W końcu dodaje nową notkę. Miałam trochę czasu i chęci do pisania, wiec oto powstała poniższa notka. Od razu przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale spieszyłam się z napisaniem i możliwe, że jakieś się pojawiły. Nie obiecuje kiedy pojawi się następna. Będę się starała napisać jak najszybciej, ale różnie to może być. Tak wiec zapraszam do czytania.
*****
To był jeden z gorszych momentów w
moim życiu. Musiałam się z nim rozstać na pięć miesięcy. Po
pożegnaniu przepłakałam całą noc. Dziewczyny z samego rana do
mnie przyjechały, żeby mnie pocieszyć, ale słabo im to
wychodziło. Pewnie dlatego, że nie dawałam sobie pomóc. To był
dopiero początek, a ja już tęskniłam. Zadzwonił do mnie od razu
po lądowaniu.
Rodzice chcieli abym się trochę
rozerwała i zabrali mnie na wycieczkę chociaż nie chciałam. Nie
wiedzieli co przeżywam.
*****
Minęły trzy miesiące od czasu jego
wyjazdu, a ja byłam w czwartym miesiącu. Brzuszek już miałam
ładnie widoczny i strasznie się cieszyłam. Ciążą mi służyła,
każdy mi to mówił. Zrobiłam sobie zdjęcie z odsłoniętym
brzuszkiem i wysłałam Michaelowi. Bardzo się ucieszył i napisał,
że nie może się doczekać kiedy Go zobaczy na żywo i dotknie.
Miałam cichą nadzieje, że niedługo Go zobaczę, ale nie robiłam
sobie zbytnio nadziei, żeby się nie rozczarować.
Pewnego dnia szykowałam sobie jedzenie
złożony ze słodkich i kwaśnych rzeczy. Ojciec nie mógł na to
patrzyć, a mama tylko się śmiała, bo wiedziała jak to jest.
Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi. Zdziwiłam się, bo wszyscy
byli w domu. Podeszłam, żeby sprawdzić. Aż spadła mi łyżka z
wrażenia. Podbiegłam i rzuciłam mu się w ramiona, uważając na
brzuch.
- Boże … czemu nic nie mówiłeś,
że przylatujesz?
- To miała być niespodzianka skarbie.
Pokaż mi się – zmierzył mnie wzrokiem – Pięknie wyglądasz –
pocałował mnie czule. Odwzajemniałam.
- Na długo zostaniesz?
- Wyrwałem się na trzy dni.
- Tylko? - posmutniałam.
- Ale za miesiąc znowu przylecę na
trochę dłużej. I tak się cieszę, że jakoś mogłem przylecieć.
- Chodźmy więc na górę – złapałam
Go za łapkę i prowadziłam. W przelocie zdążył się przywitać z
rodzicami.
- Masz rację córeczko. Nie trać
czasu – śmiała się. Miała rację i nawet nie zaprzeczyłam.
Weszłam do swojego pokoju.
- Kochanie ..
- Ćśśś .. - popchnęłam Go na
łóżko. Ściągnęłam bluzkę stojąc przed nim. Pocałował mój
brzuszek.
- Marzyłem o tej chwili.
- Ja jeszcze bardziej.
Do wieczora nie wychodziliśmy z łóżka.
Prawdę mówiąc wieczorem również nie wyszliśmy z niego. Chyba,
żeby tylko coś zjeść albo się napić.
- Jesteśmy szaleni – powiedział.
- Nie. Po prostu tęskniliśmy za sobą
– pocałowałam Go w tors – Kochanie?
- Hm?
- Byłeś tam grzeczny? - spojrzałam
na niego.
- Hehe przecież wiesz, że tak. Tylko
przy Tobie nie jestem.
- To masz szczęście.
- W ogóle to jak się czujesz?
Maleństwo daje już może znać?
- Dobrze. I nie. Jeszcze nie kopie
niestety. Za wcześnie chyba. Mam pomysł. Pojedziemy jutro na usg?
