Siedziałam sobie na parapecie z
kubkiem herbaty. Patrzyłam na przechodzących ludzi. Jestem tutaj
już dwa miesiące. A dokładnie układałam sobie życie na Alasce.
Kupiłam mały domek. Dla mnie wystarczy. Nie potrzebowałam więcej.
Zatrudniłam się w sklepie aby nie siedzieć w domu. Musiałam wyjść
do ludzi. Czasem myślałam co może robić teraz Mike. Niestety w
ogóle nie mogłam o nim zapomnieć. Chyba już mi tak zostanie. Co
sobota rozmawiałam z Sally przez telefon. Obiecała, że mnie
odwiedzi, ale nie wiedziała jeszcze kiedy. W końcu trochę miała
do pokonania. Musiałam ruszyć tyłek i iść odśnieżyć podjazd,
bo nie wyjadę. Jak zawsze zasypało śniegiem. Ubrałam się ciepło
i wyszłam przed dom. Zaczęłam odśnieżać.
- To nie jest robota dla kobiety –
usłyszałam i się odwróciłam.
- Cześć Steven. Wiesz ktoś musi –
podrywał mnie, gdy tylko miał okazję do tego. Nie odwzajemniałam
zainteresowania. Nie chciałam ładować się w nowy związek. Po co
na siłę.
- Wystarczyło poprosić.
- Potrafię sobie świetnie poradzić.
- Wiem .. widzę .. mogę wejść na
chwilę?
- No dobrze – weszłam z nim do domu
– Stało się coś? - rozpłaszczył się i usiadł w salonie.
- Chciałem zapytać, czy dasz się w
końcu wyciągnąć do kina?
- Steven .. już o tym rozmawialiśmy.
Tylko dlatego chciałeś wejść?
- I żeby dotrzymać Ci towarzystwo –
uśmiechnął się.
- Doceniam, ale bym wolała odpocząć
przed pracą. Rano wstaję .. rozumiesz ..
- Zapomniałaś, że ja też? -
zapomniałam wspomnieć, że razem pracowaliśmy. Widziałam Go
codziennie.
- W sumie racja. Ale naprawdę .. muszę
się przygotować na jutro .. - niechętnie wstał.
- Jesteś nie ugięta .. mówił Ci to
ktoś?
- Tak … - w myślach – Nawet często
..
- To będę się już zbierał. Do
jutra – ubrał kurtkę i wyszedł.
Naprawdę nie potrzebuję kolejnego
związku. I to jeszcze z osobą, do której nic nie czuję i nawet mi
się nie podoba. Poczekałam aż sobie poszedł i nie było Go widać.
Wyszłam i musiałam dokończyć odśnieżanie chociaż nie bardzo mi
się chciało. Jakoś tak przypomniał mi się Michael i na chwilę
się zamyśliłam.
- O kim tak intensywnie myślisz? - ten
głos wyrwał mnie z zamyśleń.
- Cześć Susan. A tak jakoś …
przypomniała mi się przeszłość, ale nie ważne – nikomu nie
powiedziałam, że sam Michael Jackson był moim narzeczonym. Z
wiadomych przyczyn.
- To chodź lepiej na kawę i ciacho,
bo właśnie kupiłam.
- Ok tylko to skończę i zaraz przyjdę
– poszła do swojego domu. Byłyśmy sąsiadkami i często się
spotykałyśmy. Chociaż z nią mogłam sobie prawie normalnie
pogadać.
*****
Siedziałam sobie w pewien piątkowy
wieczór u mnie z Susan pijąc winko. Nagle usłyszałam, że ktoś
puka.
- Spodziewasz się kogoś?
- Właśnie nie – wstałam i poszłam
otworzyć – Sally! - rzuciłam jej się w ramiona – Co Ty tutaj
robisz?
- Hehe wiedziałam, że się ucieszysz.
Chciałam Ci zrobić niespodziankę i się stęskniłam.
- Wejdź – pomogłam jej z bagażem i
zamknęłam drzwi. Rozejrzała się.
- No powiem Ci, że ładnie się tutaj
urządziłaś. Przytulnie – rozpłaszczyła się – Chociaż i tak
bym wolała abyś była na miejscu.
