Jak widzicie żyję, ale bardzo Was przepraszam za to, że nic nie dodawałam. Nie miałam wgl czasu na pisanie, ale w końcu Go znalazłam.
Nie macie pojęcia jak się cieszę, że wciąż jesteście i czytacie ;) Bo pisze to dla Was. Dziękuje, że nie zapomnieliście o tym blogu, bo historia cały czas się rozwija tak naprawdę. Nie chce obiecywać, ale za tydzień powinna być notka na Betty i mam nadzieje, że uda mi się dotrzymać terminu.
Już nie przynudzam, tylko zapraszam do czytania i komentowania :)
*******************************************************************************
Kiedyś, gdy byłam mała, mówiono mi,
że jeżeli spotkam tego jedynego będę o tym wiedziała, że będę
bardzo szczęśliwa .. na zawsze. Szkoda, że to okazało się zwykłą
bajką bez happy endu. Co z tego, że takiego spotkałam jak nie
mogłam z nim być. Czyli już nigdy nie mam być szczęśliwa?
Wmawiałam sobie, że nie załamie się, że będę silna i któregoś
dnia jeszcze się zakocham. Niestety z każdym dniem coraz mniej w to
wierzyłam. Próbowałam jeść chociaż trochę, ale nie zawsze mi
się udawało. Dziewczyny były bardzo zmartwione moim stanem, ale
zapewniałam je, że nic mi nie będzie. Sally znała to zachowanie.
Janet dopiero się uczyła i tak naprawdę nie chciałam, żeby mnie
taką widziała. Nawet przestała spotykać się ze swoim chłopakiem,
tylko po to aby być przy mnie. Nie chciałam, żeby tak się
poświęcała i nie chodziła na randki, ale była tak samo uparta
jak … Mike. Ehh .. wciąż ciężko jest mi wypowiedzieć jego
imię. Czasami, gdy patrzyłam się pustym wzrokiem w okno,
przypominały mi się te wszystkie chwile z nim spędzone. To był
najpiękniejszy czas w moim życiu. Szkoda, że się skończył.
Wszystko prysnęło jak bańka mydlana.
- Rose? - to była mama.
- Hm?
- Jak długo tak zamierzasz? To do
niczego nie prowadzi.
- Wiem … ale nie umiem inaczej. Nawet
jeśli On próbuje żyć jak dawniej, to ja tak nie potrafię,
rozumiesz?
- Tak .. rozumiem skarbie i jestem
pewna, że jemu jest tak samo ciężko.
- Jasne.
- Eh .. masz prawo czuć złość .. -
odwróciłam się do niej.
- Jedyne co czuje to smutek i pustkę,
której nikt nie wypełni. Ufałam mu bezgranicznie. Wiedział o mnie
wszystko .. więcej niż Wy .. - czułam jak łzy napływają mi do
oczu.
- Chciałabym Ci jakoś pomóc ..
- Nie możesz … nikt nie może.
- Tylko On – na te słowa, ponownie
odwróciłam się do okna.
- To już nie ma znaczenia. Niech
będzie szczęśliwy.
- Nie mów tak. Wiem, że tak nie
myślisz.
- Proszę .. zostaw mnie samą.
- Janet i Sally zaraz przyjdą.
- Czyli na ten czas Ty mnie pilnujesz.
- Bo się martwimy o Ciebie.
- Ale nie jestem już dzieckiem, a wy
mnie tak traktujecie.
- Wcale nie .. zostawię Cie samą.
- W końcu – czułam jej wzrok na
sobie, a po chwili usłyszałam, że wyszła. Czy ja nie mogę sama o
sobie decydować? Nie miałam myśli samobójczych, po prostu było
mi źle. Nie wierzyli mi. Tak jak mama mówiła, dziewczyny przyszły
parę minut później
- Rose? - usłyszałam ponownie.
- Co? - nie odwróciłam się.
- Zejdziesz za chwilę do salonu?
- Po co?
- Po prostu przyjdź, dobrze? -
kiwnęłam tylko głową, że przyjdę. Na moje szczęście znowu
zostałam sama w pokoju. Poszłam do łazienki i spojrzałam w swoje
odbicie. Wyglądałam koszmarnie.
- Michael by się Ciebie przestraszył
– usłyszałam za sobą i zobaczyłam w odbiciu Sally.
- Proszę .. nie chce o nim mówić …
zaraz przyjdę, ok?