- Właśnie miałem to zaproponować.
Oczywiście, że z chęcią pojadę, żeby zobaczyć naszego szkraba
jak rośnie. Szkoda, że nie będzie jeszcze widać płci.
- Też żałuje, ale najważniejsze aby
było zdrowe – położył łapkę na moim brzuchu.
- Bardzo Was kocham.
- A my Ciebie i zawsze będziemy. Tylko
chcemy, żebyś już z nami został.
- Też tego chce, ale jeszcze trochę.
Trzy miesiące szybko zlecą. Zobaczysz. A potem już zawsze będę z
Wami.
- A my Cie nie wypuścimy chodź by nie
wiem co.
- Nic tego nie zmieni –
przypieczętowaliśmy to namiętnym pocałunkiem i poszliśmy spać.
Wiedziałam, że był zmęczony podróżą.
Rano pojechaliśmy do lekarza jak
planowaliśmy. Szybko nas przyjął ze względu na Michaela. Leżałam
już i czekałam. Lekarz polał mi żel na brzuch i przyłożył
głowicę.
- Zobaczmy jak się miewa dziecko –
patrzył w monitor. Ja z Michaelem tak samo. Trzymał mnie za łapkę
– A oto Wasze maleństwo – uśmiechnął się. Ja się jak zwykle
wzruszyłam na ten widok.
- Nasze maleństwo – uśmiechał się
i nie spuszczał wzroku z monitora. Po chwili lekarz włączył
dźwięk i usłyszeliśmy bicie serduszka – Boże .. to jest
niesamowite – patrzyłam na niego i widziałam szczerą radość.
Już sobie wyobrażałam poród. Wiedziałam, że będzie przy mnie.
- Wygląda, że wszystko jest w
porządku – zakończył badanie i wydrukował nam dwa zdjęcia.
Mike od razu schował do portfela, żeby zawsze było przy nim.
Przy okazji pojechaliśmy do mamy
Michaela. Ucieszyła się na nasz widok. Sama rzadko kiedy tam
zaglądałam. Nie miałam miłych wspomnień z tego domu.
- Z dzieckiem wszystko w porządku? -
siedzieliśmy przy herbacie i gadaliśmy.
- Tak na szczęście w porządku.
- A co ze ślubem? Macie już plany?
- Znaczy .. planujemy po porodzie.
- Nie lepiej wcześniej? Jak Michael
już wróci?
- Mamo – zwrócił jej uwagę –
Rose powiedziała, że po porodzie. Nie spieszy nam się.
Najważniejsze, że się kochamy – spojrzałam na niego.
- Mike ma racje. To tylko formalność.
I tak jesteśmy razem i będziemy.
- No dobrze. Nie będę się wtrącała.
Tylko doradzam.
- Wiemy i doceniamy, ale wiem co
robimy. Bez obaw.
No tak zawsze moja przyszła teściowa
już by chciała nią być. Nie dziwiło mnie to. Nie mogła się
doczekać i tyle.
Potem pojechaliśmy prosto do domu,
żeby spędzić ten czas razem w spokoju. Znowu musieliśmy się
rozstać co mnie dobijało.
*****
Miesiąc później znowu przyjechał
jak obiecał. Tym razem maleństwo kopnęło, gdy tylko dotknął po
raz pierwszy od przyjazdu, brzucha. Ucieszyliśmy się jak nie wiem
na to wydarzenie. To było dla nas coś nowego i wyjątkowego. Tym
razem mógł przyjechać na trochę dłużej co mnie bardzo cieszyło.
A zwłaszcza to, że za niecały miesiąc już do mnie wróci na
dobre.
Dzień kolejnego rozstania.
- Tylko proszę nie prowadź już auta.
- Oj no wiem przecież.
- Kochanie mówię serio. Nie chce,
żebyś ryzykowała, a brzuszek rośnie coraz bardziej. Ojciec może
Cie odwozić w razie czego.
