Znowu zamknęłam się w sobie chociaż
próbowałam z tym walczyć. Wszystko przez Eryka. Przypomniał mi o
tym wszystkim. Mike to widział, ale udawał, że nic się nie
dzieje. Naprawdę próbowałam żyć normalnie.
- Kochanie? Może jak wrócę z pracy
to pojedziemy na kolacje?
- A możemy to przełożyć? Nie czuje
się dziś najlepiej – podszedł do mnie i wziął w łapki moją
twarz.
- Chcesz, żebym został w domu?
- Nie .. nie musisz. Jedź już.
- No dobrze. Dzwoń jak coś – ubrał
się do wyjścia.
- Ok – przytuliłam się jeszcze do
niego – Co chcesz na obiad?
- Ciebie – uśmiechnęłam się tylko
– A tak serio to co zrobisz będzie dobrze – dał mi buziaka –
Dam znać gdybym musiał zostać dłużej – pożegnaliśmy się i
wyszedł.
I zostałam sama. Nawet dobrze, bo nie
musiałam udawać, że jest w porządku. Poszłam zająć się
domowymi obowiązkami aby nie myśleć. Gdy robiłam pranie,
usłyszałam telefon. To była Janet. Ma przyjechać niedługo z
Sally. No tak. One jeszcze nic nie wiedzą o wizycie Eryka, która
miała miejsce dwa tygodnie temu. Myślą, że jest już dobrze. I
było na chwilę. Wyciągnęłam pierwszą partię prania i
władowałam drugą. Rozwiesiłam pranie i poszłam do salonu. Miałam
wilgotne dłonie i nie pomyślałam o tym, podłączyłam odkurzać
do kontaktu. To była chwila jak upadłam i straciłam przytomność.
- Może wyszła?
- Jak mogła wyjść jak wiedziała, że
przyjedziemy. Idę zobaczyć wejście z tyłu.
- A ja zajrzę przez okna.
Tak też zrobiły jak powiedziały.
Niestety tylne wejście też było zamknięte. Jednak Janet takiego
widoku się nie spodziewała po zajrzeniu przez jedno z okien w
salonie.
- Sally!!! Szybko!!!
- Co się tak wydzierasz? - przyszła.
- Sama zobacz!!!
- O cholera! Musimy tam jakoś wejść!
- pobiegła do auta, żeby czymś wybić szybę i wróciła – Odsuń
się Janet – po chwili zbiła szybę – Dobra Janet właź tam i
otwórz mi drzwi.
- Czemu ja?
- Bo jesteś mała i się zmieścisz.
- No wielkie dzięki.
- Nie ma teraz czasu na przekomarzanie
się.
Po chwili obie już były w środku.
- Nie Janet. Nie dotykaj jej.
- Czemu?
- Zobacz – wskazała na kabel – Idę
wyłączyć korki w razie czego – poszła i wyłączyła. Wróciła
– Rose? - sprawdziła puls.
- Żyje?
- Tak. Dzwoń po pogotowie –
przewróciła ją na bezpieczną pozycje.
- Już jadą – schowała telefon –
Boże … co się jej mogło stać?
- Eh nie wiem, ale mam nadzieje, że
nic jej nie będzie.
Po paru minutach przyjechało
pogotowie. Dziewczyny powiedziały co podejrzewają. Zabrali Rose na
sygnale. Pojechały za karetką.
*****
Jakoś nie mogłem się skupić na
pracy i wszyscy zwracali mi uwagę, żebym bardziej się skupił.
Łatwo im mówić. Martwiłem się o Rose. Chyba jednak powinienem
zostać dziś w domu mimo wszystko. Usłyszałem, że dzwoni mój
telefon. Spojrzałem i zobaczyłem, że to Janet. Nie odebrałem, bo
nie miałem czasu za bardzo. Jednak po chwili zobaczyłem, że dzwoni
Sally.
- Hmm … - jednak odebrałem – Halo?
- No czemu nie odbierasz?! - była
zdenerwowana.
- Nie mogłem. Coś się stało?
- Rose jest w szpitalu ..
- Co?!
- Prawdopodobnie prąd ją poraził.
- Ale .. co się stało?
- Musiałyśmy z Janet wejść oknem bo
leżała nieprzytomna. Wzięli ją na badania właśnie.
Przyjedziesz?