- Dobrze – wyszła. I po co Ona mi o
nim przypomina, gdy próbuje zapomnieć. W ten sposób nigdy nie
wymarzę Go z pamięci. Przemyłam twarz zimną wodą i zeszłam na
dół do salonu. Zobaczyłam rodziców i dziewczyny.
- Siadaj – powiedział łagodnie
tata. Usiadłam.
- To o co wam chodzi, hm?
- Martwimy się o Ciebie.
- To już wiem. Coś jeszcze? Bo jak
nie to wracam do siebie.
- Przemyśleliśmy to z mamą i
uważamy, że … powinnaś się zgodzić na terapię ..
- Słucham?! Znowu zaczynacie?! Znowu
chcecie się pozbyć problemu?!
- To nie tak ..
- A jak?! Do cholery jasnej! Zajmijcie
się może sobą, co?! Dajcie mi spokój! - ubrałam kurtkę i buty i
wyszłam od razu z domu. Poszłam do tego parku, gdzie Mike wtedy
przyszedł i zaczęła się nasza przygoda z problemami. Usiadłam na
tej samej ławce i powróciłam wspomnieniami – Mike nie pozwolił
by mnie znowu zamknąć u czubków .. zaopiekował by się mną jak
wtedy .. boże .. - rozpłakałam się na dobre. W głębi duszy
chciałam, żeby tutaj przyszedł, objął i powiedział, że
wszystko będzie dobrze. Wróciłam do domu dopiero po kilku
godzinach. Nadal wszyscy siedzieli w salonie.
- Gdzie się podziewałaś? - zapytała
mama – Martwiliśmy się o Ciebie.
- Serio? To nie wasza sprawa i nie
wybieram się na żadną terapię – poszłam do siebie i się
położyłam. Zasnęłam zmęczona tym wszystkim.
Usłyszałam, że ktoś wymawia moje
imię. Otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam … Michaela? Siedział
na skraju łóżka i patrzył się na mnie.
- Co ..
- Ćśśś .. - przerwał mi – Wiem,
że popełniłem błąd … największy błąd w moim życiu, ale
zrozumiałem i uświadomiłem sobie, że kocham Cie najbardziej na
świecie, dlatego nie potrafię żyć bez Ciebie. Przysięgam, że
już nigdy nie zachowam się jak palant i nie będziesz przeze mnie
płakała. Wybaczysz mi? Ten ostatni raz? - patrzyłam na niego
uważnie i się rozpłakałam – Skarbie .. ?
- Tak … wybaczę Ci .. ja Ciebie też
kocham i tylko z Tobą chce spędzić resztę życia – przytulił
mnie z całych sił, a ja się w niego wtuliłam – Nawet nie wiesz
jak czekałam aż to zrobisz.
- Powiedziałaś, że chcesz spędzić
ze mną resztę życia, tak?
- Tak i jestem tego pewna – odsunął
się ode mnie. Wstał i uklęknął przed łóżkiem. Wyciągnął
niewielkie pudełeczko z kieszeni, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Zasłoniłam usta dłonią, bo domyślałam się co się święci.
Otworzył je, a moim oczom ukazał się pięknie pierścionek – O
Boże …
- Kochanie .. zostaniesz moją żoną?
- zebrały mi się łzy, ale tym razem były to łzy szczęście.
Uśmiechnęłam się.
- Tak! - i wtedy … poczułam, że
ktoś mnie szarpię za ramię. Otworzyłam oczy. Nade mną stała
Sally i Janet. Aż podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam
się za nim rozglądać. Nie było Go. Przyglądały mi się uważnie
i nic nie rozumiały.
- Miałaś zły sen? Mówiłaś coś,
dlatego Cie obudziłam – wytłumaczyła się Janet.
- Nie … to nie był koszmar –
objęłam swoje nogi i oparłam brodę o kolana. To był tylko sen.
Najpiękniejszy sen, tylko dlaczego akurat taki? Dlaczego teraz? Było
mi strasznie smutno, ale nie płakałam. Nie pytały co mi się śniło
i dziękowałam im za to. Nie umiałabym im to opowiedzieć bez łez
– Długo spałam?
- Ze trzy godziny. Lepiej się czujesz?
- Wyśmienicie.
- Głupie pytanie, ale musisz wziąć
się w garść, tylko nie krzycz – zasłoniła się rękami jak
przed atakiem. Trochę mnie to rozbawiło – Chwila .. Ty się
uśmiechasz? Sally widzisz to samo co ja?
- Tak i też jestem w szoku.
