W końcu udało mi się wstawić nową notkę. Pisałam w poprzedniej, dlaczego nie mogłam pisać, wiec już nie będę się powtarzała.
Chyba każdy wie jaki dziś dzień. Nie muszę przypominać. Smutny dzień, ale my się nie smucimy, bo nasz idol, by tego nie chciał. Cóż mogę więcej napisać .. chyba nic nowego czego byście nie wiedzieli albo czuli. Pamiętajcie tygrysek obserwuje :P :D
Aha i dla osób, które nie wiedzą. Dzisiaj od 13 do 15 na Stars.Tv będą dwie godzinki z Michaelem.
******
Dwa tygodnia zleciały jak dwa dni. Aż
żal było wracać, ale musieliśmy. Mike musiał wracać do studia.
Nie wiem skąd Janet wiedziała o naszym powrocie. No tak Sally jej
powiedziała. Po chwili i Ona przyszła do nas. Jak na złość
Michael zostawił mnie z tymi dwiema wariatkami i pojechał do
studia. Omal mnie nie udusiły, gdy zobaczył pierścionek na moim
palcu.
- No jednak mój braciszek nie jest
ostatnią fajtłapą.
- Janet. Oczywiście, że nie jest –
spojrzałam na pierścionek.
- Już myślałam, że nigdy Cie nie
poprosi o rękę i pierścionek się zmarnuje – spojrzałam na nią
zdziwiona.
- Jak to zmarnuje?
- Ups .. chyba się wygadałam.
- Dokończ co miałaś na myśli.
- Oj no bo On już dawno Go kupił,
tylko nie miał odwagi – wywróciła oczami – Cały On. Ale to
już nie ważne – wyszczerzyła się – Jesteś już nasza.
- Nawet nie masz pojęcia jak Ci
współczuje, Rose. Codziennie widzieć tą zakazaną gębę –
Janet aż spojrzała na Sally.
- To było do mnie?
- Hmm .. - rozejrzała się – Innej
szczurzej mordy nie widzę – wytknęła jej język.
- Rose będziesz świadkiem na
rozprawie w sprawie o morderstwo tej szkapy – Janet rzuciła się
na Sally.
- Jak dzieci – śmiałam się z tego.
Jednak muszę to przyznać. Tęskniłam za tymi dwiema i ich
wygłupami.
- Haha! Rose ja się boję szczurów!
Weź ją zabierz!
- A co mnie to obchodzi. Jak się
pozabijacie, to najwyżej będę musiała poszukać innej świadkowej
– powiedziałam najpoważniej jak umiałam i przeglądałam jakieś
czasopismo. Od razu się uspokoiły.
- No weź. Przecież to oczywiste, że
ja będę – powiedziała pewna siebie Janet.
- A niby dlaczego. To ja jestem jej
przyjaciółką od wielu lat.
- A ja to niby kim, co?
- Szczurem. I raczej zwierząt, a
zwłaszcza gryzoni nie będzie na ślubie – parsknęłam śmiechem.
- Dobra spokój dzieci. Muszę się
rozpakować – wstałam i podeszłam do swojej torby.
- Pozwolisz jej tak na mnie gadać?
- Oczywiście, że tak. Już
powiedziałam, że się nie wtrącam.
- Jeszcze się policzymy –
powiedziała groźnie Janet do Sally. I tak wiedziałam, że sobie
żartują.
- Więc ja stąd nie wychodzę –
szczerzyła się Sally.
Wolno się rozpakowywałam, bo miałam
nadzieje, że sobie pójdą. Chciałam odpocząć po podróży i
wziąć kąpiel, ale postanowiły zostać. Aż się sama sobie
dziwiłam, że nie kazałam im sobie pójść. Czyżbym się
wyciszała pod wpływem Michaela? Poszłyśmy do ogrodu. Może w ten
sposób prędzej się im pozbędę.
- No to teraz czas na kolejny krok –
spojrzałam na Janet.
- Hm? Jaki?
- Czas na małego Jacksona.
- Janet ..
- A nie chcesz? - spojrzałam na Sally,
żeby się nie wygadała.
- No chce .. wiadomo … ale mamy
jeszcze mnóstwo czasu.
- Może i macie, ale znając was to
możemy się spodziewać małego członka w rodzinie już niebawem –
patrzyłam na nią rozbawiona i kręciłam głową.
- Ty Ona jest bardziej zgorszona ode
mnie – powiedziała Sally.