- Tak już się zbieram właśnie –
rozłączyłem się. Powiedziałem, że muszę koniecznie jechać i
nie czekając na ich zdanie wyszedłem. Cholera jasna. Jednak miałem
rację, że niepotrzebnie pojechałem do pracy. Wsiadłem do auta i
odjechałem. Całą drogę myślałem co się mogło stać, lecz
musiałem się skupić też na drodze, żebym i ja nie wylądował w
szpitalu. Chyba los uważa, że za mało przeszliśmy i dokłada nam
coraz to nowych ''atrakcji''. Dojechałem i wysiadłem. Na korytarzu
zobaczyłem, że już wszyscy są – Gdzie jest?
- Na badaniach jeszcze – Janet się
do mnie przytuliła.
Oczekiwania na lekarza dłużyły się
niemiłosiernie. Zacząłem coraz bardziej myśleć, że nad Nami
wisi jakaś klątwa, tylko dlaczego.
Chyba po godzinie wyszedł lekarz z
sali. W tym czasie zdążyli przyjechać rodzice Rose.
- I co z nią? - zapytałem.
- A Pan kim jest?
- Narzeczonym.
- A my rodzicami. Niech Pan w końcu
mówi.
- Więc na całe szczęście porażenie
nie wpłynęło na serce. Jedynie co to ma poparzoną lekko dłoń.
Nawet się już obudziła.
- Chce ją zobaczyć.
- Za chwilę będzie Pan mógł.
*****
Po paru dniach wypuścili mnie do domu.
Chciałam wcześniej, ale wiadomo. Nie pozwolili.
Mike przyjeżdżał codziennie. Tego
się po nim spodziewałam. Zawsze się troszczył. Nawet gdy nie
byliśmy jeszcze razem.
Właśnie wracałam z nim do domu.
Siedziałam w milczeniu, bo nie miałam zbytnio humoru przez to
wszystko. Od razu po przyjeździe poszłam do sypialni. Czułam jego
wzrok na sobie, gdy szłam po schodach. Wzięłam prysznic i się
położyłam mimo wczesnej godziny.
Przez parę dni po powrocie myślałam
nad czymś. Nawet nie wiedziałam jak o tym powiedzieć Michaelowi,
ale musiałam w końcu się przełamać. Sama nie wiedziałam, czy to
dobry pomysł, ale już postanowiłam.
- Mike? Możemy porozmawiać?
- Zawsze skarbie. O co chodzi? - usiadł
przy mnie.
- Bo … sporo ostatnio rozmyślałam o
tym wszystkim ..
- No rozumiem ..
- Chyba nie do końca .. - wstałam i
podeszłam do okna.
- Więc mów dalej – nie było sensu
kręcić.
- Muszę się wyprowadzić ..
przynajmniej na jakiś czas ..
- Co?! Możesz powtórzyć? - aż
wstał.
- Eh .. proszę Cie .. musisz mnie
zrozumieć ..
- Mam zrozumieć, że już nie chcesz
ze mną być? Od tak po prostu?
- Nie powiedziałam, że chce się z
Tobą rozstać.
- To jednoznaczne – widziałam, że
był zły.
- Posłuchaj mnie. Dobrze? - podeszłam
do niego – Kocham Cie i chce być z Tobą. To nie uległo zmianie,
rozumiesz? Chce na jakiś czas wynieść się do rodziców.
Potrzebuję odetchnąć od Tego miejsca ..
- I ode mnie, nie?
- Przestań!
- Myślałem, że jestem dla Ciebie
wsparciem, ale widać .. myliłem się.
- Przecież wiesz, że jesteś. Ile
razy mam Ci to tłumaczyć.
- Więc zostań.
- Eh .. nie mogę ..
- Więc co? Już nie mam nic do
powiedzenia, tak? Postanowiłaś za nas oboje.
- Przecież możemy się spotykać …
- Heh .. zabawne .. chyba zapomniałaś,
że jesteśmy zaręczeni i oboje postanowiliśmy o wspólnym
mieszkaniu. Znudziło Ci się?
- Nie .. to nie tak … dlaczego nie
możesz mnie zrozumieć? Przez to wszystko co mnie spotkało ..
- A mnie nie?! To było też moje
dziecko! Myślisz, że skoro chodzę do pracy i staram się żyć
normalnie, to o nim nie myślę?! Codziennie myślę! - patrzyłam na
niego i bałam się odezwać. Dawno nie był taki zły.
- Nie ma sensu się kłócić –
wyciągnęłam walizkę i zaczęłam się pakować. Czułam, że
patrzy na to co robię.
- Proszę bardzo! Wyprowadzaj się! Mam
to gdzieś, tylko potem się nie zdziw, że mieszka tutaj inna! -
przerwałam pakowanie i odwróciłam się do niego.
- Słucham?! Już myślisz o innej?! -
zrobiło mi się przykro i dałam mu w pysk – Będziesz tego
żałował!
- To nie ja się wyprowadzam!
