Znowu po długiej przerwie, która mi się nie podoba, ale uwierzcie, że trudno jest mi pisać jak kiedyś po tych ostatnich wydarzeniach w moim życiu. Nie, nie wypaliłam się, bo dobrze wiem jak ma się potoczyć to opowiadanie dalej. Naprawdę postaram się wrzucać częściej. Jeżeli oczywiście ktoś to nadal czyta. Spręże poślady i wezmę się za pisanie bardziej. Co do mojego drugiego opowiadania o Betty, to oczywiście będę też je dalej pisała, gdy zakończę pierwszą część tego. A tymczasem nie przedłużam i zapraszam do czytania oraz wyrażania swojej opinii.
*****
Straciłam całkiem poczucie czasu. Nie
wiedziałam ile już minęło godzin albo dni. Byłam strasznie
zmęczona, ale wytrwale byłam przy nim. Przez to wszystko
zapomniałam, że nie powinnam pić kawy. Niestety Janet zauważyła
pusty kubek po kawie. Nieźle mi się od niej usłyszało, ale
słusznie. Miała rację, że nie powinnam zapominać o sobie, a co
najważniejsze o dziecku. Musiałam jej obiecać, że już tak nie
postąpię. Patrzyłam się na niego i prosiłam w duchu, żeby już
się obudził. Po jakimś czasie zobaczyłam, że otwiera oczy. Nie
mogłam w to uwierzyć.
- Boże … Mike .. - aż Go chciałam
przytulić, ale wolałam być ostrożna. Spojrzał na mnie słabo –
Idę po lekarza – wybiegłam z sali do gabinetu lekarza. Wrócił
razem ze mną.
- Nareszcie Panie Jackson – zaczął
Go badać – Jak się Pan czuje?
- Tak sobie – cicho odpowiedział.
Spojrzał na mnie i znałam to spojrzenie. Widział, że byłam przy
nim cały czas.
- Zaraz podamy Panu leki przeciwbólowe.
Teraz już wszystko powinno być dobrze – uśmiechnął się w moją
stronę i po chwili wyszedł. Aż się popłakałam.
- Kotku .. nie płacz ..
- To ze szczęścia, głuptasie –
jednak ostrożnie i delikatnie przytuliłam się do niego – Tak
bardzo się bałam, że ..
- Ćśś .. nie zrobiłbym wam tego.
Pokaż mi się – zmusił mnie, żebym na niego spojrzała –
Wiedziałem … byłaś tutaj cały czas .. prawda? - opuściłam
głowę.
- Nie mogłam Cie zostawić. Chyba bym
zwariowała w domu – znowu mi łzy popłynęły.
- Wiem kochanie. To teraz jedź i
odpocznij. Proszę. Już mi nic nie będzie.
- Ale ..
- Nie ma żadnego ''ale''. Musisz teraz
dbać o siebie – nie spuszczałam z niego wzroku.
- Nie masz pojęcia jak mi brakowało
tej stanowczości.
- Heh przynajmniej trochę odpoczęłaś.
- Nie mów tak – trzymałam Go za
łapkę – Eh .. czy to zawsze przeze mnie musisz trafić do
szpitala? Już raz prawie straciłeś życie.
- Ale dobrze wiesz, że to nie Twoja
wina. Ale ale Ty nie zmieniaj tematu. Masz jechać do domu i to już.
- Ale stęskniłam się za Tobą –
chwilę na mnie patrzył.
- Zbliż się – wykonałam prośbę.
Dotknął mój policzek po czym poczułam jego ciepłe usta na moich.
- Strasznie mi tego brakowało. Ale nie
przemęczaj się. Na pewno chcesz, żebym pojechała?
- Przecież wiem, że i tak wrócisz po
paru godzinach.
- Hehe oj tam. Muszę powiadomić
jeszcze Janet – wykręciłam do niej numer. Po paru sygnałach
odebrała.
- Słucham?
- Dobrze, że słuchasz – słychać
było radość w moim głosie.
- Nie .. nie mów, że się obudził.
- Hehe tak. Właśnie otworzył oczy –
patrzyłam na niego.
- O Boże! Aaaa! Powiedź, że już
jadę – nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo się rozłączyła.
- Jedzie mam rację?
- Jak byś zgadł. Myślałam, że
ogłuchnę. Niedługo będziesz miał na głowie wariatkę.
- Oj tam jedna czy dwie to mi bez
różnicy.
- No wiesz co? Powinnam się obrazi,
ale widzę, że Ci lepiej, więc tym razem Ci odpuszczę.
- I tak byś nie zdołała się na mnie
gniewać.