- No dobrze nie będę.
-Bardzo Cie kocham – przytuliłam się
do niego po raz ostatni.
- Ja Ciebie też, a raczej Was. Będę
dzwonił.
Pożegnaliśmy się i patrzyłam jak
wsiada do samolotu. Nie lubiłam tego widoku, ale mówiłam sobie, że
to już ostatni raz. Pomachał mi i zniknął w samolocie. Wsiadłam
do auta ojca.
- Jedziemy?
- Poczekaj jeszcze – chciałam
poczekać aż do samego końca, gdy wbije się w niebo. Pozwoliłam
popłynąć łzom.
- Przecież wróci.
- Nie rozumiesz? Tęsknię za nim coraz
bardziej. Zwłaszcza teraz, gdy Go potrzebuje.
- Niedługo będzie przy Tobie.
Wytrzymałaś cztery miesiące, to jeszcze jeden tym bardziej –
samolotu już nie było widać.
- Możemy jechać – ruszył. Przez
całą drogę patrzyłam w boczną szybę.
Pod wieczór, gdy chciałam się na
chwilę położyć, dziwnie się poczułam. Złapałam się za
brzuch.
- Co jest? - usiadłam. Przestraszyłam
się nie na żarty. Ból się coraz bardziej nasilał – Tylko nie
to .. - udało mi się zawołać mamę. Prawie od razu przyszła.
- Co się stało?
- Nie wiem … brzuch mnie boli coraz
bardziej – popłakałam się – Boję się ..
- Richard! - zawołała tatę i mnie
objęła – Zaraz pojedziemy do szpitala.
- Co tak krzyczysz? - wszedł ojciec.
- Nie zadawaj pytań, tylko pomóż mi
ją zaprowadzić do auta. Musimy jechać do szpitala natychmiast –
wziął mnie pod ramię i pomógł zejść po schodach i wejść do
auta. Położyłam się na tylnym siedzeniu i zaczęłam płakać, bo
nie wiedziałam co się dzieje.
- Spokojnie córeczko. Zaraz Ci pomogą.
Richard jedź ostrożnie.
Nawet nie wiem kiedy, a znalazłam się
już w szpitalu. Wzięli mnie na badania. Tak bardzo chciałam by był
przy mnie Mike. Miałam nadzieje, że to nic takiego, bo bym sobie
nie wybaczyła. Lekarz zadecydowała abym została na noc w szpitalu
ponieważ wyniki i usg nic niewłaściwego nie wykazały. Na całe
szczęście. Dostałam coś słabego na uspokojenie. Patrzyłam się
w stronę okna leżąc na łóżku szpitalnym i trzymając dłoń na
brzuchu. Usłyszałam, że ktoś wszedł do sali, ale nie obchodziło
mnie kto to był.
- Rose? Śpisz? - usłyszałam głos
Janet. Spojrzałam. Podeszła i usiadła przy mnie – Twoja mama
dzwoniła i powiedziała co się stało. Jak się czujesz? Co z
dzieckiem?
- Trochę przeszło i nie wiadomo skąd
ten ból. Dziecku nic nie jest na szczęście, ale i tak się boję,
Janet.
- Skoro lekarz powiedział, że
wszystko dobrze, to na pewno tak jest. Nie musisz już się martwić
– zadzwonił jej telefon. Odebrała – Tak już Ci ją daje –
podała mi. Wzięłam i się zdziwiłam o co chodzi.
- Halo? - zapytałam nie pewnie.
- Boże skarbie tak się martwiłem.
- Mike? - popłakałam się – Nie
chciałam Ci mówić, żebyś się nie martwił. Nic maleństwu nie
jest. Tak bardzo bym chciała, żebyś był teraz przy mnie.
- Gdybym wiedział, to bym został.