- Widzę, że i tak nie zrozumiesz
mnie! Jednak słusznie postanowiłam! - dokończyłam pakowanie i
zamknęłam walizkę. Zniosłam ją na dół i ubrałam się do
wyjścia. Miałam już wychodzić, ale poczułam, że złapał mnie
za nadgarstek. Nie chciałam się odwrócić.
- Przepraszam – usłyszałam.
Odwrócił mnie w swoją stronę – Proszę Cię … - zauważyłam,
że ma łzy w oczach – Zostań .. Tak bardzo Cię kocham i nie
wyobrażam sobie, że będę tutaj sam … bez Ciebie .. jeżeli
chcesz to wyniosę się do pokoju dla gości .. tylko zostań ..
- Mike .. to nie chodzi o sypialnie ..
już Ci mówiłam … potrzebuję chwilę aby wszystko sobie
poukładać w głowie … próbowałam, ale nie wyszło .. może
zmiana miejsca mi pomoże. Naprawdę to nie ma nic wspólnego z Tobą
… jesteś wspaniały i wiem, że mogę na Ciebie liczyć, ale tym
razem muszę sama sobie z tym poradzić.
- Wrócisz? - popatrzyłam mu w oczy.
- Wrócę .. obiecuję – pocałował
mnie i poczułam jego łzę na moim poliku – Nie płacz, bo i ja
zacznę … muszę iść … - nie chciał puścić mojej dłoni –
Kochanie … widzisz to? - pokazałam drugą dłoń, na której
miałam pierścionek – On nie zniknie z mojego palca .. nigdy.
- Chociaż tyle. Wiesz, że i tak z
Ciebie nie zrezygnuje. Jeżeli chcesz to sprzedam ten dom i kupimy
nowy ..
- Nie. Szkoda by było. Przywiązałam
się do niego.
- Więc pamiętaj, że będziemy czekać
aż wrócisz – pogłaskałam Go po policzku.
- Muszę iść – wyszeptałam bo
robiło mi się coraz bardziej smutno. Puścił moją dłoń. Wyszłam
i wsiadłam do samochodu. Dopiero gdy odjechałam, rozpłakałam się
– Wrócę do Ciebie skarbie. Za bardzo Cie kocham.
Dojechałam do domu rodziców. Mamę
uprzedziłam telefonicznie, więc się nie zdziwiła, że
przyjechałam. Ojca jeszcze nie było. Po prostu poszłam do swojego
pokoju. Nawet nie miałam siły się rozpakować .. albo nie
chciałam. Popatrzyłam na swój pokój. Tak dziwnie było tutaj
wrócić. Tyle wspomnień. Tych dobrych jak i tych … złych. Przez
to drugie zdałam sobie sprawy, że tutaj też mi się nie poprawi.
Zadzwoniłam do Sally, czy bym mogła u niej trochę pomieszkać.
Zdziwiła się, ale oczywiście zgodziła się. Wyjaśniłam mamie i
pojechałem do domu Sally.
- Mam nadzieje, że wiesz co robisz.
- Nie praw mi kazań. Nie po to tutaj
przyjechałem.
- Nie myśl sobie, że będę popierała
Twój chory pomysł.
- Sally .. daj mi spokój albo idę
sobie stąd – chciałam już iść do wyjścia.
- Dobra zostań. Już się zamykam, ale
szybko zobaczysz, że Ci Go brakuje – poszła do siebie.
*****
Minęło dopiero kilka dni, a ja
tęskniłem za nią jak nie wiem. Nawet nie miałem ochoty jeździć
do studia. Wymyśliłem, że źle się czuje i na razie mnie nie
będzie. Snułem się bez sensu po domu i nie wiedziałem co ze sobą
zrobić. Rodzinie też nic o tym nie powiedziałem. Chociaż czułem,
że Janet prędzej czy później się dowie. Akurat było już późno
i ciemno. Wyszedłem z domu aby się trochę przejść. Nogi
zaprowadziły mnie do miejsc, w których oboje byliśmy. Eh te
wspomnienia. Czułem lęk, że jednak to już koniec mimo, że się
kochamy. Miałem nadzieje, że się mylę.
Następnego dnia postanowiłem, że
pojadę do niej. Dzięki Sally wiedziałem, że jest u niej. Sama
przecież by mi nie powiedziała. Po drodze kupiłem kwiaty. Całą
drogę myślałem, czy to dobry pomysł, ale co mi tam. Dojechałem i
wysiadłem. Zapukałem do drzwi. Po chwili otworzyła.
- Cześć – uśmiechnąłem się.
- Co Ty tu … a no tak. Sally Ci
powiedziała?