- A chcesz się założyć? Poczekaj aż
stąd wyjdziesz.
- Tylko tak mówisz.
- Hmm a mówi coś Ci … celibat? -
spojrzał na mnie w milczeniu.
- Nie mówisz poważnie … nie zrobisz
mi tego znowu .. no kochanie – chciało mi się śmiać.
- Wiesz jeżeli będziesz grzeczny, to
to przemyślę – musnęłam jego usta.
- Za bardzo mnie pragniesz.
- I kto to mówi – patrzyłam na
niego i jego usta. Nie mogłam się powstrzymać i znowu Go
pocałowałam czule.
- No proszę proszę. Zostawić dzieci
samych na chwilę i już się będą miziać – już po głosie
poznałam kim jest osoba, która weszła. Oderwałam się od Michaela
i rozbawiona spojrzałam w jej stronę – Już Cie zaczęła
molestować? - podeszła.
- Jak widzisz nie miałem nic przeciwko
– wywróciła oczami.
- Niewyżyci jak słowo daje –
przytuliła Go – Nareszcie do nas wróciłeś braciszku. Nie masz
pojęcia jak mama się ucieszyła, gdy jej powiedziałam. Potem
przyjedzie z chłopakami. Wiedziałam, że z tego wyjdziesz –
normalnie buzia jej się nie zamykała jak zawsze.
- Janet – zwróciłam jej uwagę –
Mike musi odpoczywać.
- No tak .. wybacz brat. Po prostu się
cieszę.
- Nic się nie stało – no tak On
nigdy nie widzi problemu. Cały Mike.
*****
Po tygodniu wypuścili Michaela ze
szpitala. Nawet mi nie powiedział, że wychodzi. Zrobił mi tym
niemałą niespodziankę. Od razu kazałam mu się położyć, żeby
odpoczął po tym szpitalu. Jak zawsze chciał postawić na swoim,
ale byłam nieugięta i nie miał wyjścia. W tym czasie zeszłam na
dół do rodziców. Spojrzałam na miejsce w salonie, gdzie leżał
mój narzeczony i zrobiło mi się smutno, gdy sobie przypomniałam.
- To Ty Rose? - usłyszałam mamę.
- Tak .. - poszłam do kuchni –
Robisz obiad? Może Ci pomogę?
- Jeżeli masz ochotę. Mike śpi?
- Yhym .. nie chciał, ale widziałam,
że szpital Go wymęczył.
- Wiadomo. Jest osłabiony, ale nie
martw się. Będzie coraz lepiej.
- Mam nadzieje.
- Wszystko w porządku? - popatrzyła
na mnie.
- Eh .. sama nie wiem. Cieszę się, że
z tego wyszedł i już do mnie wrócił, ale .. i tak za chwilę Go
nie będzie ..
- Co masz na myśli? Jak to nie będzie?
- Musi wyjechać w trasę .. na pięć
miesięcy – robiło mi się coraz bardziej przykro.
- Żartujesz. Przecież jesteś w
ciąży, a to prawie pół roku.
- Nie musisz mi mówić – usiadłam
bezradnie – Przecież nie mogę mu zabronić jechać. To jego
praca.
- Praca pracą, ale to kupa czasu. Może
ja z nim pogadam i jakoś przekonam.
- Lepiej nie. On nie chce jechać, ale
musi. To nie jego wybór.
Resztę czasu spędziłyśmy
przygotowując obiad i rozmawiając o tej całej trasie. Mama ciągle
myślała jak sprawić aby został. Szkoda, że to nie było takie
proste. Nie wiedziałam jak sobie bez niego poradzę i w ogóle jak
wytrzymam tyle czasu bez niego.
- O wstałeś już? - powiedziała mama
i spojrzałam za siebie.
- Na chwilę. W gardle mi trochę
zaschło – podeszłam do niego.
- Mogłaś zawołać. Bym Ci przyniosła
przecież.
- No tak, ale nic mi takiego nie jest.
Nie chce Cie tak wykorzystywać.
- Tak naprawdę, to możesz mnie
wykorzystywać jak tylko chcesz – dałam mu buziaka.
- Eghm .. mam wyjść? - wyszczerzyła
się mama. Zaśmiałam się.
- Nie nie musisz. Jak coś zawsze
możemy iść na górę – spojrzałam na niego znacząco.
- Kochanie .. wiesz, że ja zawsze
chce, ale problem w tym, że nadal mam szwy na brzuchu.
- No tak .. - nagle straciłam
nadzieje.
- Przepraszam skarbie, ale nadrobimy.