Gdyby nie Janet to bym nie wiedział co się stało. Najważniejsze,
że maleństwu i Tobie nic nie jest. Musisz teraz odpoczywać dużo.
Gdy wrócę dopilnuje tego.
- Jak zawsze troskliwy. Zajmij się
pracą i wracaj do mnie .. do nas. Puściłam Cie ostatni raz na tak
długo.
- Wiem. Będę odliczał dni do
powrotu. Nie będę Cie już męczył. Zadzwonię jutro. Kocham Cie.
- Ja Ciebie też – niechętnie się
rozłączyłam i oddałam telefon Janet. Przymknęłam oczy.
- Może chcesz zostać sama .. -
chciała już wstać.
- Nie … nie chce. Zostań. Dziękuje.
- Heh do usług. Spróbuj zasnąć
może. Dobrze Ci to zrobi.
- Ehh .. chyba tak zrobię – cały
czas się martwiłam, ale zamknęłam oczy. Sen przyszedł szybko.
Rano zostałam już wypisana. Nic
nowego nie znaleźli na szczęście. Lekarz powiedział, żebym się
nie denerwowała, bo możliwe, że to przez stres. To prawda.
Stresowałam i denerwowałam się zanim jeszcze nie wyjechał, że
znowu zostanę bez niego. Łatwo im wszystkim powiedzieć. Ale
musiałam się postarać, żeby znowu nie trafić do szpitala albo
jeszcze coś gorszego.
*****
Nadszedł ten upragniony dzień. Powrót
mojego narzeczonego i przyszłego tatusia. Miał lądować za pół
godziny. Ojciec powiedział, że mnie odwiezie, ale miał jakieś
problemy z autem od rana. Miałam nadzieje, że uda mu się to
naprawić, ale coś wątpiłam. Zadzwoniłam do Michaela.
- Nie uwierzysz, ale ojcu auto się
popsuło. Nie zdąży naprawić.
- Ale nic się kochanie nie stało. Sam
przyjadę przecież.
- Ale ja Cie miałam odebrać.
- Wiem wiem, ale to nie problem kotku.
- No nie wiem. Ehh to nie tak miał
wyglądać. Może ja swoim przyjadę.
- O nic z tego. Obiecałaś, że do
czasu porodu nie będziesz prowadziła.
- Pamiętam, ale bym chciała Cie
szybciej zobaczyć.
- Przecież to tylko 15 minut różnicy.
Jeszcze będziesz mnie miała dość hehe.
- Chciałbyś. Hm jeszcze może coś
uda mi się wymyślić albo ojcu uda się naprawić usterkę. Dam Ci
znać.
- No dobrze. Do zobaczenia niedługo –
rozłączyłam się i myślałam co zrobić. Fakt. Obiecałam mu, ale
.. przecież nic się nie stanie. Z powrotem On by prowadził.
Spojrzałam na zegarek. Kurde .. nie ma co myśleć. Poszłam do
garażu i po chwili wyjechałam swoim autkiem.
- Rose co Ty robisz? - ojciec nie był
zadowolony.
- Spokojnie. Umiem prowadzić i będę
ostrożna – pomachałam mu i odjechałam. Będąc już w połowie
drogi, zadzwoniłam do niego na głośnomówiącym. Odebrał –
Kotku zgadnij. Jadę już po Ciebie.
- Jak to jedziesz? Boże Rose przecież
Cie prosiłem, tak?
- Ale jestem ostrożna jak zawsze.
Lądujesz już?
- Właśnie wysiadam. I czekam na
Ciebie. Oj pogadamy sobie, zobaczysz.
- Już się nie mogę doczekać. Dobrze
kotku, bo niedługo będę – rozłączyłam się. Pogłaskałam się
po brzuchu – Jedziemy po tatę - byłam taka szczęśliwa, że nie
zauważyłam auta jadącego wprost na mnie. Usłyszałam tylko dźwięk
gniecionej blachy i nic więcej. Odleciałam.