę, a nie ręczę za siebie! - usłyszałam i wrócił do domu – Skarbie .. - podszedł do mnie.
- Daj mi spokój – pobiegłam do sypialni płacząc. Podeszłam do okna. Czemu ten drań musiał mi o wszystkim przypomnieć? Zrobił to celowo.
- Kochanie .. - usłyszałam za sobą, ale się nie odwróciłam – Powiedź co powiedział?
- Nie chce – dalej płakałam.
- Chce Ci jakoś pomóc …
- Jak chcesz mi pomóc?! - spojrzałam na niego – Cofniesz dzień, w którym straciliśmy dziecko?!
- Nie, ale ..
- Ten sukinsyn mi o tym wszystkim przypomniał! Dlatego przyszedł! - przytulił mnie. Chciałam Go odepchnąć, ale mi nie pozwolił. W końcu się w niego wtuliłam.
- Już nie płacz .. - głaskał mnie po plecach.
Próbowałam się uspokoić. Bałam się bardzo, że przez to znowu wszystko się zacznie psuć między nami. Nie miałam na to wpływu chociaż chciałam. Znowu czułam się jak na początku, gdy się o wszystkim dowiedziałam.