- Nic się nie stało. Naprawdę Misiu
– słabo się uśmiechnęłam i dałam mu buziaka – Wracaj na
górę. Zaraz Ci przyniosę coś do picia.
- Dziękuje – poszedł na górę.
Popatrzyłam za nim i wróciłam do kuchni. Mama wytarła ręce i
usiadła przede mną.
- Co się stało hm?
- Sama nie wiem, ale … - wstydziłam
się jej przyznać.
- Śmiało.
- Jakoś nagle … naszła mnie ochota
na .. no wiesz … - poczułam, że się czerwienie – Nie wiem
dlaczego tak nagle.
- Hehe to są właśnie uroki ciąży
moja droga.
- Czyli … chcesz mi przez to
powiedzieć, że teraz tak będę miała?
- Tak i to w najmniej odpowiednim
momencie.
- Super. Wiesz .. Mike mi nie odmawia,
ale chodzi o to, że Go niedługo nie będzie i będę miała
przerąbane.
- Dlatego już Ci współczuje, ale
będzie chyba przyjeżdżał.
- No będzie, ale co z tego. Eh dobra
idę mu zanieść sok. Mam Ci jeszcze w czymś pomóc?
- Już i tak pomogłaś. Naciesz się
nim póki możesz.
- Szkoda, że nie mogę tak jak bym
chciała – wzięłam szklankę z sokiem i poszłam na górę.
Weszłam do pokoju, ale nie zobaczyłam Michaela – Hm? - po chwili
wyszedł z łazienki w samym ręczniku. Zmierzyłam Go wzrokiem.
- Mam nadzieje, że nie masz nic
przeciwko. Musiałem wziąć prysznic.
- N-nie .. skąd … mogłeś na mnie
poczekać – uśmiechnął się i dopiero zdałam sobie sprawę, że
powiedziałam to na głos.
- Nie wiedziałem, że jesteś chętna
– podszedł do mnie – Dziękuje za sok kotku – wziął szklankę
i się napił – Skarbie wiem, że masz ochotę, bo ja też, ale za
dwa dni ściągną mi szwy i już nie będę musiał uważać.
- Dwa dni … przecież to wieczność.
- Hmm .. - popatrzył na mnie uważnie
– Od kiedy jesteś aż tak napalona?
- Możesz winić tylko i wyłącznie
moją ciąże. Jak ja bez Ciebie wytrzymam .. - położyłam łapkę
na jego nagim torsie. Spojrzał na to.
- Ale wiesz .. będę przyjeżdżał.
Postaram się jak najczęściej.
- Tylko czy ja tyle wytrzymam.
- Co masz na myśli.
- A nic tak tylko sobie głośno myślę.
Co jeśli na horyzoncie pojawi się jakiś przystojniak ..
- Nawet tak nie żartuj. Chyba bym Go
zabił. Więc mam nadzieje, że tylko żartowałaś.
- No nie wiem nie wiem – dalej się z
nim droczyłam – Nie wiem, czy wytrzymam.
- Dla Ciebie lepiej abyś wytrzymała –
powiedział bardzo poważnie.
- Mmm .. nie wiem, czy zdajesz sobie
sprawę, ale jesteś cholernie seksowny z taką stanowczością –
nie mogłam się powstrzymać i Go pocałowałam – Wybacz .. wiem,
że nie powinnam.
- Za tak przyjemną czynność nie
musisz mnie przepraszać. Ale mówiłem serio co do tamtego.
- Wiem kochanie. Wiesz, że będę na
Ciebie czekała. Nie będzie łatwo, ale dam radę.
- Prawidłowa odpowiedź – tym razem
to On dał mi buziaka – Jesteśmy kwita. W ogóle to jak się
czujecie? - położył łapkę na moim brzuchu. Spojrzałam na to.
- Hehe dobrze się czujemy .. bo jesteś
z nami – pogłaskałam Go po policzku – Lubię gdy to robisz i
będzie mi tego brakowało – przytuliłam się do niego.
*****
Dzień przed wyjazdem Michaela,
pojechaliśmy jeszcze na USG. To nie był termin, ale chciał
koniecznie zobaczyć nasze maleństwo na żywo. Chwilę czekaliśmy
na lekarza. Jakoś się dziwnie stresowałam, gdy już leżałam i
patrzyłam w ten monitorek. Widziałam radość na twarzy Michaela,
ale to nie sprawiło, że poczułam się lepiej. Domyśliłam się,
że to ma związek z jego wyjazdem, bo nie potrafiłam sobie tego
wyobrazić. Postanowiłam maksymalnie wykorzystać ten dzień jak
tylko się da i oczywiście noc. Będzie mi musiała wystarczyć na
bardzo długo.