- Wiem .. może kiedyś wrócę. Chodź
do salonu – wzięłam ją pod rękę i zaprowadziłam do salonu –
Sally to Susan – przedstawiłam im sobie. Sally spojrzała na nią
i na mnie dziwnie.
- Miło mi – Susan wstała i podała
jej rękę na przywitanie. Sally nie odwzajemniła – Rose .. to ..
ja już się będę zbierała .. - poszła się ubrać do wyjścia.
- No jak chcesz – popatrzyłam za
nią. Po chwili wyszła. Sally patrzyła się na mnie poważnie –
Stało się coś?
- Nie no nic ..
- Przecież widzę.
- Nowa koleżaneczka? Widzę, że chyba
niepotrzebnie przyjechałam.
- Ej .. co Ty mówisz? Cieszę się, że
jesteś. Nie mogłam się doczekać i dobrze o tym wiesz.
- Naprawdę? Przecież widzę, że
znalazłaś sobie towarzystwo – patrzyłam na nią uważnie – No
co?
- Ty jesteś zazdrosna – zaczepiłam
ją łokciem w bok.
- Pff .. teraz to powiedziałaś ..
- Wiesz, że nie masz powodu, tak?
Jesteś moją jedyną przyjaciółką .. przecież wiesz .. -
spojrzała na mnie.
- Ale spotykasz się z Tą ..
- I nic poza tym. Po prostu czasem z
nią się spotykam, żeby sobie pogadać.
- Od tego masz mnie.
- Eh .. ale nie na miejscu .. ale to
niczego nie zmieni między nami – przytuliłam ją – Obiecuję.
- Mam nadzieje, bo mam ochotę
przywalić tamtej i wylać na łeb wino, które nie skończyła –
zaśmiałam się.
- Więc dobrze, że poszła. Chodź
zrobię kolację. Długo zostaniesz?
- Na tydzień.
- Tylko? Szkoda – trochę się
zasmuciłam.
- Wiem, ale przynajmniej jeszcze nie
raz przyjadę. A Ty? Przyjedziesz kiedyś?
- Nie wiem .. może – poszłam z nią
do kuchni – Powiedź mi … co u Michaela? Oddałaś mu
pierścionek?
- Tak, ale jak wiesz nie chciał Go
przyjąć. Był w szoku jak mu powiedziałam, że wyjechałaś. Ale
nie powiedziałam mu gdzie.
- Dzięki.
- Rose .. czemu do Niego nie
zadzwonisz? Przecież nikt nie powiedział, że nie możecie
utrzymywać kontaktu.
- Nie rozumiesz .. nie mogę … i tak
jest mi ciężko czasem, bo wspomnienia wracają .. a gdybym
usłyszała jego głos … chce ułożyć sobie życie od nowa.
- Nie ułożysz, bo i tak Go wciąż
kochasz. Dobrze o tym wiesz – spojrzałam na nią, bo miała rację.
- Zmieńmy temat, ok?
- Nie możesz zaprzeczyć. Sama
widzisz.
- Jezu Sally .. - wywróciłam oczami –
Ja wiem, że byś chciała abyśmy wrócili do siebie .. ale to nigdy
nie nastąpi. To przeszłość. Zrozum w końcu. I nie mówimy już
nigdy więcej o tym.
- Hmm .. chyba z nikim się nie
spotykasz .. nie? Bo byś mi powiedziała mam nadzieje ..
- Może mam, może nie.
- Aha czyli mi nie powiesz. Spoko.
Zapamiętam sobie.
- Ty się lepiej nie obrażaj –
rzuciłam w nią poduszką – Jak dziecko normalnie – udawała
poważną, ale widziałam, że zaraz się złamie.
- Nie pozwalaj sobie gnojku – oddała
mi tą poduszką. I tak w ten oto sposób zaczęła się wojna na
poduszki.
Fajnie spędziliśmy ten tydzień.
Chociaż za szybko minął. Chodziłyśmy sobie na zakupy, do kina i
miałam z kim pogadać szczerze. Miałam nadzieje, że niedługo
znowu mnie odwiedzi.