- Czy to ważne? Mogę wejść? -
wpuściła mnie – To dla Ciebie – wręczyłem jej kwiaty.
- Dziękuje, ale nie musiałeś – już
miałem odpowiedź – Tak wiem, chciałeś – wyszczerzyłem się.
- Znasz mnie na wylot. Jak nikt inny –
patrzyłem jej w oczy – Tęsknisz? Bo ja bardzo.
- Mike …
- Po prostu pytam. Nadal jesteś moją
narzeczoną .. prawda?
- Tak .. jestem. Nie chce abyś
naciskał.
- Nie mam zamiaru. Chciałem Cie
zobaczyć. Nic więcej.
- Chcesz coś do picia? - poszła do
kuchni. Czułem, że chce mnie unikać. Poszedłem za nią.
- Wiesz .. spacerowałem wczoraj po
naszych miejscach .. - oparłem się o futrynę.
- Chcesz soku, kawy, herbaty, wody?
- Słyszałaś co mówiłem? -
podszedłem do niej – Skarbie?
- Przestań!
- Mam przestać Cie kochać? Przykro
mi, ale to niemożliwe.
- Czemu to robisz? - odwróciłem ją
do siebie.
- Spójrz mi w oczy ..
- Nie ...
- Czego się boisz? Że nie będziesz w
stanie się oprzeć? Że odżyją uczucia? - wziąłem w łapki jej
twarz – Te uczucia nigdy nie wygasły. Nie wmówisz tego sobie, a
ja już na pewno nie mnie – nie mogłem się już dłużej
powstrzymać i pocałowałem ją czule. Na początku się broniła
przed tym, lecz szybko się poddała. Nie miałem zamiaru przerywać.
Nie chciałem. Poczułem jak zarzuciła ręce na moją szyję.
Objąłem ją w pasie łapkami i uniosłem sadowiąc na blat.
Przeniosłem pocałunki na szyję.
- Mike … Boże … nie wiem czy
powinniśmy …
- Ćśś … ale chcemy … czuję to …
- wziąłem ją na ręce i poszedłem do jej pokoju. Położyłem ją
na łóżku. Później było tylko przyjemniej.
Patrzyłem na nią i całowałem po
dłoni, gdy leżała wtulona we mnie. Tak bardzo chciałbym ją
zabrać do domu.
- Jesteś okropny ..
- No wiesz? Myślałem, że niezły.
- Hehe akurat ja nie o tym. Jesteś
okropny, bo nie można Ci się oprzeć.
- Hm tak naprawdę to gdybyś nie
chciała ..
- Oh zamknij się – pocałowała mnie
– To Twoja wina i tyle.
- Niech Ci już będzie. Moja. Ale
jakoś wcale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia –
wyszczerzyłem się.
- Właśnie widzę – uderzyła mnie
lekko w ramię. Usłyszeliśmy szczęk otwieranego zamka – Sally
wróciła.
- Jestem! - krzyknęła od progu –
Rose jesteś u siebie? - nie zdążyła odpowiedzieć, bo weszła –
Ooo .. no cześć Michael – uśmiechała się – Kto by się
spodziewał.
- Spadaj cholero! - rzuciła w nią
poduszką.
- Uważaj, bo zaraz się odsłonisz,
golasie – Sally nabijała się z niej. Rose się zawstydziła i
przykryła kołdrą po sam czubek głowy – Oj no dobra. Już
wychodzę – tak też zrobiła.
- Poszła sobie?
- Yhym – odkryła się i spojrzała w
stronę drzwi. Po czym spojrzała na mnie.
- A Ty z czego się śmiejesz?
- Bo mam ochotę.
- Ach tak?
- Tak – dałem jej buziaka i
pogłaskałem ją po twarzy – Brakowało mi Ciebie.
- Eh .. Mike?
- Oj źle się zaczyna.
- Tylko nie zrozum mnie źle .. - nie
musiała kończyć.
- Czyli zostajesz tutaj – bardziej
stwierdziłem.
- Na razie tak ..
- Powiedz .. co mam zrobić abyś
zmieniła zdanie?
- Nic. Bądź cierpliwy … proszę …
- Masz szczęście, że tak Cie kocham,
ale i tak wydaje mi się, że powinienem zabrać Cie siłą do domu i
tyle.
- I może jeszcze przywiązać do
kaloryfera?
- Żebyś wiedziała – przytuliłem
się do niej.
*****
Mike przyjeżdżał co kilka dni i
chcąc nie chcąc każdego dnia coraz bardziej tęskniłam. Lecz to
nie był jeszcze odpowiedni czas abym wróciła. Jeszcze trochę.