- Bardziej od Ciebie to jest mój
braciszek i Ta tutaj – wskazała na mnie.
Po godzinie jakże tej ciekawej
rozmowy, w końcu sobie poszły. Wróciłam do domu i wzięłam długą
kąpiel. Przymknęłam oczy i relaksowałam się. Usłyszałam mój
telefon. Na szczęście miała Go przy sobie.
- Halo?
- Z tej strony pani narzeczony –
uśmiechnęłam się.
- Miło pana słyszeć.
- Poszły w końcu?
- Tak i powiem Ci, że masz stukniętą
siostrę – zaśmiał się.
- Akurat tego to nie musisz mi mówić.
Co robisz?
- Teraz? Leże sobie w wannie.
- Mmm szkoda, że nie mogę się wyrwać
– zagryzłam wargę.
- Też żałuje. Ale będę na pana
czekała wieczorem – powiedziałam zmysłowo.
- Może przyjadę. Hm a warto?
- Powinien pan znać odpowiedz –
chwilkę porozmawialiśmy na bardzo ciekawy temat. Stęskniłam się
za nim jak nie wiem, chociaż minęło kilka godzin.
*******
Mike prawie codziennie zostawał u mnie
na noc. Ojciec nie był tym zachwycony, ale nas to nie obchodziło.
Uwielbiałam budzić się i zasypiać w jego ramionach. Czułam się
bezpiecznie, ale ojciec pewnie by temu zaprzeczył, żeby tylko mu
dogryźć. Leżałam wtulona w jego nagi tors.
- Kiedy zamieszkamy razem? - nagle
zapytał. Spojrzałam na niego.
- Aż tak Ci się spieszy?
- A Tobie nie? Myślałem, że tego
chcesz ..
- Chce .. już Ci o tym mówiłam.
- Więc o co chodzi, kotku? Chce, żebyś
zawsze przy mnie była. Nie chce tak jak teraz jest. Wiem, że też
Ci to nie za bardzo odpowiada.
- Ehh .. masz rację .. ale … nie
wiem jak o tym powiedzieć rodzicom. Wiesz jak zareagują, gdy
powiem, że chce się wyprowadzić. Ojciec to się pewnie mnie
wyrzeknie.
- Ale masz prawo ułożyć sobie życie.
Nie możesz ciągle na nich patrzeć.
- Wiem … najpierw mamie o tym powiem.
Z nią się łatwiej rozmawia.
- Chcesz, żebym był przy tej
rozmowie?
- Kochany jesteś, wiesz? Spróbuje
sama ją przekonać.
- Dobrze. Bo wiesz .. ja już się
rozglądam za domem, tylko nie wiem jak Ty byś chciała.
- Hmm .. sama nie wiem … jak
przyjdzie czas to będziemy wybierać razem – dałam mu buziaka.
- Ty wiesz jak mnie przekonać.
- Hehe i bardzo dobrze. Kobieca natura.
Jedziesz dzisiaj do studia?
- Tak – spojrzał na zegarek na
stoliku nocnym – I właśnie muszę się zbierać. A tak mi się
nie chce – wtulił się we mnie – Tak mi dobrze – uśmiechnęłam
się. Lubiłam kiedy to robił. Pocałowałam Go we włosy. Kreśliłam
na jego plecach niewidzialne esy floresy.
- Więc zostań … zrób sobie wagary
dzisiaj. Jeszcze poleniuchujemy, weźmiemy wspólną kąpiel i
spędzimy cały dzień we dwoje.
- Hmm .. brzmi bardzo kuszącą –
wiedziałam, że to Go przekona – Ale zmieniłbym jeden punkt, a w
zasadzie coś dodał – spojrzał na mnie tymi swoimi oczami i już
wiedziałam.
- A co takiego?
- Przed tą kąpielą spędzić miło
czas – zawisnął nade mnie.
- Jestem jak najbardziej za –
zarzuciłam ręce na jego szyję - Chodź no to napaleńcu –
przyciągnęłam Go do siebie łącząc nasze usta w namiętnym
pocałunku.
*******
Jakieś dwa tygodnie od naszego powrotu
z wakacji nie czułam się najlepiej. Nie miałam za bardzo apetytu,
miałam mdłości czasami i zawroty głowy. Były dni kiedy nie
mogłam wstać z łóżka. Mike oczywiście się martwił, że czymś
mogłam się zatruć i chciał abym koniecznie poszła do lekarza.