- Oj przestańcie. Wiesz … jesteś do
niego podobna nie tylko z wyglądu.
- No chyba żartujesz. Jestem
ładniejsza – zadarła zabawnie nos ku górze – Poza tym w głowie
mam mózg zamiast siana.
- Coś takiego – dogryzła jej Sally
– Kto by pomyślał, że coś tam w ogóle masz.
- No przepraszam bardzo, ale mam więcej
rozumu niż On.
- Taa ..
- Sally! Nie chcesz, żebym do Ciebie
podeszła.
- Czekam.
- Masz szczęście, że mi się nie
chce – Sally się tylko zaśmiała.
Wiedziałam, że robią to specjalnie,
żeby mnie rozśmieszyć, ale w dużej części był to wymuszony
uśmiech. Sally pewnie to wyczuła. W końcu zna mnie tyle lat i wie
o mnie wszystko. Do wieczora tak się sprzeczały. Myślały, że
dzięki temu nie myślę o nim. To nie prawda. Cały czas myślałam.
W pewnym momencie Janet wyszła i miała niedługo wrócić.
******
Ciągle siedziałem w tym pokoju. Tak w
ogóle to był ten sam pokój, w którym byłem z Rose, gdy ten
sukinsyn podał jej narkotyki. Ciągle miałem ochotę Go za to
zabić. Mimo wszystko, to były piękne chwile, bo byłem tutaj z
nią. Mogłem się nią zaopiekować i pokazać, że naprawdę mi
zależy. Co z tego. Przecież teraz zachowałem się jak najgorsza
świnia. Była dla mnie najważniejsza. Leżałem na łóżku, gapiąc
się w sufit, gdy usłyszałem dźwięk wiadomości. Niechętnie
wziąłem telefon do ręki i odczytałem ''Z tej strony Twoja
marnotrawna siostra. Będę Cie dręczyła tak długo aż w końcu
pójdziesz po rozum do głowy, jasne? Inaczej się Ciebie wyrzeknę i
nie żartuje.'' Czego Ona ode mnie oczekiwała? Jasne, że za nią
tęsknie, ale nie mogę tam pojechać. Nie po tym co zrobiłem. Nie
zmieniłem pozycji do późnego wieczora. Wiedziałem jedno. Janet
nigdy nie rzuca słów na wiatr. Usiadłem i wziąłem do ręki
zdjęcie, na którym jestem razem z Rose. Wyglądała tak pięknie.
Zresztą zawsze tak wyglądała. Odłożyłem zdjęcie i złapałem
się za głowę. Co mam robić? On jej zrobi krzywdę jeżeli wrócę.
Po chwili namysłu, zdecydowałem. Ubrałem się do wyjścia i
wyszedłem z hotelu. Wsiadłem do auta i ruszyłem. Nie pozwolę jej
skrzywdzić. Moi ochroniarze będą jej pilnować. O ile mi wybaczy.
Zatrzymałem się pod jej domem. Trochę minęło zanim odważyłem
się wysiąść i zapukać. Otworzył mi Pan Baker.
- Dobry wieczór – powiedziałem nie
pewnie.
- No witaj. Co Cie tutaj sprowadza?
- Przyjechałem bo … chce to
naprawić.
- Nie uważasz, że na to jest już za
późno? Zraniłeś ją.
- Wiem .. zdaje sobie z tego sprawę,
ale naprawdę ją kocham .. proszę dać mi szanse.
- Mnie nie proś o szansę, tylko moją
córkę.
- Więc .. wpuści mnie Pan? - chwilę
na mnie popatrzył i przepuścił w drzwiach. Wszedłem do środka.
Do holu weszła mama Rose.
- Co tutaj robisz? Za mało wyrządziłeś
krzywdy?
- Przepraszam za wszystko .. chce to
naprawić .. proszę tylko o jedną szansę .. - patrzyła na mnie.
- Eh … dobrze, ale Rose chyba już
śpi.
- Nie będę jej budził. Chce ją po
prostu zobaczyć i potem porozmawiać, a raczej prosić o wybaczenie.
- To jej decyzja, ale mnie zawiodłeś
Michael.
- Nie chciałem .. naprawdę.
- Wierzę Ci, ale słowa nie cofną
czasu – odeszła. Po chwili byłem już u Rose w pokoju. Cichutko
wszedłem, żeby jej nie obudzić, bo faktycznie już spała.
Chciałem ją przytulić i już nigdy nie wypuszczać z objęć.
Stałem w progu drzwi i po prostu się na nią patrzyłem …