Muszę poukładać sobie wszystko w głowie do końca.
Dziś Sally zaproponowała abyśmy
wyszły do klubu. Jakoś nie byłam do tego przekonana, ale
oczywiście nie chciała słyszeć odmowy. Wróciła z pracy i
zaczęłyśmy się szykować.
- Tylko załóż jakąś niezłą
kieckę.
- Przecież nie idę na podryw –
przebierałam sukienki w szafie.
- Wiem wiem. Już masz swojego księcia
– szturchnęła mnie łokciem.
- Żebyś wiedziała i nie zamierzam Go
zamienić na innego.
- Oj rozumiem Cie bardzo dobrze –
rozmarzyła się.
- Sally .. uważaj lepiej, dobra? To
mój facet.
- Tylko się droczę.
Już gotowe pojechałyśmy taksówką
do klubu. Miałam nadzieje, że to będzie spokojny wieczór i nikt
nie będzie nas zaczepiał.
- Tylko mi się nie upij – ostrzegłam
ją.
- Ja? No skąd.
- Taa jak bym Cie nie znała –
wyszczerzyła się.
- Oj no będę grzeczna. Przekonasz
się.
Usiadłyśmy przy barze. Rozejrzałam
się czy nie ma kogoś znajomego. Nawet nie było takiego tłoku jak
zwykle bywało. Zamówiłyśmy drinki i rozmawiałyśmy w tym czasie.
Już miałyśmy wziąć po łyku, gdy nagle zadzwonił telefon Sally.
- O nie .. nie odbieraj lepiej –
spojrzała na wyświetlacz.
- Ehh … z pracy ..
- Wiedziałam. Super – widziałam, że
nie chciała, ale musiała odebrać. Sama wzięłam łyka i słuchałam
co mówi.
- Muszę ..
- Jechać – dokończyłam.
- Przepraszam. Muszę zastąpić
koleżankę, bo dziecko jej zachorowało.
- No trudno.
- Nie bądź zła. Nadrobimy jeszcze
to. Obiecuje.
- Ok.
- Jedziesz też z powrotem?
- Zostanę z godzinę. Dokończę
drinka i wrócę.
- Tylko uważaj na siebie – po chwili
wyszła. Popatrzyłam za nią. Wymarzony wieczór. Nie ma co. Nie
uśmiechało mi się samej tutaj siedzieć, ale chciałam dokończyć
drinka. Bawiłam się słomką, gdy zobaczyłam kątem oka, że ktoś
się przysiadł. Spojrzałam i tej osoby się nie spodziewałam.
- Eric?!
- Cześć kochanie.
- Nie mów tak do mnie! – wzięłam
drinka i poszłam się przesiąść. Jeszcze jego tutaj brakowało.
Zobaczyłam, że znowu się dosiadł – Nie dociera do Ciebie?!
- Po co się denerwujesz? Sama
przyszłaś? - nie miałam zamiaru mu odpowiadać – Czyżby książę
się nie sprawdził i Go rzuciłaś? - spojrzałam na niego wściekle.
- Takiego faceta jak On się nie rzuca!
Weź się odwal!
- To czemu przyszłaś sama? - miałam
Go dość i nic nie docierało do niego.
- Dasz mi spokój?! Mike pracuje w
przeciwieństwie do Ciebie! - nie miałam zamiaru mówić mu prawdy.
- To po co Ci taki facet, który nawet
wieczorem nie ma czasu. Daj sobie z nim spokój.
- A Ty nadal jesteś zwykłym palantem
widzę – wstałam i poszłam do łazienki. Spojrzałam w swoje
odbicie. Jeżeli wyjdę to dam mu tą satysfakcje. Nic z tego.
Dokończę drinka i dopiero. Wyszłam i wróciłam na miejsce.
Niestety jeszcze tam siedział. Usiadłam i traktowałam Go jak
powietrze. Czułam na sobie jego spojrzenie.
- Ładnie wyglądasz, wiesz?
- Mam lustro, więc się zamknij z
takimi tekstami. W ogóle się zamknij najlepiej – napiłam się.
Prawie kończyłam na szczęście.
- Zamówić Ci jeszcze? - udałam, że
tego nie słyszałam. Dopiłam i wstałam aby wyjść, ale od razu z
powrotem usiadłam, bo zakręciło mi się w głowie – Wszystko w
porządku?
- Tak. Daruj sobie. Po prostu za szybko
wypiłam.
- Więc dobrze, że tutaj jestem.
- Przeciwnie. Sama sobie poradzę –
niestety z każdą chwilą czułam się gorzej. W pewnej chwili
zobaczyłam tylko jego twarz i odleciałam.