Miałam nadzieje, że mi samo przejdzie, ale taki stan utrzymywał
się ponad tydzień. Rodzice też zaczęli się martwić i pewnego
dnia ojciec zadecydował, że zawiezie mnie do lekarza.
- Dobrze panno Baker. Wszystkie możliwe
badania zostały wykonane. Teraz trzeba czekać na wyniki.
- Jak długo?
- W poniedziałek może pani już
odebrać.
- Ale .. czy … to może być coś
poważnego? - zaczęłam się stresować.
- Spokojnie. Dostaniemy wyniki i
wszystko się okaże. Może faktycznie czymś się pani zatruła na
wakacjach i dopiero teraz pani odczuwa. Proszę się nie martwić na
zapas.
- Eh postaram się.
- A czy miała pani wymioty?
- Nie .. miałam tylko mdłości bez
wymiotów.
- No dobrze. Póki co nic nie będę
pani przepisywał.
- Więc przyjdę w poniedziałek –
wstałam – Do widzenia – wyszłam. Oparłam się plecami o
ścianę. Już od dawna tak się nie przejmowałam swoim zdrowiem aż
do teraz. Ojciec czekał na mnie w aucie, bo nie chciałam, żeby ze
mną poszedł. Usiadłam na krzesełku i nie wiem ile tak siedziałam
z opuszczoną głową, gdy nagle poczułam dotyk na kolanach.
Spojrzałam i przede mną kucał Michael – Co tutaj robisz?
- Nie mogłem się na niczym skupić,
więc przyjechałem. Powiedź mi … to coś złego? Zniosę
wszystko, tylko mi powiedź .. proszę .. - widziałam ogromny smutek
w jego oczach.
- Jeszcze nie wiadomo. Wyniki będą
dopiero w poniedziałek.
- A lekarz coś podejrzewa? -
pokręciłam przecząco głową.
- Boję się .. - przytulił mnie do
siebie.
- Nie masz czego kochanie. Jestem cały
czas przy tobie – dopiero teraz zorientowałam się, że jest bez
przebrania.
- Mike .. musimy stąd iść. Zaraz
wszyscy się dowiedzą, że tutaj jesteś.
- Mam to gdzieś, ale i tak musimy
wracać do domu.
- Ok – wstałam. Złapał mnie za
łapkę i szliśmy długim korytarzem.
- A może chcesz gdzieś pojechać, hm?
- Eh .. chyba nie chce. Jedźmy prosto
do domu.
- Dobrze skarbie.
Po powrocie do domu, poszłam prosto na
górę do siebie i się położyłam. Mike chyba rozmawiał z moją
mamą, bo dopiero po chwili przyszedł. Położył się za mną i
przytulił.
- Zobaczysz, że wszystko będzie
dobrze. Za dużo się nacierpieliśmy, więc teraz musi być tylko
lepiej.
- Chciałabym byś miał rację.
- I mam … sama zobaczysz. Będziemy
szczęśliwi – odwróciłam się do niego.
- Kocham Cie – wtuliłam się w
niego.
- Ja Ciebie jeszcze bardziej.
********
Była niedziela. Nie opuszczałem jej
ani na chwilę. Starałem się ją wspierać i nie pokazywać, że
też się martwię. Miałem nadzieje, że to zwykłe zatrucie i
niedługo jej przejdzie, ale nawet przez chwilę nie było lepiej.
Pani Baker zawołała mnie na dół. Zszedłem i wziąłem dwa
talerze z obiadem. Wróciłem na górę i od razu wypuściłem je z
rąk, a raczej mi wypadły, gdy zobaczyłem leżącą Rose przy
łazience.
- Rose!! - podbiegłem do niej –
Kochanie słyszysz mnie? - wziąłem jej twarz w dłonie, a łzy same
zaczęły lecieć. Po chwili przybiegła jej mama i zaczęła
panikować. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka –
Otwórz oczy .. proszę Cie ..
- Boże! Co jej się stało?
- Straciła przytomność. Niunia …
nie rób mi tego .. wiesz jak Cie kocham – oparłem swoje czoło o
jej. Pani Baker przyniosła mokry ręcznik. Wziąłem Go od niej i
przyłożyłem do czoła Rose. Była taka blada, ale oddychała na
szczęście. Obudzi się. Wiem, że nie zrobi mi tego i znowu spojrzy
mi w oczy.